Haftowanie na klawiszach
Dzisiejsze swawolenia wokół Beethovena i pawi przypomniały mi, że już dawno miałam ochotę podzielić się z Wami obszernym cytatem z, hm, klasyki polskiej literatury popularnej. Cytatem zawierającym opis tej sonaty. Pamiętam, jak czytałyśmy sobie z siostrą na głos kawałki tej smacznej lektury – najpierw po latach prohibicji drukowano to cudo w odcinkach bodaj w „Expressie Wieczornym”, potem wydano w formie książkowej.
Chodzi o… Trędowatą Mniszkówny. A konkretnie o moment, kiedy Waldemar słucha gry Stefci. Prosi ją właśnie o dwunastą sonatę As-dur: „O tę proszę. Ślicznie pani oddaje scherzo i marsz żałobny”.
No i po kilku jeszcze zdaniach opis gry. To, co w klamerkach, to ode mnie. „Stefcia początkowe andante grała z roztargnieniem. Obecność Waldemara niepokoiła ją. Nogi miał założone jedną na drugą. Widziała eleganckie jego buty z ostrogami, opinające prawdziwie arystokratyczne stopy [!], i drażniły ją w dziwny sposób [!!]. Pierwszą wariację [tę, co na zdjęciu] przegrała bezdźwięcznie [?].
Waldemar poruszył się, odjął rękę od czoła i palcami najeżając wąsy w sposób sobie właściwy, z podniesieniem ust w górę, patrzył na nią badawczo.
Dziewczyna dojrzała jego ruch, odczuła wzrok i zrozumiała, że spostrzegł jej roztargnienie. Następną wariację wykonała dobrze [?!], trzecią i czwartą z brawurą i znakomitą techniką, piątą artystycznie [?], z pełnią uczucia, jakby grając mówiła zarazem… Waldemar, wsparty na dłoni [?!], słuchał w skupieniu.
A Stefcia cieniowała piątą wariację, jakby haftując na klawiszach perłami i cudną pelą [!]. Wdzięczne, lekkie nuty płynęły z tęsknotą, namiętnie, pieszcząc [?] i unosząc się w błękity. Ostatnie akordy jęknęły rozpacznie [!], i nagle posypało się rzęsiste, jak złote kropelki, scherzo.
Zadrgały szybkie nuty na klawiszach, niby łopot skrzydełek ptasich, zaszumiały gradem srebra [?], spływając hucznie w spokojniejsze trio. Przebrzmiały błyskotliwe nuty, zgasły. Chwila ciszy i zabrzmiał tragiczny, pełen majestatu marsz żałobny.
Powaga, groza, potęga szły z grzmiących nut. Stefcia z wypiekami na twarzy, z błyszczącymi oczyma kładła w tony siłę i energię duchową, cały zasób swych zdolności dramatycznych. Marsz porywał, wzbudzał grę nerwów [?]. Gdy w drugiej części zawarczały bębny, groza wzmogła się, krew zatrzymując w żyłach [?]. Stefci tętna waliły w skroniach, grając oddychała szybko, przejęta do głębi duszy”.
No i nic dziwnego, że Waldemar sobie pomyślał: „Ogień zamknięty w kielichu białej lilii” 😆
Każdy ma taki literacki opis sonaty Beethovena, na jaki go stać. Niemcy mają Manna w Doktorze Faustusie (o ostatniej Sonacie c-moll op. 111), my mamy Mniszkównę. Ale to oznacza, że swego czasu Beethoven w Polsce zbłądził pod strzechy…
Ja tam go lubię, niech foma mówi sobie, co chce. A tę sonatę z przyjemnością sobie grywałam (może nie tak, jak Stefcia 😉 ). Jak kto ma ochotę, niech sobie jej posłucha w wykonaniu Emila Gilelsa. Tu wariacje, tu scherzo, tu marsz żałobny, a tu finał.
Komentarze
Dla mnie pewne sprawy nie budzą wątpliwości 😉 :
1. arystokratyczne stopy to oczywiście stopy zdeformowane:
http://breathing.pl/?p=141
2. Waldemar wsparty na dłoni – oczywiście słuchał stojąc na jednej ręce,
3. eleganckie buty z cholewami drażniące w dziwny sposób – oczywisty efekt stania na ręku (kogo taki widok by nie drażnił w dziwny sposób?)
Ale pewne sprawy wymagają jeszcze wyjaśnienia. Liczę, że Blogowicze pomogą 😉
Ja to myślałam, że on ją jakoś, że tak powiem, podrażniał tą stopą 😆
Trop ten z pewnością niektórym wydałby się nęcący 😉 :
http://pl.wikipedia.org/wiki/Podofilia
Ale moim zdaniem nie możemy wymagać od Waldemara zbyt wiele – w końu stoi on na jednej ręce, co samo w sobie jest już pewnym wyczynem 😉
😆 Buty były z ostrogami, to jak mogły nie drażnić?
Może nawet kaleczyły delikatną, aksamtnie białą skórę Stefci, ale ona uniesiona srebrem muzyki niczego nie czuła.
Chyba pora na spanko. 🙂
Dobranoc!
Pójdę jeszcze kota pogłaszczę.
Pani Doroto, Pani poprosi o kota.
Ja nie wiem, skąd Hoko wziął te kufy…
Tak, właśnie o czymś takim jak podofilia myślałam 😉
Rzecz w tym, że buty – jak już zauważyła mt7 – są z ostrogami. I tym sposobem z podofilii zrobiłby się nam już masochizm 😉
Mnie dodatkowo te „tętna w skroniach” zastanowiły. Czyżby Stefcia miała dwa tętna, np. lewe i prawe? 😉
Dobrej nocy życzę, może sen przyniesie mi jakieś rozwiązania 🙂
Czego to ludzie nie wymyślą! 😯 😆
Kota muszą wprowadzić osoby zaimujące się internetem, tak jak wprowadziły kupy po złożonej suplice. 🙂
A samego kota można sobie skopiować u Hoko i wklejać w listy.
Jak to: skopiować sobie? 😯
I jakie znowu kupy?! 😆
Kufy! 😆
Skopiować ikonkę u Hoko lewym klawiszem, lub zapisać gdzieś na boku i wklejać w maile np. 🙂
Wypieki na twarzy, plonace oczy, walace tetno i szybkie oddychanie… hmmm… brzmi to nadzwyczaj orgazmicznie. Wydaje mi sie, ze to efekt ordynackiego sprawnego podrazniania stopa. Kudos dla Stefci, ze potrafila jednoczenie w trakcie tego uniesienia grac Beethovena na forteoianie!!!
dobrze chociaz iz rozedrgane zmysly Stefci nie ogarnely Waldemara – bo inaczej, ach coz za przesliczne haftowanie – niekoniecznie perlami – by wyniklo.
A swoja droga powiesci dla pan z biblioteczki mojej Babci bywaly antidotum na wszelkie smuteczk dorastajacej panienki.
Rozedrgana – nie zmyslowo – kawa byla super siekiera
Echidna
Wydziwia Państwo Szanowne na tę ‚Trędowatą’ – a tu przynajmniej przejmujący opis (ba! – analiza) Ludwigowej muzy jest w jednym kawałku…
A Thomas Mann to ględził i ględził i ględził o tej całej Stojedenastej. I siem trzeba było przebijać przez to ględzenie, bo ono cóś bezbarwnie było… Na dodatek – bez ostróg i ostryg.
No, żeby nie było, że polonistka nie ceni literatury ojczystej!…
😉
Kultura przez duze „Q”
Ja. Fajny film wczoraj widzialem.
Mietek. Momenty byly?
J. Takie Love story, ale polskie. Tytul „Tredowata”.
M. „Tredowata?” to taka ksiazka jest.
J. Nie, film.
M. Ksiazka.
J. Oj, film! Film! Przeciez widzialem.
M. A ksiazki nie czytales?
J. Nie.
M. Nie zartuj. Musisz przeczytac. Jak Ceska pozwoli, to ci pozyczymy. Mowie ci, ona to ja czytala chyba ze sto razy. Dawniej to trzymala „Tredowata” pod poduszka, ale w zeszlym roku wygralem na loterii „Ulissesa.” No i nie bylo rady. Trzeba bylo kupic etazerke i teraz razem stoja.
