Kręgi, taniec, polifonia

Wrażenia moje z miejsca, gdzie jestem, mnożą się szybko. Wieczorem byłam na koncercie Filharmoników Monachijskich pod Herbertem Blomstedtem, solistą był Lars Vogt w IV Koncercie Beethovena, który mi się w jego wykonaniu zupełnie nie podobał (grał nerwowo, miałam odczucie, że nie rozumie formy, podobnie w zagranym na bis Nokturnie cis-moll Chopina, tym pośmiertnym), za to w drugiej części IV Symfonia Brahmsa usatysfakcjonowała mnie, ale o tym później, bo w ogóle trzeba będzie osobno o Brahmsie – to przecież jego miasto rodzinne, a jutro jednym z punktów jest muzeum mu poświęcone. Z kolei potem jeszcze zostaliśmy zawiezieni na mały spacerek po Reeperbahn, ale i do tego tematu wrócę, jeśli będę miała czas wrócić do znajdującego się tam muzeum Beatlesów.

Ale obiecałam najpierw o wystawie w Kunsthalle. Miałam na myśli piątą wystawę z omawianych tutaj. Czy wiedzieliście, że Niżyński malował? Ja nie miałam pojęcia, że traktował to tak poważnie – wiedziałam, że próbował się w różnych dziedzinach, także w pisaniu. Ale okazuje się, że jego rysunków i obrazków jest aż tak wiele. Wszystko, co pokazano na tej wystawie, pochodzi z dwóch lat 1917-1919 – ostatnich przed zamknięciem w zakładzie. Można, i owszem, dopatrzyć się w obsesyjnych powtarzaniu wciąż podobnych abstrakcyjnych motywów złożonych z koncentrycznych kręgów i półokręgów, a także oczu i masek w czerniach i czerwieniach (są tam też i prace figuratywne – portrecik córeczki Kiry, kilku efebów, gruby „rosyjski tancerz”), ale to nie takie proste i to właśnie pokazuje ta wystawa. Że w jego szaleństwie była metoda, a podobnymi inspiracjami kierowali się artyści z tej samej epoki, którym bliski był temat tańca i muzyki. I większość zgadza się (co widać w tych pracach) z zacytowanym na wystawie zdaniem Niżyńskiego, że krąg to ruch idealny. Ta bogata „obudowa” skromnych w sumie prac Niżyńskiego jest może jeszcze ciekawsza. 

Transpozycją ruchu i muzyki na barwy i kształty oraz pracami dla teatru (w tym baletu) zajmowały się wspaniałe artystki: Sonia Terk-Delaunay i Aleksandra Ekster. Muzyczny był w swych krągłych abstrakcjach Frantisek Kupka, który wręcz stworzył Fugę w dwóch kolorach, jako polifonię traktując powtarzanie zakrzywionych linii.

Te rzeczy znałam, ale mniej – Vladimira Baranova-Rossine, Zetknęłam się kiedyś z jego koncepcją optofonu na wspaniałej wystawie awangardowych instrumentów fantastycznych w Centre Pompidou (znamienne, że do jego uruchamiania używał barwnych kręgów; jeden z nich jest na wystawie). Nie znałam za dobrze jego obrazów i rzeźb „tanecznych”; obrazy jakości różnej, ale i tu kręgi sie powtarzają jako symbol tańca. Podobnie u zaprzyjaźnionego z nim Leopolda Survage.

Malarstwa jest tu dużo, ale jest i sala poświęcona Niżyńskiemu jako tancerzowi, zawierająca mnóstwo rysunków (najwięcej Jeana Cocteau i Valentiny Hugo) i rzeźb. Można też obejrzeć trochę filmów.

PS. Nie martwcie się o mój płatny Internet w pokoju, piszę w tzw. centrum biznesowym za darmochę. A dlaczego to miejsce jest tak niesamowite, tu jest wyjaśnienie.

PS2. Oczywiście przeleciałam się przez wszystkie kolekcje Kunsthalle. Jest tu coś dla Hoko – sala Friedricha, gdzie jest m.in. to, to i to. A w ogóle też dużo innych ciekawostek, ale o tym może też innym razem. Teraz spać w końcu, spać! Na szczęście ruszamy w miasto dopiero o 9.30…