Pianistyczne urlopy
Dotarły właśnie do mnie w końcu – jak to się na Dywanie utarło mówić – Piotrusialia, czyli płyta Virgin z Schumannem (pięknie właśnie mi z głośników rozbrzmiewa) i kopia filmu Anderszewski gra Schumanna – sfilmowane zostały Skizzen für Pedalflügel i Gesänge der Frühe, tak atrakcyjnie, jak tylko Monsaingeon potrafi. Reportaż z planu, który ma w TVP Kultura towarzyszyć temu filmowi, jest chyba jeszcze niezmontowany. PA się wkurza podobno na niego, ale chyba nie zabroni odtworzenia.
Jeszcze 4 lutego IV Symfonia „Koncertująca” Szymanowskiego w Filharmonii Narodowej (z SWR Sinfonieorchester, dyr. Sylvain Cambreling), a 12 kwietnia w Krakowie występ z Frankiem Peterem Zimmermannem (Wiosenna Beethovena, Mity Szymanowskiego i II Sonata d-moll Schumanna), seria koncertów rozsianych po świecie – Salzburg, Londyn, Lizbona, kilka miast niemieckich (tam najwięcej), na koniec Japonia i Szanghaj; na jego stronie nie ma jeszcze Łodzi, ale jest obiecana, tylko brak jak dotąd szczegółów. No i potem – dobrowolna przerwa. Na ile? Rok? Nie wiadomo, ale podobno już nie może się doczekać.
Będzie więc czas przerw, bo i Krystian Zimerman przecież idzie na sabbatical, i też mówił a to o dwóch latach, a to o roku; jak będzie ostatecznie, tylko on jeden wie. Nam jest smutno, że znikają z życia koncertowego, ale dziwić się im trudno, bo co to za życie, zwłaszcza jak się dużo koncertuje. Z miasta do miasta, od hotelu do hotelu, od sali do sali, od stresu do stresu, bo to jednak zawsze jest stres. W pewnym momencie ma się dość. No, chyba że chodzi o tak niefrasobliwą osobowość, jaką był Artur Rubinstein. Ale np. Horowitz?
Dotarła też do mnie w końcu niedawno monografia Harolda C. Schonberga Horowitz. Życie i muzyka, wydane przez Niebieską Studnię, która zapowiada, że książka ta jest początkiem serii „Muzyka na poważnie” – brzmi to obiecująco, oby również poważnie. Też pewnie się spieszyli, żeby zdążyć na Konkurs Chopinowski – i tu są błędy w tłumaczeniu, niektóre także żenujące, których ewidentnie żaden redaktor nie oglądał (np. że „Horowitz z upodobaniem mawiał o sobie, że jest duchowym dziadkiem Antona Rubinsteina – choć równie dobrze mógłby się nazywać duchowym dziadkiem Teodora Leszetyckiego”; powinno być oczywiście w obu wypadkach „wnukiem”). Ale ogólnie książka jest niezwykle ciekawa, świetnie napisana, chwytliwym językiem, jak to wybitny amerykański krytyk potrafił. Postać Wielkiego Ekscentryka staje przed nami jak żywa i już nie jest aż tak ekscentryczna, i już widzimy, że w różnych momentach życia było różnie, że kiedyś był cyrkowcem, a później, w ostatnich latach życia, grywał tak… Albo tak… Albo tak… Ale zawsze miał niesamowity dźwięk, wyczucie polifonii, technikę – mimo przedziwnego układu ręki.
No i on właśnie, jak wiadomo, miał parę przerw w działalności koncertowej. Najpierw w latach 1936-38, kiedy już był lwem estrad, ale ewidentnie popadł w jakąś depresję; poddał się operacji wyrostka robaczkowego (niepotrzebnie), zaczął mieć obsesję, że organizm zawiedzie go podczas występu, wypalił się. Był całkowicie niezadowolony z siebie jako artysty. Dopiero po roku odzyskał równowagę psychiczną i wziął się do pracy; często spotykał się wówczas z Rachmaninowem, z którym byli sobie bardzo bliscy duchowo. Ostatecznie po dwóch latach wrócił na sceny. Z wielkim sukcesem.
Drugi raz taka huśtawka maniakalno-depresyjna dopadła go w 1953 r. Przejął się wówczas ujemną recenzją recitalu w Carnegie Hall, gdzie wykonał po raz pierwszy m.in. Sonatę B-dur Schuberta (tzw. wielką). Mnie się to wykonanie podoba, ale ówcześni krytycy zrównali je z ziemią. Horowitz wycofał się wówczas na aż 12 lat! Najpierw przestał grać, znów pojawiły się objawy fizyczne (zapalenie okrężnicy). Później był mentorem młodych pianistów, wziął się też za nagrywanie. Z czasem popadł w słodkie lenistwo, choć zaczął przebąkiwać o powrocie na scenę już w 1962. Stało się to dopiero trzy lata później, znów w Carnegie Hall. Wyznał wówczas szczerze krytykom, że miał też powyżej uszu kieratu koncertującego artysty.
Ostatni kryzys przeżył na początku lat 80. – brał prochy, co miało bardzo negatywny wpływ na jego grę. Po serii blamaży, ostatnim w Japonii, znów się wycofał. Wydawałoby się, że to będzie już smutny koniec wspaniałej kariery – w końcu miał już 80 lat! A tu, po dwóch latach, sprawił całemu światu niespodziankę. Przez ten czas się uspokoił, wyleczył, odstawił wszystkie prochy i zaczął grać z taką głębią jak nigdy dotąd. I jeździć po świecie – łącznie z Japonią, gdzie musiał „odzyskać honor”. Do ostatnich chwil życia nagrywał. Zmarł nagle, właściwie nie wiadomo czemu, bo był w dobrej formie. Ale cóż, miał już 86 lat.
Odradzał się za każdym razem jak feniks. I mam nadzieję, że nasi wielcy też wrócą do nas po przerwie i zachwycą nas jeszcze bardziej. Zwłaszcza Anderszewski, który nie wygląda (w każdym razie tak go odebrałam w tym roku w czerwcu) na ofiarę depresji, lecz po prostu na zmęczonego powtarzalnością sytuacji i kieratem. A jego Schumann, jak już zresztą część z Was wie, jest piękny.
Komentarze
Przepraszam za bezdenną ignorancję, ale co to były za blamaże Horowitza? O co chodziło? Gdyby ktoś mógł mnie oświecić (albo odesłać do właściwej lektury)? Z góry dziękuję.
Horowitza znam tylko z nagrań…
Rózne niedyskrecje na temat Horowitza są na angielskiej wikipedii, mogą częściowo „wyjaśniać” całą sprawę. A jego nagrania z ostatnich lat życia są rzeczywiście znakomite.
Np. to: http://www.youtube.com/watch?v=2eccpEOjJ-k
Naprawdę niewiarygodne nagranie.
Czy jakiś uczynny Dywanowicz mógłby mi nagrać owe Piotrusialia, zapowiadane w tv? Niestety tego dnia przypada ślub przyjaciela i z pewnością nie będę mogła obejrzeć filmu (chyba że państwo młodzi się rozmyślą 🙄 ) a sprzętu nagrywającego nie posiadam.
