Walka wojny z pokojem
Jaki był mój stosunek do Missa solemnis Beethovena, pisałam tu już ponad dwa lata temu. I podtrzymuję, że zrozumieć ten utwór naprawdę lepiej można właśnie słuchając go w wykonaniu na instrumentach z epoki. Zupełnie inaczej słyszy się archaizacje (dla muzycznych czytelników dodam jeszcze modalizmy), brzmienie jest bardziej adekwatne. Ciekawą miałam po koncercie wymianę zdań z 60jerzym. On twierdzi, że nigdy nie miał problemu ze zrozumieniem Missy. Ale teraz, po wysłuchaniu tego wykonania, poprzestawiało mu się i zastanawia się, czy kiedy ją usłyszy znów na współczesnych instrumentach, nie będzie miał on z kolei kłopotu. Pamiętam też, jak entuzjastycznie opowiadał o Missie (na filmie Monsaingeona o Wariacjach na temat Diabellego) Anderszewski, podgrywając fragmenty z Credo (piękny jest moment, gdy nagle w warstwie dźwiękowej pojawia się chór). Kiedy indziej mówił, że to właśnie wysłuchanie tego utworu w wieku chłopięcym sprawiło, że przestał być pianistą, a stał się muzykiem.
Mnie, jak mówiłam, tak łatwo nie było, ale w końcu weszłam w jakąś przyjaźń z tym utworem. Słuchając go dziś w wykonaniu zespołów Philippe’a Herreweghe zwracałam tym razem uwagę nie tylko na nawiązania do muzyki dawniejszej (łącznie z pojawiającą się tu często formą fugi), ale i na pokrewieństwa z innymi utworami samego Beethovena. Oczywistą jest sprawą, że w wielu momentach jest to zapowiedź IX Symfonii. Ale jest tam też wiele z Fidelia, jedynej opery Beethovena. Pracował nad nią od 1805 do 1814 r. Missa solemnis zaś pochodzi z 1822 r. Dlaczego kompozytor wraca do owych trąbek i w ogóle militarnych momentów swojej opery?
I takie mi się nasunęło tłumaczenie: przewaliła się kampania napoleońska (zesłanie na Elbę Napoleona, któremu przecież Beethoven początkowo chciał poświęcić Eroikę, nastąpiło dokładnie w roku premiery ostatecznej wersji Fidelia) i z dystansu już na nią patrząc, po wyniszczających kraj wojnach, Beethoven stał się pacyfistą. Dlatego tutaj trąbki i marszowe rytmy nie niosą entuzjazmu walki o wolność, lecz są ostrzeżeniem, przypomnieniem, odniesieniem do słów: Dona nobis pacem. Kilkakrotnie wracają trąbki, ale tym razem towarzyszą im dramatyczne recytatywy solistów (miserere, miserere…) – i zwycięża pokój: słowa Dona nobis pacem śpiewane przez chór w trójkowym, kołyszącym, uspokajającym rytmie. Dlatego uważam, że Herreweghe wspaniale poprowadził tę końcówkę, bez niepotrzebnego hałasu na końcu, z refleksją i zadumą.
Mam płytę z Missą pod jego batutą, bardzo ją zresztą lubię, ale dawno nie słuchałam. Myślę, że trochę zmienił interpretację, wydaje mi się, że np. Benedictus było na tym koncercie odrobinę wolniejsze, choć ogólnie tempa były dość szybkie, płynne. Ale spokój, z jakim Herreweghe dyryguje, sprawia, że tych temp nie odczuwa się jako szybkie, przynajmniej ja nie odczuwam. Nie wszyscy soliści podobali mi się w równym stopniu (najmniej tenor Emiliano Gonzalez Toro), czasem też byli przykrywani przez zespoły; w radiu brzmiało to zapewne inaczej. Ale wieczór był bez wątpienia wspaniały.
Komentarze
Pobutka.
A co tu jest do rozumienia? Podoba się albo nie, taka jest moja polityka 🙂
Herreweghe był wczoraj Beethovenem. I chociaż marzyło się, żeby zamiast w FN, usłyszeć tę Missę w kościele, to i tak ciężko było wyjść i wrócić do domu…
ja przyznam się wysłuchałem tej mszy pierwszy raz w skupieniu i jestem w „wniebowzięty”, oczywiście jakieś kiksy czy problemy się zdarzają jesteśmy przecież tylko ludźmi 🙂
co do PA to nie chciałbym bym być niegrzeczny w poprawianiu pani Dorotki (jakże można to czynić!), ale wydaje mi się, że PA mówił w filmie, że zmarł jako pianista a narodził się jako muzyk ale przy Requiem Mozarta (jak wysłuchał je po raz pierwszy na żywo), ale oczywiście mogę się mylić 🙄
micu – w tym drugim filmie możliwe. Ale o Mszy była mowa w tym poprzednim. Pewnie jedno i drugie na niego wpłynęło 😉
Stopa – obawiam się, że w kościelnej akustyce wszystko zlałoby się w jedną magmę… Całe więc szczęście moim zdaniem, że to było na sali koncertowej 🙂
Hoko – a, to wcale nie takie proste. Przecież może być tak, że coś się trochę podoba, trochę nie podoba, tzn. pewne cechy się podobają, pewne nie… A już zwłaszcza w tak długim utworze 😉
na PA wiele czynników miało i ma wpływ (np. Warszawa przedwojenna 🙂 )
a czym dłuższy utwór tym więcej miejsc bardziej i mniej podobających się, według mnie to norma 🙂
Teodor de Wyzewa (Wyżewski), który co prawda zajmował się chętniej Wagnerem i przede wszystkim Mozartem, pisał czasem także o Beethovenie. Był on, jego zdaniem, artystą wyrażającym emocje wielkich mas ludzkich. A Missa Solemnis to …najlepsza opera Beethovena! Tak mi się przypomniało, a propos wspomnianego wyżej Fidelia.
Właśnie a propos Hoko – wyszłam z mieszanymi wrażeniami – dwie ostatnie części mnie zachwyciły, pozostałe mniej, oględnie mówiąc, z wyjątkami dotyczącymi fragmentów. Jeśli miałaby to być Msza – to wolę bardziej stonowane wyrazy uczuć/wiary, ale próbowałam potraktować ją w kategoriach bardziej symfoniczno-operowych.
