Ogień z czerwonych latarni
No cóż, tym razem muszę powybrzydzać. Przede wszystkim na inscenizację, i nie jestem w swoim poglądzie odosobniona. Po zakończeniu spektaklu Walkirii jeszcze przed oklaskami rozległo się donośne buczenie, a gdy po hucznie oklaskiwanych solistach, orkiestrze i dyrygencie wyszedł na scenę reżyser Guy Cassiers ze współpracownikami (sam współtworzył też scenografię), sala podzieliła się: część buczała głośno, część krzyczała „brawo”. Ja nie buczałam, ale w gruncie rzeczy raczej do tej reakcji bym się dołączyła.
Ja wiem, że trudno jest dziś reżyserować Wagnera, bo wszystko już było. Jednak zawsze można zrobić coś spójnego, z sensem, a tej realizacji największym grzechem była jakaś totalna bezładność. W I akcie, przed domem Hundinga, tło stanowiła jakaś powierzchnia plastikowa z otwieranym panelem pośrodku, na którym wyświetlało się wnętrze z kominkiem (?!). W II akcie, w scenie z Wotanem, w tle stoi jakaś dziwna kompozycja stworzona z koni stających dęba (aluzje do cwałujących walkirii? – ale przecież to jeszcze nie wtedy), a sam Wotan siedzi na jakimś postumencie z umieszczoną na kiju ogromną kulą (bańką mydlaną?), kręcącą się wciąż tak, że można dostać zawrotu głowy; wszystko skąpane w przeraźliwie zielonym świetle i okraszone jeszcze jakimiś projekcjami. Stosunkowo mało kontrowersyjny jest las, który pojawia się potem – białe kije opuszczające się w dół, także oświetlone na zielono.
Finałowy akt bije wszelkie rekordy. Najpierw, na cwał walkirii, projekcja jedna – znów konie stające dęba, projekcja druga – półnagi krąg obojnaczych postaci, wreszcie jakieś półnagie sylwetki kręcące się w tle sceny każda sobie. Walkirie cwałują na scenę dość powolnym krokiem, a tu czekają na nie sterty nierówno ułożonych płyt chodnikowych (?!). W środku aktu opadają w dół czerwone świecące sznury i już zastanawiamy się, jak to będzie z finałowym ogniem, który Wotan roznieca wokół śpiącej Brunhildy. Nie zgadniecie! Z góry spuszcza się kilkanaście czerwonych, za przeproszeniem burdelowych lampek, z których coś się dymi i jednocześnie kapie na biedną dziewoję (ta tymczasem wjeżdża ponad scenę na czymś w rodzaju katafalku).
No i co? Tez pewnie byście zabuczeli.
Strona muzyczna przyniosła, jak nietrudno się domyślić, dużo więcej satysfakcji, bo w końcu mało kto tak jak Barenboim rozumie Wagnera. Takiej burzy, jaka zabrzmiała we wstępie, nie słyszałam nigdy przedtem. Ale potem bywało różnie i nawet zdarzył się swojski kiks w waltorni. No, ale daj Boże zdrowie – to jednak był prawdziwy Wagner.
Soliści – tu świetna Zyglinda (Anja Kampe – jak dobrze pójdzie, usłyszymy ją w Warszawie za rok), Zygmund (Simon O’Neill) i Hunding (Michaił Petrenko). Rosja była reprezentowana też godnie przez Jekatierinę Gubanową (Fricka). Rene Pape (Wotan) we wspaniałej formie (tylko nie wiedzieć czemu za sprawą reżysera chodził z tzw. limem podbitym). Bardziej mnie denerwowała Brunhilda – Irene Theorin: gdy śpiewała piano, było ładnie, ale ledwie trochę bardziej naciskała, wibrowała nieprzytomnie; tego nie lubię.
No, ale pięć godzin zleciało. Choć tym razem, jak dla mnie, z trochę większym trudem. W grudniu ta realizacja miała premierę w La Scali; trzeba by sprawdzić, jak ją przyjęto.
