Habent sua fata violinae
Nie jest to bardzo poprawna łacina, bo skrzypce za czasów rzymskich nie istniały. Ale nie szkodzi. Te skrzypce, które zabrzmią 20 października w Filharmonii Częstochowskiej i następnego dnia w Operze Narodowej, mają bardzo bujną historię. Może nie aż tak dramatyczną, jak ta opisana w pamiętnym filmie Purpurowe skrzypce, ale trudno się dziwić, że dostały się one w ręce właśnie tego artysty, który w tym filmie podłożył dźwięk instrumentu, a nawet pokazał się na ekranie (w orkiestrze) w jednym z epizodów.
Joshua Bell sprzedał swojego poprzedniego stradivariusa, żeby kupić tego właśnie, zwanego Gibson ex Huberman. Nie będę tu powtarzać historii skrzypiec dwukrotnie kradzionych wielkiemu Bronisławowi Hubermanowi – można ją przeczytać w dzisiejszym „Dużym Formacie” (linku do tego nie ma jeszcze, jak będzie, to podrzucę), a także w „Rzepie”. Ciekawsze (i smutne) jest to, co powtarza się zarówno w reportażu z „DF”, jak w tekściku w „Rzepie”: że Huberman jest w Polsce zapomniany.
Ale trochę się temu nie dziwię. Jego nagrania chodziły w radiu jeszcze za mojego dzieciństwa – wychowałam się na jego wykonaniu Koncertu Beethovena, nikt nigdy nie grał tego – nie śpiewał – tak jak on, co było słychać nawet w takim nieremasterowanym nagraniu, choć orkiestra brzmiała jak cymbałki. (Kiedyś w rozmowie z prof. Bardinim zgadało się, że i on, i mój ojciec – obaj łodzianie – mieli szczęście być na tym samym występie Hubermana przed wojną w Łodzi, gdzie grał właśnie Beethovena.) Ale potem już ich nie odtwarzano. Cóż, był „syjonistą” (zakładał w latach 30. Palestyńską Orkiestrę Symfoniczną, która potem przekształciła się w Filharmonię Izraelską; wielu muzyków, także z Filharmonii Warszawskiej, ocalił tym samym od śmierci) i „kosmopolitą”, jako jeden z pierwszych orędowników – jak to nazywał – Stanów Zjednoczonych Europy lub Paneuropy. Takie było jego marzenie, któremu poświęcił wiele energii (dla tej sprawy również chwycił za pióro), a które dziś się spełnia; właściwie Huberman powinien być patronem – jednym z patronów – Unii Europejskiej. Co interesujące, skrzypek doszedł do tego mając na względzie sprawy czysto praktyczne: zafascynował się tą ideą po pierwszym pobycie w Stanach Zjednoczonych, gdzie obserwował korzyści wynikające ze stanowej unii gospodarczej.
Z nagraniami jest nie za bardzo, wrzucę to, no i jeszcze to, i niestety ckliwy dość nokturn Chopina (cóż, tak się wtedy grało), i Koncert Czajkowskiego. No i może jeszcze to dla udokumentowania polskiego patriotyzmu Hubermana. Bo przy tym całym „syjonizmie” i „kosmopolityzmie” on był prawdziwym polskim patriotą; wspomagał odrestaurowanie domu Chopina w Żelazowej Woli, pomagał też Szymanowskiemu.
Fakt, że jego skrzypce zabrzmią w Częstochowie w tamtejszej filharmonii, która została wybudowana na miejscu zburzonej przez hitlerowców synagogi, jest bardzo wymowny. A w Warszawie zabrzmią na rzecz powstającego Muzeum Historii Żydów Polskich. Bilety, sprzedawane w kasie nr 4, są dość drogie (150, 200 i 250 zł), ale studenci i emeryci płacą połowę, a w końcu dochód idzie na szlachetny cel. Orkiestra TW i Gabriel Chmura także nic za ten koncert nie wezmą, a dyrektor Dąbrowski udostępnił salę również za darmo. A Bell? Słyszałam go na żywo jeszcze z poprzednim instrumentem. Ciekawam, jak gra na TYM.
Komentarze
Zapomnienie zapomnieniem, a po zaspaniu dobry koniec jako POBUTKA.
Bell mówi w tym wywiadzie, że skrzypce są warte tyle, ile ktoś jest skłonny za nie zapłacić. Bardzo mnie to zdziwiło. Są warte tyle, ile ktoś potrafi z nich wydobyć. Żadna forsa nie zagra, choćby największa. Pieniądze są martwe.
Pieniądze są martwe. Ale to też nie całkiem tak, że skrzypce są warte tyle, ile ktoś potrafi z nich wydobyć. Nie myślę, żeby na skrzypcach Hubermana złodziej grał w knajpie lepiej niż ich właściciel 😉
Nie zdefiniowałam „ktosia” i wyszło, jak wyszło 😉
Bell cytuje tylko określenie ceny z podręcznika ekonomii 🙂
A skrzypce są warte tyle, ile da się komentarzy na ich temat zrobić* 😉
(Każda kolejna kradzież zapewne podnosi wartość skrzypiec 😉 ).
*) To całkiem niezła miara. W końcu komentarze mogą dotyczyć:
— historii instrumentu,
— jego byłych posiadaczy,
— aktualnego posiadacza,
a wreszcie, wykonywanej na nich muzyki, zarówno jeśli chodzi o brzmienie instrumentu, wartość artystyczną interpretacji, oraz wartość artystyczną prezentowanego utworu. Czy pieniądz mógłby przynieść równie kompleksową ocenę?
O wyższości muzyki nad ekonomią 😆
Oj, przepadłam z kretesem 🙂 Zarejestrowałam się przed chwilą na stronie http://www.huberman.info/ i okazało się, że tam tyyyle nagrań, wywiadów, recenzji! Gdybym miała wybrać jeden instrument najbliższy sercu i duszy, to byłyby to właśnie skrzypce.
Rzeczywiście całkiem klasyczna łacina to nie jest. W klasycznej pierwowzór brzmiałby „Libelli sua fata habent”. Orzeczenie na początku lub w środku zdania to łacina kościelna. Powiedzenie o książkach pochodzi od Terentianusa Maurusa, który żył w drugim wieku po Chrystusie, aczkolwiek są co detgo wątpliwości. Tyle, że na pewno nie była to łacina kościelna lecz klasyczna. Ale poeci zawsze mieli prawo do własnych reguł. Pani Kierowniczka, jako poetka, także.
No i proszę, jaka jestem gapa – nie poszukałam tej strony (usprawiedliwiona jestem o tyle, że pisałam w nocy i starałam się szybko skończyć 😉 ). Tyle że trzeba się zarejestrować, ale za darmo na szczęście 🙂
Stanisławie, jam poetka? 😯 Dzięki, ale to chyba stwierdzenie na wyrost 😆
Tu skrzypce nazwane łacińsko: http://digart.lajt.pl/973577,detail.html
Mnie się podobają. Bracia Capucon też grają na dobrych instrumentach. Jeden na własnym, ufundowanym przez bank, drugi na bankowym oddanym mu do użytkowania. Niech żyją banki.
A informacja o przeznaczeniu części rezerwy budżetowej na TV Kultura i PR Program 2 nie przeszła taka niezauważona. Kto słuchał Premiera, zauważył. Nie zauważyły media, łącznie z TVP i PR, ale były zajęte czym innym.
Dowodów na tym blogu nie brakuje. Poetka i mentor grupy poetyckiej „zeen, foma i grafoman”. Pozostałych poetów pominąłem, bo tak lepiej brzmiało.
