Prawykonanie po 140 latach
Zapomniany młodzieńczy Koncert fortepianowy h-moll Maurycego (Moritza) Moszkowskiego po raz pierwszy od czasu jego powstania wykonał dziś w Filharmonii Narodowej bułgarski pianista Ludmil Angelov, który niedawno odkrył te nuty w Paryżu.
Artyście (którego znamy jako dobrego chopinistę, zdobywcę wyróżnienia na Konkursie Chopinowskim w 1985 r.) towarzyszyła orkiestra Filharmonii Podkarpackiej z Rzeszowa, prowadzona przez pełniącego tam funkcję pierwszego dyrygenta rodaka Angelova, Vladimira Kiradjieva, mieszkającego od ćwierć wieku w Wiedniu. Po tym koncercie pojechali do Rzeszowa, gdzie powtórzą wykonanie, a potem jeszcze w Gdańsku. Chcą grać ten utwór w różnych miejscach na świecie i oczywiście nagrać – nie wiadomo jeszcze, czy dla Naxosa, czy dla jakiejś innej wytwórni.
Pan Angelov wspominał mi o tym odkryciu, kiedy spotkaliśmy się w jury szkolnego konkursu im. Lutosławskiego w Sofii. Jest pianistą, którego pasjonują utwory mało znane, zwłaszcza wirtuozowskie, a do Moszkowskiego w ogóle ma słabość. Kaprys hiszpański, który zagrał dziś na bis (a który był niegdyś wielkim przebojem Józefa Hofmana), zadał do wykonania na wspomnianym konkursie swojej uczennicy, 16-letniej Konstancy, która zresztą wygrała w swojej grupie.
O koncercie opowiedział mu przyjaciel, że zobaczył takie nuty w jednej z paryskich bibliotek. Pianista udał się tam, domyślając się, że może to być zaginiony młodzieńczy koncert Moszkowskiego (o którym było wiadomo) i rzeczywiście odnalazł partyturę. Ekspertyzy wykazały, że na dziewięćdziesiąt procent jest to Moszkowski. Choć kiedy się słucha tej muzyki, trudno zgadnąć (może poza paroma momentami w partii fortepianu), że to autor Kaprysu hiszpańskiego czy słynnych etiud. Koncert ten jest też zupełnie inny niż znany, późniejszy o parę dziesięcioleci Koncert E-dur. Moszkowski, Breslauer o nazwisku pisanym po polsku (jego rodzice byli polskimi Żydami spod Zawiercia), jako dziesięciolatek przeprowadził się z rodziną do Drezna, a potem studiował w Berlinie. Koncert h-moll skomponował jako dwudziestolatek i wykonał go na dwa fortepiany z zachwyconym nim Lisztem na jego specjalne zaproszenie.
I trudno się dziwić, że Liszt zachwycił się tym dziełem (a to kawał dziełska – 40 minut, cztery części grane bezpośrednio po sobie) – niemało tam jest z niego, niemało z Mendelssohna. Ze skojarzeń Kacper Miklaszewski dorzucił Czajkowskiego (w dziedzinie instrumentacji), a lesio – Henry’ego Litolffa. Można by tak jeszcze… W każdym razie dzieło ma charakter raczej symfonii koncertującej niż koncertu fortepianowego: są wirtuozowskie fragmenty, nawet kadencje, ale są też dłuższe passusy orkiestrowe, które opowiadają jakąś swoją odrębną historię. Rzecz zaczyna się w ogóle od wstępu orkiestrowego o charakterze poematu symfonicznego. Tylko pierwsza część jest w rytmie trójdzielnym (co powierzchownie kojarzy się z Koncertem e-moll Chopina). Część wolna jest w G-dur, liryczno-nokturnowa, i tu właśnie najpierw gra długo fortepian, a potem gra długo orkiestra. Scherzo z kolei przechodzi do E-dur i ma w sobie mendelssohnowską lekkość. Wreszcie patetyczny finał, z powrotem w h-moll, rozpoczyna się posępnym wstępem na motywie przypominającym ten z Marszu żałobnego Chopina. Potem jednak atmosfera pogodnieje, a samo zakończenie triumfuje kotłami i blachą.
Koncert ma być odtworzony w radiowej Dwójce; Róża Światczyńska, która wygłaszała dziś słowo wstępne, przeprowadziła dla radia dwudziestominutowy wywiad z Ludmilem Angelovem na przerwę w koncercie. Podobno bardzo ciekawy.
Komentarze
Rafał Blechacz – c.d.
@Romek, 10.01.2014 o 0:08, calkiem trafnie wymienil zwyciezcow Konkursu Chopinowskiego, ktorzy byli naprawde „kims” w wieku 28 lat.
Z drugiej strony medalu, przypomnijmy sobie jednak najmlodszego w historii zwyciezce
z roku 2000 (po 15 latach nieprzyznawania pierwszej nagrody) Yundi Li, Li Yundi czy ostatnio Yundi.
Po 10 latach w DG przyszedl czas na krotki skok do EMI Classics, ale ta zasluzona firma juz nie istnieje, wiec projekt nagrania dla EMI wszystkich dziel Chopina, u starych pracodacow (DG) do ktorych wrocil (po odejsciu £anga £anga do $ony), nie byl wcale wspominany. Obecnie na rodzimym gruncie Yundi jest wciagniety w gladiatorska, komercyjno-medialna walke z £angiem £angiem, o ktorego kolaboracji z Metallica, (na nadchodzacych nagrodach Grammy 26.I.14), wspominalem wczesniej. Rywalizacja odbywa sie na takich, olimpijskich stadionach i czasem nawet slychac tam „jakis Lot Czegostam”. Stadion ten goscil w 2008 mecze pilkarskie i miesci obecnie 80 tysiecy fanow Rymskiego-Korsakowa.
http://www.youtube.com/watch?v=RAZRRdLX_Y8
Mimo Sylwestrowej okazji jest mi niedobrze (bez szampana), szczegolnie wiedzac o tym, ze Chinski nowy rok bedzie dopiero 31 Stycznia 2014.
Czy taki potencjal widzieli Yundim jurorzy i publicznosc na przelomie milenium, wyobrazajac sobie jego kariere w wieku 31 lat?
Kontakt z muzyka kameralna czy nie – trzeba miec po prostu to COŚ – albo kilkadziesiat milionow fanow na Sina Weibo i oddany sztab, ktory pomoze w ksiegowosci tych gazylionowych dochodow.
