Dobra nowina w zimnym kościele
Podziwialiśmy ten zespół w zeszłym roku na Wratislavii. Dziś belgijski Vox Luminis wystąpił w gdańskim Kościele św. Jakuba z programem Puer natus in Bethlehem.
Tytuł koncertu wzięty został z sympatycznej kolędy Samuela Scheidta, a całość koncertu poświęcona była niemieckim pieśniom wokół Bożego Narodzenia z XVII w. Różnice stylistyczne jednak były duże – od Michaela Praetoriusa (ur. 1571) oraz trzech panów na „sch” urodzonych w latach 80. XVI w., czyli Heinricha Schütza, Johanna Hermanna Scheina i właśnie Scheidta, po Johanna Michaela Bacha (ur. 1648, dalekiego krewnego Johanna Sebastiana, a zarazem jego teścia, był to bowiem ojciec jego pierwszej żony Marii Barbary) i Johanna Pachelbela (ur. 1653). A więc same początki baroku, spoglądające jeszcze w stronę renesansu, oraz barok już bardziej zaawansowany.
Zwykle w małym, późnogotyckim (z prostym renesansowym drewnianym stropem) kościele św. Jakuba umieszczane są koncerty z muzyką dawniejszą, średniowiecza i renesansu, lecz i te dzieła zabrzmiały w nim znakomicie. Jest to muzyka, która w ogóle szczególnie dobrze brzmi w Gdańsku, gdzie zbliżone i trochę późniejsze czasy były złotym wiekiem, a działało tu wielu muzyków przybyłych właśnie ze wschodnich niemieckich ziem – Turyngii, Saksonii, Brandenburgii (polecam przy okazji mój artykuł w następnym, świątecznym numerze „Polityki”, który będzie zatrącał o ten temat).
Jest w tej muzyce, i to niezależnie od stylistyki, coś bardzo szlachetnego i ujmującego, jakaś skromność i autentyczna pobożność, a jeśli chęć podobania się, to podporządkowana jednak kwestiom duchowym. Tak też śpiewa zespół Vox Luminis – piękno głosów służy przekazywaniu prawdy artystycznej i duchowości, nie popisowi. W sumie dziesięcioro wokalistów (licząc szefa Lionela Meunier, który śpiewa basem) oraz zaledwie trzy, dyskretnie towarzyszące instrumenty: gamba, dulcian i pozytyw. Dyskrecja zanikała pomiędzy utworami: organista zapełniał przerwy pomiędzy nimi, a zarazem czas na zmianę ustawienia śpiewaków (w każdym utworze był trochę inny skład) preludiowaniem, które może nie zawsze było bardzo stylowe, ale zręcznie wypełniało zadanie modulacji do tonacji kolejnego utworu. Publiczność po paru utworach próbowała wymusić oklaski, ale w końcu musiała uszanować koncepcję przedstawienia koncertu jednym ciągiem; przerw nie było nawet między grupami tematów (Adwent, Zwiastowanie, Narodziny, Adoracja). Swoją drogą nic dziwnego, bo oklaski przedłużały sprawę, a w kościele było zaledwie 14 stopni (na próbie jeszcze mniej, więc Lionel Meunier podziękował nam, żeśmy przyszli i troszkę to wnętrze ogrzali) i naprawdę trzeba podziwiać muzyków, że nie tylko w ogóle wystąpili, ale dali też przepiękny koncert. Nawet z bisem: po ostatnim punkcie programu, jakim było O Jesulein süss, O Jesulein mild Scheidta, w nawiązaniu był ten sam temat opracowany chorałowo przez Bacha – tym razem Johanna Sebastiana. wszystko do niego zmierzało.
Przekazałam Wasze zastrzeżenia co do jakości dźwięku transmisji. Jeśli ktoś dziś słuchał, niech da znać, jak było. Radiowcy chcą to sprawdzić.
Komentarze
Pobutka.
„A więc same początki baroku, spoglądające jeszcze w stronę renesansu, oraz barok już bardziej zaawansowany.”
A nie jest to tak, ze w srodku baroku zbyt duzo sie nie dzialo. 🙂
Najpierw Monteverdi, Schütz i arcydziela, ktore ustalily dokladne, zelazne zasady kompozycji i na koncu Bach, Vivaldi, Haendel cala rzecz doprowadzili do perfekcji tak, ze juz dalej nie mozna bylo pojsc ta droga.