Mnie rozczulił w tej książce pasus o tym, jak Horowitz z żoną Wandą (to dopiero była postać) stojącym w NY po naście godzin w kolejce po bilety na jego recital w Carnegie ludziom – zorganizował kawę i herbatę. I to nie było jednorazowe zdarzenie. On swoich wielbicieli, maniaków i zwykłych słuchaczy po prostu szanował. Do tego stopnia.
Przyłączam się do prośby Vesper – ale nie z powodu śłubu, a z powodu nieposiadania telewizora.
Mariusz-
dziękuję! Że też sama na to nie wpadłam (na wiki). A nagranie nieziemskie…!
– przyłączam się do podziękowań za Horowitza. Nie sądziłem, że tak mógł grać w 1989…
– przede mną płyta z czarnej serii NIFC (nr 004) z Dang Thai Sonem – z 21 płytowego albumu (dlaczego numeracja się zaczyna od 000 ?) Na froncie okładki – Erard 1849, na rewersie – Pleyel 1848. Hm, na dwie ręce, na dwa fortepiano..
@PK – będę w środę na MMiSV. Do zobaczenia..
@Bobik – czy „danie” (kulinarne) zatem od „dać” pochodzi.
Boć chyba nie od „dawania” jako, że „merdawanie” nie istnieje (chyba)..
Ale prezydent już pasuje – aczkolwiek nie dał, tylko wziął … (czy ja myslę o okolicach Gliwic ?)
A czemu niby merdawanie ma nie istnieć? Istnieje i ma się tak do merdania, jak muzyka jazzawa do jazzowej. 🙂
Danie może zresztą pochodzić skądkolwiek, nawet z baru szybkiej obsługi, byle zaspokajało moje wymagania smakowe. 😎
Prezydent dał czy wziął? Kiedyś był taki prezydent, nie nazywał się Dajut, tylko całkiem przeciwnie, i za żarty na ten temat można było dostać z pięć kalendarzy. 🙂
Fejsbukowcy angielscy w tym roku namawiają do J. Cage’a 4:33
Czas pomyśleć o układzie tanecznym do tego kawałka, choćby po to, by odtańczyć zbiorowo kolejny sukces społeczności 🙂
Pobutka.
@zeen:
Co do układu, to mam pewne podejrzenia…
Już po 13-tej a tu żadnych nowości…
Pani Kierownik pewnie z trudem dochodzi do siebie po wczorajszej premierze w TW w Łodzi…
http://www.operalodz.com/spektakl.php?id=79
Już się boję bo mam bilety na 26-go….
Dzień dobry,
Pani Kierownik dopiero przed chwilę weszła do domu, wróciwszy z miasta Óć. Kompa nie brała, bo przewidywała życie towarzyskie, no i trochę go było.
Hm, no, coś tam napiszę, ale za czas jakiś. Ten temat się ładnie rozwija na razie. Dzięki Mariuszowi za Weinen, Klagen…; nie wiem, czy w ogóle ktoś jeszcze grywa ten kawałek Liszta. Ja kocham tę kantatę, śpiewałam ją w chórze. Ta druga, chóralna część (pierwszą jest orkiestrowa Sinfonia) jest prototypem Crucifixus z Mszy h-moll. W poniższym nagraniu od 2:20.
http://www.youtube.com/watch?v=wwtbUkTj1Yc&feature=related
Co do Horowitza – no, ja przepraszam, ale to naprawdę było straszne:
http://www.youtube.com/watch?v=IydArFYvvak&feature=related
Niech mi Wołodia z zaświatów wybaczy.
Preludium rzeczywiście bardzo rzadko, nie wiadomo czemu. Trochę częściej wariacje.
Jeszcze jedno niewiarygodne nagranie Horowitza. Liszt, demoniczne, niesamowite: scherzo i marsz http://www.youtube.com/watch?v=1DU–ueVN4Y
Nikt chyba nie rozumiał demonicznej strony Liszta lepiej niż Horowitz.
Za dużo tu fachowych wiadomości, żebym mógł cos na ten temat. Zatem jeszcze do wczorajszego. 60Jerzy uważa, że Dybowski w TV Kultura się powstrzymywał. A to on przcież iles tam razy odmawiał Nefrytowej Kocicy wszelkiej osobowości
Dzięki za tego Liszta, nie znałam tego nagrania. Rzeczywiście niesamowite. Te nagłe zgłośnienia, zwłaszcza w trylach, nieprawdopodobny efekt.
Co do tego powstrzymywania się, musiałabym porównać z tym, co był uprzejmy (?) napisać w rzeczonej „Twojej Muzie”… Przy okazji najbliższej wizyty w Empiku zajrzę.
Mariuszu,
na upartego każde scherzo można przerobić na diabolo. Tylko czy to jeszcze jest scherzo par excellence?
Stanisławie drogi,
ja miałem na myśłi głównie te wycieczki pod adresem NIFCu i jury.
Pozdróka wszystkim
A kto powiedział, że każde scherzo ma być na diabolo? To lisztowskie akurat takie ma być. Pozdrówka wzajemna 🙂
A co do tego Rachmaninowa w wyk. Horowitza (link Pani Doroty) , to problem dotyczy też innych wielkich pianistów: Benedettiego, Richtera. Po zawałach, z palcami odmawiającymi już posłuszeństwa grają bardzo trudne utwory tak, że tego nie da się słuchać. Ale kto podejdzie do Benedettiego, Richtera czy Horowitza i powie mu: grał pan chwilami okropnie.
On to sam wiedział, dlatego wciąż w kółko ze stresu wcinał te prochy, aż wreszcie stwierdził, że jest skończony i przerwał występy. A potem wrócił odrodzony. No i zmienił repertuar 🙂
Co do artykułu Dybowskiego. Napisany tak jak wypowiadał się w studiu TVP Kultura, bez ogródek wali to, co myśli, w tym samym numerze tak samo np. o Maiskym. Ja akurat to lubię. A ile w jego domysłach o konkursie jest prawdy, to już tylko wtajemniczeni mogą osądzić, chyba ktoś taki pisze tutaj http://forum.tvp.pl/index.php?topic=36319.0 Punktacja za koncert chyba już nie ujrzy światła dziennego.
Demonizm u Liszta jest wyraźny i zamierzony, nie tylko w tym utworze, też w sonacie h-moll (motyw Mefistofelesa) i w trochę niedocenianej symfonii faustowskiej, 3 część. Jeden z jego współczesnych dobrze określił Liszta, już po przyjęciu niższych święceń: Mefistofeles przebrany za księdza.
E, żeby tak wierzyć wszystkim, co powiedzą coś na forumach… Jakby pokazał, to coś innego 😉
To teraz odmłodzimy jeszcze na chwilę Wołodię – ta sama kadencja z Rachmaninowa w 1941 r.
http://www.youtube.com/watch?v=CyG4jYppojE&feature=related
Dobry wieczor,
Pani Doroto, wytlumaczenie w odpowiedzi na komentarz w Koszyku: juz tu poszczekiwalam, lecz chcac byc rozpoznawalna jako uczestniczka fejsbukowej strony Koli Khozyainova podpisywalam sie tak samo, zas w Koszyku moglam sobie pozwolic na kite 🙂
Prof. Mmaa jest rzeczywiscie wybitnym termitem.