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
Pobutka przed dzisiejszym koncertem NOSPR? Rzeźbiarz rękami w powietrzu przyjechał do Was 😀
Preludku, jestem wstrząśnięta tym Lotem Yundiego. Toć to kryminał! Wiedziałam, że on ma w głowie fiu-bździu, ale nie wiedziałam, że do tego stopnia 😯
Tamte nazwiska były pamiętne w wieku 28 lat, bo mniej było nagrań, mniej było konkurencji, mniej wszystkiego.
W dzisiejszym natłoku wszystkiego (w najgorszym tego słowa znaczeniu) nikt nie jest pamiętny, bo rok później jest szesnastu następnych, tak samo „doskonałych” jak ci przed nimi, grających to samo tak samo.
PA przecież już ma 45 lat (!) – jest już pianistą średniej generacji.
Za jakąśtam Sarą Ott jest jakiś tam (przykro mi) Jan Lisiecki, a zaraz po nim będzie ktoś następny, i znowu zagra ballady albo koncert Es dur albo KV466.
Nie fiubździu tylko money talks, bullshit walks, jak mawiał Winnetou.
Ale znajdźmy w tym młodym pokoleniu jakąś prawdziwą MUZYCZNĄ osobowość rangi Polliniego, Marthy czy PA…
Nie tracę nadziei, ale „nie wstrzymuję oddechu”.
Tu się zgadzam z Zimermanem – technologia cyfrowa zabiła muzykalność.
Nazywa sie Roman Rabinovich( w angielskiej pisowni), pochodzi z Taszkientu, zamieszkuje pomiedzy Tel Avivem(rodzice) a Nowym Jorkiem. Wygral kilka lat temu konkurs im. Artura Rubinsteina: nie bez powodu.
Zazwyczaj gra doskonale, czasami zdarza mu sie grac wrecz pieknie. Jest nadzwyczajnym kameralista i w takiej roli pojawia sie tutaj raczej niz solisty. Srodowisko muyczne zna jego wartosc i osiagniecia, menadzerowie dotad nie.
W moim przekonaniu to jest wlasnie talent na miare tych wspomnianych powyzej. Mam nadzieje, ze jeszcze wyplynie na szersze wody i ze zajmie sie nim jakas przyzwoita agencja/kompania plytowa. Ja stawiam na niego. I chyba rowniez na Adama G. ktory wydaje mi sie rozwija sie nadzwyczajnie. Obydwoje zyja, oddychaja muzyka, pochlaniaja ja. Warsztat pianistyczny doskonala poprzez nieustanne poszerzanie repertuaru.
Narybek pianistyczny istnieje, talentu nie brakuje. A to, ze DG popiera wlasne , dobrze-prezentujace sie/przemawiajace do mlodych nabywcow talenty: coz, ich zadaniem jest robienie kasy, nastawieni sa na zyski, a nie zawsze na prezentowanie tego, co rzeczywiscie najlepsze w przekonaniu kilku z nas.
Adam, kiedy się z nim parę miesięcy temu spotkałam, trochę narzekał, że rynki amerykański i europejski są jakby całkiem osobne. Jemu zależałoby na graniu w Europie, oczywiście w Polsce też. Ale dawno nie staje do żadnych konkursów, więc go w Europie nie widzą 🙁
Adam posiada dzis menadzera, tego samego ktorego dawniej mial Brendel, a dzis Marc Andre Hamelin, czyli powinno byc rola takiego biura koncertowago szukanie mu koncertow w USa czy Europie. Stawianie do konkursow w tej sytuacji nie jest najbezpieczniejsza droga do sukcesu: mozesz zniszczycto, co juz zarobiles. Rabinovich ma agenta w Europie(chyba w Anglii), ale nie ma nikogo w Stanach. Jak wspomnialem, zasluguje na wieksza renome i szersze uznanie publicznosci. Jest jeszcze paru innych, ktorzy sie chyba rowniez wkrotce wybija. O ilez to latwiej zostac hydraulikiem, elektrykiem albo masazysta i posiadac zawod, ktory sie spoleczenstwu przydaje!
Mam nadzieję, że menedżer będzie skuteczny 🙂
Dołożę jeszcze dwóch, którzy ostatnio zrobili na mnie duże wrażenie na naszych, paryskich Trybunałach: Adam Laloum już tu był wzmiankowany, a dzisiaj, w tej sonacie, ten oto dżentelmen „przegrał” tylko z Richterem (Budapeszt 1958 – niesłychany) i z Jurijem Jegorowem.
http://www.youtube.com/watch?v=RwWLLCCOW-o
O tym Inonie jeszcze nie słyszałam.
A propos Trybunału: właśnie wczoraj lesio, bywalec nagrań warszawskich Trybunałów, tłumaczył się na koncercie Kacprowi Miklaszewskiemu, że nie dotarł tym razem z powodu banalnych korków. Ale jego nieobecność nie przyniosła wizualnej wyrwy: podobno odkąd jest heca z „RM”, do Studia im. Szpilmana tłumy walą. Pewnie chcą zobaczyć, czy ludzie z „RM” jeszcze żyją… 😈
Jedyna przyczyna dla ktorej nie wymienilem nazwiska Barnatana, ktorego wysoce cenie i slyszalem niejednokrotnie, to fakt, ze byl juz chyba „za stary” aby uwzglednic go jako potencjalnego kandydata na nagrode Gilmora( kotra sobie od kilku dni zawracam glowe). Ale jest rzaczywiscie bardzo muzykalny i od dawna robil na mnie dobre wrazenie! Kto dzis pamieta Jegorowa? Odszedl w zapomnienie, obawiam sie. Pamietam jego deniut w Carnegie: VI Partita Bacha i komplet Etiud Chopina. Pod koniec odczuwalo sie juz zmeczenie. Po debiucie nie za czesto powracal i wkrotce pozniej , bardzo przedwczesnie odszedl na zawsze.
Panie Piotrze,
dzięki za namiar na Inona Barnatana. 🙂 Także o nim nie słyszałem a z pewnością jest wart zainteresowania. Znalazłem właśnie fantastyczną wersję „Scarbo”:
http://www.youtube.com/watch?v=7dZfWyFkCRU
Ja też o nim i jego usłyszałem pierwszy raz dzisiaj dopiero. Zostaliśmy na końcu jak głupi z trzema wspaniałymi nagraniami i „przegraliśmy” go tylko dlatego, że coś trzeba było zrobić przed finałem, a tamte dwa (ten Richter nieprawdopodobny zupełnie, jakiś Nosferatu, a Jegorow – wręcz przeciwnie, cichutki i niebywale bogaty „duchowo”) były ostro skontrastowane i szalenie osobiste, więc się ładnie ułożyły. Biegnę słuchać tego Scarbo – choć mam wciąż w uszach Ursuleasę…
Panie Piotrze
mógłby Pan dać namiar na nagrania paryskich Trybunałów, kiedyś coś tam znalazłem w sieci ale nie moge tego teraz odnależć, w każdym razie pamietam że najnowsze audycje były w formie podcastów, mam nadzieje że gdzieś to jest jeszcze?
pozdr
voilà: http://www.francemusique.fr/emission/le-jardin-des-critiques/2012-2013/re-ecouter
Jardin to jest stary model, który się skończył w zeszłym sezonie. Nowa formuła jest tutaj:
http://www.francemusique.fr/emission/la-tribune-des-critique/re-ecouter
Trzeba pójść pdo RSS i tam są wszystkie audycje w mp3.