J. „Ulisses”? A, czytalem streszczenie w „Przekroju”. To swinskie troche.
M. Dobre, dobre! Stoja sobie ksiazeczki, elegancja – Francja. Na najwyzszej polce. A dolem, Ceska poustawiala krysztaly. No, ale nawijaj. Jak ta tredowata. Kto ja gra?
J. No wlasnie, nie pamietam nazwiska… – chyba Nowowiejska?…
M. Ladna?
J. Bardzo.
M. Tak jest. Blondyna, duze, niebieskie oczy.
J. Blondyna to ona nie byla. Oczy tez miala czarne.
M. Nie blondyna? Stefcia?
J. Nie, czarna.
M. Moze jeszcze powiesz, ze ruda?
J. Rudecka!
M. Czarna! Czy oni ksiazki nie czytali?
J. To jest calkiem mozliwe. Bo to arystokracja w tym filmie to troche jak z ulicy Chmielnej.
M. A co ty chcesz od Chmielnej?
J. Ja? Nic. Zreszta nie wszyscy. Piatka wygladala jak z Barskiej.
M. Prawidlowo. Barska – narzeczona ordynatora.
J. O, wlasnie. Ordynator, gral go ksiaze Boguslaw, sliczny chlopak.
M. Wiadomo, Michorowski. Pierwsza partia w Europie!
J. Tam w ogole nizej niz barona to nie schodzili. Tacy „Sami swoi” z wyzszych sfer: hrabina Cosel, Wokulski, ale taki jak Sobieski i August Mocny razem wzieci. Fajny tez byl dziadek.
M. Pan Maciej.
J. Uwielbial, jak Stefcia gra na fortepianie. Sluchal wtedy i wygladal jak starosc Szopena. Ale bo tez trzeba bylo miec zelazowa wole, zeby tego wysluchac.
M. A co ona grala?
J. Zeby tylko grala! Spiewala jeszcze: „Precz z mego serca – poslucham od razu.”
M. Tak sie mowi.
J. I Maciej tego sluchal. A ona: „Precz z moich oczu, precz z mego serca” i tak w kolko Macieju. W koncu dziadek dal jej miniature, ale taka duza, i pojechali na garden-party.
M. Aha. Spotkanie z Barska.
J. Ale coz z tego, skoro Waldus do tanca Stefcie poprosil. Wal, dus – nic nie pomoze. Dostal chlopak takiej manii ze chcial tylko do Stefanii.
M. Czasem tak przyjdzie na chlopa. I to jest piekne.
J. No, ale arystokraci sie obrazili. Co to? Z nauczycielka tanczy? I postanowili dac mu nauczke. Zjechali sie w palacu, ale pieknym, tak jak w Korniku.
M. Nie zartuj.
J. To byl bodajze zamek Ksiaz.
M. Jakich ksiaz? Podhoreckich?
J. Mozliwe. Wielki palac, ogrodzony ze wszystkich stron, mimo ze wokol zywej duszy – sama arystokracja. Ale okazuje sie, ze wsrod nich tez bywaja sukinsyny. Najpierw Waldemara na meska wodke
wyciagneli.
M. Lubial wypic?
J. A w tym czasie zgasili swiatlo i rzucili sie na Stefcie.
M. Oh ty, Karol…
J. Ale tylko ja popychali, potracali w tancu i wolali „tredowata!”
M. Stad tytul filmu.
J. No, ale widac sami byli tredowaci. W maskach wszyscy, bez twarzy, musieli dziewczyne zarazic, bo juz potem niedlugo pociagnela. Mimo ze Waldy, prawda, ordynator, wiec najlepsi lekarze, specjalisci. Nie dalo rady, Stefcia zgasla.
M. W ksiazce to troche inaczej bylo: Stefa przeziebila sie, bo latala po ogrodzie.
J. Tutaj tez: latala, biegala, a szczegolnie naokolo takiego drzewa. Taki drewniany taniec odstawiala. Zreszta, w tym filmie to co drugi aktor drewniany. Dialogi tez – kaszana. Ale podobniez byl taki trend. Ale czego tu wymagac od arystokracji.
M. Ale jak sie skonczylo?
J. Srednio. Jak Stefcia juz kipla, to ludzie w kinie strasznie plakali. Za mna siedziala jakas ryczaca czterdziestka i tak szlochala, ze w ostatnich scenach polowy dialogu nie slyszalem. Do tego jeszcze pelno fontann bylo w tym filmie. Wode lali, ze hej! To sprawilo, ze wszyscy jeszcze mocniej lzy lali. Mnie samemu zachcialo sie lac, ale mysle sobie: zaczekam do konca. Wreszcie wychodze z kina, patrze – deszcz pada, narzucam kaptur od wiatrowki na glowe i co sie okazuje? Ten cholerna czterdziestka tak mi naplakala do kaptura, ze w mgniniu oka bylem mokry od stop do glow.
M. No, widzisz, a mowia, ze taka znieczulica.
J. Znieczulica to byla hrabianka Rita. Kochal sie w niej mlody Treska, a ona nic. Jada powozem. Oni, Stefcia, Waldy, dziadek i pies dog arlekin. I nagle jak sie nie wywala na zakrecie.
M. Nie mow!
J. No. Dziadek na babcie, babcia na Stefcie, Stefka na pieska, piesek na Treske, Treska na lawke.
M. Lawka na trawke.
J. Treska, mimo ze treska, to lysy.
M. Nie!?
J. Jak kolano.
M. Treska na rzepke.
J. Ale kino!!!
Ps. Pytam sie, czy wolno wysmiewac arcydziela polskiej literatury?! „Tredowata” lezala na stoliku nocnym kazdej polskiej dziewczyny. Stefcie moze na poczatku nazywano „Tredowata”, bo za tych dawnych panskich czasow nie miala w herbie siedmiu palek jak Ordynat Michorowski, ale nie byla, Ojcow naszych wielki Boze, ani w jednym miejscu „Tredowata”. Miala tylko dwa pryszczyki, jeden na szyi i drugi na lewej piersi, ale rozpiela bluzeczke dopiero, kiedy jej sie Ordynat oswiadczyl.
Film byl dozwolony dla mlodziezy, ale jest w nim pokazany bidet; w zadnym polskim dworku nie bylo nigdy bidetu, polskie dziewice podmywaly sie w balii, i to tylko dwa razy w roku, na Wszystkich Swietych i na rocznice Niepodleglosci.
Wiem ze u czlowieka, najwiekszym miesniem jest miesien posladkowy, ktory napina udo…
A fe, Harry 🙁
Streszczenie „Ulissesa” było w „Kulisach”. (…) Stoją sobie książeczki, elegancja – Francja. Na najwyższej półce. A dołem puściłem komplet z serii „Tygrysa”.
Ordynator, grał go książę Bogusław, śliczna chłopaka.
Ja = Andrzej Zaorski
Mietek = Marian Kociniak
To wreszcie wiem, o czym jest ta „Trędowata” 😆
Chociaż z Beethovena „zabłądzeniem pod strzechy” to byłbym ostrożny nawet jeśli Stefcia mieszkała pod strzechą… 🙂
Odnośnie kuf, daję link do hurtowni
http://smileys.sur-la-toile.com/
w tej akurat „tego” kota nie ma – ale są inne. Niestety, żeby to w komentarze wordpressa wstawić, to trzeba by chyba informatyków na nadgodziny namówić 😆
Ale je mozna „wstawiać” we wpisie – tak jak obrazki.
Dlaczego fe?! Takie to znalazlem.
Podsrywizm
Schorzenie nagminnie wystepujace na tzw. zakretach dziejowych i opanowujace epidemicznie cala niemal populacje narodu. Objawia sie „dobrym poinformowaniem” i okazywaniem tegoz przy kazdej okazji (i bez niej), wszem i wobec (a nawet do lustra).
Szczegolnie niebezpieczny w formie anonimowej.
Etiologia tego schorzenia wywodzona jest z „piekla Polakow”, aczkolwiek doswiadczenia lat ostatnich dowodza, ze tradycyjne pieklo to szczeniak w porownaniu z przemyslnoscia wspolczesnego szczepu podsrywizmu.
Podsrywizmu nie ogranicza ani funkcja ani pozycja ani tez osoba podsrywajacego.
Ze wzgledu na epidemicznosc wystepowania – nieuleczalny.
Jedyna pociecha moze byc fakt, ze pojawia sie okresowo i znika wywiewany wiatrem historii, zwykle prosto w oczy.