Aha 😆
Oj, tak tak 😉
Tymczasem link bardzo a propos wpisu. Gramophone Player serwuje Schumannowskie Piotrusialia. Dla tych, którzy są ciekawi, ale płyty jeszcze nie mają:
http://link.brightcove.com/services/player/bcpid273411329001
Dzięki 🙂
A jeszcze a propos Fou Ts’ong i Avdeevej, znalazłam taką ciekawą rozmowę na fejsie, z pewnym wyjaśnieniem sytuacji:
http://www.facebook.com/topic.php?uid=223544980519&topic=14371
Wynika stąd, że ten osławiony już wywiad z Fou w „The China Times”, w którym rzekomo opowiada, że jest jej nauczycielem, został wrzucony do sieci w zniekształconym tłumaczeniu, zapewne intencjonalnie. A prawdą jest, że w ciągu dwóch i pół lat Fou spotkał się z Avdeevą na kursach w Lake Como w sumie zaledwie pięć razy – tak twierdzi w sprostowaniu dziennikarz, który z nim później rozmawiał. Czyli, jak to często bywa, góra urodziła mysz i żadnego kantu z „byciem nauczycielem Avdeevej” nie było. Mogła mu się podobać jako pianistka, ale to już całkiem inna sprawa.
Uzupełnieniem tego jest angielskie tłumaczenie fragmentu rozmowy z Fou Ts’ongiem na stronie facebooka o Choziainowie http://www.facebook.com/pages/Fans-of-Nicolay-Khozyainov/143946968985621?v=wall
To, co Fou Ts’ong mówi o szkole rosyjskiej, tylko potwierdza to, o czym tu próbowałem pisać na temat azjatyckiej mentalności. To kompletnie inny świat. Powiedzieć, że gra szkoły rosyjskiej a więc np. Richtera, Gilelsa czy Choziainowa to tylko „rozmawianie ze sobą samym” i „nakładanie na siebie makijaży”- przecież to stwierdzenie wionie przeraźliwą obcością.
Ja mogę to w pewien sposób zrozumieć, bo zdaje się cały stosunek dalekowschodnich mędrców i niektórych wykształconych Azjatów do Europy jest taki sam: poczucie wyższości, tego, że tylko Wschód widzi „prawdę” (zen, taoizm, konfucjanizm itd.) a Europa błądzi. Oni widzą Europę bardzo płasko i powierzchownie, zapewne utożsamiają ją z Ameryką. Tu oczywiście dochodzi śliska kwestia tłumaczenia z chińskiego (dalekowschodnie języki są strasznie mgliste i wieloznaczne).
I jeszcze, jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie: HARASIEWICZ w „Twojej muzie” o AZJATYCKICH pianistach na konkursie, jakby z potwierdzeniem tego, co pisałem: „W interpretacjach artystów z Azji był inny rodzaj emocji, ich chopinowska fraza nie była prawdziwa”. Co za muzyczne określenie: nieprawdziwa!
I jeszcze na tej samej stronie wrażenia pewnego Włocha z koncertu Awdiejewej: She doesn’t communicate anything, you don’t feel anything. Her play seems to be „false”, „built”. Ja mam te same wrażenia.
Teraz też wiadomo skąd te jego niskie oceny dla Choziainowa i Kułtyszewa.
Ale dlaczego tłumacz wywiadu miałby intencjonalnie przetłumaczyć źle? czegoś tu nie rozumiem.
Fou powiedział też, że Polaków rozumienie Chopina jest płytkie. Przyjmuję to z pokorą. Jestem płytka i nic nie słyszę w Chopinie poza pentatoniką.
Awdiejewa nie jest uczennicą Fou, ale on sam uważa ją za swoją sukcesorkę. Twierdzi, że jej myślenie jest takie samo, jak jego.
Kola wydał mu się niedojrzały i sentymentalny. Znamienne, że to samo, tylko po polsku wyraził o Koli Harasiewicz! (Ktoś z Szanownych Dywanowiczów już go cytował).
Sprytny ten Fou, swoją drogą. Gromadzi nie-uczniów w swojej Akademii nie-umiejętności, gdzie nikogo nie uczy, juroruje po konkursach punktując bez przeszkód nie swoich studentów.
No i dziwne, że wyżej wymienieni przedstawiciele szkoły rosyjskiej rozmawiają sami ze sobą, a Awdiejewa już nie.
Człowiek raz zaśpi i już nikt się nie obudzi… ech… pobutka!
Natko, propozycja jakoby tlumaczka celowo przetlumaczyla zle wypowiedzi Fou Ts’onga byla jedna z konspiracyjnych teorii klebiacych sie na fejsbuku. Tlumaczenie bylo nieprofesjonalne i troche na chybcika, ale glowny problem, o ile zrozumialam, wynikal z tego ze artykul oparty na tym wywiadzie byl nienajlepiej napisany przez dziennikarke ktora nie miala pojecia o zasadach konkursu i pisala jak jej lepiej brzmialo.
Wrazenie Fou Ts’onga ze rosyjscy pianisci grajac „mowia do siebie” wydaje mi sie bardzo trafne przynajmniej w stosunku do Koli i czasem jego nauczyciela, tez tak ich muzyke odbieram, z tym ze dla mnie to jedna z najpiekniejszych i najmocniejszych cech ich gry.
Dzień dobry,
A gdzie jest to tłumaczenie? Bo ja go nie widzę. Czy widzą je tylko zarejestrowani?
@ Mariusz 1:23 ostatni akapit – a ja słuchając jej mam całkiem inne wrażenia, i co? De gustibus… Może mi się podobać Kola, może mi się podobać Jula, każde inaczej.
@ Natka 3:33 (co za pora 😯 ) – Lake Como to nie jest „jego akademia”:
http://www.comopianoacademy.com/courses/
Złe tłumaczenie mogło być intencjonalne w związku z tym, co rozpętało się wokół Avdeevej, a co jest w dużej mierze irracjonalne. Duża nagroda, duże emocje, ludzie mieli innych faworytów… więc koniecznie chcieli się czegoś doszukać. Tak że jeśli nawet samej dziennikarce mogło się tylko coś omsknąć, to natychmiast zostało to wykorzystane 👿
Pani Kierowniczko, gazeta chyba przesunęła ten artykuł do archiwum.
A że Kola jest introwertykiem, to dla mnie też oczywiste. Jak wielu wybitnych muzyków…
Dziecko mi choruje, wstawałam co pół godziny…
Juliannie mam najbardziej za złe, że nie jest Kolą.
Gazeta nie gazeta, ale ja w ogóle na facebooku nie widzę nawet linki.
Swoją drogą to już wiem, czemu Lang Lang ciągle robi miny do publiczności 😛
Współczuję, Natko 🙁
Kiedy ma być PA w TVP-KL?
Pani Doroto, o ile zrozumialam i nie przeoczylam, nie bylo tlumaczenia w gazecie, tylko na fejsbukowym forum NIFC. Jedna osoba podala link do artykulu ktory ukazal sie po chinsku, a druga przetlumaczyla od reki. Caly ciag znajduje sie na stronie fb NIFC, w zakladce Dyskusji, dyskusja p.t. Verdict of the jury, strona nr. 2. (artykul po chinsku zostal przytoczony takze na Scianie NIFC i tam dodano to samo tlumaczenie, ale tu rozne ciagi zostaly usuniete).