Komentarze
Offtopicowo jeszcze, bo przeczytałam pocztę, wrzucę przesyłkę, jaką dostałam z SV:
Szanowni Państwo,
Z przyjemnością informujemy za Universal Music Polska, że album Julii Lezhnevej z ariami Rossiniego, nagrany z Orkiestrą Sinfonia Varsovia pod dyrekcją Marca Minkowskiego, znalazł się na pierwszym miejscu listy bestsellerów muzyki klasycznej we Francji!
Album zebrał znakomite recenzje we francuskiej prasie m.in.: Le Figaro, Le Monde i Diapason.
Dziennik Le Figaro nazwał Lezhnevą „Nową Callas”!
Album został znakomicie przyjęty także w Holandii, gdzie śpiewaczka została okrzyknięta mianem „sensacji współczesnej wokalistyki”.
Premiera płyty w Polsce już 6 maja!
Do Gostka: rozpowszechnianiem zajmę się już w Warszawie 😉 Tymczasem wielkie dzięki!
1. To dziwne. Dostałem taką samą przesyłkę, drogą służbową…. 😉
2. Spokojnie. Wisi, a co ma wisieć…
3. „Walkirie cwałują na scenę dość powolnym krokiem”
Jakoś tak?
http://www.youtube.com/watch?v=R7qxqvjTbu0&feature=related
tę Walkirię z La Scali pokazywano na Mezzo (przynajmniej dwukrotnie).
Z opisu PK wnoszę, że to jest dokładnie ta sama inscenizacja
chyba to jest „Walkiria” z La Scali:
http://www.youtube.com/watch?v=2VPBiWqgMDs
😉
Wczoraj czy może w sobotę, nie pomnę, Barenboim bawił się w Mezzo walcami Szopena. Wiem, że PK nie ceni go jako pianisty, ale mnie się te zabawy bardzo podobały. Nagrane to było w Buenos Aires w 2000 roku.
Pozdrawiam tym razem z wietnamskiej knajpki Mr Hai&Friends na Savignyplatz. Tu daja nie tylko nieźle zjeść, ale i sieć na godzinę. Co nie znaczy, że będę tu godzinę siedzieć. Piszę, bo może się przydać odwiedzającym Berlin 🙂
Po konferencji. Ciekawie. Juz dostaliśmy program kolejnych Festtage. O wszystkim napiszę w Warszawie, jeszcze spróbuję się zorientować, czy uda mi się coś z tego sprzedać na papier.
Tak, to realizacja z La Scali. Oni wchodzą teraz w bliższe kontakty – szykują się kolejne koprodukcje, a Filarmonica della Scala też do Berlina w przyszłym roku przyjedzie.
Bardzo chwalą ostatnią premierę w naszej operze. Znowu Strauss z Hołysz jako Salome. Trzeba będzie się wybrać.
Jeśli wierzyć Bourdainowi, kuchnia wietnamska należy do najlepszych na świecie, a na pewno góruje finezja nad chińską. Zdecydowanie najlepsza kuchnia wietnamska jest w wietnamskich domach.
Recenzja z Turandot w TWON:
http://wyborcza.pl/1,75248,9458505,Turandot__czyli_kobieta_modliszka.html
Hmm, opowieść Trelińskiego, Treliński opowiada…
Savignyplatz jest świetny, ale wietnamskiej knajpy jakoś nie mogę skojarzyć… Napewno fajne sa te dwie włoskie, no i parę kroków w stronę Kudamu świetny sklep płytowy (przynajmniej był, bo już dawno tam nie zaglądałem).
Barenboim ma zwązki z La Scalą, bo chyba jest tam wręcz szefem muzycznym. Don Gio (z Netrebko) który będzie na otwarce sezonu w grudniu, zdaje się, wróci do Berlina (też z Netrebko i Schrottem itd., itp.).
Pani Doroto, a jak się odbiera Wagnerowskie natarcie w Schiller-Theater ?
Adam Suprynowicz (a propos Turandot) był w Dwójce również bardzo yes yes yes. Zastrzegał się wszakże, iż część koleżeństwa (będąca na premierze) była/będzie bardzo na be, be be.
Niestety, nie usłyszę tak chwalonej Katarzyny Trylnik. Czwartkowa obsada jest (z paroma wyjątkami) zupełnie inna. Jaka – okaże się. Mam obawy co do pani Francesci Patanè.