Też trochę o ekonomii…
LA LA LA LA LA
http://wyborcza.pl/1,75248,7150527,Aktor_ma_wybierac__serial_albo_teatr.html
W co gra-foma n?
Trochę mnie to dziwi. Poszedłbym dalej. Niech dyrektor zawiera umowy nie z aktorami a z trupami. Żywymi oczywiście. Trupa przygotowuje spektakl, a dyrektor podpisuje z nią kontrakt np. na 3 występy. Albo na 12. W ten sposób dobre spektakle cała Polska obejrzy ciekawe spektakle nie płacąc haraczu firmie Kontrakt. O wzory łatwo. Wystarczy przeczytać pamiętniki Modrzejewskiej. Pamiętniki nie końca szczere, ale system opisany wystarczająco.
Najczęściej w zeena, ale na pewno nie w n. Grafoman to ja, jeśli się ktoś nie domyślił.
Dla przypomnienia – Teresa jest poetką licencjonowaną. Bobik ma wszelkie dane. Jeszcze parę osób oprócz zeena, fomy i PK zasługuje na powazne traktowanie względem poezji. Może tworzą tutaj bardzo tradycyjnie, ale wykazują sprawność pozwalającą przypuszczać, że w razie potrzeby potrafią i całkiem awangardowo.
Wszyscy odsypiają albo odpracowuję, więc też zabieram się do pracy. Zatem pozdrawiam i do poniedziałku
a ja jestem poetą ludowym, jakby kto nie wiedział… 🙄
Ja z kolei mam ścisłą specjalizację – rymuję po częstochowsku.
W naszym krakowskim mieszkaniu przez wiele lat leżały skrzypce po dziadku. Wszyscy byli przekonani, że ich wartość jest jedynie pamiątkowa, nie ekonomiczna, więc cieszyły się estymą, nie wzbudzając żadnych finansowych żądz. Tata je czasem brał do ręki i niezobowiązująco na nich rzępolił, ale w sumie prowadziły żywot dość spokojny i cnotliwy. Aż kiedyś, w trakcie jakiegoś zgromadzenia towarzyskiego, zaskrzypiała na nich znajoma skrzypaczka i ku naszemu zdumieniu powiedziała, że to są bardzo przyzwoite skrzypce i wartość ekonomiczną jak najbardziej mają. No i co? Zanim zdążyliśmy się z tą wiadomością oswoić, już skrzypce ktoś zdążył ukraść. Całkiem możliwe, że włóczą się teraz po knajpach, popadając w nałogi oraz rozpustę. 🙁
Czasem to nawet lepiej, żeby skrzypce nie miały wartości, przynajmniej w świadomości otoczenia… 🙄
Ja in spe 😉
Upadły skrzypce, skrzypce upadły
Lecz nie dotknęły podłogi
One popadły w nałogi
Gdy je ręce podłe z domu skradły
Wpadł w zachwyt kotlet, kiedy doń dotarł
głos cudny skrzypiec rzeczonych,
ten złodziej wprawdzie – rzekł – to niecnota,
lecz dobre ma to też strony.
Zaskrzyp, ach, zaskrzyp, piękny Cyganie,
byt na talerzu umilaj,
obiad to tylko motyli taniec,
życie kotleta to chwila.
Chociaż panierki cisną mnie więzy,
we wnętrzu duchem ja wolnym,
cóż, że już wkrótce trafię na język
i zmieszam się z kwasem solnym,
kiedy tak piękny moment końcowy,
że trudno lepszy by wypiec!
Tum popijany płynem bordowym,
a tu upadłych dźwięk skrzypiec…
Wszyscy tu jesteśmy poetami ludowymi. Ale Hoko jest Zasłużonym Artystą Ludowym 😉
http://hokopoko.net/folklor#comment-1321
🙂
Mówię Wam teraz pa pa, bo lecę na pociąg do Miasta Łodzi.
Biorę kompa, Internet powinien w hotelu być. Mam nadzieję, że nie za ciężki piniondz. Jeśli tak, to coś sie wymyśli 😉
Aha – dziś rano usłyszałam zapowiedź, że w niedzielę odtwarzają recital Staiera z ChiJE 🙂
Ja tylko chcę odpeprzeć zarzut Stanisława, jakobym pracował bez licencji. My name is Bobik, pracuję undercover i mam licencję na zaszczekanie! 🙄
My name is Bobik. Pies Bobik.
O, proszę! Gostek nawet oglądał filmy ze mną w roli głównej, więc może zaświadczyć, że jestem na etacie u JKM i o żadnej nielegalnej robocie na czarno nie może być mowy. 😆
Bobiku, ale jak spojrzeć na futerko, to w pewnym sensie pracujesz „na czarno”, nawet jeśli legalnie 😉
Beato, a skąd wiadomo, że to czarne futro nie jest tylko jednym z moich wielu agenckich przebrań? Być może w rzeczywistości jestem bielutki jak Owczarek Podhalański? 😀
No to czeka nas rok:
http://wiadomosci.wp.pl/gid,11603536,title,A-kiedy-terrorysci-zaatakuja-Zelazowa-Wole….,galeria.html?ticaid=18ef3
Już pół roku,
a w rozkroku
stoją dzielne many.
By niebawem
zgodnie z prawem
grzmotnąć Frycka fany.
Lać ich z góry
W pysk ponury
Fryckiem opętany.
I z kopyta –
Niech nie pyta
Szopkiem obłąkany.
A gdy stęknie,
czy też jęknie
Na się tylko zdany,
Niech załuje
I pomstuje…
Lub założy glany.
Adieu, pędzę na zgromadzenie sióstr penelopek
„Nie jest to bardzo poprawna łacina, bo skrzypce za czasów rzymskich nie istniały”
Scyrze godając, Poni Dorotecko, to jo tyz se myśle, ze niepoprawno. Bo skrzypce to po łacinie skrzypcus, a nie violina 😀
Bobik: a skąd wiadomo, że to czarne futro nie jest tylko jednym z moich wielu agenckich przebrań? Być może w rzeczywistości jestem bielutki jak Owczarek Podhalański?
Słuszna uwaga. Idąc tym tropem, można zacząć powątpiewać, czy Bobik w ogóle jest psem 😯
W to akurat powątpiewać nie można. Że jestem psem Jej Kierownicza Mość sprawdziła naocznie, a przecież nie można podawać w wątpliwość doświadczenia JKM. 😉
Kto wie, może Jej Kierownicza Mość zechce wypowiedzieć się również w sprawie bobiczego koloru 🙂
Nie wypowiadam się na temat kolorów, pracuję ciężko.
Systematyczna nie jestem, ale jestem sumienna.
No, jestem! Powoli nadrabiam. Doszłam… tuuuu….taj…
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Poezje/Rok_2009/06.Czerwiec/Klawisze_Szopena.html
POBUTKA (Z LICENCJĄ NA BUDZENIE).
Ocywiście, ze Bobicek jest psem! No bo niby kim miołby być? Cłowiekiem? A cy ftosi spotkoł takiego cłowieka, co to fciałoby mu sie pod psa podsywać? 😀
Zresztą, gdybym nawet był jakimś podszywańcem, to Owczarek szybko wyczułby pismo nosem. My, psy, nie dajemy się nabierać na takie bzdety jak futra, roleksy, czy kluczyki od porszaka. Jak ktoś pachnie psem, to jest psem, kropka. 😉
Ja nie na bzdety
żadne rolety
i na kluczyka
serce nie pika
a takie futro
zakupię jutro
żadnych prezentów
od …petentów.
Nie każda dama
da się omamiać!
O matko jedyna…
chyba coś mnie naszło, archiwując te wasze poezyje 😯
I to o godzinie, która zrekomo nie istnieje (-6 u was)
…a mówiłam… nie istnieje!