Sprobuje przylepic to tu:
„Edward Wedel:
A friend of mine has just sent me a newspaper link quoting an interview with Fou Ts’ong from London. It is in Chinese (you can translate with google or other translations online): „I have been teaching Avdeeva for the last 2 and half years.” „I protested when she almost did not get into the competition, I claimed that I would leave the jury.” „she and I have the same soul”, „she is my successor”, , „my father told me to be a human being first, then an artist, a musician, and lastly pianist, she has all four qualities”, then he said that the reason there were no Asians in the final was because „they are mainly technicians, with no culture”. Shame on him. His father would be embarrassed. He openly voted for his own student and now openly tell a journalist, because he wants the world to know that Avdeeva is his successor and he wants the credit??
http://news.chinatimes.com/reading/0,5251,51301678×112010102800415,00.htm
Simon Heike:
Thnks for this – I am glad to learn that we are all just human beings, jury members included.
Wen-Ting Chiu:
I’ve translated the whole interview in English:
Chopin Competition Winner Avdeeva Fu T’song’s “successor” by The China Times daily, 2010-10-28
The winner of the Chopin Piano Competition this year was disclosed recently. The first prize went to Russian pianist Yulianna Avdeeva whose teacher was pianist Fu T’song. Fu T’song said that during the preliminary, Avdeeva was almost expelled, and she almost couldn’t get into the first round of competition, „When I knew about it, I expressed solemn protest and proclaimed to withdraw from being a member of the jury.”
The main reason why Fu T’song came forward to set the record straight for Avdeeva is not because that she is his student, more importantly is that he sees Avdeeva as his successor. „She has her own ideas; she is not my copy, but she and I have the same soul and the authentic attitude in the pursuit of music.”
Fu T’song’s father once said, first is to be a (good) human-being, followed by being an artist, musician and pianist, „Avdeeva possesses these four elements. I only lack (the element of) ‘pianist’.” Fou T’song said, he taught himself since childhood, his pianistic technique is without the quality of ‘moving clouds and flowing stream’, and he always feels it is not enough and suffers for it.
Fu T’song started teaching Avdeeva two and half years ago, „her progress was amazing, similar to a jump. In March this year I was still a little worried, but my worries completely dissolved one week before the competition.” Fou T’song said, the pleasant quality of Avdeeva is that secular influence doesn’t affect her, and she completely focuses on music, „even after winning the championship, she still keeps discussing with me the methods of proper interpretation of musical pieces.”
Fu T’song said that this year the quality of participants of the Chopin Piano Competition is the highest in recent years, „the winners of the fifth, six place this year have the opportunity to become the first in the last few competitions.” Regarding why there are no Asian pianists in this year’s final, Fou T’song pointed out: „Most Asian pianists in this year only have technique, and lacks cultural attainment.”
Avdeeva will be giving concerts in Japan in December this year, Fou T’song, who treasures talent, has called his friends in Taiwan to start arrangement; he hopes that Taiwan musical fans have the opportunity to witness his hand-picked „successor” at the end of this year.
Wydaje mi sie ze zarzuty co do dokladnosci i moze intencjonalnosci tlumaczenie mozna kierowac tylko do tego kto pisal jako Edward Wedel.
I jeszcze cytat tlumaczki –
„Wen-Ting Chiu:
I translated the whole article, and my translation is „Fu T’song started teaching Avdeeva two and half years ago.” And in the news article, there is no mentioning of „he was teaching her this year”, but there is a quote from Mr. Fu: „In March this year I was still a little worried, but my worries completely dissolved one week before the competition.” And in the article, there is no mentioning of „masterclass”. […] I have put at the end of my original post that „Just to add, the China Times daily is the biggest daily newspaper in Taiwan. I personally know that one can’t believe everything that is printed in the newspaper. So it’s up to you to think for yourselves.”
You may find any Chinese friend to help you to see if the translation is a terrible work or not. I am a professional freelance translator and I did it on my own will with time limit. Translation is like music, there is a lot of ‚interpretation’. So 10 translators will give you 10 different translations without distortion of the meaning from the original text. „
Po ogłoszeniu werdyktu był w radiowej dwójce i chyba też w Kulturze krótki WYWIAD z Fou Ts’ongiem mówiącym łamaną polszczyzną, dlaczego Awdiejewa jest taka dobra i dlaczego wygrała konkurs: „Bo w jej grze jest CIERPIENIE”.
I tu radiowym mędrcom mowę odjęło, bo nie wiadomo, co odpowiedzieć na takie dictum, ni z gruszki ni z pietruszki. Kto to może zrozumieć, o co mu chodzi?
Przeklejam ROZMOWĘ, o którą mi chodziło w tlum. Wen Ting-Chiu:
Sohu performance (interviewer): Please evaluate the winner of this year’s Chopin Competition–Yulianna Avdeeva
FOU: She is very good; she has absolute devotion to music, absolute humility; her learning attitude is the best that I’ve ever seen.
She is Russian. The ability of Russian school of piano playing is the first in the world, but when people listen to her play, they feel that her playing now has nothing to do with Russian school.
She has kept the ability of Russian school, but gotten rid of the “talking to oneself” and “liking to put on make-ups” of the Russian school of piano playing. I believe, I had done my share in this (my note: meaning he helped her in getting rid of the negative aspects of Russian school.)
Uwagi tłumaczki:
It’s very difficult to translate his words from Chinese to English, hence I use the most direct translation so as not to distort…… his meaning.
He said 自说自话, which means ‚speak to oneself’ or with further elaboration ‚to talk on without regarding listeners’ response or feeling’.
W jednym ma na pewno rację: ta gra nie ma nic współnego z tradycjami szkoły rosyjskiej. Rosjanka grająca w sposób mózgowy-prawdziwe zjawisko. Dwóch chyba najczystszych liryków na konkursie: Choziainow i Kułtyszew to przy niej prawie dziw natury.
Może Fou Ts’ongowi chodziło o to, że niektórzy słuchacze bardzo cierpieli słuchając wykonań Awdiejewej? Kto wie… 😀
To teraz rozumiem, dlaczego mu się tak Bozhanov podobał (który też robi gesty pod publiczkę i nawet się czasem przodem do niej odwraca 😉 ) – w trzech etapach ponad 90 – tylko czemu ostatecznie dał mu IV miejsce? Koncert był spaprany, fakt, ale nie aż tak, żeby taki spadek był usprawiedliwiony.
Pasuje do słów Fou Ts’onga to, co pisał Pan Stanisław: grunt to harmonia… nie z muzyką, z publicznością.
Natko, moja uwaga o trafnosci slow Fou Ts’onga ze rosyjscy pianisci grajac “mowia do siebie” i o tym ze ja tez tak muzyke Koli odbieram – tak jak i Ty – dotyczyla komentarza @Mariusza wg. ktorego “to stwierdzenie wionie przeraźliwą obcością” wynikajaca z “mentalnosci azjatyckiej”.
Wspolczuje choroby dziecka i mam nadzieje ze szybko to przejdzie.
…co pisał Pan Stanisław o azjatyckim rozumieniu prawdy.
To „mówią do siebie” trzeba czytać ŁĄCZNIE z „mają upodobanie do nakładania na siebie makijaży”. Tzn. w moim rozumieniu według niego jedno oznacza drugie. Tu jest coś obcego.
