„Znowu go ukrzyżował…”
…powiedział do mnie po Crucifixus z Mszy h-moll Bacha szef festiwalu, koło którego siedziałam na wykonaniu tego arcydzieła przez Marca Minkowskiego ze swoim zespołem. I dodał później, że on to kupuje, i to w całości. Ja natomiast niekoniecznie. Lubię co prawda płytowe nagranie tejże, ale teraz było jakby inaczej. Crucifixus było zrobione w stylu zeszłorocznej sceny biczowania z Pasji Janowej, ostro i agresywnie. Widać ostatnio MM ma fazę na takie właśnie interpretowanie Bacha. Nie będę się powtarzać po tym, co pisałam o Pasji rok temu – nadal nie jestem zwolenniczką takiej interpretacji, choć ją oczywiście dopuszczam jako jedną z propozycji, i to dość oryginalną.
Ale to dotyczyło tylko tej części, co było tym bardziej rażące jako przełamanie konwencji. Co mnie zaniepokoiło jeszcze bardziej, to straszne przyspieszenie. Kilka części było na granicy rozwalenia się (zwłaszcza w chórze), w niektórych tempa były dla mnie kompletnie nie do przyjęcia (myślę tu przede wszystkim o drugim Kyrie, które słyszę jako mroczne i refleksyjne, tu było po prostu zapędzone). Dokąd ten człowiek się tak spieszy? Cóż, przy jego trybie życia trudno jest się nie spieszyć i póki to nie ma wpływu na sprawy artystyczne, to OK. Ale boję się, żeby nie zaczęło mieć. I znów – nie zerwałam się z entuzjazmem, owszem, wstałam w końcu, ale wtedy, kiedy już wszyscy wstali.
Myślę, że rzecz była robiona w pewnej nerwówie, bo w ostatniej chwili okazało się, że rozchorowała się jedna z solistek (Nathalie Stutzman). Ale zastępstwo było nader godne (jeśli nie lepsze) – obie arie altowe zaśpiewał rewelacyjnie Terry Wey, który już parę lat temu odwiedził Kraków z Le Poeme Harmonique. Inni soliści też byli świetni, bardzo kulturalni, zwłaszcza sopranistka Ana Quintana (choć pod koniec trochę już była „pod dźwiękiem”), tenor Colin Balzer, baryton Christian Immler, bas Luca Tittoto (podczas jego Quoniam waltornia kiksowała zabójczo, ale można to wybaczyć).
Jak ogólnie? Cóż, wykonania Minkowskiego nie schodzą poniżej pewnego, raczej wysokiego poziomu. A jednak czuję pewien niedosyt. Jak tylko wrócę do domu, zapuszczę sobie płytę i spróbuję zgłębić różnice.
Komentarze
No właśnie, a ja nie byłem pewien, czy się przesłyszałem z tymi kiksami, bo stałem na końcu, ale jednak mnie uszy nie mylą. I też miałem momentami wrażenie, że jak się to rozwali w tutti, to koniec 🙂 Nie wiem czy się Państwo zgodzą, ale uważam, że męskie głosy były lepsze od kobiecych. Wspomniany przez PK Terry Wey (wspaniały cherubinowy głos) i dodatkowy Yann Rolland (http://www.jeunes-talents.org/details-musicien.php?id=267) Niewyraźny był również wg mnie fragment kiedy grały flety jako instr. koncertujące. Sekcja continuo była znakomita, selektywna, pulsująca, organicznie złączona z resztą.
I tak na marginesie, niezwiązane z muzyką: wspaniale wyglądali soliści, którzy co raz to formowali się w różne układy, budzili respekt, a to dwuchórowo, a to trójkątnie i szpiczaście – wizualnie świetnie to wyglądało, trochę jak sąd aniołów z Aniołów w Ameryce.
A jutro moja ukochana aria z Griseldy! http://www.youtube.com/watch?v=H4It44mYw2I Czeczilki, lub jak kto woli w wykonaniu CYNDI LAUPER muzyki klasycznej, czyli Szymonki http://www.youtube.com/watch?v=Db0urWZXEms&feature=related Jestem ciekaw jak poradzi sobie Veronica..?
Do wszystkich sympatyków bloga luźna propozycja. Może byśmy tak zakończyli jakoś wspólnie MP w którejś z knajp?
No to ja mam jak Dyrekcja (nie pierwszy zresztą to już raz) – kupuję w całości.
Dla mnie to wykonanie było jak winda do nieba. Ta winda czekała od początku, a ruszyła od „Et rssurrexit”. Wcześniej wspólna droga schodami w górę. I bezpośrednie działanie bachowskiej formy, nigdy nie doświadczyłam go z aż tak bliska jak dzisiaj. Monument, który unieść niełatwo, a jak już się doniesie do pewnego momentu, to role się odmieniają – to on zaczyna nieść w górę. Tak jakby zostawiło się za sobą pewne (ziemskie) sprawy i przeszło na inny poziom, gdzie nie ma już trudu. A wcześniej cala paleta emocji, które w pewnym momencie zostają przekroczone, ale cały czas jest to modlitwa „z ziemi do nieba”, z niezłomną nadzieją, że zostanie wysłuchana. Plus odświętność w najwspanialszym wydaniu. Wstanie od razu po było zupełnie spontaniczne, nie tyle ja wstałam, co „mnie wstało”. Szczęśliwe twarze wokół. Lepszego ukoronowania Misteriów Paschaliów nie jestem sobie w stanie wyobrazić.
Tak się rozgratulowałam MM, że Mapap i Agnieszka mi zniknęły, mam nadzieję nadrobić gratulacje jutro, choć niestety już nie twarzą w twarz.
Na razie sobie jestem sobie w tym niebie, mam nadzieję się jeszcze w nim zdrzemnąć. Jutro zaś trzeba się będzie ogarnąć i skierować do Poznania. Tegoroczne Misteria Paschalia uważam za udane – trzy wielkie koncerty, a wielkość każdego miała odmienny charakter, więc nie sposób ich porównywać: 1) Bach i Minkowski, 2) Pergolesi i Rousset, 3) Leo i Biondi.
