Gorąco w Świdnicy
Gorąco w sensie dosłownym, fizycznym – i ze względu na dzisiejszych wykonawców, Le Poème Harmonique i Marcina Świątkiewicza. Ale i w tym wypadku również w sensie wpływu temperatury na koncerty…
Zespół Vincenta Dumestre’a z góry założył, że w letnią kanikułę lepiej dać program nieco lżejszy. Postawił na dyskretny element teatru, z czego może nie wszyscy byli zadowoleni. Jeden pan siedzący koło mnie był do tego stopnia niezadowolony, że gdy tylko zaczynały się żarty sceniczne. odwracał się do sceny tyłem i demonstracyjnie czytał program, unosząc go wysoko w powietrze, żeby było widać. Wyglądało to tak, jakby był tego spektaklu uczestnikiem à rebours…
Program, zatytułowany La Mécanique de la Générale, muzycy wraz z reżyserem Nicolasem Vialem i mimem Julienem Lubekiem poświęcili postaci i gatunkowi humoru Bustera Keatona. Tutaj jest mały trailer tego programu, z którego już można się zorientować, z czym miało się do czynienia. Repertuarowo było jeszcze szerzej niż w tej próbce, bo było Bolero Ravela, i Les chemins d’amour Poulenca, i nawet Satisfaction Rolling Stonesów. Ale, jak powiedział Piotr K., Grupę MoCarta to my już mamy, a Le Poème Harmonique kochamy jednak za coś innego (choć ich zmysł teatralny znamy choćby z pamiętnego Mieszczanina szlachcicem). Na szczęście na początku było trochę czystej muzyki – przepięknie – i bardzo retorycznie właśnie – zagrane utwory m.in. Uccelliniego.
Nocny (21:30) koncert zaczął się z niewielkim poślizgiem i przebiegał nie bez problemów. Z powodu bowiem temperatury i stopnia wilgotności w małym Kościele św. Krzyża klawesyn wciąż się rozstrajał, co działało rozpraszająco także na solistę – w środku Wariacji Goldbergowskich zrobił przerwę na ponowne totalne strojenie (część publiczności zrezygnowała wtedy z dalszego ciągu; pora była już dość późna). Przerwa nastąpiła w dobrym miejscu, ponieważ po niej można było zrobić efektowne wejście Uwerturą francuską. Co myślę ogólnie o tym wykonaniu? Już Aria zapowiadała, jakie będą te wariacje: skupione, bez pośpiechu, elastyczne rytmicznie, w stylu improwizacyjnym. Nie było pędzenia w szybkich wariacjach, była głęboka refleksja w powolnych. Owej słynnej minorowej była to jedna z najpiękniejszych wersji, jakie słyszałam. Pod koniec Marcin Świątkiewicz naprawdę się rozegrał: z chęcią zagrał dwa bisy. Najpierw Allemande z Suity d-moll Haendla, a potem zupełnie inna Allemande – Frobergera. Mimo totalnego zmęczenia nie chciało się z koncertu wychodzić.
PS. Prawdopodobnie załapię się na zwiedzanie z grupą z Krakowa, więc w ciągu dnia mogę się nie odezwać.
Komentarze
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=q9HZq8YUa10
Ja polecam obejrzenie małego kościółka św. Józefa przy ulicy Kotlarskiej [boczna Rynku]. Jest to rokokowe cacko z czasów Mozarta,przepięknie odnowione,chociaż trochę w cieniu wspaniałej Katedry i Kościoła Pokoju. Wiele starej zabudowy wyburzono w Świdnicy po wojnie-zupełnie niepotrzebnie,ale i tak warto tam pojechać. Pozdrawiam
Rzeczywiście „Pan z programem” był zdeterminowany w manifestacji swojego bojkotu – co było równie zabawne. Nawet lekkiego, barokowego repertuaru słucha się często w nabożnym (ba! – bogobojnym wręcz) skupieniu jak gdyby to była msza żałobna. Grupa Dumestre’a skutecznie zdekonstruowała standardy; konwenanse słuchaczych póz 🙂 To musiało spotkać się z oburzeniem 🙂 Pozdrawiamy serdecznie z uśmiechem 😀
Zgadzam się z Piotrem K. w całej rozciągłości, chociaż u mnie z rozciągłością różnie bywa. 😎
Poza tym mam alergię na mimów, a najbardziej na tych Śmiesznych.