Pytanie do FanaMuzyki:
Czy ten sklep z płytami jest/był przy samej Kantstrasse, czy też w bocznej uliczce? Przy Kantstrasse koło Savignyplatz jakoś nie kojarzę sklepu z płytami (co o niczym nie świadczy) – może jestem ślepa Mańka i dlatego w Berlinie nic większego od Dussmanna przy Friedrichstrasse nie zobaczyłem. Największy nie oznacza oczywiście, że można tam znaleźć same cymelia – ale jest za to wygoda w grzebaniu we wszystkim i przesłuchiwaniu do upadu. Pytam, bo będę niebawem w B.
PK: te „burdelowe lampki” z finału Walkirii to mnie się jednak kojarzą z inkubatorem dla niosek na kurzej fermie – w wersji lux. W końcu (niektórzy) jeszcze pamiętają, żem kwok jest. A kwok, jak to kwok, wszędzie widzi jaja. Zresztą – święta idą.
Ja będę na Turandot dopiero 4. maja – będzie jeszcze inna obsada. 🙂
Uwidim a obaczym, lub posłuchamy a usłyszymy.
I proszę bez ślepej Mańki. 😀
Jak to się stało, że po Corul zgłosiło się osób sztuk dwie, a pobrano… no znacznie więcej? 😉 Nie żebym miał coś przeciw, przeciwnie. 🙂
Misteria Paschalia, dzień pierwszy i moje pierwsze zetknięcie na żywo z Emmanuelle Haïm i Le Concert d’Astrée. Jestem trochę zmieszana, choć nie wstrząśnięta. Les Grands Motets czyli, jak napisała Magdalena Łoś w programie, „między ołtarzem a sceną teatru”. W pierwszej części dwa motety Rameau jeszcze sprzed okresu paryskiego („Quam dilecta” i „Deus noster refugium”). No i to była, jak dla mnie, ta gorsza część koncertu. Rameau podany w grubych plastrach, na przyciężkawej tacy taszczonej przez wykonawców. Szczególnie śpiewacy uginali się pod ciężarem, słyszalnie „dźwigali formę”. Inna rzecz, że „z natury” nie mieli też zapasu możliwości, który w Rameau (i nie tylko) bardzo się przydaje. Zabrakło mi myślenia o proporcji, wyciągnięcia szczegółów, skontrastowania części, zróżnicowania barw. W pierwszym z motetów jest piękna partia fletów, które towarzyszą w pierwszej arii sopranowi, a potem haute-contre. No ale wystarczy dość ostre brzmienie, agresywna artykulacja smyczków i już flety lądują na drugim planie. Kanciasty był ten Rameau, a mnie było zwyczajnie szkoda, bo mogę go łyżkami jeść. Pod warunkiem, że przyrządzony przez wyrafinowanego kucharza.
W drugiej części Mondonville (Sonata prima i motet „Dominus regnavit”). I tu było już całkiem fajnie. Pojawiło się lśnienie, rozmach, czytelniejsze plany. Objawiło się życie wewnętrzne utworów. Całość płynęła i dawała radość. Szczególnie panie solistki miały kilka momentów b. ładnie zaśpiewanych. No i nie miałam wątpliwości, że Mondonville wysmażył okazałe chóry 🙂
Przyjęcie koncertu przez publiczność bardzo ciepłe, ale bez szaleństwa. Emanuele Haïm aktorska, zamaszysta, również w kontakcie z słuchaczami. Na wielu osobach robi to wrażenie. Zresztą zespół i śpiewacy też reagują na nią bardzo żywo. No i trzeba powiedzieć, że generuje sporo energii, tej nie brakowało w żadnym fragmencie koncertu. Mnie zabrakło objęcia formy w całości, szczególnie w pierwszej części miałam wrażenie, że przed uszami przewijają mi się muzyczne slajdy.
PS. Zespół wprowadzała na scenę Agnieszka Rychlik. Powróci na tę scenę w niedzielę ze swoim „pierwszym francuskim adresem” 🙂
Poproszę PK o korektę powyżej, bo przekręciłam imię: Emmanuelle Haïm.