Oczywiście, ze azjatycka harmonia może dotyczyc publiczności, rozmówcy, chwilowego nastroju. Jak już pisałem, także przyjaźni z innym żurem. To dla nas denerwujące, ale dla nich denerwujące może być nasze walenie prosto z mostu. Warto choćby z tego powodu poczytac np. co lepsze powieści Murakami, żeby oswoić się z ich sposobem prowadzenia rozmowy. Czasami jest to rozmowa niczym nie różniąca się od naszej, a czasami z obu stron mówi się jakby obok tematu, ale obie strony świetnie się rozumieją. Ale nie jest to operowanie kodami czy aluzjami, jak bywa u nas.
Rozmowy na Kaszubach, w Warszawie i na Podhalu sa prowadzone roznie. W samych Chinach jest ponad 1.3 biliona ludnosci, mowiacej w roznych, wzajemnie niezrozumialych jezykach. W Japonii 127 milionow. Nie wspominajac o reszcie. Mowic o mentalnosci azjatyckiej, harmonii azjatyckiej lub o tym jak „oni” widza np Europe wydaje mi sie co najmniej absurdem.
Też tak uważam 🙂
Z całym szacunkiem dla tych wszystkich, którzy też wydają się rozsądni, Ruth chyba jest najrozsądniejsza. Czy koniecznie trzeba bić tę pianę? A jeśli tak, to może by uwzględnić taki szczegół, że jakieś 98% Europejczyków nie ma w ogóle pojęcia, że przebywa w jakimś otoczeniu kulturowym i nie poznałoby otoczenia kulturowego, choćby ono podeszło i zrobiło tak, jak kiedyś powiedział Frank Zappa. W szczególności europejskiej muzyki ci Europejczycy słuchają jak świnia grzmotu.
A tak swoją drogą to czego jak czego, ale cierpienia w grze Avdeevej się nie dopatrzyłam 😯 Bojowość – i owszem. Bardzo mi się podobało np. to:
http://www.youtube.com/watch?v=FLfRlThy4Ck
przyczynek do Cierpienia w Muzyce
Fantazja w wykonaniu Avdeevej bardzo piekna i misterna. W niektorych momentach (5’30”-6’00” i 11’00”-11’30”), choc cicho, tak jakby pobrzmiewaly Bramy Kiowa Musorgskiego (?)
Wielki Wodzu – 😆 Ale do wiosny jeszcze daleko 🙂
Jeszcze zima się oficjalnie nie zaczęła – dopiero od jutra 😉
Miejmy nadzieję, że jak się oficjalnie zima zacznie, to się wreszcie ociepli. Może nawet śniegi stopnieją… 😎
Oby, bo nie dolecimy, gdzie mamy dolecieć… 👿
Zajrzyj, piesku, do poczty.
Przybyłem, zajrzałem, odpisałem.
Na tym się moje pozowanie na Cezara kończy, bo kości rzucać nie mam najmniejszego zamiaru. 😆
Lopatki w lapy i odkopac te samoloty ze sniegu.
Bo co ja zrobie z ta fura wykwintnego jedzenia? Sam bede musial zjesc? I wypic? I wyladowac na oddziale dla morbidly obese?
Przecież Okęcie działa,to w Londynie łopatki w łapy
Jak ktoś już ma w łapie tę łopatkę, to może mógłby wpaść i lotnisko w Düsseldorfie odkopać? Bo przecież nie będę dla jednego lotniska łopatki szukał. 😉
Wlasnie znowu zaczelo sypac 👿
Bardzo dziękuję za życzenia dla mojego malucha! Bidak ledwie oddycha, jest tak zatkany. Pierwszy raz usłyszałam, jak chrapie…
Jak pierwszy raz, to chyba całkiem malutki maluszek? 🙂
Co do samolotów, to z Warszawy na Luton dziś latały. Ale co będzie za tydzień…
A ja wróciłam z koncertu NOSPR pod Kaspszykiem, z Trifonovem. Chłopczyk jak zwykle do schrupania – dziś miał coś nastrój na delikatność. Typ improwizatora – wszystko grał inaczej niż na konkursie. Bisował dwoma mazurkami ze swojego zestawu, H-dur i C-dur, które zagrał dużo łagodniej, a między nimi Tarantelę – też zrobił przyspieszenie pod koniec, ale na konkursie to było jakby kto wajchę przerzucił (albo jakby go tarantula ugryzła), a teraz bardziej płynnie. Orkiestra, choć też ciężki kaliber, to przynajmniej poprowadzona z koncepcją, teatralną cokolwiek, w stronę tego, co robił Zimerman. Kaspszyk wczoraj poprowadził w Katowicach ten sam koncert z Bozhanovem – z obu chłopaków bardzo zadowolony. Wcześniej jeszcze akompaniował Wunderowi, ale ci dwaj mu się bardziej podobali, czemu się nie dziwię 😉
Też od razu pomyślałem o dyrygującym Zimermanie.
TRIFONOW to taki przemykający po lesie SKRZACIK, żyjący w swoim zamkniętym, swojskim świecie. A kiedy próbuje go opuścić i być kimś innym, np. w scherzu cis-moll, robi się karykatura. Dramatu u niego nie ma. Stąd ograniczenia tej bardzo dobrej gry.
No tak. On nie jest dramatyczny, to chyba bardzo pogodny z natury chłopak, który cieszy się życiem. To jest ujmujące. Scherzo cis-moll na konkursie zapędził, o wiele bardziej w jego typie jest chochlikowate Scherzo E-dur, które grał w I etapie.
Pobutka (nie na temat, bo z okazji rocznicy premiery 😉 )
Miałam wrażenie, że Trifonow troszkę z łagodnością za daleko poszedł, zwłaszcza w części drugiej koncertu. Chociaż może to efekt ogłuszenia Romeem i Julią, zaprodukowanymi przed przerwą ? Za to oba mazurki !
Faktycznie może koncert Ch. nie był na szczytach możliwości orkiestry, ale widać można dać mu radę. Po tym i po przejrzeniu tu i ówdzie paru recenzji z niedawnych i ubiegłosezonowych koncertów FN, myśl się śmiała lęgnie o zmianie kierownictwa.
Dzień dobry,
Też momentami miałam takie wrażenie, że już czasem chłopak za cichutko szemrze, ale bardziej zwracało to moją uwagę w I części. Ciekawe, jak to brzmiało przez radio.
A tę harmonijkę ustną z Pobutki to można sobie jako budzik ustawić, brrr… co za przenikliwe brzmienie z rana… 😉
Może nikt nie jest doskonały, jak powiedzino w ostatniej sentencji „Pół żartem pół serio”. Ale ja najlepiej wspominam te pianissima Trifonowa z konkursu. Tym mnie zachwycił. Bo przecież było je słychać, przynajmniej w TV. Jak na sali, nie wiem, ale podejrzewam, że też.
Od ogłoszenia wyników KFC i na dyskusjach z wynikami związanych mijają jakoś tak 2 miesiące własnie. Emocje trochę opadły, a z perspektywy czasu widać ponoć lepiej…
Więc mam taką propozycję zabawy dla PTK : proszę podać swoją listę finalistów, wliczając może ewidentnie skrzywdzonych uczestników trzeciego etapu..