Nie idźcie tą drogą. 😕
Dobry wieczór 🙂
Jak przewidywałam, cały niemal dzisiejszy dzień spędziłam w drodze, byliśmy w Ząbkowicach Śląskich, Kłodzku, Wambierzycach i po drodze jeszcze obejrzeliśmy niezwykle malowniczą ruinę. Zdjęcia będą, może nawet przed południem – wyjeżdżam stąd w samo południe.
A propos Woytka, to jest kościół św. Józefa:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Swidnica2011#5634391968372058978
Mieszkiwałam obok, bo w hotelu Piast-Roman. Także pierwszy raz gdy byłam już dobrych kilka lat temu – wtedy była to istna udręka, ponieważ z kościoła co godzina dolatywały elektroniczne kuranty z pieśniami dewocyjnymi 👿 Teraz już chyba przerzedzili.
Akina i Krzysztof – witam i uśmiecham się wzajemnie 🙂
Dwa słowa o tym, co było dziś, poza tym, że nadal gorąco. W Makowicach 8 śpiewaków z Capelli Cracoviensis pod batutą Fabia Bonizzoniego wykonało trzy dwuchórowe motety Bacha. Był to więc popis ośmiorga solistów z towarzyszeniem fisharmonii. W tak małym kościółku było tego dźwięku w sam raz. Parę momentów Bonizzoni zinterpretował dość niestandardowo, interesująco. Poza tym było to bardzo radosne śpiewanie, co w Bachu zawsze ujmuje.
Dziś był dzień CC, bo o 21:30 wystąpiła orkiestrowo pod batutą swojego szefa, tylko najpierw same dęciaki w parku koło Kościoła Pokoju zagrały Divertimento F-dur Haydna. Potem już w samym kościele orkiestra, w dość dużym składzie, zagrała Paryską Mozarta i La Reine Haydna – bardzo przyzwoicie. I wreszcie, znów z owym ośmioosobowym chórkiem (jedną małą, ale smaczną solówkę miał baryton Sebastian Szumski) – Thamos Mozarta. To wspaniała muzyka i choć młodzieńcza, kompozytor wykorzystał ją później w różnych innych dziełach; w programie jest mowa o przeróbkach na dzieła religijne, ale nie został wymieniony Czarodziejski flet – początek pierwszego chóru jest identyczny z wejściem Sarastra, a początek środkowych orkiestrowych epizodów przypomina z kolei wstęp do uwertury. Myślę, że Peryt z Sadowskim wystawiając swego czasu w WOK to dzieło słusznie połączyli je z kantatami masońskimi – i tu jest trochę mozartowsko-masońskiej atmosfery (dodajmy, że motyw egipski, podobnie jak we Flecie, także jest z masonerią kojarzony). W każdym razie naprawdę warto je wykonywać.
A teraz spać 🙂
Pobutka*.
—
*) Długa, żeby nie było, że nie ostrzegałem…
❗ 😀
Siadłam sobie po śniadaniu pokompować, a tu ze wszystkich stron słyszę rozśpiewywanie się Capellowiczów, którzy dziś też mają wariacki dzień. O 10. na nabożeństwie w Kościele Pokoju śpiewają Komm, Jesu, komm, zaraz potem na mszy w Katedrze – Missę brevis B-dur Haydna, po czym wsiadają w swoje pojazdy, przemieszczają się do Krakowa i wieczorem tamże dają powtórzenie wczorajszego koncertu z Thamosem. To trzeba mieć kondycję… Podziwiam.
