Muzyka i nauka biznesu
We wczorajszej „Gazecie Wyborczej” na stronach gospodarczych od razu przykuł moją uwagę tytuł: „Jak szkolić menedżerów? Posadź ich między muzykami”. Rzuciłam okiem – i rzeczywiście, ciekawy, choć króciutki wywiad z prezesem jednego z banków. Na tematy różne, ale faktycznie pojawił się i muzyczny.
” – Dobrze zarządzane przedsiębiorstwo jest jak…?
– Orkiestra. Lubię używać muzycznych porównań, bo od 37 lat zajmuję się muzyką. Mówię często do współpracowników: Musicie współdziałać jak orkiestra. Jeden gra temat, drugi go odbiera. Orkiestra to idealna organizacja. Nie ma tu miejsca na brak przygotowania, prowizorkę. Jeśli na próbę przychodzi nieprzygotowany muzyk, to kolega obok niego od razu mówi: Przygotuj się albo do widzenia, bo mi psujesz cały efekt. I nie czeka, aż zareaguje dyrygent. Albo: wyobraźmy sobie koncert. Wszystko jest przygotowane, przychodzi publika. Czy muzyk może wyjść i powiedzieć: Bardzo przepraszam, ale nie jesteśmy gotowi, będziemy gotowi za tydzień? Na początku moi pracownicy momentami nie wiedzieli, o czym mówię. Pomyślałem sobie, że pokażę w praktyce, jak ta organizacja w orkiestrze wygląda. Zaprosiłem do współpracy Nową Orkiestrę Kameralną, posadziłem moich menedżerów pomiędzy muzykami, aby nie tylko widzieli i słyszeli, ale również poczuli tę organizację. Zadziałało”.
Tylko polecić! Być może gdzieś jeszcze w podobny sposób ktoś podkształcał menedżerów, ale ja o takim nie słyszałam. A to bardzo trafne. Jeżeli chce się coś zrobić razem, trzeba ze sobą współgrać (też określenie muzyczne!), trzeba się nawzajem słuchać (też jak w muzyce) i wspólnie podejmować odpowiedzialność za efekt.
Ja tylko tak sobie myślę, że pan prezes miał na myśli raczej dobrą orkiestrę – w takiej tak właśnie jest. Ale ile razy w orkiestrach widywałam postawy przeciwne, łącznie z czytaniem gazety w kanale operowym… Nawet dziś w Polsce pod tym względem bywa różnie – za mało jest zdrowej konkurencji. Dużo też zależy od osobowości dyrygenta, czyli szefa przedsiębiorstwa, który musi umieć zmotywować swoich pracowników, czyli muzyków. Podobieństw funkcjonowania biznesu z wykonywaniem muzyki jest naprawdę wiele. I to jeszcze jeden, choć może nie najważniejszy, powód, dlaczego warto ludzi uczyć muzyki 😀
Komentarze
Słyszałem, że maestro musi być tyranem. Nie dziw, że ludzie uciekają … z kanałów.
Ja nie jestem muzykiem. Lubie tylko sluchac. Jesli chodzi o orkiestry to chyba jest to wieloplaszczyznowa i wielowatkowa sprawa. Kiedys lezalem w szpitalu caly miesiac z autentycznym muzykiem, trebaczem w orkiestrze Wiener Symphoniker. Chorowal, bo go jak to sie mowi pokrecilo, caly czas robili mu najrozniejsze zabiegi a ja mialem swoj kamien zolciowy. Pokoj byl dwuosobowy i mielismy wiele czasu na plotkowanie. Ja opowiedzialem jemu jak kiedys dla orkiestry strazackiej kupowalem zuzafon on o czyms ze swojegi zycia i zaczelo sie. Jesli chodzi o kierowanie orkiestra to sprawa tylko konczy sie na dyrygencie. Sa bowiem inne funkcje w orkiestrze od kapelmistrza poczynajac, poprzez pierwszego skrzypka i tak dalej. Jego orkiestra przygotowywala sie do jubileuszu 125 lecia i on przygotowywal okolicznosciowa ksiazke.
Poza tym, coz powiecie o Wiedenskich Fiharmonikach ktorzy dzialaja na dobra sprawe jak spoldzielnia pracy i maja tylko wynajeta siedzibe w budynku Towarzystwa Muzycznego ( Tunkünstler ). Krotko mowiac nie maja wlasnej siedziby. To porownanie jest zatem tylko czesciowo trafne bo niewatpliwie wszystko musi byc zapiete na ostatni guzik, wlasnie tylko na ten konkretny koncert. Dzis i teraz. To jest niepowtarzalne i dlatego w dniu kazdego pierwszego stycznia przed poludniem jest ten Koncert Noworoczny kiedy pol swiatu zapiera dech, siedza ludzie przed telewizorami i sluchaja czegos co sie dwa razy nie powtorzy. A na koniec daja zawsze Marsza Radecky` ego.
Chyba mozna byc dobrym managerem i byc calkiem niemuzykalnym lub wrecz gluchym.
To jest calkiem inny talent.
Pan Lulek
Dział perkusyjny przygotowuje projekt, w końcowej fazie dołączają dęciaki.
Gotowy projekt obrabiać zaczynają smyczki wpatrzone w pierwszego, bo wtedy jest wypłata.
General manager czuwa nad rozwojem sytuacji dając czasem wyraziste, czasem dyskretne znaki poszczególnym działom. W czasie realizacji projektu nie ma mowy o wysyłaniu maili czy faxów do kogokolwiek. Logistyka zapięta na ostatni guzik ledwie zipie z wysiłku. Zaopatrzenie stoi, teraz trwa wysyłka z magazynów i wszystko musi grać!
Plan musi być wykonany i co ciekawe: żadnych opóźnień i broń Boże coś ponad plan!
Smyczki wcześniej nasmarowane, flety i oboje przedmuchane, trójkąt nastrojony, bębny naciągnięte i gęby uśmiechnięte!
Ale wcześniej….
W dziale talerzy przez cały tydzień brakowało Ludwika, bębny były cerowane starymi naciągami. Tuż przed koncertem pracował cały dzień odkurzacz zbierając startą kalafonię z podłóg na przetop, by było czym smarować. Trójkąt dawniej równoboczny teraz prawie pitagorejski z trudnością gimnastykował się nad powrotem do formy. Czynnik ludzki miał biegunkę, wymioty, zapalenie gardła, wesele brata, pogrzeb szwagra, chałturę weselną dwudniową, ganiał za płytkarzem, który pił cały tydzień, skaleczył się w palec i złamał nogę…
W ‚czynniku ludzkim’ leży siła i słabość każdego przedsięwzięcia.
I tyla! 🙂
Idę spać.
Wpadłam, żeby Was pozdrowić.
Jutro sobie trochę pośpiewam (ostatnia środa).
Do poczytania! 😆
Myślę, że specjaliści od zarządzania poszukują różnych inspiracji, a orkiestra jest świetnym przykładem zgodnej pracy zespołowej.
To na pewno nie wyczerpuje tematu dobrego funkcjonowania firmy, ale również na pewno może być przydatne.
(Orkiestry w pracy nie próbowaliśmy, ale grupę wsparcia, w stylu AA, czy raczej Anonimowych Pracowników, owszem 😉 )
Zeenie:
A gdzie można zdobyć tę ‚Symfonię biznesową $-dur’? 😉
No proszę, a Drucker nic o tym modelu zarządzania nie wspomina… 😀
PAKu,
Wskazówką niech Ci będą notowania GPW 😉
http://www.profeo.pl/group/glist/11/Muzyka-taniec-i-spiew.html (probka badawcza)
jakiej muzyki słuchają biznesmeni? mam takie wrażenie, że raczej nie jest to awangarda, od której stronią lub nie rozumieją, już bardziej odpowiedni jazz, ma w gruncie rzeczy pewien prestiż w sobie
Jakaś inwazja Profeo na Politykę?
Czemu nie zachęcą i nie zaproszą otwartym tekstem?
Trochę mnie to irytuje.
Jak złapię chwilę, to zapodam ciekawą wypowiedź Pana Kołakowskiego na temat muzyki.
Na razie macham do wszystkich życzliwie i znikam. 🙂
XeX, moi znajomi biznesmeni w Polsce (branza komputerowa) sluchaja prestizowej Dody 🙂 I co na to badacze?
Hmm… a co to może znaczyć, że jazz ma „pewien prestiż w sobie”? Swoją drogą ja znam nawet w Polsce biznesmenów-melomanów. Bardzo dużo ich może nie jest, ale zawsze…
Znam z absolutnie wiarygodnego źródła dwie opowiastki o preferencjach kulturalnych współczesnych polskich biznesmenów.
Pierwsza – rzecz dzieje się w Afryce.Grupa młodych, wykształconych, rzutkich i majetnych Polaków zwiedza Kenię. Przywiezieni do Muzeum Karen Blixen autorki m.in. „Pożegnania z Afryką” wybrzydzają na wszystko: po co im pokazują to badziewie, a kto to ta Dunka, bardziej zajebiste jest safari itp., itd.
Druga – na koncercie symfonicznym w Genewie dźwięczą telefony komórkowe. Jeden, drugi i nawet trzeci. Słychać rozmowy. Po przerwie glos z megafonu obwieszcza PO POLSKU: prosimy o wyłączenie telefonów.
cbdo – jak mawaiła w mojej szkole nauczycielka fizyki.
Przykład z Genewy powalający…
Piotr z sąsiedztwa pisze: „na koncercie symfonicznym w Genewie dźwięczą telefony komórkowe. Jeden, drugi i nawet trzeci. Słychać rozmowy. Po przerwie glos z megafonu obwieszcza PO POLSKU: prosimy o wyłączenie telefonów.”
dorota.szwarcman pisze: „Przykład z Genewy powalający”
Wreszcie zarozumiała Europa zrozumiała, że tylko znajomość języka polskiego może zapewnić załatwienie szeregu spraw. Kiedyś jeszcze pojmą, że telefon służy do dzwonienia, a nie do noszenia z wyciszonym dzwonkiem.
Co takiego chciał nam pan Piotr okazać?
