Strawiński w Łańcucie
We wtorek byłam na recitalu Vladimira Spivakova z Aleksandrem Ghindinem. Mniejsza o pięknie brzmiącego Stradivariusa, ale dość chłodno zagraną Kreutzerowską; słuchając Suity włoskiej Strawińskiego przypomniałam sobie pewną historię związaną z tym utworem. I ze mną – wspomniałam raz tutaj o moim odkryciu muzykologicznym i obiecałam, że o nim opowiem. To opowiem.
Suita włoska – to kilka fragmentów baletu Pulcinella opracowanych przez Strawińskiego na wiolonczelę z fortepianem (a przez Spivakova wykonana oczywiście w transkrypcji skrzypcowej). Strawiński, jak też już może kiedyś tu powiedziałam, jest jedną z moich muzycznych wielkich miłości i to w różnych wersjach stylistycznych (stosunkowo najmniej w tej najpopularniejszej – z czasu Ognistego Ptaka czy Pietruszki). Szczególny stosunek mam do jego okresu neoklasycznego, do którego należy właśnie Pulcinella. Strawiński przerabia tu włoski barok na swoją modłę, dosmaczając dysonansami i swoistą instrumentacją. Dzieła, jakie mu posłużyły, były wówczas przypisywane Pergolesiemu, ale z czasem okazało się, że znalazły się wśród nich utwory innych, mniej znanych kompozytorów tej epoki: Domenica Gallo, Carla Ignazia Monzy i jeszcze paru innych. Słuchałam swego czasu Pulcinelli maniakalnie z walkmana na przemian z Dumbarton Oaks Concerto – miałam (gdzieś jeszcze leży w domu) kasetę z tymi dwoma utworami, pod batutą Christophera Hogwooda zresztą. Nic więc dziwnego, że każdą niemal nutkę znam na pamięć.
Pewnego dnia włączyłam Dwójkę radiową i usłyszałam coś takiego – na liście trzeba nakliknąć na numer ósmy. A teraz dla porównania posłuchajmy Pulcinelli – na tym filmiku odnośny fragment rozpoczyna się na dziesięć sekund przed drugą minutą… W audycji radiowej po zakończeniu utworu podano, że twórcą utworu, a raczej cyklu utworów, barokowych concerti, wydawanych pod tytułem Concerti Armonici i przypisywanych a to Pergolesiemu, a to Carlowi Ricciottiemu, a nawet Haendlowi – jest bynajmniej nie Włoch, lecz Niderlandczyk: niejaki Unico Wilhelm van Wassenaer. Szlachcic, więc nie wypadało mu zdradzać swojego autorstwa.
Niedługo potem odwiedziłam po raz kolejny festiwal w Łańcucie. Zawsze uwielbiałam tam myszkować w bibliotece, także w zbiorach muzycznych. Byłam zaprzyjaźniona ze wspaniałą osobą, która tą biblioteką się zajmowała – Martą Paterak. Z czasem rozchorowała się na SM i musiała opuścić pracę, ale wówczas jeszcze tam była i dopuszczała mnie do różnych smakowitości. Łańcucka biblioteka muzyczna, gromadzona głównie przez ks. Izabelę Lubomirską, zawiera wiele cymeliów. W tym – jak głosi katalog stworzony niegdyś przez dawno, a przedwcześnie zmarłego muzykologa Krzysztofa Biegańskiego – także głosy cyklu Concerti grossi Haendla. Ciekawa byłam, które to, i poprosiłam Martę, by mi je pokazała. Coś mnie tknęło, spojrzałam na finał jednego z nich – i zobaczyłam Wassenaera, czyli prototyp Tarantelli z Pulcinelli… Jeszcze porównałam nutki z nagraniem koncertów (bo poprosiłam kolegów z radia, żeby mi je przegrali) – i wszystko się zgodziło: w Łańcucie jest Wassenaer. Jak tam zawędrował? Nie wiadomo. Musiały te koncerty być modne, a księżna lubiła modne nowinki…
I tak się właśnie ma Strawiński do Łańcuta. Napisałam o tym odkryciu do „Ruchu Muzycznego” oraz do „Magazynu Gazety Wyborczej”.
Komentarze
Dzieki Pani zaczalem na stare lata edukacje muzyki klasycznej.
Kocham muzyke ale z klasycznej to znam wlasciwie tylko najbardziej znane dla wszystkich utwory. Jestem biernym czytelnikiem dlatego ze po prawie czterdziestu latach nie uzywania polskiego nie jest mi juz tak latwo sie wyrazic, szczegolnie ze Pani czytelnicy nie tylko znaja muzyke ale takze sa bardzo lotni w niuansach jezykowych. Tak ze nie tylko ciesze sie sluchania muzyki ale takze czytania tego blogu i gry tych polskich slow. Zawsze lubilem zabytki i dobrze pamietam odwiedzenia zamku w Lancucie (pol wieku temu 🙂 )
Prosila mnie Pani o podania linku do mojej historii ktora umiescia Magda Umer na swojej stronie. Podalem jak moglem najlepiej w Pani „Historii pomarcowej”. To juz tak dawno bylo ze to jest teraz pewnie Pani archiwum. Pozdrawiam Pania serdecznie i Pani
blogowiczow (?) Jurek albo Yurek
Witam,
nareszcie ktoś, kto lubi c a ł e g o Igora Strawińskiego! Zwykle jest tak, że akceptuje się jedynie część jego twórczości, a resztę odrzuca z ubolewaniem: „wielki Igor niestety pobłądził, dał się zwieść Craftowi” etc.
