Swego nie znacie

No, akurat ja trochę znałam to, o czym właśnie napiszę (a co może ktoś z Was przypadkiem słyszał w dzisiejszej transmisji w Dwójce), ale ja się nie liczę. Na pewno nie znają tego na świecie, a przecież, co ciekawe, Feliks Janiewicz właściwą karierę robił w Wielkiej Brytanii, a prawykonanie Koncertu klarnetowego Karola Kurpińskiego odbyło się w Paryżu (10 sierpnia 1823 r.). Prawykonanie Koncertu fortepianowego C-dur Franciszka Lessla odbyło się co prawda (z kompozytorem jako solistą) w warszawskim Teatrze Narodowym (dwa dni po narodzinach Chopina), ale karierę pianistyczną Lessel rozpoczął w Wiedniu.

Obudowany przez mniej znane utwory Mozarta (Symfonia D-dur KV 181 nr 23) i Haydna (uwertura do opery L’isola disabitata, czyli Bezludna wyspa, swoją drogą ciekawe miejsce dla akcji operowej), ten zestaw polskich utworów dał wdzięczny kawałek panoramy z czasów wczesnego dzieciństwa twórcy Etiudy Rewolucyjnej, stanu, jaki zastał i z jakiego wyrósł. A zasługą dyrektora Leszczyńskiego jest fakt, że muzycy z Die Kölner Akademie pod dyrekcją Michaela Alexandra Willensa, klarnecista holenderski Eric Hoeprich i włoski pianista Paolo Giacometti zapoznali się z tymi utworami i je nam wykonali.

Janiewicz był o sześć lat starszy od Mozarta, a zmarł na rok przed Chopinem. Był wybitnym skrzypkiem. Jako 23-latek w Wiedniu poznał Haydna i Mozarta (Mozart dedykował mu swoje Andante na skrzypce i orkiestrę KV 470!), potem poprzez Włochy i Paryż trafił do Londynu i już tam pozostał. To, co znamy jako jego Divertimento, w rzeczywistości składa się z opracowanych na orkiestrę smyczkową przez Andrzeja Panufnika zaraz po wojnie różnych części z różnych triów smyczkowych. Bardzo przyjemna muzyczka, całkowicie jeszcze klasyczna.

Koncert klarnetowy Kurpińskiego grywają w polskich szkołach chyba wszyscy klarneciści. Niestety zachowała się tylko jedna, pierwsza część. Ten utwór za to przypomina w melodyce twórczość Carla Marii Webera (także znanego z literatury klarnetowej). Eric Hoeprich (w Polsce był kiedyś ze swoim basethornowym Stadler Trio) zagrał na swoim klasycznym klarnecie w kolorze jasnego drewna mięciutko i jasno. Aż pewien młody człowiek, z którym zamieniłam parę słów w przerwie, wszedł w podejrzenie, że to może był obój… Nie – to był klarnet na pewno, i jak pięknie brzmiał!

No i na koniec Koncert C-dur Lessla w wykonaniu tego samego pianisty, który w zeszłym roku na festiwalu grał urocze Grzechy starości Rossiniego. Początek pierwszej części przypomina trochę drugi temat III Koncertu Beethovena (tutaj koło 1’33”). Druga część zwraca się jeszcze do Mozarta, a najciekawszy i najzabawniejszy jest finał: po prostu mazurek, a raczej kujawiak, o dość interesująych harmoniach. Muzycy tak się znakomicie bawili, że kontrabasista nawet podtańcowywał, no i z przyjemnością zabisowali tę część.

Cały koncert trochę się obsunął z powodu przedłużenia recitalu przez Michela Dalberto, który był nierówny. Najpierw grał Mozarta – spóźniłam się na pierwszy utwór, a potem było Adagio h-moll – wszystko byłoby fajnie, gdyby się w środku trochę nie obsunął. Potem zagrał utwory Liszta, które mogą trochę kojarzyć się z Chopinem: trzy Nokturny i Liebesträume, a po przerwie z 6 Pieśni polskich według pieśni Chopina zagrał trzy: najczęściej grywane Życzenie, Wiosnę i Moją pieszczotkę (nie wykonał Pierścienia, Hulanki i Narzeczonego). A potem niestety rzucił się na Karnawał Schumanna; nie byłam zachwycona, i rąbanka się odbyła, i jakieś przelatywanie. Zdecydowanie bardziej podobały mi się bisy: Reflets dans l’eau Debussy’ego, Nokturn Gabriela Fauré i na zakończenie ośmielił się zagrać (ładnie) Chopina: Preludium cis-moll op. 45.