*RZEKOMO miało być.
Nie od dziś wiadomo, że poezyje są zakaźne. Jak kto nie ma wrodzonej odporności albo się nie zaszczepi, to ma, niestety, przechlapane. Wcześniej czy później weźmie i zrymuje. 😉
Ja to miałam znacznie wcześniej i myślałam, że se ne vrati, pane Falficzka, a tu masz 😯
Rozmyślała raz Alicja
nie ma, nie ma to jak fikcja!
Nie ma to jak prozy potok
i wspaniały jej słowotok.
Nagle wdarły się gdzieś rymy…
Jak ten wierszyk dokończymy?
Na Bobika popatruję…
Temu rymów nie brakuje 😉
Ja mam rymy w magazynie.
Gdy ochota na mnie spłynie,
by na blogu rymem gwarzyć,
to wypełniam formularzyk,
podstempluję, wpiszę datę,
uiszczę stosowną opłatę,
po czym od magazyniera
ile trzeba sztuk pobieram. 😆
O cholera…to podanie
trzeba składać, jasny panie,
by napisać byle zwrotkę,
życiorysy oraz fotkę? 😯
Ja myślałam, że tak z głowy
Bobik rymek ma gotowy,
a on mówi, że maniera –
z magazynu to pobiera! 😯
Rozejrzałam się na boki
lewym okiem, prawym okiem…
magazynu tego nie ma,
pewnie to kolejna ściema!
Pospali się, czy co?!
Moze syćka zacęli chodzić spać zaroz pod dobranocce? 😀
Na to wyglada, Owczarku 🙄
Same śpiochy!
Mole. Małe, latają jak na haju. A właściwie sprawiają wrażenie, że walczą o przeżycie w swej nieumiejętności szybkiego latania – ot, jak dla przykładu muchy. Ach, jakże zazdroszczą im umiejętności, ale tylko tej – gdyż całą resztą muszej egzystencji gardzą. Pospolite ścierwojady. I nie używają francuskich wód kolońskich. Jakiż brak obycia, wyczucia. Nie to co one – mole, moleczki. Wegetarianizm, eko-postawa, szacunek dla naturalnych materiałów, dyskretnych zapachów. Nieafiszowanie się swoimi zainteresowaniami oraz – co szczególne istotne – życiowym dorobkiem mola.
I tylko ludzie nic nie pojmują z molejowej ideologii. Tylko tłuką na oślep – niektórzy twierdzą, że wyrażają aplauz dla ich pracy. Niech będzie, że aplauz, ale po co od razu taki frenetyczny. O, święty Franciszku, to my już wolimy to bezsensowne powoływanie się na nas w metaforach bukinistów.
Tłukłem dotychczas, ja Jerzy, biedne i nieszczęsne te istoty – wyznaję ze skruchą. Bo nie rozumiałem, że one, przegryzając na obiadek łokieć sweterka; zbierając siły na przeżycie zimy żując klapę w tweedowej marynarce (i zastanawiając się, jak można nosić coś tak niemodnego), lub regenerując się na przednówku wełnianymi spodniami – myśląc przy tym: jeżeli wgryziemy się w mankiet, to może palant – ich właściciel – zrozumie oczywistą oczywistość – mankiety są passé!
Teraz już rozumiem swój błąd. Wyrzuciłem dawno sławetne kule na mole – ów atrybut mieszczańskiej mentalności. Otwieram tylko od czasu do czasu szafę i wrzucam coś nowego – a niech tam, gdyby nie ich ciężka praca, wciąż nosiłbym te same gacie, tę samą marynarkę, ten sam ohydny sweterek w serek. Mole dbają o świeżość mej garderoby. W najszerszym rozumieniu słowa „świeżość”, a literalnym słowa „mole”.
Ostatnio pewiem szczególnie uroczy rodzaj mola (ach, jakże chętnie ugościłbym w mej szafie) – przewietrzył liczne archiwa muzyczne i dzięki tegoż mola pracy mamy okazję do zmiany garderoby. Z uciechą rzuciłem się na swieżą dostawę konfekcji – wszystkie egzemplarze nowiutkie, obszyte perfekcyjnie, wyprasowane. wymaglowane, wystebnowane, ukoronkowane. Tu klapeczki, tam zakładeczki, mankiecik, żakiecik, gorsecik. Cuda istne… Ale, ale… Patrzę – przecież ta marynareczka – jakbym ją już nosił, a ten żakiet – coś tam udaje, z przeproszeniem „podszywa się” pod (nie powiem pod co, bo reklama). A poza tym, trzy marynarki w tym samym fasonie, do tego takie same klapy. O kurcze, moje mole wszystkie takie modele już od dawna żują – nie będą chciały takiego samego dania. I co ja mam zrobić?
Ale ta „nowa” dostawa uszyta – genialnie. Pracownia krawiecka – haute couture!!!
Il Giardino Armonico po dyrekcją G. Antoniniego na najnowszej płycie Cecilii Bartoli „Sacrificium” – szyje przecudnie. Sama Cecylka – jest od początku do końca tą samą Cecylią, którą znamy od lat. Dla jednych powodem radości nieskończonej, dla drugich okazją do dysertacji „gdakanie a sprawa włoska na gruncie techniki wokalnej C.B”. Ja natomiast mam tylko taki kłopot, że zarówno od strony muzycznej, jak i emocjonalnej to nagranie pozostawiło mnie obojętnym. Dziwnie obojętnym. Niepokojąco obojętnym. Pomimo wulkanicznej energii bijącej z co drugiej arii, pomimo niekończących się inkrustacji wokalnych trwających ciągle i ciągle tam, gdzie przeciętny śpiewak pada na deski z niedotlenienia mózgu w połowie niedośpiewanej (złośliwi wysyczą: wygdakanej) frazy. Ja wobec Cycylki nigdy nie byłem złośliwy. Zawsze i ciągle ją lubię. Zatem pora na kozetkę. Bo szafy, z całą jej dotychczas uzbieraną zawartością, nie zmienię. O nie. Moli też. Tylko co ja ma zrobić z tą nową garderobą?
Alicjo – jaka tam pora spania!
I pozdrowienia dla p. Teresy, którą dzisiaj – wracając od dzieciątka, któremu wiozłem wszelakie barchany do akademika oraz pieczyste – wysłuchałem z przyjemnością w radio, gdyw Dwójce mówiłą, jak Paryż obchodzi (i będzie obchodził) rocznice chopinowskie. Skromnie pomijając własny w nich udział (na szczęście red. Światczyńska przytomnie powiedziała co należy). W tej chwili zresztą ma chyba koncert -p. Teresa oczywiście.
Jerzy,
co do moli, tych nachalnych, to trzeba było mnie zapytać, jam ci specjalistka jest, robiąca w wełnie 🙄
Na g-mollach się nie znam, bez bicia przyznaję, ale na skrzydlatych i owszem. Nie zabijam, a odstraszam najzwyczajniejszymi gozdzikami kulinarnymi, one tego zapachu nie znoszą i się wynoszą, o!
A poza tym mole są pożyteczne, molując 😉
Byle nie w wełnie 👿
60jerzy Dzięki za opowieść w tonacji mol(l)owej 🙂 Miałam podobne doświadczenie na koncercie Il Giardino Armonico. Niby niesamowita, momentami karkołomna wręcz sprawność, jechanie po technicznej bandzie (tempo na granicy wykonalności), energia też niczego sobie, ale dźwięki jakby przelatywały obok, nie pozostawiając we mnie jakichkolwiek śladów. I pamiętam moje zdziwienie, kiedy ludzie wokół zerwali się do owacji na koniec koncertu, a ja nie byłam w stanie wstać, jakby coś mnie wciskało w fotel.