Poprawiłam. Co oznacza: jestem już w domciu 😀
Jak to dobrze, że mamy sprawozdanie z Paschaliów! Dzięki!
Co do Turandot, od osoby, która była na próbie generalnej, słyszałam raczej same niedobre rzeczy. Także o Włoszce niestety, której będę zmuszona wysłuchać.
Mr Hai jest na tej pierzei Savignyplatz, co kilka innych knajp – obok jest też Brel. Zaraz koło wiaduktu. A sklepu z płytami na Kantstrasse też nie widziałam, tam są głównie wnętrzarskie. Nie powiem, też interesujące. 😉
Spojrzałam w końcu na link mica – tak, to jest ta sama Walkiria. Ale Rene Pape bez porównania lepszy od Kowaliowa.
Niestety już wiadomo, że ten reżyser będzie robił cały Ring 👿
Ja czytam kulinarnie jeszcze zanim ktoś tak pisać. 😎 U Beaty odczytałem „W pierwszym z motetów jest piękna partia filetów” i oblizałem się wydajnie. Niestety, potem było coś o tym, że kucharz się z tymi filetami źle obszedł, co zawsze przykre. Dlatego czasem się wolę obejść bez pośrednictwa kucharzy i te filety konsumuję, że tak powiem, au naturel. 😆
Bobiczku, a co oznacza pierwsze zdanie, bo nie rozumiem? 😉
Zresztą o tej porze to chyba już w ogóle niewiele rozumiem. 🙄
Cieszę się, Bobiku, że niechcący trąciłam Twoją czułą strunę 🙂
Donoszę, że Kraków leży odczuwalnie bliżej równika niż Poznań. Wygrzałam się po raz pierwszy w tym roku. Rogaliki z konfiturą z róży trzymają poziom.
wstawac 🙂
wiosna czeka 😀
Nic dziwnego, że Kierownictwo nie rozumie, bo mi z pierwszego zdania „zacznie” wypadło. 😳 Znaczy – zwęszyłem kulinaria tam, gdzie Beata jeszcze w ogóle nie zaczęła o nich pisać. 😉
Coś się ostatnio nieuważny zrobiłem. Czyżby wiosenne zapachy mnie rozpraszały? 😕
60jerzy, 23:00
chyba tylko Dussmann z naprawde duzych pozostal 🙁
internet robi swoje
tutaj adres do sklepu w moim „Kitz”:
http://www.berlinerbachgesellschaft.de/spezial/html/spezial00.htm?tonart.htm
pozdrowienia 🙂
PK , dziekuje za wiosne 🙂 😀
KIETZ natürlich
ich dachte, ich bin schon wach 🙂
Nie znam się za bardzo na Teatro alla Scala, ale wydaje mi się, że od przełomu tysiącleci kierownictwo muzyczne nie jest tam tak zdecydowanie jednoosobowe. Orkiestra filharmoniczna czyli Filarmonica della Scala ma swojego dyrektora artystycznego, ale poszczególne opery powierza się dyrygentom różnym. Barenboim w sezonie 2006/2007 prowadził Tristana i Izoldę i od tego czasu stale jakoś współpracują ze sobą. Na pewno co najmniej jedno tournee orkiestry po Europie robił. Ale chyba formalnie funkcji kierowniczych tam nie sprawuje.
60jerzy
Pani Trylinik w czwartek zaśpiewa wg informacji na stronie TWON. Więc śpij spokojnie 🙂
Bardzo możliwe, że oficjalnie Barenboim nic w Mediolanie nie pełni. Ale może jest tam jakimś I gościnnym czy „kierownikiem od Wagnera”. Coś takiego chyba usłyszałem w tv francuskiej.
Co do sklepu płytowego to wejście jest tak na rogu Kantstrasse z jakąś boczną uliczką. Sklep jest/był nieduży, ale smaczny, zwłaszcza dla operowych szperaczy. Nie mam jednak pojęcia czy on jeszcze istnieje, bo byłem tam ze dwa lata temu. Ostatnio wpadam tylko do Berlina na jakieś przedstawienie. Ostatnio to byli „Trojanie”. Męcząće to było teatralnie (wina reżysera), ale śpiewały A.C.Antonacci i D. Barcellona więc można było wysiedzieć.