Przy wczorajszym wykonaniu Mszy nagranie z 2008 r. wydaje się być dosyć stateczne. O ile jednak płyta wprawiła mnie w stan z grubsza opisany przez Beatę (wówczas też dawałem temu wyraz), tak po koncercie wyszedłem dosyć spokojny. W rozmowie pokoncertowej wspomniałem tylko zeszłoroczny praski koncert Gardinera w ramach Praskiej Wiosny – i swój zachwyt nim. Bo na szczęście zachwyt jednym wykonaniem nie wyklucza u mnie uwielbienia wobec drugiego – i na odwrót. Trzeba by jednak troszkę przemyśleć swoją relację z sir JEG – z jednej strony, a z MM – z drugiej. Oczywiście w kwestii wykonawstwa tego nieużytecznego dzieła. W słowie do ludu przed niedzielnym koncertem wspomniano – jak to często się przytacza – o „nieużyteczności” Mszy w tej postaci. Zawsze wzdycham w takim momencie. O biedny Janie Sebastianie. Jak mogłeś popełnić coś tak nieużytecznego? I jakim marnym słuchaczem jestem, skoro coś tak nieużytecznego tak mnie porusza. /Wiem, wiem. Skrót myślowy, chodzi o liturgiczną nieużyteczność/.
Poważnie żachnąłem się dzisiaj (tzn. wczoraj) przy Crucifixus. Jeżeli ja, maluczki wielbiciel MM, żachnąłem się zaskoczony, to co powiedzieliby malkontenci kontestujący płytową wersję MM? Rzecz będzie do sprawdzenia, bo będzie retransmisja w Dwójce. Jednak badań porównawczych nie będę prowadził – z miłości do Jana Sebastiana, Marca M. i… słabości do pewnego wielce szlachetnego Johna. Cóż, same chłopy, ale… serce nie sługa.
Byłem na tak. Nie, że w każdym szczególiku, ale w ogólności, która pozostawia smak.
Pobutka!
Ha, cóż tu dodać? Było i ‚dokąd/ po co oni tak pędzą?’, i nierówności oraz braki kondycyjne na końcu (dla solistów „maraton +”!), i… a jednocześnie „wstało mnie” podobnie jak Beatę… 🙂
Nb, kiedyś… zupełnie niedawno wydawało nam się, że szybciej, niż Gardiner to już po prostu nie można i nie wolno… 😉
PS, MIło było spotkać lub dojrzeć w przelocie wszystkich Maratończyków-Melomanów, na czele z Przywódczynią!
😀 😀 😀
Dobrego finiszu Świąt (nie wyłącznie muzycznego); pieknej wiosny!
😀 😀 😀
@ 8:27 😉 😎
Dzień dobry dyngusowo (choć mam nadzieję, że dyngus – z nieba – odwaliliśmy już wczoraj),
Mateuszu – jak wszystkich nowych na blogu informuję, że w każdym komentarzu musi być tylko jeden link, inaczej zostanie w poczekalni i bedę go wpuszczać ręcznie. W tym wypadku, jak widać, oznaczało to czekanie do tej godziny – po prostu poszłam już spać 🙂
A blogowicze już się właśnie rozjechali czy rozjeżdżają, w każdym razie większość. Na ostatnim koncercie będę już prawie sama 😉
Właśnie Dwójka powiadomiła, że wczorajszy koncert zostanie odtworzony 3 maja.
A zaraz, koło 11., puszczą Julkę L. 🙂
Dołączam się powyższych głosów ganiących detale (wiele, wiele fałszywych dźwięków) i chwalących koncepcję całości.
Z mojego punktu widzenia, nowatorstwo MM wynika z – w moim, ułomnym odbiorze- uteatralnienia i odniesień do wspomnianej w słowie wstępnym (nie lubię tych przemówień, to było jedno z bardziej znośnych) dwoistości Mszy.
Bach – protestant, tworzy mszę katolicką (pomińmy w tym momencie dyskusję czy rzeczywiście „tworzy”, tzn. czy w ogóle istnieje coś takiego jak Wielka Msza h-moll jako jeden utwór – jak wiadomo, są wokół tego pewne kontrowersje). Otóż w tym kontekście ja interpretację Minkowskiego odebrałem tak:
Szybkie tempa, dość mocno akcentowana retoryczność partii solowych, z drugiej strony bardzo sprawne wykonanie tutti pomimo temp (tu w sumie kiksów było mniej niż w partiach solowych), skojarzyła mi się z takim podejściem do Mszy: owszem, to jedno z największych dzieł w całej historii muzyki, to 2 godziny matematyki przekutej w następstwa harmoniczne i język rytmu, to wielka sztuka. Ale nie tylko. To wypowiedź chrześcijańska (protestancko-katolicka) o Wszystkim. Tzn. o Bogu, o Synie, o Wcieleniu, a także – w podtekście i w naszym XXI wiecznym, kontekstowym rozumieniu: o totalitaryzmie kościelnym, o gwałtach, grabieżach, stosach….I teraz usłyszałem całą Mszę, z jej trzy-, pięcio- , dziesięcio-, piętnastogłosową fakturą, z jej bogactwem sonorystycznym itd.- jako JEDEN GŁOS. Głos opowiadający. Głos – może….protestanckiego kantora? Który polemizuje z katolicyzmem, ale niekoniecznie. Może z… samym Bogiem?
Msza jako metasens. Właśnie przez to, że jest kuriozalna, katolicka w formie napisana przez arcyprotestanta, pozwala na przyjęcie założenia, że nie tylko o muzykę tu chodzi. I to jak grają ją ludzie Minkowskiego, pasuje mi do tej koncepcji, pasuje mi do tego odbioru Mszy.
Idąc już może jeden krok za daleko, można by stwierdzić, że ponadprzeciętnie liczne detaliczne niedoskonałości wykonawcze (ponadprzeciętnie liczne jak na oczekiwany poziom wykonawców z niekwestionowanej pierwszej ligi) wpisują się w ten dyskurs i także mają swój metasens. Gdy protestantyzm walczy (ideowo) z katolicyzmem, albo gdy kantor (całość aparatu wykonawczego jako „metakantor”?) walczy ideowo ze Stwórcą – muszą się pojawić nieczyste dźwięki, jako tejże walki wyraz.