Że zdarzają się biznesmeni bez klasy? W każdym kraju i w każdej ilości jestem w stanie takich pokazać – ilu tylko pan Piotr sobie zażyczy. Ja nie korzystam z absolutnie wiarygodnego źródła, ja korzystam z własnych obserwacji i kontaktów. Znam niemieckich, amerykańskich, włoskich, francuskich biznesmenów – niczym nieróżniących się od naszych. Taki sam procent klasowych jak i bezklasowych. Natomiast jest istotna różnica w pisaniu i mówieniu o własnych rodakach za granicą: od innych nacji raczej trudno usłyszeć krytyczne opinie, w ogóle rzadziej się wypowiadają na temat krajanów. Polacy natomiast uwielbiają mówić z pozycji wyższości o rodakach za granicą: o, popatrz jaki burak…
Znakomicie to poprawia niektórym samopoczucie.
Panie Piotrze,
a czy Pańskie absolutnie wiarygodne źródło zaobserwowało wizytę francuskich biznesmenów w Kenii? Mogę Pana zapewnić, że rozmowy między nimi były takie same.
Kompletnie off topic, ale mam wielka potrzebe podzielenia sie.
Wiecie co dzis jest na pierwszej stronie londynskiego Timesa? Nie, nie obrazony prezydent „Rzeczpospolitej”, tylko zolty kwiatek wyspreyowany na murze. Kwiatek wyrastra z twoch zoltych linii przy krawezniku, pnie sie przez chodnik i rozkwita na brudnawym murze. A w srodku numeru zrobione telefonem komorkowym zdjecie czlowieka w dzinsach i futbolowej czapce w trakcie spreyowania zoltego kwiatka. Jest to, zdaniem Timesa pierwsze w dziejach zdjecie tajemniczego artysty ulicznego, podpisujacego swe graffitti imieniem Banksy. Nikt nie wie jak sie naprawde nazywa ani jak wyglada, ale od bodaj ponad dwudziestu lat jego rysunki wykonywane odrecznie oraz z pomoca wczesniej przygotowanych stencile’ow pojawiaja sie na ulicah Londynu i roznych miast swiata: zartobliwe lub prowokacyjne, one zawsze zatrzymuja wzrok i zmuszaja do myslenia. Kiedys na murze oddzielajacym Izrael od Autonomii Palestynskiej pojawil sie rysunek dziury w murze przez ktora przeswitywalo blekitne niebo.
Jego prace pojawiajace sie na aukcjach osiagaja ceny kilkudziesieciu tysiecy funtow.
Teraz komus udalo sie sfotografowac go przy pracy i pierwwszy rabek tajemnicy zostal uchylony. Ten kwiatek jest, zdaniem Timesa, protestem przeciwko wladzom dzielnicy, ktore z wielka gorliwoscia walcza ze „smarowaniem na murach”. A ja ilekroc sie nadziewam na uliczna tworczosc Banksy’ego, to mysle: no co by mu szkodzilo abu umiescil swoje graffitti na moich drzwiach wejsciowych? Ale ja kocham sztuke uliczna od lat. W roznych jej demokratycznych przejawach.
Tu jest link do niektorych jego malowidel, ale zwracam uwage, ze nalezy przesuwac sie strzalka w prawo aby zobaczyc co to jest naprawde.
Co myslicie o tych rysunkach?
http://www.banksy.co.uk/outdoors/horizontal_1.htm
dorota.szwarcman pisze: „a co to może znaczyć, że jazz ma ‚pewien prestiż w sobie’? Swoją drogą ja znam nawet w Polsce biznesmenów-melomanów.”
Ta cała gadanina o melomaństwie i gustach to tylko emanacja ciągot snobistycznych środowiska dorobkiewiczów (każdy się kiedyś dorobił lub dorobi, więc wszyscy jesteśmy dorobkiewiczami).
Najlepszy jest ten kompozytor, który pisze najwięcej nut na godzinę i ta śpiewczka, która śpiewa najgłośniej albo ma duże niebieskie oczy.
Kto uważa inaczej,
Ten niebawem zapłacze!
A to jest graffitto innego ulicznego artysty z innego mojego miasta – Nowego Jorku. Jean-Michel Basquiat niestety juz od lat nie zyje. Narkotyki.
http://www.basquiat.net/art/head.html
A cena obrazu zalezy od kwadratury zamalowanej powierzchni 😉 Masz racje Tes Tequ.
zeen, Twoja napasc na Piotra z S. jest bardzo w stylu: „A u was bija Murzynow!” Co z tego, ze Francuzi czy inne nacje tez zachowuja sie po buracku, nas interesuje zachowanie naszych rodakow i fakt, ze to ich telefony dzwonia w kosciele i na pogrzebach (znam z autopsji), i w czasie dyskusji telewizyjnej i na koncercie symfonicznym…
Helena pisze: „Co myslicie o tych rysunkach?”
Rysunki, rysunkami, ale swoją działalnością pan Banksy narusza jedną z podstawowych wartości, jaką jest nienaruszalność czyjejś własności. Jego malunki powstają na murach, które nie są jego własnością, a właściciele nie dali mu takiego upoważnienia. Z tego punktu widzenia jest po prostu żądnym sławy wandalem. I subiektywna wartość artystyczna jego dzieł nie ma tu nic do rzeczy.
Zgadzam się z Zeenem, z zażenowaniem czytałam wpis Pana Piotra. 🙁
Heleno, to jest prawdziwa sztuka uliczna, te bazgroły z którymi walczy miasto, nie mają z nią nic wspólnego.
Dzięki. Dodałam do ulubionych.
TesTequ kochany i pryncypialny. Spojrz na rysunek na murze wykorzystujacy plame obszczywana, za przeproszenia ja kogo, przez wszystkie okoloczne psy. Artysta postawil przy niej zolnierza w czerwonym kabacie (Gwardia Krolewska) stojacego tylem i siusiajacego na mur. Plama po psach wyrasta z tego rysunku, choc byla na murze zanim dobral sie do niej artysta uliczny. Banksy wprowadza na ulice depresyjne, brudne i zaniedbane swoja sztuke. Sztuke, ktora kaze zastanowic sie nad czyms, zobaczyc otoczenie troche inaczej. I jest to sztuka otwarta na interpreytacje, nie pouczajaca. Zwracajaca uwage jedynie. W moch ksiazkach toi nie jest wandalizm, tylko sztuka, ktora wyszla na ulice i jest dostepna dla wszystkich: dla koneserow i dla clochardow, dla robotnikow budowlanych i dla przypadkowych turystow. Banksy nie maluje na domach prywatnych.
Nie, passpartout! Wpis Pana Piotra ma taki wydźwięk: MY (JA) ludzie wyższej kultury widzimy i pietnujemy to buractwo.
Ja tu widzę pewnie coś innego niż Ty, pewną pogardę dla innych.
Amerykanie bez zenady wysmiewaja od lat (rowniez w filmach) brak oglady ich wlasnych rodakow, pogon za dolarem i ignorancje kulturalna nie tylko biznesmenow, ale i aktualnego prezydenta. Szczegolnie na celowniku bywa zachowanie Amerykanow w Europie. I to sa bardzo zabawne komedie. Kto potrafi sie smiac z siebie, nie musi sie wstydzic, gdy robia to inni 🙂
passpartout pisze, że napadłem.
A to bardzo pana przepraszam Panie Piotrze. Nie chciałem napadać, chciałem dać wyraz obawy o obiektywność spojrzenia.
Jeśli wyabstrahujemy naszych biznesmenów i będziemy ich oglądać pod lupą, to nie będziemy mogli zbyt wiele powiedzieć o ich umiejscowieniu wśród innych nacji. Skoro punktem odniesienia dla krytyki naszych są lepsi nie nasi, to ja chcę powiedzieć, że wśród nie naszych jest taki sam procent lepszych i gorszych, kulturalnych i mniej kulturalnych.
Wyłączających komórki jak i nie wyłączających.
Podtrzymuję, co napisałem na temat słów krytyki wobec rodaków za granicą. Jest często słuszna, ale bywa też oderwana od porównania z obyczajami innych nacji. Nasi rodacy w niczym nie ustępują hordom Anglików zapijających łikend w Krakowie i sikającym gdzie popadnie.
Pięknie sobie tu Państwo gawędzą o muzyce w biznesie i biznesmenach nachodzących świątynie sztuki. O pierwszym wspomniałam przy okazji wpisu Pani Redaktor ‚Spiewajmy wraz’:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=8#comment-69
(‚2. Szkoła rozumienia szefa’)
Dałoby się pięknie rozwinąć, ale co będę tłuc klawiaturę 😉
Starszy z moich braci jest pnącym się szybko po szczeblach kariery finansistą. I jego chóralno-pianistyczne ‚credentials’ pomagają mu ponoć w kontaktach biznesowych z ‚muzykami sukcesu’ i nie tylko. Więc nie wiem, czy ktoś musi podkształcać menadżerów; niektórzy ukształtowali się sami (mniej lub bardziej ‚sami’ – bo też z pomocą kobiet-dyrygentów, jak w przypadku moich obu braci i mnie… albo mężczyzny-dyrygenta, jak w przypadku siostry, która w ‚wielkomiejskich poszukiwaniach chóralnych’ poszła swoimi własnymi ścieżkami 😉 )
A tak w ogóle, nie ma tygodnia, by jakieś media (czy to naukowe czy popularne) nie dawały dalszych dowodów na ścisłą korelację:
1.Rozwoju ludzkich umiejętności w dziedzinach ścisłych
2.Pozyskiwaniu języków obcych
3.Regularnym i zdyscyplinowanym wyżywaniu się w jakiejś dziedzinie muzycznej…
Porażająco oczywiste, jeśli nad tym pomyśleć zdroworozsądkowo… ale szkiełko i oko też nie zaszkodzi 🙂
Zeenie: Tylko ci Anglicy w Krakowie to mało zarabiający a nawet bezrobotni – nie biznesmeni 😉
How do we solve the crisis of youth crime?
How do we get these kids to kill the right people?
Heleno, te graffitti sa obezwladniajace 🙂 Dzieki za link!