Zazdroszczę Wozzecka, choć z w związku z N. Michael mam przykre wspomnienia, no, ale to było w innym repertuarze.
A dziś Liu zaśpiewa Agnieszka Tomaszewska. Nie umiem nic na razie powiedzieć.
Nadją Michael też się absolutnie bezkrytycznie nie zachwycam, miałam nawet myśl, że Wioletta Chodowicz była o wiele lepsza 😛
Barenboim jest głównym gościnnym dyrygentem w La Scali. W Staatsoper ma kontrakt dożywotni.
rysiu, doprawdy cała przyjemność po mojej stronie 😀
Tu też ślicznie, ale chyba trochę chłodniej.
Chomiko-wiewiórokomunikat:
Nie nagrywam MP, oprócz Savalla w środę.
Szkoda 😉
Widzę, że jeszcze żadnej Pobutki nie było. To w takim razie Tromby okolicznościowe 🙂
To było hasło, żeby ktoś inny (się) ruszył… 😛
Dostałem solidną porcję dodatkowej roboty i jakoś nie mam siły się tym zająć.
Z innej mańki (nie ślepej), wyszły dwie oficjalne płyty z poprzednich MP, a potem jakby cisza.
Obcięli fundusze, czy problemy z prawami?
Mr. Hai u. Friends ma swoją renomę jak i większość tamtejszych knajpek. Wymieniając różne pominęliście, kochani, hiszpańską Mar y Sol z tapasami. Z włoskich polecam trochę dalej położoną – przy S-Bahnie Savignyplatz – 12 Apostel. Warto tam na pizzę czy makaron. Ale pierwowzór to jedna z najlepszych włoskich restauracji w ogóle – 12 Apostoli w Weronie. Czy 20 lat temu ktokolwiek pomyślałby, że w Berlinie można będzie dobrze zjeść.
W latach 70-tych w delikatesach przy Leipziger nieźle wyglądały dania w barze o nazwie „Feinkost Imbiß”. Feinkost (delikatesy) przetłumaczyłem sobie swoiście – fein i kost oddzielnie i zamówiliśmy sobie obiadek. Był nawet niezły, ale rachunek. Pewnie, że nie rujnował, ale biorąc pod uwagę, ile marek można było mieć ze sobą…
http://www.musictrain-records.de/mtrhome/start.htm
To jest sklep z płytami ale aż za Windscheidstraße.
Jest bliżej Apollo-Disc przy rogu Krumme: apollo-disc.de. Oba prowadzą antykwariat płytowy
Ach, Stanisław jak zwykle wszystko wie. Szkoda, że wcześniej nie miałam tych informacji…
Mar y Sol mijałam, ale jakoś nie weszłam, zresztą pusto tam było. Jakoś pociągała mnie tym razem egzotyka (nawet w wydaniu masowym), no i wiedziałam już, że Mr Hai ma darmowy Internet 😉
Swoją drogą trafiłam na taki wykaz, skrzętnie wynotowałam, a tu część knajpek już nie istnieje 🙁 Za to umacniają się sieci Einsteinów, Meyerbeerów czy Balzaców 😆
W Meyerbeerze w Monachium korzystałam nawet z sieci 🙂
Maniaczka ze mnie czy co?
Współpraca Barenboima z La Scalą od 2006 roku jest faktem niezaprzeczalnym, a siłą rzeczy i kontakty pomiędzy La Scalą a Staatsoper Unter den Linden.
Pewne rozproszenie przywództwa artystycznego w słynnej operze ma swoje źródło w konflikcie, jaki w 2005 roku uwidocznił się pomiędzy Mutim i Fontaną. Wywalenie Fontany zaogniło sytuację i jego następca musiał ustąpić pod presją artystów. Ostatecznie mianowano nowego dyrektora generalnego i artystycznego w jednej osobie, ale po paru miesiącach powierzono Barenboimowi funkcję „pierwszego dyrygenta występującego gościnnie”, co formalnie znaczy niewiele, a praktycznie może znaczyć bardzo dużo lub bardzo mało. Pozornie rola dyrektora generalnego wzrosła, praktycznie zmalała w kwestiach artystycznych. Ale może to być kwestia osobowości. Może Lissner nie chce artystycznie dominować tak, jak musiał Muti.