Ciekawe, że dotyczy to nawet największych: np. Witold Lutosławski cenił najwyżej dzieła z pierwszego tj. „rosyjskiego” okresu (chociaż z drugiej strony zdradził się kiedyś ze swoim uwielbieniem dla baletu „Gra w karty”, „Symfonii psalmów” jednakże nie lubił), z kolei Krzysztof Meyer ceni chyba najbardziej rzeczy neoklasyczne…
Tymczasem najbardziej niesamowita dla mnie jest właśnie ta zmienność Igora, fakt, że to ta sama osoba była w stanie skomponować „Sztuczne ognie” i „Movements”, „Słowika” i „Orfeusza”, „Capriccio” i „Canticum sacrum”, „Ognistego ptaka” i „Żywot rozpustnika”, „Pocałunek wieszczki” i „Króla Edypa” itd. (Szkoda, że naszemu Karolowi Szymanowskiemu, rówieśnikowi Strawińskiego, nie dane było żyć równie długo – pod koniec szykował się do porzucenia swojej fascynacji folklorem… Może pokazałby nam jakąś nową, własną, całkowicie indywidualną wersję neoklasycyzmu?)
Chyba najlepiej uchwycił to Milan Kundera w eseju „Improwizacja w hołdzie Strawińskiemu” (w książce „Zdradzone testamenty”): „Jeśli Strawiński, jak żaden inny kompozytor przed nim i po nim, przemierzył całą przestrzeń historii muzyki, czerpiąc z niej natchnienie, w niczym nie przynosi to uszczerbku oryginalności jego sztuki. I nie chcę powiedzieć jedynie, że za zmiennością jego stylu zawsze dostrzeżemy te same osobiste cechy. Chcę powiedzieć, że to właśnie wędrówka poprzez historię muzyki, zatem jego ‚eklektyzm’, świadomy, zamierzony, gigantyczny i niedościgły, stanowi o jego całkowitej, niezrównanej oryginalności.”
Dzięń zaczął się ponuro: za oknem ciemnawo i deszcz leje, zimno. I jak przyjemnie w taki dzień przeczytać taki fascynujący tekst ( to znaczy: w pogodny dzień historia powiązania Pulcinelli Strawińskiego z Wassenaerem i łańcucką biblioteką byłaby równie fascynująca, ale nie robiłaby takiego wrażenia). Mam jeszcze trochę czasu przed pracą zatem nastawiam sobie Pulcinellę (mam całkiem dobre nagranie Abbado), dzięki.
Miło, że sprawiam Wam przyjemność z poranka (u mnie też ponurego). Witam wszystkich razem i każdego z osobna, zwłaszcza atreusa, który pojawił się po raz pierwszy. Strawiński miał tę wspaniałą cechę, że dokonując kolejnych wolt stylistycznych pozostawał sobą, a to coś jeszcze więcej niż to, o czym pisze Kundera. Kiedyś w „Ruchu Muzycznym” Tadeusz A. Zieliński próbował ująć, na czym to polega – a nie jest to łatwe. Według niego polega to na upodobaniu Strawińskiego do pewnych harmonii, interwałów, do szczególnej cierpkości brzmienia. Coś w tym chyba jest, bo nawet utwory z ostatniego, dodekafonicznego okresu są nie do pomylenia. Ja równie maniakalnie jak Pulcinelli i innych neoklasycznych utworów słuchałam Requiem Canticles – kiedyś tu wspominałam o tym utworze, ujmującym temat aforystycznie jak u Weberna, a jednak bez pozostawiania wątpliwości, że to Strawiński.
Zbierałam swego czasu po albumie dzieła wszystkie Strawińskiego pod autorską (lub Crafta, ale pod kontrolą) batutą. Dochowałam się chyba kompletu, ponadto mam jeszcze dodatkowe wykonania różnych utworów.
Yurek albo Jurek – bardzo serdecznie pozdrawiam. Historię znalazłam i przeczytałam; niesamowita.
Tę Pulcinellę to mógłby ktoś zagrać na starych instrumentach… a druga część to momentami chyba zerżnięta z Mendelsohna. Resztę też jakbym gdzieś już słyszał 🙂
Istnieje nagranie suity z „Pulcinelli” dokonane przez Kammerorchester Basel pod dyrekcją Christophera Hogwooda (w serii „Klassizistische Moderne”) wraz z utworami Caselli i Malipiera. Tam również „Concerto in D” Strawińskiego pisane dla Paula Sachera.
Na kasecie, o której pisałam, było to samo, co na tej płycie:
http://www.arkivmusic.com/classical/album.jsp?album_id=150100&album_group=8
Też pod Hogwoodem…
A Pulcinella jest rodzaju męskiego 😛
Mnie coraz mniej przeszkadza, że coś jakbym gdzieś już słyszał. Chyba się zapiszę do Klubu Inżyniera Mamonia! 🙂
Znaczy, powinno być „Tego Pulcinellę mógłby ktoś zagrać…”? Czy „tego Pulcinela…”? 😆
Tego Pulcinellę. To oczywiście tajemnica Poliszynela… 😉
http://pl.wikipedia.org/wiki/Poliszynel
To też odpowiednik angielskiego Puncha. I rosyjskiego Pietruszki…
http://en.wikipedia.org/wiki/Pulcinella
W sumie racja, w końcu „tego Pietruszkę” a nie „tę Pietruszkę”… Ten Strawiński to jakiś podejrzany…
A czegoś żywszego niż Hogwood nie ma?