—-
Jeszcze o „Real Chopin” Płyta NIFC 019 – Marek Drewnowski gra 18 walców i 4 polonezy. Napisano, że zarejestrowano w 2005 i 2009. Ale które, kiedy ? Na niektórych innych cd podobnie..
Wczorajszy Trifonov przez radio + internet brzmial prawie jak na klawesynie
🙁
Na konkursie bardzo pięknie brzmiał fortepian Fazioli. Czy wczoraj też grał na takim?
Nie, wczoraj grał na steinwayu. Na sali to jak klawesyn nie brzmiało, raczej jak szmerek 😉
Ciekawe. Pewnie najlepiej będzie wypadał w kameralnych salkach z Faziolą, która wszakże jest raczej rzadkością. Ciekawe, jakby wypadło na Pleyelu. Ale tam nie zagra koncertu. Na konkursie koncert Trifonowa bardzo mi się podobał. Zajrzałem do Morana. Po koncercie zaliczył Trifonowa na pewno do ostatecznej pierwszej czwórki, choć jeszcze wielu nie grało. Uznał jego granie za kobiece, ale policzył to na plus jako wychwycenie elementu kobiecego w duchowości Chopina. Porównywał z nagraniem Czerny Stefańskiej z okresu, gdy wygrała Konkurs.
O ile dobrze pamiętam, moje bezpośrednie odczucia w czasie konkursu to 1) Kocica, 2) Trifonow, 3) Kola, choć chwilami nie wiedziałem, czy nie Kola przed Trifonowem. Żury widziały to inaczej, chyba dla nich ten element kobiecy należało bezwzględnie zatuszować. Przecież u Koli też można do dojrzeć. Oczywiście rozumiejąc go tak, jak u Morana. Przede wszystkim to wielka wrażliwość i delikatność.
Jeśli ktoś chciałby sobie przypomnieć, co pisał Moran, podaję linkę:
http://www.michael-moran.com/2010/10/xvi-international-fryderyk-chopin.html
Właśnie Moran pisze, że jest taka postawa wśród krytyków (przeprawszam za rusycyzm), żeby tę „kobiecość” Chopina ukrywać. Jeżeli to prawda, tutaj może tkwić źródło niepowiodzeń Koli.
Moje typy – nie uwzględniając koncertu w IV etapie :
1/ Trifonow i Kola
3/ Wunder i Kocica
5/ Armellini
a co do szóstego – muszę jeszcze raz przesłuchać kronikę..
PPKiPTK
Fou nie chciał widzieć Trifonova w finale, choć w poprzednich etapach oceniał go wyżej 😯
A Martha nazywała go „mon chouchou” 😆
Ale nie rozumiem z tym Kolą, przecież on właśnie raczej męskiego Chopina pokazał.
Ja tak jak lesio, z wymianą Wundera na Bozhanova. Wundera po takim III etapie nie wpuściłabym w ogóle do finału.
Wrzucę trzecią stronę medalu. 😉 Dla mnie Kola w swoich najlepszych momentach był „odpłciowiony”, tzn. grał w takich rejonach, gdzie te opozycje męskść/kobiecość przestawały mieć jakiekolwiek znaczenie. W końcu w pierwotnej harmonii świata animus i anima podobno jeszcze nie byli rozdzieleni. 😎
Prawda. 🙂
Ale Sonata Koli była zdecydowanie męska w moim odczuciu. Jak się na niego patrzyło, strasznie to było zaskakujące przy jego posturze 😉
fajnego kota znalazłem 🙂
http://icanhascheezburger.files.wordpress.com/2010/12/b351b2ba-0e28-4652-9efb-024d22050400.jpg
Kola miał bardzo „męskie” momenty, ale też potrafił pokazać najwyższą wrażliwość i delikatność. Powiedziałbym, że umiał pokazać wszystko, co najlepsze, zarówno w duchowości męskiej jak i kobiecej, choć obiektywnie mam sporo zastrzezeń do takiego, przecież bardzo sztucznego, podziału.
Bobik ma rację, że to w świetle teorii Junga może mieć sens. Nie jestem w stanie się do niej rzetelnie ustosunkować, ale coś w tym chyba jest.
Hoko, o rany… 😯 😆
Zdecydowana większość Szanownych Dywanowców ocenia Kolę bardzo wysoko. Jaka więc jest przyczyna tego, że nie zajmuje najwyższych miejsc? Przeciez nie tylko XVI Konkursu to dotyczy.
Bobiku, Chapeau!
p.s. tylko prosze nie pogryz 🙂
Bobik nie jada kapeluszy, woli pasztetówkę 😉
Stanisławie, no bo, jak to Tereska kiedyś napisała, „kto was pajmiot zdies’ w Pariże”…
Tereskę pamiętam, ale nie wszystko to mi wyjaśnia. Jeżeli im bardziej pasuje Dumont, chciałbym wiedziec, dlaczego. A my się dziwimy, że w Japonii czy Chinach to i owo odbierają inaczej. A w Wietnamie podobniej do nas 🙂
Jak chodzi o garderobę, zdarza mi się przeżuwać tylko skarpetki, jeżeli gdieś je dorwę. 😆 Oczywiście noszone, bo wyprane obrzydliwie pachną, jakoś tak perfumowato. 🙄
Mnie się widzi, że wystarczającym wyjaśnieniem, dlaczego Kola nie zajmuje wysokich miejsc, jest działanie klasyczej konkursowej brzytwy, tnącej po biegunach. W konkursach zwykle wygrywają wcale nie ci, co wzbudzają największe emocje, tylko ci, którzy trafiają w najszersze spektrum upodobań, których większość jurorów potrafi zaakceptować jako zwycięzców. A Kola najwyraźniej (jak wychodziło w dyskusjach na różnych forach) w pewien typ wrażliwości trafia szalenie, a w inny słabo. Może więc nie ma się co dziwić, że konkursowa brzytwa go ścina.
Dokładnie to samo mówiono na filmie Dlaczego konkurs i powtórzyło to wielu jurorów: że wygrywają przeciętniacy, że jak tylko ktoś pokaże indywidualność, połowa jury będzie na „nie”.
Też nie słyszałem KOBIECOŚCI u Choziainowa, która w samym Chopinie niewątpliwie jest, najbardziej ją słychać właśnie u Trifonowa.
Jak BOBIK i STANISŁAW uważam, że Choziainow grał ponad rozróżnieniem męskie-kobiece tzn. to, co jest u niego jest i w kobiecie i w mężczyźnie, choć nie jest ani męskie ani kobiece. Grecy i np. Przybyszewski to zdaje się mieli na myśli, kiedy mówili o androgyne.
Rzeczywiście, do niektórych zupełnie to nie dociera. Można sobie wyobrazić, co słyszy z niego np. HARASIEWICZ, jeśli mówi, że jego gra jest „przesentymentalizowana” i „niedojrzała”. Jakby powiedział Szymanowski: Harasiewicz to znany pianista ale lepiej nie być Harasiewiczem.
Właśnie dostałam mazurki, nagrane przez Harasiewicza w „białej serii” NIFC. Posłucham sobie w wolniejszej chwili, tylko gdzie ona, gdzie ona? Tyle innych płyt też jeszcze czeka.
Mnie na konkursie najbardziej poruszyli Choziainow i KUŁTYSZEW, w krótkich fragmentach Bożanow. Trifonow, Awdiejewa, Wunder są bardzo dobrzy ale mi byli zupełnie obojętni. Choziainowowi dałbym pierwszą nagrodę, Kułtyszewowi drugą a jak dalej obojętne.