Dodam, że nie jestem postmodernistą, jak by pewnie można sądzić z powyższego. Ale taki aparat pojęciowy jest czasem przydatny i tak usłyszałem wczorajszy koncert.
Pozdrawiam.
Dzięki za doniesienia odtworzeniowe i sprawozdania.
Uwielbiam Was! 😀
„Gdy protestantyzm walczy (ideowo) z katolicyzmem, albo gdy kantor (całość aparatu wykonawczego jako „metakantor”?) walczy ideowo ze Stwórcą – muszą się pojawić nieczyste dźwięki, jako tejże walki wyraz” – mój komentarz: 😯
Dość pokrętne to ich (dźwięków) usprawiedliwienie 😆
Ja miałam kilkakrotnie wrażenie, że orkiestra, i owszem, jest do tych temp przyzwyczajona, ale śpiewakom momentami brakło możliwości zmieszczenia się w tym pośpiechu. Czemu się nie dziwię – nie można śpiewać z zadyszką. Skądinąd jak karkołomna jest Msza h-moll do śpiewania, to dość dokładnie wiem, albowiem śpiewałam ją w chórze 🙂
Dziś od rana w Dwójce lecą nagrania MM – przedtem Water Music (super!), a teraz prapremiera antenowa płyty z Julią (piękne!). Wczoraj chwilami wydawało mi się, ze obcuję z innym muzykiem.
Wydaje mi się, że ostatnią rzeczą, którą można by przypisać Bachowi, to chęć polemiki z Bogiem. I dlatego sądzę, że Jan Sebastian miałby trudność z przyjęciem tej właśnie koncepcji teatralizacji tego dzieła – tu zupełnie zgadzam się z komorfilem. Inna rzecz, że MM wszędzie wietrzy teatr (to nie zarzut, broń Boże). I za to też go kochamy.
Panna Julia cudowna. Że też w ferworze wczorajszych dyskusji przegapiłem fakt, że jej płyta była do kupienia przed i po koncercie…
nie zrozumieliśmy się, jak widzę.
Pani Doroto. Nie próbuję usprawiedliwić kiksów – to było na poły żartobliwe, na poły nieco żartobliwie postmodernistyczne szukanie metasensów, z przymrużeniem oka.
@60jerzy: a ja myślę że chęć i nie tylko chęć, bo czynną polemikę z Bogiem, można Bachowi przypisać na pewno. To oczywiście myślowa spekulacja, ale znając fakty z jego życia i słuchając jego muzyki, zupełnie spokojnie można przyjąć, że bezgranicznie Bogu ufając i pojmując go na sposób protestancki („o śmierci cieszy mnie myśl”), pozostawał jednak z krwi i kości człowiekiem z takim bagażem bólu istnienia, że nie raz Bogu w nutach wygrażał.
komorfil:
Zum Beispiel? 🙂
Zauważam pewną progresję – 11:02 – polemika, 12:06 – wygrażanie w nutach.
Ojej, zbliża się 13:10.
Zmykam.
Pasjonujące jest móc przeczytać tak, mimo wszystko różnorodne opinie, w tak miłym gronie.
PK, obiecuję nie popełnić już błędu z linkami 🙂
a ja zauważam progresję w zniechęcaniu do wyrażania swoich opinii.
Wyrażę je gdzie indziej, zmykam również
Może chodzi o to, że postmodernistyczny aparat pojęciowy nie sprzyja komunikatywności przekazu? I nawet wódka nie pomaga, inaczej niż z aparatem młodopolskim? 🙂
I coś mi się wydaje, że tam fałszowali na rogu, nie na waltorni. 😎
na waltorni też; siedziałam jakieś 6 metrów od występku i występcy 😉 😎
…no, może 8… ;/
Na rogu, na rogu naturalnym, jak juz mamy być ściśli 😀
komorfil – nie ma się co obrażać. Już się tu uzależniliśmy od „mordek” i kiedy żartujemy, dopisujemy np. 😉 czy 🙂 – to zamiast komunikatu niewerbalnego, którego nam brakuje w rozmowie wirtualnej.
A tak swoją drogą, to owe słodkie marzenia o śmierci u Bacha po prostu doskonale mieszczą się w ówczesnych konwencjach religijnych…
Pozdrawiam. I też wreszcie wychodzę, póki jeszcze nie pada…
A tak z innej beczki. W niedzielę wielkanocną postanowiłam wybrać się na mszę do katedry wrocławskiej – świątynia majestatyczna, w środku wielu dostojnych gości. Do życzenia jednak wiele pozostawia katedralny chór, który wykonywał części stałe mszy oraz pieśni. Nie mam szczerze mówiąc pojęcia na jakich zasadach owy chór funkcjonuje, ale poziom jego jest mieeerny. nie mówię już o interpretacji, czy artykulacji, ale jeżeli chór działający przy głównej świątyni miasta nie śpiewa czysto, a miejscami, krótko mówiąc wyje, to oznacza, to chyba całkowity upadek tradycji chóralnych w naszym pięknym kraju. (oczywiście działa wiele chórów bardzo dobrych, ale ja mówię tu o chórach, że tak powiem, użytkowych – śpiewających do mszy:(). Cóż, pozostaje mi tylko apelować do rodaków – „uczcie się śpiewać, to naprawdę ważna umiejętność”!
Pozdrawiam z Wrocławia. 🙂
Awdiejewa na festiwalu Klangraum Waidhofen
do posłuchania 17.maja w OE1
http://oe1.orf.at/programm/274756
Ostatni koncert Misteriów Paschaliów nie był aż tak wybitny, by potrzebny mu był osobny wpis. W paru słowach więc. Stefano Montanari w roli dyrygenta zza klawesynu (nie wiedzieć po co, bo drugi klawesyn był w zespole) – zwijał się i gestykulował śmiesznie jak jaki Pulcinella czy inny Arlekin, ale był rytmiczny i skuteczny. W zastępstwie za niego Alessandro Campieri na skrzypcach – pierwszy z koncertów fałszował niemiłosiernie, później było już lepiej. Pani Veronica Cangemi – po gwiazdach z poprzednich lat bladzizna, głos umiejscowiony gdzieś z tyłu gardła (może źle uczona?), więc trudno mu się z niego uwolnić, tylko piana w miare przyjemne. Ogólnie bez fajerwerków, ale sala (pełna!) była całkiem zadowolona. Poza jednostkami, z którymi rozmawiałam, w tym dawno nie widzianą JoSe z siostrą. Z blogowiska spotkałam już tylko krakusów – jeszcze a cappellę i Mateusza Borkowskiego.
