Ormiański Beethoven i fiński Sibelius
Wybrałam się dziś do Filharmonii Narodowej głównie dlatego, że ciekawa byłam skrzypka Sergeya Khachatryana, którego po raz ostatni słuchałam na żywo, kiedy miał 11 lat.
Sierioża, drobny wówczas i nieduży, przyjechał z tatą w 1996 r. do Krakowa na Międzynarodowy Konkurs Skrzypcowy im. Rodziny Grobliczów (to była jedyna edycja międzynarodowa, po latach w 2007 r. wznowiono konkursy pod tym patronatem, ale w formie ogólnopolskiej) i z miejsca zawojował wszystkich. Był prześlicznym i niezwykle uduchowionym chłopczykiem, wszystko, co grał, było nie tylko technicznie opanowane bez zarzutu, ale po prostu miało głębię, nie chciało się wierzyć, że to jest jeszcze dziecko, tylko można było się zdumieć: skąd on to ma? Pamiętam z tego konkursu jeszcze inne osoby, np. o trzy lata starszego, zadziornego wówczas Janusza Wawrowskiego z charakterystyczną równiutką przyciętą grzywką, czy też 18-letniego Krzysztofa Polonka, który dziś gra w Filharmonii Berlińskiej. Ale mały Ormianin był nie tylko najmłodszy, po prostu był najlepszy. Jego zwycięstwo było bezapelacyjne. Gdy w cztery lata później wygrał Konkurs im. Sibeliusa jako najmłodszy zwycięzca w historii, a w 2005 r. zwyciężył z kolei w Konkursie im. Królowej Elżbiety w Brukseli, nie dziwiło mnie to. Jednak od tamtego czasu Sergey (mieszka stale w Niemczech, już wówczas stamtąd do nas przyjechał, więc zachowam tę pisownię) nie odwiedzał Polski, w każdym razie nie przypominam sobie. A ciekawa byłam, jak się rozwinął – w końcu różnie to bywa z cudownymi dziećmi.
Teraz wyciągnął się wzwyż, ale wciąż jest tym samym chłopcem o poetyckiej duszy. Zdziwienie budziło wolne tempo, w jakim został rozpoczęty Koncert Beethovena – nie zrobiło to zresztą dobrze naszej orkiestrze, dęte były niedostrojone i wstęp zabrzmiał dość przeraźliwie. Jednak szybko okazało się, że to solista najpewniej takie tempo wymógł. Grał ze spokojem i skupieniem, pięknym, aksamitnym, śpiewnym dźwiękiem (pomocny był mu oczywiście Guarnerius, ale też instrument dostał się w dobre ręce), przemawiając każdą frazą, w której każda nuta miała indywidualny kształt, każda miała znaczenie. A dzieło Beethovena właśnie takie jest. Tutaj można posłuchać. Na bis – a dość długo dał się prosić – po widocznym namyśle i chwili skupienia zagrał Bacha: Sarabandę z Partity d-moll. Niebiańsko po prostu.
Sergey gra często z siostrą Lusine, a oboje grywają w triu ze zwycięzcą ostatniego Konkursu im. Czajkowskiego, wiolonczelistą Narekiem Hakhnazaryanem. Dobre to ormiańskie trio.
Koncert prowadził fiński dyrygent Hannu Lintu, a resztę programu wypełnił muzyką swojego rodaka, Sibeliusa, w której nasza orkiestra lepiej się już znalazła. Na wstępie, przed Beethovenem, był krótki poemat Powrót Lemminkainena op. 22 nr 4 z 1896 r. (na motywach wziętych z Kalevali), a w drugiej części koncertu – II Symfonia op. 43 z 1902 r. Jak to drugie symfonie w tonacji D-dur (u Beethovena i Brahmsa), jest to jedna z bardziej optymistycznie brzmiących u Sibeliusa, rozpoczyna się wręcz sielankowo, z ludowym posmakiem. Później są też i mroczniejsze klimaty, ale kończy się wszystko bardzo pozytywnie. Dyrygent, który jest obecnie szefem Fińskiej Orkiestry Radiowej, dość zabawnie wygląda ze swoimi szerokimi i energicznymi, dość nawet groteskowymi, ale przekonującymi gestami; sposobem bycia wzbudzał sympatię. A i orkiestra się w pełni zrehabilitowała.
Sobotni wieczór spędzę z zupełnie inną muzyką i też opowiem, jak było.
Komentarze
Pobutka.
Wczorajszy Beethoven w FN zmienił mnie z niaktywnego podglądacza tego co dzieje się na Szanownym Dywanie w aktywnego podwładnego Pani Kierowniczki. Po prostu muszę dać upust swoim emocjom. Niemrawe tempo na początku zloscilo mnie, chciało się popchnąć orkiestrę, dodać jej energii. Do wejścia solisty. Khatchatryan grał tak, że każda nuta wydawała się ważna, żadnej nie mogło zabraknąć. Brak pośpiechu, gonitwy za niewiadomo czym. Dopiero w takich wykonaniach można zrozumieć, że grane jest arcydzieło. Miłego dnia wszystkim Państwu źyczę.