Zaraz ruszam w drogę powrotną i tymczasem zostawiam Wam zdjęcia z moich wczorajszych wojaży:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/ZabkowiceIKOdzko2013
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/BozkowWambierzyceSwidnica2013
Pani Doroto,
poblize tylu kosciolow i piesni to odpust zupelny gwarantowany.
Qui bene cantat bis orat.
Drogi ozzy, ja mam odpust gwarantowany od lat, tyle razy zdarzyło mi się śpiewać w kościołach (w chórze) 😆
Uf, wróciłam w końcu. Jeszcze raz, tym razem wirtualnie, ogromnie dziękuję grupie z Wrocławia za podwózki i przemiłe towarzystwo oraz grupie z Krakowa za świetne współwycieczkowanie wczorajsze 🙂
No i organizatorom festiwalu, których było mi w tym roku za mało 🙂 Ale i mnie było tam w tym roku mało, niestety.
Pobutka.
I cóż, w Warszawie też gorąco 🙂
Nam też było za mało Pani Kierowniczki 🙂
We Wrocławiu niedzielny poranek rozpoczął się burzą i ulewą. Zanim dotarłam do Świdnicy,było znowu słonecznie, chociaż odrobinę chłodniej niż w sobotę ( no,góra jakieś 28 stopni ) 😉 Nabożeństwo w Kościele Pokoju było bardzo piękne,chociaż motet wpleciony w liturgię brzmiał zupełnie inaczej niż w Makowicach.Pastor potraktował tekst motetu jako temat przewodni kazania, a że zawsze mówi ciekawie i mądrze, zgromadzeni bez względu na wyznanie ( lub jego brak) nie czuli się niezręcznie.Nabożeństwo było podwójnie ekumeniczne,bo na organach ołtarzowych grał tym razem Maciej Bator, szef konkurencyjnego” Festiwalu Chorda Auxit, na codzień organista w katedrze świdnickiej,który tego dnia debiutował w nabożeństwie luterańskim. Ale -jak zauważył pastor w końcowych ogłoszeniach- wszyscy szczęśliwie dotarliśmy do finału. Bardzo to pouczające usłyszeć tę muzykę w jej naturalnym środowisku,w kontekście dla którego powstała. Księdzu Waldemarowi marzy się też w przyszłości rekonstrukcja pełnego luterańskiego nabożeństwa z czasów Bacha… Podobnie jak Kierownictwo podziwiałam kondycję muzyków Capelli,którzy błyskawicznie przemieścili się do katedry,gdzie też „dali radę”, a zaraz później wyruszyli na kolejny koncert do Krakowa. I tak to mniej więcej wyglądało przez ostatnie dwa tygodnie,bo równolegle w Krakowie Theatrum Musicum…
A wspomniany przez PK pałac w Bożkowie rzeczywiście jest piękny i pechowy – tutaj trochę informacji z zeszłego roku i kilka linków do wcześniejszych wpisów :
http://ikroopka.blogspot.com/2012/06/bozkow-dwa-lata-pozniej.html
CC ma w ogóle bardzo intensywne plany, także zagraniczne – jeszcze jesienią wyjadą ze trzy razy. A w przyszłym roku mają być m.in. na Festiwalu Bachowskim w Lipsku i Festiwalu Haendlowskim w Halle, więc u źródła wręcz. Tak trzymać 🙂
To są miłe wieści z Krakowa. Inna, niemiła wieść stamtąd to wiadomość, że „Dziennik Polski” zrezygnował ze współpracy z p. Anną Woźniakowską i prof. Adamem Walacińskim, bo „recenzji już nikt nie chce”. Teraz „rzondzą” osoby skażone nieuctwem w dziedzinie kultury, i tak to się kończy.
A mysmy wrocili z objazdu the Southwestern US i:
1. temperatura byla 40 oC i wyzej
2. muzyczka – stosownie country and western
gorace 😆 pozdrowienia dla PT kierownictwa i uczestnikow
U nas najbliższy tydzień też gorący, ale jednak nie tak, jak w the Southwestern US 😉
Ja jutro znów w drogę, tym razem nad Wigry – na Letnią Filharmonię AUKSO, która co prawda już się zaczęła, ale jeszcze kilka dni potrwa.
