Teatr Lutosławskiego
Witold Lutosławski nie napisał opery (choć podobno o tym przez jakiś czas myślał). Ale do lat 60. tworzył muzykę do spektakli teatralnych i słuchowisk radiowych. To bardzo ciekawy i zapomniany fragment jego twórczości.
Na poniedziałkowym koncercie w Nowym Teatrze po raz pierwszy po 60 latach zabrzmiały fragmenty napisane do spektaklu Wariatka z Chaillot Jeana Giraudoux, wystawionego w Teatrze Polskim. To sztuka, która kiedyś była pokazywana w miarę często, a od pewnego czasu jest trochę zapomniana, z wyjątkiem jednego wystawienia parę lat temu w reżyserii Anny Smolar, która dokonała pewnych przeróbek (np. zrobiła z bohaterki transwestytę). Francuski pisarz zmarł jeszcze w czasie wojny, w styczniu 1944 r., a ta komedia była jego ostatnim dziełem, nieukończonym zresztą – dokończył ją i wystawił po raz pierwszy zaraz po wojnie aktor Louis Jouvet. W tej gorzkiej, ale jednak optymistycznej bajce sportretowany jest Paryż pod kolaboranckimi rządami Pétaina – oczywiście nie można było niczego pisać dosłownie, więc postaci negatywne skupione są wokół biznesu i z powodu poszukiwania źródeł ropy chcą zniszczyć Paryż. Wydawałoby się, że Giraudoux jest kompletnie niedzisiejszy, tymczasem jest do bólu aktualny. Kiedy Prezes głosił, że wszyscy powinni wyglądać i mówić tak samo, i dlatego też chciał usunąć Wariatkę sprzed swych oczu wzywając do tego celu policję, kiedy Wariatka-Aurelia podjęła decyzję, że trzeba pozbyć się tych, co np. „dostają stanowiska nie mając odpowiednich dyplomów” i „demoralizują młodzież”, a zwłaszcza kiedy padło zdanie o przyznawaniu sobie przez nich premii i o ich chciwości, trudno było nie parsknąć śmiechem. Wątek – powiedzmy – ekologiczny też jest tu nader aktualny.
Ale mimo to najważniejsza jednak jest tu muzyka Lutosławskiego – urocza, rozpoznawalna (ulubione harmonie i zwroty, obecność czelesty i harfy), przypominająca raczej późniejszą twórczość niż lata 50. – choć z pisanymi w tym samym czasie 5 Pieśniami do słów Kazimiery Iłłakowiczówny pewne pokrewieństwa da się wysłyszeć. W opisie twórczości teatralnej Lutosławskiego na Ninatece można przeczytać, że „muzyka teatralna służyła Lutosławskiemu do eksperymentów, których rezultaty wprowadzał potem do utworów autonomicznych. Szczególną rolę odegrały doświadczenia z kształtowaniem dramaturgii za pomocą powracających motywów”, podany jest też przykład, że powtarzane sygnały i refreny z III Symfonii miały swój pierwowzór w muzyce do Lorenzaccia. W Wariatce natomiast, w zjadliwym marszu, w takt którego schodzą się biznesmeni na wezwanie Aurelii i jej przyjaciół, słychać charakterystyczny motyw rytmiczny znany z Mi-parti (10:17 i później).
Rzecz została przedstawiona w formie próby czytanej fragmentów sztuki (40 minut w sumie) z Agnieszką Grochowską w roli tytułowej, Mariuszem Bonaszewskim jako Prezesem i jeszcze kilkoma aktorami i mimami oraz z Chain Ensemble pod batutą Andrzeja Bauera. Opracowania tekstu dokonała Katarzyna Naliwajek-Mazurek, a partytura pochodzi ze zbiorów Archiwum Kompozytorów Polskich BUW. Jest tam jeszcze trochę nut z tej dziedziny, jak również w Bibliotece Narodowej, więc będzie co wykonywać – są dalsze plany.