No i tyle. Rano do Warszawki.
Pobudeczka.
@302:
Znam kilka relacji o relacjach zarządzających kościołami i pracujących dla uczczenia uroczystości świeckich. Z jednej strony jest zadowolenie, że ktoś ze świeckich coś dla kościoła robi. Z drugiej strony, lekceważenie ich pracy, brak dbałości o jakość, czy nawet elementarnej współpracy — kiedy wy wreszcie skończycie, bo już chcę zamknąć kościół! — usłyszeli ostatnio znajomi budujący Grób Pański (ale z chórami bywa podobnie).
Więc się nie dziw. Katedra, czy nie (a katedra nie jest zwykle jakoś specjalnie wyróżniona dbałością kurii o oprawę artystyczną), jesteś wyjątkiem, skoro Cię to obchodzi.
Dzień dobry, piękna Pobudeczka 🙂
Ktoś tu niedawno narzekał, że na Misteriach Paschaliach już prawie nie ma koncertów w kościołach. Otóż z załatwianiem takich koncertów (o próbach do nich nie mówiąc) są podobno same kłopoty…
Poczytałem trochę. Zielenieję z zazdrości względem możliwości słuchania tych fałszywych nut. :Mrgreen:
Cóż, fałszywe nuty bywały zamierzone, np. przez Jankiela. Wadzenie się z Bogiem jest faktem w przypadku ludzi wierzących. Niektórzy nie wadzą się nigdy, inni tak. Nie każdy jest Hiobem. Bach osobiście nie wadził się może, ale jako artysta nie mógł postawy wadzenia się nie zauważać. Zresztą jeśli kiksy miały byc celowe, to byłby to wkład MM a nie Bacha. Często to wadzenie się jest bardzo delikatne. Typu „Panie, czemu mnie tym dotknąłeś, czyż nie służyłem Ci wiernie. Ale skoro musiałeś mnie dotknąć, poddaję się Twojej woli”
Te moje dywagacje nie mają sensu, skoro nie słyszałem tej muzyki, to oczywiste.
Przedwczoraj mój synek od nagłośnień, występujący trochę muzycznie, oświadczył, że nigdy nie próbowałby tworzyć muzyki klasycznej, ponieważ po Bachu wiadomo, że niczego równie wielkiego już się nie stworzy. Jego zdaniem Pasja Mateuszowa to utwór absolutnie doskonały. Można dyskutować nad szczegółami, ale jako całość jest w przyzwoitym wykonaniu utworem rzeczywiście nieziemskim. Prawdę mówiąc nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że dużo rozumie z muzyki klasycznej, choć nieraz podgrywał na gitarze coś z Bacha czy Mozarta, ale przecież były to wielkie uproszczenia.
Wspomniałem najstarsze dziecko, ponieważ bierze udział w projekcie Artyści z Gdańska i Japonii jednoczą się by wesprzeć tych, którzy zmagają się ze skutkami niedawnego trzęsienia ziemi w Japonii.
W ramach imprezy obędą sie spektakle teatralne i koncerty. Dochód przeznaczony zostanie dla japońskiego Czerwonego Krzyża. Synagoga Nowa w Gdańsku, ul. Partyzantów 7. Impreza pod patronatem PR Gdańsk ponoć współfinansowana przez Żydowską Gminę Wyznaniową w Gdańsku. Z Japonii będą tancerze.
„…ale przecież były to wielkie uproszczenia.”
Stanisławie, z całym szacunkiem muszę zaprotestować, i to stanowczo 😉
Utwory Bacha na lutnię, skrzypce i wiolonczelę solo można grać na gitarze sauté i proszę mi uwierzyć, nie jest to zabawa dla małych chłopców.
Co więcej, na instrumencie, jakby nie było, o większych możliwościach polifonicznych od skrzypiec i wiolonczeli można bardzo ładnie podkreślić polifoniczną naturę tych dzieł (znaczy suit, sonat i partit). Wszystkie są absolutnie wykonywalne.
Uproszczenia zapewne (nie przeprowadziłem formalnej analizy porównawczej) musiał wprowadzić ten pan:
http://www.youtube.com/watch?v=_nalx_MGP3Q
Nagrał całość (!) na CD, ale niestety, słabo mu to wyszło.
Gostku, lejesz miód na moje ojcowskie serce.
Chóry kościelne to sprawa beznadziejna. Są kościoły, gdzie ktoś się chórem entuzjazmuje i coś z tego wychodzi, ale to wielka rzadkość. Przy naszej parafii działa chór, który potrafi śpiewać na głosy dość czysto i bez kiksów, ale jest niewielki i składa się z osób niemłodych, a produkuje się rzadko. Częściej chór śpiewa, jak kto potrafi i efekt jest, jak w katedrze. Dobrych kilka lat temu na festiwalu chóralnym w Gdańsku gościł chór dziecięcy z Łotwy czy Estonii. Prowadził go polski ksiądż. Te dzieci śpiewały cudownie. Zarówno zgrupowane na chórze jak i porozdzielane grupkami po kościele. Ale pewnie tam dzieci są uczone muzyki od małego. U nas słyszy się głosy, że dzieci w przedszkolu nie powinno się obciążać nauką czegokolwiek, a języków i muzyki w szczególności.
Róg był naturalny, chociaż złoty
Święta, Święta, i po Świętach…
Kraków, Kraków, i już Warszawa…
Stanisław @9:19
ostatnio mój kolega pracowy, ten od „gromu w ulu”, również stwierdził, że jego zdaniem po Bachu już równie dobrej muzyki nie było, na nim muzyka mogłaby się skończyć 🙂
Ja tak nie uważam. Gdzie Mozart? Gdzie Brahms? Gdzie Ravel? Gdzie Strawiński? Gdzie Lutosławski? Że wymienię tylko pięciu, a nie co najmniej stu pięciu.
