Oj, mocno się trzymają
Jak już wcześniej wspominałam, na temat współczesnych Chin przeciętny Polak wie niewiele i najczęściej porusza się w obrębie stereotypów opierających się na naszych uwarunkowaniach kulturowych. Dlatego obserwowanie dynamicznych zmian, jakie tam się odbywają, tego niesłychanego pędu do przodu, przynosi nam tak wielki szok. Nasze wyobrażenie (i nie tylko nasze) zatrzymało się na czasach rewolucji kulturalnej, tymczasem ona już dawno minęła i to, co się dzieje w Chinach, przypomina nie tyle socjalizm czy komunizm (który zresztą wyobrażamy sobie tak, jak wyobrażamy, z całkowicie oczywistych względów), co raczej kapitalizm państwowy (z dużym udziałem uwłaszczonej nomenklatury). I kontrasty społeczne także raczej kapitalizm przypominają.
Tak, prawdą jest, że konfucjanizm wciąż jest podstawą funkcjonowania tego społeczeństwa, że silna jest hierarchizacja, drabina społeczna (dlatego system, który w naszych oczach jest dyktaturą, dla nich jest bardziej naturalny, a państwo policyjne służy nie tyle represjom, co konieczności utrzymania porządku w tak licznym społeczeństwie), a w tym układzie dla każdej jednostki najważniejsza jest rodzina. Jednak Chiny, które tradycyjnie (o czym świadczy budowa Wielkiego Muru) zamykały się na świat, teraz się otwierają coraz bardziej, patrzą z ciekawością. Oczywiście głównie z myślą, jak dla siebie wykorzystać – technologie, kulturę, wszystko. Nas może szokować np. nostalgia za europejskim kolonializmem, ale jest to oczywiście nostalgia powierzchowna, nie oznacza, że Chińczycy chcą być kolonizowani, lecz raczej przywiązanie do zewnętrznych cech np. architektury. Bardzo to jest widoczne w Szanghaju, ale przyznam, że dla mnie szokujące jest, co dzieje się w Tianjin, mieście również niegdyś kolonialnym, które w 1976 r. przeżyło trzęsienie ziemi. Otóż buduje się tam od zera budynki jakby żywcem przeniesione z Anglii, Niemiec, Francji. Jeszcze bardziej szokujące są liczne „wieże Eiffla” na wieżowcach i nawet nie wiem, czy one służą również jako np. anteny, czy są po prostu ku ozdobie.
Kultura europejska jest dla Chińczyków ogromnie atrakcyjna, ale wiedzą o niej niewiele (i chętnie dowiadują się więcej). Świetnym na to przykładem są słowa Lang Langa we wspomnianiach wydanych dwa lata temu: „Miłość Chińczyków dla muzyki klasycznej jest często trochę naiwna. Lubię opowiadać anegdotę o grupie producentów, którzy spotkali się z Vladimirem Ashkenazym, by rozmawiać o nowym nagraniu walców Chopina. Producenci milczeli, aż Ashkenazy zaproponował, żeby wreszcie rozpoczęto zebranie. – A nie powinniśmy zaczekać na kompozytora? – spytał jeden z producentów. (…) Zachwyca mnie, kiedy młody człowiek mi mówi: – Hej, Lang Lang, wiem, że jesteś w Deutsche Grammophon. Widzę, że Mozart też ma z nimi kontrakt. – Podoba mi się, że ten człowiek może myśleć, że Mozart jeszcze żyje”.
Sam Lang Lang jest klinicznym przykładem tego, co się w mentalności współczesnych Chińczyków dzieje, a z czym wiele ma wspólnego rewolucja kulturalna, lecz w sposób negatywny – jako potworna trauma, którą przeżyli, zwłaszcza właśnie artyści i ludzie o artystycznych aspiracjach. Jego oboje rodzice takie aspiracje (i zdolności) mieli: matka chciała być aktorką, ojciec muzykiem (grał na erhu). Rewolucja kulturalna im realizację tych marzeń uniemożliwiła. Kiedy więc minęła, a urodził im się syn (na dodatek był to właśnie czas, gdy nakazano rodzinom posiadanie tylko jednego dziecka, dzieci te zostały potem nazwane „pokoleniem królewiczów”), zaczęli swoje ambicje ładować w niego. Zwłaszcza ojciec, uznający się za nowego Leopolda Mozarta i terroryzujący malca, który zresztą także miał swoje ambicje i tak samo chciał zostać numerem jeden. Widać tu imperatyw nadrobienia straconego czasu. Kultura światowa była dla Chińczyków po tych koszmarnych latach ziemią nieznaną i dlatego dziś tym bardziej jest źródłem fascynacji, bardziej może czasem niż dla nas.
