Czy Don Juan miał sumienie?
Byłam właśnie na istnej ciekawostce przyrodniczej, a raczej muzycznej. W Warszawskiej Operze Kameralnej odbyła się premiera dzieła niejakiego Gioacchino Albertiniego pt. Don Juan albo ukarany libertyn. Coś Wam to przypomina? No właśnie. Rzecz w tym, że pan Albertini (1748-1812) mieszkał w Polsce, miał żonę Polkę i tu właśnie prawdopodobnie skomponował wymienioną operę – zresztą pod skądinąd znanym tytułem Don Giovanni. Na polski przetłumaczył libretto i dał powyższy tytuł nie kto inny, tylko Wojciech Bogusławski. Jej premiera warszawska odbyła się w Teatrze Narodowym w 1783 r., na cztery lata przed praską prapremierą arcydzieła Mozarta… Po Warszawie operę ujrzały jeszcze sceny Wilna, Kalisza i Poznania, wszędzie była przyjmowana z entuzjazmem. I dlatego właśnie, kiedy w końcu w 1789 r. tego Don Giovanniego, który przeszedł do historii, wystawiono w Warszawie, afisze anonsowały: „z nową muzyką pana Mozarta”.
Dzieło Albertiniego jednak bynajmniej nie zostało przez Mozarta wyparte w Warszawie na stałe – wystawiono je znów w 1790, a potem jeszcze w 1803 r. Za każdym razem kompozytor trochę je przerabiał. Przed tymi przeróbkami musiał tego Mozarta słyszeć i się nim przejąć, bo w tym, co słyszałam (a była to prawdopodobnie jedna z późniejszych wersji, odnaleziona we Włoszech), pojawiło się parę niemal cytatów…
W Warszawie śpiewano rzecz po polsku. Współcześnie opracowała tekst Joanna Kulmowa (zachowała się treść libretta autorstwa Bogusławskiego, ale nie w wersji do śpiewania, więc trzeba było ją zaadaptawać). Oryginalne libretto napisał prawdopodobnie Giovanni Bertati, skądinąd ceniony wówczas librecista. Janusz Ekiert napisał w programie, że z niego „całe ustępy przepisywał – czyli po prostu kradł – Lorenzo da Ponte, pisząc swoje słowa dla Mozarta”. No tak, ale co to za kradzież, kiedy na tych samych motywach z czegoś takiego sobie powstaje rzecz genialna?
Bo akcja opery Albertiniego jest dość zagmatwana. Wszystko jest inaczej: zaczyna się od tego, że Don Juana i jego sługę Ombrina (odpowiednik Leporella czy Molierowskiego Sganarela) ratują Lisetta i Tiburzio, odpowiadający chyba Zerlinie i Masettowi. Don Juan natychmiast zaczyna uwodzić Lisettę, ale ona, kiedy już ma się poddać, nagle przegląda na oczy i odrzuca go. Potem jest scena z Donną Anną i jej ojcem Komandorem (tylko te imiona postaci pobocznych się zgadzają); ona ma być wydana za kogoś tam za mąż, ale kocha Juana. Nie ma narzeczonego (u Mozarta – Ottavia). Jeszcze jest Donna Isabella, odpowiednik Mozartowskiej Elviry, porzucona żona.
Don Juan przychodzi, by porwać Annę, ale ona, choć mu sprzyja, porwać się nie chce. Dalej już idzie jak trzeba – przychodzi Komandor i zostaje zabity. Potem Anna chce zemsty – ale nie chce jednocześnie. Juan ma być wygnany z kraju za zdradę wobec Isabelli, ukrywa się więc na cmentarzu. Najpierw spotyka tam Annę, której chęć do zemsty na jego widok całkiem już przechodzi, tym bardziej, że on się kaja przed nią uniżenie. Kiedy ona odchodzi, w niego wstępuje jakaś szajba i zaprasza posąg Komandora na ucztę. Komandor przychodzi, ale go nie porywa, lecz zaprasza do siebie; Juan musi przyjść znów na cmentarz…
Pokićkane to i kupy się nie trzyma. A jeszcze Juan przez cały czas labidzi, że ma złe przeczucia, że wie, że zostanie ukarany za grzechy, że sumienie go gryzie. A przy Komandorze udaje twardziela. Czy to ma jakikolwiek sens?
Nie, da Ponte niczego nie ukradł. Bo to dopiero on naprawdę tę historię stworzył.
A muzyka? Cóż, taka jak libretto.
Komentarze
Kiedy bylam dzieckiem (7-8 lat) Komandor straszyl mnie w snach – okropnie. Ale nie operowy, tylko z Puszkina – Kamienny gosc. Bo slyszalam w radiu i wyobraznia sie rozegrala. . Musial chyba byc niezle zagrany.
I zas te nudy. – Chociaz… „Don Giovanni”?! – Mozarta…? – lubie! – i to bardzo! Dlaczego? Glupie pytanie. Nie ma w historii muzyki postaci, ktora bylaby zarazem tak znana i tak tajemnicza jak Wolfgang Amadeusz Mozart.