…a radio 2 poza moim zasięgiem, niestety 🙁
Beato,
Ty jesteś muzykiem i inaczej odbierasz koncerty, niż entuzjastycznie nastawiona publika. Patrzysz krytycznie i nie wiesz, „osochozi”. Wielokrotnie rozmawialam na ten temat z moim przyjacielem Szwedem, *także zarówno* muzykiem. Muzycy myślą tylko o tym, że trzeba dobrze zagrać, oni nie słyszą wykonania tak, jak publika. Ja nie słyszę tych drobnych niuansów na koncercie, dla mnie to uczta dla ducha i ucha, a nie wyłapywanie błędów w skrzypkach.
Z tą owacją na stojąco coś się ostatnio porobiło. Zawsze mi się wydawało, że powinien to być bardzo szczególny sposób wyrażenia uznania dla artysty. A ostatnio co koncert, publika wstaje i klaszcze. Czasem po koncertach może nie zupełnie przeciętnych, ale wcale nie wyjątkowo wybitnych. Jak tak dalej będzie, to w jaki sposób będziemy okazywać wyjątkowy entuzjazm? Włażąc na krzesła?
… nawet gdybym chciała, to bym nie umiała, wyłapywać, bo się nie znam. Szwed twierdzi, że to skrzywienie zawodowe, skunks ponury ma tę wadę, że słuch absolutny, i to mu bardzo przeszkadza.
A przeciętny odbiorca muzyki nie zwraca na to uwagi, jak napisałam wyżej.
Alicjo, nie jestem muzykiem, a nastawiona bywam bardzo entuzjastycznie 😉 W przypadku koncertu Il Giardino Armonico nie sposób mówić o błędach – był to koncert groźnie wirtuozowski. Tylko mnie nie porwał. W szczegóły techniczne zaczynam się wsłuchiwać dopiero wtedy, kiedy się na koncercie nudzę. A jak coś mnie porwie to wyłącznie całokształtem, „wsadem” duchowym i emocjonalnym, nie samą biegłością techniczną 🙂
vesper,
ja latam na koncerty wybitnych, u mnie na wsi zdarzają się dosyć rzadko, ale zdarzają się (Krystian Z.). I wtedy ślozy, no bo oczy mam na mokrym miejscu 🙄
A jak już pojadą po Chopinie, no to co mam robić?!
Zaraz się pospali! Można ważne spotkanie z jentykiem mieć i dlatego się nie pokazywać. 😉
O,
to teraz wiem, Beato;)
Ja otrzymuję z naszej wiejskiej filharmonii zawiadomienia o koncertach. Nic na siłę, tylko to, co mi w duszy zagra, więc latam na ulubione. Technicznie bym nic nie wyłapała, bo się nie znam. Mam ucho, ale to nie to absolutne. Nic mi nie przeszkadza, a atmosfera koncertów tego typu – najmniej 🙂
Bobiku, ja miałam z trawiastym, a Ty?
Alicjo, jak pojadą po Chopinie to już rzeczywiście nic innego nie pozostaje 🙂
Zaraz pospali…jentyk spotkanie
i niech się czepia wereda na nie
Czekamy sobie na sprawozdanie,
Bobiku, to jest Twoje zadanie!
Pod kawiarnianym, chwiejnym stolikiem
spotkał się kiedyś Bobik z jentykiem.
Jentyk był w cętki (pewnie po trawie)
A Bobik trzeźwy całkiem… No, prawie.
Jęli omawiać sieriozne sprawy
(jentyk wciąż w cętki, pewnie od trawy),
aż w świadomości nagłym wybuchu
kapnęli się, że są na podsłuchu.
To agent na nich zarzucił wędki
(jentyk po trawie, więc dalej w cętki),
żeby ze zwykłej, słownej erupcji
im sprokurować zarzut korupcji.
Bobik za łeb się złapał: o rany!
Jentyk? No dobrze, skorumpowany,
Lecz ja? No, żebym starości dożył –
oferty żadnej nikt mi nie złożył.
A przecież ze mną łatwo jak z dzieckiem,
tu niepotrzebne wisty zdradzieckie,
Starczą serdelki czy salcesony,
bym w ciągu sekund był przekupiony.
Byłby tak dalej rozprawiał z krzykiem,
lecz go zwinęli, razem z jentykiem.
Na szczęście w jednej celi zamknęli –
nie będą nudzić się przy niedzieli.
Pewnie wypuszczą wkrótce, we wtorek,
więc obaj sprawę biorą z humorem,
lecz Bobik (trudno, młody a głupi)
marzy, że wtedy ktoś go przekupi. 😉
60jerzy, zaskoczyl mnie Wacpan, nie sadzilam, ze ktokolwiek w Polsce slucha Polskiego, Radia, bo jakos wszyscy a to BBC, a to France Musique. Mam nadzieje, ze gadalam do rzeczy, bom sobie nie napisala i choc nie improwizowalam, to jednak bylo gadane.
Wlasnie z wlasnego koncertu rocznicowego wrocilam. A poniewaz odbyl sie pod haslem „Chopin – zrodlo inspiracji”, wcisnelam, przemysilam (hurra!!!) i Szymanowskiego, i Szymonowicza. Publicznosc byla zachwycona. I tak trzymac!
A wracajac mialam bardzo ciekawa dyskusje z taksowkarzem, ktory akurat sluchal I Symfonii Schumanna. I zastanawialismy sie, dlaczego Chopina sie tak malo gra. Bo malo sie gra. I wlasciwie potwierdzil to, co powiedzialam, ze latwiej jest glosic prawdy uniwersalne niz obnazac wlasna dusze. A Chopin jak nikt stawia czlowieka nagiego. A teraz jak kto nagi, to prosto na kozetke do psychoanalityka.
Wlasciwie tutaj miara wielkosci pianisty jest to, czy posiada w repertuarze 32 sonaty Beethowena, czy nie. Jak – nieistotne, ale ma posiadac i kropka.
A, i jeszcze jeden dodatek – tabun ludzisk dopytywal sie, czy aby nagralam tego Szymanowskiego i tego Szymonowicza. Chyba musze zrobic, poszloby jak cieple buleczki.
Bardzo mnie to cieszy, bo juz Francuzom powciskalam Zarebskiego, Szeligowskiego, Szymanowskiego w bardzo duzej ilosci. No i w ogole polska muzyke. Transkrypcja Przasniczki to byl moj hit latami. A po niej mialam gwarantowana owacje na stojaco 😉 i to nie dlatego, ze ludziska plaszcze wkladali.
Pamietam, jak kiedys wykonalam na bis, czesc po czesci, cala Suite polska op.16 Zarebskiego (5 sztuk). I nie chcieli mnie puscic. Czyli naprawde nie mamy gesi, a nasz jezyk. I gdyby myslec mniej komercyjnie (dzisiaj panow Sz przemycilam pod pazucha, bo nikt by sie na to nie zgodzil), zaistnielibysmy w tym swiecie nie tylko Chopinowsko-Penderecko (jeszcze byl Lutoslawski, ale pomarl i malo kto sie o niego upomina).
Jak to mowi jeden z moich bliskich, Czesi to nawet z Cibulki boga zrobia, a my Moniuszki nie potrafimy sprzedac.
A kto ma ochote na dobry Médoc? Zapraszam! Przeciez nie bede wyprozniac butelki do lustra.
Tereso, lecę, pędzę, nie tylko na tego Medoca, ale i z fanfarami, TROMBAMI i innymi takimi. 🙂
Bobiku, z karafki! Przefiltrowany i zszambrowany! Pycha!