Jeżeli znalazłeś, to wypadałoby podać źródło, a nie udawać, że to Twoje. Przyłapany na plagiacie odgryza sie agresywnie, obrażając przy okazji. Bo Harry jest oczywiście nieanonimowy. Jest natomiast znany z galanterii wobec współblogowiczów, jak i wykwintnego języka oraz wyrafinowanego gustu. Niestety nie posiada lustra 🙁
http://listserv.buffalo.edu/cgi-bin/wa?A2=ind9405a&L=poland-l&D=0&T=0&P=16110&F=P
To dla tych, którzy by chcieli poczytać oryginał. Ja mam książkę z 1978r.
Pani Kierowniczka prawidłowo zareagowała na wołanie zeena o dzieła z najwyższego pozioma. To się nazywa sprawny serwis! 🙂
Również wykształcenie akrobatyczne Waldemara nie może znalaźć dość uznania. Zważmy, że stał on na ręce i podologizował sadomasochistycznie, mając równocześnie założoną nogę na nogę. No, nie każdy potrafi!
A jeszcze oddzielnie, ze wspomnień mojej mamy. Będąc ryczącą w poduszkę siedemnastką wylądowała ona na chirurgii szczękowej (nie będę pisał dlaczego, jak kto pomyśli, że po bójce w wiejskim barze, jak większość jej współtowarzyszy niedoli, to niech sobie myśli) i była po operacji pocięta, pozszywana, zdrutowana i zaopatrzona, więc śmiać się mogła tylko przez łzy bolesne z towarzyszeniem jęku z dna trzewi. I właśnie wtedy ktoś pożyczył jej „Trędowatą”. Już po niewielu zdaniach z głębi mamy zaczęły wydobywać się rozpaczne, aczkolwiek zupełnie pozbawione majestatu dźwięki, ciałem jej wstrząsało nerwowe drżenie i łzy płynęły, a jakże, haftowanym potokiem. Z sąsiedniego łóżka pochyliła się ku niej współpacjentka, z takich, które się określało mianem „kobiecina” i zapytała ciekawie: „a co to też panienka tam czyta? „Trędowatą”? Ooo, ja nie czytałam, ale moja mamusia czytała i mówiła, że to prześliczna książka. I że też cały czas płakała!”
harry: Ktoś się w necie musiał pomylić, o tej serii „Tygrysa” to nawet ja pamiętam jak przez mgłę. A film, jak tylko gdzieś puszczali w telewizorze, to rzucałam się oglądać ze względu na miłość do zamku w Łańcucie, którego tam zresztą było więcej niż wspomnianego Książa.
No i właśnie – nie było w filmie sonaty Beethovena, tylko Precz z moich oczu…
echidna: ogarnęły, jak najbardziej! Opuściłam ciąg dalszy:
„Waldemar powstał, podszedł krok naprzód i oparty o konsolę kominka, z dreszczem w żyłach przepalał Stefcię [?] gorejącymi oczyma.
– Co za temperament, jaki zapał! – myślał, widząc ruch jej palców i ognie na twarzy.
Olbrzymia siła namiętności, jakiej dawno już nie doznawał, pchała go do niej. Uczuł, że pożąda tej dziewczyny, że ona przepala mu krew, szarpie nerwy [?].
– Ogień, ogień – mruczał przez zaciśnięte zęby. I skurcz szalonej, namiętnej fali ściągnął jego brwi, poruszył nozdrza, drżał na ustach. Miał [? Waldemar czy skurcz?] wygląd orła gotowego do zadania ciosu, szeptał już wściekły:
– Ona musi być moją…Kobieta, która tak porywa mężczyznę, musi ulec [?!!]. Zdobywałem wiele mniej pożądanych, więc i ją mieć będę… To ogień!…wulkan… Ale dwa ognie poparzyć się nie mogą [!]… i tyle rozkoszy!…
Nagły prąd pchnął go naprzód.
Stefcia rzucała na klawisze ostatnie akordy marsza. Ordynat rozgorączkowany stanął tuż za nią, pochylił się. Ostatnią siłą woli panował nad sobą, by nie porwać jej w ramiona. Czuł rozkosz, lecz i dziwną niemożebność tego czynu. Szatan namiętności zapalał go, a biały, czysty duch owiewał Stefcię iluzją, jakiej nawet jego demon rozedrzeć nie śmiał.
(…) Nie zdołał wytrwać, pochylił głowę niżej, oddech jego palący, przepojony ogniem wewnętrznym sparzył szyję Stefci [!], jego ramiona były o włos od jej ramion. Dziewczyna drgnęła, odwróciła głowę, jej oczy ogromne, tęskne, spojrzały na Waldemara zdumione. Patrzyli na siebie. Stefcia, blada, z dreszczem przestrachu zerwała się z krzesełka”.
No i żeby tak się podniecić przy marszu żałobnym – ech, perwersja… 😆
Do dyskusji między passpartout i Harrym: ja też uważam, że niepodawanie źródeł jest fe 🙁 Należy podać przynajmniej tak, jak Owcarek w swym ostatnim wpisie 🙂
A już twierdzić, że piekło to szczeniak???!!! Szkoda, że nie umiem zrobić tej oburzonej kufy i już nie mam czasu szukać przepisu. W każdym razie wrrrrr! 🙁
No, na pewno nie chtcheniatchec terrible…
Pani Kierowniczko, spazmatyczne, rozgorączkowane ruchy ogonka 🙂
Jaka szkoda, że owce wzywają i muszę spadać 🙁
Co do dyskusji (Harry_Potem, Passpartout) o podawaniu źródeł: mnie brak źródeł nie dziwi, bo w końcu któż nie pamiętałby tej serii o filmach z kultowym „Momenty były?”
Sam opis rzeczywiście śliczny. Kiedyś to się pisało, nie to co dzisiaj 😆 W sumie dawne recenzje bywały nie mniej barwne. W sumie niektórzy i dzisiaj tak piszą — chyba już cytowałem Brendla?
„I recall a statement from an English newspaper, the Daily Mail: ‘When I glimpse the backs of women’s knees, I seem to hear the first movement of Beethoven’s „Pastoral” Symphony.’ I am afraid that many comments on musical character are not much more illuminating, but less amusing.”
(Przypominam sobie wypowiedź z angielskiego czasopisma, Daily Mail: ‘Kiedy przelotnie zerkam od tyłu na kobiece kolana, wydaje mi się, że słyszę pierwszą część Symfonii Pastoralnej Beethovena’. Obawiam się, że wiele komentarzy dotyczących charakteru muzyki nie jest bardziej pouczających, za to o wiele mniej zabawnych.)
Ja nie miałam pretensji o niepodanie źródeł (bo to klasyk), a o zmiany w tekście, sugerujące własne autorstwo. A skoro to cytat, to chcę wiedzieć, skąd?
Jaka tam perwersja?! Gdy kobieta jest: swieza, slodka i goraca – jak herbata – podnieca ZAWSZE!
Wszystko juz bylo. Tylko czasami, slyszymy to kazdy inaczej.
passpartout, harry zapewne zakładał, że wszyscy rozpoznamy sygnał „fajny film wczoraj widziałem”…
Wczoraj cytując Kaczmarskiego podał jego nazwisko. Na pewno nie chce udawać plagiatora (ale z tymi podsrywkami tutaj to było niepotrzebne).
PAK-u – cudne!
PAK mnie natchnął do zajrzenia do zbioru przedwojennych krytyk Koniec epoki. Muzyka w Warszawie 1927-1939 opracowanego przez Romana Jasińskiego.
Oto na przykład, jak w 1932 r. pisał Kornel Makuszyński w „liście” z Zakopanego do Ludwika Solskiego, zamieszczonym na łamach „Światu”:
„Czasem znowu słońce jeszcze bardziej się rozświetla, las zaczyna grać, jak niezmierna orkiestra, wiatr podniośle śpiewać zaczyna, bo to sobie wędruje z czarującym uśmiechem na gębie sam Karol Szymanowski. Przysiadł sobie w Zakopanem, w przemiłej chałupie z demonem swojej muzyki mieszka (…)” 😀
„Trędowatą” czytalam już jako dorosla dziewczyna i bardzo tego żaluję, bo ominęly mnie nie lada wzruszenia.
