Już przedwielkanocnie
Trochę się obawiałam o obecny kształt zespołu założonego przez Hogwooda prawie trzydzieści lat temu, a obecnie kierowanego od pierwszych skrzypiec przez Pavla Beznosiuka – kilka lat temu Academy of Ancient Music w kameralnym składzie grała na Zamku Królewskim i nie był to koncert udany. Ale tym razem było o wiele lepiej. Program uduchowiony i wpisany w porę roku: ramami były dwa Stabat Mater, Vivaldiego i Pergolesiego, w środku jako wypełnienie Concerto Armonico B-dur Unico Wilhelma van Wassenaera oraz Salve Regina Vivaldiego.
Już na początku stwierdziłam, że doprawdy jestem rozpuszczona wizytami w Krakowie i słuchaniem wybitnych włoskich zespołów – charakterystyczny początek Stabat Mater Vivaldiego, którego pierwsze cztery nuty głównego tematu kojarzone są ze znakiem krzyża, zabrzmiał dość ciężko i powoli (ciężej i wolniej niż tutaj), aż pomyślałam „ciężka artyleria”. Z czasem jednak się przyzwyczaiłam, choć to granie miało zdecydowanie mniej polotu niż np. Il Giardino Armonico czy Europa Galante (w dobrej formie oczywiście). Ale było to do przyjęcia, a wielu – jak widziałam – zachwyciło.
To było więc takie angielskie wykonanie muzyki włoskiej – włoskiej także w przypadku van Wassenaera, który, choć był holenderskim szlachcicem (i dlatego ukrywał swoje autorstwo, bo nie uchodziło), inspirował się właśnie muzyką Italii. Przez lata przypisywano te koncerty różnym kompozytorom, od Ricciottiego (skrzypka) poprzez Pergolesiego po Haendla. Jako utwory Haendla figurują w bibliotece na Zamku w Łańcucie (łabądek pamięta), a jako dzieła Pergolesiego poznał je Strawiński, który wykorzystał jedną z części koncertu wykonanego przez Academy of Ancient Music w balecie Pulcinella. Pisałam o tym tutaj.
O solistach wypada powiedzieć słów parę. Pierwszego Vivaldiego zaśpiewał Daniel Taylor, którego w zeszłym roku słuchałam na Wratislavii i bardzo mi się nie podobało jego efekciarstwo i popisywactwo; tym razem nie poznałam człowieka – był powściągliwy i śpiewał bezpretensjonalnie (no, jeden wyskok miał, ale to i tak mało). Carolyn Sampson słyszałam też wcześniej – już nie pamiętam, na którym koncercie pod batutą Herreweghe; bardzo szlachetnie zaśpiewała Salve Regina. Wreszcie wspólny występ w Stabat Mater Pergolesiego muszę uznać za bardzo udany – świetnie byli głosowo dopasowani, on śpiewa głosem nie nazbyt ciemnym, ona – nie nazbyt jasnym. Mimo wspomnianej powściągliwości ich sztuce nie brakło wyrazu. Publiczność (sala była pełna – warszawiacy są wyposzczeni w dziedzinie muzyki dawnej) zmusiła muzyków do powtórzenia ostatniej części utworu.
A przy okazji – spotkałam się z Alllą i było bardzo miło. Widziałam też Ewę, a także oczywiście wiele osób, które czytają, ale się nie wpisują. Podobno była też Nisia, ale nie bardzo wiem (widziałam kiedyś jedno zdjęcie), jak wygląda… Mam nadzieję, że też jej się spodobało.
Komentarze
Pobutka (dla Rozpuszczonych i nie tylko 😉 ).
Witam, witam! Ja też już wstałam 🙂
„on śpiewa głosem nie nazbyt ciemnym, ona – nie nazbyt jasnym.” – ślicznie powiedziane 🙂 Dla mnie wszystko było rewelacyjne. Piękny wieczór, piękna muzyka, piękni ludzie.
Dziękuję!