Chopin pomarl! Niech zyje Chopin!
Znakomity motor do promocji „peryferyjnych”!
teresa czekaj: latwiej jest glosic prawdy uniwersalne niz obnazac wlasna dusze. A Chopin jak nikt stawia czlowieka nagiego.
To bardzo ciekawe wyjaśnienie. Kiedyś, w okresie mojego własnego młodzieńczego Sturm und Drang słuchałam Chopina bardzo intensywnie. Wzruszał mnie i poruszał. Od długiego czasu już nie. I zastanawiam się dlaczego. A może właśnie dlatego, że obnaża, każe sięgnąć w takie zakamarki duszy, w które na codzień lepiej nie zaglądać. Kiedy w życiu przychodzi okres nieco wymuszonego uporządkowania, pracy u podstaw, kalwińskiego poczucia obowiązu, może wtedy instynktownie ucieka się od wszystkiego, co wywraca duszę na lewą stronę.
Hej, kochani. Ja tu w Mieście zajęta po czubek nosa, i to bynajmniej nie wyłącznie imprezą, na którą przyjechałam. Wczoraj koncert w filharmonii z rewelacyjnym zwycięskim klarnecistą z poprzedniego Konkursu im. Tansmana, o którym tu rok temu pisałam. Niestety orkiestra mu zupełnie nie sprostała, łącznie z amerykańskim dyrygentem sztywnym jakby kij połknął, a juz zagrana na finał II Symfonia Saint-Saensa była po prostu chińską torturą. No cóż, a potem poszliśmy jeszcze na dłuuuugą kolację, na szczęście już w hotelu, w którym nocowałam, więc nie trzeba było już szlajać sie po nocy.
Przedpołudnie spędziłam na spotkaniu z dawno niewidzianą miłą znajomą, a potem było seminarium wokół kreatywności artystycznej dziecka. Referaty wygłosili prof. Marek Dyżewski i dr Wiga Bednarkowa. Może napiszę o tym w kolejnym wpisie (pewnie jutro wieczorem, po powrocie do domu), w każdym razie obie wypowiedzi w pewnym zakresie wzbudziły mój wewnętrzny protest. Potem była dyskusja, ale z niej wyszłam albowiem okazało się, że w ms2, czyli Muzeum Sztuki w obecnej, nowej siedzibie, otwierana jest o 19. pasjonująca wystawa „Polak, Żyd, Artysta”. Wczoraj i dziś było też bardzo ciekawe seminarium wokół tej wystawy i żałuję, że nie mogłam tam być. No, ale obliczyłam czas tak, żeby wcześniej zwiedzić pozostałe trzy piętra, na których jest Kolekcja XX i XXI w. Którą zresztą częściowo oczywiście widziałam w dawnej siedzibie, ale po pierwsze niemała część kolekcji była w magazynach, a po drugie, została zorganizowana w nową wystawę, gdzie przeplata się sztuka lat międzywojennych z dzisiejszą. Czasem te zestawienia bywają enigmatyczne, nie zawsze przekonują, ale jest tam tyle wspaniałych rzeczy, że nie ma co narzekać. No, a ta żydowska wystawa domaga sie osobnego wpisu. Chodzi tu konkretnie o awangardę lat międzywojennych autorstwa artystów żydowskich bardziej czy mniej zasymilowanych, ale jednak o korzonkach jakoś tam dla nich istotnych. Tym bardziej, że ówczesna awangarda obracała się też wewnątrz języka jidysz. Długo by pisać, może napiszę. Jest i Bruno Schulz, i Jankiel Adler, i Henryk Berlewi, i wielu, wielu innych – a nawet jest kącik poświęcony Jakubowi Rotbaumowi, którego tu ostatnio wspominał Stanisław, łącznie z ekranem, z którego starszy pan Rotbaum snuje wspomnienia.
Na tej wystawie spotkałam inna łódzką znajomą, której naprawdę bardzo dawno nie widziałam, poszłyśmy jeszcze na inny wernisaż (ale mniej ciekawy) i na dłuższe pogaduchy.
Jutro impreza z dziećmi; Dominik dziś całe popołudnie zajmował się ich przyjmowaniem. Strasznie ciekawa jestem, co z tego wyjdzie, może groch z kapustą, ale może i coś fajnego. Nie omieszkam sprawozdać.
Jestem zaszokowana rozmiarem rozpoetyzowania Pani sekretarz 😆 Że reszta nadaje, to tez pysznie, ale to jakby rzecz zwyczajna, ale to jest przypadek szczególny 😉
U mnie spokojna cisza jentyka
nawet Teresa C. mnie nie tyka
A o Chopinie to napisałaś, co ja, neptyk taki, czuję. Artyści tak mają, a my możemy zaglądać, słuchając.
Dla takiego zszambrowanego to ja mogę nawet godzinami antyszambrować. 😀
Sorry, do merytoryzmu się jak zwykle nie odniosę, a Polskiego Radia i tak nie odbieram, ale za to pomerdać rocznicowo mogę jak nikt poza Owczarkiem. 😆
A poza fanfarami mogę jeszcze zaproponować herbaciane światełka. U mnie na blogu świętowaliśmy dziś Divali, indyjskie święto świateł i było tych światełek tyle, że mogę bez uszczerbku trochę ich uszczknąć i poroznosić. 🙂
No to już wydało się, jak to z tym problemem – Chopin a vesper 🙂
Tereniu, piekną robotę robisz. A płytę to po prostu musisz nagrać!
Też dopijam czerwone wytrawne (hiszpańskie), i zaraz idę spać 🙂
Naptyk za-jentyk taki!
vesper, w trudnych chwilach moglam sluchac tylko Bacha. I doszlam do wniosku, ze jest to jedyny kompozytor zdrowy psychicznie 😆
Dorptko, ja te robote to juz dziesieciolecia… Orka na ugorze, zapewniem, bo co tam jeden koncert monograficzny Pendera w RadioFrance. Przemycic na co dzien, to dopiero kladzenie brukow…
Ha! Nikt nie zauważył mojej wizyty, więc na wszelki wypadek macham jeszcze łapą i wyłączam kompa. Dobranoc!
Cos ten Médoc mi na „o” wplynal, przesunelo sie, sorry 😆
Łajza. Ja przecież wiem, Teresko, że od dawna, i tym bardziej robota jest piękna 🙂
Jak to nikt, a ja to Bobik?
🙂 To już wiem, dlaczego u mnie ostatnio niemal wyłącznie Bach 🙂 Jak wróciłam do Gesualda, podjudzona przez Panią Kierowniczkę oczywiście, to się od razu we mnie jakieś takie instynkta odezwali, że musiałam szybko tę płytę do szuflady schować 🙂
Co znaczy nie zauważył? Tylko nie tak łatwo dostosować prędkość reakcji do nagłych spiętrzeń postów. 😉
To ja tez Medokowo do Morfeusza wiernego sie przytule.
😆
Rzeczywiście, że tempo amerykańskie 🙂 A co do instynktów, to jakoś mnie tylko biorą te najgorsze, kiedy trafiam na jakąś złą muzykę…
No, a teraz już naprawdę mówię dobranoc. Co nie znaczy broń Boże, że i Wy macie skończyć 😀
Pani Kierowniczko, ależ oczywiście, że wszyscy zauważyli. Ja chciałam z czystej ciekawości zapytać, co było tak kontrowersyjego w wypowiedziach na temat rozwoju kreatywnego dzieci, bo temat mi bliski. Ale jak ma być o tym nowy wpis, to cierpliwie poczekam.
