Reżyser z dyrygentem
Myślę, że – jak na ten blog – smutny temat MJ został już załatwiony, starły się różne zdania, łącznie z porównaniem go do Mozarta (może ze względu na pozycję ojca w początkach jego kariery?) i przeciwnie, ze stwierdzeniem, że był „obrzydliwy” – i dużo więcej już do napisania nie mamy. Idąc więc za życzeniem Gostka wrócę na górę-kulturę, do tematu, który wciąż mi się czkawką odbija po ostatnich wrażeniach z paryskiej opery, jak też i przy okazji śledzenia wątku na temat reżyserii operowej, który ostatnio rozwijał się na Trubadurze (i w którym dzielnie bronił sensu Piotr Kamiński). Innym pretekstem jest dla mnie fakt, że wczoraj w ramach cyklu kinowych pokazów operowych obejrzałam Don Giovanniego z Covent Garden.
To znana realizacja sprzed roku, ukazała się nawet na DVD, dużo jest jej fragmentów na YouTube. Jest dobrze śpiewana i grana, w warstwie reżyserskiej nie ma dosłowności, ale i „uwspółcześnień”, został znaleziony złoty środek. A Antonio Pappano, dyrektor muzyczny Royal Opera House (i dobry dyrygent), najwidoczniej pozazdrościł Gelbowi z Met i w ramach tego spektaklu (w przerwie oczywiście) wystąpił w roli gospodarza przeprowadzającego wywiady z dyrygentem Charlesem Mackerrasem i reżyserką Franceską Zambello (było też „oprowadzanie” po kulisach opery).
Otóż właśnie wywiad z reżyserką był dla mnie po prostu uderzający. Zwłaszcza że Pappano z Zambello już wcześniej współpracowali (np. przy Carmen) i właściwie mówili też o tej własnej współpracy. Zambello powiedziała mniej więcej coś takiego: bardzo lubię ściśle współpracować z dyrygentem od samego początku pracy nad spektaklem. Lubię, jak dyrygent inspiruje moje inscenizacyjne pomysły (tu Pappano dodał, że też lubi to w drugą stronę) , a najlepiej, żeby dojść ostatecznie do tego, by koncepcja spektaklu była całkowicie wspólna, by dyrygent z reżyserem stali się jednością.
Oni to mówili, a ja krzyczałam w duchu: yes, yes, yes! Tak być powinno zawsze i wszędzie! Bo opera to właśnie taki gatunek. Wszystko ma się splatać, wszystko ma działać spójnie! No i mieć sens oczywiście, wynikający z muzyki. Bo o tym też oboje wspomnieli: że to muzyka jest podstawą. Nic dodać, niż ująć.
Dlaczego taka prosta prawda przegrywa ostatnio tak często z wykwitami teatru reżyserskiego? Dlaczego muzycy kładą uszy po sobie i nie krzyczą, że król jest nagi? Jak to się stało, że tak totalnie skapitulowali, że dopuścili do władzy ludzi nie znających się na muzyce, czyli na tym, czym się przecież w operze zajmują?
W tym świetle zmiany w Operze Narodowej jednocześnie mnie cieszą i martwią. Cieszy mnie, i to bardzo, zapowiedź coraz większej różnorodności repertuarowej, przypominania dzieł XX wieku i wystawiania także XXI wieku. Cieszą też bardzo perspektywy, jakie pojawiły się przed baletem, bo to już dawno mu się należało. Martwi, i to coraz bardziej, sama struktura teatru. Dyrektorem artystycznym jest reżyser, dyrektor baletu ma osobną pozycję. NIE MA DYREKTORA MUZYCZNEGO! Tak było praktycznie w ostatnim sezonie. Na nowej wersji strony Opery Narodowej widnieje jeszcze jako pierwszy dyrygent Evgeny Volynsky, choć w zapowiedziach coraz więcej Tadeusza Kozłowskiego, który jest przyzwoitym muzykiem (i przez wiele lat niedocenianym w Warszawie), ale ma przecież Łódź. No i wychodzi na to, że muzycy mają nie przeszkadzać, muzyka – w MUZYCZNYM teatrze – jest na ostatnim miejscu! Cenię zdolności, entuzjazm i horyzonty Mariusza Trelińskiego, niektóre jego realizacje bardzo mi się podobały, ale ostatnio pokazał, że jest w stanie ciąć sobie muzykę Glucka, jakby była muzyczką do jego własnego monodramu, a nawet podkładać pogodną uwerturę pod scenę samobójczą. Jeżeli taki jest jego obecny stosunek do muzyki (wcześniej to aż tak nie uderzało), to naprawdę zaczynam się bać, co będzie dalej.
PS: uzupełnienie. Już wiadomo, że od jesieni kierownictwo muzyczne ma objąć Tadeusz Kozłowski. Jaka będzie jego pozycja? Zobaczymy…
Komentarze
Wcale często spotykam dołączone do oper filmy o pracy reżysera, który z partyturą w ręku dyskutuje z wykonawcami. Wyraźnie dołączają je wszędzie tam, gdzie mogą się tym pochwalić. Oby mogli i w Polsce.
Mniej więcej to samo mi się skojarzyło…Dodam jeszcze, że to całkiem stary patent, w „pamięci operacyjnej” mam to co niedawno oglądałem tj. Rusłana i Ludmiłę” z 1995 z ST Petersburba pod dyr. Valerego Gergieva, ale były też inne, starsze przykłady przykłady, których nie potrafie wymienić w tej chwili.
Poczekajmy na wybory parlamentarne w Polsce i wtedy powstanie takze nowa dyrekcja Opery Narodowej.
markspruce – witam. Tak, zwykle te wydarzenia się zbiegają 😈 To nie jest jeszcze kraj na tyle cywilizowany, by sztuka mogła uniezależnić się od polityki.
Sam stosuję ten ton: ten kraj… ale go nie lubię (tonu)
Ale to cholerna prawda i mam często ochotę kopnąć w d ten kraj.
Tyle, że trudno mi kopnąć samego siebie, noga nie sięga…
A czy Wy naprawde sadzicie, ze sztuka wysoka jest uniezalezniona od polityki?
Zmienil sie nad Sekwana minister kultury. Zobaczymy, co Miterrand wymysli. Frédérique.
Kultura zawsze była w dużym stopniu zależna od polityki, ale nigdy do końca. Przewroty w końcu stawały się dzięki kulturze – tej niezależnej.
To niestety przykład nieszczęśliwy, potwierdzający słabą pozycję kultury w starciu z polityką na co dzień. Ale to właśnie kultura będzie zawsze na wierzchu, wygra.
Bo człowiek bez polityki istniał długie lata i wielu ludzi do dziś bez niej może żyć, bez kultury nie sposób. Nawet częstotliwość zmiany skarpet jest częścią kultury, dla niektórych wysokiej, (hi,hi, śmieszy mnie w ogóle pojęcie k.w.) ale to właśnie od samego dołu idzie siła potrzeby, której żadna polityka nie zagłuszy.
Każda władza ma przekonanie, że najlepiej zadba o nasze potrzeby kulturalne, to relikt, którego my od dawna nie bierzemy pod uwagę i robimy swoje. I o to chodzi…
Spoko, trochę nerwów to kosztuje, ale jak w Narodowym dadzą ciała, to po kątach będziem robić swoje 😉
TROMBY (właściwie to róg, ale… co tam), od polityki pośrednio zależne, bo Kompozytor potrafił się władzy przypodobać (choć raczej nie tym razem, mimo że nie jest to też kultura niezależna, ani kontrkultura…).
Droga Pani Teresko: Frédéric Mitterrand nic nie „wymyśli”, bo on o niczym nie decyduje.
Drogi PAK: sama partytura nie wystarczy. Christoph Marthaler ma wykształcenie muzyczne, Peter Konwitschny to syn wybitnego dyrygenta, a to oni właśnie najżwawiej masakrują cudze partytury. Po czym z nich biorą wzór inni, całkiem tego wykształcenia pozbawieni.
Bywają też, co gorsza, muzycy cierpiący na ideologiczne skrzywienie, którzy wspierają reżyserów w tym dziele : przykład to Harnoncourt, który w salzburskim Weselu Figara entuzjastycznie dorzynał na podium, czego reżyserowi nie udało się zaślachtować na scenie.
Rozmowa szybko zeszła na politykę, ale to nie dygresja, gdyż w dramatycznej kwestii poruszonej przez Panią Dorotę o to właśnie chodzi: o władzę. Norman Lebrecht pisze o tych sprawach od lat. To samo dotyczy zresztą nie tylko Opery, gdzie muzycy władzę stracili i nawet nie próbują jej odzyskać, ale wielu innych dziedzin życia kulturalnego.
Proszę spojrzeć na debatę wokół „praw autorskich”. Przecież tu w ogóle nie chodzi o prawa autorów, tylko o prawa agentów, producentów, wydawców, czyli pośredników. Jak napisał pewien przenikliwy komentator, ci zajadle „bronią artystów przed publicznością”. Prawa autorskie oszalały.
Ciekawy przykład: Christian Lacroix, genialnie utalentowany… projektant mody, nie jest właścicielem swojego nazwiska. Scedował je 20 lat temu i dzisiaj przegrał proces o jego odzyskanie. Podczas gdy on tworzył, a talent ma niezwykły, niezdarni zarządcy doprowadzali jego firmę do ruiny.
A wracając do opery: władzy raz zdobytej łatwo się nie oddaje. Póki muzycy nie upomną się o swoje prawa i o prawa swej sztuki, żaden „dobry pan” im tego dobrotliwie nie zwróci.
Piotrze Kamiński ,
nikt nic nie wymyśli, niechby był ministrem wielkim. Muzyka jest dla ludzi i to oni *głosują*, wybierajac to, co im sie podoba.
Droga Pani Alicjo – nieporozumienie. Oczywiście, że żaden minister sztuki nie stworzy, ale może pomóc albo zaszkodzić. Tu chciałem powiedzieć jedynie, że ten minister akurat nawet pomóc ani zaszkodzić nie może, bo nie on decyduje o czymkolwiek.
Pani Doroto, gwoli informacji: jeśli idzie o dyrektora muzycznego TW-ON, szefostwo sceny na wtorkowej konferencji prasowej ogłosiło, że od września batutę dzierżył będzie Tadeusz Kozłowski właśnie. Serdecznie.
Witam, Panie Piotrze. No, rzeczywiscie nie zaszkodzi ani nie pomoze. Moze jednako cosik wymyslec i narobic dyskusyjnego zamieszania, ktore i tak do niczego nie doprowadzi.
A z innej beczki:
Wiedzialam, ze to zrobia. Japonczycy:
http://www.maxisciences.com/robot/robot-illustration_pic4856.html
Wrrr…
Cd – witam, dzięki za informację. To znaczy, że zostawia Łódź? No i ciekawe swoją drogą, ile będzie miał do powiedzenia.