Problem, że to pierwsze moje zetknięcie z Mszą, więc odbiór tym trudniejszy.
Utożsamiam się z opinią ‚bazyliki’.
Ożyłam w dwóch ostatnich częściach, a wcześniejsze pomimo potężnej formy jakoś mnie męczyły.
Też pierwszy raz słuchałam Mszy. 😀
Wszystko przed nami.
A dla mnie ten utwór jest za głośny i męczący. A dawne to były chyba tylko dęte bo przecież smyczki brzmiały na zupełnie współczesne?!
Brzmienie Collegium Vocale jak zawsze super (cudownie jest posłuchać jednolitego brzmienia i zgodnej interpretacji tak rzadko spotykanych w polskich chórach…), aczkolwiek zeszłoroczne z Pasji Haendla bardziej mnie powaliło (może dlatego że wtedy śpiewali sami, niepołączeni z innym chórem), pięknie brzmiał alt, sopran okropny – przewibrowany i krzykliwy.
Cóż, koleżeństwo uparło się, by w Mszy zobaczyć operę. Nie jest to chyba jednak najlepszy przykład, a już na pewno nie tak spektakularny jak mała msza Rossiniego (strasznie się tam bawię na tej mszy, a nawet nożka mnię tak tanecznie bez przerwy podskakuje), czy Verdiowska żałobna – przy okazji mająca związek z Rossinim. Powiedzenie, że jest to najlepsza opera LvB – jest tyleż efektowne co efekciarskie. Teza możliwa do wybronienia jedynie przez marnych śpiewaków w obsadzie. I równie wybitnych dyrygentów.
Posłuchałam trochę innych wykonań – porównałam ‚Kyrie’.
Trzeba przyznać, że ta wczorajsza jest najprzyjemniejsza dla mojego ucha.
Nawet bardzo. 🙂
@60jerzy, o tak! TdW poruszał się na cienkiej granicy pomiędzy błyskotliwością a efekciarstwem i zdecydowanie za często ją przekraczał (przynajmniej na mój gust). Takich bon motów nie należy traktować bezkrytycznie. Ale skądinąd ciekawe, że jeszcze po ponad 100 latach mogą współgrać z naszymi emocjami.
To trzeba by chyba uzgodnić, co w tym przypadku należy rozumieć pod słowem „rozumieć”. Bo „być obytym” z tym czy owym, to niekoniecznie to samo co „rozumieć”, a jeśli już, to raczej w wąskim zakresie. Jak dziesięć razy posłucham czegoś, poznam to dokładniej, to może i zacznie mi się bardziej podobać niż na początku, na zasadzie, że podoba nam się to, co znamy. I tylko w tym zakresie zwiększy się moje zrozumienie, które jest po prostu przyzwyczajeniem się 🙂
A że się „trochę podoba” – a co do tego ma zrozumienie? Że trochę zrozumiałem, a trochę nie? Czy może zrozumienie jest potrzebne do samego stwierdzenia tej cząstkowości? To problemy będą jeszcze większe. Czy potrzebne jest do tego, by stwierdzić, że ta aria mi się podoba, a ta nie? Czy do tego, by stwierdzić dlaczego ta mi się podoba, a ta nie? To i owszem. Ale refleksja „dlaczego mi się podoba” to już coś całkiem innego od konstatacji, że „mi się podoba”. Może mi się podobać, nawet jeśli nie potrafię sprecyzować dlaczego…
Ufff… 😆
To było piekne wykonanie ale chyba rzeczywiście im bliżej końca to było coraz bardziej porywające. Cudowny alt, niebiańsko serdeczny. Wejścia trąbek wstrząsające.
„…spokój, z jakim Herreweghe dyryguje, sprawia, że tych temp nie odczuwa się jako szybkie…”
Sam bym lepiej tego nie powiedział 🙂
Największa przewaga PH nad innymi HIPowcami.
Hoko,
myślę, że ze zrozumieniem słucha ten, który zna teorię muzyki.
Zna składnię, styl, epokę i różności rozmaite, które pozwalają mu oceniać te elementy.
„Podoba się”, to rzecz dla amatorów, a jeszcze podatna na chwilę.
Jak siedzi koło mnie ktoś, kto mi przeszkadza, lub pani za mną pouczy mnie na wstępie, że nie powinnam się wachlować w trakcie koncertu, „bo tu przecież jest klimatyzacja”, to jestem zła i żegnajcie uniesienia.
Dodam, że nigdy nie używam wachlarza podczas spektaklu.
To co teraz się nie podoba, jutro może zachwycić – sam wiesz.
Po prostu – przyjemnie jest posłuchać dobrej muzyki w dobrym wykonaniu i jeszcze na żywo.
Troszkie kultury sie przyda. 😀
Pomiędzy „słuchaniem ze zrozumieniem” a „podobaniem się” jest pewien odstęp.
Osoba, która słucha ze zrozumieniem: „On zagrał ten utwór beznadziejnie. W ogóle nie rozumie kompozytora ani epoki!”
Dyletant: „Ale dlaczego? Przecież bardzo mi się podobało.”
Pierwsze i podstawowe kryterium: czy chce mi się wysłuchać utworu do końca (tzn. czy przykuwa moją uwagę).
„Rozumieniu” nic tu do tego. Rozumienie często wręcz przeszkadza odbiorowi, ponieważ wymusza zwracanie uwagi na aspekty wykonania (i utworu) niezauważalne dla dyletanta.
Coś takiego znalazłem:
http://www.deutschegrammophon.com/cat/single?PRODUCT_NR=4778771
Starczy już Mahlera i Bartoka?
WOW!
I to kto dyryguje! 😀
No to o to się rozchodzi właśnie 🙂
To bodajże pierwsze wystąpienie Karola w tej wytwórni?
WOW! no to teraz tylko pozostaje czekać do 6 wrzesnia
Ups, Zimerman z Danczowską już grali Szymanowskiego.
A co dzisiaj słychać w FN?
N.Benedetti też już grała K.Sz. dla DG. Ale poza tym to chyba faktycznie kiszka wątrobiana.
A dzisiaj w FN piękne granie było. Muzykowanie. Radości sprawianie.
