WSJD: Pat i reszta?
Oj, ostro poszedł Mariusz Adamiak zapowiadając ostatni występ na Warszaw Summer Jazz Days. Powiedział mniej więcej tak: – Słyszałem, że jutro ma się w paru gazetach ukazać tekst o Pacie Metheny, że ja ponoć ściągałem go z estrady, choć i on, i publiczność chciała jeszcze, i on podobno się obraził. Od dwudziestu lat promuję tego artystę i to chyba dosyć. Chcę teraz przetestować publiczność: czy wolicie sześć takich koncertów, jak te, które słyszeliście dzisiaj, czy jednego Pata Metheny? – Szeeeść – zabrzmiało z publiczności. – No to dobrze. To tego pana więcej na ten festiwal nie zaprosimy. Nie lubimy tu gwiazdorstwa. Bo prawdziwe gwiazdy to były tu wczoraj i dziś.
No cóż, zapomniał o niewątpliwie wielkiej gwieździe, jaką był pierwszego dnia Pharoah Sanders. Ale pal sześć. Myślę, że oprócz tego incydentu z rzekomym ściąganiem Pata z estrady na złość szefa festiwalu wpłynął fakt, że Metheny, jak już wcześniej wspomniałam, wykolegował z Sali Kongresowej Pink Freudów, żeby być jedynym bohaterem wieczoru. Z drugiej strony jednak na koncercie Pata była pełna sala, a na pozostałych, hm…
Dziś też nie bardzo było z frekwencją, choć było dużo młodych dziewczyn, któe piszczały słuchając Kurta Ellinga. Miał on zaśpiewać na końcu, ale wystąpił na początku i przez większość czasu miałam wrażenie, że wykonuje na pół gwizdka, dopiero pod koniec się rozkręcił i zabłysnął skatem. Wystylizowany na kiczowatego amanta z dawnego musicalu (a w końcu i taki repertuar śpiewał, bo to były tematy, których w młodości używał Coltrane), w szarej marynarce i z zaczesaną do tyłu wybrylantynowaną fryzurką a la Rudolf Valentino, zachowywał się na estradzie również adekwatnie – to konsekwentna kreacja sceniczna. Natomiast facet ma naprawdę kawałek głosu (trzy oktawy naliczyłam na ucho) i choć z początku było trochę chropawo (chyba nie był w najlepszej formie), to końcówka już była świetna. Towarzyszyli mu świetni muzycy, zwłaszcza pianista (nie podano w programie jego nazwiska, a nie zanotowałam), który pod koniec uczęstował nas nawet krótkim cytacikiem z Rewolucyjnej (!), rozpoznanym i oklaskiwanym przez publiczność.
Następny występ Adamiak zapowiedział, że to „być może czarny koń” – ale okazało się, że nie. Rudresh Mahanthappa to saksofonista o korzeniach indyjskich, podobnie jak występujący poprzedniego wieczoru pianista Vijay Iyar, z którym zresztą grali swego czasu w duecie (trochę się dziwię, bo to bardzo różne osobowości). Bardzo intensywne i energetyczne granie, z lekkimi akcentami orientalnymi, ale jak wysłuchało się kilku kawałków, odnosiło się wrażenie, że cały czas jest to samo. Wrażenie poprawił ostatni koncert pod hasłem Tribute tu Tony Williams, a wystąpił kwartet, którego liderką była świetna perkusistka Cindy Blackman. Grał z nią znany tu już (i promowany przez Adamiaka) gitarzysta Vernon Reid, który też nieźle wymiatał, klawiszowiec o nieznanym mi nazwisku i basista Felix Pastorius (syn słynnego Jaco). To było dobre, ale bardzo głośne. Wytrzymałam parę utworów, z przyjemnością patrząc na liderkę, nie tylko dlatego, że jest ładną i zgrabną kobietką (zdrabniam, bo jest drobna) z wielką szopą włosów, ale przede wszystkim dlatego, że uwielbiam patrzeć na perkusistów, którzy grają nie siłą, tylko sposobem, więc pałki same latają im w rękach. Ale potem już poszłam, bo szanuję uszy, a poza tym już mi się spieszyło do tego thrillera pt. wieczór wyborczy…
Komentarze
Noo… mama trochę zgrzytnęła zębami na to zdrabnianie drobnych. Okropnie nie lubi być kobietką, zgrabną czy niezgrabną. 🙄
Kurczę, choćbym chcial, nigdy mi nie wyjdzie merytorycznie. 🙁 Ale swoją drogą, jaki ja mam wpływ na to, kto gra jako Pastorius? 🙄
Pobutka.
Bobiku, mnie merytoryka tez zupelnie nie wychodzi. Zreszta na muzyce sie nie znam
No, kochani, ide w pielgrzymke dziekczynna na Pola Elizejskie!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ostro poszedł Mariusz Adamiak i słusznie 🙂
Oj, tak, ja go rozumiem i trochę osób kochających prawdziwy jazz go rozumie, ale jest nas nie tak dużo 🙁
Ja kiedyś lubiłam Pata, ale teraz już taką komerchą jedzie, że trudno słuchać… Właśnie po 8. włączyłam Dwójkę na przegląd prasy i pomyślałam: co to za pop, czy nagle w tym miejscu jakaś inna stacja zaczęła nadawać? A to był Pat 🙁
Szkoda, że nie mogłam iść z Tereską na Pola Elizejskie 😉 A winko nad Sekwaną byłoby dobre wieczorem 😀
Kochałem Methenego takim: http://www.youtube.com/watch?v=bDIr4wHHhr4 ale „To se ne vrati”. On był młody, ja byłem młody… Zresztą wszytko docierało na prowincję z niejakim opóźnieniem, więc akurat ta muzyka kojarzy mi się z końcówką lat 80-tych. Krąży po necie bootleg „PMG Companion” zawierający niepublikowane nagrania koncertowe z młodości PM – z lat 1975-1979 z koncertów w różnych klubach USA – tam istne perły z tego pierwszego okresu. WSJD Pani Kierowniczce zazdraszczam , ale umiarkowanie bo np. Vijaya posłuchałem po ostatnich peanach na jego temat w Jazz Forum i nie bardzo mi się spodobał – można posłuchać „przez rozum” podobnie jak ostatnie produkcje PM 🙂
A teraz z zupełnie innej beczki – dotąd na stronie DG trzeba było płacić za streaming 128kbps (euro za płytę chyba) – od pewnego czasu jest na stronie wytwórni coś w rodzaju radia – tzn można kilkunastu albumów (może będą się zmieniać co jakiś czas) posłuchać całości – bardzo fajna rzecz. Oprócz zestawu nr 1 jest też osobny kanał malhlerowski – warto skorzystać zwłaszcza kiedy się jest na wakacjach, wi-fi działa w hotelu a do własnej płytoteki daleko.
Zapodaję link: http://deutschegrammophon-web.snowite.fr/catalogPlayer/deutschegrammophon/deutschegrammophon.html
Pozdrowienia nieustające :-)))
PS Wieczór wyborczy za nami – ufff
No, winko vis à vis wiezy, ech… rozmarzylam sie
1. Przepraszam bardzo PK za natręctwo i drobnostkowość, ale Adam jest Holzman…
2. Ten kawałek Pata w dwójce to był prehistoryczny przeca! 1987. Inna sprawa, nigdy nie lubiłem tej banalnej onomatopei.
3. Pierwszą płytę (swoją) Pat nagrał w 1976 roku. Gra od ok. 40 lat. Wypracował formułę, ludziom się podoba…
Ja go bardzo lubię, ale ostatnio zauważyłem, że więcej słucham jego płyt „jazzowych” – 99/00, Day Trip, Question and Answer itp.
Mój nauczyciel nigdy zresztą Pata nie uważał za gitarzystę jazzowego 😛
p.s. Nic PK nie wspomina o Stick Men?
Wspomniałam, ale w komentarzach:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=520#comment-68835
A Pat zaczynał przecież w ECM 😉 Kto to dziś pamięta…
Fakstycznie.
Od kilku dni wpadam przelotem, więc ominął mnie komentarz. Dziękuję.
Z muzyki Pata, jaki by nie był, zawsze płynie bardzo pozytywna aura, nawet jeśli przynudza i za to go lubię. Orkiestrionu jednak nie kupiłem.
A ja żałowałam, że tego nie zobaczyłam, bo to musiało śmiesznie wyglądać. Pat i zabawki 😆
Niestety to było 1 marca i musiałam obchodzić Chopka 😉
Tak, proszę Pani, zważywszy, że jazz wskazywany jest w badaniach socjologicznych jako muzyka wzbudzająca największą niechęć.
To skąd taka kariera tzw. smooth jazzu? To oczywiście nie jest prawdziwy jazz, ale chwilami tak.
Bo ładny jest, miły, niezobowiązujący i białe wino z lodem do niego pasuje.
No to gdzie ta niechęć? 😉
właśnie bo jest przyjemny dla ucha, w potocznym rozumieniu estetyki. To oczywiście nie jest złe, niedobre jest to, że słuchacze smooth jazzu nie znajdują potrzeby słuchania rzeczy wartościowszych. Mówiąc kolokwialnie, nie chcą się uczyć 🙂
To niestety chyba prawda 🙁
Pamiętam w latach 80′, że słowem „jazz” w niektórych kręgach zasadniczo określało się każdą muzykę instrumentalną. Widziałem sklepy z płytami, w których płyty Vollenweider stały w sekcji „jazz”.
Tak samo do jazzu zalicza się Basia Trzetrzelewska…
A niechęć…
http://www.youtube.com/watch?v=gsT5J6TJIkk&feature=related
😛
*Vollenweidera
W Afryce też jest bardzo specyficzne rozumienie słowa jazz. 😉
A w Europie ten trudniejszy jazz chyba w pewnym momencie zaczął być uważany za muzykę dla jajogłowych, wiele nawet bardziej niż poważka. I pewnie wśród wielu osób budzi niechęć na tej samej zasadzie jak „salony”, czy „elity”.
Ja zresztą w głębi ducha jestem prawie pewien, że większość ludzi podświadomie stosuje wobec muzyki tylko jedno kryterium: to, co ewentualnie da się zanucić przy goleniu lub pichceniu, jest cool, a to, co się nie da, jest błeee… 😉
To kryterium jest bardzo trudne do obronienia czy do zbicia.
Bo tak naprawdę jak sensownie i bez wgłębiania się w technikalia odpowiedzieć na pytanie: „Co ty takie widzisz w tym Lutosławskim?”
*Co ty takiego widzisz…
przepraszam, coś mi dziś palce słabują.
Zawsze można odpowiedzieć „widzieć nic w nim nie widzę, ale co słyszę…” 🙂
Na tak postawione pytanie dobrej odpowiedzi mógłby udzielić radiolog…
Też lubiłem Pat-a.
No, ale po przeczytaniu słów o manierach gwiazdorskich i o komercji, jestem teraz wręcz przekonany, że jego muzyka to dno, Pat nie umie grać i tylko markuje, idę wywalić te badziewiaste płyty… 😆
Gdyby tak wywalić wszystkie płyty gwiazd, które strzelają fochy, heh, heh 🙄
… się by miejsce na półkach zrobiło na skromnych, przed którymi wciąż jeszcze nagranie pierwszej płyty…
😆
czy coś nie tak robię, ze się moje mordki nie pokazują…?
O.K. to wina mojej maszyny
A my mamy gotową odpowiedź na Pata M. – artysta nasz polski , fochów nie strzela tylko jest sympatyczny. A do tego wirtuoz – czyli nie ustępuje a nawet przewyższa
http://www.youtube.com/watch?v=LeJ1OJhzrJ0
Stylistykę nieraz ma podobną ale bardziej chyba żeby się z tych słodkości typu „smooth” ponabijać.
A trzeba pamiętać że w takiej Ameryce bez smooth jazzu winda nie pojedzie, myjnia samochodowa nie zadziała, piwo w markecie się nie sprzeda itd itp – także nie ma żartów – sama powaga 🙂
W mojej okolicy również taka panienka w telefonie, co mówi „proszę czekać”, bez smoothjazzowych przerywników się nie obejdzie. Ale to może zrozumiałe – przecież by biedactwo zachrypło ze szczętem, gdyby tak przez cały dzień musiało bez przerw nawijać o tym czekaniu. 😆
macias1515 z 8:54 poczekał z powodu dwóch linków 🙂
Ja cierpliwy jestem i się nie skarżę 🙂
A propos „panienki w telefonie” znam firmę z branży finansowej co razi Chopinem zamiast „proszę czekać” – i to mnie irytuje. A jakiś eryk mariental czy keny dźi w takich sytuacjach jednak mniej bo oni są od tego – takie „czasowypełniacze”.
Najwspanialsza filmowa nabijka z Muzaka – „Girl from Ipanema” w windzie biurowca Cook County w Chicago gdy w finale Bracia Blues udają się aby zapłacić podatek za sierociniec – tutaj pitu pitu a tam – hałda rozbitych radiowozów, helikoptery, czołgi, policja, Gwardia Narodowa etc. 😆
Waldemar Dąbrowski po. szefa NIFC. Szkoda Andrzej Sułka.
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/97914.html
Witam,
zacznę bez zbędnych ceregieli, bo i ten, o którym zaraz wspomnę zachowuje się zwykle bezceremonialnie.
Adamiak, bo o nim chciałem, po raz kolejny zachował się jak prostak, który nie panuje nad językiem. Zdarza mu się to notorycznie, co karze mi sądzić, że jest w istocie prostakiem. Nie raczyła Pani zwrócić uwagi na jego rażąco arbitralną i populistyczną wypowiedź, jak tendencyjne i niesmaczne było jego pytanie skierowane do tłumu (bo przecież nie do reprezentatywnej grupy publiczności, taka była ranga tej „dyskusji”), który coś tam sobie pokrzyczał, zgodnie z narzuconą przez Adamiaka konwencją. Wszyscy wiedzieli, on również, że w ten sposób nie uzyska odpowiedzi na jakiekolwiek istotne pytanie, tylko odwróci uwagę i/lub usprawiedliwi się z podjęcia decyzji o zerwaniu zawodowych kontaktów z Methenym. „Po tylu latach promowania tego artysty”… wyczuwalna bezczelność – Pata, co widać po frekfencji na koncertach, nie trzeba było specjalnie promować. Legendarna zażyłość miedzy Methenym i polską publicznością, wypracowana bardzo dawno temu, musiała być wyraźnym powodem, dla którego był on zapraszany raz, dwa razy do roku. Adamiak to wiedział i musiał z tego korzystać.
Pani Doroto, rozumiem, że Pani blog to nie łamy „Polityki”. Może tu Pani niezobowiązująco, bez szczególnej refleksji, księgować kolejne wydarzenia kulturalne. Jednak kronikarska proweniencja takiego blogu, wymagałaby odnotowania kilku istotnych szczegółów. Podobał się Pani występ Cindy Blackman. Wymieniła Pani skład jej zespołu, nie zauważając, że Holtzman wyraźnie poczerniał na skórze. Proszę wybaczyć złośliwość. Chciałem zauważyć, zbliżając się nieuchronnie do sporu ideologicznego nt. wczorajszych dwóch ostatnich występów, że nie zwróciła Pani należytej uwagi na to co się wczoraj wydarzyło. To moja interpretacja przytoczonego wcześniej faktu. Pójdę dalej: w mojej opinii ANOTHER LIFE TIME nie wprowadziło wiele istotnego i ciekawego do wczorajszej muzyki, w przeciwieństwie do RUDRESH MAHANTHAPPA S CODEBOOK, które emanowało ciekawymi rozwiązaniami formalnymi i sonorystycznymi. I w ogóle. To właśnie ANOTHER LIFE TIME już w pierwszych dwóch utworach przedstawiło wszystko, co jego muzycy mieli do powiedzenia w tym projekcie, dalej już tylko bezkształtna formalna i dźwiękowa papka, ameba muzyczna bez wyraźnego powodu. Znam tych muzyków, doceniam ich za wszelkie dokonania, ale w tych okolicznościach, z tym projektem, a zwłaszcza w porównani do poprzedzającego ich, chyba jednak, czarnego konia (jak słusznie Adamiak przewidział o „Rudresh…”) wypadli blado. Cindy wpierw miejscami imponująca, później tyko boleśnie i schematycznie opłakująca Tony’ego Williamsa, była największą atletką festiwalu. Tuż za, jak go Pani może i słusznie określiła w sąsiednim wpisie, rębajłą Mastelotto. Tego i innych rzeczy niestety nie dało się nie zauważyć.
Kwestią domysłu jest gwiazdorstwo Methenego. Ciężko wymagać żeby zabrał głos w sporze z Adamiakiem, wyjawił swoje intencje wykluczając Pink Freud ze wspólnej sceny. Nie sądzę, żeby chciał, choćby mu dano szansę. Adamiak nie miał tego problemu. I oporów moralnych, żeby załatwić swój interes w tak niski sposób. Jeżeli Metheny’ego nie podejmie wkrótce Piątkowski lub ktoś z podobnymi możliwościami, polska publiczność (a jest naprawdę wielu zainteresowanych) może na dłużej stracić szansę na oglądanie Pata z kapelą wciąż w sile możliwości twórczych i instrumentalnych. Z ogromnym dorobkiem artystycznym – dodam. Jak to się ma do jego domniemanego gwiazdorstwa i piaskownicy Adamiaka, którą ten, bez naszej chęci, nas uraczył?
Pozwoliłem sobie na ten obszerny i zaczepny komentarz pod Pani wpisem, bo suma wczorajszych wydarzeń i dzisiejszych Pani opinii zmusiła mnie do reakcji, tym bardziej, że jest Pani dziennikarzem, krytykiem i osobą opiniotwórczą. Internet okazuje się być cierpliwszy od papieru, a te dwie sprawy, które tu poruszyłem za Panią wymagają większej wnikliwości. Zwłaszcza w kontekście Pani kompetencji, o które Panią posądzam. Adamiak z kolei jest tym, któremu zawdzięczam wiele znakomitych koncertów, szanuję go za podejmowane wybory i świadomie prowadzoną selekcję zjawisk muzycznych, które nam, publiczności również wymagającej, następnie prezentuje. Za swego rodzaju niezłomność w polityce wśród wielu rynkowych przeciwności. Jest jednak moment, za który widocznie odpowiada jego charakter, w którym ta niezłomność zmienia się w tępotę. I tego znieść nie chcę, nie mogę.
Z poważaniem
To sobie pan Sułek długo nie podyrektorował NIFC 🙁 Może Kierowniczka lepiej zna sprawę i trochę nas oświeci.
Ja o tym słyszę już od jakiegoś czasu wiele sprzecznych opinii, więc się nie wypowiadam. Jutro rano idę na briefing w tej sprawie.
Trochę to jednak paranoiczne mi się wydaje: zarzuty w kwestiach finansowych, a firma nie utraciła płynności…
Witam Adama Dębskiego. Mariusz Adamiak jest specyficzny i wszyscy o tym wiemy. Sam Pan zresztą pisze, że szanuje go Pan za wiele rzeczy. Z tym Patem to nie jest tak, jak Pan pisze na początku, że go „nie trzeba promować” – owszem, dziś nie trzeba, ale kiedy zaczynał tu przyjeżdżać? Wtedy na pewno Adamiak go promował i bez tego nie byłby tak znany i lubiany tutaj. Tzn. z nagrań może tak, ale może nie przyjeżdżałby tu tak często?
Tak, Adamiak posłużył się pewną demagogią, czemu zresztą dałam wyraz, ale w sposób dużo łagodniejszy niż Pan – bo mnie się w tej jego niezłomności coś podoba. Nie zawsze odpowiadaja mi jego wybory estetyczne. Ale ma do nich prawo.
Co do występów wczorajszych, rzecz gustu. Na temat domniemanego czarnego konia wyraziłam swoje zdanie po odsłuchaniu jego występu w całości. Co do grupy Cindy Blackman, faktycznie słuchałam pierwszych dwóch kawałków już na wylocie, siedząc z tyłu sali, a potem wyszłam – o czym tu wspomniałam. Stąd też pomyłka, za którą przepraszam – myślami byłam już przy wieczorze wyborczym 😉 Rudesh natomiast, choć w paru chwilach na początku zaciekawił, to potem mnie znudził – takie są moje odczucia. Pan ma inne i też ma Pan do nich prawo.
Pozdrawiam.
Zapraszamy zatem Pana Andrzeja Sułka z powrotem do Filharmonii Łódzkiej (ja tam się taką perspektywą cieszę) – w FŁ nie słychać żeby coś nie sztymowało w kasie z czasów jego dyrekcji. Pewnie któś tradycyjnie na Chopinie politykę robi. Staje jako żywo „Polska w obrazkach przez Sławomira Mrożka” – Chopin pod wierzbą ,polskie wystawiennictwo do wiatru, PUŁASKIKOŚCIUSZKO – KOŚCIUSZKOPUŁASKI i pewna ilość królików zastępująca słonia pod jego nieobecność – kurcze 60 lat minęło a to ciągle aktualne 🙁
W Filharmonii Łódzkiej przecież się nic nie zmieniło – i najpierw, i teraz robotą się zajmuje Lech Dzierżanowski. Tyle na ten temat…
Inna sprawa, że po tym, co się stało w NIFC, Sułek może mieć kłopoty. Nie życzę mu tego oczywiście, ale tego się obawiam.
Taaaak…. Do polityki się nie mieszam, to jest taaaaknięcie w sprawie rozbieżności upodobań. To może ja teraz pryncypialnie i ze swoich pozycji skrytykuję Gostka i zeena, bo oni mają czelność coś tam dobrze mówić o przedmiotowym artyście, biber mnie poprze i tak będziemy sobie sprawiać drobne przykrości, całkiem jak polskie środowisko okołomuzyczne w realnym świecie? 🙂
Każdy coś tam mówił dobrze o przedmiotowym artyście. Ja też wspominałam, że go lubiłam kiedyś. A dlaczego wymiana zdań musi prowadzić do drobnych przykrości? Ja tak nie uważam.
Ja też tak nie uważam, jednak forma wymiany czasem może prowadzić. 8)
Mam pomysł. Kierownictwo powinno zobowiązać Szanowne Towarzystwo do wyrażania złośliwości wyłącznie mową wiązaną. Ponieważ to wymaga czasu i pokombinowania, w 98% na złośliwość w końcu macha się ręką (albo łapą). 😉 A z pozostałych, wyrażonych wierszem 2% przynajmniej jest trochę zabawy. 😆
Może, nasze może…
Idę odpocząć od polityki i od jazzu. Na Ogrody Muzyczne, recital fortepianowy Aki Takahashi, w programie aranżacje piosenek Beatlesów dokonane przez współczesnych kompozytorów , jak Toru Takemitsu, Frederic Rzewski czy Zygmunt Krauze. Może być zabawnie 🙂
Dzisiaj o 21.30 w Aix-En-Provence leci „Don Giovanni”, można podglądać: http://liveweb.arte.tv/fr/video/Don_Giovanni_au_festival_d_Aix-en-Provence/ Pewnie jak zwykle rejestracja będzie dostępna przez kilka tygodni.
Nie może, a musi. Niezabawne będzie szkodliwe dla zdrowia. 🙂
Bobiku szanowny, a czy poezja konkretna też się liczy do mowy wiązanej? Bo ja słabo rymuję. 🙄
Poezja jest poezją, jest poezją. 😉 A konkretnie, jak ktoś nie umie rymować, może pisać wierszem białym, uważając tylko, żeby nie pisać ich na klawiaturze do wierszy kolorowych i nie powyżej 40 stopni. 😎
Poetyckie konkrety typu mięsno-wędliniarskiego zaliczane są przeze mnie do hiperparnasu i jako takie podlegają szczególnej ochronie (przed innymi konsumentami) ❗
ich = go
A ja nalegam, żeby z Holtzmana zrobił się Holzman!
a może być Drewniak?
🙄
Nie.
Co najwyżej Drewnowski lub ewentualnie Drzewiecki (po fachu).
Ale Wy tu se w kulki strzelacie, kolego zeen, a ja dbam o prawidłową pisownię artystów, do jasnej anieli!
W ogóle go wywalę, bo to nie był on 😈
Bobiczku! A może coś o tym specyficznym afrykańskim rozumieniu słowa jazz? Bo mnie to zaintrygowało… No, chyba że to coś brzydkiego 😉
Doceniamy, doceniamy….
Najważniejszego artystę napisaliście kolego jak najbardziej prawidłowo, z małej…
😆
Specyficzne afrykańskie rozumienie jazzu, Pani Kierowniczko? Noo.. czasem parę linków potrafi powiedzieć więcej niż tysiąc słów… 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=tcJZN8fo7mA&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=7SIk6aW7Ga4&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=IMddiBmrdBw&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=xhgBhU7C4vo
Tyle że sobie na akceptację poczekam. 😉
No baaardzo przyjemne te lineczki! 🙂
Pobutka…
Bobik szanowny zaproponował jazz afrykański w wydaniu „light” [odwieczne pytanie gdzie jest granica między folk, jazz a world music] – bardzo to ładne. Osobiście preferuję Kamerun i byłe kolonie francuskie 🙂 tak jak PAK na „Pobutke”.
Chciałbym jednak skontrapunktować:
http://www.youtube.com/watch?v=hiQ0uyqySBg
http://www.youtube.com/watch?v=UQRziRVmvcg&feature=related
Chociaż obaj artyści to liga światowa – ale rodem z Afryki.
Wszystkim nieodmiennie miłego dnia :-))
Mnie się to wszystko podoba. Już i tak zresztą mamy tu Afrykę w pogodzie, więc muzyczka afrykańska w sam raz 😉
Abdullah Ibrahim/Dollar Brand już chyba jednak nie całkiem afrykański… choć stamtąd.
macias ( zdaje sie tu bylec 😉 ) proponuje afrykański jazz emigracyjny 🙂
Obydwa przykłady to artyści i owszem, wywodzący się z Afryki, ale od wieluuuu lat mieszkający i tworzący po za nią.
Trzeba przyznać, że Afryka była dla muzyków jazzowych i rockowych źródłem niewyczerpanych inspiracji. Pamietam modę na Afrykę na przełomie lat 60/70.
„Afrykański jazz” dziś, czyli coś inspirowane czymś, zo powstało na podstawie czegoś, co wyszło z tejże samej Afryki. 🙄
Już dawno ustalono, że jazz to muzyka powstała w Ameryce na podstawie gwizdniętych z Afryki nut 😉
Aha, to były w Afryce nuty 😉
Aha, nut.
Ciężki orzech do zgryzienia 😆
Ja tu bylec – fakt. Ale i Mulatu i Abdullah nie tylko się wywodzą ale i co jakiś czas pomieszkują dłużej w Afryce, biorą do współpracy muzyków afrykańskich itd (zresztą „Manneberg” to utwór z czasu pobytu Abdullaha w RPA). Także proszę ich z afrykańskości nie wyzuwać 🙂
Aleszalesz… nie zamierzam odafrykańczać.
A tu bylec napisałem, bośmy chyba krajanami 😉
Gostek dobrze to ujął: dziś wszystko się miesza ze wszystkim, ale z potrzeby stanięcia na twardym gruncie, niech to będzie grunt afrykański 🙂
Tak swoją drogą czy „gwizdniętych”?.
Gwizdnęli raczej autorów, którzy te nuty mieli w głowie.
A z NIFC sprawa wygląda niestety niewesoło dla Andrzeja Sułka:
http://wyborcza.pl/1,75248,8104104,Instytut_Chopina_bez_dyrektora.html
Pani Kierownik miała rację – wygląda że było coś „nie halo”.
A miałem złudzenia… 🙁
Ja zahaczyłem, przymrużając zresztą oko, o afrykańskie pojęcie jazzu, bo na pewno nie jest to to, co w piewszym odruchu przychodzi do głowy Amerykaninowi czy Europejczykowi, kiedy o jazzie myśli. W Afryce to nie jest ani smoothpapka do windy, ani podejrzana rozrywka jajogłowych, tylko muzyka w najlepszym tego słowa znaczeniu ludowa, zarówno w wersji lajtowej, jaki bardziej wyrafinowanej (ta zresztą najczęściej w wykonaniu muzyków, którzy grywają poza Afryką, co już wchodzi w dziedzinę wpływologii stosowanej). 😉
Kamerun też popieram. I Mali. 🙂
Może coś z Mali na afrykańską pogodę? 😉
http://www.youtube.com/watch?v=b8vpZkq6fIs
A co najlepsze, Laurence Hobgood – bo to on przygrywał (złe słowo) Ellingowi – tę „Rewolucyjną” wplótł w Bonda.
W tym Kamerunie to nie są wcale tacy mali…
Upał….
Jeden perkusista z Mali
Nosi okulary do dali
A w zespole basita ryży
Nosi grube szkła do bliży
Ale w bębenek nie wali.
Gitarzysta z Republiki Malgaskiej
Futerał gitary zamykał z trzaskiem
Przyciąwszy sobie palców opuszki
Płakał potem rzewnie do poduszki
„I jak ja teraz pojadę w traskę ?”
Super, macias poparł Afrykę czynem. 😆
Pewien znany trębacz z Botswany
dość kłótliwy był, gdy naprany,
lecz (ręczę honorem!)
pił tylko wieczorem,
rano był więc, że przyłóż do rany.
Bobik rulez ! – jak pisze młodzież – Chapeau bas ! – jak mówią starsi
mały rewanż:
Inny trębacz co pochodził z Kinaszasa
Też lubił wypić na czczo pół basa
Jego trzeźwe (i nie) występy na scenie
jednako wielkie miały powodzenie
Nie szła za tym jednak większa kasa
i już pada – co za ulga …
Znakomity pianista z Nigerii
kilka wpadek miał, prawem serii,
nie na scenie, tylko za nią,
bowiem tam niejedną panią
zawiódł tak, że dostała histerii. 🙁
A propos niczego:
http://wyborcza.pl/1,75248,8105902,2_miliony_monet_rozsypalo_sie_na_autostradzie.html
Inny za to muzyk, z Tanzanii,
satysfakcję dał każdej pani,
bo na swym instrumencie
grał z niezwykym przejęciem
i to nawet, gdy był na bani. 😉
No to mamy temat:
Kierowca i konwojent z Apulli
W pracy grappą nieco się skuli
I rozbili auto z kasą niestety
Ludzie pozbierali monety
Włoski za to podatnik zabuli
Przysięgam że już koniec – Bobik rulez !
PS na serio straszny wypadek ludzie ranni, pewnie nawet trzeźwi a my se tu jaja robimy, wstyd (mi)
Ironia taka, że kierowcy zaczęli zbierać kasę, a nie pomogli rannym. To nie pieniądz źródłem zła wszelakiego, tylko chciwość ludzka 👿
Podejrzewam, że bez rozsypanych pieniędzy też by nie pomogli. Ludzie się przyzwyczaili, że od pomocy przy wypadkach są odpowiednie służby i ich osobiście to nie dotyczy. Co zrsztą czasem nawet ma sens, bo niefachowa pomoc rannemu może okropnych szkód narobić.
To oczywiście nie zmienia faktu, że rzucenie się w takiej sytuacji do rozdrapywania forsy jest skrajną obrzydliwością.
Ale Wasze limeryki śliczne 😉
Witam Mariusza Hermę. Ten Bond, i owszem, był 😀
Ten klawiszowiec nazywa się Marc Cary
http://www.facebook.com/group.php?gid=206702483120
Pan Apropos Nitschego z Tanzanii
cierpiał na dokuczliwy mesjanizm
odwiedziwszy Warszawę
nagle zdał sobie sprawę,
że w głębokim tkwił błędzie latami…
Bumba Bum, perkusista z Bamako,
postanowił pokazać Polakom,
lecz mimo wielu pokazów,
kasy nie dostał ni razu,
więc dość niską miał życia jakość. 🙁
Obiecywałem, że koniec, ale Bobik może – to ja też:
Saksofonista natomiast z Dakaru
Pełen był wewnętrznego żaru
Urok kobiet był mu jednak obcy
Bo wiecie – interesowali go chłopcy
Dużo w Dakarze takiego towaru
Tym razem żegnam na trochę dłużej – doczekałem urlopu. Czego i Państwu serdecznie życzę 🙂
Miłego urlopu 😀
Pewien macias, jak szepczą rodacy,
miał z początkiem lipca dosyć pracy,
więc ją zostawił, chwała bogu.
Dobrze życzono mu na blogu,
dzięki czemu urlop miał cacy. 😆
Popłakałem się ze wzruszenia – ale,
żem przesądny za życzenia nie dziękuję
i Wy drodzy nie dziękujcie 😆
O rany boskie 😯
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,8108561,Tajlandia__rosyjski_pianista_podejrzany_o_pedofilie.html
Że jest gejem, to było wiadomo, ale jeszcze i to? 😯
Zdarza się. 😕 Robert King niedawno wyszedł warunkowo chyba?
Na Wiki piszą, że w 2009 r.
Tak niezależnie od powyższej wiadomości, to nigdy za Pletniowem nie przepadałam – jakiś mi się zimny wydawał. Mam taką płytę z sonatami Mozarta, po której się na niego wręcz wściekłam 👿
Pobutka.
Przeczytalam artykul w tajlandzkiej prasie i wynika z niego, ze zostal aresztowany w zwiazku z aresztowaniem jakiegos Tajlandczyka, ktorego znal, bo tamten pilnowal mu domu podczas nieobecnosci. Ze zostal wypuszczony za kaucja. Ze nic nie znaleziono (ale szukaja). Komentarze raczej wskazuja na tania sensacje i na zwiakszanie sprzedawalnosci prasy. Jak ja nie lubie takich tanich sensacji. Jak udowodnia, bedziemy sie ustosunkowywac, a samo zatrzymanie o niczym nie swiadczy.
A za Pletniewem tez nie przepadam. Milego dnia Wam zycze. Bardzo milego.
I nawzajem 🙂
Jeśli tak, to dobrze. Ale i tak mi się jego muzykowanie nie podoba 😉
Pletneva (Pletniowa?) można słuchać w określonym repertuarze. Jego Beethoven jest niestrawny, ale np. płyta z utworami CPE Bacha bardzo mi się podoba. Bardzo też lubię jego płytę z lirycznymi piesami 😉 , ale nagraną dla Melodii w głębokich latach 80′, nie tę na DGG.
No cóż, piesy liryczne to są samograje. Trudno, żeby się taki pies nie podobał. 😎
Pies liryczny = Pies Bobik 😀
Mhm.
Lunnaja też jest samograjem, a w wykonaniu pana Pletniewa brzmi jak marsz żałobny jakiś.
Liryczny to ja mam głosik, o czym chyba już – gdzieś, kiedyś – zawiadamiałem. 😉
Jam nie jest pinczer idiotyczny,
bym ultradźwiękiem jakimś piskał,
baryton cudny mam, liryczny
i szczekam niby Fischer-Dieskau.
A kiedy mi podają kurę,
jak Barysznikow do niej skoczę,
bo tak uwielbiam ja kulturę
(co nienajgorszym jest ze zboczeń.) 😀
Piskał – Dieskau, co za rym! 😆
W sprawie Ellinga…Może szkoda, że wystąpił na początku choć sądząc po zwolnionych miejscach po jego koncercie dla niektórych dobrze.Zaskoczyła mnie ta zmiana. Piszczących dziewczyn nie namierzyłam – słyszałam wokół siebie męski, solidny aplauz rozglądając się i stwierdzając, że na Kongresie Kobiet nie jestem 🙂
Elling rzeczywiście rozkręcił się w w drugiej połowie koncertu, ale taka rzeczywistość festiwali.Na koncercie w Fabryce Trzciny w 2005 r pokazał na co go stać – cztery oktawy, maniakalny skat i wolność jaką w tym gatunku osiąga i dzieli się niewielu.