Dlatego uważam, że możemy mieć osiągnięcia w kontaktach z Chinami nie wstawiając im na siłę Rubika, ale właśnie na polu kultury wysokiej (postać Chopina wszystkie chińskie dzieci znają ze szkolnych czytanek, choć nie zawsze, jak widać, pamiętają potem, co napisał). Myślę, że IAM, a także ludzie z naszej ambasady w Pekinie (to ekipa prawdziwych entuzjastów), który mają też swoje pomysły, starają się iść dobrą drogą. Inna sprawa, że z Chińczykami współpracuje się koszmarnie trudno (co wynika zapewne z różnych mentalności). Ale chyba jednak nie należy się zrażać.
Dla tych, co jeszcze nie trafili do zdjęć: to sześć najnowszych albumów w Moich obrazkach i trzy w Moich obrazkach 2.
Komentarze
Ci, co płacili za rapsodię, są przekonani, że Rubik to kultura bardzo wysoka. Ciekawe, że nie znając się prawie na muzyce nie daję się na to nabrać. Jakoś udaje mi się wyczuć tandetę po zapachu, nawet na zdjęciu.
Po zapachu? 😯
Stanisławie, czy czy jesteś całkowicie pewien, że nie masz jakichś psich genów? 😉
Nie badałem się pod tym kątem, więc, kto wie?
Jadę po samochód. Od wczorajszego świtu w warsztacie, ale już gotowy.
Podoba mi się, że ten człowiek może myśleć, że Mozart jeszcze żyje
A co? Nie zyje? 😀
To może i Lenin nie żyje, co? 👿
No dobra, ktoś to Bobikowi musi powiedzieć.
Lenin też nie żyje.
Mar-Jo, co to znaczy „też”? Mozart żyje. Podobnie jak Homer i Vermeer, i różni inni, ku naszej nieustającej radości 🙂 Lenin, faktycznie, trup 😎
Anton żyje.
😎
I Elvis żyje. i Jim Morrison…
I ja też. 😀
I też nieustająco się cieszę z tego powodu. 😉
Póki my żyjemy… 😀
To ja może, dla zmiany tematu, składam propozycję na Klawiszową Warszawską Jesień 😉
http://www.youtube.com/watch?v=TZ860P4iTaM
i to:
http://www.youtube.com/watch?v=gBp4NziKqE4&feature=channel
:o)
Nikt inny za nas nie pożyje 😉 Dobranoc 🙂
No tak, cywilizacja życia — Mozart, Chopin, Homer… A tu cywilizacja śmierci — ledwo słyszę, że AC/DC przyjeżdża do Warszawy to się łapię na myśli: „To oni jeszcze żyją!?” 😯
Artystka żyjąca (w sensie dosłownym) na pobutkę (zaspaną…).
No, Mozart zyje przeciez…
http://www.youtube.com/watch?v=LFKG-IOAays
A propos konia, czy ktos moze wie, czyja to kadencja?
Zimno jak psi, ale sloneczko nam sie zapowiada, czego i Wam zycze.
A to dla tych, ktorzy koniecznie musza sie dobudzic (czyli ciag dalszy poprzedniego). Radykalne!
http://www.youtube.com/watch?v=DczhxHWnj5E
Dzień dobry. No, Dzieciątko Martha już wtedy było hardkorowe 😆
arcadio poczekał, bo wrzucił dwie linki. Nora już u nas chodziła, a także Catcerto, ale przyznaję, że to drugie byłoby świetną propozycją na pianistyczną WJ 😛
Tu też poranny chłodek, ale przynajmniej nie pada. Też ma wyjść słoneczko.