Posrod wielkich kompozytorow, to wlasnie Mozart najpewniej zawladnal masowa wyobraznia. Najslynniejsze, cudowne dziecko w historii sztuki. Genialny tworca, ktorego muzyke nierzadko traktowano jako swiadectwo boskiej obecnosci na ziemi. Przedmiot, bodaj najwiekszej liczby biografii i opracowan.
To jego muzyke najchetniej brali na warsztat inni kompozytorzy – jako, podstawe wariacji i pastiszu. To jego „Requiem” – najczesciej tworzy oprawe uroczystych pogrzebow, i to jego podobizna zdobi slynne czekoladowe kulki. – Przyklady, mozna by mnozyc. Mimo ogromnej liczby historycznych badan i reinterpretacji postac Mozarta, wciaz jak w XIX wieku, funkcjonuje przede wszystkim w obszarze mitu.
Na ironie zakrawa fakt, ze najlepiej udokumentowana i znana czescia zycia Mozarta jest jego dziecinstwo. Wolfgang Amadeusz urodzil sie w 1756 roku w Salzburgu. Byl jednym z siedmiorga dzieci, z ktorych tylko dwoje przezylo wiek niemowlecy.
Juz jako trzylatek objawil wyjatkowe zdolnosci muzyczne. Odnajdywal akordy na klawiaturze i zapamietywal cale pasaze podczas lekcji – jakie ojciec udzielal starszej – o piec lat siostrze Nannerl.
W wieku pieciu lat – chlopiec, zaczal komponowac i wystapil na pierwszym publicznym koncercie w rodzinnym miescie. Wkrotce potem, prezentowal swe zdolnosci na dworze w Monachium.
Moglbym tak dalej…
– Ale, Gospodyni zadala pytanie!
Hiszpanski Maoor (szef hiszpanskich Muzulmanow) Don Cosme i jego dwaj bracia; Don Fernando i Don Juan, wplywowi bogatego domu Abenamir w Wenecji, stracili olbrzymie bogactwo – dlaczego i dzieki komu …?
Wiosna r. 1578 Don Cosme narzekal: „Zaplacilem 7.000 dukatow, i dzisiaj nie mam czym sfinansowac klamstwa swiadkow”.
Aha!? Pani Doroto! – prosze sie ustosunkowac…?
Zbyt często zapominamy, że pojęcie oryginalności (i jakości mu pokrewne) stworzył – i wypromował 😉 – dopiero romantyzm. Wcześniej przejmowano się znacznie bardziej doskonałością produktu finalnego, niż prawami, zapożyczeniami, trasami wędrówek motywów, itp….
Wielkie dzięki za zaznajomienie nas z librettem Don Juana Albertiego. Uwielbiam Don Giovanniego Mozarta i wszystko co w jakiś sposób łączy się z tą operą interesuje mnie bardzo. Ale ta historia jest ciekawa sama przez się. Zbieram dobre nagrania Don Giovanniego (jak dotąd mam 8 CD i 7 DVD), słucham i oglądam gdzie sie da – i zauważyłem ciekawą rzecz: tej opery po prostu nie można zepsuć. Są nagrania Don Giovanniego wspaniałe, dobre, całkiem interesujące, przyzwoite, akceptowalne – ale złego jeszcze nie słyszałem. Moim ulubionym jest nagranie Giuliniego z Wachterem, Sutherland i Schwarzkopf(CD) oraz Harnoncourta z Zurichu gdzie Don Giovannim jest Rodney Gilfry a Elwirą Cecilia Bartoli (DVD). Jest tam wprawdzie trochę słabsza od pozostałych donna Anna (Zerlina, Masetto i Leporello są świetni) ; całośc jest wystawiona w minimalistycznych dekoracjach ale pięknie sfilmowana – goraco polecam. Piotr Modzelewski
Cecilia na walizkach w Zurichu:
http://www.youtube.com/watch?v=gpyZoKmE6zg
A cappella ma tzw. słusznom racje. Patenty, prawo autorskie, itp. to są stosunkowo świeże wynalazki i idzie to, zwłaszcza w Ameryce w coraz bardziej wariackim kierunku. Ja już drżę, że kiedyś przyjdą mi zabrać moje futerko, albo i cały genom, bo się okaże, że posiadam go bezprawnie. Gdyby tak było już wcześniej, to nie doczekalibyśmy takiej masy różnych dzieł w różnych dziedzinach, że nawet ich tu wyliczać nie będę, bo bajka byłaby długa. 🙂
Heleno, nie jesteś sama. 🙂 Mnie Komandor też straszył, ale za Chiny nie potrafię sobie uświadomić skąd konkretnie mi się wziął. Nawet u szczeniaków pamięć już nie ta… 🙁
Dzień dobry!