Właśnie zajrzałam na – również nową – stronę łódzkiego TW:
http://www.operalodz.com/o_teatrze.php?id=1
Ciekawe stanowisko: p.o. zastępcy dyrektora do spraw muzycznych 😆
Wracając jeszcze do Paryża: Pan Piotr wreszcie sobie użył 😆
http://www.rfi.fr/actupl/articles/114/article_8046.asp
I jeszcze jeden „polski beton” w RFI:
http://www.rfi.fr/actupl/articles/114/article_8037.asp
Tyle że tam jest błąd. Nagranie Rogera na DVD jest z Opery Wrocławskiej, nie z Teatru Maryjskiego. No i chyba raczej jest Sprawa Makropulos, a nie Afera Makropulosa.
Tak, faktycznie, ulzyl sobie. I to chyba najdobitniej i najdokladniej.
Tak jak zapowiadalam, rozpoczelam liste sprawnosci koniecznych do opanowania rezyserii Pana W. Na czele znalazlo sie czolganie przy jednoczesnym rozbieraniu sie jedna reka (odpinanie guzikow od mankietow koszuli w tym kontekscie nie nalezy do najlatwiejszych, a lezacy facet spetany sciagniatymi do pol lydki spodniami wyglada po prostu kretynsko). O spiewaniu nie wspomne, bo to detal, przecie nie po to sie chodzi do opery.
Przyszlym gwiazdom bioracym udziel w rezyseriach Pana W polecam juz dzisiaj wprawianie sie w robieniu mostkow. Przy jednoczesnym spiewaniu, oczywiscie. Przeczuwam, ze to nastepny etap, a opulencja opulencji utwierdzila mnie w prawdziwosci moich wizjonerskich wizji. 😉
Trzeba przyznać, że Mariusz Kwiecień spisał się w tej materii (nie o śpiewaniu oczywiście mówię) znakomicie 😈
Nie wiem, czy kto sprosta tak bez profesjonalnego przygotowania. Przydałby się Wydział Akrobacji, Wygięć i Przegięć Operowych (jeden z przedmiotów obowiązkowych: śpiew koloraturowy w pozycji mostka) 😉
Przegięcia Operowe 😆
To chyba byłby specjalny przedmiot dla reżyserów…
Jeden z tematów zajęć: Wykorzystanie postaci z kreskówek w interpretacji klasycznych dzieł operowych 😉
W stylu dekoracja sie zwalila, otrzepal sie i spiewa dalej?
Albo go mloteczkiem po glowie popukali, az sie splaszczyl, potem BULK i aria. Jontka, oczywiscie.
Beato. Zglaszam pomysl do Ministerstwa Sub-Kultury Wyzynnej. I Narodowej Niewinnosci (czytaj Dziewictwa)
A o dofinansowanie zwrócimy się do Fundacji Wspierania Działań Niskopiennych.
Przeczytałam sugestywną relację Pana Piotra. Przygnębiłam się i wzdragnęłam, jakbym sama tam była. To ja już wolę wykonania koncertowe z czującymi istotę opery wykonawcami. Tak jak było na Vivaldim w styczniu w Krakowie. Wszystkie postaci i relacje między nimi były soczyste, chociaż wykreowane „tylko” za pomocą głosu i towarzyszącego mu akompaniamentu. Nic nie przeszkadzało muzyce, a samo wykonanie odebrałam jako esencjonalne.
Beato, wykonanie Krola Rogera bylo zaiste esencjonalne. Szkoda tylko, ze jeszcze byly te basenoczolgomyszkimiki zupelnie nie na miejscu.
A dla tych, ktorzy chca sobie osobiscie zdanie wyrobic:
http://liveweb.arte.tv/fr/video/Le_Roi_Roger_de_Karol_Szymanowski_a_l_Opera_Bastille/
jeszcze przez kilka tygodni (zapowiadaja, ze przez dwa miesiace, czyli do 20 sierpnia)
Czuję niedosyt.
Wizja reżysera dotyczy tylko tego, co dzieje się na scenie. A może doczekamy orkiestry w mostkach i dyrygenta na trapezie szturchającego tyczką tromby? Jak już, to już 👿
Orkiestre w balonie juz zaliczylismy, to czemu nie w mostkach. Moze byc. Dyrygenta proponuje na paralotni, dla blizszego kontaktu z TROMBAMI.
Widziałam skrzypka i dyrygenta w jednej osobie unoszącego się nad pl. Mickiewicza na podnośniku strażackim – a był to Krzesimir Dębski na Międzynarodowym Festiwalu Chórów Uniwersyteckich „Universitas Cantat” kilka lat temu 🙂
No, Krzesimira stać na nie takie numery 😆
Dyrygent niech wisi u nieba
Bo w końcu go aż tak nie trzeba
By stać musiał, wszystkim widoczny
I machać właściwie nie musi
Choć zwykle to właśnie go kusi
Marzenie – policjant przyboczny
Bo jakaż ci tu jest różnica
Policjant też prosty jak świca
I rączki na cztery rozkłada
Lecz temu, kto policjantowi
Na ruch giętki wzgardą odpowi
Mandacik, punkciki i biada
A TROMBIE z orkiestry jeżeli
Na raz ci się w głos rozweseli
Wsio płazem i gadem uchodzi
Ach ! TROMBO ! Tak nie uchodzi
W materii śpiewania Kwiecień też, pani Doroto spisał się znakomicie. A za przeczołganie Rogera i wygląd Pasterza należą się Warlikowskiemu dodatkowe baty (solidną batutą). Jutro zamierzam nagrać retransmisję z radiowej dwójki i rozkoszowac się nią jeszcze długo, zaś o spektaklu zapomnieć.
Nie wystawiajmy Trelińskiemu ocen za nowy sezon, zobaczymy , jak będzie. Dobrze, że nasze międzynarodowe śpiewacze tuzy (Podleś, Dobber, Kurzak) zaprezentują się wreszcie w Warszawie planowo, a nie na nagłych, zapewne wybłaganych przez dyrekcję zastępstwach. Może Beczała (który po konieczności rezygnacji ze spektaklu w Covent Garden, bo się przeziębił w Warszawie przy okazji takiego zastępstwa zarzekał się, że nigdy więcej) i Kwiecień pojawią się w kolejnym sezonie. Oczywiście, jeżeli Treliński pozostanie na stanowisku, czego mimo wszystko chyba należy mu życzyć
Nie chodziło mi o wystawianie ocen, bo przecież ten sezon dopiero przed nami. Chodzi mi raczej o to, żeby muzyka w tym nowym sezonie i kolejnych miała jednak należną jej pozycję. Centralną.
Może w końcu tak się stanie. Trzymajmy kciuki.
Właśnie: Viva la musica! http://www.youtube.com/watch?v=bqb5n_sWK6o&feature=related
Na leżąco jest znacznie trudniej, co słychać niestety:
http://www.youtube.com/watch?v=zDok-UgnPPA&feature=related
PS. Nie znalazłam wersji na paralotniach
A mnie to sie w ogole marzy opera statyczna. Tyle ze wszyscy statycznie zastygaja na glowie. I spiewaja. Taka joga artysty operowego. 😉
Potem przechodzimy plynnie do pozycji lotosu. Kto sie zna na jodze, niech pociagnie dalej, jakies hecne zestawienie asan. Ja nie czuje sie kompetentna.
Ale pewnikiem i to przyjdzie.
Jak statyczna, to najlepiej od początku do końca w Savasanie: http://www.szkolajogi.com.pl/wiki/index.php/Savasana
Albo, żeby dźwięk lepiej się niósł w stronę publiczności, w Vriksasanie: http://www.szkolajogi.com.pl/wiki/index.php/Vriksasana
Beato 😆 😆 😆
zaraz pekne ze smiechu. To ten trup w basenie, to byla pozycja jogi. Zaczynam rozumiec Warlikowskiego!!! Chyba wpisze sie do Klubu Intelektualistow!
A to moze i czolganie jakowes jest w jodze? Z obowiazkowym rozbieraniem.
Rozebrać się, to i owszem trzeba, żeby się przebrać w strój do ćwiczeń. O czołganiu nie słyszałam.
No tak, Savasana w basenie… Ale o ile jeszcze finałowe „powitanie słońca” jestem w stanie zrozumieć 😉 , bo przecież w ostatnim zdaniu opery jest mowa o słońcu, to tego trupa w basenie już mniej. Może joga dlatego, że w pewnym momencie jest mowa o Benares? 😆
Benares to nawet i basen można wyjaśnić – tam są takie schody prowadzące do rzeki i na ich poszczególnych stopniach odbywają się rytualne kąpiele w Gangesie.
No! Wszystko się zgadza 😉 😆
Tam jest tak:
PASTERZ
(…) W różowym Benares modlę się za ciebie.
Lotusy Indry niosą pozdrowienie dla ciebie!
Odbicie me na wodach Gangesu pozdrawia cię, Rogerze!
Pan Piotr Kamiński (którego dziełem właśnie się rozkoszowałem słuchając Mercadantego Horacjuszy i Kuriacjuszy; jak można się było obywać dotąd bez niego?) ma świętą rację pisząc, że Harnoncourt zmasakrował w Salzburgu Wesele Figara; rzeczywiście dla wielbiciela tej opery (a ja nim jestem) to była ogromna przykrość. Tym zresztą większa, że dyrygent ten nagrywał Wesele kilka razy a wystawiał zapewne też wielokrotnie. Mam jego trzy nagrania, z tego jedno z Concertgebouw Orchestra jest dobre, drugie zaś bardzo dobre – z Zurichu 1996 r. Te ostatnie dziwaczne tempa i masakra wzięły się więc prawdopodobnie ze znudzenia bądź przekombinowania, Ale jakakolwiek była przyczyna – skutek był fatalny.
No, faktycznie, cus z tego jest
http://static.panoramio.com/photos/original/81535.jpg
TROMBY! (dzisiaj część wizualna, audio proszę sobie wyobrażać we własnym zakresie).
Chyba, że ktoś bardzo chce posłuchać jeszcze raz dueciku…
Koncert Tomasza Stańki.
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/TomaszStanko#slideshow/5352630135152955762
Ciekawe, jak mawiał Kisiel. Temat MJ przeleciał i wrócił Warlikowski. Po powrocie przeobraził się z twórcy nieudanego spektaklu we wroga publicznego nr1. Przy okazji można sądzić, że wrogiem nr 2 staje się Treliński. Niesmiało przypominam, że Warlikowski miewał też niejakie suklcesy, a Treliński też jest godny pamięci o pewnych zasługach.