O, minęło nam się 🙂
Jeden szynel to nic, Wieloszynel inaczej Poliszynel to już coś….
Chociaż Pola też miała swój szynel…
A czy Policzynel to coś strrrasznie hałaśliwego?
Ciemno-ponuro? Wpadnijcie na chwile do sasiada – Piotra Adamczewskiego. Tam wazny konkurs (bez nagrod).
Już nie ciemno i nie ponuro – w stolycy nieśmiało wygląda słoneczko 🙂
Pani Kierowniczko (10:45, 10:47)
…i polskiego fomy 😀
Tajemnica czy odpowiednik?
Jakie ciemno? Zaraz siadam na rower…
Pewnie jedno i drugie: tajemniczy odpowiednik 😉
Komisarz chyba powinien mieć tajemnice, to odpowiada naturze jego urzędu… 🙂
Hoko,
żeby dynamem troche prądu wytworzyć?
Urząd komisarza raczej owe tajemnice rozjaśnia, do czego prąd od Hoko na pewno się przyda…
No ale chyba nie tajemnice Poliszynela… 😉
Poliszynel u sweo zarania doskonale radził sobie bez prądu… Takie Poly Schynell – Unplugged
Nie ma foma więc tajemnic,
bo rozjaśnia je przy pracy.
Byle nam pietruszki nie siał,
to już wszystko będzie cacy. 🙂
foma,
dynamo odkręciłem, bo za ciężkie…
Jedzie Józek jedzie
Na rowerze
Jedzie
Jedzie Józek jedzie
Wypełniony lękiem
Odkręcił dynamo
Bo było za ciężkie
Jedzie Józek jedzie
Jedzie pełny stresu
Chciałby przed zamknięciem
Zdążyć do GS-u
Rower wciąż za ciężki
Odkręcił pedały
Gna Józek przez ścieżki
Aż mu wyszły gały
By spóźnienia lękom
Zadać ukojenie
Odkręcił siodełko
Gna na zatracenie
Pot mu zrosił czoło
Jeszcze chce przyspieszać
Odkręcił więc koło
Aby szybciej jechać
Minął wsi granicę
Gna jak ten cyrkowiec
Pyrgnął kierownicę
Spiął się cały w sobie
Mało nie pogubił
Od butów cholewek
Gnać bowiem polubił
Szybciej od teżewe…
Drugie koło cisnął
Aby rower lżejszy
Prędkością rozbłysnął
Ciężarem nie grzeszył
GS coraz bliżej
Odrzucił więc ramę
Pomyka więc chyżej
Odciążony z chłamu
I ciężar ostatni
Łańcuch – odrzucony
Jak pocisk armatni
Mknie już odciążony
……
Jest wreszcie u celu
Ręce w górę złożył
Pewnie bez roweru
Józek by nie zdążył….
😆 😥 😆
A gdzie…?!
Już wiem. Taka długa ta przyśpiewka, że przy końcu już zapomniałam o początku 😆
O tak! Wędrówki są ciekawe.
Ciekawe, że Suitę włoską wolę od Pulcinelli 😉 I chyba nie tylko dlatego, że ‚suita’ jest rodzaju żeńskiego. A to dla wiolonczeli i sentymentu dla konkretnej płyty — Tatiany Vassilievej i Pascala Godart.
Czasem mamy sentyment do konkretnych nagrań i bywa, że nawet nie wiemy, dlaczego 🙂
Suita włoska jest w wersji wiolonczelowej i skrzypcowej, a Pulcinella – w wersji suity albo pełnej muzyki baletowej, gdzie jest również kilka części śpiewanych. I właśnie tę ostatnią wersję ja lubię najbardziej.
Wypada podziękować Wielkiemu Hoko, co niniejszym czynię 🙂
Ale temu Hoku pewnie się oko przymknęło 😉
A naszemu Hoko
Przymknęło się oko
I poco a poco
Wpada w sen, głęboko… 😉
Noo, po takim rajdzie, jak to zeen opisał, to chyba nie zejdzie ze spaniem poniżej trzech dób. 🙂
Ale rajd to odbył Józek 😉
Ballada o Józku rowerzyście, który w końcu poszedł na piechotę, ma chyba źródła w opowieści o radzieckiej pchle, która po kolejnej amputacji odnóży, ogłuchła! 🙂
A Hoko, to Józek?
Hoko to nie Józek. Ale Hoko jest autorem poezji ludowej o Józku. Jak ktoś jeszcze nie czytał:
http://hokopoko.net/folklor/
Achaaaa! A zeen to twórczo rozwinął…
W pośpiechum pisał, bo mi milionowy kontrakt koło nosa przechodził, w nerwach cały byłem i to mnie świetnie uspokajało. Właśnie wreszcie się dogadałem i butelkę winka otworzyłem. Kurczę, dawno tak nie miałem….