Mozartowski Don Giovanni to jedna z moich najukochańszych oper. Ale co do wykonań na żywo w Polsce, mam prawie zawsze kłopot z Elwirą. Mozart napisał jej partię tak przepiękną i namiętną, że żadna z naszych pań nie potrafi sprostać jej w pełni… Ja z sentymentem wspominam słynny film Loseya, także z powodów wizualnych. A po Kiri w roli Elwiry nie wyobrażam sobie innych…
Co mnie tak uderzyło w wersji Albertiniego, to niekonsekwencja w charakterze postaci głównego bohatera. Staje on się jakimś tchórzydłem, od czasu do czasu nadrabiającym miną i udającym chojraka. U Mozartowskiego Giovanniego najbardziej niesamowite jest właśnie to, że on naprawdę nie lęka się niczego. I ten rys najbardziej jest wyzywający i atrakcyjny… Wierzymy mu do końca. Jest sobą. „Vivan le femmine, viva il bon vino, sostegno e gloria d’umanita” – rzuca w scenie wieczerzy w twarz Elwirze, która chce go umoralniać. A wcześniej, witając gości na balu wydanym przez siebie na końcu pierwszego aktu: „Viva la liberta„. Oto prawdziwy libertyn, a nie jakaś mimoza, konsekwentny i nieustraszony do końca. A u Albertiniego ten biduś nawet przyznaje, że brzydko zrobił puszczając Isabellę w trąbę… 😀
Osobny rozdział to geniusz da Pontego. Kiedy był Rok Mozartowski i miałam przyjemność zwiedzać wystawy okolicznościowe w Wiedniu, byłam też na wystawie poświęconej libreciście. Nawet zakupiłam gruby, pięknie katalog, bo postać była to fascynująca. A z Mozartem rozumieli się chyba wpół słowa, co słychać w całej ich trylogii – także w Weselu Figara i Cosi fan tutte.
A o tym, jak mnie Komandor straszył (a raczej muzyka Komandora), wspominałam tu:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=103
I jeszcze Kiri ze wspomnianego filmu:
http://www.youtube.com/watch?v=l-2TX4Q82fk
Chciałem podzielić się tylko zapowiedzią, że życie moje niedługo może nabrać zupełnie nowego smaku…
http://muzyka.onet.pl/10172,1708971,plotki.html
Czy „Don Giovanniego” (Mozarta) nie da się zepsuć? Hm… ja mam takie wątpliwości — im wybitniejsze dzieło, tym trudniej mi znaleźć wykonanie, które by mnie zadowalało. Dotyczy to Pasji Mateuszowej Bacha, dotyczy też „Don Giovanniego” Mozarta. Wiele wykonań ma w sobie ‚coś’, ale żadne nie ma wszystkiego. Może zbyt wiele oczekuję?
Co do przeróbek — pamiętam Noblistkę z „Poczty literackiej”, gdy w odpowiedzi na przytaczany przykład przeróbek Szekspira odpowiadziała, że owszem, przerabiać wolno, ale tylko z gorszego na lepsze 😉
Swoją drogą żałuję, że nie mam „Pamiętników” da Pontego pod ręką. Trzeba by znaleźć ten fragment, jak to cały dzień pił wino, oddawał się miłości ze służącą i pisał libretto — czy właśnie nie Don Giovanniego? Ech, taki librecista to ma klawe życie 😆
foma – ten blog nawet w tej sprawie był w awangardzie 😀
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=109#comment-11615
Swoją drogą myślałam, że tu tylko zeenowi Doda w głowie…
Don Giovanni byl moją pierwszą operą w życiu ogladaną na żywo. W Poznaniu, po calodziennej wycieczce szkolnej i zwiedzaniu Kórnika. Najlepiej pamiętam Komandora, bo na jego donośne „Don Giovaanni!!!” obudziła się cała klasa 😉
Film Loseya też mi się podobał, ale tu nie przespałam żadnej sceny.
Jak zobaczyłem to zdjęcie, to zrozumiałem zeena… 😀
Wszystko da się zepsuć i to bardzo łatwo ale Don Giovanni jest akurat takim dziełem, które umie się obronić; nawet jak Elwira (co zdarza się najczęściej i nie tylko w Polsce) jest słabsza zawsze jeszcze w operze wiele pozostaje. Tak, Kiri jest wspaniałą Elwirą, snującą się niczym duch zemsty, ale pełna furii i pasji Bartoli (całe ujęcie tej partii jest przemyślane) zasługuje na umieszczenie jej wśród tych najlepszych. Bardzo mi sie podoba też ujęcie postaci Elwiry przez Schwarzkopf – jej Elwira nie kocha wcale Don Giovanniego, jest to sama urażona ambicja; chcąc go odzyskać udaje rozpacz i stosuje podstępne gierki. Ostatnio słuchałem Olgi Pasiecznik w nagraniu Rene Jacobsa, które mnie nie zachwyciło. Ale Pasiecznik dość oryginalnie interpretuje Elwirę i słucha się jej z zainteresowaniem. Dzięki za wstawienie Cecilii i Kiri. Piotr Modzelewski
Pani Kierowniczko, co się dziwić, że fomie Doda w głowie. Ta foma jest podobno, wbrew gramatyce, kim? czym? – tą mężczyzną.
Wy tu o don juanach, mozartach i innej wyzszej materii, a Kaczynski nas wszystkich rozszyfrowal i powiedzial czym sie naprawde zajmujemy przed ekranem komputera. Ogladaniem filmikow i pornografii.
Wiec szybko pobieglam na YouTube, aby nam znalezc piosenke z ukochanego musicalu Avenue Q, wciaz granego na West Endzie, z ukochana piosenka „Internet is for PORN”. Niestety nie znalazlam ani jednego przyzwoitego clipu z samego przedstawienia, ale znalazlam taka animacje tego samego hymnu.
http://www.youtube.com/watch?v=jhTxRssxfuI
Bobik, wrrrrrrrrrrrrrrrrr
A taki analfabeta to pies…?