Witold
och jak się cieszę, że to napisałeś. Mam podobne odczucia.
Nie chciałbym urazić miłośników Vivaldiego ale odnoszę wrażenie, że on się w końcu zaczął zjadać od ogona.
W każdym razie na św. Helenę bym go nie zabrał ..
wczoraj w FN finałowy koncert obchodów XXXlecia SV
Katarzyna Budnik-Gałązka pięknie zagrała koncert altówkowy Waltona
Była jeszcze Uwertura tragiczna Panufnika i Ia Brahmsa
@Witold:
Coś tam się działo, barok francuski sobie na przykład kwitł (Lully), Biber działał w Salzburgu (może nie ten kaliber, ale jakoś mi się kojarzy…), Allesandro Scarlatti tworzył (Rosen wymienia go, jako trzeciego największego kompozytora dojrzałego baroku, po Bachu i Handlu)…
A „po Bachu” nie chcieli już iść za jego życia, twierdząc że pisze niemodnie, a nie że nazbyt doskonale 😉
@lesio2
Byłem na koncercie SV. Było pustawo (środek tygodnia przed świętami to niezbyt dobry moment na koncert…).
Uwertura męcząca, niestety.
Koncert Waltona bardzo wdzięczny. Mam słabość do angielskiej muzyki XIX i wczesnego XX wieku. Symfonie Baxa, Elgar, Walton. Nie jest to szczyt, ale bardzo przyjemnie się tego słucha. Poza tym miło słuchać altówki solo, bo to często się nie zdarza. Jakieś intonacyjne drobiazgi…? Za to klaka pani Katarzyny wybitnie profesjonalna 😀
Niejako w nawiązaniu do obcinania dotacji, dziś rano w gazecie dla intelektualnie spieszących się [ (c) Dorota Masłowska] na jedynce coś takiego:
http://metro.gazeta.pl/Gwiazdy/1,135235,17110817,W_filharmonii_zarabiaja_jak_w_Biedronce__Muzycy_zapowiadaja.html
Panufnik SV bardzo mi się wczoraj pod Mustonenem podobał:)
A na UW prof. Perz pospołu z Szymonem Paczkowskim opowiadali wczoraj o kantatach Bacha (inauguracja wykładów trowarzyszących cyklowi „200 kantat na 200-lecie”) + koncert Royal Baroque Ensemble. Był ktoś??
No niestety, nie posiadłem daru bilokacji jak niektórzy posłowie :twisted:, więc byłem tylko w Filharmonii.
Piotr Beczała laureatem dorocznej nagrody Opera News. Gratulacje.
@PAK
przyznasz, ze dla Bacha z drugiej strony nawet „galant” nie uchodzil.
Podejrzewam, ze uwazal go za muzyke rozwiazla jakby to nie brzmialo. 🙂
Tak jak zoś – mnie uwertura Panufnika wczoraj też bardzo się podobała, nie wydała mi się ani trochę męcząca. Walton – świetny, pani Budnik-Gałązka – znakomita. W Brahmsie mogłoby być trochę więcej subtelności i zróżnicowanych planów dynamicznych, ale nie będę się czepiać 😉 Koncert bardzo udany.
dobre nowiny płyną ze scen
ale nie sceny politycznej…
to, co wytwarzamy intelektualnie jest naszym najsilniejszym atutem w kontaktach ze światem… a na tym właśnie i to od dekad konsekwentnie finansowo oszczędzamy.
gdy „piękno głosów służy przekazywaniu prawdy artystycznej i duchowości, nie popisowi”
jak się nie uradować… 🙂
a wczorajszy koncert SV udany!
mnie akurat bardzo usatysfakcjonował fakt umieszczenia i to w sporej części koncertów jubileuszowych SV Panufnika właśnie… a także nagrania i wydania przez SV „antologii polskiej muzyki współczesnej 1939-1945”. tam np. takie perełki, jak „muzyka na smyczki” Rathausa. dopiero co poznałem, a już się w niej zakochałem.