Już nieraz zeen inspirował się twórczością hokowo-ludową:
http://hokopoko.net/sprzedam-bloga/#comment-2238
Ale nie tylko on:
http://hokopoko.net/folklor/#comment-1422
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=99#comment-10153
A ostatnio: http://hokopoko.net/kotki-i-inne-dygresje/#comment-2268
Ooo, zeenie, gratulacje! Milion nie milion, wypić można 😀
Jak ktoś jeszcze nie czytał (jak ja), to powinien przeczytać, bo baza Hoko i nadbudowa zeena nawzajem się indukują i tworzą zamknięty obieg śmiechowy. 🙂
A dziękuję, dziękuję. Dziś takie czasy, że z każdym milionem trzeba się liczyć 😉
Ale napięcie powoli puszcza i idź czerwone do czerwonego 🙂
Jutro pewnie będę blady jak prześcieradło, jednym zdaniem patriotycznie, w stylu flagi narodowej 🙂
No to zdrowie zeena po raz pierwszy 😀
Po raz pierwszy wznoszę
zdrowie milionera –
niech z tyłu kolejne
dopisuje zera 🙂
No to zdrówko 🙂
No to zdrowie Gospodyni, dzięki Niej w końcu mam miejsce, gdzie mogę porozrabiać 🙂
zeen dziś skłonny jest do draki?
Nie pozwólcie mu, chłopaki!
Cały dywan nam tu podrze,
a zatrzyma się na Odrze 😀
Na mój dusiu! Kie uwidziołek te piknom łańcuckom biblioteke, to… jo tyz byk w niej barzo chętnie w niej pomyskowoł! Kieby gazdostwo zamku zgodziło sie na moje myskowanie, to jo mógłbyk w zamian tej biblioteki popilnować. Ale najchętniej jesieniom i zimom. Bo wiosnom i latem jestem na holi i mom co inksego do roboty 🙂
Wiosnom to zwykle ja pilnowałek 😉 bo festiwale w maju 😀
Ja rozumiem, że co do rozrabiania, to chodzi o farby na obraz… 😛
Lubię bardzo małe hecki
U Poni Dorotecki
Jak powagi tu zbyt wiele
To ja jajem strzelę
Jak kto zbytnio jest nadęty
Jestem wniebowzięty!
Czy to on jest, czy to ona
Nakłuwam balona!
Moja rola tu jest taka:
Jestem rozrabiaka!
Poczytać zeena z przyjemnością da się,
Przyjemność czasem bywa to szalona –
Ale gdy kto ma aż dwa metry w pasie,
Nie ma przypadkiem on kształtu balona? 😉
Pierwszy metr co tyle lat, z niepokoju drżał
Drugi metr już życie zna, bardzo istnieć chciał
A ten trzeci co już przestępuje próg
Pięknym czyni cię, jego wszak chciał Bóg
A ten trzeci….
Pierwszy kęs – poezji ślad i następnych chęć,
Drugi kęs dzisiaj już nie powoduje wzdęć
A ten trzeci co go już go za sobą masz
Powoduje, że masz opuchłą twarz
A ten trzeci…
Pierwszy raz odchudzić chcesz porzucając smak
Drugi raz już wiesz, że to się nie uda tak
A ten trzeci co miał już nastąpić raz
Późno był nie w czas, późno był nie w czas….
No doprawdy nowe wcielenie Bułata 😉
Tyle że on był szczuplejszy 😆
To poezja mnię tak nadyma….
A Bułat – jak widać, przy mnie był chudeusz….
😉
A dziękuję bardzo za przypomnienie glorii i chwały…. 😆
Jak widać na załączonym obrazku, jestem wzorcowym przykładem epigona: siadam na epoletach i…. mój wzorzec kona….
(ze śmiechu)
Wicher poezji zeena nadyma,
Kiedy omiecie dywan oczyma.
Cóż, że okrągły jest zeen jak balon –
Te parę metrów to na wiersz talon… 😉
Całe szczęście, że konsumpcja mojej Tfu!rczości
Nie jest obowiązkowa.
Bo jakby była
Pękła by żyła
Internetowej publiczności….
Tera idem siem ómyć i włonczyć se mózykie:
Camel: „Harbour of tears”
Dobranoc
Aha,
byłbym zapomniał:
Dziękuję za dźwięgi i chwalby.
Obiecuję, że z każdym wpisem będę wpadał z coraz ostrzejszą szpileczką 😉
Uuu… dobranoc 😕
A kuku, jestem, widziałem!
Muzyka poważana jest od wagi:
Kilogram Mozarta
Wart co płyta zdarta
Zaś kilogram Dody
Dla życia osłody
Kilogram Schumanna
To jest kaszka manna
Wiśniewskiego deko
Już szczęśliwyś człeku….
…………
Było nie było
Coś się już wypiło….
😉
zeen spać poszedł, zabrał szpilkę,
odetchnąć można przez chwilkę.
Długo w łóżku nie zabawi,
jutro się ze szpilą zjawi,
a pojutrze z dzidą może…
To ja też się już położę. 🙂
Wieko zamknąć już wypada
Żałobnikom rzekł trup:
Tylu was, a nikt nie gada
Na to wieko: duup….
Niech się święci kwietniowa nocka,
Niech pod gwiazdy unosi się sen.
Robotnicy brodzą wśród błocka,
By na cokół mógł wstąpić mistrz zeen.
Jedno dość w tej sprawie jest trudne.
Jak uwiecznić ulotność tych fraz?
zeen z pegazem – to raczej nudne,
Innej formy potrzeba jak raz.
Jednak laury włożyć na skronie,
Trzeba, żeby docenić ten kunszt.
Niech za zeena stanie balonik,
Flaszka wina i nieco na ruszt.