Heleno, u mnie w TV pokazywali ten film o Basquaiat:
http://www.imdb.com/title/tt0115632/
David Bowie gral Warhola.
ciekawe tylko, jak wygląda analogia płac między członkami orkiestry a pracownikami dobrze prosperującego przedsiębiorstwa 😉
Krzysztof pisze: „ciekawe tylko, jak wygląda analogia płac między członkami orkiestry a pracownikami dobrze prosperującego przedsiębiorstwa”
Jeśli to są członkowie orkiestry towarzyszącej pieśniarce Dodzie, to kto wie, jak wygląda porównanie…
Krzysztofie,
A skąd pomysł, że miałaby być jakaś analogia w płacach?
Gdy jeszcze nie ukonstytuowani 😉 ‚King’s Singers’ przyszli do Davida Willcocks’a ze swym pomysłem założenia zespołu (lata sześćdziesiąte) – pierwsze, co im powiedział: ‚there is no financial security in it’. Tym się akurat powiodło, innym nie. Przedsiębiorstwa też bankrutują, pracownicy muszą szukać innej pracy…
Można też uprawiać muzykę dokładając do niej a na chleb zarabiać jako broker albo doradca podatkowy. Tak jak można zostać Gombrowiczem męcząc się (przez jakiś czas) w argentyńskim banku. Takie życie 😉
Helena pisze: „TesTequ kochany i pryncypialny.”
Nie sposób Ci się oprzeć. 🙂
Abstrahując od kwestii własności muszę przyznać, że inspirujące są te dzieła sztuki ulicznej pana Banksy’ego.
Heleno, a jak Ci sie widzi takie malarstwo uliczne?
http://www.myvideo.de/watch/968030
a cappella,
wiem, może ostatnie zdanie powinienem zacząć od nowego akapitu dla większej czytelności?
Bo rzecz dotyczy ogólnie wszystkich warstw.
Bardziej mi chodzi o obserwowane często zjawisko mówienia z przekąsem lub jawną złośliwością o krajanach za granicą. Podobny styl wypowiedzi spotkałem tylko u nielicznych Niemców z RFN w stosunku do rodaków z NRD.
Zeenie, gdybyś poczytał i posłuchał, jak bardzo złośliwi (we wszystkich odcieniach i gatunkach retorycznych i literackich) potrafią byc na temat swych peregrynacji Brytyjczycy!!!!
Sama staram się tonować relacje i wkładać je w kontekst. Ale myślę, że mądre sprawozdawanie tego, co się widzi jest bardzo potrzebne: informowanie-wychowywanie ‚dużych’ i ‚małych’ na ten przykład…
A wychowywanie ludzi pewnych siebie (pewnością nowego pieniądza) to bardzo trudna, czasem wręcz beznadziejna misja. To jeszcze sobie mamy na złośliwościach oszczędzać?! 😮 😉
Hm, znów, widzę, atmosfera robi się ostra 😉 To w takim razie na rozładowanie malutki offtopic dla naszych kociarzy:
http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=14&ShowArticleId=66008
a cappella,
Z wielką przyjemną ością oglądam i czasem czytam Brytyjczyków w opisach swych peregrynacji, świadkiem byłem pokpiwania Amerykanów ze swoich rodaków na terenie Europy. Zachowywali oni zawsze mimo wszystko wielką sympatię do krajanów. W naszym obyczaju jest bardziej podkreślanie odwiecznej gorszości i zacofania z wyraźnym dystansowaniem się, bo przecież ja taki nie jestem! Nie wierzę, że różnicy nie dostrzegasz. Nie bez kozery diabeł w naszej anegdocie nie pilnuje kotła z Polakami.
Kilka kategorii, gdzie Brytyjczycy (‚zwykli ludzie’ i media) nie czują sympatii a frustrację i irytację tudzież oburzenie i wstyd na wyczyny krajanów (przepraszam za OT – nie będzie o zachowaniu się w salach koncertowych:
1. Turystyka seksualna a zwłaszcza wykorzystywanie nieletnich – od Czech po Tajlandię.
2. Nowobogaccy yuppies bez manier widziani oczami artystów, tłumaczy, duchownych i innych ‚z manierami’ (a mniejszą kasą – byłam regularnie świadkiem takich relacji z Francji, Włoch, Hiszpanii).
3. Otyli w złych kostiumach na plażach Francji, Włoch (samograj mediów co lato).
4.Zbiorowe orgie młodych na plażach Hiszpanii, Gracji, Portugalii
5.Itd…
‚Wyczyny’ godne potępienia, ale szyderstwa niczego sobie, uwierz… 🙂
Dokladnie, zeen, przy polskim kotle nie potrzeba diabla 🙂 Wolalbys przeczytac o tych komorkach na koncercie w „Tribune de Geneve”? Czy moze lepiej byloby przemilczec te wstydliwa sprawe, zamiesc pod dywan, bo „zly to ptak…” A moze jednak ta informacja ustrzeze kogos przed blamazem w innej sytuacji? Niedobrze jest, gdy osobe informujaca o jakims zdarzeniu obciaza sie wina za to zdarzenie. Cale odium waszego oburzenia (zeen i mt7) spada na bogu ducha winnego Pana Piotra, ktory przytoczyl zabawna anegdote, a wyszedl na wywyzszajacego sie aroganta. Tes Teq skomentowal sprawe bardzo trafnie i z dystansem, bo nie pozostaje nam nic innego, jak sie serdecznie zasmiac 🙂 A capella ma absolutna racje o wychowywaniu pewnych siebie nowobogackich. A wiesz, zeen, ile dowcipow opowiadaja Rosjanie o tzw. nowych Ruskich?
Passpartout, no niezle, niezle. Widzialam kiedys graffitto Juliana Beevera w Kingston nad Tamiza, w centrum handlowym, Bardzo wiele ludzi sie zatrzymywalo i komentowalo with good humor. Ale Basquaiat lepszy, przyznasz?
Mialam przepiekna ksiazke ilustrowana przez niego. Byl to jeden wiersz Mayi Angelou i na kazdej stronie byl kilka linijek wiersza i ilustracje JMB. Niestety w chwili slabosci podarowalam ksiazke malej dziewczynce. I nie przestalam zalowac bo jest out of print.
Heleno, ja ich w ogole nie porownuje, to dwie rozne kategorie 🙂
Pani Dorotecce dzieki za krzepiaca wiadomosc o uratowaniu kota. Moj wlasnie byl laskaw wyrzygac sie na (nieprzeczytana of course) Polityke, ktora dopiero sobie wczoraj kupilam.
Ha, wlasnie znalazlam wsrod uzywanych na amerykanskim amazonie:
http://www.amazon.com/Life-Doesnt-Frighten-Maya-Angelou/dp/1556702884
Lepiej na Polityke, niz na nowa spodnice, sweterek czy dywan. Bardzo dobrze wychowany kot 😉 A co tam bylo, na tej okladce?
Bardzo pozytywna ta wiadomosc o dobrym strazaku. Ale wezy jednak nie bedzie ratowal metoda usta-usta 🙁
Na okladce jest Teraz POlska! Dobrze wychowany kot rzyga w pierwszym rzedzie na miekkie: perski dywan, koldre, kaszmirowy sweterk niedbale rzucony. No, moga byc jeszcze zamszowe buciki. Ale gazety i pisma – wylacznie nie czytane, pachnace farba.
Przepraszam. Nie jestem oburzona i zadnego odium na Pana Piotra nie rzucam, zeby na niego spadało.
Chodzi mi o powielanie pewnych klisz, stereotypów. Skąd wiadomo, że rzecz dotyczy: „młodych, wykształconych, rzutkich i majetnych Polaków”/
Wniosek:
tacy Polacy w przeciwieństwie, do starszego, powolnego i niemajętnego (?) Pana Piotra są pozbawieni kultury, bo on z nabożeństwem by zwiedził dom Karen Blixen.
Ja nie uważam, że ludzie, którzy nie czytali ‚moich’ lektur i nie żywią szacunku dla moich autorytetów są pozbawieni kultury.
O to mi chodzi! O ten ton wyższości, niczym nie uzasadniony.
Jeżeli tego nie rozumiesz, passpartout, to bardzo mi przykro.
Pan Piotr jest tu zresztą tylko przykładem na pewną postawę ludzi, która nie podoba mi się tak samo, jak każdy jedynie słuszna ogląd świata.
sorry, mt7, ale mnie akurat zajela sprawa komorek na koncercie w Genewie, a nie brak naleznej naboznosci w domu Karen Blixen. A tak na marginesie, kto Twoim zdaniem jezdzi dzis na safari do Kenii, jak nie zachodni majetni emeryci i wschodni mlodzi, rzutcy i majetni? 😉
Mój młody, rzutki i majętny nie ma czasu na safarii i nie jest to jego marzenie?
A mnie wczoraj przydarzyło się nie wyłączyć komórki w kościele. Zapomniałam! I właśnie wtedy, cholera wzięła, zadzwoniła, kiedy zapadła cisza i mój ulubiony opiekun wspólnoty miał podzielić się refleksją nad przeczytanym słowem.
Z tego incydentu można wyciągnąć takie wnioski:
– biedna kobieta, jaka nieprzyjemna sytuacja jej się przydarzyła,
– jakie chamstwo, nigdy się nie nauczą kultury i poszanowania innych.
Wybór zależy od człowieka.
Ja się cieszę, ze zdarzają mi się różne upokarzające sytuacje, bo mam nadzieję, uczą mnie chociaż trochę pokory i wyrozumiałosci.
Ale w oczywisty sposób nie jestem wolna od uprzedzeń, niechęci i podejrzewania innych o złe motywy.
mt7 – przesada. A nawet odwracanie kota ogonem, przykro mi.
To właśnie w postawie owych „młodych rzutkich” u Karen Blixen odzwierciedla się pogarda – „badziewie”, „jakaś tam Dunka”. Nie wiesz czegoś, człowieku, to nie wybrzydzaj, możesz co najwyżej żałować, że ominęło cię „zajebiste” safari (już sam język, jeśli taki był w użyciu, świadczy o kulturze wypowadającego). Powiem więcej: takie zachowanie to chamstwo (nie mówiąc o braku ciekawości świata, który z mojego punktu widzenia jest pewnym kalectwem). Bo to oni nie uszanowali czegoś, co w dobrej wierze im pokazywano jako atrakcję. Ja tam nie miałabym nic przeciwko, aby takie miejsce zwiedzić. I, żeby było jasne, przeciwko safari też.
