Okolice Chopina

Ciekawy program koncertu z serii Scena Muzyki Polskiej (dziś w FN) ułożyli Łukasz Długosz i Marek Toporowski.

Obaj dokonali opracowań większości kompozycji i zaprezentowali ten program już w grudniu w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku. Ale prawdę mówiąc trudno uwierzyć, że ten program razem ćwiczyli. Instrumenty brzmieniowo nie bardzo do siebie pasowały: Toporowski grał na erardzie z 1848 r. o brzmieniu donośnym, ale salonowo intymnym, Długosz zaś na instrumencie współczesnym. Niezbyt to było stylowe. Ale to jakby najmniejszy problem – przede wszystkim wiele było pomyłek i rozjeżdżania się. Bardzo szkoda, bo rzeczy nieznane powinno się wykonywać tym lepiej, żeby były atrakcyjniejsze dla publiczności. Zwłaszcza jeżeli są trudne, wirtuozowskie – a te są.

Utrzymane są w większości w stylu brillant. Większość autorów była dość blisko Chopina, poczynając od jego pedagoga Józefa Elsnera oraz Karola Kurpińskiego, który prowadził jako dyrygent debiut Fryderyka, po kolegów – warszawskiego Ignacego Feliksa Dobrzyńskiego i paryskich Wojciecha Sowińskiego i Edwarda Wolffa. Ten ostatni zwłaszcza był ciekawą postacią – pianista, kompozytor i pedagog, a ponadto rodzony wuj Henryka Wieniawskiego. Nie znał się z Chopinem Franciszek Lessel, który od czasu swoich studiów u samego Haydna nie opuszczał już ziem polskich. Z kolei większość swego życia za granicą spędził jeszcze inny warszawiak – Michał Bergson, prawnuk bankiera Szmula Zbytkowera (tego od Szmulowizny), a ojciec filozofa Henriego Bergsona. Poznał się być może w Paryżu z Chopinem (pewności nie ma, bo brak relacji), natomiast raczej nie był jego uczniem wbrew temu, co piszą w Wikipedii, ale był w jego muzykę wsłuchany, podobnie jak inni bohaterowie tego koncertu. Później mieszkał jeszcze we Włoszech, Genewie i Londynie.

Repertuar więc interesujący, Jednak jak zwykle żadnej informacji w programie, ani o kompozytorach, ani o utworach, nawet o tym, na jakie instrumenty przeznaczone były pierwotne wersje. Akurat o większości tych twórców wiadomo przecież niewiele. Już któryś raz powtarzam, że takie prezentowanie muzyki polskiej mija się z celem, ale jakoś nikogo to specjalnie nie obchodzi.