Jeśli zaś chodzi o Harrego_potem, to popisywal się już i na innych blogach, a bardzo dokladnie scharakteryzowala jego popisy Passpartout.
Ponadto on zachowuje się tak, jakby myślal, że blogowicze nie znają w ogóle literatury. 😀
Trędowatą czytałam w wieku odpowiednim tzn lat 14-tu/ W szkole, pod ławką, co się smutno skończyło i co już opisałam na innym blogu nie tak dawno temu.
Teraz zaś przypomnę, jak to objawił się talent literacki Magdaleny Samozwaniec („Maria i Magdalena). Otóż Madzia (!) Kossakówna czytała „Trędowatą” też tak w wieku zbliżonym, zapłonęła dla książki podziwem wielkim i wzięła się za dopisywanie dalszego ciągu. Fragmenty utworu odczytywane na głoś Rodzinie, wzbudziły uciechę wielką i tylko młodociana autorka nie mogła zrozumieć, dlaczego wszyscy dorośli pieją ze śmiechu. Tato , a nawet Dziadek, wielki Wojciech, pochwalił panienkę za wcale udany pastisz. Magdalena pisze, że po „Trędowatej” nikt niczego co napisała już nie traktował poważnie. I tak narodziła się satyryczka. Zupełnie niechcący.
Np.
„- Milcz! – wydarła ze spienionych warg hrabina – jeżeli nie chcesz, bym wyszła wobec ciebie ze złoconym ram mego dobrego wychowania.”
(-) M.Samozwaniec
Pomysł aby skomentować Beethovena Mniszkówną uważam za doskonały. Aby sie odwdzięczyć za świetną zabawę chciałem zamieścić fragment innego jej dzieła – „Gehenny”, gdzie Mniszkowna komentuje innego rodzaju sztukę – malarstwo. Poprzestanę jednak na skrócie. Otóż bohaterka, dziewicza Hańdzia, po strasznych przejściach udaje sie w podróż do Włoch. Tam, zataczając się z zachwytu, zwiedza kościoły i muzea, które Mniszkówna drobiazgowo wylicza. „Szczególne wrażenie zrobił na niej obraz Porwanie Europy, twarz kobiety na grzbiecie byka była dla Hańdzi niezrównaną”. W powieści tej postaci otaczające dziewiczą Hańdzię dosłownie skręcają się ze zmysłów. Jej ojczym ciągle pragnie ją zgwałcić, przy czym na czoło wychodzą mu sznury żył; również jej przyjaciółka Lorę wraz z nadejściem wiosny „gdy wszystko kwitnie i gzi się” opanowuje chuć. „Ja cię kiedyś podglądałam w kąpieli i wiem żeś cudnie złożona” -wyznaje, po czym: „przypadła do niej i piekła jej usta gorącemi pocałunkami”. I teraz wyobraźcie sobie taką rzecz: kilkanaście lat temu w księgarni zobaczyłem nowe wydanie (chyba pierwsze po wojnie) wydanie owego dzieła. Ponieważ moje jest jeszcze przedwojenne, bardzo zniszczone i brakuje wielu kartek – wziąłem to nowe wydanie do ręki. Otworzyłem książkę – ale to nie była „Gehenna” Mniszkówny. Jakiś litościwy redaktor, prawdopodobnie usiłujący ratować jej reputację, dokonał wielu poprawek I tak zdanie ” i wiem, że jesteś cudnie złożona” zostało zamienione na „i wiem, że jesteś pięknie zbudowana”‚. I tak dalej. Dodam tylko, że przeczytanie „Gehenny” w całości jest prawdziwą gehenną. Jednak poszczególne fragmenty, opisy, charakterystyki , prawdziwe arcydzieła grafomanii, czytane wybiórczo a zwłaszcza na głos zapewniają wyborną zabawę. Ale musi być to wydanie przedwojenne.
Pozdrowienia i podziekowania za wyśmienita zabawę- Piotr Modzelewski
„Ta rura rura rura rura!” Spiewam sobie solo i acapella, slynny hymn hydraulikow.
– I sobie mysle o grzechu.
Stosunek do innych, zalezy od naszego sumienia. Oczywiscie kazdy z nas ma jakas wewnetrzna skale na ktorej ustawione sa grzechy najciezsze, ciezkie, srednie, lzejsze i lekkie.
Bez wyjatku kazdy przyzna, ze kradziez kostki masla w SAM-ie jest lzejszym grzechem niz zabicie matki z premedytacja. W moim przekonaniu, kazdy ma wypracowana skale grzechow ktora jest wynikiem jego sumienia. Co to jest sumienie? Sumienie – wedlug mnie – to zespol wartosci wynikajacych z tego, co nam srodowisko i otaczajaca kultura podsunela i wpoila. Co nam mamusia i tatus mowili i co sie wokol widzialo. Sumienie sie zmienia – owszem, ale pietno kulturowe ma zasadnicze i dlugotrwale znaczenie.
Trudno zdac sobie sprawe, ze czlowiek sie myli, co gorsza, ze ukochani rodzice tez sie myla.
– Wierze bo moi rodzice chca (pytanie, dla czego oni tego chca ?) w ten sposob robie im przyjemnosc.
– Wierze bo ksiadz mi powiedzial, a ja (bedac dzieckiem) uwierzylem.
– Wierze bo on (znajomy, brat, .. itd) wierzy.
– …Eee.. nie mam sily juz wymyslac nowych sytuacji, ale pewny jestem, ze ani jedna nie jest rozsadna.
Chce jedynie powiedziec, ze nie mozna argumentowac swoimi „snami” w rozmowie z innymi i wcale nie sadze, zeby ludzie wierzacy byli gorszi lub lepszi. Pewny jednak jestem, ze niewiara wymaga wiekszego wysilku intelektualnego, bo trzeba samemu znalezc sobie odpowiedzi na wiele trudnych pytan.
Innym problemem jest, czy te odpowiedzi beda rozsadne, i czy beda sie ukladac w jednolity model rzeczywistosci.
Do zobaczenia (w piekle, lub czyscu, boze, jakie to glupie) !
P.S. Z gory uprzedzam, ze obrzucanie mnie blotem/g… nie zmusi mnie do publicznego mycia. Sie myle? – wiem! Problem z tymi co sie nigdy nie myla…
Harry_potem: proszę, więcej luzu. Życie będzie łatwiejsze.
Piotr Modzelewski: to ta Mniszkówna była ale kulturalna! (jakby powiedzieli w Poznaniu 😀 – to tak a propos tych włoskich opisów) Ale czy naprawdę tam była „twarz kobiety na grzbiecie byka”?! 😆
A teraz jeszcze przeczytajcie:
http://nierealnypak.blogspot.com/2008/03/koncert.html
😀
Mocna rzecz. Jakim cudem ja tego nie czytałam? Samozwaniec owszem, ale „Trędowatej” nie. Pamiętam, że babcia bardzo żałowała, że nie mogę przeczytać tak pięknej książki (wtedy była nie do zdobycia). Za to Żeromski był dostępny i tu już nie było zmiłuj, bo babcia wielbiła go na równi z Mniszkówną.
Terapeutyczna wartość takich rzeczy jest nieoceniona. U mnie sprawdza się ponad stuletni Modlitewnik dla panien, kupię mu Mniszkównę dla towarzystwa. Co prawda, skumulowane działanie obu specyfików może dać opłakane efekty…
A film był koszmarny!!! KOSZMARNY!!! Pani Doroto, widziała pani w Łańcucie taki wytworny klozecik z kwiatkiem w miejscu, jakby to określić, spadania? Szkoda, że nie zagrał w filmie.
O tak, wiem, o który klozecik chodzi, zaiste cudny. Na drugim piętrze 😀
Do Łańcuta jeździłam przez wiele lat na festiwale. W ostatnich latach zmieniła się dyrekcja Filharmonii Rzeszowskiej i jest trudny moment. Nie byłam tam parę lat. Ale mam wiele przepięknych przeżyć związanych z tym miejscem. A zwłaszcza z biblioteką. Także nutową, gdzie kiedyś nawet dokonałam muzykologicznego odkrycia 😉 Może kiedyś napiszę.