Nie był to jednak cały koncert, lecz jedynie jego druga część, a całość nosiła tytuł Koncert kontrastów. I rzeczywiście, w pierwszej części zagrano dwie rzeczy skrajnie odmienne zarówno od Lutosławskiego, jak i od siebie wzajem. Najpierw utwór Treibstoff niemieckiej kompozytorki Caroli Bauckholt, uczennicy Mauricia Kagla, co było słychać, a potem Małe requiem dla pewnej polki Góreckiego – Górecki jaki jest, każdy widzi. Choć może nie było to wykonanie tak perfekcyjne jak London Sinfonietty, dla której utwór powstał, to bardzo dobrze, że młodzi grają tę muzykę.
Kolejny koncert z tej serii zapowiadany jest na 28 czerwca pod hasłem Lutosławski, unizm, minimalizm – w programie Wariacja Sacherowska i Bukoliki Lutosławskiego, Kwintet fortepianowy Zygmunta Krauzego, Sekstet smyczkowy Elżbiety Sikory i Shaker Loops Johna Adamsa.
Komentarze
Pobutka, zdziebko inna, niz to stare wykonanie 😮 😉 https://www.youtube.com/watch?v=0B0wVTaLMGs
Ha! Ciekawe, jak by Lutos zareagował, gdyby usłyszał Agatkę 😆
@schwarzerpeter
17 kwietnia o godz. 2:44 263622
W mig mnie przeniosło do krainy mojego dzieciństwa. Interpretacja pani Agaty znakomita, ale moje wspomnienia z tą piosenką są na stałe przylutowane – nomen omen – z głosem Reny Rolskiej.
errata: przylutowane do głosu.
@mopus – mnie oczywiscie tez, aczkolwiek, obracajac sie w kregu bikiniarzy, sluchalem raczej Radia Luxembourg, niz R. Rolskiej 😮 😉 . A to, ze te piosenke wysmażył WL, dowiedzialem sie duzo pozniej – choc Rodzice sie z nim przyjaznili. 😳 😯
Zaskakujące wykonanie. Zapomniałam o tej piosence, a przecież luibiłam.
Dzisiaj rozpoczęto sprzedaż biletów na CHiJE.
Większość spektakli za sceną TWON. Skóra mi trochę cierpnie, bo to nadzwyczaj niewygodne krzesła, szczepione na krótko, bez praktycznie żądnej przerwy, wszyscy siedzą jak śledzie ściśnięci. Nabyłam 🙁 z brzegu, może da się wysiedzieć.
Bilety są tańsze, to fakt.
O to szkoda, że nie przeczytałam wcześniej i nabyłam w środku. Zupełnie nie mogłam sobie przypomnieć, jak się siedzi w tych salach operowych. Na Szalonych Dniach Muzyki trafiałam zazwyczaj na Redutowe. Tam z kolei, z boków jest zupełnie bez sensu. Mi skóra ścierpła, gdy zobaczyłam, ile biletów jest niewprowadzonych do sprzedaży. Akurat byłam w mieście, więc wyjątkowo kupiłam w kasie NIFCu – te same są i w kasie i w internecie, gdyby ktoś się zastanawiał.
Czy ktoś o tym słyszał???
http://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,23288312,ponadstuletni-gmach-dawnego-sierocinca-urosnie-o-nowe-skrzydlo.html
To się zdziwiłam i niesamowicie ucieszyłam. Nigdy do tej pory o tym projekcie nie słyszałam. I to w mojej dzielnicy, będę tam mogła chodzić na piechotę:-) Szkoda natomiast, że nie będę mogła chodzić do tej szkoły:-) Wygląda na to, że to może być taka nasza mała Pierre Boulez Saal. Oj czuję, że zdeklasuje Studio. To jeszcze nowa siedziba SV ii już będzie super koncertowa Warszawa.
