Dzień z Sinfonią Varsovią

Powiało nadzieją. W przyszły czwartek – trzeba trzymać kciuki – na sesji Rady Warszawy budżet miasta zostanie klepnięty i będzie można przymierzać się do dalszych działań na Grochowskiej 272.

Dzisiejsza konferencja w ratuszu zaczęła się oczywiście od muzyki. Przy okazji zaprezentowała się nowa koncertmistrzyni SV – Anna Maria Staśkiewicz, która wygrała konkurs (można więc powiedzieć, że zamiast laureatki V nagrody na Konkursie im. Wieniawskiego, która odeszła do FN, jest na tym miejscu laureatka III nagrody); razem z Jakubem Haufą, współkoncertmistrzem, zagrali kilka duetów Bartóka.

Pani prezydent HGW wypowiedziała się najpierw jako osoba mieszkająca kiedyś na Grochowie (a i dziś z Wawra przez Grochów przejeżdżająca do pracy). Jej znajomi z dzielnicy twierdzą, że chodzą regularnie na koncerty organizowane przez SV, a ci, którzy się przez ten czas wyprowadzili, też dojeżdżają. Jest więc dobrze nastawiona, a to już część sukcesu. Porządki na Grochowskiej 272, obejmujące zarówno remonty, jak budowę, wpiszą się w program rewitalizacji Pragi (jako zadanie największe) i to też powinno sprawie pomóc.

Co już jest zaklepane: w tym roku 35 mln na rewitalizację frontowego budynku, gdzie będzie administracja oraz może porządniejsza od obecnej sala prób (dziś cała orkiestra pracuje w budyneczku nadającym się raczej dla orkiestry kameralnej i, bliska ogłuchnięcia, rzewnie wspomina aulę Technikum Kolejowego…). Tam też nadal mają się odbywać koncerty kameralne.

Na cały projekt pt. „Modernizacja zabytkowych obiektów oraz budowa sali koncertowej przy ul. Grochowskiej na potrzeby Orkiestry Sinfonia Varsovia” zaplanowane jest wydanie 279 700 000 zł. Ten projekt został umieszczony w Wieloletniej Prognozie Finansowej m.st. Warszawy. Miasto będzie oczywiście aplikować o środki unijne z programu Infrastruktura i Środowisko. Chce pozyskać 10 mln euro na dwa projekty rewaloryzacyjne. Jeśli się uda, obciążenie miasta się zmniejszy. Co ważne: inwestorem ma być Sinfonia Varsovia, co pozwoli jej przypilnować, by wszystko na budowie było w porządku (przykładowo – żeby nie oszczędzano na materiałach kosztem akustyki).

Poza sformułowaniem „montaż inżynierii finansowej” (którym zostało określone to, co w powyższym akapicie) poznałam jeszcze dziś od urzędników słowo „etapowanie”. A więc: w pierwszym etapie rewaloryzacja budynku frontowego, w drugim – pozostałych zabytkowych budynków, w trzecim – budowa docelowej sali. O terminach nikt na razie nie chciał się wypowiadać, poza tym, że po klepnięciu projektu będzie można podpisać wreszcie umowę z architektem Thomasem Pucherem (który był dziś obecny i zademonstrował po raz kolejny wizualizację obiektu). Wstępnie jednak padł termin 2020. Sala ma być na 1800 miejsc, a akustyką ma się zająć niemiecka firma Müller-BBM, która projektowała kiedyś akustykę Filharmonii Berlińskiej. Wciąż jestem sceptyczna co do pomysłu pana Puchera z murem wiszącym nad ziemią, ale może jest w tym jakaś wyższa racja. Tutaj jeszcze relacja z dzisiejszej konferencji.

Cóż, nawet jeśli sala powstanie do 2020 r., to jeszcze do tego czasu jest pięć lat i trzeba grać też w tak niewdzięcznych akustycznie miejscach jak sala w MHŻP. Sinfonia Varsovia pod batutą znanego już tu dobrze energicznego Włocha Renata Rivolty dała kolejny koncert z cyklu Wielcy kompozytorzy – polsko-żydowska kultura muzyczna a dziedzictwo europejskie. Bardzo szeroko sformułowany program, do którego wszystko się zmieści: i muzyka Żydów polskich, i tych światowych, i muzyka Polaków też. Tak właśnie było dziś; trochę była to mieszanka stylistyczna od sasa do lasa, ale ogólnie program ciekawy, złożony z rzeczy bardziej i mniej znanych. Z tych mniej – na początek Blumine, młodzieńcze dzieło 24-letniego Mahlera (1884), wcielone później do I Symfonii, a jeszcze później z niej wykreślone – i słusznie, bo pozostała muzyka absolutnie tej symfonii wystarczy, ale osobno tego fragmentu słucha się całkiem przyjemnie, choć nie jest może tak porywający. Potem świetna Sinfonietta op. 23 Alexandra Zemlinskiego (1934), trochę hindemithowska, trochę neoklasyczna z elementami jazzującymi pod koniec (nikt nie zapowiedział niestety, że utwór ma trzy części, więc w każdej przerwie klaskano). Centrum koncertu była Rapsodia na tematy mołdawskie Weinberga (1949), napisana w hołdzie rodzinnym stronom jego rodziców, którzy uciekli z Kiszyniowa do Warszawy przed pogromami – pierwsza część nostalgiczna, druga – wesoła, klezmerska, w sam raz na dzisiejsze święto Purim. Otoczona została dwiema uwerturami: Hebrydami Mendelssohna (takich rzeczy zdecydowanie nie powinno się w tej obrzydliwie suchej akustyce grać!) oraz Uwerturą na orkiestrę symfoniczną (1943) Bacewiczówny.