No dobrze. Oto jak wyglądała „twarz kobiety na grzbiecie byka” w wikszym fragmencie:
„Zwiedzali Wenecję. Poważna cisza starozytnego grodu wywierała na Hańdzię wpływ kojący. Wiekowe mury pokryte wszechpotężną pleśnią, gmachy, architektoniczne cuda, cichy, słodki Adryjatyk, domy i pałace, uliczki, kanały i gondole, wszystko upajało jej nature wrażliwą na piękno przyrody i kojarzyło się ze sobą w harmonię. (…)
Pałac dożów był przez Hańdzię uwielbiany. Na jego architekturę zewnętrzną patrzyła z nabożeństwem. Podziwiała maestrię tej budowy potężnej a przedziwnie lekkiej, na swych ażurowych, jak szlak z koronki, kolumnach. Wieki przestał ten cudny gmach i jest zawsze nimfą Wenecji. Gotycki styl pałacu sprawia nieopisane wrażenie. Na dole 36 i 75 kolumn w górze, niby jakiś haft bajeczny, a każda kolumna to arcydzieło.Cudne marmury, rzeźby, figury różne, prezentowały sie uroczo.
Wewnątrz pałacu dożów chodziła Hańdzia z uroczystą powagą aby nie zbrukać tych miejsc niemal świętych. I znowu obrazy. Veronese:”Porwanie Europy” – twarz kobiety na grzbiecie byka była dla Hańdzi niezrównaną. Tintoretto: „Bachus i Arjadna” – ten obraz lubił Horski rozpatrywać szczególowo. W saloWielkiej Rady mówiła Hańdzia szeptem, bojąc się aby czające się tu echa przeszłości nie zostały spłoszone. Przygladała sie 76 portretom dożów, które zdobią górny fryz salli. A 21 wielkich obrazów Veronesa, Bassana, Tintoretta i innych porozwieszane były po ścianach. A poza tronem doży olbrzymi obraz Jakóba Tintoretto „Raj” (Le Paradis) zajmował całą ścianę”.
Ostatnie zdanie zdradza, że prawdopodobn8ie do natchnienia posłużył autorce francuski przewodnik, ale wyszło przepięknie. Piotr Modfzelewski
Okay p. Doroto!
Wie Pani, sentymentem palam do Pani imienia. Pierwsza, mlodziencza, cielenca miloscia moja byla dziewczyna Pani imienia. Pamietam, bylismy w kinie na filmie pt. „Pozegnanie z Bronia”. Obydwoje chlipalismy wracajac do domu. Film tak zadzialal, ze pierwszy raz ja pocalowalem – by utulic lkajaca. Pomoglo! – i jej i mnie…
Zamek Książ… hm… przez wiele lat był w administracji wojskowej i mieścił się tam dom wypoczynkowy. Poza sezonem odbywały sie różne szkolenia itp. Opowiadała mi znajoma bibliotekarka, że z zamkowym klozecikiem ubaw mieli na szkoleniu przeogromny. Otóz pomieszczenie było dość duże – jakieś 8 m kw., a sedes umieszczony na swoistej „estradce” – podwyższeniu kwadratowym. W drzwiach była piękna acz niezupełnie działająca klamka, a od wewnątrz ani haczyka, ani skobelka – nic. Klozecik należał do 6 pokojów okolicznych. Towarzystwo mieszane… Siedząc na tronie w żaden sposób nie można było trzymać za klamkę – za daleko. Co robić? Chodziły 2 osoby – jedna w celu wiadomym, druga jako straż osobista.
Normalnie zaraz lecę do biblioteki…
PS
M. Samozwaniec słuchałem trochę w radio – jakiejś powieści – i przy pierwszym kontakcie szczęka mi opadła, szok 😆
PAK – natchniony zaiste 🙂
Czy ktoś z Was czytał „Czarną perełkę” Kraszewskiego? Według mojej babci była to najpiękniejsza powieść dla kobiet.
Niestety, ale ja z powieściami dla kobiet jakoś się minąłem… 😉
No faktycznie, twarz kobiety na grzbiecie byka jak byk 😆
To rozumiem, że ten byk miał tak malowniczą łatę? 🙄
W Książu byłam tylko raz. Przepięknie położony…
O „Czarnej perełce” też tylko legendy słyszałam.
Czytalam „Macochę”, nie za bardzo pamiętam treść, ale to byla też bardzo wzruszająca powieść i pamięć tego /wzruszenia/ zostala mi do dziś. Oprócz tego też „Starostę warszawskiego”. W tym wieku /chyba 12 lat/, te książki robily na mnie duże wrażenie. 🙂
Książ robi duże wrażenie. Parę lat temu byliśmy tam w kolejnej podróży poślubnej, żeby sprawdzić czy stoi jak stał. W ogrodach snuł się potworny rzępoła z ledwo żywym akordeonem i nie było na niego siły. Głuchy musiał być całkiem, bo nie skutkowały prośby (wsparte datkiem), nie chciał się odczepić i już. Może trzeba było zaśpiewać „Precz z moich oczu”?
Jaruta, jak widać kibelki dostarczają bardzo różnorodnych przeżyć. Te na wciąż otwarte pętałam paskiem od torby.
Hańdzia w Wenecji – bardzo inspirujące, jaka szkoda, że nie mogę wyjechać, działoby się oj działo.
Ale na Śląsku też ale jest miłym wzbogaceniem melodii wypowiedzi 🙂
foma, bo tu i tu to pewnie z niemieckiego aber…
Zawsze byłam dokładnie impregnowana na historie łzawe – albo mnie śmiertelnie nudziły, albo rozśmieszały w sposób niezamierzony zgoła.
Pamiętam jednak, że wielkie wrażenie w wieku 13 lat zrobiła na mnie któraś z powieści I.Zarzyckiej, tytułu nie pamiętam, ale potężne namiętności latały tam po kartach niczym huragany.
Zarzyckiej to słynna była Dzikuska. Ja przy tych wszystkich dziełach zawsze rzewnie płakałam – ze śmiechu…
„Dzikuskę”, to i ja czytalam. A moja kotka ma na imię Dzikuska nie na cześć bohaterki, ale dlatego, że gdy widzi obcego, to ucieka gdzie pieprz rośnie. A szkoda, bo jest bardzo ladna i nieraz chcialby się czlowiek nią pochwalić, niestety nie da rady. 😀
Kot też jest bardzo przystojny, ale niestety kotka bije go na glowę, jeśli chodzi o urodę. I tak, jak pisalam, nie pozwala się zaprezentować obcym /jej zdaniem/. 🙂
Przystojny kot 😀
Bardzo piękny, ale do moich kotów zupelnie nie podobny. 😀
hortensjo – a może jakieś zdjątka? 😀
Dawniej wszystko było lepsze, nawet sztuka tatuażu. Wytatuować twarz kobiety na grzbiecie rozjuszonego buhaja w końcu wiele trudniej, niż „kocham Ewę” na przedramieniu najbardziej nawet pijanego marynarza. 🙂
Ale w tej „Gehennie” znowu o haftowaniu. 36 i 75 kolumn niby jakiś haft bajeczny. Czyżby Mniszkówna miała jakieś skrzywienie womitalne? Obok sadomaso i podofilii, oczywiście.
Wabi sie Gaspar
http://images12.fotosik.pl/67/e25fd09e1586a0a8med.jpg
Kotow nie znosi!
Pani Dorotko,
chętnie, ale najpierw muszę zainstalować coś, co się zwie kabel USB, co przy moich umiejętnościach trochę potrwa, a potem muszę się nauczyć wrzucać zdjęcia do komentarza. Natomiast mogę od razu powiedzieć, że moje koty mają brązowo-czarne twarze, uszy, lapki i ogon.
Jeszcze tylko dodam, że na tego typu koty chorowalam od dzieciństwa, od momentu, gdy zobaczylam takiego kiciusia u mojej cioci. Z tym, że w dzieciństwie koty byly zawsze u nas, lubila je moja Babcia i przenioslo się to na mnie. 🙂
Facet spotyka kolezanke na ulicy.
– Czesc, gdzie idziesz?
– Niose piwo dla meza.
– A po co ci te drzwi?
– Kazal przyniesc cos do otwierania…
Thompson wyjezdza na wczasy i oddaje pod opieke swojemu koledze kota. Wczasowicz dzwoni po tygodniu z Florydy i pyta kolege jak tam jego kot.
– No wiesz stary … Niestety, przykro mi, ale twoj kot zdechl.