Jak widać, nie tylko CC ma niezłą kondycję,Pani Kierowniczko 🙂
🙂
Okazuje się, że Dziennik Polski idzie, w pewnej mierze, za jednym z największych dzienników Wielkiej Brytanii, The Independent (jak ironizuje Norman Lebrecht, „independent” to on za bardzo nie jest, odkąd go kupiła za grosz ci-devant-kagiebowska rodzina Lebiediewów). Wydanie niedzielne Independent on Sunday zwolniło wszystkich krytyków. Począwszy od września żadnych krytyk nie będzie, tylko „features, interviews, essays, previews and comment”, czyli wyłącznie promocja i reklama, jak w telewizji.
A najśmieszniejsze jest to, że gazeta domaga się od instytucji artystycznych dalszego dosyłania jej bezpłatnych zaproszeń i egzemplarzy.
🙂
Witam serdecznie pana @ Piotra
Pani Doroto,
nad Wigry..piekne okolice; niegdys bywalem w Augustowie, a dalej Suwalki (to chyba rodzinne miejsce pana Wajdy)…nie pamietam, ale ktos dawno temu spiewal o „muszelce znalezionej nad Wigrami” albo o „nocach augustowskich”
Zycze przyjemnego pobytu
Życzę świetnych wrażeń z pobytu nad Wigrami. Nawiązując do ostatniego komentarza mogę dodać, że piosenkę Fr.Leszczyńskiej „Augustowskie noce” śpiewała znakomicie Maria Koterbska.
Krysia K.
A na Warmii w Lidzbarku zakończyła się kolejna Międzynarodowa Letnia Szkoła Muzyki Dawnej połączona osobami występujących z Festiwalem [musica rhetorica].
Część ostatniego koncertu (Fux) poprowadził pięknie od oboju dyrektor artystyczny festiwalu – Marek Niewiedział
Pani Kierowniczko, Różyczki tym razem nie widziałem…
Niskie ukłony, Ozzy!
Dobry wieczór 🙂
lesiu, bo Różyczki tym razem nie było w Lidzbarku.
Ja jestem częściowo odkompiona, bo w budynku, w którym mieszkam, nie spenetrowałam hasła do internetu. Teraz jestem w budynku, gdzie się jada (i część ludzi mieszka), a tu hasło jest znane. Melduję się więc. Wracam właśnie ze spotkania z Marcinem Bogusławskim (pasierbem Lutosławskiego) i Markiem Mosiem, prowadzonego przez Leszka Dzierżanowskiego – było bardzo ciekawie i okołolutosowo. Rzecz odbyła się w pięknej scenerii galerii Andrzeja Strumiłły w Maćkowej Rudzie, gdzie też AUKSO ma próby. Mieszkamy za to w stadninie, gdzie jest ponoć aż 140 koni! Tylu aż nie widziałam, ale dużo jest tu ślicznych konisiów.
W ogóle jest pięknie, a gwiazdy świecą jak nigdy 🙂
Trochę by można opowiedzieć, ale może później, bo teraz nie bardzo mam czas pisać 🙂
Dobranoc!
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
Niestety w budynku, w którym mieszkam, sieć jest tylko na kabel, a kable się skończyły 🙁 Może potem uda się coś zdobyć, tymczasem pozostaje mi tylko uśmiechnąć się porannie na ten kolejny upalny letni dzień 🙂
To możemy być spokojni, Pani Kierowniczka pije.