Wszystkiego najlepszego z okazji Swiąt, zdrowia, pomyślności Pani Dorocie oraz Bywalcom Dywanu 🙂
Wzajemnie wszystkiego najlepszego, hortensjo! 🙂 Wcześnie zaczynamy świętować, ale nie szkodzi.
Idę teraz na nasiadówę 😈
Podłączam się pod życzenia dla Hortensji należytym, świątecznym merdnięciem. 🙂
Pani Doroto,
ja skladam tak wcześnie życzenia, bo komputer mi wysiada. Po świętach będę musiala kupić nowy. Pozdrowienia dla wszystkich 🙂
Dziękuję Ci bardzo Bobiku, nawzajem, skrobię Cię za uszkiem. 🙂
Muszę kończyć, bo lada moment komp może się wylączyć. 🙁
Jo tyz juz – z kilkudniowym wyprzedzeniem – świątecne zycenia składom, bo wkrótce dzieci i wnuki bacy i gaździny do chałupy sie zjadom, a wte trudno bedzie zakraść sie do komputra tak, coby nifto nie zauwazył. Tak więc Poni Dorotecce i syćkim bywalcom jej bloga zyce piknyk Świąt, a Mikołaj niek nie ino duz prezentów pod choinkom ostawi, ba niek tyz zagro cosi piknego. Moze być przy akompaniamencie janiołków abo inksyk reniferów 😀
Owcarecku, takoż życzę Ci i Twoim bliskim piknych Świąt i hojnego Mikołaja 😀
Słuchałem po konkursie rozmowy Rozlacha z HARASIEWICZEM w radiowej Jedynce.
Dla mnie to taki typ wysmakowanego bon vivanta, salonowego wykwintnisia, poruszającego się w bardzo wąskim obszarze wyraźnie określonych konwencji (coś jak dygi na dawnych dworach albo dobre maniery w 19-wiecznym salonie mieszczańskim).
Co tylko poza nie wykracza już jest dla niego be. Na tę samą modłę urabiał i chyba urobił WUNDERA.
Ten sam typ smaku, bardzo subtelnego i dobrze wykształconego ale poruszającego się swobodnie tylko w wąskim, dobrze sobie znanym obszarze posiada trójka osób oceniających konkurs w radiu. Dlatego tak im się podobał Wunder.
Ja miałam może nie faworytów do kolejnych nagród, ale tych, którzy zbliżali się (przed każdym mnóstwo pracy) do mojego (zupełnie prywatnego i praktycznie nieskażonego teorią) wyobrażenia o graniu Chopina – 3-4 osoby, jasne było też, kto mi zdecydowanie nie konweniuje. Ale pewnie że przyznawaniu nagród się kibicuje.
Po ogłoszeniu wyników, tym całym zamieszaniu, piętrowych teoriach spiskowych i opublikowaniu punktacji, to już całkiem przestałam się przejmować miejscami, nagrodami i medalami. Zostały nagrania (ukłony dla Gostka Przelotnego), z nadzieją na kolejne i na koncerty – ostatecznie to do nas należy decyzja, jury to może i dzieli łaski, ale tylko chwilę. To oczywiście głównie z komfortowej pozycji słuchacza.
Z tym wycinaniem przeciętaniaków, to nie dokońca chyba jednak prawda, KCh udało się jednak wygrać paru wyrastającym ponad przeciętność – ale ostatnie faktycznie nie zapisały się szczególnie.
Przesyłka z moim nowym Anderszewskim i na dokładkę Schiffem, na wspomnienie niedawnego szumanowskiego recitalu w Brukseli, utknęła gdzieś w zaśnieżonej Anglii, nie doczekam się pewnie przed świętami.
Współczuję…
A propos Wundera, będzie grał w Studiu Koncertowym 9 stycznia. W pierwszej części solo Nokturn H-dur op. 9 nr 3, Balladę f-moll i Poloneza-fantazję, w drugiej – Koncert e-moll z Amadeusem i Agnieszką Duczmal, która czegoś go lubi. Raczej się nie wybiorę. Gdyby grał coś innego, nie Chopina, to może z ciekawości bym poszła, a taki program w jego wykonaniu mnie nie interesuje.
Wracając przed chwilą z filharmonii zajrzałam do Empiku, żeby przerzucić „Twoją Muzę”. Faktycznie, po prostu muszę się tu zgodzić z przedmówcami – artykuł Stanisława Dybowskiego wyjątkowo paskudny, żeby nie powiedzieć obrzydliwy.
O koncercie już w nowym wpisie.
Dobry wieczór,
mam nieśmiałą prośbę lub pytanie: czy ktoś z dywanostwa będzie w stanie nagrać 29 grudnia na TVP Kultura te dwa filmy o Anderszewskim?
Pierwszy o 21.50 i zaraz po nim drugi o 22.50. Znajomi posiadający telewizory z satelitą są w przerwie poświątecznej wyjechani – a z oczywistych powodów chciałbym jakoś zobaczyć – zwłaszcza ten drugi film.
Motywując swą prośbę, chciałbym nadmienić, że nie posiadam telewizora z pobudek ideologicznych.
Liczę na pozytywne rozpatrzenie mojej prośby.
Jerzy z przyczółka.
Przyłączam się do prośby 60jerzego. Nieobecność przed telewizorem usprawiedliwiam ślubem przyjaciela. Również liczę na pozytywne rozpatrzenie prośby
vesper z młyna (bo cała w mące)
Ja jeszcze chciałam polecić 30 grudnia o godz. 19 film The Full Monteverdi – kiedyś pisał o nim dużo u siebie na blogu PAK:
http://pak.blog.pl/caly-ten-monteverdi-albo-przerywnik-niezupelnie-operowy,13744093,n
Naprawdę wzruszający.
28 grudnia o 20:10 – podsumowanie Roku Chopinowskiego.
No i dużo różnych programów muzycznych. A 1 stycznia, o 21:15, program BBC o najlepszych europejskich premierach operowych 2010.- obok Covent Garden, La Monnaie czy barcelońskiego Liceu znalazła się też Opera Bałtycka z Ariadną na Naxos 😀
ad 60jerzy et al.:
Zaprogramowane, czeka 🙂
W kwestii udostępnienia przoszę, pardon le mot, na priva.
Jo, bałtycka Ariadna na Naxos wśród najlepszych. Ale nie opera tylko aria tytułowej bohaterki „Es gibt ein Reich” w wykonaniu Katarzyny Hołysz. Nie powiem, że nie w Moskwie tylko w Leningradzie, ale nie wiem dokładnie, jakie były kryteria wyboru. Jeżeli rzeczywiście wybierali według ogólnego kryterium najlepszych spektakli, chapeau bas. Ale jeśli wybierali najlepsze elementy, chapeau bas przed Katarzyną Hołysz tylko. Ale byłem i zgadzam się, że przedstawienie, jak na warunki polskie, bardzo dobre.