Był taki film pt „Good-bye, Lenin”, na którym po sowjej śmierci żyła NRD. Przynajmniej z perspektywy mieszkania byłej działaczki partyjnej mocno zaangazowanej. Po przebudzeniu się ze śpiączki po udarze (albo czymś o podobnych skutkach, nie pamiętam dokładnie) wiadomość o zjednoczeniu mogła ją zabić. Pod koniec okazało się, że całe zaangażowanie było udawane. Wierzę więc, że i wiadomość o śmierci Lenina też nie przyniesie Bobikowi uszczerbku na zdrowiu. Nie, żeby Bobik cokolwiek udawał, absolutnie.
Zastanawiam się, jak byśmy odczuli śmierć Bacha, Mozarta, Veermera, Botticellego, Picassa, Prousta, Dostojewskiego, Faulknera, Mickiewicza. Wybieram przypadkowo – lista jest nieprzebrana. Gdyby wszystkie ich dzieła nagle zniknęły pozostawiając jednak świadomość, że istniały. A jak, gdyby zniknęły razem z pamięcią o nich. Pytanie głupie, ale nieraz w historii próbowano zniszczyć dorobek przeszłości. Przecież czyniono to po to, by ten dorobek nie działał „szkodliwie” na poddanych.
O to, to Stanisławie. Nigdy, przenigdy nikt ode mnie nie mdostanie grosika najmniejszego na żaden pomnik „ku czci”. Po jaką, się pytam cholerę? Żeby następcy mieli co burzyć? Może ktoś napisze nową Eroicę albo wstrzeli się w najnowszą Etiudę Rewolucyjną albo i sonatę Patetyczną. I niech tak będzie, a na pomniki nie ma mojej zgody (zwłaszcza po latach obfitości uwielbienia dla JPII, którego statuy przypominają wielkie krasnale ogrodowe)
A o Chinach trzeba pamiętać jeszcze jedno – nawet przed rodziną, przed społeczną lojalnością, każdego Chinczyka dotyczy zasada „zachowabia twarzy”. To dużo więcej niż zasada honoru w naszej kulturze. Wiemy o tym, ale na nic nam studiowanie Konfucjusza – nadal nie rozumiemy; brakuje nam ze 4 tys lat…
Tak, straszny przykład jest właśnie we wspomnieniach Lang Langa. Mały przeniósł się z ojcem do Pekinu (matka została w Shenyang, żeby na nich zarabiać), żeby przygotować się do konserwatorium. Nauczycielka, do której trafił na kursy przygotowawcze, jakoś go nie polubiła i po pewnym czasie postanowiła go od siebie wywalić. To okazało się dla starego taką utratą twarzy, że zupełnie oszalał: próbował namówić synka do wspólnego popełnienia samobójstwa i kazał mu albo wyskoczyć z wysokiego piętra, albo zeżreć całą butelkę tabletek. Na szczęście mały miał dostateczny instynkt samozachowawczy i siłę wewnętrzną…
Noo, jednak trochę tę niespodziewaną wiadomość o śmierci Lenina odchorować musiałem. Tak to mną wstrząsnęło, że prawie całą noc miałem przespaną. 🙄
No, nie uwierzę, Bobiczku 🙂
Dziś Semkow dyryguje Antona, przyjeżdża Nisia, może i Gostek jako Antonowy wielbiciel się w Narodowej objawi… A ja do drugiej Narodowej, na koncert laureatów Konkursu Moniuszkowskiego.
Dzień dobry. Chciałabym zapytać, czy z Łabądkiem wszystko w porządku. Przeczytałam, że część jej miasta płynie, a ona nie pojawia się od jakiejś chwili, na dodatek jej telefon twierdzi, że jest poza zasięgiem …
Dzień dobry, jak znam łabądka, to jest na festiwalu w Łańcucie (który właśnie trwa) i nie odbiera telefonów. Mam nadzieję, że tak właśnie jest, bo nie mam w tej chwili sposobu, żeby to potwierdzić…
Miejmy więc nadzieję, że Łabądki, jeśli pływają, to jedynie dla przyjemności
Na gazeta.pl jest o Krośnie Odrzańskim, nie o tym łabądkowym 🙂
Choć tam też ma zwyczaj zalewać 🙁
A nie, nie, chodzi mi o Krosno nad Wisłokiem.