Ja już dawno wstałam, ale nic nie mówię 😉
Cieszę się, że się podobało 🙂
Nie mogli wcześniej tego wypuścić, zanim kupiłem sam komplet mszy i pasji? 👿
http://merlin.pl/Bach-Cantatas-Sacred-Masterpieces_Gardiner/browse/product/4,760418.html
W Amazonie toto kosztuje 39 GBP, ale zdaje się przesyłka drugie tyle, więc jednak nie lubię Amazona.
Na MDT jest taniej:
http://www.mdt.co.uk/MDTSite/product/4778735.htm
(i przesyłki do Polski też mają tańsze.)
(Ech, czy nikt Nas nie wyrzuci za w sumie kryptoreklamę?)
Niech mi udowodnią jakikolwiek zwonzek z „reklamowanymi” firmami.
Tak, ale jeśli to 1 GBP za każde CD obowiązuje na takich pudełkach, to zapłacę ponad 50 funtów, a wtedy to już jest prawie tyle co kupić w Polsce.
Już chyba kminię o co chodzi. Oni sztucznie zaniżają ceny produktów, żeby przyciągnąć jelenia, a potem odbijają na cenie przesyłki.
Ciekawe, że Hyperion nie ma takiego problemu.
No i sami powiedzcie, jaka to kryptoreklama – to raczej antyreklama 😆
„Ament”!
Pani Doroto, dziekuję za wizytę na moim blogu i wytknięcie mi, że „Opowieści Hoffmana” to opera, a nie operetka. Tak to jest, kiedy głuchy zaczyna pisać o muzyce. Inna sprawa, że operetka bardziej mi pasowała do kontekstu politycznego, ale to mnie nie usprawiedliwia. Dziękuję, pozdrawiam!
No, to fakt, że ten kontekst to dosyć kiepska opereta, Panie Danielu 😉 Wzajemne dzięki za wizytę!
Ciekawostka przyrodnicza off topic: oto tekścik z „Gazety Stołecznej”, w którym cytowany jest ten blog 😉
Siła rażenia blogu rośnie, Pani Kierowniczka w przyszłym roku do Davos zostanie zaproszona 🙂
😆
Dla niezorientowanych, szczególna pikanteria leży w tym, że swego czasu zostałam z „GW” wyrzucona 😆
No, ale koledzy nie mają nic do tego 😉
Cóżeś Adamie najlepszego zrobił
marne twe sito szalenie
gdyś Politykę diamentem ozdobił
teraz u ciebie jest w cenie
próżno pazury gryziesz, głośno szlochasz
było pomyśleć wszak wczoraj
że gdy talentu nie cenisz i kochasz
toś nie najlepszy w wyborach
–
mógłby u ciebie blaskiem świecić wielkim
ostały ci się pętelki…
Właśnie wyczytałam na stronie berlińskiej Staatsoper, że jednak nie będzie tego koncertu chopkowo-szymanowskiego z Barenboimem (na jego stronie jeszcze jest). Ja rozumiem, każdy by się skichał, jednego dnia koncertując i dyrygując Tristana, trochę mi jednak szkoda. Ale coś za coś – więcej czasu na eksplorowanie miasta 🙂
Słuchaczka w radio mówi (chyba w ogóle nie znając tego nagrania), żeby nie „puszczać” Uri Caine`a (Wariacji na temat Diabellego) – w kontekście edukacji muzycznej dzieci. Kto jak kto i co jak co – ale UC i te nagrania cudnie wręcz do tego się nadają.
Pani Doroto, szukam, szukam i nie znajduję adresu mailowego do Pani.
Bardzo proszę o pozostawienie lub przesłanie na nasz adres @
z pozdrowieniem
Katarzyna C.
WR
Już się właśnie skontaktowałam z Panią Katarzyną, ale wpuszczam powyższe, bo pod nickiem kryje się strona „warszawska recenzjada” zawierająca informacje i recenzje z warszawskich wydarzeń kulturalnych. Może kogoś zainteresuje.