O! Mistrz foma się pokazał,
Natchnął Go widocznie duch
Bóg talentem Go pomazał
Dając absolutny słuch
Słuch na eteryczność fraz
Które sam nam tutaj śle
Ale czemu tu jak raz
zeenparawan zrobić chce?
Stawiać wikt za mną to zła
Propozycja, spójrz no sam:
By coś zjeść trzeba pół dnia
Solidnego marszu tam…
…wcześnie dziś wstali, celnie strzelali… 😆
Sporo szczecińskich jadeł i trunków
w chłodniach zalega, ból niosąc głowie.
Tedy zeenowi, w ramach szacunku,
można przydzielić z tego połowę.
Słuchaj no chłopie, weź no się wykaż
po marszu długim posiłku pora.
W lodówce masło, obok paprykarz…
Pokaż jak rośnie brzuch senatora.
Szanowni Państwo, Prześwietna Publiczności!
Tylko tutaj u Naszej Dobrodziejki, nigdzie indziej na całym świecie
o paprykarzu szczecińskim wiersza nie znajdziecie…
🙂
P.S.
A swoją drogą foma ukuł nowy termin: szczecińskie jadełko 😉
Mam nadzieję, że jeśli czyta to ktoś ze Szczecina, to mu nie jest przykro… 😉
Mam nadzieję, że w ogóle ktoś ze Szczecina to czyta… 😀
Dzik jest dziki, dzik jest zły
Bo w szczecinie on ma pchły….
foma 10:19 – ja wiem o przynajmniej jednej osobie, która podczytuje, ale bardzo rzadko się odzywa…
😀
Jeśli jesteś ze szczeciną
na paprykarz pluńże śliną
bo jak z puszki ryby brać?
Nie dla dzika też papryka
na błysk blachy szybko znika
bo ich dzik woli się bać.
… inna jego karma mać….
Nie dla dzika z puszki ryby,
On wolałby z lasu grzyby…
Pani Kierowniczko,
w taki poranek z częstochowszczyzną… 😯 A gdzie suspens?
Nie dla dzika rybne puszki,
pewnie wolałby paluszki
lub drożdżówkę z serem, makiem i budyniem 😉
Nie wiem, czym ten ranek od innych odbiega,
Ja dzisiaj różnicy żadnej nie dostrzegam.
Też siedzę przy kompie, twórcze męki znoszę
I, by się oderwać, coś tu czasem wnoszę…
A że brak suspensu? Przecież to się zdarza.
Suspens jest domeną raczej Komisarza…
taaa, sam się dziwię, jakie to rzeczy raportuję za ostatni miesiąc…
jakie dokonania…! jakie ambitne plany na przyszłość…! kreatywna księgowość to przy tym betka, a napisać w międzyczasie wierszyk to jak podrapać się po szczecinie 😉
To już wiem dlaczego w ten piękny poranek
te wszystkie wierszyki jakieś… oderwane.
Kły błyskają, budyń tryska,
ryba srebrnym zębem błyska,
a spod spodu twórcza męka się przebija.
O Jezus Maryja!
Niech więc żyje szczecina,
Z której wiersz się poczyna 😉
Częstochowa zakazana
komisarskim ukazem.
To miejsce widać w Szczecinie
straszną budzi odrazę.
Więc razem
z dymiącym zrazem
z paprykarzem na sztandarze,
równym krokiem
formujmy nowe.
Kto tam się puka w głowę?
Z farszem marsz,
byle równo!
Jaki rym tu Szczecin dośpiewa?
Mewa!
Mewa!
Mewa! 😀
Zeby nie było nieporozumień, z Częstochową chodzi mi tylko o formę, a nie o jakieś inne podteksta! 🙂
Z pewną taką nieśmiałością podnóże kłania się Parnasowi.
By zamknąć wątek szczeciński…
http://www.youtube.com/watch?v=6P2bHu1jmCM
Częstochowa często chowa
Rym z którego boli głowa
Częstochowskie rymy plenią
Często częstochowskie lenie…
haneczka:
Faktycznie, paru nas zostało…
Jakie lenie,
Drogi zeenie? 😀
Było ich paru
każdy dostał udaru
i w ich słowach próżno szukać składu
Słówko tu i tam
poziom sensu bez zmian
żywy dowód mózgowego rozkładu
zeenie, jakież zalecenie?
Wszystkich leni wyplenienie?
Ich na cząstki rozdrobnienie,
by nadziać nimi pielmienie?
Czy też w Lenie utopienie
i na wieki zapomnienie? 🙂
Pat i Pataszon,
foma i zeen,
Jaki wesoły
Widok jest ten!
Bo zeen i foma
Jak z Flipem Flap,
A czytającym
Łzy śmiechu – kap… 😀
A ja teraz zauważyłem, że nad wiekopomnym odkryciem Pani Kierowniczki wszyscy przeszli do porządku dziennonocnego i nikt nawet podziwu nie wyraził. Pani Kierowniczko – wyrażam, a nawet i mową związaną opiać jestem gotów, jak ten zapis na częstochowszczyznę zostanie wycofany, bo bez niej życia nie ma! 🙂
Bobiczku, wielkie dzięki i zwracam uwagę, że zapisu nie było 😉
foma to blogu lokomotywa
W talenty liczne foma opływa
Ma chłop aktywa.