Krosno, bardzo piękne miasto. W przciownieństwie do Czech jesteśmy bardzo ubodzy w miasta z podcieniami. Nie trzeba być od razu Bolonią, ale rynek otoczony podcieniami to już coś. Krosno trochę wypełnia tę lukę. Jakby to zostało zalane, byłaby dodatkowa tragedia.
Jeszcze np. w Bielsku są podcienia. W Jarosławiu też…
Prawda, jest kilka miast z podcieniami. Jarosław w ogóle bardzo mi się podoba. W Bielsku będę niedługo. Jest jeszcze Jelenia Góra i Tarnowskie Góry. Ale jakoś te w Krośnie szczególnie sobie upodobałem.
„postępować słusznie z słusznych przyczyn”
Bardzo ryzykowna zasada.
Chyba większość ludzi uważa, że ma słuszne przyczyny dla swojego postępowania.
Myślę, że umiejętność komunikowania i zrozumienia może okazać się za jakiś czas koniecznością życiową.
Nikt nic nie pisał, to uzupełnię swoje wywody.
Chodziło mi o umiejętność komunikowania z Chińczykami.
Wszyscy pomyślą, że ja jak zwykle żartuję, a ja tymczasem całkiem poważnie. Kilka razy miałem nie tyle okazję, co konieczność komunikowania się z Chińczykami, którzy w żadnym z europejskich języków ni słowa nie mówili. I zawsze najlepszą formą komunikacji okazywały się kulinaria. Wspólne jedzenie, dopytywanie się na migi, jak która potrawa była przyrządzona, pokazywanie sobie produktów, przypraw, nauka podstawowych formułek typu proszę, dziękuję…
Rozumiem, że Chopin też ważny. Ale pasztetówka zdecydowanie górą. 😉
Coś nie przypominam sobie, Bobiczku, żeby Chińczycy jedli pasztetówkę.
Kaczkę po pekińsku, to i owszem… 😉
Juz niejedno miasto zwiedzilam sladami PK… swietne te Chiny.
Ta presja na dzieciach jest tym wieksza, ze wolno Chinczykom (bylo?) miec tylko jedno dziecko, ktore musialo udzwignac nie tylko nadzieje rodzicow, ale tez wszystkich przodkow. Co za presja!
Tez mini podcienia sa w Kazimierzu nad Wisla.
http://www.mapofpoland.pl/Kazimierz-Dolny,zdjecie,4,10478.html#galeria
Pasztetowka po wsze czasy bedzie mi sie kojarzyc smacznie z Balounem Szwejka. Powinnysmy sie Bobiku spotkac kiedys w Czechach, np w takich Frantiskowych Lazniach, i najesc serdecznie porzadnej pasztetowki.
No i Zamość oczywiście ma podcienia:
http://zamosc.atspace.com/images/rw4.jpg
A z Balounem Szwejka to chyba, hm, nie nazbyt smacznie… jego słowa „ja rzy…e…gam, panie ueberleutenant” weszły do naszego słownika rodzinnego 😆
Ach…pasztetówka i Szwejk zarazem…
Żeby tak kiedyś, pod dobrym gazem,
przy współudziale starego wina
najeść się tego, co się wspomina… 😉
O ukochana i piękna pani
co gotów dzisiaj byłbym zrobić dla nij
dlaczego wciąż się przede mną chowasz
o ukochana moja pasztetowa
jeśli chcesz, będziesz kontentowana
imieniem miłym kiszko podgardlana…
itd, itp w duchu zgodnym, że
daj Bobikowi – zje…
Pasztetówka jako idea porozumienia. 😀
Dobranoc!
a on jeeee, jeee, jee!
a on jeeee, jeee, jee!
on wszystko by zżarł
bo on jest taki, nie byle jaki
taki żarcia superstaaaarrrrr!
niech mu dlatego
dołożą tego
no,
Pedigreepaaaaal!
Oczywiście, idea porozumienia oparta na paszetówce i Beatlesach. To jest to! Natychmiast się podłączam. 😆
Pasztetówki nie rzucę w kąt,
pasztetówkę spożyję tu!
Me cudne sny
wszak z nią związane są,
it’s stuff for me, not you! 😀
Pobutka.