Jak to dobrze Heleno, że trzymasz rękę na pulsie. Ale właściwie dobrze, że Kaczyński to powiedział; w ten sposób zamierza zapewne pozyskać młodzież i inteligentów. Niech więc tak mówi jak najczęściej a szybko zniknie z pola widzenia. Piotr Modzelewski
Heleno, zauważyłaś skąd wzięły się te stwory? Wersja Disneya też jest niezła 🙂
Analfabeci (wtórnych zaliczam) są wśród wielbicieli Dody wręcz nadreprezentowani, więc nieh mi tu rzadna foma discryminowania analfabetuf nie zażuca!
Na żarty ad personam to chyba jeszcze za wcześnie…
A foma, mimo a na końcu, jest rodzaju męskiego, podownie jak ów analfabeta i parę innych miłych słów
No, Don Giovanniego to nawet jestem w stanie wysłuchać w całości – chociaż mogliby tam trochę mniej gadać…
PS
To Doda na tym zdjęciu? W „Pszczółce M.” był bąk w takich samych okularach 🙂
Au, przepraszam, to tylko fraza mnie poniosła… 🙂 Wcale nie chciałem żartować ad fomam, tylko myślałem, że uda mi się w przebraniu analfabety wkraść w szeregi wielbicieli Dody. W końcu, jak Pani Kierowniczka zauważyła, Bobik też chłopiec 🙂
Pierwowzór:
http://www.filmpolski.pl/fp/index.php/161179_5
O wykonaniach zadowalających (lub nie).
Powiem wam, dlaczego nigdy nie marzyłam, żeby zostać aktorką. Nie potrafiłam powiedzieć tekstu tak, jak słyszałam go w środku – w głowie czy wyobraźni. Nic nie brzmiało tak, jak czułam, że powinno. Można powiedzieć, że sama siebie odsiałam i jestem w luksusowej sytuacji widza, czytelnika, słuchacza.
Myślę o tym, jakiej odwagi trzeba, żeby wydobyć z siebie komandorskie „Don Giovanni” i jakie męki musi przeżywać taki śpiewak, wiedząc i czując, że można jeszcze lepiej. W rezultacie udręczony talentem i niemocą wykonawca, znajduje się w gruncie rzeczy na końcu łańcucha pokarmowego, a na początku tkwi wieloosobowy, kapryśny i wymagający odbiorca.
Ten na początku łańcucha jest zjadany jako pierwszy 😉 Ostatni zostaje na placu boju.
A mnie się u Alibertiego podobał ten Don Juan ze taki ludzki, a nie wyzbyty wszelkich naturalnych uczuć (strachu) jak w Don Giovannim (oczywiscie wiele zalezy od interpretacji reżyserskiej i woklanej). A aria Don Juana u Alibertiego fajna – piota się bohater, budzi się w nim sumienie – całkiem interesujacy moment tylko trzeba by go wnikliwie pokazać…
tekst polski dodaje smaku operce ale widac i słychac ze się źle śpiewa wokalistom. No cóż, ale jak sługa Don Juana radzi swemu Panu na uczcie u Komandora zeby nie jadł węzy i meduzy: Troche rozsądku, bo to potem długo lezy na żoładku – warte każdych pieniędzy :)))))
Bobiczku – Foma to rosyjska i ukraińska wersja imienia Tomasz, więc jak najbardziej mężczyzna 🙂
No to następną puszeczkę piwa poproszę 😆
Najlepiej pożyczyć od Jędrzeja, tj. od Owcarka:
http://picasaweb.google.com/and.je.ski/YczeniaDlaPrzyjaci/photo#5171044027909127026
Gamzatti – z tymi meduzami leżącymi na żołądku też mnie powaliło – w ogóle przez cały drugi akt śmiałam sie w kułak, co było wyjątkowo niezręczne, jako że mnie posadzili w pierwszym rzędzie 🙁
Tak się zastanawiam, o co z tym sumieniem z tytułu chodzi – zwłaszcza w kontekście libretta, w którym bohater „labidzi”… 😆
…. tuż obok kułaka.
To oni teraz do opery chodzą? Kiedyś ich waaadza zwalczała, widać nie dała rady….
Hoko: bohater labidzi używając dokładnie słowa „sumienie” 😀
Pogrzeb Gustawa Holoubka…
A w 1964 r., w Teatrze Telewizji, grał Don Juana.
To tak à propos…
Opera jaka jest, kazdy widzi. Nie jest to moj ulubiony gatunek muzyczny, a wiec dobre czy zle wykonanie dobrej czy zlej opery nie rusza mnie zupelnie. Za to wspoplczuje wszystkim, dla ktorych odbior opery stanowi przezycie, przez co zle wykonanie rozczarowuje.
Pozdrawiam
Pani Kierowniczko, ja przecież sam pisałem, że foma jest mężczyzną. Miałem tylko wątpliwości, jakiego rodzaju. 🙂 Ale teraz foma na mnie nawarczał i się okropnie wystraszyłem i chyba już nigdy w nic nie ośmielę się wątpić. Tylko że wtedy stanę się idealnym narybkiem (napieskiem?) dla O. Rydzyka. 🙁
No właśnie . Ja w związku z tym nucę sobie przy myciu okien (ktoś musi ) „la ci da rem la mano” . Mozart forever !