Ale szlachetnie ze strony syna, że uczestniczy w akcji dla Japonii. Bardzo też mnie ucieszyło, że nasza ulubiona Leniwa Orkiestra jedzie jednak do Japonii. Właściwie nie mieli wątpliwości.
Jeśli chodzi o „po Bachu każda muzyka jest łomotem” dodam:
1. Po „Kind of Blue” nie było już żadnej dobrej płyty jazzowej.
2. Sgt. Pepper to początek i koniec rocka progresywnego, albumu koncepcyjnego i muzyki rozrywkowej.
😛
😆
Ja też nie miałem wątpliwości, o jaką orkiestrę chodzi. Dyrektor Wit przyszył gębę. Leniwi prawie jak MM.
Jest w nabijaniu się Gostka oczywisty sens, ale doskonałość Bacha też jest faktem. Problem ten nieraz był stawiany w malarstwie. Jako wzór doskonałości stawiano Leonarda, Michała Anioła i Rafaela. Podniesienie poprzeczki tak wysoko sprawiło, że poszukiwano jakichś nowych form wyrazu i to dało oczywiste owoce. Ale pozostało pytanie, czy ci wymienieni nie byli jednak najdoskonalszymi. Jak we wszystkim w sztuce nie może być odpowiedzi, która zadowoli wszystkich. Jednemu Strawiński w słuchaniu sprawia rozkosz największą, innemu Bach, a jeszcze inny powie, że rozkosz ze słuchania Strawińskiego jest mniejsza niż przy Bachu, ale satysfakcja większa. Pani Kierowniczka z każdym może na ten temat polemizować przy pomocy kryteriów obiektywnych, jednak odbiór muzyki jest subiektywny do pewnego stopnia. Mówię, że do pewnego stopnia, bo są tu granice. Nie będę dyskutował z kimś, kto wyżej postawi disco polo, a są przecież i tacy. Ja nie mówię, że nie mają prawa cieszyć się najbardziej taką muzyką, ale ich argumenty do mnie nie dotrą.
Osobiście nie potrafię powiedzieć, który malarz wywiera na mnie największe wrażenie. Na pewne jest ich kilku, a może kilkunastu. Np. Goya działa na mnie różnie, zawsze pozytywnie, ale nie zawsze w sposób wielki. Jednak jego „czarny okres” to coś bliskiego absolutowi,
Ja mam coś takiego, że mogę włączyć sobie płytę Beatlesów, Pink Floyd, Radiohead, Royksopp, Depeche Mode, Milesa Davisa, Herbie Hancocka, muzykę Mozarta, Haendla, Scarlattich i gdy w trakcie coś mnie przymusi, bym wstał z fotela (np. telefon), to nie ma problemu: wstaję, po czym wracam do słuchania.
Gdy słucham Johanna Sebastiana Bacha, w niewytłumaczalny sposób nic mnie nie może oderwać od głośników.
W ten sposób uświadomiłem sobie, że JSBach to dla mnie najważniejszy i najukochańszy z twórców muzyki w całej jej historii
Renesans w wielu dziedzinach sztuki był uważany za szczyt rozwoju sztuki (piktorialnej, ale i literatury), ale jakoś trudno mi się zgodzić. Nie ma w niej pasji Goi, pasji i trwogi Francisa Baycona, radości Picassa.
Przeciwko Bachowi wiele można powiedzieć: intelektualna, zimna muzyka, nadmiernie skomplikowana, przytłaczająca, nieludzka. Twórca wyrachowany. Jakże korzystnie z nim zestawić biznesmena Handla!
Recenzja Jacka Hawryluka z Misteriów Paschaliów
a tutaj wywiad z MM:
http://wyborcza.pl/1,75475,9497913,Bach__Julia_i_ja.html
Z wywiadu z MM:
J.H. Msza h-moll została nagrana w 2008 r. Czy pana interpretacja się zmieniła?
M.M. – Trochę się zmieniło, mam inne głosy, czworo nowych śpiewaków na dziesięciu – to wiele zmienia. Dziś mamy więcej oddechu. Po wykonaniu Pasji Janowej, myślę, że moja interpretacja Mszy h-moll jest bardziej medytacyjna.
No to się troszkę tą wypowiedzią zdziwiłem. A zapowiedziami płytowymi ucieszyłem. Zdziwiłem się, bo co i rusz oddechu – takie miałem wrażenie – brakowało. Po obydwu stronach – acz z różnych powodów. Cóż, odsłuchamy 3 maja retransmisji. Chociaż nie ma wątpliwości, że usłyszymy już coś innego, niż na sali. Powoli zaczynam sobie wyobrażać, jak może zabrzmieć w przyszłym roku Pasja.
Teraz dalej praca, a w przerwach zapisywanie kajecika na przyszły sezon. Czas pokaże, co pozostanie zapisem na papierze jeno, a co wryje się w pamięć.
Kto odsłucha, ten odsłucha – 3 maja nie będę w kraju 🙁
Też dziwię się tym, co mówi MM. Ale to było na kilka godzin przed koncertem…
Się podaje do wiadomości, że w programie ChijE zaszły kolejne zmiany:) Ależ w tym kociołku kręcą.
A informacja PK, że wywiad sprzed koncertu, poziom mego zdziwka podniosła jeszcze bardziej.
Zmiany, ale tym razem na plus 😯
MM poszedł z Jackiem na rozmowę gdzieś po 13., nawet jeszcze przed próbą 😉
Toć wsadziłem po słowie „zmiany” mordkę, a że się wydęłła na mnie, to trudno. Wrzucam tę wersję programu do archiwum zmian. W ten sposób buduje się dramaturgię imprezy… Gorzej już z zaplanowaniem sobie czegoś z wyprzedzeniem.
Dobranoc.
PS
Kwok na półeczce roztacza takie wdzięki, że hej. No śliczny i już.
To się cieszę 🙂
Dobranoc!
a mnie spadł kamień z serca po przeczytaniu Pani opinii, bo lubię się z Panią zgadzać!
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=Pp8biAJYnhQ&feature=related
Oj, oj, niestosowna cokolwiek.
Dziś powinno być:
http://www.youtube.com/watch?v=NNNZSaqydn0&feature=related
@302 pisze:
2011-04-25 o godz. 19:31
… to chyba całkowity upadek tradycji chóralnych w naszym pięknym kraju. (oczywiście działa wiele chórów bardzo dobrych, ale ja mówię tu o chórach, że tak powiem, użytkowych – śpiewających do mszy:().
Myślę, że tradycja chóralna ma się w Polsce bardzo dobrze. Szczególnie w Poznaniu. Większość z chórów śpiewa również w kościołach. Między innymi dlatego, że trudno o zorganizowanie koncertu w innym miejscu. W ten sposób wpisują się niejako w definicję chórów „użytkowych”.
Chór, w którym śpiewa mój mąż, ma w swoim repertuarze Crucifixus.
Wykonuje go rewelacyjnie. Ale również musi się wpraszać ze swoimi darmowymi koncertami do kosciołów.
Chóry przykościelne to odzielna, raczej smutna, kwestia.
Co niestosowna? Słonko świeci, piecuszek nawija, kury gdaczą – jak niestosowna?
Bardzo stosowna. Ale dziś są urodziny Komedy – miałby 80 lat 😉 Tyle że to, co Gostek wrzucił, to raczej kołysanka…
Chodziło mi o upamiętnienie rocznicy 🙄
To już byłoby bardziej pobutkowe:
http://www.youtube.com/watch?v=SVNRS_DiHZY&feature=related
Uwaga – dla wszystkich interesujących się konkursami chopinowskimi:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2010/12/16/dlaczego-konkurs/#comment-88634
Zacząłem wczoraj przed zaśnięciem wyliczać malarzy, którzy znaczą dla mnie bardzo dużo. Około 50-tego zasnąłem. Ale są i miłośnicy sztuki, dla których czas zatrzymał się parę stuleci temu. Z muzyką jest podobnie. Dla znawcy wykwalifikowanego będą mistrzów dziesiątki, trzeba tylko umieć wartości, które przekazują. Jednak dla mnie profana Bach też stał się od pewnego czasu najważniejszy. Myślę, że Pasja Janowa pod MM na żywo to sprawiła.
Ale inne rodzaje muzyki też potrafią robić wielkie wrażenie. Nawet taneczny muzycznie duet Abigail Nabucco Donna, chi sei?.. w wykonaniu 22-letniej Eleny Souliotis i Tito Gobbi brzmi w mojej głowie bardzo często jako coś wyjątkowo dramatycznego i perfekcyjnie wykonanego. Pewnie były przedtem i potem lepsze wykonania, śpiwała to i Callas. Mnie jednak to właśnie utkwiło na zawsze.
errata: trzeba umieć rozpoznać wartości
Aliuzju poniał. Kulturalny człowiek w celu szybszego zaśnięcia nie liczy baranów, tylko malarzy. 😆
Można liczyć jeszcze serdelki albo pasztetówki. Ale kulturalny piesek może liczyć np. rymy do Rembrandt albo Van Gogh.
Witam serdecznie,
swiatowa premiera filmu „Dlaczego konkurs” odbedzie sie w Warszawie 8.05.2011, oraz 15.05.2011 w kinotece, podczas festiwalu filmow dokumentalnych Planete Doc (http://planetedocff.pl/)
Film bierze udzial w konkursie- „Nagroda Nos Chopina”
Zapraszam wszystkich zainteresowanych tajemnicami Konkursu Chopinowskiego i nie tylko Chopinowskiego….
Pozdrawiam
Katarzyna Jezior
Ad pobutka: Ja tam lubię się spokojnie budzić.
Nie odzywałem się później, bo szlag trafił sieć, serwery, internet itp. Wszystko trzeba było robić ręcznie.
http://public.fotki.com/GaryGS1/fotki_fun/humor/our-computers-are.html
Okej, Stanisławie, zaczynam od rymów, serdelki zostawię sobie na deser. 🙂
Nie największa z wszystkich grand ta,
gdy policzy się Rembrandta,
lecz ta granda, nader sroga,
gdy zapomni się Van Gogha*.
*dla zwolenników wymowy holenderskiej:
lecz ta granda, dno i wiocha,
gdy zapomni się Van Gogha.
Szapoba, jak zwykle zresztą… 🙄
Do Wielkiego Wodza:
Mam dla Pana prywatną informację, która może Pana zainteresować, więc jeśli można, proszę o jakiś prywatny namiar (e-mail) za pośrednictwem albo mojego bloga, albo za przyzwoleniem Szanownej PK, która posiada mój adres mailowy.
Jeśli nie można, to OK.
Pozdrawiam!
Dobry wieczór,
witam Panią Katarzynę Jezior (już tu wcześniej przekierowałam link wypowiedzi spod innego wpisu). Cieszę się bardzo, że film będzie wreszcie miał oficjalną premierę! I życzę Nosa Chopina 😀
Mam ciekawą wiadomość dla zamieszkałych w Gdańsku i okolicach:
http://gdansk.naszemiasto.pl/artykul/879042,utwor-pasja-gdanska-zabrzmi-ponownie-po-257-latach,id,t.html
Dorotko, ja dziś nie a’propos: zapraszam do Łodzi, zerknij tutaj http://www.facebook.com/?ref=home#!/event.php?eid=158944237502647
Michale, ja nie jestem na fejsie i nie otwiera mi się to 🙁
A gdybyś przekopiowała cały adres, nie tylko to, co zaznaczyło się na czerwono? Daj znak czy udało się, bo mi zależy bardzo
Nieee, już miałam podobne przypadki. Czy nie masz jakiegoś innego linku?
23 maja, godz. 19, Salaq Lustrzana Muzeum Historii Łodzi, ul. Ogrodowa 15: „królowe”: Joanna Woś i Bernadetta Grabias w spektaklu opartym na operach „Anna Boleyn” i „Maria Stewart” Donizettiego. Przedstawienie dyplomowe Reżyserii Opery PWST Kraków i AM Kraków (studia były międzyuczelniane).
To mój dyplom. Zapraszam, także może do skreślenie kilku słów (przechodzę na drugą stronę rzeki?)/ Jest nas na roku 7 osób, jeśli wszystkim nam się uda, będzie w naszm kraju 7 dyplomowanych reżyserów opery. W tym ja. Ale numer, co?