– Ehh, musiales mi to mowic w taki sposob? Przez ciebie bede mial zepsuta reszte urlopu. Mogles powiedziec, ze kot siedzi na dachu i nie chce zejsc. Pozniej, zadzwonilbym za dwa dni i ty bys powiedzial, ze spadl z dachu i walczy o zycie u weterynarza. A kiedy zadzwonilbym za kolejne dwa dni to bys powiedzial, ze mimo najwiekszych wysilkow weterynarza moj kociak zdechl. No, ale stalo sie. Powiedz lepiej co u mamy?
– No wiec widzisz… – Mama, siedziala na dachu i nie chciala zejsc…
Koty nie powinny być białe, Kotki mogą – koty nie. Kocie panie, jak na mój gust, mogą być leniwe, rozpieszczone, z żelaznym charakterkiem, zaś panowie cyniczne, mogą mieć zbójeckie gęby i naderwane ucho.
Hortensjo, a czy Twoje koty też jadają bażanty i łososie, jak Pickwick z bratem? (Moje pytanie właściwie odnosi się do tego, czy też zapraszają do swych misek psów jak P. i M., ale nie chciałem tak wprost o wyżerce) 🙂
Bobiczku,
takich delicji, one na szczęście nie znają, ale i bez tego są nieprawdopodobnie grymaśne. A na piesa to one muszą poczekać aż moje szczęście dojdzie do wniosku, że rośliny w ogrodzie są tak duże, że im piesek nie zaszkodzi podlewaniem ich. 😆
Jaruta, eeeeetam!
Kot wg wzorca, to nie kot.
Jaruto, nasza kocica ma charakterek żelazno-stalowy, ale nigdy nie wyciąga pazurów, nie musi, osobowość załatwia co trzeba. Za to gdy się już przytuli, to jest sama miękkość i jedwab. Kocur to typowy basza, najeść się, uwalić na kanapie albo na człowieku i spać, głaskania tyle ile sobie zażyczy (za mało, to się dopomina, za dużo to drapie). Masz rację, biały kocur jest jakiś taki… niemęski.
Bobik, nie budź uśpionych żądz – ja uwielbiam łososia, to dla mnie ryba ryb, walczylabym z tobą przy misce o każdy kawałek.
Bażanty chodzą mi czasem po polu koło domu, w życiu nie jadłam, są przepiękne.
Cynicznie:
Do klasy przychodzi nowy uczen – Jasiu. Pani chcac go przedstawic uczniom – pyta o jego zainteresowania, zwierzatka.
– Jasiu, masz moze pieska?
– Kiedys mielismy pieska, ale go zabilismy. Ja miesa nie jem, tata miesa nie je a z powodu psa miesa nie bedziemy kupowac.
– To moze masz kotka?
– Kiedys mielismy kotka, ale go zabilismy. Ja mleka nie pije, tata mleka nie pije a z powodu kota nie bedziemy mleka kupowac.
– Tego juz za wiele. Co sie tam u was w domu dzieje?! – Jutro, prosze przyjsc do szkoly z mama!
– Kiedys mialem mamusie, ale ja zabilismy. Ja jeszcze nie dupcze, tata juz nie moze a dla sasiada matki trzymac nie bedziemy…
Eee tam – losos. Sturgeon (jesiotr) sie liczy!
http://images22.fotosik.pl/139/e8261a803922f9c7.jpg
Licho wyszlem, bo bylzem zmeczony, Ale; „Jaka byla, taka wyszla” – jak mowi moja sasiadka Rina…
Haneczko, ja jeszcze przed kolacją, więc też odczuwam pewne żądze. I ryby też chętnie jadam, choć niektórzy uważają, że to jakieś niepsie. Ale chętnie się z Tobą podzielę:
http://www.marions-kochbuch.de/index-bilder/lachs.jpg
🙂
Bobik, jesteś bez serca!!!
Witojcie! A skoro w tym wpisie Ponie Dorotecka gwarzy o klawisak w literaturze, to mi sie przybocyło, jak Molly Bloom w swoim hyrnym monologu pod koniec hyrnej powieści hyrnego autora pomyślała se w pewnej kwili, ze musi przetrzeć mlekiem klawise pianina. Widocnie w Dublinie sto roków temu pianinowe klawise mlekiem sie przecierało. Ale zastanawio mnie, cy po takim przetarciu klawise te nie były kapecke cujne? 🙂
Harry- potem. Jestem chora z zawiści czystej i nienasyconej. Nie, nie tego żeś wyłowił, tylko tego, żeś ją miał na talerzy. Hej, pani Ćwierciakiewiczowa i jej jesiotrzyna pieczona w maśle… Jak jeszcze złowisz, to ja przerobię, chcesz?
Haneczko, dlaczego?! Dlatego, że oddałem Ci swoją kolację? No, przynajmniej jakąś jej nieprecyzyjnie określoną część 🙂
Bobiku,
wiesz, co się u mnie pokazuje, jak nakliknę na Twojego łososia? Bilderklau 😯
Owcarku,
pianino Molly Bloom miało pewnie białe klawisze z prawdziwej kości słoniowej, a tę rownież dzisiaj zalecają czyścić mlekiem 🙂
O, kurczę. Myślałem, że posłanie komuś samego linku do nakliknięcia kradzieżą nie jest. Ale pies się uczy do końca życia! Nieraz boleśnie 🙁
Jaruta, a i chetnie! A moze, razem bysmy wyjeli taaaka rybe (wazyla 42 „pauny”) z Groundhok River (North Ontario)? Zapewne, czulbym sie mniej zmeczony – przy Twej pomocy, a pozniej, po sprawieniu nieszczesnej, zrobilabys co chciala. Reszte do wedzarni!
Ps. Spadam na kilka h. Jestem juz u celu, w docku. Wywala ladunek i walne sie podusic komara. Male 8 h. i bede jak nowy!
– sypiam – o tu:
http://images30.fotosik.pl/83/cf1223ee4d4921af.jpg
Milych responsow zycze. Bye!
Pani Doroto, wspominając wyjazdy po 68. wymieniła Pani Aleksandra Ciechańskiego. Czy go Pani znała? Proszę o kontakt.
„Alice’s Restaurant” :
http://alicja.homelinux.com/news/Obiad/
Ależ to maleństwo! A ta zima taka sroga 🙁
Czy ktoś zna „Między ustami a brzegiem pucharu”?
*Berlin przełomu wieków XIX i XX. Powracający z nocnej hulanki hrabia Wentzel Croy-Dulmen przypadkiem ratuje z opresji piękną cudzoziemkę i wyzywa jej napastnika na pojedynek; tajemnicza dama znika, rzuciwszy na pożegnanie kilka ironicznych słów, a on – idzie się wyspać do swego pałacu przy alei Pod Lipami. Ani wybawca, ani ocalona nie wiedzą, że oto zostali dotknięci wielką tęsknotą i trudną miłością, która oboje zmusi do wyrzeczeń…*
Pewnie, że czytałam. Jak to u Rodziewiczówny – wielka miłość i wielki obowiązek, a patriotyzm raczej taki nacjonal-giertychowski. Dobrze, że puryści się jeszcze nie dorwali, to i jawnego antysemityzmu nie wyciągną (Devajtis, Czachary) i „wiary ojców> jak z RM i wstecznictwa społecznego.
To maleństwo to red squirrel, w zimie nie sypia i jest najbardziej agresywna ze wszystkich, jakie tu są. Goni wszystko, wielkie szare i czarne wiewióry też, choć sama od chipmunka najwyżej ze dwa razy większa. Podkarmimy, a jak podrośnie – zedrzemy futerko. Z 10 takich i będzie na czapkę 🙂
Co do książek, to chyba wszystkie wyżej wymienione czytałam w odpowiednim wieku, do tego jeszcze dodam „Znachor” i „Profesor Wilczur” 🙄
Znachora to nawet mam tutaj 😯
Ja pamietam, że czytałam „Lato lesnych ludzi” i „Devajtis”. Znachora i Wilczura znam ze starych filmów.
„Lato leśnych ludzi” i „Devajtis” też. Te książki plus trochę lektur obowiązkowych oraz chyba wszystko, co napisał Kraszewski, było w zestawie biblioteki wiejskiej w T. Całe dwa regały 😯
Niespecjalnie wyswiechtane. Pani nie wolno było wypożyczać dziewczynkom ze szkoły podstawowej tych romansów, żeby sobie do głowy nie wzięły, ale „pani” przymykała oko. A kto tam chodził książki wypożyczać, jak nie my?! Teraz można powiedzieć, że się człowiek w młodości naczytał 😉
Kraszewskiego uwielbiala moja Mama. Oraz Or-Ota (Wladyslaw Orkan?).