Dzień dobry 🙂
Witam nową (z tym podwładnym to przesada 😆 ) – co prawda wcześniej inna osoba tu podpisywała się w ten sposób, ale to już „stara nowa”, więc jeśli kiedyś będzie chciała się odezwać, to będzie dobra okazja do zmiany nicka 😉
Ja namawiam, jeśli ktoś z warszawiaków nie wie, co zrobić z wieczorem, do udania się na ten koncert. To naprawdę jest niesamowity artysta.
Jeden z najpiękniejszych „kompletów” Bacha, jakie znam – Naive 2009.
Ktoś nawet był uprzejmy wrzucić całość na tubę 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=fOTUcb9k9u8
Dość niefrasobliwa ta zachęta do spędzenia spontanicznego wieczoru w FN – bilety na dzisiejszy koncert DAWNO wyprzedano, a z wejściówkami w tej instytucji wiadomo jak jest:( Poza tym – jest dziś chyba silna konkurecja w W-wie (?)
No, może właśnie dlatego, że jest konkurencja, do filharmonii będzie łatwiej wejść… Że akurat na dzisiejszy koncert bilety są wyprzedane, prawdę mówiąc nie wiedziałam.
Dziś faktycznie idę do Opery Narodowej. Ale ten koncert jest dla bardzo zróżnicowanej klienteli 😉
Pierwsza część Koncertu brzmiała od wejścia solisty coraz piękniej i piękniej, a kadencja i to, co po niej nastąpiło – po prostu magia; nie pamiętam, czy kiedykolwiek wcześniej słyszałem tam tyle subtelności.
Ton skrzypiec (również w najwyższych rejestrach) – marzenie!
A dziś Drugą Sibeliusa dyryguje też Jerzy Maksymiuk, więc konkurencja wspomniana przez zosia jest nie tylko silna, ale – rzec by można – sensu stricto.
A rzeczywiście – jeszcze jest Sinfonia Iuventus w Studiu im. Lutosławskiego. No, ale Khachatryan jest nie do przeoczenia.
Witam serdecznie Panią Kierowniczkę. Logowanie przez portal Polityki to ciekawa przeprawa. Nie wiedziałem jak się zachować, kiedy mój dawny nick: Krakus okazał się „już zajęty” a dodanie hasła nic nie dało… Krakusy jednak dają radę w trudnych okolicznościach i tak stałem się „krakusikiem”. Przepraszam za infantylizm nazwy ale też jest coś na rzeczy bo pewną infantylność w sobie dostrzegam 😉
Zawsze PK chętnie odwiedzała Kraków i festiwal Opera rara – teraz już 8 stycznia nowe wydarzenie – niesłyszana w Krk orkiestra, świetne nazwiska solistów… Mam nadzieję, że spotkamy się znowu!
http://www.operarara.pl/pl/3/433/436/program
W niedzielę o 19 (czyli dzisiaj) na antenie Dwójki retransmisja recitalu Pires-Brocal ze Studia im. Lutosławskiego!!!
O, krakus stał się krakusikiem 🙂 Nic to, przyzwyczaimy się. Choć podobno są sposoby, żeby wrócić do dawnego nicka…
Pomidorka z Cenciciem będę słyszeć już w grudniu w Gdańsku. A co będzie w styczniu, jeszcze nie wiem 🙂
Rzadko kiedy po koncercie myślę: „to powinno właśnie tak brzmieć”. Sergey Khachatryan jest niebywale skupiony. Ma i delikatność i ogień. Namiętność i pasję. Jest niebywale subtelny. Jest bardzo inteligentnym i elokwentnym skrzypkiem. Kontroluje zwiewne dźwięki. Pozwala muzyce oddychać. Dźwięki jego skrzypiec pokazują swe senne piękno, a on umie wykorzystać pełnię możliwości swojego Guarneriusa.
To była duchowa podróż, taka jakiej życzyłby sobie sam Beethoven.
W sobotę na bis zagrał Tsirani Tsar (Apricot Tree) Komitasa http://youtu.be/6i3VjhRdr4o
Dyrygent Hannu Lintu ma dużą dawką uroku. Rozpoczął od podskoku z przytupem :-). Tańczył na podeście. Uśmiechał się. Robił miny. Ale też wyraźnie się skrzywił, gdy kilkakrotnie orkiestra nienależycie wybrzmiała. Umiał wzbudzić sympatię. Zdecydowanie bardziej odpowiadał fińskiemu dyrygentowi Sibelius niż Beethoven. Może wynika to ze znacznej różnicy temperamentu energicznego dyrygenta i subtelnie lirycznego solisty, który to wyraźnie wymógł na dyrygencie sposób wykonania Koncertu skrzypcowego.
Żałuję, że nie usłyszeliśmy w całości Powrotu Lemminkäinena.
Powrót usłyszeliśmy w całości 🙂 Nie usłyszeliśmy całej suity Lemminkäinen. Ale to byłoby dużo dłuższe.
Dzięki za wrażenia i za link 🙂 W przyszłym roku Khachatryan ma wydać płytę z muzyką armeńską.