Jegorow w tym Schubercie też jest na tubie.
Tylko nie opowiadajcie w szkole i na podwórku kto wygrał, bo audycja idzie dopiero w niedzielę!
Richter też jest na tubie…
http://www.youtube.com/watch?v=v17mINQA0Zo
dzięki, Panowie!
Apel Pani K. z 11:15
Ale znajdźmy w tym młodym pokoleniu jakąś prawdziwą MUZYCZNĄ osobowość rangi Polliniego, Marthy czy PA…
To nie jest 28-latek, ale 3 lata mlodszy od PA, prawie rowiesnik Kissin’a, o ktorym, nie pamietam, aby ktokolwiek tu ostatnio wspominal. Nie rozpycha sie lokciami, z kazdym wydaniem plyty jest coraz lepszy, pelne sale, wierna publicznosc, uznanie krytyki, nagrody za nagrania, a w dodatku nie ma niewolniczego kontraktu z Sony (nagrywa nieregularnie, kiedy chce) a jego ostatnia, poetyczna plyta z utworami Mompou, byla moja najlepsza w ubieglym roku. Arcadi VOLODOS.
To nie jest Sokolov, ale co o nim myslicie?
Nie jestem wytrawnym znawcą muzyki fortepianowej. Słucham jej stosunkowo rzadko, dla odreagowania symfoniki, renesansu i jazzu, ale… debiutancka płyta Volodosa z transkrypcjami zrobiła na mnie kolosalne wrażenie. Wirtuoz jakich mało! Niewiarygodna technika! Trzeci koncert Rachmaninowa z Levinem podobał mi się mniej, ale i tak czapki z głów, bo to przecież pianistyczny Parnas. Innych nagrań, szczerze mówiąc, nie znam. Pewnie wstyd się przyznać, ale tej interesującej muzyki jest tak wiele, że brak czasu na… życie. 😉
Bardzo dziękuję szczególnie PMK, bo zrobiłam sobie właśnie wieczór z Schubertem w różnych wykonaniach. Inon Barnatan znakomity (i rzeczywiście świetny Scarbo podrzucony przez samotulinusa), Richter – rzeczywiście Nosferatu, ale Jegorowa (nawiasem mówiąc, jako postscriptum do naszych sporów o pisownię, trochę trwało, zanim go znalazłam na tubie 😉 ) nie określiłabym jako cichutkiego, główny temat jest wręcz potężny… Jest w tej sonacie taki moment pod koniec przetworzenia, gdzie zostają tylko dwa głosy, po jednym w każdej ręce – ciarki po prostu przechodzą, to jest tak nie z tego świata, jak finał Chopinowskiego b-molla…
Jegorow jest w ogóle dla mnie odkryciem – w Polsce nie był znany, będąc w Sowiecji chyba nigdy nie przyjeżdżał, a potem wybrał wolność, a zmarł, nieszczęsny człowiek, jeszcze w latach 80., czyli podczas niewielkich naszych kontaktów ze zgniłym Zachodem. Dużo straciliśmy, trzeba powiedzieć. Nie mogłam się oderwać od VIII Sonaty Prokofiewa, którą ogromnie lubię – wszystko tam u niego jest tak logiczne i przejrzyste (choć pod koniec zdarza się trochę „sąsiadów”):
https://www.youtube.com/watch?v=_Ko5uzMVkmU
Co do Volodosa: kiedy zaczynał, sprawiał wrażenie bubka, który umie tylko szybko przebierać paluszkami. Rozmawiałam z nim zresztą, jak pierwszy raz przyjechał do Warszawy (jeszcze jako „Gazeta”). Ale z czasem się zmienił, wysubtelniał, wymuzykalniał, coś się w nim obudziło – i teraz bardzo mi się podoba. Już nie epatuje wirtuozerią, jest po prostu muzykiem. Tak więc można przejść przemianę.
A ten Mompou jest rzeczywiście ładny:
https://www.youtube.com/watch?v=iM6SqiLRyNs
Myślę, że Sokołow jest dla Volodosa pewną inspiracją 😉
Volodos ostatnio – mam takie wrażenie – przechodzi jakąś transformację. Robi wszystko, by nie patrzono na niego przez pryzmat wirtuozerii. Stara się pokazać swoją liryczną stronę, ukazać światu oblicze pianisty refleksyjnego. Z tym, że chwilami staje się to wręcz manieryczne. Tak depresyjnie granych Kinderszenen, jak w jego wykonaniu w Barcelonie w zeszłym roku, nie słyszałem jeszcze. Tego wieczoru pobił chyba jeszcze jeden swoisty rekord – w ilości zagranych bisów. Przy dziesiątym przestałem liczyć. A co do nagrań – to może już mu przeszła ta fobia na punkcie ilości ustawionych dokoła instrumentu mikrofonów podczas sesji nagraniowej. Z tego obłędu był bardzo dumny po płycie lisztowskiej.
Pani K.
Volodos – Mompou
Dziekuje za Yt; nie znalem tego nagrania Paisajes (Krajobrazow) F. Mompou, w wykonaniu Volodosa. Na ostatniej plycie, znalazla sie tylko druga czesc tego tryptyku, El Lago (Jezioro). Moze na wybor tego kompozytora, przez pianiste, wplynal fakt, iz od dluzszego czasu mieszka on w Hiszpanii. Ta muzyka momentami przypomina mi subtelnosc Chopina i Debussy’ego. Pelna wersję Paisajes mozna znalezc na wspanialej plycie, ktora nagral w 1996 roku Stephen Hough (Hyperion). Z ubiegloroczna plyta Volodosa repertuar sie prawie nie pokrywa, co jest wspaniala wiadomoscia dla melomanow.
http://www.hyperion-records.co.uk/al.asp?al=CDA66963
„Najlepsza plyta instrumentalna roku 1997” wg. miesiecznika Gramophone, to byl moj pierwszy, mile zaskakujacy kontakt z tym rekluzywnym kompozytorem, ktory zmarl dekade wczesniej.