W wydaniu masowym tez może być nieźle. Zresztą kogo stac na inne. Bourdain twierdzi, że Wietnamczycy mają w sobie bardzo dużo godności, która sprawia, że starają się robić dobrze to, co robią. Co by to nie było. W tym właśnie upatruje źródło jakości wietnamskiej kuchni. Świeżość składników i staranność w przyrządzaniu. To są podstawy. Nasi przyjaciele bywający w Wietnamie całkowicie to potwierdzają.
Ja tam jadłam po prostu coś w rodzaju curry z kurczaka, z mleczkiem kokosowym i warzywami, i ryżem oczywiście. Jako tzw. biznes-lunch, z napojem (zielona herbata, ale jakaś inna), kosztowało to 7,20 ojro.
Dwa dni wcześniej za to poszłam do schowanej na Fasanenstrasse (koło wiaduktu, prawie naprzeciwko gminy żydowskiej) knajpki tajskiej, gdzie jadłam potrawę indonezyjską, czyli sate, popijając hinduskim napojem, czyli mango lassi, i było pysznie, choć pusto.
W niedzielę za to trafiłam do zabawnej włoskiej masówki „Va Piano” (od znanego powiedzenia: qui va piano, va sano e lontano). Dostaje się tam kartę, nabija się ją elektronicznie zamawiając przy okienku, jak coś wymaga dłuższej roboty, np. pizza, dostaje się „bumerang”, czyli elektroniczny wihajsterek, który zaczyna dzwonić, gdy potrawa jest gotowa. Z kartą idzie się do kasy przy wyjściu. Trochę to jest jak we wrocławskim Marche, tyle że tam są karty papierowe i na nich stawiane stempelki, i potrawy są gotowe od razu.
A gdzie ta najlepsza na świecie knajpka w Weronie jest?? Bo będę w wakacje. Na rowerze 🙂
Ostatnio (nie na rowerze) wziąłem dzieci z Chorwacji do Triestu, żeby (też) zjeść coś włoskiego. A to było 15 sierpnia… do głowy mi nie przyszło, że wszystko tubylcze będzie zamknięte. Skończyło się na jakimś fast fucie…. błe.
To?
http://www.12apostoli.com/
Dla zainteresowanych czerwcowym desantem na miasto Uć: ruszyła właśnie sprzedaż biletów na festiwal Piotra Anderszewskiego. Maestro postawił na swoim: gra w Pałacu Herbsta, w niedzielę 5 czerwca. W związku z tym jest tylko około 100 biletów. Więcej informacji na stronie Filharmonii Łódzkiej.
ja przed chwilką zadzwoniłem i zarezerwowałem bilet (120 zł)
😀
Z wietnamskich klimatów kulinarnych w Berlinie polecam knajpkę Monsieur Vuong, na Alte Schönhauser Str. 46, U-Weinmeisterstraße lub Rosa-Luxemburg-Platz, niedaleko Hakescher Höfe. Niestety tak dobra knajpka, modna jakiś już czas, więc często jest dość spory tłok, ale za to karta zmieniana często, a jedzenie niezłe. Dla mnie miejsce obowiązkowe, kiedy tylko jestem w Berlinie.
Bacha gra skubaniec. To, co zawsze… Ech, potrzebna mu przerwa z wielu względów, może by tak jaki nowy repertuar…
A poza tym w ramach festiwalu Lortie, Alexander Madziar i jeszcze jakiś Traffic Quartet.
Muszę zadzwonić do Dyrekcji 🙂
Nawrzucałam tymczasem zdjęć z Berlina.
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/BerlinWiosna2011#
A od czegóż ten jeden piesek tak zzieleniał? Czyżby pozazdrościł Kierownictwu muzycznych przeżyć? 🙂
Z dowcipów z serii „ich bin ein Berliner” bardzo mi się podobał kiedyś zawidziany: słynną frazę wygłaszało ciasteczko pod tytułem Amerikaner. 😀
Kuchnia wietnamska to fusion, chinska plus francuska, dlatego tak przypada europejczykom do gustu.
W tym roku bilety na cały festiwal w nieco wyższej cenie, niż w poprzednich latach. Tak mniej więcej dwukrotnie wyższej
Hotel w Uć zarezerwowany !
Czy PK będzie uprzejma zapodać wstępne propozycje programowo-zlotowe Dywanu (poza wieczornymi koncertami),
np.
– pobutki
– panele
– Piotrkowska
– prosecco
Lesiu, przewidujesz swoją obecność na całym festiwalu?
Vicolo Corticella San Marco, 3; 37121 Verona VR, 045 596999
Parę kroków od Corso Porta Borsari w połowie mniej więcej.
O, Lajza, Tadeusz już sobie znalazł. Smacznego
fajny jest berlin widziany okiem odwiedzajacych 🙂
p.s. i pomyslec ze za czasow Berlina Zachodniego zabieralismy zawsze naszych gosci do Europa-Center, podziwiac wody zegar i fontanne 🙂
teraz Mitte, Kreuzberg, Neukölln (ulice pomiedzy Paul-Lincke-Ufer a Sonnenalle) , swiat zmienia sie 😀
Vesper, przyjeżdżam piątek po południu (pppp:-)
Jeszcze tylko nie wiem czy będę mógł pozostać na niedzielnej kulminacji festiwalu …
Pozdrawiam
Dywan przepraszam za korespondencyjną prywatę
lech.bielak[at]interia.pl
Oj, to trzeba będzie jakiś program rozrywkowy wymyślać 🙄
W czwartek bedzie Trylnik. Do zobaczenia dzis wieczorem, Pani Kierownik.
Na Kreuzbergu kilka lat temu mieszkałam (w lokalu zajmowanym przez Kasię Kozyrę) – zabawnie. W szok mnie wprawił cały kwartał turecki…
Berlin Zachodni pamiętam przede wszystkim jako – mówiąc górnolotnie – oazę wolności na pustyni niewoli. Wszystko mi się podobało: i pięknie odnowione stare kamienice, i „nowoczesności”. Teraz, jak już pisałam chyba rok temu, stwierdziłam, że to „nowoczesne” najprędzej się zestarzało. Natomiast prawdziwy „bauhausizm” jest zawsze elegancki.
O! Cieszę się, że się zobaczymy, Brunnecie 🙂
A we czwartek jestem już we Wrocławiu na Parsifalu.
Tyz pamiętam, że z 22 lata temu prowadzono mnie do Europa Center. Na Tegel zachwycałem się latającymi nad łbem samolotami. I zapamiętałem sobie policjanta, który na peronie (po zachodniej stronie) kazał mi, Bogu ducha winnemu, pokazywać bagaż. Miałem tę satysfkację, że nie przemycałem, nie łamałem przepisów, byłem najzwyklejszym turystą. Inna rzecz, że wtedy cały Berlin Zach. robił na przybyszach zza gardiny wrażenie. Ledwie 20 lat i jak wspomnę tamte zachwyty… Mój Boże. Niezwykła ta droga do zwyczajności. A Ku`damm od maja do października tego roku serią imprez obchodzi swoje 125-lecie.
Ach, zapomniałem podziękować rysberlin-owi i Marcinowi za informacje. Pozdrawiam.
Jerzy
Pospacerowałam 🙂
Pani Kierowniczko, w czymś takim nie można mieszkać, toteż nie mieszkamy 🙄
Bardzo, bardzo podoba mi się pomysł z wierszami 🙂
Dot: zupełnie czego innego
Dziwaczna rzecz się przed chwilą stała. o 17:20 zniknął PR2 z nadajnika
satelitarnego „hotbird”. wszystkie inne kanały w pakiecie PR, łącznie
z kanałem papieskim (sic?), nadają bez zakłóceń.
O 18:30 działa strumień internetowy, ale tylko jak się wklei adres. Guzik „słuchaj” niedziała w odtwarzaczu Java.
nie działa 😯
Dot: wciąż czego innego
18:43 sygnał wrócił. zamierzałem wepchać się z tym na antenę.
telefon „kontaktu ze słuchaczami” PR wyłączony, str kontaktu
nie współpracuje z żadną znaną mi przeglądarką.
kiedy myślę jak się zarządza tym kanałem i radio wogóle
wychodzi ze mnie sangwinik.