Pani Dorotko, nie wszystkich pociaga SAFARI:
Prikhodit novyj russkij v turisticheskoe byuro. Kak polozheno, raskatal pal’cy, sdelal skuchnuyu rozhu, vse dela…
Nu, k nemu tut zhe podbegaet menedzher:
– Chego izvolite?
– Otdokhnut’ ya sobralsya. Khochetsya chego-nibud’ krutogo.
– Mozhet byt’, zhelaete na Bagamy?
– Ne-e. Ehto uzhe bylo. Khochu chto-nibud’ osoboe. Sam ponimaesh’, bratishka, nado otvlech’sya ot problem, ot raboty.
– Da, da, ponimayu. Nu… khotite v Al’py?
– Da ne-e. Tozhe bylo!
– Ya znayu, chto vam nuzhno – SAFARI.
– A ehto kak?
– Na dzhipe pokataetes’, postrelyaete…
– Ehto kak na rabote, chto li?!
Ja też, bo lubię Karen Blixten, jej opowiadania są mi bliskie i często do nich wracam.
Ale co z tego?
Szanowanie wolności innego, prawdziwe nie pozorne, to uszanowanie jego wyborów i gustów.
Wszyscy pod jeden strychulec, to straszne!
No właśnie. Dlaczego łatwo patrzeć w jedną stronę, a w drugą nie? Dlaczego nie zauważyć tak prostej rzeczy, że to ONI nie mieli szacunku dla kogoś innego?
Wydaje mi się, że Pan Piotr z Sąsiedztwa nie należy do ludzi, którzy by prezentowali jedynie sluszny ogląd świata. Po prostu chcial przekazać jakieś spostrzeżenie, no i /chyba/ mlodzież trochę za ostro zareagowala
Wydaje mi się, że Pan Piotr z Sąsiedztwa nie należy do ludzi, którzy by prezentowali jedynie sluszny ogląd świata. Po prostu chcial przekazać jakieś spostrzeżenie, no i /chyba/ mlodzież trochę za ostro zareagowala.
Ale się porobiło. Nigdy nie wyrażałem wobec nikogo pogardy. I opisałem dwie sytuacje, które wprawiły mnie w zażenowanie. Nigdzie nie napisałem też, że wszyscy polscy biznesmeni są tacy. Znam i takich, którzy słuchaja tej samej muzyki co i Pani Dorota. A nawet na nią łożą pieniądze. Ale to jest moim zdaniem normalne.
Nie widzę natomiast powodu, by nie można było takich sytuacji opisywać bez narażania się na obelgi.
Aby zasłużyć na pochwały moich krytyków powiem, że wszyscy Polacy są wspaniali, mądrzy, kulturalni, dobrzy i szlachetni. Czy teraz jest ok ?
przepraszam, ale „uciekl” mi wpis i niepotrzebnie nacisnęlam po raz drugi klawisz.
To ja jeszcze dla kociarzy:
Khirurg provodit operaciyu. Iz pod stola donositsya:
– Myau!
– Tikho tam!
– Myauu!!
– Da zatknis’ ty!
– Myauuu!!!
Otrezaet chto-to, brosaet pod stol:
– Na, svoloch’, podavis’!
Kadzidła są dobre w stosownych miejscach. 🙂
Ja nie widzę obelgi w tym, że ktoś krytycznie wypowiada się na temat opinii, czy wypowiedzi innego człowieka.
Napisałam, co mnie jakoś nieprzyjemnie zaskoczyło w Pańskiej wypowiedzi, Panie Piotrze i w ochoczym przytakiwaniu Pani Doroty.
Mam prawo do własnych sądów i mam je prawo wyrażać, nawet jeżeli inni ich nie podzielają.
Jeżeli poczuł się Pan zelżony, to przepraszam.
Przeprosiny są zupełnie zbędne. Jestem przyzwyczajony do ostrych polemik. Zdziwiły i zaskoczyły mnie słowa w zasadzie zabraniające mi wygłaszania krytycznych opinii o niektórych rodakach. Bo moja opinia dotyczyła tylko niektórych. Zabolało mnie natomiast posądzenie o pogardę wobec innych i wywyższanie się. Stwierdzam, że tego we mnie nie ma. I już. A kłócić się, mieć inne zdanie, polemizować to przecież frajda.
Kiedys, kiedy bylam studentka w Nowym Jorku zadzwonila do mnie w weekend kolezanka, proszac czy nie moglabym jej zastapic w oprowadzaniu wycieczki komsomolskiego aktywu z Syberii. Mialam ich spotkac w eleganckim hotelu kolo Grand Central Station, zaprowadzic do Museum of Modern Art, zjesc z nimi lunch, odprowadzic do hotelu, pozwolic sie odswiezyc, zabrac na balet Balanchina, zjesc kolacje, odprowadzic do hotelu, a wszystko za krolewska sume 50 dolarow, placi uniwersytet.
Przystalam z rozkosza.
Spotykam ich w recepcji. Zaczynam od slow: Gospoda, ja wasz nowyj gid, Helena.
I slysze chor: My nie gospoda, my komsomlcy, towariszcz Helena.
OK, komsomolcy, idziemy. Okres byl tuz przed Bozym Narodzeniem, miasto wyglada bajecznie, wszedzie choinki, blyskotki, swiatla, mijamy eleganmckei wystawy. I sie zaczyna:
– Tu, popatrzcie, sukienka jakiegos Czanela za 600 dolarow, a w Harlemie ludzie mra z glodu.
Wiec ja bardzo delikatnie: Mieszkam tu wiele lat… Ludzie tu czasami mra z narkotrykow, ale nie z glodu. Jedzenie jest tanie, biedni dostaja kupony i pomoc socjalna… Maja tez bezplatna opieke zdrowotna…
Nikt mi nie wierzy. No wiec ja znowu:
– Jestem studentka. Nie mam zadnych uczciwych kwalifikacji. W lecie ide pracowac do biura gdzie potrzebna jest jedynie znajomosc alfabetu. Ukladam w kolejnosci alfabetycznej fiszki. Pracuje dwa miesiace, a trzeci miesiac spedzam jedzdzac po Europie za zarobione pieniadze i oplacajac swoj pobyt i narzeczonego z Polski. Czy wy tez macie takie mozliwosci?
Chor: Przyjechalismy do Nowego Jorku bezplatnie, bo jestesmy aktywem komsomolu.
– A to jest – opowiadam – Centrum Rockefellera, bodaj pierwszy publiczny budynek w Nowym Jorku zbudowany w stylu art deco, polegajacym…
Chor: Rockefellera, slyszeliscie? A w Harlemie ludzie mra z glodu.
Ja juz prawie placze: – Ale jest to budynek zbudowany przez Rockefellera dla mieszkancow miasta, jest tu kino, music hall, wejscie za 2,50.
Szybkie przeliczanie ile to bedzie na ruble. Po kursie czarnorynkowym. Strasznie drogo. W Nowosybirsku mozna pojsc do kina i music hallu znacznie, znacznie taniej.
Dochodzimy wreszcie do MOMA. Malewicz, Kandinski – wszystko wasi malarze, mowie. Tfu, o co tu chodzi, kazde dziecko na Syberii takie by namalowalo., Prowadze ich do tego co powinno zrobic popezne wrazenie: Guernica Picassa. Opowiadam historie plotna.
Chor komsomolcow: To bohomaz, tu balagan na tym tak zwanym obrazie, obrzydliwe, smarowidlo.
I w tej grupie krytykow odkrywam nagle jednego, ktory nic nie mowi.Stoi bardzo poruszony i slucha uwaznie tego co ja, kompletnie nieprzygotowana do swej roli, opowiadam o obrazie. Kiedy inni juz przesuneli sie do drugiej sali, on jeszcze stoi i patrzy.
Dobrnelismy w koncu do stolowki, gdzie byl przygotowany dla nich obiad. Zamiast usiasc z nimi, poszlam do sklepiku w muzeum i kupilam za 25 dolarow najpiekniejszy album z obrazami z MOMA. I z rozkladowka z Guernica. Wnioslam to do stolowki pod paltem. Spod palta pod stolem podalam temu, ktory stal przed obrazem milczac. On schowal natychmiast pod swoje palto.
Zadzwonilam do kolezanki i powiedzialam, ze na Balanchina to musi jednak przyjsc. Dostanie druga polowe mojego honorarium, pierwsza juz wydalam.
Nigdy mnie juz nie poproszono oprowadzac wycieczki z Kraju Rad. Ani zadnej innej for that matter.
Porownanie zarzadzania firmy z orkiestra jest rownie dobre jak kazde inne porownanie z rodzajem aktywnosci, ktora wymaga zorganizowanego, zbiorowego dzialania. Dlatego tez, w ramach treningu personelu oraz kadr, urzadza sie gry zespolowe o charakterze zadaniowo-strategicznym jako staly element kurso-konferencji, zwanych dzis elegancko konwencjami. Istnieje sporo wyspecjalizowanych firm, ktore zajmuja sie profesjonalna organizacja sesji treningowych tego typu.
Excellent contribution, Jacobsky 🙂 🙂 🙂
@Helena (18:44): Ci komsomolcy realizowali swą wolność opinii, Heleno. A Ty im chciałaś jakiś jedynie słuszny ogląd świata zapodawać! A fe! 😉
czy każdy muzyk może być dyrygentem? … chyba trzeba mieć do tego predyspozycje i talent …. z menadżerami jest pewnie tak samo … jednak wielu uważa, że do „menadżerowania” ma talent …. 🙂
moja wnuczka słuch do spania Mozarta, Beethovena i Bacha i jestem ciekawa co z niej wyrośnie …. 🙂
No no, kto wie, Jolinku… 😀 Moja siostrzyca w stanie błogosławionym słuchała jak najwięcej Mozarta. Do dziś to jest jeden z najukochańszych dla naszej Różyczki (obecnie lat 21)… A i ja ponoć przed pojawieniem się na tym świecie nasłuchałam się „Arii na strunie G”, bo moja Mama była wtedy muzycznym „oprawcą” w radiu, a to był jej ulubiony utwór 😀
Ale ani Róża, ani ja menedżerami nie jesteśmy 😉
W ciekawym momencie mnie odcięło od Was i dopiero teraz mogę się włączyć.