Pisze i czyta a czasem słucha
Swą mocą twórczą na blogu bucha:
Buch – jak przepięknie
Zuch – się nie zlęknie
Duch – w nim nie mięknie
Uch – on nie stęknie
Nawet jak ciężko nam się zagrypi
Ogromną mocą twórczą tu kipi
Blogów gromadkę pilnie odwiedza
I wszędzie o nim dobrze powiedzą
Na pierwszym blogu jest komisarzem
Na drugim – tutaj – wziętym pisarzem
Na trzecim Hoko – facecjonistą
Na czwartym Basi – wręcz publicystą
Na piątym Quake’a – tam pilnie czyta
Na szóstym u dru’ – w lot wszystko chwyta
No a tych blogów jest ze czterdzieści
Pięknymi słowy wszystkie je pieści
Lecz choćby Tirów wziąć kilkadziesiąt
Na każdym palet po siedemdziesiąt
I każdy pełen był Jego zalet
Się nie pomieszczą, taki to talent!
Nagle – błysk!
Milion iskr!
Wpisem buch!
A to zuch!
Będę mieć jutro zakwasy przepony (a w wiadomym kierunku wysłany zostanie rachunek od masażysty… tych zakwasów, naturalnie)… 😐
A ja mało nie oplułam herbatą ekranu 😆
Zatkało mnie.
Noooo… widzę, że poniektórzy próbują tutaj sławy zyskać, klasyków podrabiając… a tantiemy?
Hoko,
inspiracja i parafraza nie wiąże się z koniecznością płacenia autorowi pierwotnemu.
zeen,
w ramkę sobie to wstawię i powieszę nad biurkiem 🙂
basiu,
to diabelski plan. Żeby masaż był konieczny, ale masażystów brak. I wtedy…
A jak się masuje przeponę? Chyba tylko śpiewająco 😉
Wyznam Wam tu szczerze, że i ja dopuściłam się – w dziedzinie muzycznej oczywiście – podobnej działalności. Z poduszczenia reżysera filmu, który chciał mieć marsz na orkiestrę dętą (taki amerykański, w rytmie ragtime’owym) dokładnie taki sam jak inny marsz, ale żeby nie można było oskarżyć o plagiat. Dostałam oczywiście partyturę tamtego. Nic prostszego – puściłam melodię w inną stronę, rytm i z grubsza harmonia zostały te same. O plagiat nikt mnie nie oskarżył. To był mój jedyny epizod z muzyką filmową 🙁
Film nazywał się „Golem”, reżyserem był Piotr Szulkin. 😀
Uuu, teraz to nie warto już nic pisać, bo i tak się nie dorówna 🙁
Ale ponieważ ja nie dla egoistycznej sławy i chałwy, tylko z uwielbienia dla Pani Kierowniczki Naszej, to na swoją miarę jednak będę się starał:
Wielki czyn Kierowniczki chcę opiewać ostro,
mową w supły związaną, nie łatwą, nie prostą,
nie dla pracującego przeznaczoną ludu
(bo lud z mów nie rozumie i tak ani dudu),
ale dla wykształciucha, co nie z soli-roli,
tylko z tego, na ile WordPress mu pozwoli.
To była księga pierwsza. Aliści na kompie
wpisał mi się ciąg dalszy: ja jeszcze nastąpię! 🙂
Ja też powieszę na ścianie, jak będzie komplet 😆
O Pani W.! Jak bez Ciebie trudno!
Bez Twej obecności nijak bywać w świecie!
Wszelkie komplementy należne kobiecie,
Miast w e-antologii, zostają na brudno.
Inni piszą na wszelkie możliwe tematy,
Im łatwo zboczyć to w jedną, to w drugą.
Nie wiem czy karą to jest czy zasługą,
Lecz podmiot tych wierszy jest przecież kumaty.
Bądź zawsze przy mnie, w pudełku pod ręką,
Bym mógł posilić się przed publikacją,
Bo gdy wers nie wyjdzie, Ty będziesz atrakcją.
Nie myśl o odejściu, byłoby udręką,
Gdybyś nie oplotła rymem swym jak liną!
O Pani W. zwana czasem wazeliną.
Nowa forma poetycka – sonet o nieregularnym rytmie 😆
Trzeba iść z czasem, postępem, osiągnięciami…
Zwłaszcza z osiągnięciami 😉
Na przykład takim osiągnięciem:
– Sięgaj gdzie wzrok właściciela nie sięga.
foma,
a co z lamaniem rozumu? 😀
Niech sobie foma pisze co chce, a ja się i tak Pani Kierowniczce bezwstydnie będę podlizywał, bo wiadomo, ręka brzuszek smyra. 🙂
Księga Druga i na razie ostatnia:
Walecznej Kierowniczki w jej parciu do zbiorów
nie powstrzymałby nawet wywar z muchomorów,
niech Zeus przeciwników jej ma w swej opiece,
gdy zechcą przeciwstawić się jej w bibliotece.
Pośród szczęku czyneli i szyneli prężnych
nadludzkich dokonuje ona dzieł orężnych,
straszny pies łańcutowy zęby na nią szczerzy,
lecz ona, nieulękła, do archiwum bieży,
przebija się przez zwłoki cymeliów spiętrzone,
i chwyta tarantellę w dłonie zakrwawione.
O, nie zadrży jej ręka ani włos na głowie,
gdy o Niderlandczyka koncertach się dowie,
niźli życie jej milszy interes publiczny
( jego głosem „Wyborcza” oraz „Ruch Muzyczny”),
i w tejże słusznej sprawie rzeczone szpargały
zasłania własną piersią oraz ciałem całym,
by o nich opowiedzieć spragnionym słuchaczom.