Dzień dobry 🙂
Volodos się zmienił już dobre parę lat temu – tu pisałam o nim (i o wrażeniach z rozmówki z nim za kulisami) słyszanym trochę ponad trzy lata temu w Ludwigshafen:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2010/11/05/volodos-i-laureaci/
Próbowałam poszukać, czy na tubie nie ma, jak Volodos gra Kinderszenen i czy rzeczywiście tak depresyjnie, ale jest tylko w różnych odsłonach nieśmiertelny Ptak prorokiem, jeden z jego niemal obowiązkowych bisów. Piękny przykład piractwa na Pobutkę:
https://www.youtube.com/watch?v=VcsRfvw4fVg
Powiedziałem o Jegorowie „cichutki”, bo coś trzeba było powiedzieć: tam potęga jest, ale emocje chwilami bardzo wyciszone, bardzo pastelowe, jakby płochliwe. To wszystko oczywiście subiektywne wrażenia, ale przyszło mi do głowy, że Richter jest przerażający – a Jegorow przerażony. A u Barnatana nadzwyczajna odwaga czasami, np. ta pauza generalna przed codą w I części wytrzymana do bólu. Wydłuża się lista pianistów, których warto by do Polski zaprosić…
Dziś 85. urodziny obchodzi Wanda Wiłkomirska 😀
Kochanej, wspaniałej Jubilatce dużo zdrowia! Dziś jest w Łodzi.
Na YouTube ktoś wrzucił amerykańskie audycje z nią i jej nagraniami. Można słuchać a słuchać! Mniam mniam.
https://www.youtube.com/watch?v=q8_O3EPD0UE
https://www.youtube.com/watch?v=M8iVSXiecd4
https://www.youtube.com/watch?v=XWFYdkdrIi8
https://www.youtube.com/watch?v=ztv0_I3Bh7M
A na Ninatece można posłuchać jej pasjonujących wspomnień.
http://ninateka.pl/film/zapiski-ze-wspolczesnosci-wanda-wilkomirska-odc-1 (i dalsze)
B P
ARIEL SHARON (1928-2014)
_____________________
http://www.timesofisrael.com/former-pm-ariel-sharon-passes-away-at-85/
@ ozzy,
nie jest to co prawda blog polityczny. Ale jest jedna rzecz, o której można tu akurat opowiedzieć w związku z Sharonem:
http://www.ynetnews.com/articles/0,7340,L-3197996,00.html
Ja nie na temat, jak zwykle, bardzo przepraszam.
Korzystając z przebywania w kulturalnej okolicy postanowiłem się wczoraj odchamić i poszłem żem do opery. Rzecz była dość stara, więc potem poszukałem na tut. blogu, czy już o tym mówiono, i mówiono, a konkretnie 60jerzy mówił prawie 5 lat temu:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2009/05/22/tradycja-z-awangarda-w-parze/#comment-44265
Z ust mi 60jerzy wyjął, jakby siedział obok mnie i robił notatki. Tylko mi się jeszcze coś wyrwało głośno o Bergmanie dla ubogich, i czy tym biedactwom z baletu nie było duszno w kabinie prysznicowej. Poza tym było spoko, dopóki nie przeczytałem w programie wywiadu Cyza z Trelińskim. Nie, nie jestem homofobem, jednakowoż przy takiej ostentacji apetyt można na chwilę stracić. To takie nawiązanie do wydarzeń aktualnych.
Już sobie idę i nie przeszkadzam. 😛
Mnie z tego Orfeusza zapadł w niewdzięczną pamięć fakt poniekąd osobisty : TWON najpierw wyprosił zgodę na publikację w programie mojego tekstu z 1001, a potem, bez porozumienia ze mną i z Wydawnictwem, urżnął mu kawałek, który mu ideologicznie zawadzał.
Pani Kierowniczko, ale z tej linki wynika, że Mozart jednak nie działa. 🙁
Piotrze, a niby czemu Ciebie miałoby się traktować lepiej niż kompozytorów, którym też się urzyna i wstawia po uważaniu? 🙄
Czy ja co mówię? Ja tylko zaznaczam.
A co do Mozarta, na oko jakby przez siedem lat działał…
PMK, a przypadkiem nie rządził wtedy programami niejaki, znany nam skądinąd, Tomasz Cyz?
No i tak to jest, WW, jak się przyjeżdża do stolycy 😈 Jest możliwość trafienia na najgorszy spektakl Trelińskiego…
No, trochę to tak wygląda, że operacja przez 7 lat się się udawała, tylko pacjent umarł.
Ja tu sobie nie żartuję z czyjejś śmierci, tylko coś nie bardzo widzę dowody na to cudotwórcze działanie Mozarta. Ale jak puszczającym muzykę było od tego lepiej, to właściwie czemu nie. 😉
Czy pomógł, to dyskusyjne (może Sharon żyłby której, gdyby nie puszczano mu Mozarta – tego raczej się nie sprawdzi), ale na pewno nie zaszkodził.
Serio szczekam, że pewnie pomógł puszczającym. Bo najgorsza jest bezradność i poczucie, że nic nie można zrobić. A jak cokolwiek można, to już mniejsza o iluzoryczność tego cokolwieka – samo zrobienie poprawia samopoczucie robiącego, bez względu na wynik.
Pani Kierowniczko, dobrze Pani pamięta.
A propos, to znaczy bez : czy dotarła do Pani mała, wirtualna paczuszka świąteczna?
ARIK THE KING, czyli Ariel Sharon (Scheinermann) bardzo cenil sobie Filharmonie Izraelska i dosc czesto bywal na koncertach w Tel Awiwie (w dziecinstwie uczyl sie gry na skrzypcach i rysunku). Dzisiaj, 11.01 w filharmonii izraelskiej wystepuje skrzypek Julian Rachlin (Czajkowski, Szostakowicz, Borodin).
______________
Julian Rachlin, Mendelssohn, Bronfman Auditorium Tel Aviw, maj 2013
http://www.youtube.com/watch?v=WlQ5cu1l4B4
Jest stałym gościem festiwali p. Pendereckiej. Nie przepadam za nim jakoś.
Panie Piotrze, dostać dostałam (wielkie dzięki), tylko nie dałam rady rozpakować, bo miałam w Neapolu bardzo marny internet (trudno było nawet odpowiadać na maile). A było ważne do 1 stycznia, więc po ptokach… 🙁
Jeszcze WW @15:21
Nie wiem, co ma homofobia do rzeczy, w każdym razie zarówno w przypadku Trelińskiego, jak Cyza nie jest to na temat, tak się akurat składa.