Passpartout, faktycznie przestawiłam końce i początki. Ćwok ze mnie i tyle.
Cisza na morzu wicher dmie
Don Juan czyści sumienie,
Jak już wyczyści je na glanc,
Nie będzie miał w nim żadnych franc….
No! dziś się trochę uspokoiło. Bo już się bałam, że znowu będę musiała kolejny żer wrzucać 😆
Czemu dziś nie odezwała się Jaruta, zawsze miała coś ciekawego do powiedzenia, Quake również nie, passepartout też jakiś skapy dzisiaj, pozdrowienia Piotr Modzelewski
Pani Kierowniczka obchód skończyła? Znaczy można liczyć na obecność…. 🙂
Jezdem 😀
Piotrze M, nie wszyscy się pojawiają tu codziennie. No i nie muszą, bo jak to by było, gdyby był przymus! Dla Jaruty i passpartout głównym polem wypowiedzi (nb. pod innymi nickami) jest zresztą blog kulinarny Piotra Adamczewskiego, zwanego tu Piotrem z sąsiedztwa; wypowiadają się też czasem u Owczarka Podhalańskiego i na blogach politycznych. Dla Quake’a tym głównym jest blog Pani Janiny Paradowskiej. Ja się mogę tylko bardzo cieszyć, kiedy chce im się odwiedzać również mnie 🙂
Pani Kierowniczko, najspokojniej jest, jak w ogóle nikt nie przychodzi 🙁 Nawet żer wtedy niepotrzebny…
OK, OK – nadrabiam zaległości:
Spojrzał Don Juan na swe sumienie-
możesz dzisiaj coś w nim zmienię?
Może je trochę pokoloruję?
Panna mi ciągle głowę truje
że to sumienie jakoś szwankuje.
A może tak by je amputować?
I wszystkie wyrzuty wyzerować?
Taki Don Juan miał wielki dylemat
jest to na wierszyk wspaniały temat 😉
Chyba tylko ja jako dziecko bardzo, ale to bardzo Komandora kochałam – od czasu, jak zobaczyłam w filmie Loseya, jak leżał sobie taki biedny na mokrym bruku i krew mu leciała z buzi… Miałam wtedy 11 lat i nawet mnie nie pocieszyło, że Don Giovanni będzie się (między innymi) za to w piekle smażył.
O żesz, zamiast „możesz” miało być „może
Pani Kierowniczko: chęci to zawsze są – niestety nie zawsze jest czas 🙁
Bożeszszsz….
Donna Anna się ujawniła! Witam 😀
A ten fragment u Loseya jest cudowny, duet Donny Anny i Don Ottavia…
Ha, Pani Kierowniczka ma na wszystko baczenie 😎
Piotrze M, to miło wiedzieć,mi że ktoś czeka na moje trzy grosze 😳 I vice versa 🙂 Twoje komentarze są bardzo interesujące i cieszę się, że tu zaglądasz 🙂
Quake, no przecież to oczywista oczywistość 🙂
Pani Kierowniczko: rozumiem, że cały czas mówimy o blogowaniu, prawda? 😉
Po cóż mu w sumieniu czystki?
Nie usidli tym chórzystki,
jeno pludrów zgrabnym krojem
i sumiennym swym obojem. 🙂
Niestety, Anna, ale nie Donna… nigdy nie marzyłam nawet o takim szczęściu… Widziała Pani może film Paula Czinnera z 1954 roku – dyrygował Furtwaengler, śpiewali Siepi, Edelmann, Gruemmer, della Casa, Berry, Dermota, Berger i Ernster? Coś pięknego.
A duet rzeczywiście piękny – szkoda tylko, że Kenneth Riegel wyglądał tak, jak wyglądał.
Co do menu – Tirso de Molina w przekładzie Leszka Białego nakarmił Don Juana żmijami, skorpionami i gulaszem ze szponów(!), a za trunek służyła żółć z octem…
Zanim popadnę ja w sen kamienny
pytam: czy obój może być sumienny?
Myślę że jest to tylko pomyłka mała
jedna literka się gdzieś zapodziała.
Miało być „P”
a wyszło „B” 😉
Gulasz ze szponów podany z gracją
może sąsiedzką być inspiracją
dla pana Piotra, co z Barcelony
mógłby hiszpańskie przywieźć tu szpony! 🙂
No niestety nie widziałam tego filmu z Furtwarnglerem.
Śpiewacy u Loseya rzeczywiście nie wszyscy odpowiadali wyobrażeniom, jakie zwykle o bohaterach DG się miewa… Donna Anna (Edda Moser) też była z lekka starszawa. Ale jak zaśpiewała! „Padre mio” – na samo przypomnienie dreszcz przechodzi. Takie pojedyncze odzywki w tym filmie bywają niesamowite – jak Kiri (po powyżej zacytowanej arii) śpiewa: „Qui e la?” jakby budziła się ze snu…
Szczęk szczęk,
I satysfakcji stęk
I pożeranych jęk
Rozszarpywanych kwęk
Już robi mi się mięk-
ko, żer bowiem ma swój wdzięk…
Dobra, to ja też do wierszydeł.
