Pomysły Sylvaina Cambrelinga

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

…który poprowadził właśnie w Filharmonii Narodowej Yomiuri Nippon Symphony Orchestra, były lepsze i gorsze. To ciekawy dyrygent i niezła orkiestra, choć nie wszystko mnie zadowoliło.

Sylvain Cambreling bywał już w Polsce; cztery lata temu dyrygował w Warszawie swoją poprzednią orkiestrą. Zgodnie z tym, o czym wspomniałam w tamtym wpisie, objął już owo kierownictwo opery w Stuttgarcie, a jeszcze przed tamtym koncertem, w 2010 r., został pierwszym dyrygentem właśnie tej japońskiej orkiestry, zastępując na tym stanowisku Stanisława Skrowaczewskiego.

I znów był nietuzinkowo ułożony program – ten dyrygent znany jest z takich pomysłów. Jest znakomitym specjalistą od muzyki XX w. i trzy z dziś wykonanych dzieł właśnie z tego okresu pochodzą, choć jest między nimi duży rozrzut czasowy. Żeby było śmieszniej, najbardziej awangardowy jest najstarszy z nich, ale o tym potem.

Jak Japonia, to Toru Takemitsu – na pewno nazwisko z tamtejszych twórców w miarę współczesnych (zm. 1996) najlepiej w Europie znane. Może z powodu muzyki filmowej, m.in. do filmów Kurosawy, a może poprzez dość jednak przystępny i miły w słuchaniu styl. A Flock Descends into the Hexagonal Garden (1977) – ten obraz wywiedziony podobno ze snu kompozytora był w latach 80. wykonany na Warszawskiej Jesieni, ale też całkiem się nadaje na zwykły filharmoniczny wieczór, oscylując między impresjonizmem a akordami i motywami niemal żywcem z Oliviera Messiaena. Subtelna, poetycka muzyka.

Béla Bartók – wydawałoby się zupełnie inny świat muzyczny, ale Koncert altówkowy, ostatni utwór, jaki skomponował w życiu (1945; właściwie pozostały tylko szkice, partyturę ukończył Tibor Serly), nadspodziewanie pasował. W gruncie rzeczy i harmonie, i subtelność brzmień, choć nie tak zamglonych jak w impresji Takemitsu, są tu nie tak odległe. Do tej subtelności przyczynił się też znakomity solista niemiecki Nils Mönkemeyer (nie wiadomo, czemu w programie napisano w jego życiorysie, że wygrał konkurs ARD – to był inny niemiecki konkurs, Deutsche Musikwettbewerb, organizowany przez Deutsche Musikrat), który na bis zrobił odskok repertuarowy – do nieśmiertelnego Bacha (Sarabanda z Suity G-dur – altowioliści grają suity wiolonczelowe).

No i ta druga część, z którą mam zgryz. Bo zaczęło się od jednego z – jak dla mnie – najważniejszych i najgłębszych utworów w historii muzyki, The Unanswered Question Charlesa Ivesa. Pięknie zabrzmiały wszystkie trzy warstwy: cichutka „harmonia sfer” w smyczkach, owo trąbkowe pytanie (może coś w rodzaju „muss est sein?”) i niezależny dyskurs kilku dętych drewnianych. W programie znalazł się następujący komentarz: „Utwory w 2. części koncertu wykonywane są attacca, prosimy o nieklaskanie między nimi”. Tak więc Cambreling był uprzejmy połączyć Ivesa z IX Symfonią „Z Nowego Świata” Dvořáka, no i gdy rozległy się brawa po I części symfonii, można było się zastanawiać, czy ludzie myśleli, że to skończył się Ives, czy że symfonia.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Diabeł i raj Katarzyny Gärtner

83-letnia dziś Katarzyna Gärtner, słynna kompozytorka „Małgośki” i wielu innych przebojów, tuła się po domach przyjaciół i stara odzyskać dom, studio oraz swój dorobek artystyczny.

Violetta Krasnowska

Złośliwości odstawiając na bok, to po pierwsze, stwierdziłam, że jak dla mnie te dwa utwory kompletnie do siebie nie pasują, a po drugie, symfonia była zagrana tyleż z przytupem, co przyciężko (a najbardziej ponosiło kotlistę, który czasem wręcz zagłuszał resztę orkiestry). Może też trochę odebrałam to prawem kontrastu z poprzednimi utworami… także kontrastu jakościowego, bo Ives w kilku minutach zawarł cały kosmos, a Dvořák napisał symfonię, jakich wiele (choć ładną i zręcznie napisaną), którą na dodatek bardzo często się grywa (a zagrany na bis Taniec słowiański e-moll – jeszcze częściej)…

Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że dzieła Dvořáka i Ivesa dzieli tylko 15 lat! IX Symfonia powstała w 1893 r., a The Unanswered Question – w 1908. Niewiarygodne. A teraz mnie męczy, co ja bym połączyła z Ivesem… Bo na pewno nie Dvořáka.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj