Wieczór rosyjski

Druga połowa finałów w Santander za nami: dwa razy Prokofiew, przedzielony Rachmaninowem. Teraz czekamy na wyniki.

Reprezentujący Brazylię 23-letni Lucas Thomazinho zagrał Prokofiewa bardziej statecznie od wczorajszego pianisty chińskiego, trochę bez charakteru. Dodam jeszcze, że pianiści grają na yamasze, więc ktoś naprawdę musi umieć postępować z tym instrumentem, żeby go było słychać. Z Brazylijczykiem w tej dziedzinie było raczej nie za bardzo.

Juan Carlos Fernandez Nieto to jeden z najstarszych (31) uczestników finału i jedyny w nim reprezentant gospodarzy. Dlatego pewnie został tak entuzjastycznie przyjęty, choć przyznam, że jego Rachmaninow był w porządku, rozsądny i zrównoważony, bez nadmiernego kiczu (co jest dużym plusem, bo naprawdę o to trudno), ale też nie było to może porywające.

Podobał mi się natomiast 24-letni Ukrainiec Dmytro Choni (tak się pisze, a czyta się Czoni), zręczny i muzykalny. Jego Prokofiew miał może nawet więcej plusów od wczorajszego Suna, bo umiał też oddać liryzm w tym utworze, który przecież istnieje. Bardzo jednak szkoda, że miał dwie wpadki pamięciowe – w pierwszej i w drugiej części (zwłaszcza żal tej drugiej, podczas przedostatniej, powolnej wariacji, gdzie zbudował prawie oniryczny klimat) – które zapewne jury także dostrzeże, jeśli i ja dostrzegłam. Zobaczymy, jaki to będzie miało wpływ. W każdym razie patrząc na Dmitrija Alexeeva jednego z członków jury), który siedział niedaleko, zauważyłam, że nie klaskał; wczoraj Chińczykowi klaskał, ale dość anemicznie. Nie wiem, co to ma oznaczać. Wszystko się jutro okaże.

Konkurs w Santander się kończy, ale zaczyna się festiwal, którego koncerty będą miały miejsce w tym samym Palacio de Festivales de Cantabria. Program jest wart grzechu i trochę żałuję, że już w poniedziałek wyjeżdżam. Jeszcze przede mną jutro wycieczka do Bilbao i zwiedzanie Muzeum Guggenheima; dziś z kolei oglądaliśmy Centro Botin, w którym m.in. genialna wystawa rzeźb Miró. O wrażeniach plastycznych napiszę pewnie już po powrocie.