P.o. zastępcy może śmieszyć, ale w tak demokratycznym kraju jak nasz takie tytuły są nieodzowne. Wszystkie ważne stanowiska muszą być obsadzane w drodze konkursu. P.o. nie muszą. Najczęściej któś jest p.o. do czasu rozstrzygnięcia konkursu lub permanentnie i wtedy obywa się bez konkursu. W przypadku instytucji artystycznych sami ocencie, co lepsze.
Mamy lato. Nie wiem, czy nie warto o czymś lżejszym. W sobotę w południe w TVP2 leciała Hrabina z Honkongu. Fabuła po tylu latach trudna do zniesienia, ale aktorzy całkiem całkiem. W roli głównego stewarda Charlie Chaplin. Ale oczywiście Zofia Loren miała przykuwać uwagę i przykuwała. Całkiem ponętna osoba. Ale opulencja teraz bardzo zauważalna, przed paroma dziesięcioleciami chyba nie. Może doszliśmy do przesady z obowiązującą tyczkowatością.
Ja na ogół piszę wprost i bez kontekstów. Powyżej napisałem tylko to, co napisałem. Nie domagam się uznania Warlikowskiego za geniusza, na którego porażki trzeba patrzeć przez palce w imię wcześniejszych zasług. I doskonale rozumiem, że problem umniejszania roli muzyków w teatrach muzycznaych jest ważny. Z tym się całkowicie zgadzam, choć jako osoba nie znająca się na muzyce nie miałem pojęcia, że może być inaczej niż Pani Kierowniczka opisała w akapitach od 3 do 5.
Marek Kulikowski – o! 😀
Stańko grał na warszawskim Skwerze Hoovera na otwarcie wystawy fotografii „Jam session: America’s Jazz Ambassadors Embrace the World”, która zresztą oficjalnie otwierana jest dziś.
Z innych nowości: jutro o 10. przed Pomnikiem Bohaterów Getta oficjalna inauguracja budowy Muzeum Historii Żydów Polskich. Po wstępnych przemówieniach ministra Zdrojewskiego i prezydent Gronkiewicz-Waltz zaśpiewa stu kantorów amerykańskich. Oczywiście jest ich mniej niż stu, po prostu chór Cantors Assembly. Z nagrań mniemam, że dobry. Zaśpiewają parę modlitw i parę pieśni gettowych. Wieczorem wystąpią na specjalnym koncercie w Operze Narodowej. Ja chyba nie będę mogła być rano (niestety jest moja kolej na omawianie numeru na zebraniu redakcyjnym), ale wieczorem się wybieram.
Od wtorku Warsaw Summer Jazz Days, od soboty Jazz na Starówce.
A dziś o 20 – retransmisja paryskiego Rogera!
Wszystkiego najlepszego imieninowego dla Gostka Przelotem, Owczarka Podhalańskiego; nie wiem, czy Piotr Kamiński i Piotr Modzelewski też dziś obchodzą (Piotr z sąsiedztwa wiem, że nie), ale życzyć można zawsze! 😀
TROMBY, żeby połączyć wszystkie tematy. Trochę jazz, trochę muzyka żydowska, trąbka, no i gra Paul 😉 W tym roku też jest w Krakowie, ale się tym razem tam jakoś nie wybieram. Choć żałuję.
Stanisławie – no, ale niestety często jest inaczej. Dyrygent podporządkowuje się reżyserowi. Jest kimś, kto ma pilnować „warstwy muzycznej”. Treliński zawsze zresztą deklarował, że ważna jest dla niego współpraca z dyrygentem. W niektórych spektaklach było to widoczne. Ale Orfeusz niestety mnie zdegustował. Mam nadzieję, że z kolejnymi premierami będzie inaczej.
Warlikowski – też się zgadzam, że i w operze miał udanego Króla Ubu. Na Wozzecku też aż tak bym psów nie wieszała jak np. Piotr Kamiński (choć też wolałabym bez kibli i myszek Miki). Ale teraz naprawdę nie wiem, co mu się stało. O (A)pollonii też znajomi krytycy wyrażają się źle, ale nie mają odwagi tego napisać.
Ooooooo! Dziękuję dziękuję bardzo za pamięć!
Paweł
Stanislawie, wrocil Warlikowski w kontekscie paryskiego Krola Rogera. Wrocil, bo jednak bardziej bolesny dla nas niz smierc MJ.
A mnie boli szczegolnie to, ze – jak zreszta ktos juz tu napisal – duzo wody w Sekwanie uplynie, zanim Krol Roger tu wroci. Znowu przechlapana okazja. Powtarzam sie, trudno
A w ogole to WITAM slonecznie i prawdziwie lipcowo.
Przylaczam sie do Piotrowych i Pawlowych zyczen imieninowych. Niech sie szczesci! Przez 365 dni w roku, w porywach przez 366.
Gotsku, niech Cię humor nie opuszcza do kończ dnia, a szczęście i miłość najbliższych przez cały rok, w porywach i bez porywów.
Co ja zrobię, że muszę przekręcać, czyli przeinacvzać. Oczywiście życzenia były dla Gostka
Ja z tego nic nie rozumiem. Gdy byłem młody, w Polsce opera z prawdziwego zdarzenia właściwie nie istniała. Chodziło się dla muzyki, która była najczęściej grana i śpiewana jako tako. Jeżeli w obsadzie był ktoś bardzo dobry, koledzy i koleżanki i tak poziom wpływali niezbyt fortunnie. Na reżyserię i aktorstwo nikt nie zwracał uwagi. Również na dopasowanie głosów do całokształtu postaci czy odwrotnie.
Teraz może być inaczej, mamy trochę wykształconych i utalentowanych śpiewaków. Ale starajmy sie uzyskać teatr muzyczny, w którym będą dobre głosy i dobrze grana muzyka. Starajmy się, żeby przy tym aktorstwo i reżyseria nie zakłóciły spektaklu, czyli żeby były poprawne. Ten mój program minimum nie dotyczy pojedyńczych spektakli tylko przeciętnego poziomu. Przy takim przeciętnym poziomie niech się trafiają wystrzałowe realizacje zachwycające wszystkimi elementami, w tym przerośniętą, ale trafną, wizją inscenizacyjną. Jak jedna na kilka okaże się chybiona, trudno. Statystyka twierdzi, że wszystkie super udane byc nie mogą.
Ale to bolesna prawda przywołana przez Teresę, że taki falstart w Paryżu odbije się czkawką na lata.
Dziękuję bardzo za życzenia, rzeczywiście dziś obchodzę imieniny i nic nie mogę na to poradzić. Tydzień temu byłem na imieninach Alicji mieszkającej nieopodal (ta nasza mi o tym przypomniała) i tam zdarzyła się taka dziwna rzecz. Wśród gości była córka pani domu z 4 letnim synkiem. Dziecko było dobrze odżywione, ospałe i znudzone rozmowami przy stole. Matka podała dziecku obranego banana. Rozmowa toczyła się wartko – i nagle zaczęła zamierać aż wreszcie wszyscy zamilkli. Wszyscy patrzyli na dziecko. A dziecko, z bezmyślną miną, trzymało w ustach banana i to wpychało go sobie głębiej do ust, to znów go wyciągało. Robiło to mechanicznie i rytmicznie. Wszyscy byli zażenowani; dziecko było przecież niewinne, a tu takie skojarzenia. Ale z komunikatów wysyłanych sobie wzrokiem wynikało, że wszystkim kojarzyło się to nieprzyzwoicie. Matka dziecka skojarzyła to ostatnia i z dużym opóźnieniem. – Albo jesz albo się bawisz! – trzepnęła chłopca w głowę, aż banan wypadł mu z ust. – Zjedz lepiej kawałek tortu – zadecydowała. Z tortem nie dało się bawić toteż rozmowa znów się ożywiła.
Ja wszystko rozumiem, ale dlaczego zaraz trzepać w głowę? 😆
Ach ta bananowa młodzież, im tylko głupoty w głowie. Nie to co nam, poważnym ludziom….
Serdeczne życzenia imieninowe Gostkowi i Piotrowi Modzelewskiemu 🙂
I wszystkim Piotrom i Pawłom bez względu na przynależność blogową 🙂
I wszystkim Piotrom bez Pawłów i Pawłom bez Piotrów i każdemu z osobna…
Widzisz, Stanislawie, ja jestem stary belfer z kilkudziesiecioletnim bardzo roznorodnym stazem. I wiem namacalnie i empirycznie, dowiadczalnie i pedagogicznie, jak istotne jest pierwsze wrazenie, pierwszy kontakt z dzielem i do jakiego stopnia determinuje jego pozniejsza percepcje. I jak trudno to pozniej wyprostowac (jezeli w ogole jest to mozliwe). To tak jak pierwszy kontakt z drugim czlowiekiem. Carte blanche, patte blanche, bez zadnych odgornych zalozen.
Dlatego wlasnie uwazam, ze w tym sezonie zafundowano Paryzowi dwa takie falstarty. Jeden w grudniu – Minkowskiego. Drugi teraz. Bo co mozna w Wwie, gdzie wszyscy znaja, tego nie mozna w Paryzu na dzien dobry.
A teraz wyobrazmy sobie, ze nagle wysuplana jest z szuflady nieznana opera Mozarta. Sensacja, prawda? I ze jej prapremiera pokazuje trupa w w wannie, nagich chlopaczkow i rehabilitacje przy drazkach. I na dodatek nie wiadomo, o co chodzi. Bez sensu? Bez sensu. A dlaczego w przypadku Szymanowskiego ma byc z sensem?
Jezeli ta sama opera w 150 realizacji scenicznej, juz po 149 obejrzanych przez swiat caly, aplikuje asany i fikolki – zgoda, mowi sie kontrowersyjna realizacja. Ale nie wczesniej.
Dziwi mnie ten brak strategicznego myslenia. Warlikowskiego w Warszawie potraktowalabym jako eksperyment, niech mu i bedzie, ale nad Sekwana – trzy razy nie. Bo wyszlo na to (co wielokrotnie bylo podkreslane), ze chodzilo tu o tylko o niego. Szymanowski byl jeno pretekstem. Tymczasem powinno byc dokladnie odwrotnie.
Sami Państwo słyszeli, że premierowa i niepremierowa publiczność paryska doskonale odróżniła komu należały się brawa a komu buczenie. Może więc wybryki Warlikowskiego nie będą miały tak długofalowych i złych skutków dla późniejszej percepcji „Króla Rogera” nad Sekwaną.
Niestety, Urszulo, to juz nawet zostalo napisane w ktorejs recenzji. Na domiar zlego byla to ostatnia inscenizacja za panowania Mortiera, wiec szybko do Szymanowskiego nie powroca.
Tereso, bardzo mi sie podoba to co napisałaś wyżej, nie dodam nic do tego aby przypadkiem nie obniżyć poziomu dyskusji.