Jak z Barcelony, to katalońskie,
A za pomyłkę kary drakońskie!
No, ale wszędzie znajdą się żmije –
Juan je zjadł już i z bólu wyje…
Quake, miało być jeszcze inaczej: „jeno pludrów zgrabnym krojem i solennym w nich obojem”, ale Pani Kierowniczka tak się cieszyła z uspokojenia, że nie miałem serca znowu jakiejś nieprzystojności popełnić. 🙂
Rozdziobią nas kruki i wrony?
Czy może hiszpańskie szpony?
Już wszyscy podkulają ogony
Już piszczą odjeżdżające opony.
Jeden zeen jest zadowolony
bo kindżał ma naostrzony 😉
Pokićkane to i kupy się nie trzyma
Moze i pokićkane. Moze sie kupy nie trzymo. Ale kapecke przybocuje mi to, co pon Witkacy o cystej formie gwarzył. Moze więc to były pocątki cystej formy? Ino takie jesce nieporadne. Jak to pocątki 🙂
Również skorpionom nie brak uroku,
zwłaszcza z Galicji dobre w tym roku.
Jednak meduza to szczyt gourmectwa.
Czy wie już o tym pan Piotr z sąsiedztwa?
Dlatego wolę ścieżkę dżwiękową od samego filmu(zwłaszcza, że pięknej Dame Kiri nabruździło to coś na głowie) 😀 A i tak chyba nigdy nie znajdę obsady, która by mi odpowiadała wizualnie, więc najlepiej „włączyć”wyobraźnię…
@Bobik:
Nic nie poradzę: z obojem
kojarzę sobie Ich Troje
To jest nieszczęście moje.
Na nic tu zgrabne kroje
i tak zasnąć się nieco boję 🙂
Skorpiony z Galicji naszej, czy hiszpańskiej? (z tej ostatniej mógł pochodzić Komandor, zważywszy jego personalia – Don Gonzalo de Ulloa)
Kto utuli Quake’a?
…………………………
Nie pchać się! Kolejka!
Prawda to: sny być straszne mogą,
gdy troje Ich nadchodzi drogą.
Zwłaszcza potrójny krój fryzury
straszniejszy od koloratury
i trudno przy nim zasnąć błogo. 🙂
Anno, do naszej Galicji panu Piotrowi byłoby z Barcelony za daleko. 🙂
W tym tłoku zasnąć jest trudno
ale nie jest tu za to zbyt nudo
co chwila jest jakaś chętna
więc jeszcze jedna ponętna
i chyba poczuję brak tętna
A mnie się podobało to coś na głowie Kiri – taka jakaś larwa… 😀
I tak była najpiękniejsza!
Ciemność widzieć, czuć brak tętna
O trwaj chwilo, jakaś piękna!
Jednak coś tam musisz czuć.
Czy to aby nie jest chuć?
A cóż jest złego w chuci?-
Quake pod nosem se nuci.
Z korzyścią dla ludzkości
chuć w domach wielu gości 😉
Quake zdobywa serca letko,
don Giovanni przy nim betką.
Wszystkie się do niego tłoczą
z taką parą, że bulgoczą. 🙂
Ciekawe, czy to udokumentowane historycznie, czy też stworzone przez wyobraźnię twórców… Niewyjaśnioną zagadką dla mnie pozostaje miejsce i czas akcji – dlaczego coś przypominające XVIII-wieczną Wenecję? Czyżby problemy natury technicznej z jedną z kluczowych scen?
Don Quake – to brzmi dumnie
dlatego tłoczą się tak tłumnie.
Nie muszę krzyczeć: ku mnie!
By stały przede mną w kolumnie 😆
Wszystkie domy drżą od chuci
Quake pod nosem sobie nuci
Bo to domy wcale liczne
Chuć wszak dobro jest publiczne….
Ja podejrzewam, że oni sobie to wymyślili. A problemy natury technicznej też jakies mogli mieć…
Miło tu być, snadź,
Pora już iść spać….
Piękne by to było, gdyby ktoś zrobił to choć raz w scenerii siedemnastowiecznej Hiszpanii (chociaż trudno kiwać głową w pozycji horyzontalnej).
W prywatnych „domach z betonu”
też nie mieszkają same z zakonu.
Tych domów jest chyba wiele
i bardzo się z tego weselę.
Tym kończę dziś temat chuci
choć pewnie kiedyś on wróci 😉
Gdy Quake chuci więzy zrzuci
i herbatki łyknie z kopru,
może z drogi złej zawróci,
co w publiczny wiodła go próg. 🙂
Dzieci,
Poeci,
Dobranoc
Dobrych snów na noc
(z chucią czy bez 😉 )
Jest po północy, myślę, że mała dawka horroru przed snem nie zaszkodzi. tym bardziej, że autorką będzie znów niezawodna Mniszkówna.