Ale wszystko piknie opisze PK.
No właśnie, jestem Wam winna wiadomości z frontu. Dziś muszę powiedzieć, że było bardzo ciekawie! Po południu wystąpił włoski pianista Pietro de Maria, o którym w życiu nie słyszałam, a który nagrał dzieła wszystkie Chopina ❗ Program był całkowicie chopinowski i trochę się obawiałam, ale było świetnie! To prawdziwa indywidualność, ze świetną techniką i wyczuciem formy, z ogromną dbałością o jakość dźwięku. Najpierw oba nastrojowe Nokturny op. 27, po nich Sonata b-moll i jeżeli na koncercie przypadkiem był czytelnik podpisujący się Polskie Uszy 2010, to to właśnie jest przykład, jak trzeba grać tę sonatę, a zwłaszcza finał, który był niesamowity! Dostał wielkie brawa i bisował trzy razy: Sonatą d-moll Scarlattiego, Campanellą Liszta-Paganiniego i na koniec znów wrócił do Chopina: Preludium Des-dur. Po koncercie można było zakupić jego płyty, a pianista je podpisywał. A że „ślicznyżłopiec, czego chcieć” 😉 – ustawiła się kolejka 🙂 Ja kupiłam sonaty, po pierwsze po wrażeniach koncertowych, a po drugie – bo nagrał też Sonatę c-moll! Ale w kolejce do podpisu nie stanęłam.
Wieczorem na dużej sali spodziewałam się wydarzenia i było. Najpierw III Symfonia Es-dur „Reńska” Schumanna (coś ten Ren musi być w Es-dur, Złoto Renu też od tej tonacji się zaczyna), bardzo energiczna, rogi huczały jak na polowaniu. Po przerwie mój ulubiony Alexander Lonquich – wygląda na to, że mam sklerozę, bo powtarzałam, że dawno nie słyszałam go w Chopinie, a przecież słyszałam, i owszem, m.in. w Chopinie, cztery lata temu, czemu zresztą sama dałam wyraz na piśmie:
http://www.ruchmuzyczny.pl/PelnyArtykul.php?Id=3
Koncert e-moll zagrał również na erardzie. Wykonanie było wspaniałe! Bardzo romantyczna, nawet z pewną porywczością zagrana I część, druga – liryczna i miękka, finał zadziorny, trochę może popędzony (pod koniec rozleźli się z orkiestrą). Ale brzmiało pięknie, idealne były proporcje. Dał trzy bisy. Najpierw Feux follets Liszta – w pierwszej chwili przyszło mi do głowy, że ryzykant, no, ale w końcu przecież Liszt też grał na takim instrumencie; potem Impromptu Fis-dur Chopina, wreszcie chyba coś Schuberta, muszę to zidentyfikować.
Bardzo udany dzień festiwalowy.
Zarówno w powyżej linkowanym artykule, jak i w dzisiejszych rozmowach wspominałam o Tangu Strawińskiego. Tutaj wykonanie anonimowe, całkiem niezłe:
http://www.youtube.com/watch?v=WCz-w8-ipG8&feature=related
Mój nieżyjący już przyjaciel mawiał, że to taniec śmierci… Mnie ta koncepcja bardziej nawet pasuje do wersji na zespół:
http://www.youtube.com/watch?v=Skn4wZ134-4&feature=related
Jak go zwał, mam wyjątkową słabość do tego utworu. Do Igora w ogóle zresztą, ale to jakby już oczywista oczywistość 😉
Można to też tańczyć 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=-XUzZ9uB4ZM&feature=related
Dobranoc!
Dzięki!
Dobrej! 😀
W komentarzu pod pierwszym Strawińskim jest przyczynek do tego, co Hoko napisał o 16.42.
At 1:58 the pianist plays a C natural instead of a C sharp, I wonder if it’s a mistake or if he had a different version of the score?
Ludzie!!! A co to mnie obchodzi? 🙂 Zresztą pod drugim linkiem też chyba grają C natural, chociaż nie wiem, mój słuch jest dużo lepszy niż głos, co nie znaczy że dobry. Przylezie taki erudyta #@#@*&^ i musi, no musi. 👿
Pobutka.
Pietro de Maria pianista z Wenecji
Piękny jest jak ten kwiat godecji
Gra Chopina wręcz cudnie
z wyczuciem, nienudnie
i nie popełniamy tu niedyskrecji.
http://www.pietrodemaria.com/en/index.php
lub http://www.youtube.com/watch?v=A4aF80ZLBjA
Faktycznie „pienkna mencizna” :-).
PS Ciekawe czy Szymanowski pod Boulezem będzie z polską ceną bo jak nie to nie kupuję – mam NAXOS-y to przeżyję najwyżej sobie posłucham w DG Radio.
Dzień dobry.
Wodzu! Ależ zmiana nuty powoduje zmianę harmonii! Akord z c i z cis brzmi zupełnie inaczej, to inna jakość.
A jak tam było naprawdę, trzeba by sprawdzić w nutach 🙂
1. SzymcioBoulez a nuż może będzie z polską ceną, na przykład bez tej drugiej płyty z wywiadami, może? Universal pod tym względem dość prężnie działa.
2. A propos c/ cis bodajże jakiś klarnecista powiedział Reinerowi kiedyś, kiedy ten mu kazał grać „f” „Maestro, w moich nutach jest fis”. Na co Reiner odpowiedział „Ale w MOJEJ partyturze jest f.”
3. Nie wiem, co o tym sądzić, ale dziś mi się śniła PK, kategorycznie mówiąc, że sonata w tonacji molowej nie może zaczynać się od akordu molowego. I ja już nie wiem… 🙄 😯
z nutami też różnie bywa, u mnie w Koncercie c-moll KV 491 w samej pierwszej części były 4 błędy w mojej partii a 2 w wyciągu orkiestry 😯 a niby wydawnictwo Petersa 😀
coś też kiedyś słyszałem z Wunderfem (podczas KCh), że coś miał zły zapis w polonezie 😉
co do błędów to jeszcze znam taką anegdotę: http://www.youtube.com/watch?v=NYbTkyJj8pk
Gostku 😯
Właśnie dopiero co pisałam coś (co jeszcze nie zostało opublikowane) o pewnej sonacie, która jest w A-dur, jej wstęp zaczyna się akordem A-dur, ale I część jest w a-moll 😉
Z Chopkiem to w ogóle jest dramat, bo były trzy wydania źródłowe: francuskie, niemieckie i angielskie. Między nimi jest wiele różnic. Wydanie Narodowe opublikowało swoją wersję, kierując się gustami prof. Ekiera i mgr Pawła Kamińskiego, którzy wybierali z tych trzech to, co im się najbardziej podobało. Jednocześnie powstaje wydanie firmowane przez czterech zagranicznych profesorów, którzy uważają, że za podstawę trzeba przyznać wydanie francuskie, ponieważ Chopin miał najwięcej możliwości, żeby je poprawiać. No i tak, mamy kilka wersji, do wyboru, do koloru 👿
taa i Wydania Narodowe są Urtextem.. 🙂 a też prof.Ekier wybrał w balladzie f-moll jeden fragment gdzie zamiast fes jest f i cała harmonia i napięcie idzieeee nie powiem gdzie, http://www.youtube.com/watch?v=D_PBTGfhWD8&feature=related (ok.6:21) a to jest chyba ‚Narodowe’: http://www.youtube.com/watch?v=kSZc-gsdO5E (ok.6:03)
mic poczekał, bo post z dwoma linkami 🙂
W Paradyżu zaś ‚Missa solemnis’ pewnie nigdy nie zabrzmi (za mało miejsca). Ale dobrej muzyki tu nigdy nie brakuje…
Byłem na festiwalu ‚Muzyka w Raju’ tylko trzy dni, ale wróciłem z całą masą wrażeń: recital klawesynowy Aline Zylberajch (Frescobaldi, Froberger i Louis Couperin), Le Parlement de Musique Martina Gestera z sopranistką Dorothée Leclair (muzyka obu Scarlattich, Corellego i Sammartiniego), wspomniany już na blogu przez PK Ensemble Peregrina śpiewający angielską muzykę średniowieczną (chciałem apisać „anielską”, bo istotnie słuchając tych trzech śpiewaczek i harfy „odlatuje się w bliżej nieokreślone rejony”).
Największe wrażenie zrobił na mnie Ensemble Faenza (z Francji), w Paradyżu reprezentowany przez dwóch muzyków – byli nimi Marco Horvat (śpiew, gitara, teorba) i Bruno Helstroffer (teorba, gitara). Przedstawili cykl złożony z trzech opatrzonych własnymi tytułami koncertów (każdy z programem stanowiącym zamkniętą i przemyślaną całość: Amour des corps – Amour des coeurs – Amour des esprits) z muzyką Cacciniego, Frescobaldiego, Kapsbergera, Castaldiego i in.
Generalnie zatem wczesny barok, śpiew, w którym przechowały się zwyczajność i prostota muzyki popularnej, rozkosznie bezpretensjonalny – a całość dla pokazania wszystkiego, co wiąże się z miłością – zachwytu, upojenia, tęsknoty, zazdrości…
Podczas ostatniego koncertu rozpętała się wielka burza i ‚Canzonetta spirituale sopra la ninna nanna’ Meruli wykonana została z akompaniamentem stłumionym grzmotów (obaj muzycy wyglądali jak para Orfeuszy próbujących okiełznać żywioł).
Na ich stronie jest kilka rzeczy, które grali na festiwalu: http://www.faenza.fr/
Innym wspaniałym przeżyciem było wykonanie (wg Cezarego Zycha pierwszy raz w Polsce) ‚Le Remède de Fortune’ Guillaume’a de Machaut (trójka wykonawców: Marc Mauillon, Angélique Mauillon, Viva Biancaluna Biffi – też wspominana na blogu). Niezwykle wyrafinowana, miejscami wręcz uwodzicielsko piękna muzyka.
Nagranie tego utworu (może ktoś już je zna?) zostało w ubiegłym roku bardzo wysoko ocenione przez krytyków.
Tutaj jest wywiad z muzykami:
http://www.dailymotion.pl/video/xbages_marc-mauillon-vivabiancaluna-biffi_music
My tu sobie gadu gadu, Chopin i Jego Europa, Muzyka w Raju… Missa solemnis… a tymczasem:
http://kobieta.wp.pl/kat,65524,title,Studenci-mysla-ze-Beethoven-to-pies,wid,12583241,wiadomosc.html?ticaid=1ac2b
Ale zaraz zagłębiam się w linki atreusowe – dzięki za relację! Tam to naprawdę żałowałam, że nie mogłam pojechać (rozdwajając się po drodze) 🙁
Piękne, szkoda, że w tym wywiadzie muzyka tylko w tle…
mic @9:45 – nie tylko f zamiast fes, ale też dwie nuty wcześniej c zamiast ces 👿 Toż to zbrodnia na organizmie tej ballady
A anegdota Ashkenazego prześliczna 🙂 I jaki on młodziutki na tym filmiku…
W imieniu psów stanowczo protestuję przeciwko braniu nas za Beethovena! 👿
A to kto – nie pies?
http://pl.moviepilot.com/movies/beethoven
Bobiku, ale z pewnością nie zostaniecie wzięci za biesa 😉 🙁
My, psy, protestujemy przeciwko braniu nas za TEGO Beethovena. Bo wtedy nie będzie nas lubił foma i jeszcze kilka osób. 😆
foma? A kto to taki? 🙄
tak zmiany na 5 (zapomniałem o niej) i 6 mierze taktu, zbrodnia! i bądź tu teraz mądry! 😉
A Ashkenazy ma świetne oprawki okularów 🙂
Na konkursie każą grać z Wydania Narodowego, wrrr… 👿
Bobiczku nie martw się, niektóry myślą, że Chopin to tylko taka wódka, chyba już każdy kompozytor coś dostał, chociaż nic nie widziałem związanego z Mahlerem 😀 jeszcze…
to że każą to jedno, ale wiadomo jak większość studenów to robi: każą grać tak i z tego to gram tak i z tego 🙁 tylko nieliczne jednostki szukają i widzę te ‚bzdury’
Znowu muszę protestować! Chopin to nie jest taka wódka, tylko taki pies. 🙄
http://www.badische-zeitung.de/alle-kinder-lieben-chopin
To Kierownictwo ma taką krótką pamięć? 😯
U mnie foma też się nie pokazywał przez jakiś czas, ale wcale nie zapomniałem, kto to taki. 😉
A ostatnio nawet wywęszyłem, że zaczął znowu w barze dżiny wypuszczać z butelki. 🙂
My, psy, protestujemy przeciwko braniu nas za TEGO Beethovena. Bo wtedy nie będzie nas lubił foma i jeszcze kilka osób.
Lubić będą, tylko nie będą rozumieć 🙄
Hoko, Bracie!
Nie zacietrzewiaj się tak. 😆
Rozumienie nie jest opozycją do lubienia.
Ja >b>bardzo Cię lubię! 😀
A Ulissesa nie rozumiem. Zresztą nie wiem, bo nie starczyło mi cierpliwości, żeby się o tym przekonać.
Bardzo Cię lubię miało być bardzo Cię lubię. 😀
@ Bobik 14:14
Pewno, ze nie zapomniałeś, bo się przypominał. A tu nie 😐
Nie mruknął, nie miauknął, nie szczeknął, nie pisnął, nie pyrsknął. To jak o nim pamiętać?
No dobrze. A teraz sobie idę 🙂
Możecie, mili państwo, nadal deliberować o fes i ces. To niezwykle pouczjące. Laik słyszy, że inaczej brzmi, a teraz przynajmniej wie dlaczego. Czyli Rozumie 😯
E, to widzę, że Kierownictwo jednak bardzo pamiętliwe. 😆
Może foma tu zajrzał akurat podczas jakiegoś przypływu merytoryzmu i nie umiał go sforsować. Mnie się to też zdarza. 😳
A może chce się przypomnieć bardzo efektownie i czeka na odpowiedni moment? 😀
A może poszedł do lasu? 😯 😆
Wszystko pokręciliście!
Chopin to róża!
http://galeria.swiatkwiatow.pl/zdjecie/roza-chopin,9606,473.html
Studenci wiedzą, że Beethoven to pies – a pisałam Wam, jak szukałam popiersia B. i pani w sklepie z antykami też myślała, że to pies???
Pamiętam Nisiu 🙂
Bobiku, foma z pewną taką nieśmiałością? No nie 😆
Przepraszam za merytoryzm. 😳
Atreusie – „Le Remède de Fortune” w wersji płytowej to jest hardkor, trzeba mieć ponad dwie godziny zupełnego spokoju i odciąć się od otoczenia, małżowiny bolą od słuchawek. 🙂 500 lat temu ludzie chyba miewali więcej czasu. Na płycie sporo gra Pierre Hamon na fletach, tu fletów nie było, jak rozumiem? A program wygląda, jakbym sam go układał, to miło. 😉 Tylko pani Dorothée Leclair chyba w życiu nie słyszałem, ale jakoś nadrobię.
Pani Dorotko, podaję kanał, o którym mówiłam i pierwszą część „La barca di Venezia per Padova” 😀
http://www.youtube.com/user/OedipusTyrannus#p/u/1068/neKOz_A4s5Y
Najlepiej oglądać w wesji HD.
Do czego tu doszło, że przeprasza się za merytoryzm 😆
Merytoryzm ma pełne prawa. Niemerytoryzm też 😉
Następne części są pod koniec listy z boku i wszystkie toczą się już na barce.
Dzięki, mt7! A to po prostu komedia madrygałowa Banchieriego. Bardzo lubię, posłucham i obejrzę w wolnej chwili, ale skąd te wolne chwile? 🙁
Właśnie wracam z rozstrzelonego minizlotu, bo z 60jerzym spotykam się codziennie, z mt7 prawie, ale dziś był też Piotr Kamiński! Oczywiście z powodu MM 🙂 Ale tylko ja się z nim widziałam przed koncertem, koleżeństwo go nie spotkało.
Mareczek (brodaty!) zrobił jak zwykle teatrzyk pana MM 😆
A co w tym teatrzyku sympatycznym oznaczało, kiedy maestro złapał pulpit z nutami?
Czy w uniesieniu chciał przytulić do serca, czy rzucić w kogoś z orkiestry? 😆
czy to tylko moje niewprawione ucho miało projekcję czy też naprawdę pod koniec Purytan solistka zaliczyła improwizację rozjechaną z orkiestrą…?
Bo ja wiem? Nie znam tego aż tak dobrze 😆
Jak złapał, to pewnie zobaczył, że się wywraca… 😉
Dla wyjaśnienia informuję, że jestem w Warszawie z całkiem innych powodów, ale głupio było nie skorzystać (zresztą zamierzam wrócić na obu Zachariasów).
A w kwestii „teatrzyku” – warto sprecyzować, że Minkowski zagrał to, co u niego zamówiono. Zrazu miało to być wykonanie koncertowe całego Roberta Diabła (po raz pierwszy w Warszawie od prawie stu lat), ale się nie udało ze względów finansowych. No i została taka składanka „chopinowskich” przebojów operowych, w tym cudownej sceny szaleństwa Elwiry z Purytanów (na moje ucho żadnego rozjazdu tam nie było), jednej z legend romantycznego belcanta.
No fajnie, to jest możliwość, że się jeszcze spotkamy 🙂
Wszystko potwierdzam. I Robert Diabeł miał być z LMdL. Ale zaczęło się przycinanie kasy…
Ten sam program ma być powtórzony 10 września na Wratislavii.
Kierownictwo to chyba już ma pypcia na języku, tak zostało u mnie obrobione. 😆
Ale ponieważ fomę z kolei obrobiliśmy tutaj, to jakiś rodzaj równowagi w przyrodzie został zachowany. 😀
W taki oto dyskretny sposób, szczeniak ciągnie Kierowniczkę za nogawkę, żeby tylko przyszła do Koszyczka 😆
E, ja wiem, że o tej porze można Kierowniczkę ciągnąć co najwyżej za nogawkę od piżamy i w odpowiedzi usłyszeć rozanielone chrrrr… 🙂
Ja tylko nie chciałem, żeby Kierownictwo wskutek tego pypcia sobie pomyślało, że ktoś je obgaduje za plecami. Ja jak obgaduję, to prosto w oczy. 😀
Pobutka.