Miałem swoje zastrzeżenia do wariatkowa. PK ma na to swoje tłumaczenie, które rozumiem, ale to dla mnie takie pójście za modą. Ktoś już napisał tytaj, że jak nie w burdelu to w szpitalu psychiatrycznym. Inaczej out of topic. Bo topiki obowiązujące to seks albo aberacje. Nawet w polityce nie zarzuca się przeciwnikom braku honoru czy godności (a co to za zarzuty) tylko chorobę psychiczną albo niewierność współmałżonkowi, ewentualnie pociąg do alkoholu.
Katarzyna Hołysz w istocie znakomita, a jej partia trudna i bardzo wyczerpująca.
Jerzego podziwiam za nieposiadanie TV. Ale gdzie będzie te nagrania odtwarzał? Ja mam nagrywarkę i to i owo nagrywam, ale nie mam zielonego pojęcia, jak te nagrania przenosić nie mówiąc o przesyłaniu.
Coś mi świta. Jakby podłączyć PC do TV albo bezpośrednio do nagrywarki przez HDMI (a może USB wystarczy) to można coś pokombinować. Czy potrzebne do tego jakieś aplikacje? Przyznam, że nie wiem nawet, w jakim formacie nagrywarka zapisuje.
Stanisławie,
1. Programy telewizyjne nagrywam na nagrywarce DVD z twardym dyskiem – dokładnie jak magnetovid, tylko w formacie DVD.
Z twardego dysku nagrywarki mogę skopiować nagranie na płytę DVD video i odtwarzać ją w odtwarzaczu DVD, w komputerze – gdzie chcę.
2. Teraz wiele (większość?) telewizorów jest wyposażonych w wejście „PC”, gdzie za pomocą kabla D-Sub podłącza się komputer. Telewizor staje się wtedy dużym monitorem dla komputera. Działa to tak samo jak podłączanie projektora do komputera na sali konferencyjnej 😉
3. Można nagrywać z telewizji bezpośrednio na komputer, ale nie mam w tym zbytniego doświadczenia.
Troszke spozniony komentarz do wpisu o pianistycznych urlopach. Krystian Zimerman wystapi 21.04 w Cankarjev Dom w Lublanie. W programie koncert fortepianowy Witolda Lutoslawskiego, z towarzyszeniem Orkiestry Symfonicznej RTV Slowenia pod dyrekcja Jacka Blaszczyka. Dla mnie to ogromna niespodzianka, bo dawno nie slyszalem w Lublanie muzyki Lutoslawskiego, a jeszcze w takim wykonaniu! Dokladniejsze informacje sa tutaj http://www.cd-cc.si/default.cfm?Jezik=Sl&Kat=0201&Predstava=2179, a Lublana w kwietniu jest piekna. Moze warto przyjechac! Serdecznie pozdrawiam z Lublany.
Aian – dzieki wielkie! Moze rzeczywiscie warto wybrac sie do Lublany 😀
Dopiero teraz zajrzałem tu po dłuższej przerwie i widzę, że zostałem wywołany na dywanik, czy raczej Dywan. Chodzi, oczywiście, o tłumaczenie biografii Horowitza.
Podany przykład (dziadek/wnuk) to mój – freudowski zapewne – błąd i rzeczywiście redaktor nie zauważył. Mea culpa. Ale jeśli chodzi o inne błędy w tłumaczeniu, będę wdzięczny za wytknięcie.
Poszły dwa błędy w podpisach pod zdjęcia – jedna data, no i Hofmann jako pianista rosyjski – ale to już nie moja sprawka.
Jeśli chodzi o fragment Rachmaninowa z YouTube, istotnie nieszczególnie wybrany (w dodatku out of synch). Ale na tym m.in. polegał urok VH, że zawsze grał inaczej. Nagranie z Ormandym z Carnegie (8 stycznia 1978) jest koszmarnie zmanierowane, okropne. Swoją drogą ciekawie wypada porównanie z próbą z 6 stycznia (jest pirat, ale bardzo rzadki). W sezonie 1978 Horowitz grał d-moll Rachmaninowa kilkakrotnie, z rozmaitym skutkiem (wszystkie te występy krążą na taśmach nagranych z sali), ale wykonanie z Ann Arbor (30 kwietnia) on sam uważał za swoją najlepszą interpretację tego koncertu (jego prawo, ja wolę kilka starszych).
Kajając się za dziadka/wnuka, podsyłam link do Rach 3 z Ann Arbor 1978 (do pobrania, inaczej nie da się odsłuchać):
http://www.filefactory.com/file/bb1733/n/HrwtzRach3Restrd.zip
Moc serdeczności na Nowy Rok!
PS.
Natka pyta o „blamaże” Horowitza. W 1983 nie dość, że był na prochach, to uparcie nie słuchał rad przyjaciół, którzy odwodzili go od koncertowania w tym okresie. W dodatku wprowadził do programu na ten sezon dwa utwory, których wcześniej nie wykonywał publicznie (nie nagrał ich też oficjalnie): Karnawał Schumanna i op. 25/10 Chopina. Cały program obejmował op. 101 LvB, Karnawał, a po przerwie Chopina: op. 61, 10/8, 25/10, 25/7 i 53. Nigdy nie było bisów. Zagrał w Chicago, Filadelfii, MET, dwukrotnie w Pasadenie i dwa razy w Tokio. Wszystkie występy są na taśmach pirackich, pierwszy koncert tokijski krąży też na pirackim DVD (oficjalne nagranie, nigdy nie wyemitowane). Żadne nagranie VH z 1983 nie zostało wydane oficjalnie, dlatego koncerty te znane są głównie z opowiadań.
Film z Tokio jest przerażająco smutny. VH wszedł na estradę jak zombie, widać, że kontakt z rzeczywistością miał mocno ograniczony, a o tym, co wyrabiał przy klawiaturze, lepiej nie wspominać. Poza jednym – i to właśnie był cały Horowitz: mimo wszystko, gdy tylko dotknął klawiszy, popłynął dźwięk absolutnie niepowtarzalny, właściwy tylko Jemu.
A poza tym który z pianistów potrafił tyle razy pokonywać swoje demony i – nawet po osiemdziesiątce – odradzać się jak Feniks z popiołów, żeby pod koniec życia znów grać tak jak nikt?
Witam Roberta 🙂 Dzieki za odzew i za uzupelnienie co do smutnych epizodow z zycia Horowitza 🙁 Co do bledow, to jak bede miala egzemplarz w rece (i troche czasu), to sie podziele 🙂 Teraz jestem od tegoz egzemplarza troszke oddalona, wiec moze to nastapic dopiero po 3 stycznia.
Pozdrawiam i wzajemnie lacze serdecznosci noworoczne 😀
Dzięki za dobre słowo!
Mały prezent na nowy rok (oby udany):
http://www.filefactory.com/f/6e2c69c1ea8abea1/?page=1
Pod tym adresem znajomek z USA zamieścił linki do rozmaitych nieoficjalnych (chociaż nie tylko) nagrań Horowitza. Niektóre są błędnie opisane etc., ale można tam znaleźć do pobrania wiele rzadkości, w tym sporo pirackich recitali i transmisji radiowych.
Dzieki wielkie. Na razie jakos nie moge dojsc, jak na to wejsc, ale moze mi sie uda 😀
To dwie strony ze spisem linków, wystarczy wybrać z listy ten, który nas interesuje, kliknąć i po wpisaniu znaczków do captcha odczekać 60 sekund na download.
Polecam, jest tam trochę fajnych, a trudno dostępnych piratów VH.