Dorotko, vesper, karafka czeka! To opijamy tego Chopka, czy nie? Morfeusz wierny, poczeka!
Każden ma swoich znajomych. Dla mnie Bach w trudnych momentach za zdrowy i za trzeźwy. Nie współgra jakby. Może zazdrość wzbudza, że taki trzeźwy i zdrowy, a ja tu, panie tego…?
Za to jak ławeczka, ogródeczek, klimat umiarkowany, to proszę bardzo, czemu nie Bach? 🙄
Bardzo chętnie, Tereso. Za Chopka i jego orędowniczkę Teresę 🙂
Znaczy ja tego Medoca nie dostanę, czy co? 😯
A pieskom to wolno się alkoholizować, Bobiczku?
vesper postapiwszy slusznie w materii szufladowej!
Ze sredniej szkoly muzycznej pamietam taka wpaniala definicje muzyki chinskiej:
„Dobra jest ta muzyka, ktora utwierdza poczucie harmonii w czlowieku”.
Bardzo mi sie to wydawalo nie na miejscu, ale mialam 14 lat… I o harmonii w czlowieku wiedzialam raczej niewiele, bo wszystko w dysharmonii bylo 😆
Ja już się na blogach tak rozbestwiłem, że i tak nic mnie nie uratuje. To już chyba lepiej, żebym kulturalnego Medoca pił, niż jakiegoś jabola po bramach. 🙄
Bobiku wszak jako pierwszy chetny masz krysztalowy kieliszek!
I nie po bramach, a nad brama, a wlasciwie nad swietna retauracja, poznana juz przez rodzine Stanislawa
Maleńkie sprostowanie: muzeum sztuki dalej siedzibę ma przy ul. Więckowskiego. ms2 (kwadrat) to jego filia znajdująca się w Manufakturze od strony ul. Ogrodowej.
W zasadzie wolę z kryształowej miseczki, bo kieliszek sprawia niejakie trudności z wychłeptaniem końcówki. Ale jak powiedziała klasyczka, Medoc is Medoc, is Medoc, is Medoc i w obliczu tego kwestie naczyniowe schodzą na plan dalszy. 😆
Może i słusznie, Tereso, ale ciągle łypię okiem na tę szufladę, jakby mi brakowało czegoś, co właśnie tam jest.
Jak rozpijemy Medoca, to służę portugalskim Quinta do Crasto
Dobra, reasumujac, w Médocu brali udzial: Bobik, vesper, Pani Kierowniczka (choc padnieta), PAK usprawiedliwiony, bo musi POBUTKE, 60jerzy usprawiedliwiony, bo sluchal, jak plotlam bez sensu, Stanislaw usprawiedliwiony, bo nie w robocie, reszta nieusprawiedliwiona. Moze jedna Alicja, bo sekretarzuje sponsorskimi olowkami (no i Jerzor). Cala reszta nieusprawiedliwiona, no, moze jeden Piotr Modzelewski, bo nieobecny.
Zdrowie Chopka!
Quinta do Crasto…
No, niezle… Widze… przed oczyma duszy mojej… zlot w Paryzu…
😆
Yes, yes, yes!!!
Widzę zeena w szponach merytoryzmu. Wprawdzie nie muzycznego, ale jednak. Gorze!
Ale zawsze się wyrwie… 😆
Pani Tereso,
ja już bodaj w lipcu czy sierpniu na tym dywanie wspominałem o skromnej ilości muzyki Chopina w tym sezonie w największych salach koncertowych Starej Europy. Jak z początkiem sierpnia te fakty przytoczyłem w audycji radiowej podczas festiwalu w Dusznikach, to prof. Paleczny odparł, że jest dosyć dobrze. A ja podawałem w tej liczbie fakt wykonania choćby jednego utworu Ch. Nie jest najlepiej – czy tylko z powodów, o których mówiła Pani w audycji? Tak, oczywiście. Nie bez kozery tłucze się przede wszystkim Liszta. I te longi – w czym specjalizuje się Schiff ( w tym sezonie trzaska właśnie takie serie WTK i komplety partit Bacha, w zeszłym leciał longami beethovenowskimi.
I tylko proszę – w kontekście słów mych dzisiejszych a własnych – bez kozetki. Wspomniałem o niej w stanie kompletnego ubrania.
Dla całej Pani pracy – jak to młódź dzisiaj powiada – szacun wielki. I chyba pora o niej i Pani jakieś resume w druku. Ja tam lobbuję za tym.
Oj, jak ja bym sie zleciała w Paryżu! Studenckie czasy by mi się przypomniały 🙂
Wczoraj w Poznaniu na zakończenie koncertu w Filharmonii (poprowadzonego zresztą przepysznie przez Piotra Kamińskiego) ogłoszono, że w Holandii wyhodowano Fryderyka Chopina. Na koncert dotarł w cebulkach, z których mają być tulipany. Został ochrzczony szampanem przez Annick Massis, która wcześniej, podczas koncertu, cięła powietrze w Auli UAM koloraturami. Podobno certyfikat Chopina czeka jeszcze na podpis królowej holenderskiej. Tak oto zaczyna się „chopkowanie” na całego…
Żeby wypić zdrowie Chopka musiałem odszukać w sobie głęboko utajone pokłady perwersji. No bo picie zdrowia kogoś, kto przeszedł do historii jako okaz chorowitka, jest nieco perwersyjne, mówta co chceta.
Ale odszukałem i teraz mogie. Zdrowie Chopka! 😀
Ja nie wziąłem w Medocu udziału – bom pisał, czytał i nie nadążał.
Teraz już mogę. Zatem: zdrowie Fryderyka oraz nas wszystkich – Jego dłużników
O, widzę, że mogę z 60jerzym założyć sekcję terazmogących. 😆
Bobik, przecież Ty byłeś odpoczątkumogący
Ja byłem odpoczątkumogącymedocowo, a w pewnym momencie przeszedłem na pozycje terazmogącychchopkowo.
60jerzy. Jest zle, jest bardzo zle. Nie mialam czasu, zeby rozgadac sie na antenie, ale Chopin zostal zrelegowany do roli kompozytora drugorzednego. Jaki jest w tym udzial polityczny (nie zapominajmy o korzeniach Jeunesses Musicales), a jaki estetyczny, jaki opinii o korupcji konkursu warszawskiego, a jaki rzeczywistych trudnosci wykonawczych, trudno mi okreslic. W kazdym badz razie anegdotka, ktora nawet mialam przytoczyc, ale czas antenowy mi sie skrocil:
Pare tygodni temu spotykam kolege pianiste. Bbardzo dobrego pianiste. Gadka szmatka, co robisz. Mowie: Rok chopinowski. Jaki? Przeciez Schummannnnnnowski!!!!
Protekcjonalne klepniecie po plecach: to graj sobie tego Twojego Chopinaaa…
I tak to wyglada.
Padlam, kiedy na egzaminach w klasach 4-5 jako utwor obowiazkowy byl mazurek op.17/4. Bo wolne i latwe technicznie (jakos nikt nie zauwazyl tych non w srodkowej czesci!!!). A w jakims konkursie dla dzieciakow obowiazkowy final z sonaty b-moll. Wymiekam. Po prostu wymiekam.
Zdrowie Chopka po raz kolejny! W doborowym towarzystwie. Do konca butelki jeszcze hohonie…
No jeszcze został przedni portugalczyk
portugalczyk sie ustoi 😆
Już oddycha 🙂
Wirtualne butelki mają to do siebie, że mogą nie skończyć się nigdy. 😉
A co do Chopka, to może nie jest aż tak źle, jak na to wygląda od strony wypindrzonych profesjonalistów. Ja tu, w Niemczech, znam naprawdę wielu takich amatorów, którzy Chopka uważają za najlepsze towarzystwo do różnych melancholijnych smutków, których zbyt zdrowi lub zbyt szaleni kompozytorzy z niemieckiego kręgu kulturowego jakoś za ogon złapać nie potrafili.