Dziś znów opera, tym razem „Jutro” Tadeusza Bairda i „Kolonia karna” Joanny Bruzdowicz. Wielka szkoda, że Baird nie napisał więcej oper. Nie spodziewałam się, że „Jutro” okaże się aż tak dobre. Kondensacja uczuć, wyrazistość postaci, dramaturgia – wszystko pierwsza klasa. Dla „Jutra” było warto.
Tak, to dobry utwór. I inscenizacja Eweliny Pietrowiak dyskretna i inteligentna. Widziałam obie jednoaktówki we Wrocławiu.
Właśnie w czeskim odpowiedniki naszej Dwójki skończyła się prawie dwugodzinna audycja:
Jak Poláci slaví Chopina Každé dítě, které se v roce 2010 narodí ve Varšavě, dostane kombinézku s Chopinovým citátem a s notovou ukázkou Mazurky a moll. To je jen detail letošních oslav, do kterých polský stát investuje v přepočtu téměř tři miliardy korun. Co všechno se plánuje a jak dosavadní oslavy probíhají? Připravil a uvádí Petr Kadlec. (105min.)
Wypowiedziało się całe naczalstwo NIFC, zilustrowano Blechaczem i Zimermanem (o którego nieobecności obszernie wypowiedział się S. Leszczyński). Czeski minister kultury zachwycał się urodzinowym całodniowym graniem w Domu Polonii (co opisała tu PK). Przy okazji oprócz omówienia tygodnia urodzinowego i zachwytu nad nowym Muzeum promowano sierpniowy Festiwal i grudniowe performensy.
Oczywiście przeczesałam blog, zanim się wybrałam do opery. PK to w końcu główne źródło informacji 🙂 I rozumiem przemilczenie „Kolonii karnej” (chodzi mi o sam utwór).
Ja już drugi dzień z rzędu żyję sobie, słucham i oglądam szczęśliwie w poczuciu harmonii utworu i reżyserii 😀 Wczorajszego „Makbeta” wyreżyserował Michał Znaniecki – zrobił to bardzo mądrze, wydobył utworu to co najlepsze. Dawno nie było w Poznaniu aż tak dobrze zrobionego przedstawienia. Pełna spójność wszystkich kanałów przekazu 😉 Jak się na to patrzy, wydaje się, że inaczej po prostu być nie może.
Miło ze strony braci Czechów 🙂
A co do śpioszków z nekrologiem (no bo tam jest cytat z Norwida – „rodem warszawianin” itp.), kolega właśnie niedawno trochę żałował, że synek urodził mu się jeszcze pod koniec starego roku i się nie załapał 😆
Pani Redaktor, dziękuję za wpis o van Wassenaerze. Tak się złożyło, że w 1990 roku w Łańcucie uczestniczyłem w pierwszym od czasów Czartoryskich wykonaniu jego trzech concerti grossi (choć graliśmy je jako utwory Händla). Bardzo zgrabna i godna rozpropagowania muzyka 😀
Czy PK wreszcie wpadnie w tym roku do Łańcuta ,wytropić kolejnego niby-Haendla?Same smakowitości na blogu,a ja w niedzielę idę w Krośnie na obie panie Danczowskie.
Do Vesper:dzwoń!
zamku, miło wiedzieć 🙂 Ja zresztą podejrzewam, że w czasach Księżnej Marszałkowej te utwory bynajmniej nie były wykonywane – te głosy są zbyt dziewicze 😉 Po prostu księżna sprowadzała sobie modne nutki i one tak sobie u niej leżały. Podobnie jak np. opery Rossiniego i Paisiella.