Chodzi, Pani Kierowniczko, o ducha rozmowy. Ja też mam kolegów, ale w tym duchu z nimi nie rozmawiam. 🙂
Tej rozmowy, prawdę mówiąc, nawet mi się wtedy nie chciało czytać, tym bardziej, że sam spektakl mnie zbrzydził (odmówiłam nawet DVD w prezencie). Ale gdzieś ten program jeszcze mam (trzymam programy TWON), więc może zerknę, żeby chociaż wiedzieć, o co chodzi.
To bardzo proszę zwrócić uwagę na te intymności na marginesach. 🙄 😛
A to zaraz dosyłam bis.
😀
Czy może ktoś słucha i nie błądzi? 🙂
Obecna 🙂
O! To co było pode szóstką? – bo mi transmisję zerwało i nie usłyszałem 🙂
Niestety tez nie uslyszalam
Benjamin Dieltjens, New Century Baroque Orchestra, Leonardo García Alarcón. Płyta Ambronay 2013.
Dzięki! 🙂
Ale fajna teraz ta czwórka 🙂
Żal mi się jakoś zrobiło okaleczonych tekstów 😥 i nie mogąc nic innego zrobić, przynajmniej epitafium napisałem.
Tu leży tekst, któremu okrutnym sposobem
redaktor niecny urżnął największą ozdobę,
mówiąc: choć jam bez głowy, moja zawsze racja,
więc czemu tobie miałaby szkodzić kastracja? 🙄
No, nawet mam czwórkę, a już myślałem, że będę musiał kupować 🙂
Bobiku, w towarzystwie nie mówi się „kastracja”, tylko „miśkowanie” 🙂
Zapomniałem, Hoko, bo pisałem sam, nie w towarzystwie. 😳
Spieszę uspokoić Bobika: wszystko jest OK. Żadnych skutków ubocznych.
Tu leży tekst, któremu komputer redaktorski
Wykasował jakieś autorskie troski
Za długie do czytania i kogo to obchodzi
Wszak do teatru przychodzą młodzi
Ponizsze dane dotycza mojego wpisu 10 stycznia o 13:46
http://www.worldconcerthall.com/en/schedule/rabinovich_plays_couperin_ravel_haydn_and_chopin_in_belgrade/12476/
jest jeszcze aktualna strona stacji radiowej:
http://www.rts.rs/page/radio/sr/news/1451/Stereorama.html
Dostalem wlasnie te wiadomosc od przyjaciela, ktory wykonaniami mojego imiennika rowniez sie interesuje. A wiec jutro ok.poludnia( tego nie jestem pewny, bo nie wiem na jakies strefie czasu znajduje sie Belgrad) ma sie odbyc transmisja recitalu Romana Rabinowicza, ktory slyszalem tu w NY dwa miesiace temu. Pamietam, ze zachwycily mnie wowczas Preludia Chopina, jako ze ich w komplecie nie slyszalem pod jego palcami.Inne dziela Couperin, Haydn czy wlasne opracowanie pianisty kawalkow z Suity Dapnis et Chloe slyszalem uprzednio. Ravel moim zdaniem „leweracja”. Chcialbym zdopingowac kolegow-dywanikowiczow aby zdobyli sie na wysilek (trud?), posluchali i upewnili mnie w przekonaniu, ze ja tego Romana cenie nie tylko dlatego , iz nosi moje imie, albo ze jest sympatycznym, skromnym i niesamowicie utalentowanym facetem.
Bede rad reakcji licznych na tym blogu pianofilow!!!!
@ Piotr Kamiński 15::44
@ Dorota Szwarcman 16:06
Nie wiem czy rządził wtedy programami znany nam skądinąd Tomasz Cyz, ale z pewnością ten do Orfeusza redagował wespół z Magdaleną Gałkowską, więc oni kastrowali pana Piotra Kamińskiego z niewygodnych fragmentów. O dziwo odnalazłam jeszcze ten program na półce, bo dawno przestałam je już kupować w TW i kolekcjonować, od kiedy piszą w nich nie na temat i publikują idiotyczne komiksy. Strata pieniędzy.
Niech nie traktuje Piotra od rzeczy,
kto psa do szczętu nie chce rozwścieczyć,
bo jak się kiedyś spotkam z tym Cyzem,
to mu nie utnę, tylko odgryzę! 👿
Ad Bobik 11 stycznia o godz. 22:05
Czy to nie są jakieś pogróżki po adresem pana C. ?
@ Dorota Szwarcman 17:13
Czyżby? Nie dałabym głowy…
@ Saba,
obaj żyją w związkach hetero (kolejnych), mają dzieci, a co poza tym, to chyba tylko epatowanie 😉
@ Romek – dzięki za link! Chyba nie dam rady odsłuchać, bo jadę jutro do Łodzi na premierę, ale ktoś może odsłucha i sprawozda 🙂
No nie, słuchajcie, pod kołdry to już chyba ludziom nie będziemy zaglądać? Od tych numerów specjalistów i tak jest nadmiar. 🙄
Jeszcze a propos wycinania fragmentów nieprawomyślnych – w dwutygodniku.com było to samo (nie wiem, czy wciąż tak jest). Rozmawiałam niedawno z pewną publicystką mieszkającą za granicą, która opowiedziała mi, że odrzucono jej tam zamówioną recenzję spektaklu Warlikowskiego, bo nie wykazała dostatecznego entuzjazmu, nawet wręcz przeciwnie.
Piesku, masz rację. Ale zaczęło się niestety od uwagi WW… Niepotrzebnie na nią zareagowałam w taki sposób 🙁
Saba poruszyła bardzo ważny temat (jak dla mnie).
Jakość programów w Teatrze Wielkim w Warszawie.
Kiedyś były one komponentem spektaklu.
Czytało się to w przerwach i w zaciszu domowym, po powrocie.
Kolekcjonowało się, bo były to wyznaczniki Czasu i taka podręczna encyklopedia muzyczna.
Dziś i to zostało zaprzepaszczone.
Jak i zamknięte Sale Redutowe (dostępne dziś tylko dla iventów), w których człek się edukował w zakresie historii narodowej opery.
Kierowniczko, na pocieszenie zacytuję Szekspira: najlepszych ludzi uformowało naprawianie własnych błędów. 😉
W Salach Redutowych bywają czasem wystawy. I koncerty.