GEHENNA, tom I, rozdz.XII Wśród kwi i jęków
Hańdzi głos się zahamował, z niewypowiedzianego przerażenia…zbladła, zbielała, bez tchu, ze strasznem łomotem serca chwyciła konwulsyjnie za rękę Andrzeja, a jej rozbiegane wargi zdołały wyszeptać cicho: ratunku…Boże…ratunku…
Wrzawa sygnałów pociągu pędzącego na kurjer nie zdołała już go powstrzymać. Pociąg towarowo-pasażerski długi, widocznie naładowany sygnalizował sie przeraźliwie i puścił kontrparę. Za późno…za późno…Kurjer z niesłychaną wprost siłą pędną runął na przeciwnika. Huk zderzenia się dwu lewiatanów, rozdzierający gwizd i wściekły ryk machin paraliżował wprost nerwy. Lokomotywy wściekle spiętrzyły sie na siebie jak dwie bestje oszalałe, rozżarte. Potworne, żelazne cielska grzmiąc i tłocząc parę zwarły się potężnie i rozjuszone djabelskim pędem wzbiły się niesłychanie wysoko w górę, spojone straszliwem uściskiem. Brankardy i pierwsze wagony uniosły sie za niemi. Zakotłowało się jak w kotle piekielnym, huk, trzask, łomot ogłuszający, syk, złowrogi łoskot, szarpanie się paniczne rozbijanych wagonów, wrzask trwożnych głosów i mrożącve krew w żyłach jęki ludzkie. Rumowisko przedstawiało widok grozy niebywałej. (…)
Hańdzia zobaczyła w zgnieceniu okna czyjeś okrwawione ręce, chwyciła je z całej siły i zaczęła ciągnąć z potworną mocą. Ale otwór okna okazał się zbyt mały. Olelkowicz zatem po sterczących deskach skoczył zwinnie do środka i rozwaliwszy ścianę pomagał dziewczęciu wydobywać okrwawionego mężczyznę, który prócz ran na rękach i głowie obie nogi miał odcięte. Wynieśli go na nasyp i położyli na piasku a on omdlał natychmiast. Znowu oznajmiła się jękiem stara dama z pierwszej klasy, z połamanemi żebrami i wielką raną w głowie. Wyciągnęli ją spośród stosu, rzucającą się we wściekłych konwulsjach. Dama krzyczała róznemi językami, zaś wielkie brylanty w krwawych uszach, przy głowie potwornie zeszpeconej, świeciły urągliwym, bezczelnym wręcz blaskiem. Ujrzawszy nad sobą twarz Hańdzi zawyła z wściekłością i palce skurczone, ubrylantowane, z poobtłukiwanemi paznogciami skierowała na twarz dzewczyny. – Za co mnie mordujesz, ty pomiocie piekielny! Służba! Ratunku, ce horrible, obić każę! Pod sąd was, Dieu de misericorde. Zanim Hańdzia zdołała sie cofnąć, połamane paznogcie damy przesunęły się po twarzy dziewczyny, ciągnąc za sobą krwawe nitki. _ Moja torba została, etui, precjozy, duża nagroda za oddanie! Parole d’honneur – wrzeszczała ranna wijąc się jak szczupak.
Pół godziny po wypadku był już na miejscu pociąg ratunkowy. Przyjechały także na drezynie ręcznej Ewelina i Lora. Wydobyto z pod masy żelastwa kucharza restauracyjnego, który przebity był własnym, ogromnym nożem kucharskim, cały wierzch czaszki miał zniesiony doszczętnie i odkryty mózg. Maszynista rozszarpany w kawały, jeden z konduktorów bez obu nóg, drugi z kolei zmielony na bryłę mięsa ociekającego krwią brunatną i straszliwą, trupy dzieci i liczne potwornie pokaleczone postacie świadczyły o sile i rozmiarach katastrofy.(…) Bezmiar niedoli ludzkiej, ludzie z wygodnej podróży teraz znaleźli sie we krwi własnej, w kupach z desek, w żelazie, piasku i rumorze, przrażało to nawet najobojętniejszych.
(ortografia zgodna z oryginałem)
Dobranoc, Piotr Modzelewski
Herbatka z kopru zabija
każdego co ją wypija
wolę pozostać CHUTNIKIEM
paskudnym bezbożnikiem
niż umrzeć w kwiecie wieku
i kwiecie mieć na wieku 😀
Piotrze M., dla mnie może być codziennie na dobranoc fragment z „Gehenny”. My się tu na blogu możemy wysilać ile chcemy, a i tak jej nie dorównamy! 🙂
Tak, znaleźć się w „kupach z desek” to istotnie musiała być GEHENNA 😉 Pozdrawiam i życzę dobrej nocy.
Herbatka z kopru trunkiem jest BEZPIECZNYM,
snem po niej zaśniesz głośnym 🙂 lecz nie wiecznym!
O rany! To teraz mi się przyśni zderzenie się dwóch lewiatanów i połamane paznogcie z krwawymi nitkami 😆
Mamma mia, co za sugestywny opis katastrofy 😯 Kucharz nadziany na własny nóż!! My, kuchty, przeżywamy taki obraz podwójnie 😯 Ale szczupak się nie wije, już raczej węgorz…
To ja już wolę zasypiać z wizją Quake’a-Chutnika z obojem w hajdawerach…
Ten Chutnik to sam w sobie jakoś nieprzyzwoicie brzmi… 😉
Dobranoc Chutnikom, dobranoc Kucharzom,
dobranoc obojom, opojom, węgorzom,
niech im się dziś w nocy gehenny nie zdarzą,
gdy strudzone głowy na poduszkach złożą. 🙂
Dobrej nocy, niestrudzony Bobiku 🙂
Wstawać śpiochy!