Panie Piotrze,
I przytaczać wolno i trzeba, i nikt niczego Panu nie zabrania. Proszę ze spokojem spojrzeć na ostatnie zdanie swego pierwszego wpisu – czy nie wynika z niego, że chciał nam Pan okazać brak kultury naszych rodaków?
cbdo – to formuła używana przy przeprowadzaniu dowodu tezy i zawsze oznacza twarde zakończenie, z czego być może wynikła i moja i mt7 reakcja.
Wystarczyłoby też, jak sądzę, wtrącenie „niektórych polskich biznesmenów” i milczałbym jak grób.
Racja. Chciałem zażartować a wyszło głupio.
a capella. No tak, ta wolnosc opinii byla realizowana tak swobodnie, ze prezent musialam wreczac ukradkiem pod stolem. aby nie narazic jednego milczacego na spore nieprzyjemnosci po powroce do domu. Mam nadzieje, ze byl to zart, choc nie jestem pewna 🙂
Ucalowania dla Rozyczki. Dla Belli tez zreszta.
No to proponuję Paulaner Oktoberfest bier 🙂
Massbier oczywiście 😉
Dzięki, Heleno 😀
A ja zaraz wybieram się do Monachium. Tylko że już będzie po Oktoberfest… 🙁
No to ja kamyczek do ogródka, przepraszam, że wracam, ale do komórek. Byłam w Ojczyznie miesiąc, więc ta Polka z zagranicy Wam powie swoje odczucia, kieruję je pod adresem mt7:
wyrazem pogrady dla drugiego człowieka jest wyciaganie dzwoniącej „komóry” z kieszeni w publicznym miejscu i głośne (GLOSNE!) rozprawianie o swoich interesach czy innych sprawach, czasem wydawałoby się, że o charakterze intymnym, częściej biznesowym. Miejsca publiczne – tramwaj, a najczęciej restauracja, nie byłam w kinie czy operze. Cholera mnie brała, a i współkonsumenci zamierali, bo przy stole pogadać się nie dało, kiedy pan dwa stoły obok przyjmował postawę bossa i rozprawiał.
Nie przeszkadzają mi ludzie idący i rozmawiający przez komórę, zaraz ich minę albo oni mnie, ale z tramwaju nie wyskoczę w biegu, a i dlaczego mam opuszczać restaurację w trakcie posiłku. Nie mówiąc o operze, kinie czy teatrze. Pewnych rzeczy się nie robi i to nie zależy od wykształcenia, a od kultury osobistej i poszanowania innych użytkowników danej przestrzeni publicznej. Zgadzam się z Piotrem – byłoby mi wstyd, gdybym usłyszała taki komunikat gdzieś w Toronto na przykład, jak ten w Genewie.
Człowiek czuje sie odpowiedzialny za swoich ziomków w jakis sposób, to naturalne.
Tutaj nie zdarza mi sie widzieć podobnych zachowań – często korzystam z komunikacji miejskiej, ludzie dzwonią, ale nie spotkałam się z tym, żebym słyszała te rozmowy, po prostu robią to dyskretnie.
P.S. Z komunikacji miejskiej u nas korzysta młodzież i starsi niezamożni, jedni i drudzy niekoniecznie wykształceni już/jeszcze.
P.S.P.S.Graficiarze. Moi młodzi mieli „sami z siebie” taka uwagę po obejrzeniu większych miast: dlaczego oni szpecą te miasta? Graffitti bez sensu, składu i ładu, ot, żeby pomazać ściany, i to ściany, które są czyjąś własnością. Ledwie się ruszysz poza ścisłe centrum Wrocławia, Krakowa czy Pragi – już masz spray na ścianach, mazaki, nic więcej. Zeby nie było, że w Toronto nie ma – owszem, jest i w centrum, ale są to ściany domów do rozbiórki, przed remontem, aż sie prosi’ a nawet właściciel wręcz zaprasza i takie malowidła, mniej lub bardziej artystyczne, maja sens.
Banksy jest świetny.
Pani Doroto,
jeszcze powinna Pani dostać w butelkach 0,5l.
A jak nie będzie, to na pewno będzie Paulaner Weissbier – najlepiej Dunkel.
Z Monachium stosunkowo niedaleko jest Andechs – klasztor odwiedzany przez cały świat dla Doppelbock Dunkel. Bywa w sklepach w butelkach ale niestety albo jasny, albo zwykły ciemny – też dobre, ale świeży Doppelbock Dunkel powala. Pielgrzymowałem wiele razy….
A i sam klasztor niczego sobie, chociaż widywałem tam, jak niektórzy Polacy zaczynali i kończyli swą wizytę na konsumpcji golonki z piwem 😉
Golonka…. mmmmmm…..!!! Niekoniecznie w Bawarii, u Jaruty w Poznaniu była pyszna, pod Zywiec (patriotka jestem piwna)
Przykład byle jakiego graffitti w Toronto mi się był wyciagnął, nie jest to Banksy, ale nie są to też mazaki sprayem jak w Polsce i w Czechach widziałam, tez moge kupić puszkę i pod osłona nocy szybko wytrząchnąć ma mur posesji. Ten garaż i przylepiona do niego posesja sa w samym centrum starego Totonto, prawdopodobnie wyburzą, póki co malunek, żeby nie straszyło. Jest tam wiele w okolicy takich, lepszych i gorszych malunków. Szkoda, ze nie uwieczniłam żadnego z polskich mazaków, ale przypuszczam, że wiecie, o co mi chodzi:
http://alicja.homelinux.com/news/img_1335.jpg
No to trochę twórczości grafficiarskiej ze stolycy – na kultowym murze Wyścigów:
http://imagio.pl/pre/graffiti.html
A, to co innego, niż czarne mazaki bez sensu na elewacjach domów w dzielnicach okołocentrumowych, że tak powiem. I ma swoje miejsce.
Pani Doroto!
Przejeżdżam bez przerwy koło tego muru i powiem Pani szczerze, że w takim nagromadzeniu nie robią żadnego wrażenia, zlewają się ze sobą. Szczerze mówiąc nie lubię graffiti, dla mnie jest prostackie. Ja wolałem napisy grafficiarskie, one to robiły wrażenie. Pamiętam ze stanu wojennego: „ZOMO – bijące serce partii”, „TV kłamie” (lub wersja dowcipna „Hortex kłamie”). Na Puławskiej 5 widniał napis chyba kilka lat:
Bóg umarł – Nietzsche
Nietzsche umarł – Bóg
Bez współdziałania i harmonii orkiestra „nie zadziała”
grozi to kakofonią dźwięków
w przypadku biznesu sytuacja rzeczywiście jest odzwierciedleniem praw rządzących orkiestrą 😀
Bardzo ciekawe, Pani Dorotecko, choc nie wszystkie daly sie otworzyc.
Ale nie jest prawda, ze graffitti narodzilo sie w latatch siedemdziesiatych w Bronxie. Grafficiarze podaja inna date narodzin gatunku: 1913 r na uniwersytecie pekinskim pod oslona nocy jakis student nasmarowal na murach farba liste postulatow studenckich, a nazajutrz do tego sie przyznal. Grozilo mu wylanie z uczelni, ale w koncu do tego nie doszlo.
Ten pierwszy graficiasz nazywal sie Mao Tse Dung.
Byc moze jest to apokryficzna opowiesc. ale z pewnoscia duzo ladniejsza niz to, ze poczatekl graffitti zaczyna sie w Bronxie w latach siedemdziesiatych.
PS
Ja wole te historie z Mao, bo ona z miejsca umiejscawia te sztuke w sferze wywrotowej. A sztuka, zwlaszcza na murach, niechaj bedzie wywrotowa i prowokacyjna.
Czy istnieje zycie przed smiercia? – na murze cmentarnym w Konstancji.
Grawitacja jest mitem. Ziemia wsysa.
Chcesz rozsmieszyc Boga? Opowiedz mu o swoich planach.
Beethoven byl tak gluchy, ze przez cale zycie myslal, ze maluje 😉
Mrrrał!
Uaaa… przeprrraszam, ale widzę, że Państwo o grrraffiti.
I że to takie nowoczesne.
Pozwolę się nie zgodzić.
http://www.zrodla.net/category/starozytnosc/pompeje/
To ja już dobrrranoc 😀
Z poważaniem
Blejk Kot
Dobra dobra Blejku…. to które to jest Twoje życie, przepraszam, że przepraszam?!
Heleno:
To od sztuki mury się mają wywracać? 😉
Co do wątku o zażenowaniu postępowaniem Rodaków — bywa. Ale nie tylko my się mamy czego wstydzić. Ani nie mamy czego szczególnie ukrywać. Zwłaszcza, że dyskusje, jak te o białych skarpetach do garnituru, szybko okazały się skuteczne. (Nawet nazbyt skuteczne…)
A wracając do poprzedniego wpisu — te wszystkie dyskusje przypomniały mi o pewnym obrazku z zagranicy, z Francji konkretnie, gdy to na mszy pani kierująca muzyką w jej czasie najzwyczajniej świecie stała PRZED wiernymi i nimi dyrygowała. I śpiew wychodził równiej, niż w naszych kościołach. Drobny wynalazek, ale gdyby sie przyjął… kto wie — może by coś poprawił?
PS.
Fomo, rozumiem, że Twoje dawniejsze pomysły by skusić mnie do złego, to jest do piwa zamiast koncertu, dotyczyły Paulaner Weissbier?
PAK pisze do mnie:
To od sztuki mury się mają wywracać?
In a manner of speaking – yes, yes, yes! 🙂 „Armaty ukryte w kwiatach” – te rzeczy, rozumiesz….
Kurcze, przepraszam, mnie nie chodzi o wątek „Rodaków” tylko o sposób przedstawiania i artykulacji.
Z jednej strony wieża z kości słoniowej, gdzie „Naród, Ojczyzna, Polak” ubóstwiony na piedestale i ręce precz od swiętości, a z drugiej inna wieża, gdzie siedzą otwarci, światowi, mający za złe zaściankowi, ze taki zapyziały, bez kultury, bez rozeznania, tradycyjny, fe.