Mnie tylko zdziwiło, że cięcie kasy padło akurat na tytuł najrzadszy i najbardziej chopinowski, w repertuarze, który wraca dzisiaj na sceny światowe (MM robi Hugonotów w Brukseli w przyszłym sezonie, ta sama dziewczyna, co wczoraj, śpiewa Małgorzatę de Valois) – a nie na przykład na Normę, która została tym samym odegrana po raz drugi w tej samej sali, w tym samym sezonie. Gdyby Roberta dobrze przygotowano, mogło być prawdziwe wydarzenie rangi światowej, z nagraniem w tle. Ale cóż : de gustibus…
Myślę, że już Wszyscy widzieli…
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,8291316,Chopin_gra_obroncom_krzyza__I_na_nerwach_mieszkancow.html
(Nie, żebym sugerował, że właśnie za chopinowskość Roberta pocięto.)
Ale nie da się całkiem wykluczyć, że szmal na Meyerbeera poszedł w ławki…
Dzień dobry 🙂
Owszem, Meyerbeera szkoda (sama wczoraj zwierzałam się koleżeństwu, że chętnie obejrzałabym Roberta Diabła na scenie, ale koniecznie zgodnie z didaskaliami, bo są najśmieszniejsze!), ale po pierwsze MM i tak by się z tym nie wyrobił, bo ma tyle innych rzeczy, SV zresztą też (pierwszym pomysłem po skreśleniu LMdL było przygotowanie Roberta z SV; nie wyszło), a po drugie, nie coś za coś. Norma Biondiego była wydarzeniem o wiele większym, przeżyciem, które dotąd uważam za jedno z najważniejszych na tym festiwalu. I to też opera chopinowska – słuchał arii z Normy nawet na łożu śmierci. A ławki to fajna sprawa, choć rozumiem, że mieszkańcy mogą być wkurzeni, ale czy nie wkurza ich bardziej łomot zespołów grywających na Placu Zamkowym albo na Skwerze Hoovera? Ja sama nie chciałabym mieszkać w takim miejscu, żeby mi dopłacili.
Projekt realizacji (także scenicznej) Roberta przygotowywany był od tak dawna i tak szczegółowo, że kwestia „wyrobienia się” w ogóle nie istniała. Znając MM mogę zapewnić, że rzuciłby wszystko, żeby to właśnie, tutaj i teraz, zrobić. Był i jest bardzo zawiedziony, że do tego nie doszło. O terminarzu SV nic powiedzieć nie umiem.
W kwestii Normy – nie ulega wątpliwości, że to dzieło ultra-szopenowskie (w odróżnieniu od, dajmy na to, Missy Solemnis…), ale przecież już raz było ono grane w tym sezonie w Warszawie, w tej samej sali. A Robert, dzieło równie ultra-szopenowskie, nie był słyszany w Warszawie od stu lat.
Nie chcę za nic psuć nikomu wrażeń z Normy Biondiego, ale moje – wyłącznie radiowe – były znacznie chłodniejsze. Poziom wokalny wykonania był poprawny (to, że Norma dożyła i dośpiewała rolę do końca należy uważać za sukces – to gorsze od Elektry Straussa), ale nie olśniewający, a gdy posłuchać w tym naprawdę wielkich kreacji, zarówno wokalnych, jak dyrygenckich, Biondi i jego ekipa bledną w równym stopniu, jak Gergiew w porównaniu z wielkimi dyrygentami rosyjskimi poprzednich pokoleń.
To akurat nie ględzenie dziadunia o tym, że „za moich czasów było lepiej” („za moich czasów” Toskę w Teatrze Wielkim śpiewali Irena Jezierska i Lesław Wacławik…), bo dźwiękowe dowody są dostępne. Tym wszystkim, na których Norma zrobiła takie wrażenie, serdecznie je polecam.
A co do ławek – no cóż, dobrze, że pomysłu nie rozciągnięto na muzyczne sedesy, byłoby jeszcze weselej.
PMK
Tez bym sie wsciekl 👿 :
http://wyborcza.pl/1,75248,8291316,Chopin_gra_obroncom_krzyza__I_na_nerwach_mieszkancow.html
Dla mnie osobiście odkryciem było brzmienie Normy na instrumentach z epoki i sposób poprowadzenia jej przez Biondiego. Główna bohaterka rzeczywiście była jednym ze słabszych punktów tego wieczoru, co nie umniejsza jednak znaczenia całości. Po raz pierwszy w Warszawie usłyszano ten utwór w formie i brzmieniach zbliżonych do tych, w jakich mógł go usłyszeć Chopin. I dla mnie takie wykonanie jest o wiele bardziej pasjonujące od tych współczesnych, jeśli więc Norma była wykonywana w tym sezonie w tej samej sali, to raczej mniej by mi było szkoda tej drugiej (nie poszłam zresztą na nią, bo trudno było czegoś odkrywczego się spodziewać), ale na repertuar Filharmonii Narodowej, ustalany z dużym wyprzedzeniem, wpływu nie mamy.
Wersja Biondiego była – mimo paru nieco gorzej brzmiących głosów – sensacją, nie waham się tego powiedzieć, i to nie tylko moje zdanie. Że Robert MM z LMdL mógłby również być prawdziwym wydarzeniem, nie wątpię. Ale naprawdę to było za drogo.
Witam serdecznie
Mialam Wam wrzucic taka POBUTKE, ale litosc przesz mnie przmowila. Choc to przecie tez Europa Chopina.
http://www.youtube.com/watch?v=tWvYtfOOjhM
Szczegolnie! SZCZEGOLNIE polecam ostatnich 30 sekund! Bezcenne!
Do Liszta trzeba mieć jednak zdrowie, tak samo silne, żeby grać, jak i słuchać.
Pani Tereso,
aż się chce powiedzieć: on zrozumiał Liszta. 🙂
Zasypiałem nad pracą i zbudziałą mnie Pani. o Tereso. Wdzieczen jestem bezbrzeżnie i pędzę za chwilę na Pireszkę Maryśkę.
Wielki Wodzu,
fletów nie było, bo Pierre Hamon nie był w Paradyżu obecny (nie mógł przyjechać z uwagi na wcześniejsze zobowiązania). A obecnych nie małżowiny bolały, ale co innego zgoła (o kościelnych ławkach można powiedzieć wiele dobrego, nie to jednak, że są miękkie) 🙂
Tutaj Dorothée Leclair śpiewa urywki z ‚Leçons de ténèbres’ Couperina:
http://www.myspace.com/dorotheeleclair
nie tylko muzyka lagodzi
http://icanhascheezburger.files.wordpress.com/2010/05/caption-this-picture1.jpeg?w=500&h=632
🙂
Wszyscy wrzucają jakieś linki to i ja coś wrzucę 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=kqSU11_PfI8
No to ja, frędzelek, podkładam się na gorąco. Polonez bardzo gryziony. Nie wiem, co chciał wyszarpać, ale się znęcał. Z Lesselem płynęłam.
No jo. Mam tę płytę z panią Leclair, którą Atreus zapodał, tylko mi nazwisko nie utkwiło. 😳
To pewnie ten Niemiec, co mi wszystko chowa. Nie śmiejcie się z chorego. 😳
na stronie NIFC-u pojawiła się informacja co zostanie wykonane przez MA+MM podczas nocnego koncertu 😀 już się oblizuję, szczególnie, że walizki spakowane a wyjazd już jutro 😉
przypominam się kochanej Pani mt7 o transmisjach MA i NF (http://www.polskieradio.pl/dwojka/audycje/artykul183116.html, przepraszam za natarczywość) i donoszę, że płyta gotowa ze wszystkimi przysmakami i kilkoma niespodziankami 😉
MA zazdroszczę i nienawidzę wszystkich, ktorzy mają bilety 😉 – ja oczywiscie nie dostałam, bo podobno rozeszły się w kilka godzin. Będę więc wgapiać się w radio. Błagam o relację, kto machał rękami, nogami, czy odwracał głowę do publiczności, kręcił się i zamykał oczy… Uwielbiam takie szczegóły. Dziś Lessel uwiódł mnie, ale nie słyszałam poprzednio jak było. A młody Jan uroczy. Z ciekawością czekam na relację bardziej profesjonalną Pani Dorotki.
żeby zwiększyć nienawiść powiem, że mam bilety na koncertową MA i nocną 😈
Czyżby komuś tak się podobały recenzje Kierowniczki, że postanowił przymierzyć i ponosić jako własne?
http://forum.gazeta.pl/forum/w,10242,115723026,115723026,Stare_ostatnie_kwartety_Betowena_.html
O sposobie zapisu nazwiska nie wspomnę. To się chyba nazywa pismo fonetyczne, n’est-ce pas?
to nieładnie…
Mic – spakojno!
Mam nadzieję, że nie będzie niespodzianek z łączem.
To będę kręcić się przy bufecie z wyszynkiem 😀
Starsza pani z rudawymi krótkimi włosami, ponadprzeciętnymi gabarytami 🙁 i wachlarzem.
Dzięki serdeczne.
też postaram się kręcić przy bufecie, będę miał raczej brązową torbę na ramię, może się uda dostrzec Panią Dorotkę i się poznać w ‚realu’ 😉
takie gromadzenie biletow powinno być zakazane w regulaminie! w zasadzie to już chciałam napisać, że pewnie będzie tam towarzystwo, któremu dzwonią komórki, okropne szepty i wiercenie się na fotelach…gorzej niż na Herreweghe, gdzie całkiem niemszalny panował momentami na widowni nastrój. Ale jednak zapomniałam o publiczności po chwili i ta dzwoniąca komórka mi nie przeszkadzała. w pon było już znacznie przyjemniejsza publiczność. zostaje więc przy swojej nienawiści. i chyba jakiś donos o blokowaniu i gromadzeniu biletów napisze 🙂
😉
a jak coś zadzwoni to zabiję…. oczywiście w przerwie 😉
dzwoniące komórki są jak w banku. Pani Dorotka też na pewno będzie – ja widuję ją codziennie, ale tylko czasem mówię „dzień dobry” – bo na więcej odwagi mi nie starcza 🙂
no właśnie nie wiem na ile mi śmiałość pozwoli 😀
Zapewniam uroczyście i na podstawie osobistych doświadczeń, że Pani Kierowniczka nie tylko nikogo nie ugryzie, ale nawet pogłaska, albo i po brzuszku podrapie. 😀
Poważnie? Taki ma zwyczaj? A mnie nie podrapała po brzuszku 🙁
Bo drapię po brzuszku tylko pieski (kotki nie po brzuszku, tylko za uszkiem), ludzików gdzież bym się ośmieliła, jeszcze kto by mnie o molestowanie oskarżył 😆
Ale do odwagi zachęcam 😀
Słuchajcie, już bym napisała wcześniej, ale wojuję z kompem, dziś musiałam go zanieść (służbowy ci on jest) do admina, żeby mi włożył jakiś nowy antywirus, a on przy okazji wymienił przeglądarkę i wszystko chodzi jak… a może i domowy net w tej chwili ciężko chodzi… 🙁
Chciałam nawet zrobić nowy wpis, ale od tego tempa bierze mnie cholera. Chyba więc przełożę na rano…
Nieśmiało fciołek zwrócić uwage, Poni Dorotecko, ze od pół godziny juz jest rano 😀
A TVP wierno zasadzie, ze pikne filmy trza puscać wte, kie syćka śpiom, za niecałe 3 godziny nado „Księżycowom sonate” z ponem Paderewskim. To znacy podobno film jest pikny, bo jo jesce nie go nie widziołek. No to chyba pohybom na dół do wsi, coby go obejrzeć. Mom nadzieje, ze wilki zachowajom sie honorowo i nie bedeom atakowały owiecek, kie jo bede sie ukulturalnioł? 😀
Owiecki mogłyby napuścić na wilków Polski Związek Łowiecki… 😀
To by sie mogło dla owiecek źle skończyć, bo wilki chyba pod ochroną, a owiecki nie
Noo, ja tam nie wiem, czy lepiej siedzieć w celi, czy w brzuchu. 🙄
Ale przyznaję, że własnych doświadczeń nie mam. Trzeba by zapytać Jonasza. 😉
PAK-u, a ja moge tak dyskretnie PRZEDBUTKE?
http://www.youtube.com/watch?v=JDCxMwHKiTA
No bo taka pachnaca latem…
60jerzy, raduje sie dusza ma, zes Waszmosc moj koncept pelnego zrozumienia istoty Mistrza wyczul, a juz ze Waszmosc Pana z zasniecia wzbudzilo, energia trysnelo i do zycia przywrocilo, to wartosc dodana 😉
Nawiasem mowiac, to nagrania ma strone fanow na FBooku. Mozna sie turlac ze smiechu na wszystkie boki.
Ależ, PRZEDBUTKI to nic złego! A że blog jest dyskretny jedynie w znaczeniu nieciągłości wpisów i komentarzy, to już inna bajka.
Pobutka.
Witam! Dla tych którzy nie załapali sie na Missę , dzisiaj o 20.00 okazja do posłuchania: http://www.radio4.nl/page/gids
Dzień dobry, dziś z moim kompem chyba jest jeszcze gorzej 👿 Przesiadłam się na maluszka, bo zanim mi się wszystko naładowało, poryczałam się ze złości… zmarnowałam tyle czasu, teraz już nie mam kiedy zrobić wpisu, bo muszę iść do firmy. Pozdrawiam wszystkich, w tym dawno niewidzianego andokiego 🙂
Melduję się po urlopie nieco przedłużonym przez niezawodną Lufthansę. Ale niech tam. Przynajmniej mieliśmy okazję poznać hotel Courtyard by Mariott na Okęciu.
Muzycznie nie mam co dyskutować. Wysłuchaliśmy akurat mszy solemnis na urlopie, ale było to w TV, więc nie ma o czym mówić.
Na żywo muzyki słuchaliśmy głównie w barcelońskich parkach. A było czego. Grali tam naprawdę nieźli muzycy, nie żadni amatorzy. Hasło ogólne „Jazz w parkach” było nieco rozciągnięte na inne gatunki. Byli tez soliści na bardzo dziwnych instrumentach, ale bardzo interesujący. Każdy solista czy zespół miał tez do zaoferowania swoje płyty.
Trafiliśmy też w parku pod muzeum Fundacji Mirro na próbę zespołu kameralnego, który wyraźnie przygotowywał się tam do występu. Grali bardzo ładnie, ale nie była to próba generalna, więc były pewne uciążliwości. W sumie zazdrościć Barcelonie.
Odbyliśmy też spacery szlakiem PK, a także tu i ówdzie ponadto. Do tego na końcu jednej z ulic San Pere (tej, przy której stoją Katalońskie Pałace Muzyki) trafiliśmy pod kościołem San Pere (inaczej San Pedro) na uroczy bar, w którym podawali bajeczne tapas i wyjątkową sangrię.
W Pałacu Muzyki codziennie parę półgodzinnych minikoncertów pozwalających poznać salę koncertową. Ale to drobiazg. W centrum audytoryjnym, które kojarzyło nam się z kongresami, faktycznie mamy sale audytoryjne, które służą do słuchania muzyki: Sala 1 Pau Casals – 2200 miejsc, Sala 2 Oriol Martorell – 600 i Sala 3 Tete Montoliu – 400. Obok centrum Orquestra Simfònica de Barcelona i Akademia Muzyczna. Po drugiej stronie ulicy Kataloński Teatr Narodowy.
Dziś dzień powrotów – milo widzieć Stanisława! 🙂
Ach, piękna Barcelona… pojechałoby się znów…
Niestety – do pracy, rodacy…
Jeszcze tylko przez chwileczkę odsłuchałam linków i – komentując link Quake’a 😀 dodam, że ta pani nagrała niedawno dla naszej NIFC-owskiej serii pieśni Chopina! Została namówiona przez dyr. Leszczyńskiego 🙂 A przy tym je śpiewa po polsku – nauczyła się! Ludzie z ekipy nagraniowej podobno mówili o niej: Anioł 😀
Chopin, prawda. W TV w Hiszpanii sporo muzyki, szczególnie w TVE2. A to koncert jakiś, a to prezentacja młodych solistów. W tym wszystkim Szopena było sporo, widać, że rok szopenowski w Hiszpanii działa. Nie zauważyłem jednak, żeby specjalnie reklamowali w związku z tym Majorkę. Ale mogłem nie zauważyć, bo tv oglądaliśmy mało – zwiedzaliśmy i sporo chodziliśmy po górach.
Jeszcze o muzyce, tym razem amatorskiej. W Pau po drugiej stronie Pirenejów pod zamkiem koncertował chór amatorski. Śpiewali tak pięknie, że nie mogliśmy sie oderwać. W strojach ludowych, ale nie były to ludowe przyśpiewki. Była to prawdziwa muzyka.
A można wrzucic link bez związku muzycznego – chociaż tez chodzi o dźwięki?
Coś na temat: co zrobic gdy człowieka napadnie „napad śmiechotki” w najmniej stosownej chwili?…
http://www.youtube.com/watch?v=Qqf53v7YT34&feature=related
Może to stare, ale ja znalazłem niedawno i skręciło mnie ze śmiechu.
Andoki – ten link jest jednym z niewielu znanych mi poważnych argumentów przeciwko legalizacji marychy. 😆
Pani Kierowniczko, trzeba tego kompa ugryźć? Choćbym miał zęby wyłamać, to pomogę! 😎
Dzięki, Bobiczku, ale jutro znów go zaniosę do admina, niech on go gryzie, bo wie, gdzie go trzeba ugryźć (mam nadzieję) 😉 Dzięki też za maila, z przyczyn wyłożonych nie mam kiedy odpowiedzieć, ale prędzej czy później odpiszę 🙂
Ten link to ja kiedyś widziałam i intrygowało mnie, co facet miał takiego w tych kwitach…
Pirenejów też zazdroszczę 😉 Ale może zjadę we wrześniu do Gdańska na parę dni…
Nadają „Młodzianków w piecu ognistym”.
Pani Kierowniczko, dziękuję za informacje (11:38) 🙂 Szukam właśnie tej płyty na stronie NIFC ale nie mogę znaleźć 🙁
I jeszcze literówkę zrobiłem we własnym nicku. Chyba czas spać 😉
Quake’u – ta płyta jeszcze się nie ukazała 😉