🙂
Panowie szanowni, rozprawiający o „środkowym baroku”, cokolwiek to znaczy. Czy coś się działo, czy nie, to zależy od punktu widzenia. Z punktu widzenia uczonych piszących dzieła muzykologiczne działo się niewiele, bo postawili pomnik Monteverdiego na jednym końcu, pomnik Bacha na drugim, a reszta to sprawy lokalne i drugorzędne. Z punktu widzenia mojego (a PAK nawet starał się to podeprzeć Rosenem, czego unikam, dopóki sam mam sprawne uszy i ten narząd pomiędzy nimi*) działo się dużo. Czytanie uporządkowanych i przemyślanych opracowań o każdej dziedzinie historii, nie tylko muzycznej, ma ten przykry skutek, że zwraca się uwagę na ustalone zgodnie przez uczonych punkty krytyczne i graniczne, a resztę pomija jako nieważną. Skoro muzyka nieważna, to jej nie słuchajmy, posłuchajmy sobie Bacha, tak to potem działa w życiu (w warunkach polskich zamiast Bach wpisać Chopin). Z historii ogólnej ludzie pamiętają niektóre wojny i jeszcze, że Kolumb popłynął i wtedy skończyło się ciemne średniowiecze – to mniej więcej jak ten Monteverdi i Bach, których znaczenia (zwłaszcza tego pierwszego) nie kwestionuję. Nie sprowadzajmy przedmiotu do wypisów dla szkół muzycznych, zapoznawajmy się z literaturą, dobrze? 🙂
* nie chodzi o nos
Nie pozostaje mi nic innego, jak przytaknąć Wodzowi 🙂
Dla mnie właśnie bardzo dużo i bardzo pięknie działo się w środku baroku. Bach to już kropka nad i, po której już nic się nie dało i trzeba było pójść gdzie indziej. Haendel – fantastyczna energia, ale i recykling 😉 A Vivaldi – tu się zgodzę z lesiem2, ale tylko w tym – rzeczywiście zjadał własny ogon 😉
@wielki wódz, @PK
A w konsekwencji żeby dało się sprzedać cokolwiek co się na piedestał nie załapało trzeba temu czemuś przyprawić tyle dziwności, żeby samą tą dziwnością ściągnęło publiczność. Niestety efekt jest potem taki, że hopsasy Kryśki P. (nie mam nic przeciw Kryśce, jeśli już to przeciw hopsasom) w jakimś grodzie nad Wisłą usłyszeć można niemal co pół roku, a Praetoriusa – raz na dekadę.
Koncert dla mnie był sporym przeżyciem, bo poza tym że wczesny i średni niemiecki barok to mój ulubiony repertuar, to rzadko kiedy taką kulturę wykonawstwa zdarza mi się słyszeć na żywo. I trochę mi się zaprezentowanae podejście z Paulem van Nevelem skojarzyło (choć tu nikt nie wyszedł po ostatnim akordzie i 5 minutach owacji i nie powiedział „that was all we wanted to say this evening” :-), z przemyślanym, logicznym programem, z przygotowaniem śpiewaków, z zachowaniem proporcji między głosami, z wielką atencją dla najdrobniejszego szczegółu. Jak słyszę na żywo tak pracujących muzyków to już samo to mnie bardzo wzrusza – osiągnięcie takiego poziomu rzemiosła jest sztuką samą w sobie.
A wielce szanowna PK po koncercie była tak nieuchwytna, że nawet pomachać nie miałem okazji.
O właśnie. A Vivaldiego grać przynajmniej w różowej marynarce z cekinami, wtedy kilka nagrań da DG jest pewnych.
Lionel Meunier mówi, że Herreweghe i Paul van Nevel to jego idole, więc słusznie się tak kojarzy. Z kolei „tak pracujący muzycy” to dla jednych standard, a dla innych, jak wynika z zalinkowanego przez Gostka artykułu o srogiej doli pracowników FN, całkiem inny matriks. Uroniłem łzę czytając o tym, że muszą ćwiczyć po kilka godzin dziennie. A efekty gdzie, pytam? To może ćwiczcie po kilkanaście, zamiast łapać chałtury i biegać po szkołach. Jak to też nie pomoże, idźcie do tej Biedronki i porównajcie, która praca lżejsza. Strajkować będą. To ja proponuję lokaut i przesłuchania, będziemy mieli dobry kwintet FN. Jak się uda. 😈
Jeszcze o kwestiach technicznych, skoro radiowcy pytają. Był przed chwilą koncert na zakończenie Roku Kolberga i znów to samo. Jakość jak przez głośnik samochodowy, dół obcięty gdzieś przy 80 Hz, góra pewnie z 10 tys. Całość stłumiona, orkiestra dęta powinna stać u mnie w pokoju i trąbić, a słychać jak przez mokrą szmatę. Czyli problem nie w Gdańsku, tylko ogólnie przy transmisjach. Kiedy odtwarzają obce transmisje, jest z grubsza w porządku, to samo z płyt, w niedzielę organy brzmiały jak należy, tylko własne produkcje ostatnio nie wychodzą.