Casami literatura sie starzeje.
Ja bardzo lubilam Balzaca.
Ja sie zaczytywalam jakas ksiazka Izabelli Czajki Stachowicz, ale nie pamietam tytulu…
Or-Ot to byl chyba Artur Oppman.
O matko, klawisze z kości słoniowej? Nic dziwnego, żem tych słoni tak mało! 🙁
passpartout, jak się wklei adres bobiczkowy w osobne okno i otworzy na łososia, to później, nie wiedzieć czemu, adres we wpisie Bobika otwiera się dobrze. 😯
Piknie dziękuje Pasparteckowi za odpowiedź. Jo wprowdzie nie wiem, z jakiej kości pianinowe klawise miała Molly Bloom, ale moge załozyć, ze ze słoniowej 🙂
Ale ja i tak się zastanawiam, dlaczego ten Bilderklau się pokazuje. Przecież to jest obrazek ogólnodostępny i ja nie zamieszczałem go ani na swojej stronie, ani na żadnej innej, tylko przesłałem link. Równie dobrze mógł sobie każdy wyguglać.
A niepokoję się tym trochę, bo niedawno mi znajomy opowiadał o różnych pułapkach zastawianych w sieci, które kończą się długotrwałymi przeprawami z jakimiś cwanymi, zarabiającymi na naiwnych adwokatami. Mam nadzieję, że to nie ten przypadek 🙂
A w googlu piszę, że klawisze z kości słoniowej są nielegalne.
To co robią, wyrywają?
Klawisze, moi kochani, w porządnych starych fortepianach z reguły są z kości słoniowej. Tradition 😀
A propos, jeszcze kawałek z „Trędowatej”, że wrócimy do ad remu. Stefcia zaręczyła się już z Ordynatem Michorowskim i przemieszkuje w posiadłości narzeczonego. „Siadywali często w bibliotece lub w czytelni, gdzie Stefcia grała Beethovena [chyba to był ukochany kompozytor pani Heleny], a Waldemar, zagłębiony w fotelu, napawał się jej kameowym profilem.
W sali muzycznej on grywał jej na organach. Stefcia wówczas w wyobraźni swej widywała babkę jego, Gabrielę, przy tym gotyckim instrumencie, zapłakaną, z wieczną chmurą w duszy, i własną babkę, Rembowską, spełniającą wiernie obowiązki matki, żony i obywatelki kraju, ale z wielką raną w sercu.
Czasem Stefcia grywała w swym lustrzanym buduarku na pianinie z lapis-lazuli ze srebrnymi okuciami i klawiszami z konchy perłowej. Cacko to otrzymała niegyś jako podarek ślubny matka ordynata od pana Macieja”.
😀
Mobiku, ta Marion jest zazdrosna o swoje specjały i tyle.
Nawet popatrzeć nie da.
Znikam do jutra.
Trzymajcie się (dywanika). 🙂
Fatanek: Pana Aleksandra Ciechańskiego osobiście nie znałam, pamiętam tylko z dzieciństwa jego postać w wiolonczelach FN. Pozdrawiam serdecznie.
Bobiku, nie Mobiku. Dobrze, że nie Sese Seko. 😆
Tu klawisze z konchy, a z drugiej strony ten ordynus Michorowski z ostrogami w salonie 🙁
Czegóż się nie robi z miłości 😀
A teraz coś z zupełnie innej beczki. My tu gadu-gadu o kości słoniowej, kameowym profilu i organach a tu… Lenin wiecznie żywy:
http://www.tvn24.pl/-1,1541965,wiadomosc.html 😯
A Lenin podobno lubił Appassionatę… 😆
mt7,ulżyło mi, że to tylko pomyłka. Już myślałem, że wzięłaś mnie za Moby Dicka 🙂
passpartout, może to też pomyłka i miały być nie ostrogi, a bardziej pasujące do salonu ostrygi?
Linku do ostryg na wszelki wypadek nie posyłam. 🙂
Pani Kierowniczko, od czego babcia Rembowska miała ranę w sercu?
Do wszystkich dobrze poinformowanych: nikt mi wczoraj nie odpowiedział na wielkiej wagi pytanie, jak się właściwie wymawia „zeen”. Czy mam z tego wnosić, że nikt tak naprawdę nie wie? 🙁
Bobiczku, zeen jest tajemniczy i nie udziela informacji (ale często rymowaliśmy zeena – wena i nie protestował). Wiemy o nim tylko, że mieszka w Mieście Łodzi… no i czasem nadmienia o jakiejś łysinie, a także wyznał raz, że ma dwa metry w pasie:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=100#comment-10336
Ale i tak go szczególnie lubimy… 😀
A babcia Rembowska miała ranę z powodu nieszczęśliwej młodzieńczej miłości do dziadka Michorowskiego 😉
Jego nick to „zeen”
wie on co to spleen
jest to spec od kpin
łódzki styl – join in:
http://www.tvn24.pl/2111077,28385,0,0,1,wideo.html 😉
Skoro dzień tak słodko upłynął w towarzystwie MNiszkówny, lektur, zamków, rozkosznych kotów i psów – na deser zamieszczę mocną erotyczną scenę z „Gehenny” Mniszkówny :
– Patrz Hańdziu, jak kuropatwy parami spacerują, wszystko sie kocha na zabój i aż drży do miłości. Wczoraj widziałam bociana na topoli – za stodołą. Czochrał bocianicę dziobem, tak ją całował, a potem klekotali, klekotali… Motyle sie tłuką po trawie, żaby skrzeczą bo także się kochają, ptaki, żuki, owady, wszystko romansuje, gzi się, szaleje. Gdzie spojrzysz tam weseli i miłość. Oj Hańdziu! I mnie coś tak rozpiera, jakby soki we mnie wezbrały. Tak mi gra we krwi, że rzuciłabym się na ciebie i…całowała do zapamiętania. Daj usta, Hańdziu. Przypadła do Tarłówny i nagle wpiła sie w jej wargi z pożądliwością niesłychaną, gwałtowną, drapieżną niemal. Żywym ogniem sparzył Hańdzię ten pocałunek, chciała się cofnąć, lecz Lora porwała jej głowę w obie silne dłonie i piekła usta dziewczyny corazto namiętniejszemi i straszliwszemi całunkami. – Puść mię…ty…puść! – odepchnęła towarzyszkę i odskoczyła od niej. – Tyś chyba sie wściekła? Lora, co tobie jest! Smoczyńska blada, dysząca, oczy miała pokryte przedziwną mgłą i rysy ściągnięte kurczowo bólem fizycznym. Splotła drżące z podniecenia palce rąk i przytknąwszy do ust, poczęła je kąsać białemi zębami. Głuchy skowyt wydobywał się z jej piersi. -Ja sie naprawdę wścieknę, ja już nie mogę! Pobiegła pędem w gąszcz leśną.
Innym razem w nocy Hańdzia ujrzała światło w pokoju. Przed wysokim lustrem bieliźniarki stała Lora. Była zupełnie naga, tylko jej biodra opasywał suty, gazowy, niebieski welon. Na szyi wisiały bladoróżowe korale i wielkie mleczne bursztyny, ramiona były obwinięte opaskami ze złotej wstążki lamowej. Włosy miała rozpuszczone falą przepyszną jak czyste złoto, na czole ujęte w takąż szychową przepaskę. Przegięta w tył ruchem bachanckim, ręce miała wzniesione i założone za również odrzuconą głowę. Usta uśmiechały sie lubieżnie, źrenice ślniły (sic!) ogniem. Taerłówna usiadła na łóżku myśląc, że śni. – Lora… – A tamta przegięła się jeszcze bardziej ku tyłowi i drgnąwszy lekko ruchem wyuzdanym, odwróciła do Anny owianą złotem głowę. – Zbudziłaś się? …patrz. Prawda żem piękna? Ja nawet nie wiedziałam, że jestem taka, bo to co najpiękniejsze to sie szmatami zakrywa. Nos, który się wyciera nieestetycznie i usta ładowne pieczenią mają być przyzwoitsze? Patrz, jaką ja mam skórę, karnacja marmuru. A moje piersi – widzisz – jakie jędrne i nabrane młodością i siłą, a różowe niby czary pełne wina rubinowego. Cóż tak na mnie patrzysz, masz zdziwione oczy.