Nie pasuje mi ani tu, ani tam, bo dla mnie są to odwrotne strony tego samego medalu.
I tylko tyle Paku. Piszę o własnym bólu serca.
Znowu?
To chodziło o jeszcze inną stronę. Taką, co to bardzo głośno daje do zrozumienia: tylko to, co ja lubię, jest zajebiste, a to, co cenią inni, to jest badziewie. Te słowa to przecież cytat z tych „młodych i rzutkich”.
I proszę zrozumieć, mt7, oni obrony nie potrzebują, sami świetnie się obronią: po prostu kopną nas gdzieś. Tylko do tego nas doprowadzi taka polityczna poprawność.
Tak trudno to zauważyć?
A brak edukacji kulturalnej to jeszcze inny problem.
Wczoraj oglądając rano jednym okiem TVN24 doznałam szoku. Anita Werner – wydawałoby się osoba rozgarnięta i światowa. Jacek Pałasiński przedstawia, jak zwykle rano, przegląd prasy zachodniej. Tradycyjnie zaczyna też od rocznic związanych z danym dniem. Mówi, że jest rocznica urodzin Vermeera, i dodaje: „To mój ulubiony malarz, a ty, Anito, słyszałaś o nim?” „Nie” – pada odpowiedź. No dobra, myślę, dziewczyna pewnie studiowała jakieś nauki polityczne, choć to i tak upadek, żeby przedstawicielka bądź co bądź inteligencji nie znała choćby tego nazwiska. Ale za chwilę Pałasiński dodaje, że jest również rocznica śmierci Felliniego. „A o nim słyszałaś?” – dodaje troche złośliwie. I tu odpowiedź z cieniem oburzenia: „Słyszałam, Jacku, ja studiowałam filmoznawstwo!”.
I tu dopiero prawdziwy szok… Studia kulturalne!
Żeby było jasne: nie pogardzam. Boleję.
A ja tylu rzeczy nie wiem …. ale nie przemykam się pod ścianą jak szara myszka … tacy jak ja też mogą się ciszyć życiem … 🙂
Pani Dorotko, nie tylko rece opadaja, wszystko opada 🙁 Jesli ta pani studiowala filmoznawstwo, to powinna byc na biezaco przynajmniej w swojej dziedzinie zawodowej, no i chodzic do kina, a tez by uslyszala o Vermeerze!
http://esensja.pl/magazyn/2004/05/iso/12_21.html
Na krakowskim filmoznawstwie (dla mnie ‚tylko’ drugi kierunek) były cztery semestry historii sztuki. Niezły wycisk teoretyczny plus oglądanie slaidów i wysłuchiwanie jednoczesnego ich charakteryzowania – godzinami!!! (Nauczyłam się robić całkiem zgrabne notatki w ciemnościach). Bardzo wymagający egzamin, ale prawie nikt nie miał przesytu…
Stałe odwoływanie się do filmu i malarskich preferencji ‚charakterystycznych’ reżyserów…
Nasz wykładowca miał dodatkowo konika na punkcie architektury kinowej i teatralnej.
No i nie trzeba dodawać, że na tej drodze Vermeer to kamień milowy – nie kamyczek, który odskoczył na pobocze.
Pani W. dbała widocznie o lans a nie o kultywowanie własnego umysłu… Ale powoli nawet zganić nie będzie wolno za takie postawy i decyzje (ludzi wykształconych, tworzących nadwiślańską cywilizację i dających o nas świadectwo w swiecie) bez ryzyka spowodowania bólów serca, zawałów i czego tam jeszcze 🙁
Ja tam nie zamierzam się poddawać i będę zawsze mówić o manierach, hierarchach i fakcie, że jedni na drodze samodoskonalenia są (niestety) znacznie dalej, niż inni.
Kpić z buractwa czasem też będę…
I śmiech niekiedy może być nauką
jesli się z przywar, nie z osób natrząsa
🙂 😉 🙂
się jakoś zasmuciłam …. 🙁 …. ja wolę dostrzegać te dobre strony człowieka …. 🙂
spokojnego dnia życzę …:)
Slucham TV Polonia. Wiadomosci. Mowa o satelicie. „TA satelita zostala wyprodukowana w Polsce”… Zaczynam watpic w moja wiedze i sprawdzam po slownikach, paranoja 🙁
Jolinek, jesteśmy w blogu poświęconym kulturze i sztuce wysokiej a firmowanym nazwiskiem wybitnej Dziennikarki muzycznej…
A ‚najlepszą stroną człowieka’ jest to, że – jeśli ma dobrą wolę i silną wolę – potrafi podjąć wysiłek: góry przenosić, symfonię napisać, most zbudować, dzieci wychować, … 🙂
I jeszcze potrafi mieć pokorę i szukać wzorców i wskazówek u właściwych źródeł. Ta cywilizacja trwa kilka tysięcy lat… nie dziesięć, od upowszechnienia się banków, komórek i internetu… 😉
Jolinek51 – ja też wolę dostrzegać dobre strony czlowieka, ale przyznasz chyba, że czasem brak kindersztuby bywa bardzo denerwujący, tym bardziej, że ci ludzie nie uważają, że postępują niestosownie. Wręcz przeciwnie, oni uważają, że wszyscy powinni się do nich dostosować.
No, tak, z Vermeerem. Ja kiedys nie wytrzymalam i zadzwonilam do BBC. Bo wiadomosc o nowo otwartej wystawie w glownym dzienniku telewizyjnym zostala wyszczebiotana przez laleczke Barbie w nastepujace slowy: Zapewne malo kto kiedykolwiek slyszal o artyscie nazwiskiem Roy Lichtebstein, but apparently…
Nie wytrzymalam nerwowo i zzdzwonilam. W nastepnym dzienniku juz sie to nie powtorzylo.
To jest właśnie wynik błędnego koła. Media kierując się oglądalnością zakładają, że wszyscy są głupi i ogłupiają ludzi jeszcze bardziej. W ten sposób mają klientów i nie muszą się napracować 🙁
A u nas od wczoraj po calym miescie rozbrzmiewaja kanonady – sztuczne ognie i petardy z powodu zblizajacego sie dnia Gaya Fawkesa (spisek prochowy), przypadajacego 5 listopada. Bardzo zle znosza to wszystkie koty i psy. Przed chwila uslyszalam w Radiu (program 4 BBC) ze jedynym sposobenm uchronnienia kota przed traumatycznym doznaniem zwiazanym z obchodami, jest puszczenie symfonii Szostakowicza i nalozenie kotu slychawek!
Relato refero.
Ja Kotu M. ktory to naprawde zle znosi pbstalowuje co roku specjalna bude: pudlo po malm telewizorze przykryte kilkoma grubymi kocami. Moze wieczorem nastawie mu Mosade Zorna, ktorej nieustannie ostatnio slucham – dzieki Pani Dorotecce.
U mnie taki lomot fajerwerkowy odbywa sie co roku 1. sierpnia i trwa do poznej nocy. Pojedyncze wybuchy roznych kapiszonow zaczynaja sie tez kilka dni wczesniej.Koty profilaktycznie chowaja sie w najciemniejszym zakatku pod lozkiem w sypialni, ale od 2 lat najstarszy z nich – juz nie. Stad wywnioskowalismy, ze chyba nie doslyszy, a nawet jest gluchy jak pien 😉
To się nazywa muzykoterapia 😆
„…Media kierując się oglądalnością..” – oczywiscie, ze sie kieruja ogladalnoscia, bo nie maja innego miernika, ktory stanowilby o ich racji bytu. Dlatego oprocz mediow opartych na ogladalnosci nastapil wysyp mediow o charakterze specjalistycznym, w tym rowniez specjalizujacych sie w kulturze. Media dla koneserow, jesli ktos chce, bo za dostep do nich trzeba zaplacic, a wiec trzeba odczuwac potrzebe tego dostepu.
Nie sadze, zeby media komercjalne mialy zajmowac sie edukacja, nie wazne czy edukacja muzyczna, naukowa, czy kazda inna. To nie jest ich mandat. Ich mandatem jest rozrywka, a to zaprasza do pojscia na skroty po najmniejszej linii oporu, aby dojsc do jak najwiekszej liczby ogladajacych. I w ten sposob wracamy do punktu wyjscia : „Media kierując się oglądalnością…”. Media komercjalne dodalbym od siebie.
Rozpowszechnianie kultury oraz – jesli ktos chce – edukacja kulturalna nie moze byc w tym ukladzie rola mediow komercjalnych. Sport dla przykladu tak, bo w sporcie chodzi o proste emocje. Podobnie jest np. z filmem dla masowego odbiorcy: dobro zwycieza, bandyta trafia do kicia, marines odbijaja wiezniow i obalaja dykatora przy okazji. Ktos zawsze wygrywa, i ludzie to lubia. W sztuce zaawasowanej, ambitniejszej podzialy sa mniej oczywiste, a najczesciej wogole ich nie ma. Tanie emocje zbiorowe zamieniaja sie w subtelne doznania indywidualnet – kiepski towar do sprzedania w mediach komercjalnych, ktorych role jest sprzedaz, a nie rozdawanie.
Cieszmy sie zatem z istnienia mediow wyspecjalizowanych w sprawach kultury i nie psioczmy na glowny nurt mediow komercjalnych, bo rownie dobrze mozna sie mazgaic z powodu tego, ze pada deszcz.
Owszem – pada, ale nic na to nie poradzimy.
a cappella ja jestem świadoma tego na jakim blogu jestem ….
czy mam rozumieć, że tylko ludzie ze świata kultury przez duże „K” mogą tu pisać i wypowiadać swoja opinię …. może masz rację …. ja tu nie wnoszę niczego jestem raczej konsumentką tej kultury ….
hortensjo masz rację …… „czasem brak kindersztuby bywa bardzo denerwujący, tym bardziej, że ci ludzie nie uważają, że postępują niestosownie” ……
Akurat BBC nie jest prywatna korporacja, tylko utrzymywana jest z bardzo wysokich abonamentow ( w tym roku ok. bodaj 150 funtow rocznie) sciaganych z absolutna bezwzglednoscia. Tylko telewizory czarno-biale u osob powzej 70 r, zycia sa zwolnione z oplaty. Wszyscy inni musza placic. Kto nie placi jest bez trudu wylapywany i kara wynosi 1000 funtow. Ogladalnosc jest wazna, ale znacznie wazniejsza jest „misja” wylozona bardzo szczegolowo w statucie korporacji. „Misja” dotyczy takze zreszta, choc w mmniejszym stopniu, stacji komercyjnych nie satelitarnych, ktore musza co trzy (chyba) lata odnawiac licencje zezwalajaca na nadawanie programow. A wiec musza one nadac okreslona liczbe programow edukacyjnych, publicystycznych, naukowych, kulturalnych etc.