Bo kto pije, nie kabluje 😉
Wczoraj było pyfko, i owszem. Nawet uległam głupiej reklamie i uprawiałam „łomżing” 😛
Ale ogólnie na upały lepsza herbata z miętą. Właśnie taką piję. I przypomina mi się napis, jaki widziałam w Tunezji: NAJWIECEJ WITAMINY MAJA POLSKIE DZIEWCZYNY I MOJA HERBATA MENTOWA 😈
Znam ten napis, Pani Kierowniczko, chyba nawet uwieczniłam na jakiej fotce 😉 Ale w tym upale nie podejmuję się przekopywać zdjęciowego archiwum,żeby to sprawdzić 🙂
A zielona z miętą to rzeczywiście dobry wynalazek na ten upał, prawie tak dobry jak sorbet bazyliowy,który nieodmiennie kojarzy mi się ze świdnickim festiwalem. Przy okazji pozdrowienia od naszego miłego znajomego z Placu Pokoju 🙂
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=404573802980444&set=a.299771036794055.58488.103898496381311&type=1&theater
Oj, coś mi się zdaje, że trzeba by tu tego i owego przywołać do porządku! Najwyraźniej nie dociera do nich, że krytyków zwalnia się wyłącznie w dobrze pojętym interesie Sztuki. 👿 A ja rozmawiałem z kimś (zmilczę, czy był to redaktor naczelny, czy właściciel gazety) kto mi to skutecznie wyjaśnił i teraz już wszystko rozumiem. Spisałem monolog tego kogoś, żeby i inni mogli z jego światłej myśli skorzystać:
Niektórzy narzekają,
że psuje się w mediumach,
że dział krytyczny bierze
gość, który nic nie kuma,
a ja tym malkontentom
odpowiem bez pardonu:
tak tylko może sztuka
nareszcie dojć do pionu.
Po kiego by zatrudniać
faceta, co jest psujem?
Co robi, weźmy, krytyk?
Wiadomo, krytykuje!
Reklamą nie ucieszy,
promocją nie pogłaska…
A myśleć pozytywnie
to niby co – nie łaska?
Podobnie z recenzentem,
to także typek dziwny,
upiera się bez sensu,
że chce być obiektywny,
a przecież my, u licha,
już braliśmy tę lekcję –
jak obiektywny, znaczy,
że może mieć obiekcje.
Nie trzeba nam krytyków,
nie trzeba recenzentów,
merytorycznych ględzeń,
czepialstwa i zamętu.
Jak prosty świat się zrobi,
jak cudne będą łamy,
gdy od dziś miejsce na nich
wyłącznie chwalcom damy.
Gdy nikt nie będzie pieprzył,
że coś tam jest do bani,
to myśli pozytywnej
rozmnożą się tytani
i pojmie widz czy słuchacz,
odbiorca czy artysta,
to, jaka ma być sztuka:
no, kurde, ZAJEBISTA!
I właśnie otake sztuke Bobiku, otake 🙁
Jezlikto chce spędzić kurtularnie wieczór w klimatyzowanej sali,to jutro o 18.00 czasu tutejszego w Multikinie „Aida w 3D”,cokolwiek to oznacza 🙂
http://beta.www.wroclaw.pl/aida-w-3d-w-multikinie#
Chociaż na końcówce „Nowych Horyzontów” w kinie Helios klimatyzacja włączona na full ledwo zipała…
Wszystko to prawda, Bobiku, atoli z jednym zastrzeżeniem: jak się krytyków wytenteguje en bloc, to kto będzie Masom tłumaczył, która sztuka jest jedynie suszna, a która głęboko niesuszna, hę? Oczywiście, krytyka muzyczna jest całkiem zbyteczna, gdyż muzyka nic nie znaczy i żadnych istotnych treści ideowych w zasadzie nie transportuje (chyba, żeby teksty dopisać, pani zanotuje, panno Helu), ale są przecież dziedziny ideowo nośne, to co z nimi?
Kierowniczka gwiazdy liczy, ach!
Widziałam kiedyś takie niebo nocą w lesie. Gwiazda jedna przy drugiej na wyciągniecie ręki. Bajecznie! (rozmarzona kufa)
Pani Doroto,
przypomniala Pani Mackowa Rude na Suwalszczyznie, gdzie mieszka Andrzej Strumillo, chyba wilnianin rodem a te tereny polodowcowe jeziora, pagorki, sosnowe lasy, spokojne wsie to chyba juz dawnych wspomnien czar. Bo ta kraina zostala zdewastowana. Tu sie organizuje skomercjonalizowana turystyke.