Ciekawostka swoją drogą, że Concerto Avenna w zbliżonym czasie wykonywało Concerto f-moll Wassenaera jako „Concertino Ricciottiego” 😆
f-moll? To mam anegdotę. Nuty do tego koncertu dostaliśmy na 3 dni przed występem. Część ostatnia to fuga na takie szybkie 3/8, trochę jak gigue, ale precyzyjne wejścia są arcyważne. Dość powiedzieć, że graliśmy ją na koncercie trzy razy. Za pierwszym razem pierwszy skrzypek wysypał się na trzecim takcie. Za drugim jakoś szło, choć trzymaliśmy się razem na słowo honoru. Około pięćdziesiątego taktu bardziej wyczuwam, niż słyszę, że ktoś wszedł o takt za wcześnie. Przez jakiś czas harmonia pasowała, ale nagle trach! zabrzmiało tak dysonująco, że już nikt nie wiedział, co gra. Maestro Kawalla przerywa, ja mam rzekę zimnego potu na plecach, ale dokładnie widzę pełne grozy twarze publiczności. Gdy za trzecim razem udało się dograć do końca, dostaliśmy dobrych kilka minut owacji 😉
Normalnie Formuła 1 !!!
O, to kiedyś Avenna zagrała na bis:
http://www.youtube.com/watch?v=7Q5Nten4RII
Spytałam potem koleżankę skrzypaczkę, co to takiego ładnego było, i właśnie usłyszałam o Ricciottim 😀
Ładne 🙂
Raj dla poszukiwaczy utworów czekających na odkrycie jest podobno w praskich archiwach. Robert Hugo co i rusz coś nowego wygrzebuje, w ogóle z założenia poświęca na to grzebanie dużo czasu – trafiają się pyszne kawałeczki 😀
We Wrocławiu w Bibliotece Uniwersyteckiej też podobno dużo ciekawych rzeczy leży 🙂
Właśnie odsłuchałam cały ostatni link i przypomniałam sobie, że ta fuga-gigue pod sam koniec jest do Becia podobna 😯
Czyżby komponował już ZANIM się narodził? 😯
Kto wie, w końcu zdolny chłopak był 😉
Piękne!Mogę w tym żyć,żeby mi tylko w krynolinie nie kazali latać.
Proszę nie prowokować dyskusji o kompozycji prenatalnej,bo w tym kraju to grozi kolejną ustawą.
W dziedzinie praw autorskich? 😉
Tyż,choć w dziedzinie praw autorskich to jesteśmy za Gabonem.
No dobra. Skończyłam robótkę, teraz mówię dobranoc. Jutro o tej porze będę już pewnie spać w hotelu w Berlinie 🙂
Żeby o tej porze już spać, wcale się nie musi jechać aż do Berlina. 😉
Pobutka!
No pięknie. Tak łażę koło płyty „Concerti Armonici” Wassenaera jak sroka koło gnatu (czy cielę wokół malowanych wrót?), a teraz widzę, że pewnie trzeba to kupić i już.
Trzeba, Gostku 🙂
(A może łazisz jak lisek koło drogi? 😉 )
Lisek koło drogi nie ma ręki ani nogi, a tego Gostkowi nie życzymy 😉
Do rozważenia jest jeszcze opcja z sójką. 😉
Stanowczo nie życzymy. Odwołuję.
A swoją drogą, to jak ten lisek chodzi? Wężykiem? 😉
Właśnie też mnie to zawsze intrygowało 😉
Szczęśliwej podróży. PK to się najeździ aż zazdrość bierze.
A lisek chodzi na łapach; ręce i nogi do tego zbędne. Jak ktoś się uprze, że tylna łapa to jednak noga, można liskowi nakazać chodzenie na przednich łapach z kitą w górze.
Jadąc onegdaj naokoło skrótem z Bukowiny przez Zawoję przez Babiogórski PN taki lisek właśnie zdecydował się na wyjście na drogę jakieś 17 cm przed maską naszego samochodu. Kitę uratował, ale przez chwilę wizje miałem nieciekawe… 🙁
Tak nawiasem mówiąc to w oryginale jest „Chodzi lisek koło drogi, cichuteńko stawia nogi”, ale to oczywiście nie ma nic do rzeczy.
