Zamiast podpalać komitety…

…lepiej zakładać własne, powiedział kiedyś Jacek Kuroń i tak powstał KOR. Toutes proportion gardées, powstaje właśnie projekt nowego pisma muzycznego, jako że to, co jest na rynku, niewielu zadowala.

Brak jest dziś pisma dla inteligentnych czytelników, którzy kochają muzykę. Tych, którzy już wiedzą o niej dużo, i tych, którzy chcieliby się czegoś naprawdę dowiedzieć od kompetentnych i doświadczonych ludzi. Tych, których nie zadowalają fajerwerki, za którymi niewiele się kryje. Tych, którzy owszem, chcą pisma nowoczesnego, ale też treściwego, opisującego idee, a nie układy towarzyskie.

Oczywiście są pisma, które spełniają jakoś swoje funkcje. Coraz ciekawsza jest np. wrocławska „Muzyka w mieście”, ale jest to pismo tworzone wokół jednej określonej instytucji – Narodowego Forum Muzyki. Z ambitnych jest „Glissando”, ale dotyczy tylko jednej działki, choć szeroko pojętej – muzyki współczesnej. Jest jeszcze trochę inicjatyw internetowych, z których najciekawsza chyba jest meakultura.pl.

„Twoja Muza” czy „Muzyka 21” niespecjalnie spełniają powyższe warunki. Nie ma też pism poważnych, muzykologicznych – właśnie, jak się dowiadujemy, Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego obcięło fundusze na pisma akademickie, więc nie będzie poznańskiego „Res Facta Nova”.

Osobną sprawą jest wielki niewypał „neo-Ruchu Muzycznego”. Wychodzą kolejne numery i niewiele z tego wynika. Nowy rednacz uprawiał przez półtora roku propagandę sukcesu opowiadając, jak to on podniesie czytelnictwo robiąc nowoczesne pismo. Jak ta nowoczesność w wykonaniu obecnym wygląda, widzimy gołym okiem. A czytelnictwo… Dość powiedzieć, że przy nakładzie odrobinę przekraczającym 1000 egz. sprzedaje się, łącznie z prenumeratą, niewiele ponad 600 egz. Poprzednia wersja „RM” miała taką samą sprzedawalność, ale trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, że była dwutygodnikiem, obecna zaś jest miesięcznikiem, czyli jakby nie patrząc, czytelnictwo jest dziś dwa razy gorsze. Nie pomogły więc cuda niewidy, felietony średnich literatów, wydziwione zdjęcia i makieta z wygryzionymi artystycznie literkami.

Potrzeba więc czegoś nowego i na poziomie. Na czele inicjatywy stoi Marcin Gmys, bardzo mądry i kompetentny człowiek. To właśnie jego wymyślili na swojego ewentualnego nowego szefa redaktorzy poprzedniego „RM”, którzy, zdesperowani trwaniem w status quo  i niechęcią do zmian poprzedniego redaktora naczelnego Olgierda Pisarenki, chcieli zmienić pismo, unowocześnić je, nadać mu życia. Ale Grzegorz Gauden, dyrektor Instytutu Książki, odmówił jakichkolwiek rozmów z zespołem i zatrudnił swojego protegowanego. Resztę znamy: wszyscy wartościowi redaktorzy odeszli lub zostali wyrzuceni (na ich miejsce przyszły osoby początkujące w zawodzie). Został tylko, o ironio, Olgierd Pisarenko.

Ze „związku wypędzonych” każde jakoś tam żyje dalej, bo to znakomici fachowcy (tyle że ten rynek jest trudny i ubogi). Parę osób rozwinęło się internetowo: swój blog ma Dorota Kozińska i Monika Pasiecznik; Krzysztof Kwiatkowski blogu nie prowadzi, ale można tu też przypomnieć jego teksty. Szkoda jednak tych ludzi na jakąś partyzantkę, warto szerzej wykorzystać ich umiejętności. No i mają wolę stworzenia czegoś nowego i fajnego. Chcemy zwrócić się do MKiDN o poparcie dla tej inicjatywy. A co Wy na to? I czego chcielibyście w nowym piśmie?