Pani Doroto – ja też nie rozumiem matki walącej w głowę dziecko – ale tak było. Co gorsze, nie rozumiało też tego dziecko, które potem pochlipując skubało kawalek tortu. Szczęśliwie, po pewnym czasie znalazło sobie ciekawe zajęcie i zapomniało o przykrości.
Wpadłem na przerwę. Urszulo, przeczytałem ileś recenzji francuskich i wiele z nich bardzo chwali wykonanie muzyczne i wokalne, natomiast tylko jedna z nich oddaje Szymanowskiemu, co mu nalezne. Częściowo Szymanowski odpowiada za grzechy Warlikowskiego, a dodatkowo ktoś chciał przyłożyć Mortierowi, a Warlikowski dał pretekst, to i Szymanowskiemu przy okazji się dostało dodatkowo. Zupełnie jak w Polsce akurat.
Piotrze, najlepsze życzenia dla Ciebie. A z dzieckiem wszystko zrozumiałe w kontekście Mortiera. Mama była zła na gości za to, że jej dziecko takie skojarzenia wywołało, więc zastepczo przyłożyła dziecku. Życie. Osobiście jestem przeciwko zakazowi kar cielesnych.
Może jestem ciemny i zacofany, ale jest taki projekt ustawy, który zakazuje wszelkich kar cielesnych. Niby słusznie. Tylko za złamanie zakazu pracownik opieki społecznej (nie żaden sąd) ma obowiązek odebrania dziecka rodzicom i umieszczenie w ośrodku opiekuńczym bądź domu dziecka. To już lepiej niech ten zakaz nie obejmuje lekkiego klapsa, albo niech odbieranie dzieci pozostawią sądom.
Stanisławie, dzięki za życzenia. Parę dni temu napisałeś świetną recenzję filmu Woody Allena Vicky, Cristina, Barcelona, po przeczytaniu której zobaczyłem ten film innymi oczami. Wczoraj widzialem film Agnes Jaoui „Opowiedz mi o deszczu” (który akurat ukazał sie na DVD i jest też w wypożyczalniach; w kinie był wyświetlany tydzień i znikł). Jak poprzednie jej filmy – i ten jest bardzo dobry i oryginalny. I bardzo dowcipny. Poza tym zwraca uwagę starannie dobrana muzyka: jest tam pieśń Schuberta (stąd tytuł), zarzuela, Nina Simone. Wszystko to doskonale dopasowane do sytuacji, warto by tym się zająć. Dałbym wiele – aby przeczytać Twoją recenzję z tego filmu.
Dziękuję wszystkim kolejnym życzeniodawcom zbiorowo i każdemu osobno!
P.A.S. a.k.a. G.P.
Stanisław napisał dwie zabawne i przeciwstawne recenzje. Ja wczoraj dopiero dotarłam na Vicky Cristina Barcelona, więc teraz już rozumiem te wszystkie smaczki 😀
Swoją drogą przezabawna rzecz. Ten film nie jest arcydziełem. Jak na Allena – nawet bardzo nie, mimo pięknej Hiszpanii i fajnych aktorów. Schemat na schemacie, jak artysta, to nawiedzony, jak Hiszpanie, to namiętni, przeciwstawienie wolnego życia życiu szacownemu… Plaskate to, nawet jeśli chwilami można się pośmiać. A na forach internetowych… jedni mówią, że to beznadziejny film, inni (zwłaszcza młode panienki) oburzają się: jak możesz!!! to ty jesteś beznadziejny, nic nie rozumiesz, ten film mówi o uczuciach!!! 😆 Takie podniecanie się schematami w końcu dość prymitywnymi, które Allenowi posłużyły do mało wyrafinowanej zabawy, przypomina mi podniecanie się grupki akolitów Naszych Wybitnych Reżyserów. Też zachowują się jak takie młode naiwne panienki 😆
Filmy Allena, a na pewno „Vicku Cristina Barcelona” są ttrochę z przymrużeniem oka. Filmy Jaoui pomimo pozoru komediowości są bardzo głębokie i poważne. Nie śmiałbym z nich żartować. Allen będąc wspaniałym podpatrywaczem pokazuje głównie warstwę zewnętrzną, pod którą widz może podłożyć mnóstwo rzeczy pasujących do tej warstwy zewnętrznej. Ja się tak zabawiłem w dwóch wersjach.
Film Allena jest bardziej o ludzkim zachowaniu. Bardzo prawdopodobnym, wręcz przewidywalnym. Jaoui i Bacri (chyba tez odgrywa ważną rolę) odkrywają kolejne warstwy, które tym zachowaniem kierują. Do tego jest to robione z miłością do bohaterów. To wspaniała cecha twórców. Z jej powodu nie rażą mnie tak drastyczne wątki w filmach Aldomovara.
Paradoksalnie „Opowiedz mi o deszczu” zapamietałem najsłabiej z filmów Jaoui. Byłem bardzo zmęczony i senny. Z grubsza potrafiłbym opowiedzieć, ale nie na tyle, żeby wypocić recenzję. I nie zdobyłbym się na żartobliwą.
Mogę za to jeszcze jedną o Vicky, a dokładnie o Cristine:
Woody Allen zafascynował się ostatnio twórczością Petera Webbera. Historia modelki Veermera obudziła jego wyobraźnię. Szczególnie poruszył go motyw napięcia erotycznego związanego z malarstwem. Historia dziewczyny, na którą malarstwo wywiera wpływ tak nieodparty, że po sesji pozowania (w ubraniu) szuka okazji do natychmiastowego rozładowania napięcia. Znajduje je w ramionach fatyganta, który dotychczas nie wzbudzł w niej jakichkolwiek emocji.
Allen zastanawia się, jak malarstwo oddziałuje na kobietę dzisiaj. W celu zbadania wybiera tę samą kobietę, która pozowała Vermeerowi. Jak się okazuje, wszystko przebiega tak samo, choć obecna swoboda obyczajowa nie wymaga już szukania ujścia substytucyjnego.
Dziewczyna spokojnie i radośnie romansuje z malarzem dopóki nie dowie się, że jego malarstwo jest wtórne, zapożyczone od byłej żony. Teraz napięcie rośnie, ale malarz nie wystarcza do jego rozładowania. Cristine mimo, że nie jest lesbijką, przeżywa uniesienie z byłą żoną malarza, prawdziwą artystką. Czegoś tu jeszcze brakuje, więc próbuje znaleźć ukojenie obcując równoczesnie z obojgiem. Początkowo wydaje się, że cel został osiągnięty, ale po paru dniach widzi, że to nie to, czego chce. Jako brakujący element zapewnia harmonię małżonkom, ale sama jest nieszczęśliwa. Ostatecznie sama zostaje artystką (fotografia) i porzuca oboje malarzy. Być może jest teraz samowystarczalna.
A o Jaoui jeszcze pomyślę. Teraz dalej na sesję.
Film nie musi być wybitny, żeby w sposób zrozumiały i pobudzający do myślenia mówił o rzeczach ważnych. VCB to właśnie robi. Więcej, daje przykłady i twarze, których można użyć w bliskich, codziennych sytuacjach. I to jest największa siła tego filmu.
Zgadzam się z Fomą. Banał i schematyzm są świadomym środkiem. Po kilkunastu minutach można przewidzieć rozwój filmu co najmniej do połowy. Ale potem Allen kikakrotnie zaskakuje. Przerysowanie postaci też jest znakomite. Poza tym właśnie to, co napisałem wyżej. Te banalne sytuacje mogą mieć tak różne wytłumaczenie. Obie bohaterki są po krótce scharakteryzowane, znamy ich poglądy. Ale nie znając życiowych źródeł tych poglądów znamy je bardzo powierzchownie.
Szkoda, muszę iść
Wszystkim bardzo dziękuję za życzenia, a z Piotrami i Pawłami dzielę się z całego serca.
W kwestii Wozzecka: sprężyna tego utworu jest taka, że sponiewierany szeregowiec armii pruskiej, z początku XIX wieku, wpada w szał z upokorzenia i morduje kochankę, co wolała ładnego oficerka. W operze Wozzeck nie jest fryzjerem – był nim jedynie facet z gazety, pretekst, z którego skorzystał Büchner pisząc sztukę. A potem Berg pisząc operę, gdzie sam sztukę adaptował.
Warlikowski wyrzucił to wszystko do kosza, Büchnera i Berga (wyjąwszy ich nazwiska na afiszu, rzecz prosta…), a zrobił o fryzjerze z eleganckiego zakładu na cztery czy ile tam czerwonych foteli. Tym samym cała ta historia straciła wszelki sens, od pierwszej do ostatniej sceny, bo w ogóle nie wiadomo, dlaczego Wozzeck pozwala sobą poniewierać Kapitanowi (którego rangę sfałszowano zresztą w napisach), zamiast go wypieprzyć na ulicę z kopniakiem w tyłek. Warlikowski wymontował utworowi sens, wynikający z motywacji postaci.
Zrobił tak we wszystkich operach, które dotąd widziałem. Ifigenia była bez sensu (co ci dwaj faceci w marynarkach robią w domu starców, i dlaczego ta pani ma ich zabić na rozkaz tego inwalidy na wózku?), Makropoulos bez sensu. Nie wiadomo, kto jest kto i o co chodzi, bo każde słowo i z niego wyrosła każda nuta jest o czymś zupełnie innym.
Roger jest tylko trochę gorzej zmajstrowany, czyli bardziej widać grube nici, ale wadę wrodzoną ma dokładnie tę samą: pychę i egocentryzm reżysera, podparte poczuciem bezkarności : „wszystkie prawa Twórcy, żadnej odpowiedzialności Twórcy”.
A los Szymanowskiego jest tym bardziej nie do pozazdroszczenia.
I mam, jak zepsuta kataryna, w kółko te same pytania : dlaczego reżyser ma być jedynym odtwórcą, jedynym wykonawcą, któremu to wolno? Ja sie pytam.
Czółko dla wszystkich, imieninowe dla tych, którym sie należy!
PK
Ależ pewnie, że Allen się tym wszystkim bawi absolutnie świadomie. Tyle że znamy jego lepsze zabawy 🙂
A propos tego, że każda nuta jest „o czymś innym”. We wrocławskim Rogerze Trelińskiego III akt rozgrywa się nie w amfiteatrze greckim w Syrakuzach, jak w oryginale, tylko w szpitalu. Ale ma to w tej koncepcji swoje głębokie uzasadnienie i – o dziwo – pasuje…
Pewnie dlatego, że do szpitala pasuje wszystko…
Tak na marginesie przypomniało mi się, że moja siostrzenica, kiedy była mała, miała parasolkę z Myszkami Miki i mawiała, że „Myszka Miki pasuje do wszystkiego” 😉
Panie Piotrze – serdeczne uklony i zyczenia imieninowe!