Wodzu, a czy to było słuchane przez internet? Bo radiowcy twierdzą, że posprawdzali i rzeczywiście w transmisji internetowej ostatnio miało prawo być nie całkiem w porządku, bo mieli jakąś awarię, ale przez zwykły radiowy odbiornik powinno być OK. Trudno mi tu coś powiedzieć.
mithnae – ja nie tyle byłam nieuchwytna, co najpierw poszłam do Magdy Łoś, żeby powyższe zastrzeżenia przekazać, a potem mieliśmy jeszcze lampkę w zakrystii.
Ale z przyjemnością odmacham, jak będzie okazja 🙂
Siadowywuję zwykle z przodu (a raczej szefostwo mnie usadza 😉 )/
Oj, dawno tu nie zaglądałem i widzę zmiany związane z koniecznością zarejestrowania konta. 🙂 Chyba udało mi się pokonać drobne przeciwności, więc przystępuję do rzeczy…
Końcówka roku skłania do refleksji i podsumowań bieżącej działalności artystycznej. Ponieważ wydarzenia relacjonowane na niniejszym forum z natury rzeczy ograniczają się do spektakularnych imprez artystycznych (z udziałem europejskich i światowych gwiazd), mających miejsce w największych, odpowiednio dofinansowanych, ośrodkach muzycznych w Polsce (przede wszystkim w stolicy), chciałbym zwrócić uwagę Państwa na to, co dzieje się na głębokiej prowincji, gdzie wyrobieni i poważani krytycy muzyczny – jak nasza Pani Kierowniczka (czyli niestrudzona Dorota Szwarcman 😉 ) – nie mają najmniejszej szansy dotrzeć. Otóż, odbywa się tutaj codzienna praca u podstaw, mająca na celu popularyzowanie muzyki zamierzchłych epok w środowisku słuchaczy, którzy niezwykle rzadko (lub w ogóle) mają okazję usłyszeć tzw. muzykę klasyczną „na żywo”. Prowadzony przeze mnie zespół Collegium Vocale z Bydgoszczy już od przeszło 20 lat realizuje tę misję w miastach, miasteczkach i wsiach regionu kujawsko-pomorskiego oraz okolicznych województw. Praca ta daje nam wiele satysfakcji, gdyż odbiór tej muzyki (w naszym przypadku renesansowej) jest niezwykle spontaniczny i entuzjastyczny, dając cenną motywację do podejmowania dalszych wysiłków. Pewnikiem nasze produkcje nie są topowe i nie mają szansy, by równać się z najlepszymi, ale spełniają pożyteczną funkcję popularyzatorską, przyciągając do słuchania tzw. muzyki poważnej osoby, które dotychczas omijały ten soniczny region z daleka. Jako przykład takiej działalności proponuję wysłuchanie obszernych fragmentów koncertu, który zespół Collegium Vocale zaprezentował 12 czerwca bieżącego roku w Muzeum Diecezjalnym w Pelplinie. Wykonaliśmy wówczas program, zawierający najpopularniejsze chansons i madrygały kompozytorów europejskich, a także kilka pieśni do tekstów Jana Kochanowskiego z naszej ostatniej, eksperymentalnej płyty „Na fraszki Jana z Czarnolasu”:
http://youtu.be/KMgGktIOF8s
Bardzo popieramy pracę u podstaw. 😀
Oprócz szacunu dla pracy u podstaw wyjaśniam, że transmisję odbierałem z nadajnika naziemnego, nie przez internet. Sygnał jest bardzo dobry, cały sprzęt też, tylko efekty takie sobie. Kiedy grają ze studia, to może być, problem jest tylko z transmisjami własnymi. Może by ktoś z radiowców po prostu posłuchał, zamiast stosować standardową odpowiedź administratora nr 1? 🙂
No chyba, że u Gostka i u mnie psuje się to samo, a potem się nagle naprawia. 🙄
Nie, my mamy muchy w nosie i wybrzydzamy, tak jak na FN, kiedy powinniśmy się cieszyć, że w ogóle coś słychać, bo w osiemdziesiątym drugim to dopiero były station drifty i inne skwierczenia w eterze.