Aż dziw, jak Zamek rozgryzł Gostka z tym liskiem.
Szczęśliwy wybieg okoliczności połączony z wrodzoną bystrotą bywalców Dywanu.
Dopiero wróciłam na łono własnego komputera i mogę napisać, że owszem, byłam na koncercie w FN we wtorek – i nawet z Panią Kierowniczką wymieniłyśmy uśmiechy wedle szatni na wyjściu, tylko że PK była w towarzystwie, więc nie chciałam przeszkadzać. A PK się po prostu odśmiechnęła obcej babie – no to właśnie byłam ja, haha.
Jako stara astmatyczka mam wrażenie, że w pierwszej części Taylor miał normalne kłopoty z oskrzelami i że go zatykało. Może się przeziębił. A ja właśnie najbardziej liczyłam na Stabat Vivaldiego, którą mam na starym polskim winylu i b. lubię. Ale tego Pergolesiego naprawdę zaśpiewali porywająco.
Do dom wróciłam wczoraj i okazało się, że pomyliłam daty, właśnie jest św. Patryka, więc wieczorkiem sama włączyłam się do dziarskiego chóru napędzanego guinessem, tylko repertuar był zgoła inny… 😆
Ja właśnie, Nisiu, coś tak czułam, tylko nie byłam pewna. Nawet pomyślałam, żeby zagadać, ale jakoś nie zagadałam, a poza tym nie chciałam się zgubić z Alllą, która gdzieś tam się odwieszała z szatni 🙂
To już teraz w razie innej okazji wiem, kogo zaczepiać 🙂
A tak w ogóle to na przyszłość do wszystkich: PK zawsze z przyjemnością konwersuje z blogownictwem (i nie tylko), w towarzystwie czy bez. Minizloty zwłaszcza mile widziane 😉 Jakby co, to w FN zwykle siedzę w XII albo XIII rzędzie, bo tam sadzają prasę.
To prasę znowu zaczęli sadzać? 😯
Myślałem, że te czasy już się skończyły… 🙄
Nigdy nie przestano 😉
Bardzo się cieszę, to ja też będę śmielsza. Tylko, hehe, następny bilet, hehe, to ja mam, hehe, na Antona, hehe… 😆
Bo ja Semkowa kocham i mnie jest wszystko jedno, co on prowadzi, hehe… 😆
I jeszcze Bolszoj, też w maju. 😆
Anton rzondzi, yeah!
Ale PK noga na Antonie nie postanie, o nie.
Buuu…
Też Semkowa kocham i nawet niejednego Antona z nim zdzierżyłam. Ale czy go kocham aż na tyle? Nie wiem…
A Bolszoj prawdziwy moskiewski, czy, że tak powiem, warszawski? 😆
To Anton na liska – bez nogi 😆
Gdzie jak nie tu?
http://www.youtube.com/watch?v=Z01V0bKlXss
Ależ mnie Monica Huggett zaczarowała
Bolszoj podobno oryginalny, moskiewski. 4 czerwca, nie w maju, sorry. Mam wielkie nadzieje, że jakimś Musorgskim polecą, bo nie słyszałam żywego już ze sto lat. A nawet byłam ostatniego lata w Petersburgu i strasznie się namierzałam na Maryjski, ale dawali jakąś galę baletową, więc się obraziłam i nie poszłam. Nie cierpię składanek. Operową bym zniosła, ale balet mnie w ogóle średnio bawi.
Widziałam przed wyjazdem do Wawy kawałek Rusłana i Ludmiły w TV z Giergiewem i niech mi kto mądry wytłumaczy, dlaczego on tak zagonił uwerturę? Chyba nie będę za nim przepadać.