Oj, szkoda tego Rogera bardzo, i szkoda naszych swietnych śpiewakow wcisnietych w przedziwne pomysly rezysera…
Pani Doroto, dopiero teraz mam czas podelektowac sie paryskimi fotkami; duża przyjemnosć.Pozdrowienia
Dzien dobry
Dodam cos swojego do ostatniego Woody Allena. „Vicky Cristina Barcelona” to kontynuacja serii filmow W. Allena, gdy rozstal sie z M. Farrow. Wczesniej byla „Melinda and Melinda”, tylko tam byl NYC zamiast Barcelony, zartobliwa opowiesc o dziewczynie, ktora nagle pojawia sie pewnego dnia w apartamencie swoich znajomych i jest katalizatorem reakcji, ktora prowadzi do konkluzji, ze ich zycie bylo ustabilizowane, ale udawane. I przez to niestabilne. Udawana byla przyjazn, zainteresowania, wreszcie zwiazki malzenskie. W sumie nic wielkiego, ale mozna przynajmniej podziwiac przystojne mlode aktorki amerykanskie. Ja lubie „indies”, a to jest jak najbardziej w tym duchu, czyli nie narzekam. 🙂
„nagle pojawia sie pewnego dnia w apartamencie swoich znajomych i jest katalizatorem reakcji, ktora prowadzi do konkluzji, ze ich zycie bylo ustabilizowane, ale udawane”…
To kolejna paralela do Króla Rogera 😉
Może któryś kolejny reżyser zrobi Szymanowskiego w konwencji Woody’ego Allena? Przynajmniej będzie zabawnie 😆
… wszystko, tylko nie ten beznadziejny gaduła, Woody 🙄
Moja zona twierdzi, ze Woody A. to typ faceta, ktory gledzi, ale czyni to w sposob jak najbardziej czarujacy i tworczy. 🙂
Najdrozszy Mapapie!
Dzieki stokrotne. No, istotnie smuteczek z tym Rogerkiem.
Pani Doroto: siedlibyśmy kiedyś razem, zrobili listę takich pomysłów, opatentowali i żyli z tego do samej śmierci w wyzywającym dostatku.
Jedna obawa tylko: nawet po pijaku i na haju o trzeciej nad ranem nie wymyślimy buffo tego, co oni są zdolni wymyślić serio…
Panie Piotrze, nie bylabym taka pesymistka. Podejrzewam, ze o trzeciej nad ranem i na haju pojawiaja sie wlasnie pomysly poronione. My na trzezwo i w godzinach przytomnych mozemy miec lepsze. Co jest jak najbardziej do udowodnienia – vide tenze blog. Przecie gdyby opatentowac tylko to, co juz sie tu pojawilo – Bahamy do konca zywota (byle z Internetem i bez internatu) 😆
No i jakaś poczta w pobliżu też może być, na wypadek gdyby kabel czasem szwankował 😉
Poczta… Polska???? 😯
To juz moze butelkowa…
No! Udało mi się wrócić do domu w sam raz na retransmisję Rogera w Dwójce. Kto może, polecam!
Właśnie przemawia sam Szymanowski – z zadyszką…
Buuu… właśnie po II akcie usłyszeliśmy rozmowę z Olgą Pasiecznik. Powiedziała trochę dziwnych rzeczy: przede wszystkim że oni, śpiewacy, nie spodziewali się aż takiego wybuczenia i było im przykro, bo i na próbach, i na spektaklach dawali z siebie, ile mogli. Oni sami znaleźli w końcu sens (a mieli inne wyjście?) w tej realizacji. Padło wręcz, że coś trzeba było zrobić z tym librettem, bo nie dorównuje muzyce. Hippis – no, przecież ideologia Pasterza pasuje do hippisowskiej (to jeszcze ostatecznie można zrozumieć). Dlaczego Pasterz jako Myszka Miki? Bo Roger w narkotycznym widzie, po zobaczeniu synka z maską (od II do III aktu minęło z pięć lat), łączy ją z Pasterzem, albowiem Pasterz staje się jego obsesją. 😯 I tak dalej, i tak dalej…
No i zapowiedziała, że może ten spektakl zostanie pokazany w Madrycie. No tak – Mortier przenosi się do Madrytu…
Warstwa muzyczna, brzmienie orkiestry przepiękne. Na głosach jak zwykle się nie wyznaję i nie komentuję.
Olga Pasiecznik faktycznie broni tej produkcji – ale co ma robić? Gdyby powiedziała, że to syf, to by była nielojalna.
p.s. Dyżurny chomik/wiewiórka jest na posterunku, więc jeśli ktoś nie zdążył na retransmisję….. 😉
A w ogóle to Warszawiacy jeszcze żyją, czy spłynęli do Gdańska?
U nas w garażu woda powyżej kostek…
Niech żyją chomiki! 😉
U mnie na Kabatach cienia deszczu nie było 😆
He he, myślę, że Jacek H. ze szczególną satysfakcją poczekał na buczenie dla Warlikowskiego 😆
Czy koncert się odbył ? U mnie lało przez dwie godziny , ściana deszczu.
Tak, Jacek H. wykazał się wyjątkową rzetelnością dziennikarską… 👿 😆
Marku, pomyliło mi się, dziś była tylko „recepcja”, czyli oficjalne otwarcie wystawy przez Amerykanów, bez koncertu, który był tylko wczoraj 🙁
A wystawa (w podziemiach Skweru Hoovera) w ogóle bardzo fajna – przedstawia przede wszystkim wielkich jazzmanów podróżujących po świecie jako ambasadorowie kultury. Są zdjęcia wzruszające, jak Duke Ellington oblepiony przez dzieci sowieckie czy Dizzy Gillespie – przez dzieci w centrum medycznym w Kairze, są zabawne, jak Benny Goodman pozujący z tajskimi tancerkami, Satchmo w masce chroniący się przed fanami w Buenos Aires czy Dizzy grający dla… kobry. Są też zdjęcia Marka Karewicza z pierwszych Dżemborek.
Co do tutejszej pogody – zacytuję tu całkiem inną operę, choć też polską: „Cisza dokoła, noc jasna, czyste niebo…” 😆
Ja dobrej nocy życzę, bo padam na nos.
To dobranoc 😀
Fałszywy alarm, ale ważne mi się przypomniało 🙂
Ww. Jacek H. zapowiedział, że 12 października o 22:45 (co za dokładność) w Arte pokażą nagranie drugiego spektaklu Rogera.
Ciekawe, czy w TVP wiedzą, co będą grali 12 lipca?
Pewno nie.
A tymczasem biedny Tomek Cyz w „Dwutygodniku” wyraźnie nie chce zjechać i trochę jednak musi:
http://www.dwutygodnik.com/artykul/257-krol-roger-w-paryzu-po-premierze-1.html
Jeszcze o paryskich recenzjach:
http://www.dwutygodnik.com/artykul/258-krol-roger-w-paryzu-po-premierze-2.html
I zdumiewający tekst o najnowszym spektaklu Trelińskiego:
http://www.dwutygodnik.com/artykul/252-mierzenie-sie-z-meskoscia.html
Miałem nosa 🙂
Ci, co byli, mówią, że było pięknie. No i pierwszy raz zagrał z nim Maciek Obara – młoda osobowość saksofonowa. Dla wielu niespodzianka, ja go już poznałam 🙂
No to ja też już padam na nos i dobranockuję 🙂
No to ja tez, tyle tylko ze spie na wznak. Nos oszczedzam. I tak zadarty. Padam wiec po prostu.
9CBA? A ja tu TROMBY korupcjogenne (no, ale trudno, dotarło do mnie…)
Pobutka!!
(bo na tromby nikt nie wstaje 😆 )
Dzięki i za TROMBY, i za Pobutkę 😆 Cieszę się, że dotarło 😀
Pokaloszka!!!
(ciekawe jaki wywoła efekt to zaklęcie…?)
A czego ma ono dotyczyć? 😆
Jeśli końca deszczów, to się tak szybko nie sprawdzi… choć u mnie na przykład jest piękne słoneczko 😀
Witam. Byle tylko nie kolejnych katastrof airbusow. Przygnebilo mnie.
Warszawa może spłynąć do Trójmiasta, ale pewnie i tak nie zauważy, co się tu dzieje w kwestii muzyki, więc przybliżam:
http://miasta.gazeta.pl/trojmiasto/1,35611,6770968,Opera_Baltycka_rozwija_skrzydla.html
Brzmi świetnie, tylko to, że jak balet ma być dobry, to muzyka musi być z taśmy :angry:
I dalej na ten sam temat:
http://miasta.gazeta.pl/trojmiasto/1,35611,6770973,Gdanska_Ariadna_zaspiewa_na_Wegrzech.html
Ja ciągle do tej opery dojechać nie mogę, choć strasznie zapraszają. Zawsze coś wypada. W lipcu pewnie się wybiorę na Złoto Renu do sopockiej Opery Leśnej, ale to jednak trochę coś innego.
Coś innego i wersja koncertowa. Ciekawe, dlaczego zdecydowano się na wersję koncertową w obiekcie kiedyś specjalizującym się w Wagnerze. Rozumiem koszty, ale w takim razie, czy nie lepiej było poczekać aż się zbierze pieniądze i zaskoczyć świat 😀
W małżeństwie gdy miłości brak
Kończy się cnym zamętem
Brak mięty dzieło niszczy jak
Reżyser z dyrygentem…
😉
No chyba, że miast mięty jest
melisy łyk z rumiankiem,
Przed nocą, owszem, niszczy się,
lecz wznosi wraz z porankiem…
Poranna wena – oto co zostało reżyserom,
A gdy nie trafią znowu w punkt, dyrygent sprząta ścierą 😉
Gdy opulencja twórczo wzrasta
Król Roger cały blask zatraci
zamiast Sycylii mamy miasta
przepełne hippisowskiej braci
Po cóz rozterki duchowe snuć
idei szukać w Bergera duszy,
zastąpć może przemożna chuć
i Myszki Miki krągłe uszy
miało być „gdy opulencja twórcza wzrasta”
Jeszcze raz przeczytałem, co Pani Kierowniczka na temat Olgi Pasiecznik. Cóż ona biedna mogła. Warlikowski wciskał wszystkim wykonawcom swoje pomysły i tłumaczył po kilka razy, że to ma sens. W końcu starali się uwierzyć, bo jak brać w czymś udział bez przekonania. Żal mi jej tylko, że te buczenia brała także do siebie. Ale czy łatwo nie brać, gdy się je słyszy stojąc jeszcze na scenie.
Nie mam przecież do niej pretensji. Ale właśnie też się dziwię, że buczenie do siebie brała 🙁 Już kto jak kto, ale ona na pewno nie ma powodu…
Olga Pasiecznik to taki typ czlowieka, który chce dobrze nawet dla rezysera, ktory położyl spektakl. To i lojlnosć i życzliwość z jej strony.