Dzięki nabytej zabawce ostatnio i tak słuchanie dwójki zeszło na któryś tam plan.
ty wizję monterów
ich wodę ciepłą
wreszcie już odstaw
a czym prędzej zacznij
zaczynaj i czyń
swoją pracę u podstaw
🙂
Gostku, a o jaką zabawkę chodzi?
http://www.cambridgeaudio.com/products/network-players/stream-magic-6-v2
Gostku, to jest śliczne, ale do czego to służy…?
Na pewno zdobi, ale czy uporali się z płynnym odtwarzaniem kolejnych plików? W starszych, jak się pocięło płytę w bezstratnym formacie, to przed każdym był moment czkawki, a cue nie chciały czytać. Czy to jest wreszcie załatwione?
Późny barok rządzi, ja się obawiam…
https://books.google.com/ngrams/graph?content=Monteverdi%2C+Schutz%2C+Vivaldi%2C+Bach%2C+Handel%2C+Lully%2C+Couperin&year_start=1800&year_end=2000&corpus=15&smoothing=3&share=&direct_url=t1%3B%2CMonteverdi%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CSchutz%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CVivaldi%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CBach%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CHandel%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CLully%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CCouperin%3B%2Cc0
(Statystyka występowania słów w książkach pisanych po angielsku 🙂 )
Chociaż niezupełnie, bo może Wagner 😀
https://books.google.com/ngrams/graph?content=Monteverdi%2C+Schutz%2C+Vivaldi%2C+Bach%2C+Handel%2C+Lully%2C+Couperin&year_start=1800&year_end=2000&corpus=15&smoothing=3&share=&direct_url=t1%3B%2CMonteverdi%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CSchutz%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CVivaldi%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CBach%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CHandel%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CLully%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CCouperin%3B%2Cc0
(Oczywiście, trzeba brać poprawkę, że występujące słowo nie zawsze oznacza kompozytora, ale jakieś przybliżenie to jest… Generalnie, o muzyce najwięcej się pisało w latach 50-tych…)
Rosenowo, czyli styl klasyczny, albo Beethoven górą (a mi Mozarta szkoda…).
https://books.google.com/ngrams/graph?content=Mozart%2C+Haydn%2C+Beethoven&year_start=1800&year_end=2000&corpus=15&smoothing=3&share=&direct_url=t1%3B%2CMozart%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CHaydn%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CBeethoven%3B%2Cc0
Za to Chopin wygrywa z Handlem… Kto by się spodziewał…
https://books.google.com/ngrams/graph?content=Mozart%2CHandel%2CBeethoven%2C+Chopin&year_start=1800&year_end=2000&corpus=15&smoothing=3&share=&direct_url=t1%3B%2CMozart%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CHandel%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CBeethoven%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CChopin%3B%2Cc0
Kariera Krzysztofa Pendereckiego jak na dłoni:
https://books.google.com/ngrams/graph?content=Szymanowski%2CPenderecki%2CG%C3%B3recki%2CLutos%C5%82awski%2CPanufnik%2C+Lutoslawski%2C+Gorecki&year_start=1900&year_end=2000&corpus=15&smoothing=3&share=&direct_url=t1%3B%2CSzymanowski%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CPenderecki%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CG%C3%B3recki%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CLutos%C5%82awski%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CPanufnik%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CLutoslawski%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2CGorecki%3B%2Cc0
Ale co z resztą? Mam wrażenie, że polskie literki szkodzą…
Mnie wyszło, że rządzi List. 😉
Ale ja niestety pytałem poważnie, co to dokładnie jest i jak działa. U nas we Francji nawet cyfrowego radia jeszcze nie mamy…
To akurat chwała komu trzeba, że nie macie. Zapowiadane i gdzieś już u nas działające cyfrowe radio nie bierze pod uwagę takiego zboczenia, jak potrzeba słuchania muzyki i ma jakość w sam raz do reklam. Podobno lepiej nie będzie, bo takie są założenia całego prodżektu – najwyżej odpowiednik internetowego strumienia 96 kbps.
Urządzonko Gostka służy do przetwarzania wszelkiego dźwięku internetowego, czy to będzie internetowe radio, czy cokolwiek innego, to raz. Po wetknięciu przewodu sieciowego albo USB odtwarza pliki dźwiękowe z dowolnej podłączonej pamięci – dysk twardy, pendrive itd. – to dwa. Jako radio cyfrowe chyba też działa. Przypuszczam, że wszystko przekazuje na wzmacniacz z wyjścia cyfrowego, a czy umie też analogowo, tego nie jestem pewien, przypuszczam, że nie. Tylko nowoczesność w domu i w zagrodzie.