Bolszoj też ma być w FN. Mam boskie miejsce – 1 rząd, 2 fotel… 👿
A, już widzę! Nie, nie Musorgski, Jolanta Czajkowskiego pod Sinaiskim (to przyzwoity dyrygent). No no, ciekawostka, trzeba będzie pójść 😉
Miejsce faktycznie boskie 😆
Co do uwertury do Rusłana, to ja mam wrażenie, że to jakiś sport narodowy dyrygentów rosyjskich: kto ją szybciej zagoni. Innego powodu nie widzę. Bo to prawda, że co który ją robi, to szybciej 😈
Szkoda, że nie mogę posłuchać tego Bibera od fomy, bo jestem w firmie, bez głośników. No, ale linka nie zając, mam nadzieję 🙂
Tak na boku co do chodzenia wężykiem:w ten sposób chodzi trzeźwy wąż,a pijany chodzi jak silnik dwusuwowy.
Czy w Moskwie wiedzą,że istnieje warszawski balet moskiewski?I czy to spadek carski,stalinowski czy noworuski???
Odnośnie chodu węża to ja słyszałem taką teorię:
– wąż trzeźwy: ~~~~~~~~<-
– wąż pijany: ———————<~
Toż samo ino graficznie!
A w Łańcucie wtedy byłam.Dzięki za wrażenia!
No to ruszam zaraz na lotnisko. Postaram się odezwać w sobotę przed południem… 😀
To wysokich lotów! 😀
Przyjemnej podróży i niech szybko minie.
Dobrych emocji i wrażeń z pobytu. 😀
Cisza zaległa komnaty…
Odpływam…
Można zajrzeć do Hoko, tam już jedna nowa pieśń jest. 😀
Pobutka…
http://wiadomosci.onet.pl/2681,2143761,wydarzenie_lokalne.html
😯 😯 😯
Kochani, wesołych Świąt Wielkanocnych pełnych wspaniałej muzyki i pogodnego nastroju życzy Stanisław, który może się już przed Świętami na dywanie nie pojawić.
Stanisławie: odwzajemniamy serdeczności wszelakie, życząc głębokiego zachłyśnięcia się wiosną oraz udanych wyjazdów i przyjazdów. Ukłony dla Ukochanej i rodziny.
Vesper, co konkretnie powoduje Twoje osłupienie.
Że:
-zalało mieszkanie i nie może przez trzy lata wyremontować,
-nie dostała innego,
-spodziewa się dostać,
-inni są oburzeni, że nie dostała?
Bo to jakiś czeski film. Z tej notki wynika tylko tyle, że KD byłaby mile widziana we Wrocławiu. Czy światowej sławy artystka nie może sobie kupić mieszkania? Czyje jest mieszkanie, w którym mieszkała? Kto jest zobowiany do remontu? Dlaczego przez 3 lata nie wyremontował? Dlaczego KD miałaby dostać inne mieszkanie? Jeśli jest uprawniona, to dlaczego nie dostała? Jeśli nie jest uprawniona, to dlaczego ktoś jest oburzony, że nie dostała? Gdzie mieszka przez te trzy lata od zalania? No po prostu kawał dobrego dziennikarstwa 😈
To fakt, jak w czeskim filmie. 🙁
Tak myślałam, że tak myślisz. 🙂
Pobutka.
Stanisławie:
Radosnych Świąt!
Stanisławie, radosnych Świąt! – powtórzył jak echo Bobik, bo tuż po pobutce zbyt był jeszcze zaspany, żeby coś innego wymyślić, a zresztą te słowa zdawały się dokładnie trafiać w to, co sam chciał powiedzieć… 🙂
Stanisławowi życzymy paryskich przed-Świąt, bo tam się właśnie udaje 😉
Melduję się z miłego lokaliku na Friedrichstrasse, z sieciówki Coffeeshop Company. Bardzo intensywny był wczoraj dzień, zaraz zrobię wpis o samym wieczorze. Złaziłam pół Berlina 😉 , natrzaskałam masę zdjęć, ale powrzucam później. O 12. mam spotkanie, więc muszę się wyrobić 🙂
Dziś niestety leje. Cieplusio przynajmniej.