Tam od początku prób reżyserskich cuda sie działy: zwlaszcza zagraniczna cześc spiewaków byla w cięzkim szoku. Proszę sobie wyobrazic śpiewaka, ktory przez rok ( tak! ) uczy sie polskiego tekstu, a potem nie wie, o co chodzi reżyserowi na dwa tygodnie przed premierą.. No, żal..
Czasami można odnieść wrażenie, że można człowieka ocenić na pierwszy rzut oka. Ja takie wrażenie odniosłem z Olgą Pasiecznik. Bardzo zaangażowana w to, co robi, bez cienia gwiazdorstwa, bardzo skromna i to nie fałszywie. To znaczy czasami udają gwiazdy takie skromne niby. Ale tu od razu widać, że to prawdziwe. Bardzo dużo sympatii nabrałem od pierwszego występu, jaki widziałem. Ale chyba wielu prawdziwych artystów, których kunszt wystarcza dla sławy, zachowuje się podobnie naturalnie. Z paroma miałem kontakty bezpośrednie i też byłem zaskoczony „zwyczajnością”
Stanisławie,
Z małymi wyjątkami, właśnie najwięksi artyści są najnormalniejsi. Tylko miernota nadrabia hucpą i arogancją, bo wydaje się jej, że w ten sposób przsporzy sobie wielkości.
Też, nieskromnie, miałem do czynienia bezpośrednio z nazwiskami z najwyższej półki i były to normalne, rozsądne, skromne, przystępne osoby.
Tak, Olga Pasiecznik to jest osoba z wielką klasą, o wielkiej skromności. I niczego nie udaje.
Bardzo lubię fragment eseju Ingeborg Bachmann o śpiewakach. Napisała m.in., że to bohaterowie wystawieni na przeciąg, a chrypa czyni ich niezdolnymi do miłości. I że gwizdy paraliżują im języki 🙂
Ładne 🙂
Test – sprawdzam, czy i tutaj jestem zablokowana, bo przy stole u Piotra oraz w Budzie Owczarka – jestem 🙁
Taki komunikat mi się pokazuje. Powariowali, czy co? Ktoś tam nie za bardzo kombinuje przy tym ? Od 3 lat piszę na blogach – i takie coś? Przecież nie narozrabiałam nigdzie 🙁
Your comment has been blocked because the blog owner has set their spam filter to not allow comments from users behind proxies.
If you are a regular commenter or you feel that your comment should not have been blocked, please contact the blog owner and ask them to modify this setting.
Chyba za bardzo kombinują 😯
Dostałam mailem instrukcję, co mam zrobić, gdyby był atak spamów. Ale nie ma ich aż tyle, żeby to był jakiś wielki atak, więc tego nie zrobiłam. Może inni blogujący zrobili i może było w tej procedurze coś nie tak?
Nie umiem powiedzieć.
Teraz wybywam 🙂
Alicjo, na tej samej zasadzie nie moge napisac na polityczny adres Pani Kierowniczki.
your server connection ip address is on several black lists;
check this ip at http://www.dnsbl.info (in reply to RCPT TO command)
To jest dyskryminacja przez ustalanie granic 😉
Się podkurzyłam co nieco i wysłałam do nich list wraz z tym ichnim komentarzem. Zeby tak zasłużonych stażem blogowiczĸw karać, to już naprawdę przesada 🙁
Nie dosyć, że czarna lista, to jeszcze w obcym języku 🙄
passpartout, jak dawno nie witalismy! 😆
Prawda, jeszcze w jezyku zulusow.
Alicjo, moze zostalas ukarana za nielubienie filmow Woody Allena? 🙂
Może 😯
Ale problem jest większy, zdaje mi się, że dotyczy wszystkich blogowiczów stołu Piotra Adamczewskiego oraz Budy Owczarka, wpisy się przestały ukazywać, a poza tym z krążącej miedzy nami korespondencji wynika, że wiele osób ma problemy (jak nie wszyscy). Nie dochodzą też maile na adres polityki, chociaż mój jeszzce doszedł, wysłałam zażalenie na ten: internet@polityka.com.pl
Se jaja robią, czy co?! Na głodzie blogowym mamy być?! 😯
To sie nazywa blogowy cold turkey! Gorzej niz glod nikotynowy. 🙂
Ty sobie nie dworuj, sąsiedzie drogi – ja juz poobgryzałam wszystkie paznokcie u rąk, teraz chyba poobgryzam u nóg 👿
A co potem – to już nie wiem. Miłosierdzia nie mają 🙄
More than any time in history mankind faces a crossroads. One path leads to despair and utter hopelessness, the other to total extinction. Let us pray that we have the wisdom to choose correctly.
Woody Allen
Alicjo, tez cierpie meki, bo wlasnie chcialem na „kulinarnym” skomentowac rewolucyjna teorie Stanislawa na tematy genetyczno-biologiczno molekularne (moj konik zawodowy) i odmowiono mi. Moze innym razem. 🙂
passpartout:
Nie przypuszczalem, ze Woody jest wierzacym? Co to sie porobilo na tym swiecie. 🙂
Poradzilimy, BlejkKot uruchomił konto awaryjne.
Odpaliłem forum awaryjne: http://eeetaaam.blox.pl/2009/06/Spokojnie-to-tylko-awarrria-po-rrraz-wtorrry.html
Jakby co, to zaprrraszam.
Blejk Kot
No nie wiem czy ten cytat jest dowodem wiary Allena…
Na różne tematy: Pani Olga jest aniołem. To zresztą słychać, jak śpiewa. Inni potrafią to czasem udać. Był taki legendarny śpiewak, wielki artysta, nie podam nazwiska, bo go kocham, który brzmiał jak skrzyżowanie księcia Norfolku z Leszkiem Kołakowskim, a był w życiu durnym, nienawistnym chamem… więc z tymi Wielkimi Artystami co to Potrafili Zostać Prości i Bezpośredni to terz bywa rurznie…
Ale Pani Oleńka nie udaje, tylko jest.
W kwestii sytuacji śpiewaków w takich przedstawieniach. Nawet nie chodzi o to, że się boją, albo coś tam. Podpisali umowy. Zobowiązali się nie tylko wobec takiego Mortiera, który wiedział, w co ich wpuszcza, bo to cynicznie skalkulował. Reżysera Neuenfelsa sam podpuścił, żeby zrobić ultra-skandal z finałowej Zemsty nietoperza w Salzburgu, bo się chciał jego rękami… zemścić na Austriakach. A potem musiał wystąpić sam na jednym przedstawieniu, tłumaczyć się gęsto i włazić pod stół. Taki człowiek.
Ale śpiewacy zobowiązali się także wobec Kolegów i Publiczności.
Opowiadałem nieraz, ale powtórzę, bo na temat:
Susan Graham odwołała premierę Ifigenii Warlikowskiego, bo jej się robiło niedobrze. Czuła się upokorzona, wpuszczona w maliny. Spędzała przedstawienia ze wzrokiem wbitym w podłogę. Sama mi to powiedziała, a potem jeszcze w wywiadach, więc mogę powtórzyć. Ale odwołała tylko premierę – choć miała ochotę zwiewać za ocean. Bo nie chciała zostawić Kolegów, w tym niezłego dosyć dyrygenta, oraz Publiczności, tylko dlatego, że z nich wszystkich ona jedna mogła sobie na to pozwolić.
Tak to, Szanowni Państwo, jest. To this we’ve come, jak śpiewa Magda w Konsulu.
Jolinku – z okazji urodzin wszystkiego najlepszego przesyła Torlin
Gostku, jak modlitwa, to i Bog. Tak z domyslu. 🙂
Myślę, że Woody Allen należy do wątpiących 🙄
How can I believe in God when just last week I got my tongue caught in the roller of an electric typewriter?
Woody Allen
If only God would give me some clear sign! Like making a large deposit in my name in a Swiss bank.
Woody Allen
Zmarla Pina Bausch 😥
Co rowniez nie znaczy, ze jest bezpowrotnie stracony. Z tych dwoch cytatow wynika, ze szuka trzeciej drogi, w postaci znakow, ktore moga pomoc go odnalezc. Na pewno nie zdecydowal do konca o jego nieistnieniu. 🙂
Not only is there no God, but try getting a plumber on weekends.
Woody Allen
I ostatnie:
To you I’m an atheist; to God, I’m the Loyal Opposition.
Woody Allen
Widzę, że u mnie na blogu na razie działa…
Jutro zrobię jakiś alarm w redakcji.
A ja też się właśnie dowiedziałam o Pinie. 🙁 Jej zespół właśnie był we Wrocławiu, koleżanka widziała go w poniedziałek.
Byłam na koncercie kantorów. Nie było ich stu. Może zrobię wpis.
Czytałam o niej w ostatnich Wysokich Obcasach (okropny tytuł, taki wykluczający). Dowiedziałam się, że jest, a już jej nie ma.
No i jak tu TROMBIĆ? 🙁
A ja byłam kiedyś na Goździkach…
http://www.youtube.com/watch?v=NNuSIK9KEak&feature=related
I walc.
Ja też byłam. Na kantorach 100.
Może na końcu było 100. 🙂
Ogólnie to tych solowych było dziesięcioro (bo i kantorki). A na końcu kilkadziesięcioro. Reszta to było chór Opery Narodowej 🙂
Zmęczona jestem i smutno mi się zrobiło, nie chce mi się teraz robić wpisu… 🙁
Ale jestem beznadziejna Ziuta! 🙁
Nie spojrzałam z przodu że Chór Polskiej Opery Narodowej, tylko na program , gdzie stoi: National Opera Choruses.
Myślałam, że to chór złożony ze śpiewaków świątynnych.
To gdzie podziała się reszta z tych stu?
Jutro nasze święto narodowe… no to puszczam wam nasz hymn narodowy, wersja instrumentalna, ale za to ilustrowana.
http://www.youtube.com/watch?v=B0jhJA1Hjxk&feature=related
TROMBY!!!
http://www.youtube.com/watch?v=ZLOzerZdEHQ
Cos takiego. Czyzbym uprzedzila PAK-a?
Jakie słodziutkie! I koniecznie trzeba doczekać do solisty, który śpiewa o „vlaciku” 😆
PAK pewnie po wczorajszych trombach baletowych nie chciał się powtarzać…
A Kanadzie i Kanadyjczykom naszym wszystkiego najlepszego! Jaki to, kurcze blade, piękny kraj.
W programioe Festiwalu czytałem, że kantorów nie będzie 100, że to tylko hasło takie. Ale przewidywano, że może być 30-40. Widać nie dopisali.