Pan Gostek wspomina strumień internetowy – dla mnie 64kbps
jest poniżej krytyki.
Pozdrawiam wszystkich wiosennie
em-esz: absolutnie masz rację. Problem, że znam strumenie 56 kilowe, które grają lepiej niż strumień PR2.
Kiedyś było dużo lepiej. Potem się popsuło i nie wygląda, żeby to był stan przejściowy.
Sygnalizuję tylko pewną kolizję repertuarową.
Mianowicie 5 czerwca mamy:
– Łódź – recital PA połączony z machaniem husteczkami przed dłuuuugim urlopem pana Piotra (+ finał okolicznościowego frędzlowiska)
– Kraków – „Orlando furioso” (w ramach Opera Rara).
A ja się cieszę, że w Łodzi będzie (znowu) Bach. Zawsze się cieszę, kiedy Jan Sebastian i Piotr Anderszewski siadają do jednego fortepianu. 🙂
Jeszcze raz mówię, że tu macie stream 128 kbps
http://www.polskieradio.pl/st/program2.asx
i on nigdzie dzisiaj nie znikał
howgh!
zauważyłem statystyki wspomnianego strumienia. 128 brzmi jak 64
Ale za to jest 🙂
Ten Orlando w Krakowie będzie bez pani Lemieux, czyli chałtura, nie polecam. 😉
Stream dwójki ma taki bzzzzzzzzydźwięk. Kiedyś tego nie było.
Wiosna, panie sierżancie. Nic dziwnego, że nagle bzzzzy. 😆
Koty co prawda już rozpoczęły patrolowanie, ale pod żyrandolem jeszcze nic nie bzzzzzzyyy.
Przypominam też, że swego czasu ten link od Wielkiego Wodza wkleiłam na blogroll; trzeba nakliknąć na napis „Dwójka na żywo” w dziale „Witryny, które odwiedzam”.
Wróciłam z Turandot (jak niektórzy mówią, z Turandota 😛 ). Połowicznie, hm.
Gostku,
nieoceniony Oedipus udostępnił już wspomnianego Orlanda z Lemieux (i Żarusiem w roli Ruggiera):
http://www.youtube.com/user/OedipusTyrannus#p/c/24A342A885B6E2E1/0/eUlLLFWSG0s
Nie sądzę by Mijanović zbliżyła się do M-N. L. Jestem może w błędzie – ale ostatnia jej wizyta w Krakowie dała powody do obaw. Od tego czasu nie słyszałem.
Czegóż to nie mówią. W Dwójce wczoraj jedna pani mówiła o nowej płycie Nathalie Stutzmann, wymawiając „Sztacman”. Z kolei dzisiaj inna pani (ciągle w Dwójce) wymawiała nazwisko tejże samej Natalii „Stycman” (jak z niemieckim „ü”). Co wymyślą do najbliższej niedzieli – strach pomyśleć.
PK relację z Turandota 🙂 chyba celowo przed czwartkiem nie przeczytam.
E, w czwartek może być tylko lepiej, jeśli chodzi o obsadę. A ja już widzę, że będę musiała zobaczyć pierwszą.
PK wróciła połowicznie? 😯
A druga połowa została przynajmniej gdzieś pod dachem, czy będzie musiała noc pod gołym niebem spędzić?
Kolejny wpis wyjaśnie zagadkę, Bobiku. Otóż głos pani Francesci Patane spowodował, że Kierowniczka zdysocjowała. Część Kierowniczki wórciła do domu, a część pewnie uciekła. Nie wiem, co zrobić, żeby odwrócić proces. Część zdysocjowana i niezdysocjowana powinny w zasadzie pozostawać w równowadze, ale to zależy od właściwości rozpuszczlnika. Rozpuszczalnikiem był głos. Może więc pani Patane powinna zaśpiewać wspak?
Gostek dziękuje za link, ale to chyba do Wodza Wielkiego przesyłka 🙂
Chyba tak, Wódz dziękuje, ale widział już całe. 🙂
Jak już jest, to nie zaszkodzi rzucić uchem na odcinek 6 i zastanowić się, jak niby miałoby wyglądać zastępstwo.