A programy… bardzo różna jakość, także wewnątrz pojedynczego egzemplarza. Zdarzają się teksty sensowne. Dla mnie i tak największą wartość ma zamieszczone w całości libretto – mogę sobie posprawdzać, co wywalili, a co zmienili.
Te drukowane libretta też bywają zmanipulowane nowymi tłumaczeniami i ręką redaktora. Dla niepoznaki kastrują je np. z autorskich didaskaliów. A jeszcze co innego wyświetlają nad sceną – pamiętam, że w ostatniej Cyganerii pisali tam coś o coca-coli. Znalazłoby się więcej takich kwiatków.
No właśnie można porównać to, co w libretcie, z tym, co wyświetlają nad sceną. Bardzo ciekawe te porównania. A didaskalia owszem, są, i też można porównać 🙂
W tym Orfeuszu (w nowym tłumaczeniu redaktora T.) ich nie było, nie ma ich też we wspomnianej Cyganerii. One też bywają pewnie dla kogoś niewygodne.
Bywają…
Ale ja o czym innym.
W przerwie wkraczało się w świat historii opery.
Do dziś mam w oczach obrazy.
Marcelina Sembrich-Kochańska, Jan Kiepura.
Stroje, w których występowali śpiewacy.
Pewnie, że można to pewnie też zobaczyć, jak się pójdzie do Muzeum.
Wtedy Muzeum wychodziło do widza.
Zobacz, jesteś osadzony w szerszym spectrum.
Zamieszczanie libretta w programie też uważam za pomysł kupiony.
Reszta najczęściej … do kafelków w sraczykach.
Adekwatnie do kafelków na scenie.
@ klakier 23:32
Nic się nie zobaczy jak się pójdzie do Muzeum (Teatralnego oczywiście). Mam to sprawdzone. Wszystko pozamykane w szafach lub poutykane po piwnicach, a pracownicy (wpatrzeni w komputery) bezradnie rozkładają ręce, kiedy ich pytasz o historyczne wystawy operowe.
Słoneczna nadzieja w tym, że wielki elektronik odejdzie niebawem na przysługującą mu emeryturę.
Fałszowanie przekładów w napisach to rzecz nagminna. Szczególnie utkwił mi w pamięci przypadek Wozzecka Warlikowskiego, z którego reżyser usunął żołdactwo (czyli temat utworu). W rezultacie Herr Hauptmann z „pana Kapitana” przekształcił się w p. Hauptmanna.
Częstokroć zmienia się też wprost tekst – ale skoro ingeruje się i w muzykę, trudno się dziwić. To przynajmniej zdradza jakąś troskę o zgodność tego, co słychać z tym, co widać.
Dawniej też bywały takie retusze, ale wyłącznie z przyczyn obiektywnych. Klasyczny przykład to opis ukochanej Almavivy, jaki daje Rozynie Figaro (jak wiadomo, chodzi o nią samą): „grassotta, genialotta, capello nero…” („tłuściutka, wesoła, włoski czarne”). W nagraniu z Callas Gobbi śpiewa „magrotta” (bo Maria była już wtedy odchudzona), a na DVD z Di Donato są chyba „capelli biondi”).
Oczywiście, do innej kategorii, bliższej dzisiejszym interwencjom, należy działalność cenzury stalinowskiej, która z oper rosyjskich rugowała systematycznie Pana Boga. W starszych nagraniach są tego liczne ślady.
Żeby tylko Pana Boga i żeby tylko z rosyjskich oper… Przenosiła miejsca akcji, zmieniała bohaterów i różne takie.
Z tą „grassottą” to ciekawe, bo ilustruje, jak zmienił się przez parę wieku kanon kobiecej urody…
No to na dzisiejszą Pobutkę:
https://www.youtube.com/watch?v=B1HrLHtCuRE
Co jeszcze o tyle jest na czasie, że właśnie dziś jadę do Łodzi na Cyrulika. Choć jak się spojrzy za okno, to się odechciewa… 🙁
Prawda, oczywiście – choć niestety z takiej np. „błagonadiożnej” Toski i innych wyczynów żaden korpus deliktus chyba nie został, najwyżej w teatralnych archiwach… Za to jest – skądinąd wspaniałe – nagranie Jolanty z Grikurowem (1950), gdzie arioso Króla ma kompletnie przerobiony tekst („Gospod’ moj…” – ausgeschlossen!). To samo z radzieckimi Chowańszczyznami, przy czym w Kirowie wolno było w roku 1946 śpiewać rzeczy, które poprawiano w Bolszom jeszcze w latach 70. Nawet oficjalne wydanie radzieckie wersji Rimskiego (1973) cenzuruje „Alleluja!”.
Nawet z Wielkiej Radzieckiej Encyklopedii zniknela swego czasu informacja ze oryginalnym tytulem opery Iwan Susanin jest Zycie za cara.
Wiecej przygod z tytulem przezyla chyba tylko przedwojenna powiesc Agathy Christie ktora pierwotnie ukazala sie pod tytulem Ten Little Niggers – tytul byl wielokrotnie zmieniany.
Tak, z dziesięciu małych Murzynków zrobiło się dziesięciu małych Indian, a potem tytuł zmienił się na ostatni wers: i nie było już nikogo.
Indianie zresztą byli w oryginale tej piosenki, która z musicalowej stała się dziecięcą. W dziecięcej wersji zmieniano ich jeszcze na żołnierzyki, a nawet na misie 😀
Dżizas, co za ohyda na zewnątrz. Ale jednak muszę się zbierać. Czegóż się nie robi dla sztuki. Niech teraz spróbują zrobić zły spektakl 👿
Niech Kot przypomni dokładnie: czy dobrze pamiętam, że nie tak dawno w brytyjskich żłobkach i przedszkolach usunięto z kubeczków i śliniaczków Prosiacka, jako zwierzę nieczyste?
Czy został wyretuszowany, jak Trocki ze zdjęć?
Historia tytułu Glinki jest skomplikowańsza, gdyż go zmieniano dwukrotnie. Tytuł oryginalny to Iwan Susanin. Zmieniono go na Życie za cara w czasie prób, bo Mikołaj odmówił w przeciwnym razie przyjęcia dedykacji. Prapremiera odbyła się więc pod tytułem „carskim” i tak utwór szedł przez 80 lat do leworucji. Komuniści przywrócili tytuł pierwotny, ale jeszcze ich świerzbiło, więc w roku 1924 w Odessie i Baku rzecz grano pt. Za sierp i młot. Potem powstała przeróbka Gorodeckiego, gdzie cara wywalono nie tylko z tytułu, ale i z libretta, zamieniając Michaiła Romanowa na Minina i Pożarskiego. Do oryginalnego libretta i carskiego tytułu Bolszoj wrócił w roku 1989.