Niechajże narodowie wżdy postronni baczą:
nie zmażą wrogie kręgi, ni zazdrosne sitwy,
Kierowniczki dokonań na polu tej bitwy.
A ja, którym wyśpiewał je w blogowej izbie,
będę w słonku jej chwały grzać się tu na przyzbie. 😀
O Bobiku Wielki, o Ty nasz Homerze!!!
🙂 🙂 🙂
To było za całokształt…
I jeszcze sonet fomy… i wcześniejsze dzieła… Ech, westchnień nie starczy na te wszystkie zachwyty… 😉
A tu są tropikalne Dębniki sprzed paru kwadransów 😉 (znaczy, nawet przed piątą było tropikalnie… 😎 )
Śpiewać będę, szepnęła, śpiewać będę sama,
Na początek kadencja, potem cała gama,
Jeszcze później z solfeża wybrane fragmenty,
Bo wszak koncert jest przed nią, ważny, choć zamknięty.
Trzeba z głosem coś zrobić, trza się pozbyć chrypki,
Jakiś sposób sprawdzony, lekki, w skutkach szybki.
Po tygodniu prób ciężkich nadeszła niedziela,
wśród oklasków i dźwięków kwitła a capella.
Oooo, widzę, że dziś niejeden sobie coś nad biurkiem powiesi…
Czuję się zaszczycona i wzruszona proszę Pana.
Tak wzruszona, że chyba sobie podjadę nieco do góry by jeszcze podręczyć mą przeponę (klin klinem).
A jak ją już podręczę – to tu wrócę i jeszcze raz siem wzruszem…
😉 🙄
Niechaj Szanowna Dobrodziejka potraktuje te parę wersów jako należny Jej hołd i szacunek od Rady Grodowej, która ostatnimi czasu, stała się raczej izbą cichej zadumy niż wyartykułowanej refleksji…
Oto chusteczka, proszę Pani, please…
😀
😐
Polirytmiczna rapsodia
Jedna ręka smyra brzuszek,
Druga ręka wręcz odwrotnie.
Pośród żarcia psiego puszek,
Ktoś do figli wstał ochotnie.
A-a-a, nie ma psa,
Pobiegł tam gdzie lecą drwa,
A-a-a, koszmar trwa,
Błysła stal, cios poszedł w dal…
– Nie klnij!
– … jucha!
I w środku nocy,
komplet świadków wnet odwraca oczy,
„Panie władzo, jam już spał,
szkoda psa, szczeniak na schwał,
ale po co się tam pchał…?
A już nad ranem
mały dołek czeka wykopany,
„Gdzie? Celowo? Co też pan!
Kto by wpadł na taki plan?
Głowę odciął sobie sam…”
Hau, hau, ha…, ha…, ha…
Ha, ha, ha
C’mon, już czysto jest,
znikła wazelina.
Z godnością możesz wejść,
karku w dół nie zginać.
Brzuch sobie smyraj sam,
innym nie nadstawiaj.
Na nadmiar lepkich płent 🙂
napuścimy pawia!
A nad Wisłą na moście,
Przycupnęli goście…
😉 😀
Nie podoba mi się…
Ja wiem, że komisarz ma skłonność do horroru. Ale już jak się tak wzrusza, gdy jemu wiersz pochwalny napiszą, niech innym wazeliny nie zarzuca i nie dokucza.
Tak to już z rapsodiami bywa… Ciężko im się przebić… Mam zabezpieczyć przed cenzurą?
Nie – można rzecz naprawić inaczej…
Pani Kierowniczko,
To wszystko na psa urok, jak tak zajrzeć głębiej, to różne rzeczy można dostrzec.
Nie wiem co. Ale mi jakoś nieprzyjemnie zazgrzytało. Tu jedną ręką pieśni pochwalne dla jednego gościa, tu drugą ręką horror i wyzywanie od wazeliny drugiego gościa. A 9:03 i 20:13 to nie wazelina?
Pewien gbur, który pisał gdzieś sporo,
Kwrawe myśli miał dość późną porą.
Gdy spytano: dlaczego?
On rzekł, „słuchaj, kolego,
Skoro gryzą, znaczy w zęby biorą”
A już prozą… Jeślim kogoś uraził, to…
No, dobre i to. Bo już chciałam o masowaniu przepony wazeliną 😛
A Komisarz coś chyba piesków nie lubi. To już drugi po Podhalańskim, na jakiego naskoczył… A zasada, jak wiadomo, jest taka:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=56#comment-5109
Czynów wielkich opiewca powiązaną mową
Nie czynowi dodaje, ale swoim słowom
Bowiem o nich tak pisze: w supły powiązane,
Prosty lud ma nie czytać! Jesteście barany!
Inteligentowi piszę do czytania,
Bowiem jestem z nich jednym, chociaż od szczekania.
Księga pierwsza to była, mają też być dalsze,
Za nie pięknie dziękuję, będą brzmiały fałszem…
Po co to? Znowu mamy się kłócić? Nie chcę. Serio tym razem.
Księga pierwsza, księga druga,
Wielka to zasługa!
W księdze trzeciej będzie nota,
Uważaj, głupota 😉
A na koniec, w epilogu,
zfzb
Słuchajcie. Zamiast obrażać innych, proszę bardzo – napiszcie coś miłego dla mnie, bo zdaje się, że za wazelinę uważacie tylko to, co ktoś inny pisze. A mnie się, cholera, też tu coś należy!