Byliśmy wczoraj na Don Giovannim w Operze Bałtyckiej. Kompletne zaskoczenie. Myślałem, że da się oglądać, ale nie przypuszczałem, że z taką przyjemnością. Rezyseria Weissa, Donna Elwira – Izabela Kłosińska, Komandor – Piotr Nowacki, Donna Anna – Anna Mikołajczyk, Zerlina – Julia Iwaszkiewicz, Don Giovanni – Mikołaj Zalasiński.
Inscenizacja, jak wszystko obecnie, uwspółcześniona. Laporello rejestr zdobyczy Giovanniego prowadzi w laptopie i korzysta z telefonu komórkowego. Wieczerza, na którą zaproszono Komandora, odbywa się w prosektorium. Duch Komandora nie przybiera postaci pomnika i w ogóle go nie ma. Ofiary Don Giovanniego przebierają aktora za Komandora i ten udaje ducha.
Don Giovanni głosowo całkiem w porządku, ale aktorsko troche gorzej. Nie wiem, czy to wina Zalasińskiego, czy reżyser nie wiedział, jaki jest ten dzisiejszy Don Juan. Lekkoduch bardziej niż wyznawca absolutnej wolności.
Pewnie reżyser chciał pokazać dzisiejszego Don Juana jako lekkoducha 🙂
Kantorów było koło 40, ale tylko w ostatnim utworze 🙂
Matko jedyna, jakieś TROMBY obudziły mnie w środku nocy 😯
Dwa sąsiednie blogi nadal nie działają, Piotr już dawno wstał od stołu i ciska gromy, Owczarek pewnie też szczeka, oj, jak ktoś z informatyków coś wymyśli, to już wymyśli, chociaż bez przerwy powtarza im się starą prawdę – jak coś nie jest zepsute, nie naprawiaj!
W imieniu Kanadyjczyków dziękuję Kierowniczce za życzenia. Kraj ogromny i rzeczywiście wspaniały, ludziska fajne i przyjazne światu, chce się żyć, chociaż od czasu do czasu obowiązkowo trzeba ponarzekać, bo niebiańsko może być tylko w niebie.
Mieliśmy gości z Polski ostatniego weekendu, bywali w świecie, ale pierwszy raz w Kanadzie, przegoniliśmy ich po naszej okolicy i dali namiary na inne okoliczności przyrody. Na razie goście konferują na konferencji w Montrealu, ale w piątek wyruszają na zachód i zatrzymają się dopiero na Alasce. Będą mieli wspaniałą wycieczkę, tylko szkoda, że przez część kontynentu przelecą, bo ze względu na ograniczenia czasowe nie moga tego zrobić „na piechotę”, czyli samochodem.
Blog przy stole już działa.
Znalazłem przedpremierową zapowiedż w GW pióra Katarzyny Chmury. O bohaterze:
„Współczesny Don Giovanni nie „rozpracowuje kobiet”, a wysyła znaki i oczekuje szybkiej kontrreakcji i wtedy w to wchodzi, a jeżeli jej nie ma, szkoda mu czasu. Ważna jest szybka konfrontacja popędów, a nie proces poznawczy. Oszczędność czasu i wysyłanie szybkich komunikatów: „to ta”, „to ten”, ,,moja kolejna ofiara” – oto wydaje się kwintesencja przelotnych związków damsko-męskich naszych czasów.”
Pewnie tak teraz jest, tylko to nie ma nic wspólnego z Don Giovannim. Szybki numerek w szatni nie zostawia ofiar. A jeżeli zostawia, to w tym momencie one o tym jeszcze nie wiedzą. Tu jest słabość uwspółcześnienia tej opery. A nie musiała być, bo nadal nie brakuje mężczyźni, dla których zdobywanie z przeszkodami jest ważne. I skąd się w takim razie wzięła Donna Elwira i czym wytłumaczyć gwałt na Annie? Ten brak spójności dał się odczuć.
A co to jest kontrreakcja??? 😯
Bo jezeli reakcja jest reakcja, to czym jest jej przeciwienstwo?
Nie mozna by tak prosciej, zeby prostaczek znad Sekwany pojal? Nijak logicznie nie przeklada mi sie na jabluszka. Moze ktos oswieci.
Chcecie Zuzicke?
http://www.youtube.com/watch?v=58u64bi4lKA
tylko co ona tem ma dac, to nie rozumiem. Za to rozumiem Rosiewicza sprzed lat.
😆
Kontrreakcja = przeciwdziałanie
Na każde ciało, na które działa siła F działa siła F1 o przeciwnym kierunku itd. itp.
akcja –> reakcja –> kontrreakcja?
5d5d
Ja cię bęc, ty mnie ryms, więc ja cię bums i koniec.
Dzieki, Gostku, ale przejrzalam wszelkie dostepne mi slowniki, lacznie z PWN i takiego terminu w jezyku literackim NIE MA, NIE MA i NIE MA. Co nie znaczy, ze nie jest uzywane, przelecialam sie po stronach. Pojawia sie nawet w nowym slowniku ortograficznym Polanskiego. Ale nie w slowniku jezyka polskiego.
Moze w jezyku fizykow tak, na okreslenie reakcji na reakcje, ale na pewno nie w jezyku polskim pisanomowionym. Pewnie sie pojawi, ale nielogiczne. No bo reakcja jest reakcja, a kontrreakcja jej tlumieniem? Brakiem?
Sorry, ale zaskoczylo mnie.
passpartout, a moze to „krotkie pilki” po prostu? Taki mecz Radwanskich. Akcja-reakcja-kontrreakcja-reakcja na kontrreakcje-kontrreakcja na kontrreakcja, etc…
Do przerwy 6:6
Bez buziek w necie czasami wychodzi serio, kiedy mają być jaja.
Chodziło mi o to, że ktoś się wysilił na wymyślenie mądrze brzmiącego babona, i tyle.
Dlatego ostatnio czytam coraz starsze książki – język nowych mnie męczy.
Kontrreakcja w analogii do kontrrewolucji? 🙄
Znowu na serio:
Reakcją widowni na Rogera było buczenie.
Kontrreakcją Olgi P. była obrona zamysłu reżysera na antenie PR2.
Albo może chodzi o reformację i kontrreformację?
Bo to tak groźnie brzmi: kontrrrrr…
Bo to nieporozumienie fizyczne. Nie ma kontrreakcji. Każda akcja wywołuje reakcję. Ale tworząc z tego jeden łańcuch konrreakcją będzie reakcja na reakcję, a nie na akcję pierwotną. To można jak z pradziadkami, w nieskończoność. Kolejna będzie kontrkontreakcja. Gdy jednak Don Giovanni w postaci współczesnego podrywacza wysyła znak dziewczynie, jest to akcja nie reakcja. Jeżeli wcześniej była akcja dziewczyny wszystko kończy się reakcją Giovanniego (juz bez żadnego Dona, na Dopna nie ma mojej zgody) w postaci wciągnięcia do łóżka bądź miejsca zastępczego.
No tak, ale jednak mówimy o czyjejś reakcji na bodziec. I tak bez końca…
Wysoki sądzie!
To było tak: akcja – reakcja – kontrreakcja. Wróciłem późno do domu. Moja żona powiedziała, że działam jej na nerwy. Oddziaływując na moje działanie – zmierzyła mnie wałkiem. Oddziaływując na jej oddziaływanie udusiłem ją 😎
Mi kontrreakcja się podoba. Tyle w niej dynamiki, zapału, kierunku…
Stanislawie, czekalam na Twa reakcje z niecierpliwoscia, bo przeczuwalam, ze sprowadzisz wszystko do logiczego absurdu. Moze wlasnie dlatego slownik PWN-u zaczyna sie od kontrreformacji, a nie kontrreakcji.
Niestety, nastepuje tuz po niej kontrrewolucja. 🙁
A reakcja lancuchowa wyglada jak przytoczone krotkie pilki. 😉
No i racja, brzmi groznie. I warczy.
A właśnie mówią, że TROMBA powietrzna, jaka wczoraj formowała się nad Poznaniem, nie wyszła (na szczęście) poza wstępne stadium TUBY 😆
Z pewnego serwisu aukcyjnego, którego nazwa jest również oznaczeniem tempa utworu:
…oferuję oryginalnie zapakowaną płytę CD z nagraniem Koncertu na Pianino i Orkiestrę Chopina…
Pewnie płyta jest z napisami obcojęzycznymi
Płyta jest DGG – Zimermana (z PFO).
Ale brzmi to rzeczywiście smakowicie. I muzyka i oferta
A oryginalne opakowanie DGG to posmak luksusu, niezależnie od zawartości…
Ja rozumiem, że o folię chodzi? 😆
No, w dawnych czasach na giełdzie tzw. „pieczątka” miała zawsze dużo wyższą cenę.
P. Tereso, właśnie przeczytałam artykuł p. Doroty z dzisiejszej Polityki i dziwię się troszkę. Stoi tam wyraźnie, że być może skandal z Rogerem Warlikowskiego nie zaszkodzi recepcji Szymanowskiego, a kto wie, czy nie pomoże. Też zgłaszałam taką tezę. Jeszcze bardziej dziwiłam się w poniedziałek, kiedy kilka osób, z szanowanym przeze mnie wielce p. Kamińskim próbowało usprawiedliwić komentarz Olgi Pasiecznik do tego spektaklu . A nie można przyjąć, że p. Pasiecznik w miarę się koncepcje reżysera podobały? I nie wpływa to na opinię o śpiewaczce jako o ziemskim aniele? Oczywiście, że ten blog ma charakter muzyczno-towarzyski, wszyscy Państwo się znacie i lubicie ze sobą zgadzać, ale żeby do tego stopnia…
Ja zgłaszam taką tezę jako pobożne życzenie, tego byśmy bardzo chcieli, a czy tak rzeczywiście będzie, czy to raczej zaklinanie rzeczywistości – tego nie wie nikt. Teresa siedzi w Paryżu i widzi, jak trudno tam wejść do obiegu, jeśli coś nie spodoba się od razu, podobnie Piotr Kamiński.
A czy Oldze Pasiecznik te koncepcje się mogły spodobać? Nie wyczułam takiego tonu w jej wypowiedzi (a wysłuchałam jej uważnie), raczej taki, że jest gotowa je zrozumieć, o ile to możliwe. Bez takiej postawy zresztą nie mogłaby się w tym odnaleźć. Ja zresztą nieraz słucham tych samych artystów wypowiadających się inaczej oficjalnie niż off the record…
Dziekuje od siebie za zyczenia z okazji Canada Day.
Videoclip swiadczy tylko o tym, ze my Kanadyjczycy nie gesi i swoje orkiestry barokowe mamy.
http://www.youtube.com/watch?v=sssGTF3AhBk
Pani Urszulo, jakby przebic sie przez dziesiec warstw mulu i dwadziescia pretensjonalnosci, jakby przyjac, ze rzecz dzieje sie w latach szescdziesiatych i prezentowana nam jest czysta awangarda (bez literatury faktu), mozna by na upartego podciagnac pod te rezyserie kilka – choc bynajmniej nie az tak wywrotowych, jakby to chcial rezyser – sensow.