Tu tez poblize Puszczy Piskiej, ktora pamietam z dziecinstwa. Iluz tu znakomitosci goscilo dawnymi czasy jak Konstanty Ildefons Galczynski, Zenon Modzelewski (ojciec Karola), Jerzy Borejsza, Ziemowit Fedecki, Jerzy Putrament (podejrzana znakomitosc) a takze dyrygent Jerzy Krenz (kto pamieta grupe 49?), Jerzy Markuszewski…i wielu, wielu
innych.
P.Strumillo w jednym ze swoich wierszy pisal: „A my niewolni, nieposluszni, tam podazamy, gdzie jestesmy”
Pozdrawiam,
PS dzisiaj mialem pogrzeb zony jednego z tych, ktorych „prawdziwi Polacy” nazywaja „zydokomuna” -uroczystosc cywilna, urna z prochami, muzyka Chopina, Debussy…a jeden z moich znajomych gral na saksofonie tenorowym, pozniej prochy zostaly rozsypane do malego jeziorka.
Babcia moich malcow.
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=09TAkCUmfww
Dzien dobry,
spiesze z poprawka: Krenz bowiem Jan a nie Jerzy.
Przyjemnego dnia.
Ps Wybieram sie na koncert Neila Younga.
Dzień dobry 🙂
Pogoda zaiste kubańska ostatnio 😉 W nocy coś błyskało i mruczało, ale nie wiem, czy coś z tego wynikło, bo zasnęłam. Jeśli nawet, to oczywiście śladu już nie ma.
Na ochłodę rześkie brzmienie fletu i harfy – jeden z punktów wczorajszego pięknego koncertu:
http://www.youtube.com/watch?v=QYF2yhUJ08c
Harfistka gra mi właśnie za ścianą. Bardzo przyjemnie 🙂
Powinnam już zrobić nowy wpis, np. „Gorąco na Mazurach”, ale może już po dzisiejszym koncercie AUKSO. Swoją drogą aż byłam zaskoczona wczorajszą frekwencją w kościele w Sejnach, ale cóż, miastowa inteligencja na wakacjach też musi mieć jakąś rozrywkę 😉 W tym koledzy-muzycy, których całkiem dużo tu wczasuje.
ozzy – tam, gdzie bywam, nie widzę jakiejś dewastacji ani komercji. Jest spokojnie, cicho i pięknie. Suwałki, i owszem, mają galerię handlową, ale też piękną nową szkołę muzyczną, przy której warszawskie mogą się schować 😉 Ma też nową piękną salę Suwalski Ośrodek Kultury; zobaczę ją na sobotnim koncercie.
Stadnina, w której mieszkamy, w istocie jest duża, ale leży na uboczu, w Mikołajewie. No i na pewno jakiś przemysł zrobili księżulkowie na Wigrach, ale tam w tym roku nie byłam.
Bobiku – jak zwykle w punkt 😆
🙁
koncert Neila Younga odwolany – przyczyna: jeden z muzykow ulegl powaznemu wypadkowi – rowniez Europa tour nie odbdzie sie.
Ad Dorota Szwarcman 8 sierpnia o godz. 9:48
Szanowna Pani Kierowniczko,
czy na pewno potrzeba używać tego rodzaju sformułowań jak „księżulkowie”?
To tak samo otrząsające, jak ktoś używa sformułowania „Żydki”!
@ klakier – no bez przesady. Biskup Pieronek powiedział kiedyś, że są księża i księżyska – to w takim razie też otrząsające 😛
Mnie ci księżulkowie jakoś nie rażą. Oczywiście brzmią protekcjonalnie (choć przecież zarazem dobrotliwie), ale w końcu zainteresowani sami sobie na tę szczyptę protekcjonalności zapracowali – i nadal nie ustają w wysiłkach.