Ten „Cyrulik” w Łodzi ma być podobno „na lata” w repertuarze – twierdzi dyrekcja TW. Pomysł scenograficzny i kostiumowy jest w poetyce komiksowej. Zdjęcia z prób wyglądają dość zachęcająco. Dano też baletowi jakieś zajęcie na scenie. Wybieram się na to przedstawienie ale odczekam, dowiem się która obsada będzie najbardziej zachęcająca.
Wczoraj mieliśmy natomiast retransmisję „Nosa” z MET. Bardzo zacną. Piękne przedstawienie – plastycznie bardzo atrakcyjne. Dużo Rosjan w obsadzie. Popow śpiewał i w Lyonie i w MET. Odnotuję Polonicum – Paul Szot (Kowaljow), choć Brazylijczyk, ale polskiego pochodzenia. No i zaczynał w ZPiT Śląsk.
Tu wersja z Lyonu (skrót): http://www.youtube.com/watch?v=PVdIrhVmCYI
Jedynie treść projekcji – tu w 1:04:32 – to dla mnie jednak za dużo. Zbyt wstrząsające, chyba się nie powinno – no nie wiem…
Straszne :
http://journal.plasticmind.com/ears/mosquito-tone-or-how-to-tell-youre-a-youngun/
Za sierp i mlot podoba mi sie najbardzoiej.
Hej, piekna sloneczna niedziela, +1 C
Agatha Christie, ostatnie wydanie szwedzkie „Dziesieciu malych Murzynkow” w wyd.Bonniers (2007) ma tytul „Och som de var bara en” (And then tehre were none) – jest taka dzecieca wylicznka po szwedzku. Mam wydanie ros. z 1987 i tytul „Diesjat niegritjat”.
Los Trockiego, ktory zniknal z fotografii grupowej rowniez podzielil Rudolf Slansky, ktory zastapiony zostal przez doniczke z kwiatami na stole prezydialnym miedzy towarzyszami z KPCz. Retuszowano takze po 68 roku grupowe zdjecia oddzialow GL i AL, z ktorych znikali niegdysiejsi towarzysze Moczara czy Jozwiaka.
Ale to nie sa tematy muzyczne.
Jeszcze w sprawie kreatywnego podejścia do tłumaczeń librett (na usługach reżyserii): ze sceny słyszę mia spada, nad sceną czytam „mój oręż” a na scenie śpiewak z kałasznikowem.
Pozdrowienia z Hollyłódź.
@ macias1515 – trochę może się uspokoiłam, ale zobaczymy, jak zapowiedzi się mają do stanu faktycznego. Obsady nie umieli podać na dwa dni przed premierą, kiedy do nich dzwoniłam (pierwsza premiera była wczoraj, ale zgłosiłam się za późno i przestawili mnie na dziś).
Pamiętam, jak kilka lat temu zrobiono tu Cyrulika z eksperymentalnym elementem: za kulisą stał mój znajomy, śląski artysta Piotrek Szmitke, i rysował na poczekaniu improwizacje, które jakoś tam elektronicznie były przekazywane na ekran nad sceną. Z czego wniosek, że bez Piotra to przedstawienie stało się niemożliwe 🙂 Pamiętam też, że w roli Rozyny śpiewała Joanna Moskowicz i bardzo mi się podobała – słyszałam ją wtedy po raz pierwszy.
Panu Piotrowi Kamińskiemu dedykuję, aby się nie czuł zbyt pewnie. 🙂
Przed chwilką w TOK FM była kulturalna rozmowa i wspomniano o tej nieszczęsnej inscenizacji Orfeusza. Ekspertka, pani Anna S. Dąbrowska, błysnęła erudycją mówiąc, że Gluck napisał dwie wersje, jedną na kontratenor (sik!) i drugą na baryton (sik!). 🙄
(naszemu koledze ze znajomością łaciny i bez poczucia humoru wyjaśniam, że wiem jak to się pisze, tylko że tu bardziej pasuje sik)
Poza tym jest to cytat, chyba z Oparów absurdu, jeśli się nie mylę 🙂
A to przepraszam, z prowincji jestem. 😛
No to już wiem, że pana ministra na Paszportach „P” nie będzie – wylatuje za granicę. Ale tylko na parę dni na szczęście.
@ Wielki Wódz, 12:52
Ta erudytka (z sikami), to pewnie jednak Anna S. Dębowska, namiętna apologetka naszego najwybitniejszego reżysera operowego i dyrektora artystycznego ON
Pewnie, że nie inaczej. Jakoś tak jest ze mną, że niektóre nazwiska nie chcą utkwić, za to Alzheimera pamiętam dobrze. 🙂
@ Wielki Wódz @ Saba
W drukowanych wydaniach GW – zwłaszcza dawniejszych – znajdowałem sporo równie barwnych „kwiatuszków” podpisanych nazwiskiem pani dwojga imion Dębowskiej.
Niezdrowa namiętność do rzeczonego reżysera/dyrektora nie jest więc z pewnością jej jedynym grzechem…
To żeby było precyzyjnie, jeszcze raz.
Jedna z tych wersji została istotnie napisana na „kontratenora”, tzn. haute-contre, czyli na wysoki głos tenorowy (Joseph LeGros, jeden z najsławniejszych artystów tej kategorii we Francji). Jest to wersja francuska z 1774 roku. Wersja włoska, z Wiednia 1762, powstała dla Gaetano Guadagniego, słynnego alt-kastrata, dla którego już Haendel napisał Didymusa w Teodorze i „But who may abide” w Mesjaszu.
Istnieje poza tym tylko jedna wersja, sopranowa, przerobiona dla innego kastrata.
Do tego dodać trzeba przeróbkę Berlioza dla Pauliny Viardot, po której śpiewały ją w Paryżu alty, tenory i barytony. I której, żeby było prościej, używano potem także w przekładzie na włoski…
Wersja barytonowa nie istnieje. To prosta transpozycja wersji altowej (oryginalnej i Berlioza). Gluck nigdy niczego takiego nie skomponował.
Przy okazji informuję, że za dziesięć dni, na Mozartwoche w Salzburgu, premiera Orfeusza (wersja wiedeńska) pod dyrekcją Minkowskiego i w reżyserii Ivana Alexandre’a (reżysera warszawskiego Cyda w Teatrze Polskim). Soliści : Bejun Mehta, Camilla Tilling, Ana Quintans.