Pomijając jakość strumieni internetowych, bardzo fajnie by było wykorzystywać toto do odtwarzania nagrań zapisanych bezstratnie na dyskach, gdyby uporali się z tą wadą, o którą pytałem. Pierwsze takie wynalazki radziły sobie tylko z mp3, a przy bezstratnych każdy plik musiały chwilę wczytywać, więc jako odtwarzacz płyt były bezużyteczne. Dla większości rynku nie miało to znaczenia, bo kogo w końcu obchodzi, czy między jedną piosenką a drugą jest 1,2 czy 1,7 s przerwy, natomiast zboczeńcy słuchający oper są marginesem do pominięcia. Inna rzecz, że mój komputer złożony w garażu na Targówku robi to wszystko lepiej za 20% pieniędzy, a oprócz tego wiele innych rzeczy. Tylko brzydki jest. 😛
Jeszcze jedna zabawa z ngramami, przysięgam że ostatnia 🙂
Czyli upadek trąbki:
https://books.google.com/ngrams/graph?content=violin%2Cpiano%2Coboe%2Cclarinet%2Ctrumpet%2Ccello&year_start=1800&year_end=2000&corpus=15&smoothing=3&share=&direct_url=t1%3B%2Cviolin%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2Cpiano%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2Coboe%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2Cclarinet%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2Ctrumpet%3B%2Cc0%3B.t1%3B%2Ccello%3B%2Cc0
Dzięki Wodzu – jak rozumiem, maszyna reaguje na wi-fi i sama sobie w sieci dłubie. Postępy postępu są zastraszające.
Przepraszam, że nie było mnie wcześniej. WW zasadniczo wszystko wyklarował. Uzupełnię szczegóły.
Pliki FLAC i WAV (maksimum 192 KHz/24 bit) odtwarzane są gapless. Czyli kiedy jest attacca, nie ma przerwy. Bardzo długo czekałem, aż się ktoś upora z tym problemem i wreszcie się uporali. Inaczej bym nie kupił.
Z drugiej strony z bezstratnych poza WAV odtwarza tylko FLAC. Pomijając APE, nie czyta nawet ALAC, co jak rozumiem dla niektórych niedogodnością…
Nie odczytuje plików CUE. Tylko pojedyncze po kolei, więc trzeba najpierw podzielić (albo odtwarzać plik obrazu bez możliwości skakania między ścieżkami).
Radia cyfrowego nie ma, ale nie boleję, bo DAB w Polsce to i tak, mówiąc delikatnie, nieporozumienie. Zresztą podejrzewam, że DAB umrze, wyparty przez strumienie internetowe. Dźwięk z Cambridge’a na wzmacniacz wychodzi analogowo (wyjścia cinch lub XLR, ale mój wzmacniacz XLR nie ma…)
Teraz do p. Piotra:
To urządzenie sprzedają jako odtwarzacz strumieniowy – czyli przeznaczone do podłączenia komputera, na którym przechowujemy pliki z muzyką, ale ja je kupiłem przede wszystkim jako DAC, czyli przetwornik cyfrowo analogowy. To znaczy, przetworzeniem sygnału cyfrowego na analogowy zajmuje się to urządzenie, a nie odtwarzacz CD, który podłączam do niego przewodem cyfrowym (coaxial cable). W drugiej kolejności używam go do odtwarzania z dysku zewnętrznego ww. plików FLAC czy WAV, a na końcu używam go jako radia internetowego. Z radiem internetowym różnie bywa, ale uwierzcie mi, jak się znajdzie dobry stream (np. nagrania koncertowe Concertgebouw), to gra bardzo ładnie.
Natomiast jako DAC gra naprawdę pięknie. Przestrzeń i scena szeroka i głęboka jak stepy Ukrainy. Brzmienie wyrafinowane.
Wodzu, hamletyzowałem nad budową komputera muzycznego nie wiem jak długo, ale w końcu zrezygnowałem. Podstawową przeszkodą dla mnie jest konieczność odpalenia komputera (i telewizora jako monitora), żeby puścić cokolwiek, a to zajmuje sporo czasu. Potem uruchomienie aplikacji itd. itd. – za długo, a nie jestem z tych, co mają komputer włączony zawsze.
Jakby były jakieś dalsze pytania, proszę pytać.
Bardzo dziękuję!