W Warszawie jeszcze to, za 30 milionów:
https://www.infoarchitekta.pl/artykuly:6-wydarzenia:15281-konkurs-architektoniczny-fredry8-rozstrzygnieto.html
Tym samym siedziba główna będzie wyglądać jak ubogi krewny. Ale co tam, najwyżej się zracjonalizuje strukturę…Wiadomo 😛
Frajde,
ale ja w tym zalinkowanym projekcie nie widzę zgoła nic, co miałoby cokolwiek wspólnego z Pierre Boulez Saal. No może z wyjątkiem siedzeń – też jest na czym usiąść 🙂 I oczywiście Yasuhisą Toyotą – też opracował akustycznie berlińską salę.
Hmm, wydawało mi się, że akustyk jest, obok architekta, najważniejszą osobą przy projektowaniu sali koncertowej:-) Oczywiście poprawniej byłoby napisać, że będziemy mieli nasz mały NOSPR. Wówczas zgadzałby się i architekt i akustyk, ale dopiero byś sobie ze mnie dworował. Zatem wybrałam do porównania odrobinę podobną gabarytami Pierre Boulez. NIe porównywałam jednak sposobów konstrukcji obu przestrzeni.
Pytanie, czy sala warszawska będzie służyła przeważnie uczniom, czy będą tam organizowane również koncerty zewnętrzne.
A w innym temacie, cały czas nie dawało mi spokoju, czemu tak mało Studia na Chopiejach. Jakoś ta „Halka” z Biondim nie do końca mnie przekonuje. Ile to można nagrywać, trzy dni?
Wymyśliłam zatem teorię – polityczną oczywiście:-) Wobec niemożliwości wykorzystania bezkonkurencyjnej FN, lepiej przesunąć pieniądze i wesprzeć instytucję kierowaną przez zaprzyjaźnioną i przez wszystkich szanowaną dyrekcję, niż wspierać instytucję, będącą częścią mediów publicznych, które do kogo „należą” wiadomo. Oczywiście jest to teoria spiskowa i pewnie niewiele ma wspólnego z prawdą, ale dość mnie rozbawiła. Jednak, gdyby tak było, przyjmuję TWON beż żadnego marudzenia. A dla obcokrajowców na pewno lepiej mieć festiwal w jednym miejscu. Natomiast zdecydowanie dobrym ruchem jest ograniczenie ilości koncertów na Zamku Królewskim.
Frajdo, jeśli chodzi o koncerty zewnętrzne, 300-osobowa widownia planowanego obiektu to jednak stanowczo zbyt skromnie. W końcu nawet mała sala FN ma więcej miejsc, nie mówiąc o wspominanym przez Ciebie Studiu Lutosławskiego – a i ono przecież wielkie nie jest; ma za to niezaprzeczalną zaletę w postaci dobrze już sprawdzonej akustyki. Nowa sala zaś albo się akustycznie uda, albo nie za bardzo – pożyjemy, zobaczymy 😉 W każdym razie detronizacja rzeczonego Studia PR wcale nie wydaje się taka pewna (nie tylko z racji liczby miejsc).
Przy okazji: kto u licha usunął tam rządek tylnych krzeseł (z wygodnymi poduszkami)? Wrrr.
sorry, off topic
https://www.tagesspiegel.de/weltspiegel/sonntag/stadttour-mit-piotr-anderszewski-mein-warschau/21173944.html
Wzruszające…..
Ścichapęku w Studiu jest 410 miejsc, to nie tak duża różnica, gdy sobie przypomnisz, jak rzadko jest wypełnione. Nie znam się, ale myślałabym, że obecne możliwości techniczne są tak zaawansowane, że akustyka nie jest zagadką. Jeśli ma się dobrego specjalistę, ma się i akustykę i obym się nie myliła:-)
Studio lubię bardzo. Mam do niego sentyment, ale ono będzie niedługo jak takie brzydkie kaczątko. Zwłaszcza, jeżeli nie zrobi się tam remontu, co najmniej foyer. Sama sala jest w porządku. Akustyka wyśmienita. Przygnębiające estetycznie jest otoczenie. Z jednej strony bloki z PRL, a z drugiej hulający postmodernizm. Na to się już nie da nic poradzić. Myślę, że będzie to miejsce dla wtajemniczonych.