– Piękną jesteś istotnie, ale…może to robi wstyd… Smoczyńska przypadła do Tarłówny w całej pełni światła i swej wyuzdanej postawy. – Ty tak mówisz bo jeszcze siebie nie znasz, zdejm bieliznę, sama zobaczysz. Ja cię kiedyś podglądałam w kąpieli i wiem, żeś cudnie złożona. Tylko tyś wiotsza ode mnie, mnie zakuć w marmur a ciebie rzeźbić z alabastru. Rozbierz sie Hańdziu.
– Za nic na świecie -zawołała dziewczyna, płonąc na samą propozycję.
-Dziecko jesteś, wszak nikt nie widzi. Lora błyskawicznie zdarła z niej giezło wołając: Ach, gdyby cię taką ujrzał Olelkowicz!
– Nie, za nic, za nic!
Smoczynska rzuciła jej bieliznę bez słowa i odeszła do swego łóżka wzruszając z pogardą ramionami. GEHENNA, tom I, rozdz.IX WIOSNA)
Dobranoc – Piotr Modzelewski
Nooo… o scenach lesbijskich u Mniszkówny to jeszcze nie słyszałam… Nic dziwnego, że tej Gehenny wydawać nie chcieli 😉
Ach, wiosna 😆
Coś mi się wydaje, że przy „Gehennie” ta cała „Trędowata” to kaszka z mleczkiem i szkółka niedzielna. Już się kilka razy na dywaniku zdemoralizowałem, ale tak jak teraz, to jeszcze nigdy. Chyba pójdę spać, bo jeszcze jeden taki cytat i mama zabroni mi tu przychodzić 🙁
A jak prawo nie przewiduje drakońskich kar za dowolne rymowanie zeena, to znaczy, że można sobie pohulać! 🙂
O zeenie wiadomo jeszcze, że ma żonę o imieniu Basia, córcię oraz kota rasy środkowoeuropejskiej. A także pianino w domu. No i że dużo jeździ po kraju. Więcej nie wiem nic 😀
Pani Kierowniczko, ja aż takich szczegółów o zeenie wiedzieć nie muszę. No, może z wyjątkiem kota. Ja tylko nie chciałbym, nie daj Boże, użyć kiedyś jakiegoś rymu jak zgrzyt żelaza po szkle.
A z raną babci to mnie Pani pocieszyła, że to od miłości. Bo się bałem, że znowu wszytsko będzie na lekarzy. 🙁
Ja tak wyliczyłam te szczegóły, bo innych nie znam 😆
A w ogóle to coś u nas zawsze na kotki lub pieski schodzi…
Blog schodzi na pieseczki, a pieseczki tymczasem ruchem lekko wyuzdanym hop! do bachancko haftowanego łoża państwa (czyli, jak się u nas w domu mówi, na państwowe) i w kimonko.
Cudnie złożonych, lubieżnych snów! (ale bez haftowania) 🙂
Jeszcze skończę nowy wpisik i też do łóżeczka. Znów będzie erotycznie. Jak wiosna, to wiosna… 😉
Ale Wyscie fajne ksiazki czytali! Dlaczego u nas tego w domu nie bylo? Te cytaty z Miniszckowny to moja pierwsza lektura tej klasycznej pisarki.
W domu moich Rodzicow to byly sama, za przeproszeniem, Literatura, no i 20 tomow radzieckiej Ekcyklopedii Medycznej, gdzie byly fajne zdjecia kily i rzezaczki. Mozna je bylo ogladac prezez takie specjalne zielono-czerwone okulary w trzech wymiarach, tyle, ze mi nie wychodzily te wymiary, bo mam astygmatyzm. Ale i tak bylo ciekawe.
Ale byl takze Decameron! I calutki Maupassant!
Bo to poważni ludzie byli 😀
Zerwalem sie na rowne nogi! Przysnilo mi sie ze…
– chodze po lesie (Puszcza nad Notecka) i zbieram urodziwe… –
tu, erotyk:
Slodka Ty. Mialas racje.
Piec cieply nie w pore…
Cudnie za oknem.
Najachetniej porwalbym Cie na spacer
– Albo na wino. Biale. Lekkie. Wonne.
Siadlbym przed Toba.
W ciszy.
Chwila prawdy.
Prawda dzieje sie w ciszy.
Wiedzialbym wszystko.
Ciasno przytulam…
Jesli czas znajdziesz siegnij mnie.
Drzwi otwarte zostawiam…
– Jak przyjdziesz?
Dotknij dlonia warg moich.
kciuk bede Twoj jezykiem piescic.
– bardzo delikatnie.
i bardzo, bardzo powoli.
Przesuwaj nim, pieszczac moje usta.
miejsce przy miejscu.
Zbliz usta.
oddaj mi swoj jezyk.
dotkne go czubkiem mojego..
zwilze delikatnie.
Ty piesc dalej wargi moje.
– piesc je powoli. ssj. przygryzaj.
dlonmi, glaszcz moja szyje.
bardzo wolno. i bardzo delikatnie.
potem wargami. jezykiem. gryz mnie
delikatnie. czasem mocniej…zejdz nizej…
potem mnie rozbierz.
chce czytac z Twoich oczu ze mnie pragniesz.
ze chcesz – chociaz jestem nagi – rozebrac mnie jeszcze bardziej.
Chciej mnie posiasc – jak nigdy jeszcze, zadnego mezczyzny nie posiadlas.
Patrz na mnie.
oddechem rozgrzej moje cialo.
dlonmi piesc bardzo powoli. zmyslowo…
ocieraj sie o mnie. mokra.
urosne bardziej.
Ty rozkwitniesz.
pulsowac bedziesz.
czujesz moj dotyk.
moje biodra kolysza sie powoli.
tancza prawie bez ruchu.
wspinam sie po drabinie szczescia, czulosci.
pieszcze Twe cialo. powoli. dokladnie. miejsce przy miejscu..
odwracam.
lize Twe ramiona. gryze. pieszcze leniwie. powoli.
jeczysz z rozkoszy.
jestes jak ja – twarda.
jak ja podniecona.
moja.
pieszcze Cie coraz mocniej. szybciej… – zwalniam.
pulsuje w Tobie.
umierasz na moich wargach.
kocham Cie – szybko. mocno. intensywnie.
czujsz mnie w calym ciele.
– nabrzmiewasz.
– pulsujesz.
zaraz… peknie Ci serce.
Toba jestem. a Ty, jestes mna.
placzesz z rozkoszy.
– wybuchasz….
*
Ps. No i… Skad to zerzniete (pyt. do dwu pan – ktore.. Jedna ma kota – druga, nie bardzo wiem co – ktore… Mniejsza o to) ?
Hop, hop Dorotko! Pamietaj! – jak poscielisz… to mozesz mnie zawolac! Nogi i zabki mam umyte! – Hop, hop!
Z płonącemi uszu konchami, giezłem rozchełstanem na rozedrganej piersi i drżącemi z przejęcia palców mych różanych opuszkami komputer mój chucią rozpalony wyłączyć usiłując, dziękuję Pani Dorotce i Piotrowi za udostępnienie choćby fragmentów naszej tak pięknej i tak niesłusznie zapomnianej literatury 🙂 Dobrej nocy i miłych snów!
Harry_potem: nie wiem, skąd zerżnięte, ale dajmy sobie już spokój z takimi tekstami. Dobrze? Tę zabawę już skończyliśmy. A to jest blog muzyczny… Dobranoc.
.. a klawisze, starych, dobrych fortepianow, wykladane byly FISZBINEM. Paniatna?! A nie zadna koscia sloniowa – jak jakis tu…. – Tfu!
Dzisiaj – i owszem, plastic & plastic & plastic… Tfu! – raz jeszcze.
Mila gospodynio – ze mna, jak z dzieckiem, za rekr i… – do lozka.
Na dobry sen…:
http://www.youtube.com/watch?v=CEtwju7oG1k
Piano keys are generally made of spruce or basswood, for lightness. Spruce is normally used in high-quality pianos. Traditionally, the black keys were made from ebony and the white keys were covered with strips of ivory,
http://youtube.com/watch?v=sssqBjaTzOU