No rzeczywiście, niespodziewajka 😯
Jednakowóż Maria Stuart, jeśli już, a właściwie w tym wypadku Maria Stuarda 😉
Granda wielka w jej wyniku
malarz nie jest w mianowniku
niechby huczy tysiąc membran
to usłyszy o tym Rembrandt
drugi za to ma rym w Bangkok
w mianowniku zwie się Van Gogh
Bobik jak to zwykle szczeniak
chwali się, że już odmienia…
😉
Przypadki chodzą po psach… 😉
Wypowiedział się ad rem Brandt
Józef, że się liczy Rembrandt
w mianowniku, a w wołaczu
lekceważą go w Karpaczu,
bo tak głupio wołać – mam cię
w il. szt. jeden, o, Rembrandcie!
Po czym jeszcze rzekł ten goguś:
przypadkowo mam Van Goghów
duckę całą, lecz w bierniku,
więc nie zechcą ich w Rybniku,
teraz każdy już, na Boga,
w mianowniku chce Van Gogha,
odkąd doniósł pewien blog,
że to słuszny jest Van Gogh. 😈
Oj, czapa w pas, i to kilkakrotnie.
Uprzejmie napomykam, że oczekujemy jeszcze kilku form fleksyjnych, dla przypomnienia spis wszystkich poniżej: (to nie kanty, to Rembrandty.)
Rembrandty
Rembrandtów
Rembrandtowie
Rembrandtowi
Rembrandtom
Rembrandtem
Rembrandtami
Rembrandtach
Rembrandta
Rembrandt
Rembrandcie
Goghu
Goghów
Goghowie
Goghowi
Goghom
Goghiem
Goghi
Goghami
Goghach
Gogha
Gogh
Pobutka do oglądania, a propos odmiany…
A ja przypominam lub zawiaamiam ze rozpoczał sie Kongres Tańca – obrady mozna na żywo sledzić przez Internet. Dzis dzień 2
Słoneczne dzień dobry 🙂
Z tym smarkatym Rembrandtem miałam niedawno randkę w Pinakotece 😉
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Monachium2011#5580523407083650226
Kongres Tańca teraz, Konwencja Muzyki Polskiej w połowie miesiąca. Oj, dzieje się i będzie się działo. Tylko żeby nie skończyło się na biciu piany…
Smarkaty, nie smarkaty, ale pazur już mu wyrósł. 🙂
Tadeuszu, nie mogę teraz liczyć tych wszystkich rymów, bo zaraz bym zasnął, a jakoś tak niezręcznie spać przy robocie. Ale może zeen ma urlop i na niego można liczyć? 😆
Dzień dobry wszystkim. Misteria się skończyły i do Krakowa wróciła szara codzienność, mimo, że pogoda dopisuje. Beatyfikacja opanowała nawet filharmonię, bo już w piątek Koncert Nadzwyczajny pamięci Jana Pawła II, na szczęście orkiestra i chór pod Borowiczem.
Ciekawie natomiast zapowiada się 29 maja koncert w PWST duetu ElettroVoce z piosenkami Lutosławskiego napisanymi pod pseudonimem El Derwid http://www.karnet.krakow.pl/aktualnosci/pwst/88/czas-na-eksperyment-plamy-na-sloncu-el-derwid.html Agata Zubel zaśpiewa też na początku maja w FK.
@Dorota: Bezapelacyjnie masz rację. W tym przypadku także „Anna Bolena” 🙂
To są jakieś dzikie kanty
A ja nie chcę żadnych kantów
Mają być tutaj Rembrandty?
To nawalę wam Rembrandtów
Znim człek ułoży w głowie
Albo skądś się czego dowi
Mnożą mu się Rembrandtowie
Jak płócienka Rembrandtowi
Wszystkim cnym absztyfikantom
Niech machają i brylantem
Dziełom wszystkim vel Rembrandtom
Czyścić ramy pod… Rembrandtem
Miast zajmować dziewczynami
I odgrywać płci macanta
Zajmą się wnet Rembrandtami
By pamiętać o Rembrandtach
By tu rymów nie powtarzać
Kończę, za co mnie nie gańcie
Ciężko jest na rymy zważać
Pisząc ciągle o Rembrandcie
Mnie co moje, boskie Bogu,
Teraz Bobik o Van Goghu…
Sorry, najpierw jeszcze o Rembrandcie, bo się bezczelnie na klawiaturę wepchał. 😆
Mówił naukowiec: snem grant,
jeśli nie wiesz, kto to Rembrandt,
wyjdziesz wręcz na ignoranta,
kiedy przyznasz, że Rembrandta
nie kojarzysz. Sam Klonowic
byłby kadził Rembrandtowi,
gdyby znał takiego franta,
co by w domu miał Rembrandta.
Nie nacieszysz się kursantem,
gdy nie zwabisz go Remrandtem,
nie zaśpiewasz mu w belcancie
o kim? o czym? o Rembrandcie
i nie tryśniesz, jakby kran ciekł,
entuzjazmem – O, Rembrandcie!
By ten grant na pewno dostać,
Rembrandtowi musisz sprostać.
Możesz jeszcze na ten przykład
o van Rijnie zrobić wykład,
lecz nie próbuj o van Goghu,
bo narobisz sobie wrogów.
Mogę na chwilę między wieszcze? Bo chciałem pozrzędzić o tej pasji Telemanna, co Pani Kierowniczka wczoraj wkleiła.
Tyle wyczytałem z tej notatki, że recytatywy będą nie dość, że po polsku, to jeszcze po polsku w wersji z 1881 roku. No pięknie po prostu. A chorały, mam nadzieję, po niemiecku (1756?). Ponieważ utworek składa się z recytatywów na przemian z chorałami (Telemann zrobił dzieło budżetowe i zaoszczędził w tym przypadku na ariach, duetach i wszelkim podobnym ustrojstwie), życzę niezapomnianych wrażeń muzycznych, lingwistycznych i religijnych też. Wielokulturowość stosowana.
Może to jest tak samo rzetelnie sprawozdane, jak na przykład partie recytatywów wykona chór, więc bym się przyczepiał bez powodu? Ale raczej nie. I o co chodzi z tym dialogiem mieszczan gdańskich? Że chóry będą udawały wiernych?
