Początek finałów w Santander
XIX Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny Palomy O’Shea w Santander trwa już od 25 lipca – wcześniej były preselekcje, później 20 młodych pianistów przystąpiło do samych zmagań. Ja dotarłam dopiero na finały.
Jest to jeden z najbardziej cenionych konkursów w Hiszpanii, obok tego w Barcelonie, założonego przez Marię Canals, która również, jak Paloma O’Shea, była pianistką. Z tym, że założycielka konkursu w Santander prędzej zrezygnowała z kariery pianistycznej i stała się filantropką w dziedzinie kultury, do czego przyczyniło się bez wątpienia jej małżeństwo z bankierem Emilio Botinem, prezesem Banku Santander. Pani Paloma stała u powstania kolejnych instytucji muzycznych, m.in. Fundacji Albeniza, wspomnianego konkursu oraz Wyższej Szkoły Muzycznej im. Królowej Zofii, jednej z najlepszych na świecie, w której uczyli się również polscy artyści.
Na konkursie w Santander, który istnieje od 1972 r. (niegdyś odbywał się corocznie lub co dwa lata, od 1992 r. w cyklu trzyletnim) Polacy nie mieli za bardzo szczęścia, tylko raz się zdarzyło, że wyróżnienie otrzymała Anna Jastrzębska-Quinn (1978). W tym roku paru polskich pianistów próbowało startować w preselekcjach: Łukasz Krupiński i Krzysztof Książek; ten ostatni był na liście rezerwowej, tj. mógłby wskoczyć, gdyby ktoś z dwudziestki zrezygnował. Ale nie zrezygnował. Wzięło więc udział trzech Hiszpanów, po dwie osoby z Korei, Chin, Rosji i Włoch oraz po jednej z Ukrainy, Węgier, Gruzji, Rosji/USA, USA, Brazylii, UK, Holandii/Wenezueli i Kuby/Hiszpanii. Znajomy z naszego konkursu był tylko jeden, Rosjanin mieszkający w Stanach Aleksiej Tartakowski, ale podobnie jak u nas nie doszedł do finału.
Program był ciekawy i wszechstronny: tutaj można przeczytać. Zaciekawiło mnie, jak to było z wyborem muzyki współczesnej. Najwspółcześniejszy okazał się Ligeti, którego po jednej z etiud wykonały aż 4 osoby. Jedna wybrała Bouleza. Nikt nie grał Stockhausena, Berio, Messiaena, Kurtága, Cartera czy Crumba.
Interesująco też wypadła kwestia koncertów wykonywanych w finale. Najwięcej wybrało III Koncert Prokofiewa, bo aż piątka, z której aż trzy osoby weszły do finału, więc dziś posłuchaliśmy go raz, a jutro czeka to nas dwa razy. Po cztery osoby wybrały II Koncert Rachmaninowa i I Koncert Czajkowskiego, z czego pozostał jeden Rachmaninow; z dwóch, którzy wybrali Liszta, nie pozostał nikt, a Schumanna – jeden. Wszedł też do finału jedyny pianista, który wybrał I Koncert Brahmsa, ale nie wszedł jedyny, który miał w repertuarze Koncert e-moll Chopina (Koreańczyk). Ciekawe, że nikt nie zaryzykował IV Koncertu Beethovena, III Koncertu Bartóka czy Koncertu G-dur Ravela.
Co usłyszeliśmy w pierwszym dniu finałów, bardziej urozmaiconym? Na początku właśnie ten jedyny Brahms w wykonaniu Rosjanina Aleksandra Kliuczki (oficjalnie pisze się Kliuchko). To najmłodszy z uczestników, ma zaledwie 17 lat. Trochę wcześnie na ten koncert, choć trzeba przyznać, że chłopak się starał, zwłaszcza w II części – ma chyba liryczną naturę, choć, jak widać, nie tylko. Natomiast część I była dość powolna i trochę szkolna. Po nim wyszedł dla kontrastu 31-latek, Włoch Federico Nicoletta. Grał Schumanna – wszystko było na swoim miejscu, ale też niespecjalnie ciekawie; publiczność pożegnała go mniej entuzjastycznie. Za to 22-letni Chińczyk Yutong Sun wywołał największą furorę i trzeba powiedzieć, że rzeczywiście miał najwięcej do powiedzenia. Bardzo osobowościowo pasował do Prokofiewa, miał w sobie coś kociego, drapieżnego – świetnie pokazał wszelkie zmiany nastrojów. Zobaczymy, jak pójdzie Prokofiew dwojgu pianistom z drugiego dnia.
Solistom towarzyszy hiszpańska Radiówka, czyli orkiestra RTVE, dyryguje Miguel Ángel Gómez Martínez. Im też Prokofiew najlepiej wyszedł.
Ciekawostka, o którą spytał jeden z dziennikarzy na konferencji prasowej i która mi się też rzuciła w oczy: w finale sami panowie, w dwudziestce – tylko dwie panie, w jury także tylko dwie. Odpowiedź była, że nie zwracają uwagi na płeć, tylko na poziom, i że ten stan zapewne odzwierciedla obecny obraz rynku pianistycznego. Hm…