A podcienia to są pod oczami, jak ktoś się nie wyśpi 😛
(Dwa tygodnie temu byłem w Lanckoronie — no cóż, po nas to potop — i nasłuchałem się o Lanckorońskich podcieniach, które były, ale których nie ma. (Nie przez potop, przez pożar jakiś w XIX wieku.))
Ale, żeby nie było, że się wypieram udziału w koalicji opartej o pasztetówkę i Beatlesów — Pobutka wersja 2.
O rety, ale pasztetowki…
A czy po pasztetowce tez mozna miec kaca, ja sie prosze panstwa zapytowywuje?
A tak powitalnie i porannie na dobry humor:
http://www.youtube.com/watch?v=4XZQr4owCes
No i kto mi powie, ze Beethoven byl kompozytorem powaznym?
Będąc kiedyś na Podlasiu zjadłam pasztetówki ogromną ilość. Kaca nie miałam.
W kwestii Szwejka: przeczytałam niedawno w tłumaczeniu, którego dokonał Antoni Kroh. Rewelacyjne!!
Polecam też autorstwa A. Kroha przewodnik po Pradze.
Pobutka była na tyle skuteczna, że wstałam 2 godziny przed budzikiem.
Ja to zawsze, Teresko, mówiłam, że Becio nie całkiem poważny był 🙂 A Umi niesamowita!
Co zaś do Pobutki nr 2, Beatlesi Beatlesami, ale szukałam tam jakiej pasztetówki, jedyne jednak, co tam zobaczyłam, co mogło się z nią kojarzyć, to cielęce spojrzenie Paula 😛 Strasznie grzeczne dzieciaki się na tym filmie przewalają 😆
Umi is part Japanese, German, Polish, and Irish
Niezla mieszanka wybuchowa, jak widac na zalaczonym obrazku.
A tak nawiasem mowiac, zawdzieczam jej jedna z ciekawszych interpretacji koncertu wloskiego:
http://www.youtube.com/watch?v=5aDfiQtdqBE
Coś podobnego, ma i polskie korzonki 😯
Świetna jest. Nie tylko gra, ale i myśli. W tym wieku to rzeczywiście wyjątkowe. A i w późniejszym różnie z tym bywa 😛
Ciekawa jestem, jak na Chopinowskim wypadnie Rachel Cheung, która zaczęła przyjeżdżać do Dusznik mając chyba z 12 lat. Była też taką temperamentną żabcią. Dziś już ma 18; przyjeżdżała jeszcze co prawda do Dusznik, ale ja już nie, więc nie wiem, czy i na ile się zmieniła.
To jest Rachel:
http://www.youtube.com/watch?v=FXsI9Ud6EZs
A dzisiaj wieczorem ogloszenie wynikow Krolowej Elzbiety. Claire Huangci weszla do finalu. 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=2HKO9CZkJLA
Tez wybiera sie na chopinowski, to jedna z tych, ktorzy nie musieli przyjezdzac na eliminacje.
Rachel znam od lat. Tez jestem ciekawa.
Zreszta tak na marginesie dzieki tym technologiom zna sie cala mlodziez. Prawie kazdy paleta sie gdzies na tubie. I bardzo dobrze.
Jakby ktos chcial sobie posluchac (i poogladac) mlodych zdolnych, podaje linke:
http://radio.klara.be/radio/10_kew.php
Ładnie Claire gra tego Mozarta.
Poza nią jeszcze z tych finałów do naszego stają dwaj Rosjanie – Bozhanov i Favorin, i Kim Da Sol. Ma ta młodzież zdrowie…
Claire jest fascynujaca rzeczywiscie. Na tubie jest sporo jej nagran.
A co do zdrowia mlodziezy, to stwierdzilam, ze w porownaniu z czteroetapowymi konkursami (niedlugo bedzie chyba juz piec), to Krolowa Elzbieta nawet nie az tak bardzo meczaca. Tylko to dzielo wspolczesne, nie zawsze arcy-, a ktorego trzeba sie nauczyc na akord.
No nie, pasztetówka nie jest miarą wszechrzeczy 😆
Bardzo filuterny Becio 😉 Ciekawe, kogo on tak łaskotał?