Ja tylko nieśmiało zauważę, Pani Kierowniczko, żem od tych Bystrzaków Dwóch też to i owo doświadczyła… za chrzest bojowy się kwalifikuje z powodzeniem i nawiązką (choć może nie wszystko działo się w Centrali czyli na Dywanie) 😉
Więc uważam, że okazjonalna wazelina mi siem należy (no… skoro już dają… 😛 🙄 )
Ale mi nie dają, tylko wystraszają innych. A nie życzę sobie, żeby mi wystraszyli Bobika.
A od Bystrzaków Dwóch to doświadczyłam niestety ja… 🙁 Na „przelotnie-pobieżnie-przejściowo” to tylko same wersale były…
Myślę, że Bobik ma rewelacyjne poczucie humoru i dystans. A także gust do talentów i przekomarzanek (nawet jeśli okazjonalnie byłyby to podszczypywanki). Wszystko powinno byc dobrze! 🙂 🙂 🙂
Ha, kusi mnie by dać linka… ale może nie… 🙄
Dawniejsze dzieje. Nie, żebym ucierpiała, ale gimnastykę to miałam 😆
Pewnie chodzi o te mniej przyzwoite epizody… 😉
No to trzeba popracować nad balladą o Straszydłach Blogowych 🙂
O, jakbym chciał polec na dywanie wzorach!
Mógłbym krwawo się wpisać w niektórych kolorach,
Zafałszować w rejestrze wysokim i niskim,
Ale czasem też zagrzmieć dźwiękiem sercu bliskim.
Wolę jednak wykrzyczeć wśród futbolu fanów,
Niech żyje kierowniczka! Kwiat główny dywanu!
(23:00) A teraz Pani Kierowniczka robi niezasłużoną reklamę ustronnemu miejscu…
😉
😆
Pani Kierowniczko, a teraz może być?
Czynów wielkich opiewca, powiązaną mową
On czynowi dodaje, a nie swoim słowom
Bowiem o nich tak pisze: w supły powiązane,
Jam nie godzien ich pisać choć będą czytane.
Inteligentowi piszę do czytania,
Mnie daleko do niego, jestem od szczekania.
Księga pierwsza to była, mają też być dalsze
Je wypełnię jak umiem, najpiękniejszym farszem…
A tak w ogóle to tekst z 20:13 prawie że mógłby służyć za motto mojego kolejnego wpisu, który zaraz zamierzam popełnić 😉
…sie będzie działo… 🙄
Pani Kierowniczko, prawdopodobnie nie wszyscy mieli w życiu bliższe kontakty ze szczeniakami, bo gdyby mieli, to by wiedzieli że istotą szczeniaczości jest, poza rozbrykaniem, nieokiełznana, naiwna przyjazność, nieograniczony apetyt na pieszczoty i spontaniczne dawanie wyrazu wyrazu sympatiom poprzez całkiem dosłowne podlizywanie się, ozorkiem, na mokro. I jeszcze brak pamiętliwości – ja nawet fomy i zeena będę się teraz bał najwyżej dwa dni, a potem zapomnę i się znowu rozbrykam. No, chyba że by zechcieli na serio mnie wygryźć – przed ich długotrwałym zmasowanym atakiem bym się nie obronił.
Ale jak mnie nie wygryzą, to na przyszłość może będę musiał zastanowić się nad dawaniem komentarzy do komentarzy, np. „ponieważ zaliczam się do tzw. psów pracujących, to moje śmichy-chichy z ludu pracującego i wykształciuchostwa należy brać w cudzysłów i raczej podejrzewać mnie o autoironię niż próbę wejścia na cokół” A co to, ja kot jestem, żeby na cokoły włazić? 😀
To skoro teraz taka moda…
Księga pierwsza, księga druga,
Wielka to zasługa!
W księdze trzeciej będzie nota,
To złota robota!
A na koniec, w epilogu,
Tyś ozdobą blogu!
Dwa Strachy Blogowe
foma i zeen
Wychodzą na łowy
Gdy zbliża się sen
Bobiku, sprawdzimy za trzy dni… 😉
Wychodzą na łowy
I szczękami kłapią,
Zawracają głowę
I za łydki łapią…
Bobiku, przecież zostałeś pasowany kotem honorowym 😆
Lecz tego łapania
Nikt już nie pamięta,
Gdy potem z zarania
Wykażą talenta…
W ramach honorowego kotostwa to ja mogę miauczeć i ryby jadać, ale nie włazić na szafy, drzewa i inne takie, bo mam lęk wysokości. 🙁
To współczuję. Lubię gapić się z góry – jak to Kierowniczka zresztą… 😉
God save the Queen!
Her canine regime!
Jej barki i snopy
I wsio, moje chłopy 😀
😆
Jeszcze tylko zaśpiewam
No future for me…
I zaginiony link
http://www.youtube.com/watch?v=8z2M_hpoPwk&feature=related
😮 ?…
Sex Pistols się złości
Bo nie ma przyszłości
Her canine regime
Nie przejął się tym…
Ale prehistoria…
W porównaniu z takim Beethovenem to prawdziwa nowość. I do tego chłopaki wiedzą kiedy skończyć…
No właśnie. Jakby jeszcze trochę dłużej… 😆
😉