Łabądku, dzięki za tekst, zabieram się za czytanie. Na początek tylko rozśmieszył mnie „profesjonalizm” Tagesspiegla. Zdjęcie tytułowe podpisane jako prawy brzeg Wisły, z którego widać Centrum. W pierwszym odruchu myślałam, że im się Wisła ze Szprewą pomyliła. Jednak nie, jest to zaiste w Warszawie, ale leżaki stoją przy bajorku w Parku Skaryszewskim i widać z nich bloki, a nie centrum miasta. Ale może się Berlińczycy zachęcą i odwiedzą tę Warszawę i wówczas zobaczą prawdziwy brzeg Wisły:-)
Tak, opowieści PA o Warszawie, której już nie ma. Taki uroczo staroświecki jest. Można się dowiedzieć, gdzie się wychował:-) Ale też, że już tu nie mieszka, bo nikt już chyba, poza turystami, nie jada pączków w Bliklem, który stal się sieciówką… Są inne miejsca, gdzie chodzi się na wyborne pączki z różą.
Ale pięknie opowiedziane. Tak, zdecydowanie wolę, gdy PA opowiada niż filmuje:-)
To ja podbijam. „Trybunał płytowy” z udziałem PA.
https://www.concerti.de/interviews/blind-gehoert/piotr-anderszewski/
Odważnei bardzo interesujące. Zwłaszcza zabawny, w obliczu płyty, którą ostatnio nagrał z Belceą, komentarz do Szostakowicza. A kwintet na płycie zjawiskowy…
Ostatnio w prasie niemieckiej dużo PA m.in. również okładka i długi tekst w Fono Forum. Sporo koncertów tam i Niemcy go chyba naprawdę lubią .
Wszystko to prawda, Frajdo, co piszesz. Do zarzutów dołożyłbym skąpość miejsca na nogi – z racji litych foteli nijak się nie da ich (znaczy nóg, nie foteli) rozprostować. Chcę też zauważyć, że wcześniej miejsc w Studiu było nieco więcej (wspominane krzesełka!). A czasem i te sto miejsc – z mniejszym lub większym okładem – robi różnicę…
Choć oczywiście jestem za nowymi salami koncertowymi w stolicy – oby akustycznie jeszcze lepszymi od Studia; nawet ostatnio się tutaj takich domagałem 🙂
No i obyś się nie myliła 😉
Drodzy, wybaczcie, że się wyłączyłam, ale dziś byłam zajęta obchodami rocznicowymi. Niezależnymi, ma się rozumieć, choć ja akurat dostałam zaproszenie na oficjalne, ale nie bawiła mnie taka możliwość…
Wybierałam się nawet na wieczorny koncert przed Pomnikiem Bohaterów Getta, ale jak usłyszałam, że i tam prezydent się wybiera i w związku z tym wciąż barierki stoją i musimy być sprawdzani, to zrezygnowałam. Do czego to podobne, żeby tego dnia obudowywać ten pomnik barierkami. Całe życie chodziłam tam o dowolnej porze, omijając oficjałki, których nigdy nie lubiłam, a teraz nie można było. Za to niezależne obchody były naprawdę dobre. I tłumne.
A jutro jadę do Wrocławia na kawałek Musica Polonica Nova.
No to macie jeszcze do kompletu PA z ostatniego numeru Crescendo:
https://crescendo.de/der-perfektionist-piotr-anderszewski-1000027805/
Notabene PA grał wczoraj w sali Bouleza w Berlinie. Sala jest fantastyczna.