I Pani Dorota ma racje – pogon za ogladalnoscia zmusza czesto nadawcow na cos co tu jest nazywane „dumbing down” – „przyglupiania” programow nawet w ramach tejze misji. Rownanie sie na glupszych, zamiast na srednio madrych.
Od czasu do czasu w srodkach masowego przekazu i w Parlamencie podnosi sie z tego powodu raban kiedy jakas granica zostaje przekroczona. Na ogol jest to skuteczne, ale jednak strumyczek owego „przyglupiania”. rownania w dol przesacza sie nawet do nadawcy publicznego, jakim jest BBC. Wysokosc abonamentu ustala co trzy lata Parlament uwzgledniajac postulaty BBC, choc przyznaje na ogol o kilkadziesiat funtow mniej niz korporacja prosi.
Jacobsky, w Polsce media tzw. publiczne kierują się dokładnie tą samą zasadą co komercyjne. Słupki, słupki, słupki (oglądalności). I jak najbardziej płaci się za to abonament. Czyli ogłupia się za własne pieniądze. Owszem, w ostatnich dwóch latach jest pewne odstępstwo od zasady oglądalności – nudne i agresywne programy propisowskie (miejmy nadzieję, że teraz coś się zmieni). Kiedy powstał kanał TVP Kultura, od razu było jasne, że cała kultura wysoka zostanie zepchnięta „do kanału” – i w sumie tak się stało. A TVP Kultura jest podwójnie płatna, bo odbierana tylko przez kablówkę.
A rozrywka też może być na dobrym poziomie i niegłupia, można nawet uczyć bawiąc, tylko ludzie już o tym dawno zapomnieli…
W każdym razie pamiętam jak psioczylo się na TVP za starego reżimu, program publicystyczny byl nie do przyjęcia, natomiast jeśli chodzi o programy kulturalne, to można bylo patrzeć
o do licha, jak to się dzieje ? Nie zdążylam skończyć, nawet kropki nie postawilam, a wpis sam „wlecial „
o… i na dodatek natchnienie mnie opuścilo. No nic, poczekam na następne wpisy, może coś mądrego przyjdzie mi do glowy.
U mnie TVP Kultura jest za darmo, bo przez satelite 😉 Przez kabel idzie tutejsza publiczna, ktora rocznie kosztuje (razem z radiem) ponad 1000 zl (472 Fr). To jest abonament (zwany tu koncesja), za kabel placi sie osobno.
BBC, CBC oraz – nie wiem -ZDF ? TF1 ? maja status telewizji publicznej. Nie jest wazne jak ona jest finansowana. Abonament czy pieniadze z budzetu to raptem sprawa techniczna. Niestety, pieniadze te sa niewystarczajace, a wiec pojawia sie pierwiastem komercjalny. W ramach tego pierwiastka najbardziej ogladalne pasma antenowe zajmowane sa przez programy o nastawieniu komercjalnym, czesto szolowizny o dosc posrednim charakterze, ale naganiajace widza przed ekran, egro – wystawiajace go na sprzedane reklamy. Jesli tak nie bedzie i zamiast szolowizny nada sie dyskusje panelowa o kulturze, to statystyczny widz pojdzie dzies indziej, i slupki ogladalnosci razem z nim. Poniewaz na telewizje publiczne nalozono obowiazek bycia oplacalnym, nalozono czesto z woli byborcow (czytaj: widzow), a wiec stalo sie: nawet telewzje publiczne musza w jakims wycinku czasu antenowego skutecznie konkurowac ze stacjami komercjalnymi, czysto prywatnymi. To obniza poziom w sposob domiejscowy jesli chodzi o ramowke, ale i tutaj sa granice, bo np. telewizja publiczna kanadyjska nie znizyla sie jeszcze do poziomu reality show. Nie mniej stacje publiczne konkuruja z prywatnymi z powodzeniem, czego przykladem moze byc Radio-Canada. Dzieki wplywom z quasi-komercjalnych szolowizn R-C jest w stanie zapewnic rowniez rozrywke oraz kulture na wyzszym poziomie, choc co prawda nie w czasie najwiekszej ogladalnosci. Dodatkowo, radio publiczne, drugi wazny kanal dyfuzyjny (tak po angielsku, jak i po francusku) wolne jest do reklam i radiowa ramowka programowa jest jeszcze ciekawsza niz telewizyjna: smaczna mieszanka informacyjno-kulturalna (szczegoly ramowki na internecie). Dla mnie takie rozwiazanie, taki trade-off to dopuszczalny kompromis miedzy wymogami finansowymi nalozonymi na media publiczne oraz ich rola wsrod odbiorcow.
Inny przykad to amerykanska telewizja publiczna PBS, utrzymywana z budzetow stanowych plus datki odbiorcow oraz datki korporatywne. Wsrod tych ostatnich sa zarowno wielkie kompanie (Ford, Canon, Chess Manhattan), biznesy lokalne oraz kazdy widz, ktory da swoja kontrybucje. Poziom PBS jest trudny do pobicia jesli chodzi o wachlarz tematyki oraz poziom audycji. Na szczescie PBS nie musi konkurowac z komercja – taki ma statut.
To na widzu ciazy obowiazek i przywilej wyboru tego, co chce sluchac i czemu poswieci swoj cenny czas. Poniewaz kultura masowa potrzebuje widza masowego, tak wiec ta, jak gorszy pieniadz wypiera kurture (i widza) bardziej wyrafinowanego. Umiejetenie sterowana programowo telewizja publiczna potrafi zadowolic zarowno widza masowego, jak i bardziej wyrafinowanego.
To w koncu jest telewizja publiczna, a wiec dla kazdego, prawda ?
Heleno:
‚sztuka wywrotowa’ powinna wywracać, nieprawdaż? 😉
No i zeszło na TV publiczną… Hm… czy jako inżynier z wykształcenia jestem zwolniony ze znajomości Vermeera? (To znaczy nie do końca, bo tak się nazywa komputer, z którego piszę… Ale z Vermeera-malarza?)
Ale studia studiami, nic jednak nie zastąpi edukacji domowej. I nie bardzo bym tu liczył na telewizję, nawet gdyby telewizja publiczna spełniła wszystkie przedstawione tu oczekiwania.
PAK,
zeszlo na telewizje publiczna, gdzyz TV ciagle stanowi najpopularniejszy sposob obcowania z kultura, polityka, rozrywka itp. Mowiac o edukacji w dziedzinie kultury nie sposob obejsc molocha, jakim jest telewizja. Bo przeciez nie idzie tutaj o uczenie teorii kultury, socjologii kultury i tym podobych dyrdymalow uniwersyteckich, ale o ksztaltowanie gustow, utrzymywanie poziomu, stymulowanie zainteresowan.
Czesto edukacja domowa, o ktorej piszesz sprowadza sie jedynie od wspolnego siedzenia przez TV. Nie wazne powody dlaczego tak sie dzieje.
TV publiczna właśnie coś mówiła, że Polacy kiepsko wypadli w statystyce ‚udziału w kulturze’. To tak a propos. (A coś mówiła, bo od TV wybrałem inne dobra kultury 😉 )
Jacobsky:
Oczywiście, że wolałbym dobrej jakości TV publiczną. Tyle, że wspomaganie przez nią edukacji domowej… Ja rozumiem, że dzięki TV koncert, opera, czy teatr może dotrzeć w miejsca od takich instytucji oddalone. Ale częściej problemem nie jest odległość geograficzna, tylko brak chęci. A w tym TV nie pomoże, choćby dlatego, że rodzinne oglądanie telewizji zawsze może dotyczyć kanałów komercyjnych.
PAK, jako inzynier mozesz sprobowac pokokietowac nieznajomoscia Vermeera w towarzystwie, ktore bez cienia zazenowania lub wrecz z duma podkresla, ze wybralo kulturoznawstwo lub filologie, bo bylo beznadziejne z matematyki lub przedmiotow przyrodniczych, a potem opisz mi reakcje tego towarzystwa 😉
Passpartout:
Jak będę miał okazję to postaram się 😉 Bo zwykle przy spotkaniach towarzyskich widzę jak inżynierowie siadają do rozmów z inżynierami, prawnicy z prawnikami, ekonomiści z ekonomistami, a humaniści z humanistami…
PAK-u,
czasami z edukacją domową może być problem, bo bardzo duża część naszego społeczeństwa jest społeczeństwem z awansu i domowo nie ma ogromnej możliwości czerpania z… Pomyśl o powojennych rzekach ludzkich ze wsi do miast i dzieciach tej imigracji, i ich dzieciach. Każde pokolenie robiło krok do przodu w stosunku do swoich rodziców i ten krok musiał być czymś wypełniony, skądś czerpać, czymś się żywić.
PS.
Koło „Rialto” jest bar/restauracja bawarska. Umawiając tam roczkową imprezę skorzystałem z okazji i napiłem się oktoberowego piwa, głowy jednak nie dam, czy to był Paulaner… Ale samo miejsce może być miejscem konsumpcji zapowiadanego grzechu 😀 Może po Kronosach za kilka dni? Niestety świętuję wtedy rodzinnie, więc na sam koncert nie zdążę, ale po… I Pani Dorota ma być, to już gotowe minispotkanie blogu!
Dobrze (?) ma się ten, kto może powiedzieć, że jest inżynierem, prawnikiem, ekonomistą. A jak się jest taką hydrą-wydrą, że trochę z tego, trochę z tamtego i jeszcze z czegoś innego, ale w niczym do końca, to tylko upić się w samotności 😀
Wracając do pierwotnego wątku:
Pewien prezes, co w banku pracował,
firmę szast-prast zorkiestrował.
Koniec z kart sprzedawaniem,
prowizji pobieraniem.