A poza wszystkim tym, co dla anonima piszącego notatkę może być niedostępne, to jak informujemy co, gdzie i dlaczego, warto jeszcze podać kiedy, w sensie godziny. Nie wybieram się, ale gdybym się wybierał, to miałbym kłopot.
Zrzędziłem w nadziei, że może ktoś właściwy to zobaczy i podda refleksji. Kręcą się tu i czytają przeróżni, co właśnie uświadomił mi miderski. 🙂
Dobry wieczór. Zaniedbałam Was trochę, bo biegam i załatwiam różne rzeczy przed jutrzejszym wieczornym wylotem (do Wilna, na majówkę, do środy rano – ale biorę maluszka). Byłam też na koncercie, o którym zaraz napiszę.
Wielki Wodzu, ja w tym przypadku posłużyłam wyłącznie jako listonosz. Dostałam mail i znalazłam odnośną notę w sieci, więc zamiast przekopiować to, co dostałam, wpuściłam link, w którym jest z grubsza to samo.
Ja też, jak wynika z powyższego akapitu, się nie wybieram 😉
Trza Bobika, zeena, Danta,
By zrymować tak Rembrandta.
Nie rozumiem więc, dlaboga,
Czemu nie chcą czcić van Gogha 🙁
Wykonywaliśmy „Pasję Gdańską” Telemanna w Jarosławiu w 2007 roku. Chóry b. efektowne, by nie rzec – przebojowe. Trudno się było po tygodniowych warsztatach od nich uwolnić. Ciekawa rzecz jest z chorałami, jest ich aż 34 (jak nigdzie indziej u Telemanna), a Telemann podaje w partyturze tylko początkowe słowa i tonacje. Przeznaczone były, zgodnie z gdańską tradycją, do śpiewania przez zgromadzenie wiernych. W Jarosławiu były po polsku, bo śpiewał je „lud”, podpierany przez kantora i chór.
Lubi zeen pokomediancić
choć nie robić za raroga
woli sobie porembrandcić
w żadnym razie zaś vangoghać…
Czym jest gorsze vangoghanie
Od takiego rembrandtcenia?
Słoneczniki na śniadanie
Od rembrandtowego cienia?
Wiem już – myśląc o Vincencie
Można mieć obawy małe:
„Może też w pewnym momencie
Przestanę mieć uszy całe?”…
Samo sedno, samo sedno,
licho jest mieć ucho jedno
zapuszczam muzyczne dzieło
z jednym uchem brak stereło…
Stereło to brak jest może,
Lecz za to w jakim kolorze! 😉
Pani Kierowniczko, a czy ja coś mówię o listonoszu? O nadawcy mówię. 🙂
Chorały po polsku, to się Luter przewraca w grobie. I dobrze heretykowi. 😈
Ruszając temat nauszny
to jeden kolor jest słuszny:
od malca wiedzą do gżdyla-
kolor czarnego winyla.
Ło!
Czy jest gżdyl, czy grzdyl? Moim zdaniem prawidłowa jest wersja z rz, ale z ż ładnie wygląda 😆
A propos winyli:
http://wyborcza.pl/1,75475,9503940,Wielki_powrot_czarnej_plyty.html
grzdyl – ordinary grzdyl
gżdyl – extraordinary and nice looking…
😆
Gżdylu gżdylu na badylu 😀
Wodzu, polscy protestanci to chyba mogli po polsku chorały śpiewać? 😯
No pewnie, mogli i śpiewali. Ale przerabiać Telmanna na polski, czy ja wiem? Pewnie można. A jakie teoretyczne uzasadnienia można do tego stworzyć w ramach Wydz. IV Akademii Muzycznej. Przecież nie zabraniam, tylko się dziwię. Wyjdą z tego jakieś jasełka wielkanocne, więc uczciwie by było to napisać od początku i zostawić Telemanna w spokoju. 😎
Nie chcę robić offtopa o CC pod całkiem nowym i ciekawym postem PK o mazurkach, więc napiszę tutaj.
Widział ktoś to coś? http://www.youtube.com/watch?v=w80l_sPBuzw …
Nawet jest już grupa na fejsie „ratujmy Capelle Cracoviensis”, gdzie zacietrzewieni wyznawcy i obrońcy starego porządku nawołują do wyklaskiwania dyrektora. Dyskusja na poziomie piaskownicy. Niestety prym w stronniczości wiedzie pewna dziennikarka, która zaciekle broni na pewnych łamach Capeli, i o której PK napisała ostatnio w artykule. Dziwię się, że ludzie związani z muzyką potrafią być tak jednostronni i zaślepieni, przedkładając swoje sympatie nad prawdę, która jest bolesna, bo CC potrzebuje zmian. No ale cóż, tonący brzytwy się chwyta. Mimo wszystko jestem dobrej myśli i trzymam kciuki za rewolucję, oby się udało! Pozdrawiam i dobrej nocy/świtu.
Ta grupa na fejsie to już od dawna jest.
A ostatnio, po tym artykule o muzyce dawnej, dostałam list od jednego pana… Zdaje się, że nawet miał ochotę, byśmy go wydrukowali. Tego pana nie przekonuje fakt, że polscy muzycy barokowi grają w najlepszych światowych orkiestrach, że AdS też dostało różne nagrody i to za niejedną płytę (CC za jedną sprzed kilkunastu lat), że Kłosiewicz był profesorem w Grazu, a Goliński jest w Kopenhadze… Ten pan wciąż, jak kataryna, powtarza po wymienionej dziennikarce: „rzeczywiście w przeważającej większości za uprawianie muzyki dawnej zabierają się najsłabsi muzycy, nie mający żadnych szans na tradycyjnym, klasycznym rynku muzycznym” 👿 i jeszcze: „Żyjemy bowiem w klimacie wymuszania na nas upodobania do tego, co nazywa się wykonawstwem historycznie poinformowanym, jako jedynym godnym uwagi”. (Chciał upublicznienia, niech ma…)
Ja już nie wiem, jak tę chorobę nazywać.
Chyba po prostu: nietolerancja. Na to, czego się osobiście nie lubi i nie rozumie.
Jeszcze w związku z CC:
http://www.capellacracoviensis.pl/media/files/ccmagazyn_iv_v_2011.pdf