Z Portugalczykiem ostrożnie! Najpierw niech uiści, a potem może się ustawać. 🙄
Bobiku, Chopin wcale nie byl takim okazem chorowitka. Mam dosc kliszy chopinowskiej nostalgii, lisztowskiego zalu i image’u plujacego gruzlika. Przeciez (chociaz nie chcialabym miec z nim osobiscie do czynienia 😉 , George byla cierpliwosci anielskiej) byl to facet przedowcipny, przeradosny, zlosliwy, co slychac. o prostu fajny chlop. A ze kompozytor – no, coz, zdarza sie!
A może ten Chopkowy kryzys ma raczej lokalny charakter? Nie wiem, spekuluję tylko. W szkołach dzieciakom tego biednego Fryderyka wciska się niemal na siłę, więc jak idą w świat jako ukształtowani w miarę aryści, to albo uważają za swój obowiązek zwyciężyć w Konkursie Chopinowskim, albo stają okoniem i w ogóle Chopka nie grają.
Bobiku, zgadzam sie, ale to opinia publicznosci, a decydenci decyduja inaczej. Exemplum przytoczone wyzej. przemycone zostaly utwory Chopka, ktore malo kto gra, przemycone zostalo tez i cos innego. Kazdy sie dziwi, kazdy odkrywa…
vesper, ale to Polska, zza muru berlinskiego wyglada to zupelnie inaczej.
Ja pozwole sie powtorzyc, pisalam bowiem statystyju prze okazji ostatniego konkursu. 19 sztuk z Europy Zachodniej to jednak troche malo. Cala reszta – Azja i byle demoludy (90 !!!!). Bo jezeli ktos deklaruje, ze jest Niemcem, a nazywa sie Wang, albo, ze jest Hiszpanem, a nazywa sie zalozmy Kirsanov, to wiadomo, o co chodzi.
Pani Teresi: ja bym nie wykluczył swego rodzaju „cykliczności popularności”, jako jednej z przyczyn obecnej sytuacji. Ale tu natychmiast zazębia się tyle przyczyn skłądających się na (nie tylko ten jeden) skutek, że można temu poświęcić cały kongres. A propos – w lutym dbędzie się III Miedzynarodowy Kongres – i czy wówczas (m.in.) nie będzie pora, by grzmotnąć w tej sprawie, by nie zrobiło się zbyt lukrowo-rocznicowo.
Przecież tu się spotykają potworne braki: edukacyjne, kulturotwórcze, promocyjne, na końcu: cywilizacyjne. I chyba paradoksalnie najmniej – polityczne. Tyle, że politycy (polscy) w większości – podejrzewam – nie odpowiedzą na najprostsze pytanie dotyczące dobra narodowego – w postaci stałej.
Pisze Pani, że był fajny chłop – otóż to! Najlepiej dowodzą listy. Dopiero co wydano ich I tom w nowej edycji – jak Pani myśli: czy są w księgarniach? Niech Pani zgadnie? A przecież czyto się je cudnie.
Tereso, jak chodzi o mnie osobiście, to nie mamy się o co spierać. Wiem, że Chopek miał niewątpliwe zalety towarzyskie i nie był wierzbą nieustannie płaczącą, chociaż że narcyz był, to był i nikt mi nie przetłumaczy. 😉 Ale że do historii przeszedł jako chorowitek, to po prostu fakt. Niemniej jednak przy kliszach można majstrować. Może jakiś Fotochopek dla kliszy Chopka? 😉
Tereso, jak pisałam, nie wiem, jak to wygląda. Gdybam sobie. Ale myślę też, że każde czasy mają swoich idoli, swoje fascynacje. Może za jakiś czas Chopin wróci do łask publiczności, bo jego muzyka znowu będzie współgrać z jakimś wiodącym tonem pobrzmiewającym w ludzkich umysłach. Teraz może nie jest dobry moment. Co nie znaczy, że nie warto go grać, bo ludzie miewają przeróżne potrzeby.
Médoc jeszcze jest, ale Morfej bardzo sie niecierpliwi. To ja moze jednak choc raz zadbam o faceta…
😆
Ja też już mówię dobranoc. Portugalczyka zostawiam, gdyby ktoś miał ochotę, a jak nie, to może jutro rozpijemy. Miłych snów wszystkim.
A ja tylko dwie erraty do 00:41
1. Pierwsze zdanie:
Pani Tereso: 🙂
2. ostatnie zdanie:
A przecież czyta się je cudnie.
To jest jedna z tych cudności, z którymi możemy przy okazji Chopina obcować.
Aaabsolutnie kupuję teorię Jerzego o cykliczności popularności.
A oprócz tego dorzucę, że właśnie w ramach tej cykliczności słowiańskie obnażanie duszy raz jest trawione lepiej, raz gorzej. I geograficzno-kulturowe cykle tu są też. Nie wiem, czy się z tego powodu wzburzać, czy po prostu przyjąć to jak wszelkie zjawiska klimatyczne – przeczekać. 😉
W końcu nawet Morfeja można przeczekać, jak się kto bardzo zaprze. 😆
60jerzy – wbrew pozorom, te polityczne maja bardzo rozne podteksty. A zyjemy w epoce zatrwazajacej politycznej poprawnosci.
Poza tym: listy Chopka niedostepne. Raz. Chlop byl rowny, acz wredota (na cale szczescie, inaczej bylby lukrowana pièce montée).
Uzywany do celow wtornych i niechlubnych – dwa…
Oddalajaca sie epoka – trzy….
Lukrowane konferencje u nas beda, bo tak trzeba – cztery
Najbardziej tajemnicze utwory Chopka i tak pozostaja w cieniu (ex. Méthode des Méthodes) – piec
Chwala Polliniemu, ze pozenil z Nono, bo jak ja trabie, ze sa 24 Preludia Ohany, to patrza na mnie jak na wiariatke
A i tak wazniejsze 32 sonaty Beethovena
I tym optymistycznym akcentem (M”doc jeszcze jest!)
Eee, jak wszyscy wdają się w podejrzane konszachty z tym Morfejem, to ja sobie zadzwonię do Hameryki. Tam na pewno znajdzie się zdrowy trzon, który jeszcze o Morfeju nie ma pojęcia. 😉
POBUTKA (może spóźniona, a może nie, ale przecież nie wrzucę Chopka, skoro dzisiejszej młodzi było bliżej do Cichopka).
Pani Tereso,
Chopin szczęśliwie nie musi już przechodzić pośmiertnej kwarantanny i czyśćca weryfikacji czasu. Te pozostawmy tym, którzy jeszcze piszą (generalnie: tworzą) lub dopiero co światło wyłączyli, copyrighty przekazali/zapisali i oddalili się… Jak bardzo – zobaczy to potomność (bo już nie my). Natomiast falowaniu gustów, nastrojów, preferencji – poddać się Chopin – jak każdy, nawet geniusz – musi. Koją przykłady – choćby Haendla i Bacha, że o Schubercie nie wspomnę. No, chyba że ludzkość zgłupieje z kretesem – ale ja za ludzkość nie odpowiadam. Ja nawet za swojego kota nie odpowiadam. Z trudem za siebie. (ale tu zbliżam się niebezpiecznie do diagnozy dra tomka K.)
O rety, wszyscy zamarzli…
Chopek juz po kwarantannie, fakt. No i nie nadszedl ostatni akt.