Co do wyglądu i zachowania nie dyskutuję, bo są względne.Wolę Ellinga w marynarce niż facetów w wypchanych, niechlujnych jeansach. Zachownie nader skromne a przede wszystkim szanujące muzyków towarzyszących- zupełne zejście w cień dla pokazania mistrzostwa kolegów.Pianista to Laurence Hobgood kompozytor i współpracownik Ellinga od 16 lat. Tę więź słychać na nagraniach,koncertach- to jak dialog w jedności i poszanowaniu obu wielkich osobowości muzycznych.LH posiada własny dorobek jednak spełnia się artystycznie w powiązaniu z KE.
Mimo niedosytu dziękuję Panu, Panie Elling:) w końcu zawitał Pan do Polski po pięciu latach, a bywał Pan przecież niedaleko:)
musicca
musicca
musicca – witam. Dziewczyny były w moim pobliżu 🙂 No, właśnie tego scata brakowało! Pod koniec mieliśmy niewielką próbkę, dobre i to. A styl ubioru i uczesu był zdecydowanie wykreowany – czego oczywiście nie mam mu za złe 🙂 A poprzedniego wieczoru pan Trey Gunn (projekt Crimson Garden) wystąpił w czarnej spódniczce do kolan… Tyz piknie 🙂
Chciałbym się odnieść do promocji Pata, do tego że jakoby „Adamiak go promował i bez tego nie byłby tak znany i lubiany tutaj…”
Śledzę od początku poczynania Pata, na pierwszy koncert przyjechałem do Warszawy w 1985 roku by przekonać czy to intrygujące brzmienie jest możliwe na żywo z palców. Kongresowa pękała w szwach porównywalnie może do pierwszego koncertu Milesa Davisa. Dokładnie było odwrotnie, to raczej Pat Metheny spowodował że z podziwem patrzyło się na Mariusza Adamiaka i organizującą Agencję Akwarium, to raczej była promocja organizatora. Nikt nie był w stanie zdobyć środki i możliwości by zaprosić artystę u szczytu popularności na świecie. Ogromne było zapotrzebowanie na muzykę Metheny`ego wszędzie na świecie i u nas. A te „20” lat to wyglądały tak że drugi raz PMG zawitał do Polski w 1983 roku po 8 latach przerwy. Znam dobrze Adamiaka, grywałem wielokrotnie na jam sessions w Akwarium (jestem muzykiem) i wielokrotnie analizowałem wiele harmonii w kompozycjach, użyte skale na przeróżnych warsztatach nawet grałem większość kompozycji właśnie z uczniami, dla ich rozwoju. Nie jestem oszołomem albo fanem ale naprawdę chcę podkreślić że niezależnie od muzyki która jest jakoś w ogóle powtarzalna, kiedyś był prekusorem dzisiejszego smooth i nigdy nie było to artystycznie nieciekawe. Mało, powiem że to może największy innowator po Jimi Hendrixie! Gdy zamieszkałem w Warszawie grywałem w Akwarium koncerty, grywałem na jamach. Pamiętam jam sessions po koncercie Pata w 1997 roku znalazłem się w śmiesznej sytuacji, stałem wtedy oparty o fortepian i myślał że jestem pianistą zapytał czy zagram z nim… Zmierzam do tego Że Pat miał taki piękny zwyczaj przychodzenia grywania w klubie po każdym koncercie w kongresowej zupełnie za darmo, na jamach z polskimi muzykami. Za każdym razem kiedy był w Warszawie! Za każdym razem Mariusz A. miał go dodatkowo w klubie, i nie trzeba było na to kontraktu. Mało który zwłaszcza gitarzysta o światowej renomie tak był otwarty właśnie „niegwiazdorski”. O tym się teraz „zapomniało”. Nie wytrzymałem i musiałem to opowiedzieć. On zawsze grał wszędzie na świecie za darmo, zawsze bez żadnych ceregieli w klubach, w ten sposób pracował latami nad sobą, ćwiczył, po prostu przychodził sobie do jakiegoś klubu. Ponoć było to jakoś zagwarantowane w kontrakcie także w Warszawie by mógł pojamować gdzieś po koncercie, było to zawsze Akwarium. Chodzi mi o wywoływanie teraz aury skandalu. To jakaś organizacyjna niedoróbka, ktoś czegoś wcześniej nie uzgodnił, to wszystko… Natomiast upublicznianie tego nieporozumienia, całe te brednie o „dwudziestoletnim promowaniu” bez którego ta muzyka by nie dotarła do słuchacza to naprawdę jakiś kolejny po popisach polityków cios w młodych ludzi którzy dopiero uczą się muzyki i kultury. Jeżeli trzeba promować Pata to właśnie teraz! Teraz bo teraz rosną następne pokolenia słuchaczy, czyli ma trochę przewrotnej racji Adamiak. Ale czyż nie jest tak że Polska to tylko jeden z przystanków na trasie, to raczej część „travels”dla gwiazd. Dodam jeszcze że niepotrzebnie ofiarą stał się zespół Pink Freud, podobnie jak te wszystkie dawne konflikty o to kto ma prawo grać muzykę, dyskusje bez słuchania muzyki. Nie da się zastąpić samej muzyki, a już na pewno piękna którego też nie daje się oszukać najlepszą nawet promocją.
Z wyrazami szacunku