Miast zarządzać – tylko dyrygował.
Foma, na litość, po co upijać się w samotności, trochę będzie Ci smutno. Jak już, to idz na calość i upij się w towarzystwie dziewczyny. Na pewno będzie ciekawiej.
hortensjo,
moja dziewczyna wciąż karmi, więc dla dobra i trzeźwości dziecka nie mogę się z nią upić 🙂 A na upijanie się z inną dziewczyną pewnie mi nie pozwolą 😀
Choc z drugiej strony, na takiej imprezie można się upić z każdym, z kim choć troszkę kiedyś było lub jest po drodze 😉
foma, to w takim razie zajmij się dzieckiem. Odechce Ci się alkoholu, nudzić się nie będziesz, a żona odetchnie. No i Twoje zdrowie nie będzie zagrożone.
Od tego zajmowania właśnie mi się zachciało 🙂 Mogę się napić nawet z inżynierem 😀
No to jak już zaczynamy imprezę, to coś na dzisiejszy dzień 😀
Najpierw bardziej refleksyjnie:
http://www.youtube.com/watch?v=wyLjbMBpGDA
Potem bardziej na wesoło:
http://www.youtube.com/watch?v=ErUrPXt31vo
Na zdrowie!
Nie ma to jak Satchmo….
Foma:
Ja tamtędy tylko przechodzę, ale reklamę mają nad drzwiami Paulanera.
A co do specjalizacji: to właśnie dobrze! Te specjalizacje raczej ograniczają i utrudniają kontakt, niż go ułatwiają. Potem tak sobie siedzę na spotkaniu, a po mojej lewej ręce dyskusja nad powoływaniem asesorów, na wprost o handlu grapefriutami, a po boku o perspektywach eksportu w ramach UE…
Mam nadzieję, że w przypadku spotkania w WunderBarze (bo tak się to nazywa) takich problemów nie będzie.
I cos z krainy cieni:
http://www.youtube.com/watch?v=KKoiMiOQvMc
PAKu,
nie chciałem aż takiej kryptoreklamy… A tematów na pewno sporo by się znalazło.
Pani Dorotko, wizyta w Monachium zapowiada sie ciekawie. Juz chocby ten czarnoleski baryton z loczkami, co bedzie spiewal Oniegina:
http://youtube.com/watch?v=92CzMFyPJ_w
Tu, oczywiscie, w innej roli. To ten, co na poczatku pali jointa 😉
O, a Ferranda śpiewa tu mój ulubiony Beczała 😀 Dzięki! Ale ja mam w obsadzie podanego kogoś innego – Oniegina ma śpiewać Michael Volle.
To jest Michael Volle!
Ten blondyn w czapce.
Ten tu:
http://www.liedkunst-kunstlied.de/page25.html
Aha, bo pierwszy skręta pali Beczała i myślałam, że o niego chodzi 😉 trochę się zdziwiłam, bo to przecież tenor 😀
O diabli!
Maryśkę popalają?! A nie wyglądają… 🙂
No cóż, jak trzeba, to trza 🙂
passpartout: a skąd wiesz, że to nie była machorka?
Maryśka ma wyjatkowy zapach 🙂
Taaa, ten zapach… Moja znajoma, przechodząc korytarzem akademika na Żwirki i Wigury, obezwładniona aromatem zastanawiała się – trawa czy tymianek? Ale skąd tymianek w akademiku…
A skąd wiedziała jak pachnie palony tymianek? 😆
To nie jest codzienne doświadczenie.
A jak pachnie marycha? I dlaczego marycha, a nie zocha, lub stacha?
mt7:
marycha od marihuany, mayjane i tak dalej.
Nie pachnie jak palony tymianek, a jak palone zioła, dosyć duszące, z zapachem papierosów nie pomylisz.
Dzisiejsza młodzież, jak donosi mi moja siostrzenica, uważa, że nie przypadkiem była Marycha Konopnicka i Jarek Haszek 😉
Otóż właśnie!
Cuś na rzeczy jest. Chcę donieść na siebie, że swego czasu dostałam ziarenko, bo u mnie wszystko wyrośnie w doniczce. I owszem, wyrosło. Niestety, był to impotent, czyli facet (no, marycha tak ma!), poza zapachem nie było niczego, żadnego kopa. Ale zapach był!
Ten Haszek to wyższa półka i ja się na tym nie znam, ale żebyście widzieli minę mojego starego już naonczas dziecka, jak zobaczył tę wzrastającą maryśkę!
Co ty matka z tym będziesz robić, przecież nie palisz, powiada. No to zacznę!
Niestety, nie wyszło 🙁
Alicjo, skad ja wiem, ze to nie byla machorka? A widzialas facetow po machorce tarzajacych sie na podlodze z krzeslem w objeciach? I te rozanielone miny… 😉
Dla niepalacych: dobra jest herbatka z tego ziola (z miodkiem). W mojej okolicy byl sklep (musze sprawdzic czy jeszcze jest), w ktorym mozna bylo nabyc poduszeczke konopna na lepszy sen. Kupujacy musial podpisac zobowiazanie, ze nie bedzie palil zawartosci 😯 😉
A ja już wiem, że jadę na skandal 😀
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/46517.html
Hej, miłośnicy zwierzątek! Znów coś dla nas:
http://deser.gazeta.pl/deser/1,83453,4635126.html
Ja znałam taką koteczkę, która uratowała swoją panią, samotną, starszą osobę, duszącą się w ataku astmy. Dziś ta pani (niegdyś niezła pianistka) już nie żyje, koteczka widocznie drugi raz nie poradziła… Nie wiem nawet, co się z nią stało 🙁
O, szkoda, Pani Doroto, że przeczytała Pani tę recenzję!
Wolałabym komentarz na świeżo, czyjeś opinie jakoś nas nastawiają.
P.S.Moja znajoma, na szczęście daleka i rzadkie mam z nią kontakty, nie słucha Czajkowskiego, bo „przecież to był pedał!”. Ze też cholerę ktoś o tym powiadomił!
Gorzej: że ktoś o tym powiadomił Warlikowskiego 😆
No właśnie… pojechał chłop do Monachium i narozrabiał!
Passpartout: powiadasz, że poduszeczka działa nasennie? Hm… mam jeszcze 3 ziarenka przywiezione z Nepalu 🙂
A propos, woreczek z lawendą prowansalską, umieszczony pod poduszką, wziął mi się tej nocy (sam zapewne!) rozwiązał. Będę musiała pozamiatać i zawiązać, lub lepiej zaszyć na mur.
passpartout: jakby to było jakie zabytkowe krzesło warte parę milionów…
…wiem, materialista jestem…
albo fetyszysta 😉
Alicjo, ja swój woreczek z lawendą trzymam obok poduszki. 🙂
Ciekawa jestem, co Pani Dorota napisze po powrocie.
Przeczytałam właśnie opowiadania „Dom Róży” i „Krysuvik” Huberta Klimko-Dobrzanieckiego, bardzo brutalnie przedstawiajace życie w domu opieki. Tam też jest jest wątek homoseksulny, pielęgniarz wykorzystujący sparaliżowanego mężczyznę. Jakoś mi trochę niedobrze po tej lekturze.
Ludzie, dzieci, rodzice, rodziny są tam też nie lepiej przedstawione.
Komentarz zamieszczony w książce:
„Sceny zarejestrowane przez Klimko-Dobrzanieckiego godne są pędzla Goi lub Boscha, a Islandia jako skondensowany obraz Zachodu, jako ucieleśnienie śmiertelnej starości Europy – poraża”
Bardzo trudno przyjąć opisany świat.
Nie chciałam tu wprowadzać ponurych wątków, tak mi sie jakoś skojarzło, bo jestem pod wrażeniem lektury.
Eugeniusza Oniegina znam tylko we fragmentach z płyt.
Chętnie bym obejrzała w całości.
Nawet w Monachium. 😆
Na szczęście obejrzę tam jeszcze dwa inne spektakle, bardzo różne: „Calisto” Francesca Cavallego (XVII w.) i balet wg „Das Lied von der Erde”. W „Calisto” śpiewa Dominique Visse, więc szykuję się również na ciekawe wrażenia…
A w ogóle jeszcze dziś jakiś wpisik wrzucę 😀
O! Przystawki wydają się smakowitsze niż danie główne 🙂
Ach, bo Oniegin jest tak pojemnym poematem, ze z pewnoscia watek Lenski-Oniegin dalo by sie zinterpretowac w kategoriach homoerotycznych.
Pamietam jak pewien swietny poeta petersbuski (przedwczesnie zmarly niestety) opowiadal mi o swych wrazeniach po obejrzeniu filmu brytyjskiego na podstawie poematu Puszkina. I podczas kiedy wiekszosc krytykow rosyjskich niemilosiernie wysmiewala brytyjska adaptacje (za anachronizmy typu Walc „Na sopkach Mandzurii”, letnia scenerie imienin Tani etc, etc) Kriwulin mowil, ze po raz pierwszy dzieki Brytyjczykom zobaczyl bajronowskie korzenie Oniegina i byla to dla niego rewelacja, bo noe sadzil, ze potrafil spokrzec na dzielo poprzez jakis inny pryzmat. I rousseauanskie (Tania zreszta ma rozlozona na podlodze ksiazke Rousseau, kiedy pisze slynny list do Oniegina).
Ooo, wiele bym dala zeby zobaczyc tego Warlikowskiego.
Czekamy na szczegolowe omowienie.
Chyba masz rację, Paku 🙂
http://pl.youtube.com/watch?v=YiM-m_R0Rls
Takiego Visse’a lubię!
Ale też widziałem go w „Calisto” (o ile pamiętam — a pamiętam słabo, bo tam przesłaniała wszystkich Maria Bayo). Co prawda nie na żywo, ale na DVD — w realizacji Jacobsa (chyba innej zresztą na DVD nie ma). Bardzo przyjemna rzecz, choć nie tak dowcipna jak załącznik z YouTube’a.
Tu można trochę „Calisto” posłuchać i obejrzeć:
http://www.bayerische.staatsoper.de/55-ZG9tPWRvbTEmaWQ9NjI0Jmw9ZGUmdGVybWluPQ-~spielplan~vorstellung.html#