A tak w ogole to i tu tez zimno sie zaczyna robic. Brrr…
Nie zamarzli, tylko zasłuchali się, a w tym zasłuchaniu zapamiętali się. Była retransmisja koncertu Steiera z festiwalu CHiJE. Magia w czystej postaci. I piękno nieskalane. Straszna rewolucja w mojej głowie po tym. Ale jakże to pogodna rewolucja, skoro teraz uśmiecham się do siebie, do Was, do przeszłości. Nawet do niej. Ot, wzruszyłem się i tyle. Nie przeszłością – muzyką i tym, co poprzez nią opowiedział Andreas Steier.
Czy ktoś z blogowiczów nagrywał Staiera? Mimo prób, nie udało mi się i byłabym bardzo wdzięczna, gdyby ktoś mi udostępnił to nagranie. Proszę.
Dopiero teraz kliknęłam na POBUTKĘ. To ja chowam Gesualda na dno szuflady, bo mi robi jakieś fiku miku z chemią w mózgu, a PAK serwuje VI księgę na radosne dzień dobry 🙂
Jak widać, klikanie na pobutkę wieczorem nie jest najlepszym pomysłem…
Lepiej późno niż wcale
Eee tam. Wieczorem to już lepiej przełożyć pobutkę na kolejne rano
Żeby następnego dnia mieć aż dwie? Jedna pobutka jest przykra, dwie – to już nieludzkie.
Dlatego jaka przyjemność świadomie sobie przynajmniej jedną z nich odpuścić 😉
Pobutka pobutkom, przyjemność przyjemnościom, a jo se tak myśle teroz, ze skoda, ze Poni Dorotecka jesce nie zbocowała na swoim blogu o ponu Orffie. Bo kieby choć roz zbocyła (cy pozytywnie, cy negatywnie – niewozne), to ten fakt teroz piknie by mi sie przydoł. No… ale chyba jakosi sie poradze 😉
P.S. Dlo ułatwienia dodom, ze ten fakt przydołby mi sie do tyk samyk celów, do jakik przydoje mi sie teroz to, ze Fomecek jest komisorzem 😉
Jak dobrze, Owczarku, że dodałeś to post scriptum dla ułatwienia. Dzięki niemu wszystko jest jasne 😯
Za kilka dni bedzie jesce jaśniejse. Obiecuje. Ale dopiero za kilka dni 😉
Dobry wieczór. Widzę, żeście się rozgadali o Chopku 🙂 Co do korupcyjności konkursu, to mam nadzieję, że w przyszłym roku legendy przeminą. Grono jurorskie ma być zacne, a punktacja jawna 😉
Wybaczcie, że teraz nie wrzucę wpisu, ale prosto z pociągu poszłam jeszcze na przyjęcie rodzinne i jestem padnięta, Poza tym muszę naładować baterię w aparacie, żeby wrzucić zdjęcia… Dobranoc 🙂
POBUTKA (trochę samochodowa, nie przez Kubicę, choć kto wie…).
ad vesper: Przykro mi, Staiera nie nagrałem. Akurat ani repertuar, ani wykonawca nie leżą w kręgu moich zainteresowań 😯
No to teraz możecie po mnie pojeździć.
Ja nie pojeżdżę, bo nie lubię dużych prędkości. 😉
Dziękuję, aczkolwiek można po kimś pojeździć walcem drogowym…
Jeździć w przelocie? Uhm… strasznie niebezpiecznie i cyrkowo. Na mnie nie liczcie… 😉
Buuu… nagrywa jakieś Pendery i inne takie, a Staiera nie nagrał… 🙁
To za Kubicę dziś Pani Kierowniczka robi? 😯
Love me Pender, love me sweet, never let me go.
You have made my life complete and I love you sooooo…
Miłość nie wybiera
Chyba, że Pendera
A co poniektórych
To bierze cholera…
O! zeenie, przy okazji, to nie całkiem tak z ms2 – to nie filia, tylko raczej już główne miejsce Muzeum Sztuki. Więckowskiego, i owszem, także działa, ale kolekcja i ważniejsze wystawy są już w ms2, no i placówka na Ogrodowej jest jako pierwsza wymieniona na stronie muzeum 🙂
http://msl.org.pl/muzeum
Niech ryczy basem ranny fender –
mnie, prawdę mówiąc to zwisa.
Tylko chwileczkę, ten cały Pender…
Czy on się ma za Elvisa? 😯
Ach to tak?
Jakie Pendery? Pendera sobie nie można posłuchać? 👿
Świetnie działa na gości. Lepiej niż Rammstein 😆
To ja uporządkuję sprawy:
Mogę nagrywać (jeśli nie ma kolizji z innym nagrywaniem) wszystko, czego szanowny Blogostan sobie zażyczy.
Natomiast nie mogę w sensownym terminie doprowadzać nagrania do stanu wymuskanego, czyli zindeksowanego CD audio.
Ponieważ nagrywam na nagrywarkę DVD, nagranie surowe powstaje w postaci płyty DVD, tyle że bez obrazu. Wrzucamy taką płytę do odtwarzacza DVD i ona gra.
Tylko co dalej?
Wszelkie propozycje mile widziane (adres pocztowy u PK – upoważniam do wydawania zainteresowanym)
P.
http://msl.org.pl/informacje
W takich razach nieodmiennie przypomina mi się autentyczne doświadczenie:
pukam do drzwi, w odpowiedzi słyszę:
– nie ma nikogo w domu!
na to ja:
– przecie słyszę, że jest….
szybka odpowiedź zza drzwi:
-no, ja chyba wiem lepiej?!
A mi równie autentyczny fragment z książki:
„[Puchatek] popędził z powrotem do domu, lecz po drodze głowę miał tak zajętą nową Mruczanką, którą miał zaśpiewać Kłapouchemu, że gdy nagle ujrzał Prosiaczka rozpartego w najwygodniejszym fotelu, jaki miał, stanął we drzwiach zdumiony. I drapiąc się w głowę, zastanawiał się , w czyim też on jest domu.
– Dzień dobry, Prosiaczku! – powiedział. – Myślałem, że wyszedłeś.
– Nie – odparł Prosiaczek. – To ty wyszedłeś, Puchatku.
– Masz rację – powiedział Puchatek. – Wiedziałem, że któryś z nas wyszedł.
No, ale przecież z powyższego nie wynika, że Ogrodowa jest „filią” Więckowskiego. Na Więckowskiego są biura, owszem, ale ważniejsze wystawy są na Ogrodowej.
Ogrodowa czy Więckowskiego, chciałabym zwrócić Państwa uwagę na inny fenomen. Jak przy takiej ilości pieniędzy, można było wpaść na pomysł, żeby postawić sobie pałac tak blisko fabryki. Hałas, smród, ciżba ludzka … Niepojęte.
A, to tak samo, jak na wsi okna zawsze mają wychodzić na drogę, a nie na ogród. Bo taki ogród to nudny jest, a na drodze coś się dzieje – wóz przejedzie, baba z wiadrem przebiegnie, albo w chłopa piorun strzeli… 🙄
ms2 to oddział muzeum, którego główna siedziba i gros zbiorów wciąż pozostaje na Wieckowskiego. Popularność Manufaktury sprawia, że w tym ruchliwym miejscu organizuje się chętnie wystawy, co jeszcze nie znaczy, że muzeum przeniesiono. Houston, czy mamy problem?
Pewnie i pioruny chętniej strzelają w chłopów na Ogrodowej niż na Więckowskiego… 🙄
Mamy problem. Temat (i główny, i poboczne) się wyczerpał. Zapraszam do nowego wpisu 🙂