Laureatka w kwartecie
W tym roku na jesieni ma się w końcu odbyć Konkurs im. Wieniawskiego. W Filharmonii Narodowej, w ramach cyklu Po Prostu Filharmonia, mamy teraz preludium do tematu.
Dziś jako prymariuszka Szymanowski Quartet, którą jest od 2014 r., wystąpiła Agata Szymczewska, która wygrała XIII Konkurs w 2006 r. (jak to zleciało!). Jutro w triu (oraz duetach) zagra Jarosław Nadrzycki, który na konkursie pięć lat wcześniejszym otrzymał V nagrodę i powtórzył ten sukces również w 2006 r. Wreszcie pojutrze będzie laureatka w duecie, czyli zwyciężczyni ostatniej edycji, Veriko Tchumburidze, z pianistką Ketevan Sepashvili.
Szymanowski Quartet jest dziś zupełnie inny niż kiedyś. Po raz kolejny zmienił skład: dziś z pierwotnego pozostał jedynie altowiolista Volodia (Volodymyr) Mykytka. Nowszymi nabytkami są drugi skrzypek Robert Kowalski (koncertmistrz Orchestra della Svizzera Italiana), który wszedł sześć lat temu na miejsce współzałożyciela zespołu Grzegorza Kotowa (dziś zajmującego się impresariatem), oraz wiolonczelista Karol Marianowski, który przez wiele lat grał w Meccore String Quartet, a od ponad dwóch lat zastąpił innego członka-założyciela Szymanowski Quartet – Marcina Sieniawskiego, obecnie w szwajcarskim Amar Quartett (między nimi grało jeszcze krótko w kwartecie parę pań – Marta Sudraba i Monika Leskovar).
Jeszcze kilka lat temu na Festiwalu Beethovenowskim, z Szymczewską przy pierwszych skrzypcach, ale resztą jeszcze złożoną z założycieli, zespół demonstrował – jak opisałam tutaj – dwa style gry. Teraz nie tylko członkowie, ale i stylistyka jest inna, bardziej wyrównana. Prymariuszka wychodzi na pierwszy plan – jest typem pewniaczki, co jest znakomite na tym stanowisku. Występuje wciąż oczywiście jako solistka, ale jest też zapaloną kameralistką. Skrzypce, na których obecnie gra – jeśli aktualna jest informacja z jej strony – to instrument zbudowany przez Niccolo Gagliano z 1755 r. Pięknie brzmią również skrzypce Roberta Kowalskiego – guadagnini „ex Joachim” z 1767 r. Oba instrumenty wypożyczone oczywiście.
Zespół ukazał się w sposób wszechstronny w programie bez przerwy, trwającym trochę ponad godzinę – młodzieńczy Kwartet c-moll z op. 18 Beethovena oraz III Kwartet Brittena – ostatnie ukończone przezeń dzieło. Młody Beethoven pogodny, umierający Britten skupiony i jakby wypalony, zapadający się (jak późne utwory Wajnberga). A na zakończenie – jak wówczas na Festiwalu Beethovenowskim – Nokturn i Tarantella Szymanowskiego w transkrypcji Myrosława Skoryka. Oklaskiwani ciepło przez salę wypełnioną dziś młodą publicznością, muzycy zabisowali dwa razy: Tańcami rumuńskimi Bartóka również w transkrypcji Skoryka i na zakończenie krótki utwór tego ukraińskiego kompozytora – w solidarności z naszymi sąsiadami. Co również zostało przyjęte owacją.
Komentarze
Panią Dorotę czyta się zawsze z przyjemnością.
Czysty przekaz 🙄
Ależ dzięki, Arku 😉 Pozdrawiam.
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=o9i9d5NKsZk
Dzień dobry 🙂
Wczoraj też był ładny koncert, z bardzo emocjonalnym repertuarze: Jarosław Nadrzycki grał z José Gallardo Kreutzerowską, potem z Marcelem Markowskim piękne Duo Kodalya, a na koniec Trio Szostakowicza, w którym artyści szczególnie wczuli się w „żydowski” finał. Znów dużo młodzieży na sali – ze szkół muzycznych tylko, bo wiedzą, że między częściami się nie klaszcze .)
Ostatnio plaga klaskania, nawet na koncercie kwartetu smyczkowego. Za to nie było oklasków między częściami na dobrym koncercie laureatki konkursu im. Joachima, Marii Ioudenitch, Amerykanki oczywiście. Wszyscy się tylko nabrali na oklaski po 3 części Sinfonietty Vivian Fung, Pizzicato, która to część zresztą najpierw powstała jako niezależny utwór. Orkiestra Leopoldinum z dużym zaangażowaniem wykonała utwór, a publiczność przyjęła go z dużym entuzjazmem. „Ale zajebiste”, komentował młody pan obok mnie.
Pełna kultura 😆
Tak na marginesie, Trzeci Kwartet Brittena (1975) można uznać za jego dzieło ostatnie w kategorii utworów instrumentalnych (albo, powiedzmy, utworów większych rozmiarów). Prawdziwym Brittenowskim opus ultimum jest jednak ta mała, okolicznościowa kantata, ukończona niemal rok po Kwartecie op. 94, na dwa miesiące przed śmiercią: https://www.youtube.com/watch?v=i9-aFEGhRIA
To ja tylko zupełnie stronniczo mogę powiedzieć, że dzisiejszy koncert był bardzo przyjemny (chociaż zapewne odbiór na scenie jest zupełnie inny niż na publiczności), ale tempo momentami było zawrotne. Mimo wszystko nie odbieram tego jakoś bardzo negatywnie (choć mimo mego zakochania w baroku było blisko zgubienia się w Bachu 🙂 ), a sonata Respighiego była tak energetyczna, że nawet mnie przy tych kartkach trochę poniosło 🙂
W każdym razie Veriko i Ketevan na duży plus (chociaż oczywiście parę zastrzeżeń by się znalazło jak jakieś bachowskie nieczystości)