Coz, jestesmy w wieku XXI i prowokacje aplikowane przez Pana W to i przezytek, i chec zaznaczenia wlasnego ego na kazdym kroku.
A co do skandalu – pobozne zyczenie.
Jak po wiktorii wiedenskiej przyjechala do Paryza polska delegacja, mowiono o tym przez trzy lata.
Wojna miedzy obroncami opery wloskiej i opery francuskiej byla tez wojna polityczna, rodzajem antyszambru rewolucji.
Skandal po Swiecie Wiosny trwal o wiele krocej, ale sie przynajmniej zapisal w podrecznikach. Swieto Wiosny obronilo sie zreszta samo, a nie zapominajmy, ze wykonywane bylo przez Balety Rosyjskie Diagilewa i w choreografii Nizynskiego. nawiasem mowiac tez przypieczetowalo koniec pewnej epoki.
Skandal po Krolu Rogerze moze dotrwa do ostatniego jutrzejszego spektaklu, a moze i nie dotrwa. A czy przysluzy sie Szymanowskiemu – szczerze powatpiewam.
Troche nie te czasy, poza tym Szymanowski niczego Krolem Rogerem nie rewolucjonizuje, wiec porownanie tak nie do konca jednak…
Ale zycze sobie, by trafil pod strzechy, zycze sobie…
Ciekawe, jak tem Festiwal Chopinowski, na ktorym mnie nie bedzie. Podobno pianisci biedni francuscy nawet preludia z nut graja. Ciekawe, ciekawe…
Oj, niejasno sie wyrazilam. Prostuje.
W tym roku Festiwal Chopinowski w Bagateli odbywa sie pod chlubnym haslem Szymanowski u Chopina, czy jakos tak. Kazdy wystepujacy pianista musi wykonac cosik Szymanowskiego. No i ostatnio ktos gral preludia i mazurki z nut. Niby nie przeszkadza, ale… Jeszcze zeby sonate, to moge zrozumiec.
Szkoda, ze Switala, ktory konczy festiwal, bedzie gral tylko Serenade.
Jakaś taka moda ostatnio na granie z nut. Nie jestem tym zachwycona…
A okazuje się, przy okazji, że Wielka Wanda ma i urodziny, i rocznicę śmierci w najbliższym czasie: 130-lecie (5 lipca) i 50-lecie (16 sierpnia). Pism jej tu nie widziałam, czerwonego albumu takoż. Za to tego i owego można posłuchać w sieci.
Wiesz, jeszcze w przypadku kobyl skomplikowanych, gdzie samo wyuczenie i bezpieczenstwo juz jest akrobacja (a bywajet), moge zrozumiec, ale preludia i mazurki? Toz to kilka dni roboty na pamiec. Tyle ze odpowiednio wczesnie, nie w ostatniej chwili (co podejrzewam, takie troche podczyszczone czytanie a vista).
Jeszcze zeby to byla muzyka rzadka, jak caly godzinny program muzyki kompozytorow tureckich XX wieku, jaki kiedys zaprezentowal Katsaris, to rozumiem.
A to wlasciwie, jak juz tyle na temat Swieta Wiosny padlo:
http://www.dailymotion.com/related/xk57w/video/x2w4rj_pina-bausch-le-sacre_music?hmz=746162
Droga Pani Doroto, Droga Pani Tereso,
Mały prezencik, na pamiątkę paryskich peregrynacji.
http://www.rfi.fr/actupl/articles/114/article_8094.asp
Czerwonego albumu Landowskiej nie ma, bo wyczerpany. Wyczerpał się jeszcze przed rocznicami. To się nazywa nowoczesny marketing, o ile się orientuję.
Trzeba będzie zatem czym prędzej wsadzić do więzienia, z grzywną na 300 000 euro (nowy projekt rządu francuskiego) tych wszystkich, którzy te bezcenne i nieosiągalne skarby ludzkiej kultury zaczną sobie nieodpłatnie wymieniać przez internet.
Co się tyczy artykułu Pani Doroty, to podejrzewam, że próbuje się ona po prostu jakoś pocieszyć po tej lodowatej kąpieli. Może też fakt, że parę tysięcy ludzi usłyszało tę muzykę w pięknym wykonaniu, skusi innych.
Do modlitwy.
Czytałam artykuł Pani Kierowniczki w dzisiejszej „Polityce” w spóźnionym o godzinę pociągu relacji Poznań-Berlin i rzeczywiście poczułam się podniesiona na duchu 🙂
A że zdecydowanie obchodzi mnie niemiecka pieśń romantyczna z Schubertem na czele, to po płytę Gerhahera z pewnością popędzę, tym bardziej że okoliczności temu sprzyjają – od dziś do końca lipca rezyduję w Bielefeld (ileż to nawyrzekał na to miasto Hans Werner Henze), skąd pozdrawiam serdecznie (Internet śmiga, nawet w ogrodzie).
Wygrzebałam słuchawki z dna walizki, posłuchalam – mam w sobie wielką zgodę na tak pełnego życia Schuberta. Tylko strasznie szkoda, Panie Piotrze, że to akurat musi być „Abschied” 🙁 Bo ja temu „Ade!” mówię stanowcze nie!
A co ja biedna dziewczyna na to poradzę, kochana Pani Beato? Wolałem z dwojga zlego już dać pieśń raczej dziarską i optymistyczną, niz jakiegoś Doppelgaengera, Atlasa, albo Krieger’s Ahnung…
Nastroje są takie, że każdy dzień może być ostatni. I tak może być jeszcze przez pół roku… To też rozwesela szalenie.
To może „Ade!” ma w sobie jakiś potencjał pożegnania „do”, a nie tylko „z” lub „od”. Tego się chwytam i nie puszczam, nawet gdyby to miało się wydać naiwnością. Bo audycje muzyczne RFI są w czołówce moich internetowych miejsc najpotrzebniejszych, niezbędników po prostu. A, i jeszcze ostatnio popełniałam artykulik o muzycznej Bachmann (w tym jej współpracy i relacji z Henzem), no i okazało się, że bez zacytowania „1001 opery” ani rusz (to zgrabne sformułowanie o „postępowym zawrocie głowy” u Henzego). Zresztą proceder będzie się powtarzał i przy innych tematach z pogranicza literacko-muzycznego, bo inaczej się już nie da 🙂
Nie zrozumiałyśmy się, ja nie broniłam wyczynów pana W., idiotycznych nad wyraz tylko prawa do zdania odrębnego ( ktokolwiek by je wyrażał). A „Król Roger” da sobie radę – podobno w bliskiej przyszłości (nie wiem dokładnie kiedy, z pewnoscią nie będzie to najbliższy sezon) mają go wystawiać w Seattle, z myślą o Kwietniu zresztą. Jest nadzieja, że Amerykanie zrobią to porządnie, i chociaż to jeszcze nie MET – zawsze coś.
Gerhaher rzeczywiście cudny, gdzie to można zamówić?
Zanim ktoś poda może jakiś polski adres, to i ja się podzielę. Zwykle kupuję płyty w internetowym sklepie jpc, który ma strawną cenę przesyłki do Polski 3,99 EUR, zdarzają się też b. korzystne wyprzedaże / promocje. Teraz kurs Euro nie sprzyja, wiem, ale podaję adres, bo a nuż:
http://www.jpc.de/jpcng/classic/detail/-/art/Franz-Schubert-Liederzyklen/hnum/1042809
Właściwie to Schubert pasuje wyjątkowo do sytuacji, bo jak jest w nim nadzieja, to niełatwa, jak uśmiech, to przez łzy. I ta jego niezdolność do użycia lukru (chociaż czasem zdarzają się próby przerobienia go na watę cukrową).
Pszepraszam, że pytam: a czy tamuj to Tercet Egzotycznościowy można dostać po korzystnej cenie?
Bo ja kocha Pamelę…
Bo Rubi Schuberta to już mam…
zeen: Myślem że wątpiem 😉
czy to znaczy, że Prawdziwych Artystów już nie wydają…?
To ja na tą okoliczność chyba do kościoła pójdę i poproszę… Oni tam litościwi, to wydadzom…
No to jak się Wam, Kochani, Pan Doktor podoba (on ma dyplom medycyny!), to są jeszcze dwa recitale Schumanna, jeden Schuberta, Mahlery dwa – tylko od tych Harnoncourtów wara, chyba, że ktoś się akurat w tym lubi tarzać…
No i ten sam pianista akompaniuje cudownej pani Bernardzie Fink… Skąd tu brać dewizy na to wszystko.
Cześć
PK
O rany! To wciąż dewizy obowiązują 😯 A ja wszystkie pod Pewexem zbyłem…
zeenie, czy to było tutaj? 😉
O rany! To Pani Kierowniczka tam była?!
Przepraszam, że trochę drogo policzyłem…
Następną razą będzie rabatka…
Zapewne rabatka z begoniami 😆
Tak patrzę na wiadomości pogodowe i… mam nadzieję, że nasi przyjaciele, Stanisław i Piotr Modzelewski, nie są poszkodowani…
Poszkodować Stanisława – Piotr będzie niezadowlony…
Poszkodować Piotra – Stanisław będzie niezadowolony…
Poszkodować obu – zeen w siódmym niebie 🙂
Tu nie ma co żartować, oberwanie chmury było… 🙁
Co prawda podobno dwa dni temu było i w Warszawie, ale tak się składa, że nawet kropelki z tego nie widziałam 🙂
Panie Piotrze, dzieki wielkie za pamiatke paryskich SarBernard. To moze jednak zaryzykuje tych 300000000000 czy ile tam zer. A jak bede dzielic sie z bliznimi, to bedzie mniej czy wiecej? 😉
zeenie, z dobrze poinformowanych zrodel wiem, ze Tercet Egzotyczny ma sie u nas ukazac. Chyba jakos tak na dniach, tygodniach, chyba ze zaleje i zawieje. Albo przysuszy jak u nas.
A teraz wszystkim:
http://www.youtube.com/watch?v=WXPz0-we5N4
DobraNoc
Dorotko, bo to trzeba sie dobrze ustawic w Zlotych Tarasach i poczekac na wodospad. 😆
Jak nie ma co żartować, to na poważnie:
Oberwanie chmury jest be.
Witamina jest ce
Sedes jest do gie
Papier zaś do de
zeen jest… a fee…
foma też na fe! 🙂
A Pani K. na De!
To se idę, a gdzie…?
Tam gdzie ich mać idą zwykle spać…
Już najwyższa pora na nowego wpisiora – że tak filozoficznie się wyrażę.
I obiecuję wyrażać się częściej 😉
Wpisior już jest 🙂
Dobranocka! 🙂