Oj, tak, a na Wigrach również… Klasztor pokamedulski został odbudowany po wojnie od kompletnego zera przez władze polskie, przez wiele lat obiekt był w gestii ministerstwa kultury, działał jako Dom Pracy Twórczej, a później też jako świetny ośrodek kultury. Musieli przyjść, „odzyskać” (w cudzysłowie, bo nie było ich, tylko kamedułów, a sam obiekt zresztą nie istniał) i zlikwidować kulturę. Tego im wybaczyć nie mogę.
@ścichapęk 15:32
z tą szczypta protekcjonalności też bym nie przesadzała,to raczej brzmi sympatycznie ( np. Żeromski tak pisał o księdzu Nastku w „Przedwiośniu”,chociaż to może nie jest najlepszy wzorzec literacki 😉 ), jakoś tak kojarzy mi się z postaciami z literatury – z osobami poczciwych duchownych z Makuszyńskiego albo z przygodami księdza Browna 🙂 Sama tak mówię i jak dotąd żaden ze znajomych księży nie poczuł się dotknięty, więc nie rozumiem przeczulenia klakiera. O zaprzyjaźnionych zakonnikach w moim kręgu mawiamy ” ojcaszkowie” lub „ojczulkowie” i też nikt tego nie odbiera jako tonu protekcjonalnego.
A co do ośrodka na Wigrach, to według wersji oficjalnej podobno ministerstwo (jeszcze za czasów Marka Rostworowskiego) koniecznie chciało się pozbyć kłopotu,wystąpiło o termin skrócenia dzierżawy o kilkanaście lat i ” wmusiło” go Kościołowi, który bynajmniej go nie chciał 😉
Ad ew_ka 9 sierpnia o godz. 20:16
Zaraz tam przeczulony… tylko uważam, że co innego mowa domowa, w kręgach zaprzyjaźnionych, czy literackie zawijasy, a co innego mowa publiczna.
Zachrobotało mi jakoś to Pani Kierowniczki „księżulkowanie”, to sobie pozwoliłem się odezwać.
Zupełnie inaczej by zabrzmiało:
„No i na pewno jakiś przemysł zrobili księża na Wigrach, ale tam w tym roku nie byłam.”
@ ew_ka
To jest dość skomplikowane, bo może śp. Marek Rostworowski faktycznie tych Wigier nie chciał (co on krakus wiedział o kulturze na Suwalszczyźnie), ale później postawa ministerstwa była już inna. Ośrodek długo walczył o przetrwanie, miał znakomity program i próbował go bronić. Nic z tego nie wyszło 🙁
To przecież – poza wszystkim – było też pierwsze, wieloletnie, znakomite miejsce Filharmonii AUKSO.
Może więc należy winić Rostworowskiego, że rzecz rozpętał – nie wiem. W każdym razie szkoda wspaniałego kulturalnego miejsca.
A klakier przesadza i już naprawdę nie chce mi się o tym dyskutować.
Pani Kierowniczko,tylko przytoczyłam tzw. wersję oficjalną , a jak było w rzeczywistości,to już inna sprawa. Ja też żałuję Wigier jako wspaniałego ośrodka kulturalnego, poza tym spędziłam tam kiedyś cudowne wakacje, kiedy Ministerstwo w swej łaskawości otworzyło bramy także dla szeregowych wyrobników kultury… Ech, wspomnienia 🙂
O zmarłych nie mówi się źle, ale taka jest smutna prawda, że p. Rostworowski był wbrew pozorom jednym z mniej udanych ministrów kultury w rządach III RP. Niespecjalnie leżało to stanowisko w jego kompetencjach 🙁
Moje pokolenie zapamięta Marka Rostworowskiego przede wszystkim jako twórcę wystawy „Polaków portret własny” (1979) i już tylko za to mogę przymknąć oko na tę wpadkę z ministrowaniem. Zresztą ten resort w III RP długo nie miał szczęścia do szefów 🙁
Jak to się okazuje, że przesadzanie jest potrzebne – się ciekawy wąteczek wykłuł
Tak, wystawa była bardzo interesująca. Ale to zupełnie inna bajka.