Abstrahując już od tego, na jaki głos Gluck napisał partię Orfeusza, to bardzo grubo przesadzacie z rzekomą namiętnością koleżanki Dębowskiej do reżysera Trelińskiego. Przykład:
http://beethovenmagazine.wordpress.com/2012/11/03/pechowa-manon/
W Polsce ciągle jeszcze kontratenorem – wiem, że niesłusznie – nazywa się zazwyczaj falsecistę; jeśli zatem ktoś mówiłby o wysokim głosie tenorowym typu francuskiego (jak choćby Richard Croft w roli Orfeusza u Minkowskiego), to aby być mieć pewność właściwego zrozumienia – np. w radiowej audycji – powinien raczej użyć terminu haute-contre.
Tak się po prostu przez lata utarło, choć może poprawne nazewnictwo kiedyś w końcu zwycięży.
Co do uwagi PK: przyznaję, że trochę zaufałem tu fachowej wiedzy Saby (przy okazji, chętnie przypomniałbym sobie recenzje A.S.D. z „Eurydyki” i innych rzeczy poza Manon L.).
Przepraszam, trzeba było dodać „w pewnym sensie”, bo przypuszczam, że p. Ania mówiąc „kontratenor” miała właśnie na myśli altowych falsecistów śpiewających wersję Guadagniego, a francuski tenor w ogóle wypadł jej z pamięci. Poza Croftem z MM nagrali to m. in. Léopold Simoneau z Rosbaudem (to przypuszczalnie dźwięk najbliższy haute-contre) i Gedda z Louis de Fromentem.
Ale zamieszanie z tymi wersjami jest takie, że trzeba się mocno trzymać poręczy.
Rzecz jest w tym, że ASD rzadko pisuje recenzje – w „GW” jest to domena gościnnie występującego Jacka Hawryluka. Za to wiele razy robiła z Trelińskim wywiady (np. właśnie przez Gluckiem) i stąd może to wrażenie, że jest jego apologetką.
Tekścik o Manon Lescaut jest z „Beethoven Magazine” – tam ma ona trochę więcej możliwości.
Dokładnie o tych formach dziennikarskich panegiryków Pani Redaktor w GW myślałam…
… a także o licznych jej autorskich zapowiedziach premier, zagranicznych wypadków i sezonów pod wodzą dyr.art. ON.
Z głosów bodaj właśnie typu haute-contre nie tak dawno dwukrotnie występował w stolicy (na nieodżałowanej Mazovii), a ostatnio też w Poznaniu – świetny Szwed Anders Dahlin.
Z jego pokolenia pasowałby tu jeszcze zapewne Cyril Auvity, choć tego artystę znam jedynie z płyt (m.in. Orphée: kantaty Rameau i Clérambault).
Ze starszych na żywo dali się w Warszawie poznać np. Anglik Mark Padmore oraz Szkot Paul Agnew (chociaż ten na jednej z końcowych MgB już tylko prowadził zespół – skądinąd fantastycznie!).
Serdecznie (i trochę nieśmiało) pozdrawiam wszystkich uczestników, a szczególnie Panią Kierowniczkę (mam nadzieję, że w pierwszym wpisie mogę sobie pozwolić na taką familiarność, jako ukryty do tej pory, stały czytelnik).
Ścichapęk wspomniał Andersa Dahlina, a ponieważ od miesięcy ciągle się zachwycam tym wykonaniem:
http://www.youtube.com/watch?v=OigvjdYonlc
pozwoliłam sobie na poranny wpis 🙂
W poprzednim pokoleniu był jeszcze wspaniały Paul Elliott, który fantastycznie śpiewa m.in. partię tenorową w Mesjaszu Hogwooda i ‚Tis Nature’s Voice z Gardinerem.
Witam Annę T. i dziękuję za piękny link! Ja też w klubie wielbicieli Andersa Dahlina 🙂
Sabo, ASD na łamach „Stołka” robiła, co do niej należało: zajmowała się zapowiedziami, a przecież w takich zapowiedziach chodzi o to, żeby ludzie przyszli na dane wydarzenie. Od czasu do czasu rozmawiamy i nie widzę, żeby była jakoś na kolanach przed MT.
A tutaj Paul Elliott w takim razie. Na szczęście nie musimy wybierać.
http://www.youtube.com/watch?v=QK2K0SNRAMk
Panie Piotrze, święta prawda.Dobrze,że nie musimy wybierać. Jeszcze tylko trzeba prosić odnośne czynniki o więcej czasu,żeby tymi wszystkimi pięknościami się nacieszyć 🙂
A Andersa Dahlina „na żywo” słyszałam tutaj:
http://www.muzykawraju.pl/dzien-4.html
Ech, piękne wakacje miałam ( tu powinna być rozmarzona kufa 😉 )
Rzeczony Mesjasz Hogwooda nb. dość prędko odpadł w ostatnim dwójkowym trybunale, ale z pewnością nie z winy Paula Elliotta.
Ten jego Purcell rzeczywiście cudowny – perfekcyjny, a jakże przy tym wzruszający! Szkoda, że mamy do dyspozycji tak niewiele nagrań artysty (choć może Anglicy coś jeszcze wyciągną z przepastnych archiwów).
Nieśmiało, bo może można zaliczyć bana za niebłagadianożnos’t’?
Концерт Детского хора России
Симфонический оркестр Мариинского театра
Дирижер – Валерий Гергиев
Повтор трансляции: 8 января
http://mariinsky.tv/n/
A propos klubów wielbicieli, trafiłam na stronę klubu wielbicieli Piotra Beczały: http://piotr-beczalas-friends.blogspot.com/ Wpis z 17/7/2013: We have received very nice wishes: „From the Blog Villazonista…ALL THE BEST, Piotr Beczala’s Friends blog!” This is sweet and classy! 🙂 Ale nadal nie wiem, czy w Multikinie będzie na początku lutego transmisja Rusałki.
Aga, zapraszam na „Rusałkę” do Katowic, jeśli masz blisko 🙂
http://www.csf.katowice.pl/?p=/pl/menu/2/3a/index
Dziękuję, Anno, 🙂 ale do Katowic z Warszawy świat drogi. A w Warszawie Rusałka będzie w Teatrze Studio, ale tam mi się słucha gorzej niż w kinie. 🙁
Wielki Wódz i Ścichapęk – posikałam się ze śmiechu, czytając Panów (?) komentarze o Alzheimerze, a zwłaszcza mojej „niezdrowej namiętności” do wiadomego „reżysera i dyrektora”. Dziękuję za sprowokowanie mojej przepony do intensywnej pracy 🙂