Dla kogo nie jest dla tego nie jest, Haneczko… 😎
Alez, haneczko, wszak Bobik udowodni za chwile, ze miara pasztetowki obliczali gotyckie katedry. Taka pasztetowka na 12 pasztetoweczek sie dzielaca. 😉
Wielkość pasztetówki –
nie na ludzkie główki…
Pasztetówka jako miara długości to oczywista oczywistość, ale na tym sprawa wcale się nie kończy. Jak myślicie na przykład, czym niejaki Michał A. pewną kaplicę wysmarował? Albo jaki środek dopingujący pchał w swojego syna Wodołaza znany skądinąd Leopold M.? 🙄
To juz dzieki Bobikowi wiemy, na co umarl Wilkochod. Pasztetowka z XVIII wieku toc to czysta trucizna! Zadne swinskie kotlety. Pasztetowka.
Bobiku, i tak zgola przysmak produkowany tylko i wylacznie dla Ciebie przyczynil sie do zubozenia sztuki muzykalnej.
A wyobrazacie sobie Chopina wcinajacego pasztetowke i zagryzajacego ogorcem z beczki? Na salonach, ma sie rozumiec, bo w Nohant to co innego.
Z listu z Szafarni do rodziców:
„Jem z nadzwyczajnym apetytem, a nic mi nie potrzeba do zupełniego zadowolnienia chudego brzucha, który już tyć zaczyna, jak tylko na pozwolenia i wolności jedzenia chleba wiejskiego. (…) przy stole nic nie pijam, tylko trochę słodkiego wina, frukta jem, ale jak najdojrzalsze i zaaprobowane przez pannę Ludwikę”. 🙂
Chopin musial sie meczyc codziennie pewnie nad blinami z kawiorem i mimi-kanapkami z pasztetem strassburskim. In the grand scheme of things, niedaleka jest droga od pasztetu strassburskiego do pasztetowki.
Hmmm… 😆
A propos Krolowej Elzbiety, znalaalam wszystkie podcasty, z I etapem wlacznie. Moze kogos zainteresuje. Jest paru starych znajomych:
http://podcasting.rtbf.be/montre/index.htm?th=&key=cmireb&chaine=musiq3
Dorotko, no ale na wsi jada sie to, co daja, na salonach tez 😉
A jak juz karmia, trzeba brac i szybko uciekac, Bobik Ci potwierdzi.
Oczywiście karmiony pasztetówką syn miał być Wilkołaz, nie żaden Wodołaz. I nie od pasztetówki umarł, tylko od wyrwania się spod ojcowskiej kurateli i przejedzenia kiełbasą z tofu. 👿
Ja tofu unikam i proszę – wciąż jeszcze żyję, w przeciwieństwie do Wilkołaza. 😎
Bobiku, ja tam bym go nawet nazwala Wilkopelz, bo to tak brzmi jak Swietopelk, co natychmiast dowodzi polskich korzonkow. A w tym konkretnym przypadku jawnie przyklaskuje i jestem trzy razy za i ani raz przed.
Tzn. w kwestii szkodliwości kiełbasy z tofu? 😯
A co, może nie szkodzi?
Gdyby była taka nieszkodliwa, to Wilkopełz by od niej nie umarł. Logiczne. 😆
A ja niedawno, w Chinach, jadłam – nie kiełbasę co prawda, ale tofu, i proszę, żyję 😀
Nie, Dorotko, w kwestii Swietopelkowatoscie Wolfpelza.
A zupelnie nie a propos, poswieccie chwile i popatrzcie:
http://www.britishpathe.com/record.php?id=26165
telefon komorkowy podlaczony do hydrantu i do parasola. Rok 1922!!!!
My naprawde jestesmy 15000 lat za cywilizacja 😉
A teraz sobie uswiadomilam, ze w zaden sposob nie moge sobie wyobrazic Pani Kierowniczki jako Pelzajacego Wilka zywiacego sie tofu. Cos geografia mi za duze przestrzenie pokazuje – od Irokezow po Panstwo Srodka. Chyba musze przebrac sie za satelite.
O rany 😯
Pełzającym Wilkiem na pewno nie jestem 😉
No wlasnie, zupelnie mi nie pasi Pelzajacy Wilk, ale to Wilkopelz, czyli nasz nadwislanski Swietopelk Mo-czulski (czytaj WAMozart)