😆
😆
Jednej się śni Chutnik z obojem w hajdawerach, innej zderzenie się dwóch lewiatanów – i jak tu się obudzić? 😉
Kurcze, mi też coś się śniło, ale zapomniałem; widać nic strasznego. Z drugiej strony, ja się tam byle czego nie boję… 🙄
Jak się łyka co chwila dla kurażu hoczystą, to się lęków ni ma….
😉
A ja na inny temat – moja Ryba przywozi jutro 16 uczniów ze Świnoujścia do Poznania, do opery na „Cyrulika Sewilskiego” Młodzież w wieku 16 lat. Większość nigdy w życiu nie była w teatrze jakimkolwiek. Program wycieczki jest ogromnie ambitny – wizyta w McDonaldzie i w Operze (big mac na stanowcze życzenie publiczności) I co z takimi zrobić? Ryba się martwi, czy zdoła przekonać dzieciaki do tego typu spędzania czasu, do muzyki, do jeżeli nie wzorowego, to przynajmniej przyzwoitego zachowania? Trzymajcie kciuki za wychowawcze wysiłki mojego dziewcka.
Ta hoczysta to bardzo soczysta… 😆
Jaruto – trzymam kciuki. Zaraz kolejny wpis na tematy pedagogiczne 😀
Jaruto:
Trzymam kciuki.
Z tego co widziałem, to młodzież zwykle zachowuje się dobrze… Pytanie ile uczniowie mają lat?
PS.
1) Kto to jest Ryba?? Bo chyba coś mi umknęło…
2) To czasem jest nie przewidywalne. Pamiętam szkolną wycieczkę do teatru, gdzie grano sztukę Hawla. I cała klasa nie potrafiła powstrzymać śmiechu, ze względu na podobieństwo nazwiska bohatera, który przyprawił pewną dziewczynę o ciążę, z nazwiskiem klasowego kolegi… Chociaż dzisiaj chyba nikt nie nazywa się w Polsce Almaviva, albo Rozyna.
Wydaje mi się, że mlodzież „Cyrulika..” powinna raczej strawić. Problem w tym, że gdy będzie zmęczona zwiedzaniem, to może tak jak wyżej pisala Passpartout, zasnąć. I wtedy klops. 🙂
PAK-u – Ryba to jedna z córek Jaruty, podpisuje się tak u Piotra z sąsiedztwa (ma na imię Lena).
hortensjo! Wszystkiego najlepszego na imieniny! 😀
Jaruto, dobrze będzie. Jeździłam z klasami moich dzieci jako dodatkowa siła opiekuńcza i było znakomicie. Raz tylko bardzo przeszkadzała inna grupa, ale tamta pani nauczycielka, w stroju oborowym zresztą, cały czas grała na komórce i chichotała, więc trudno się dziwić dzieciakom. Na wszelki wypadek trzymam kciuki.
Pani Dorotko,
dziękuję bardzo za życzenia. 🙂
To ja się jeszcze wtrącę (jeśli można): czy Komandor Don Juana u Mozarta/Da Pontego na pewno porywa? Porywa u de Moliny – z tym, że być może nie jest Komandorem:Don Juan zaprasza Komandora na kolację w reakcji tylko i wyłącznie na napis na jego grobowcu – posąg zaczyna mówić dopiero podczas kolacji (a więc Don Juan wywołuje ducha). U Da Pontego Don Juan odkrywa obecność Komandora dopiero, gdy ten się odezwie. Według teologii chrześcijańskiej dusza zmarłej osoby może ukazać się żyjącym, jednak, kiedy ktoś wywołuje duchy, pojawia się Szatan lub któryś z podległych mu duchów – a tak się składa, że Tirso de Molina był zakonnikiem, a Lorenzo da Ponte – księdzem (jakim był, takim był, ale był)…
Pasjonujące tematy. To kto w takim razie u Mozarta/Da Pontego porywa Don Juana? Szatan? No, bo przecież porwany bezsprzecznie zostaje. U Da Pontego też jest na cmentarzu najpierw odczytywanie nagrobka. Ale już tam posąg kiwa głową, a ostatecznie nawet śpiewa: Si…
Da Ponte księdzem był przez chwilę z konieczności. Jakim życiem żył, wiemy… Potem się ustatkował, miał żonę i dzieci, w czasach amerykańskich był już całkiem szacowną osobą i cenionym profesorem włoskiego.
Tak, chyba go diabli biorą ;D. U Mozarta/Da Pontego zanim w ogóle Don Juan się zorientuje, że to właśnie tutaj spoczywa Komandor, to słyszy „Di rider finirai pria dell`aurora”. A u de Moliny Komandor chyba dlatego głową nie kiwa, że trudno by było to zaobserwować – Hiszpanie rzeźbili posągi na grobie w pozycji horyzontalnej… Za to napis ma fajniejszy – w przekładzie Leszka Białego : „Tu oczekuje najprawszy z rycerzy/Na karę Bożą wymierzoną zdrajcy”.