Trzy soprany
Zmobilizowaliście mnie i przesłuchałam trzy najnowsze płyty solowe trzech młodych sopranów, z których dwa nazwiska padły ostatnio w naszej rozmowie. Po kolei więc.
Najpierw płyta, która już się ukazała: Danielle de Niese, Beauty of the Baroque. Mieszkająca w Anglii Australijka nagrała na kolejną już płytę dla firmy Decca (czy ma z tym coś wspólnego, kto jest jej mężem?) repertuar – jak sama nazwa wskazuje – barokowy, którego chyba jednak do końca nie rozumie. Ma sympatyczny lekki głos, który teoretycznie pasuje do baroku. Ale robi z nim dziwne, pretensjonalne rzeczy, jakieś podjazdy, mizdrzenia się. Najbardziej się pohamowuje w Haendlu i Bachu; Purcell jest dla mnie kompletnie niestety nie do słuchania. Tak że pani Danielle mnie nie urzekła. Co nie znaczy, że kogoś innego też urzec nie może. Towarzyszy jej The English Concert, a w paru utworach – Andreas Scholl.
Teraz płyta, która właśnie ma premierę: Romantic Arias Nino Machaidze, debiut płytowy w firmie Sony Classical. Gra orkiestra bolońskiego Teatro Comunale, dyryguje Michele Mariotti. Tu wiadomo, czego się spodziewać: ma być belcanto i jest soczyste belcanto, a piękna Gruzinka nawet chyba wie, o czym śpiewa, powinna jednak popracować nad wymową francuską (Gounod, Donizetti w Córce pułku). W każdym razie płyty słucha się z dużą przyjemnością.
I na koniec płyta, której jeszcze na rynku nie ma, ale już zdradzę, że jest na co czekać do sierpnia! Też debiut solowy – w firmie Decca znów, ale bohaterka jest sześć lat starsza od Nino, a od Danielle – dwa. Tak więc nie ma co narzekać, że o Gruzince „było cicho”, trzeba raczej się zdumiewać, dlaczego dopiero teraz dostajemy do rąk płytę Aleksandry Kurzak… Bo nie można tu liczyć pieśni Chopina w czarnej serii NIFC jako debiut solowy – tę płytę dzieli przecież z Mariuszem Kwietniem. A tu bohaterką jest ona sama. Płyta nazywa się Gioia, z solistką gra Orquesta de la Comunitat Valenciana pod batutą Omera Meira Wellbera, w paru numerach śpiewa z nią tenor Francesco Demuro, a repertuar jest bardziej wszechstronny niż na płycie Nino – też jest Donizetti i Rossini, ale i Wesele Figara, i Zemsta nietoperza, i Rigoletto czy Traviata, i na koniec Straszny dwór. Jeden utwór łączy te dwie płyty, Ragnava del silenzio z Łucji, i moim zdaniem Nino odpada w przedbiegach. No, co tu dużo mówić, to fantastyczna płyta, bo i głos, i aktorstwo – zwłaszcza w ariach, gdzie potrzebna jest zalotność i poczucie humoru. Jak posłuchacie, będziecie wiedzieć, że nie zachwycam się po prostu z patriotyzmu.
Naprawdę – Pani Ola górą!
Komentarze
W kategorii „strona internetowa” też, zdecydowanie.
Dziękuję za ostrzeżenie, jak gdzieś katują Purcella, to staram się trzymać z daleka. 🙂
De Niese jest australijka, ale jej rodzice pochodza ze Sri Lanki, stad jej dosc egzotyczna uroda. Wciaz mloda, na pewno jeszcze nauczy sie baroku. Widzialem ja w Julio Cesare (Lyric Opera, Kleopatra) i Orfeo ed Euridice (MET, Eurydyka). W obydwu przypadkach byly to bardzo solidne role (lepsza w Haendlu), aczkolwiek nie wyjatkowe.
Nino podobnie jak inne spiewaczki z nie-romanskiej strefy jezykowej ma problemy z wymowa. W I Puritani jej wloski byl zrozumialy (link do „Qui la voce”, http://www.facebook.com/video/video.php?v=1671082105007. Z naszej strefy kulturowej najlepiej chyba ta transformacja jezykowa poszla Angeli Gheorgiu, ktora spiewa dobrze zarowno po wlosku jak i francusku.
Jesli chodzi o Pania Aleksandre: Nareszcie! Lepiej pozno… niz za pozno. Juz sie ciesze. Malo jest polskich spiewaczek soprano ktore osiagnely tak wiele (w sensie miedzynarodowej renomy) w tak mlodym wieku jak p. Aleksandra. Niestety w Stanach mozna ja zobaczyc jedynie w MET.
Wielki Wodzu,
czy można się wprosić do Ruchu Obrony Purcella? 😉
Pobutka.
Jeśli wolno, ja się też zapisuję, aktywnie:
http://www.youtube.com/watch?v=nLrc10AKIjI
Popieram 🙂
De Niese może będzie lepiej śpiewać barok, jeśli się wyzbędzie tej przykrej maniery. Wszystko można w ten sposób zmienić w czułostkową szmirę. A przecież u Purcella ta pozorna, a w gruncie rzeczy jakże wyrafinowana prostota jest podstawą.
Do płyty Kurzak mam oczywiście drobne zastrzeżenia – ogólnie tempa są szybkie, czasem nawet trochę za, mam chwilami wrażenie, że artystom kazano się spieszyć, żeby płyta nie była za długa. Osobiście np. w ostatniej arii Zuzanny wolę powolniejszy, rozmarzony wstęp. Moniuszkowska aria Hanny też trochę za szybko leci, ale za to z należnym temperamentem (któraż to, która bura kocura czy jak to tam szło); tekst polski… hm… trudny jest ogólnie do śpiewania. Ale w sumie artystka wymiata. Mam nadzieję, że płyta zostanie przyjęta tak, jak na to zasługuje.
Jeśli chodzi o języki (@Chemician), to nic dziwnego, że Angeli Gheorghiu najlepiej poszły języki romańskie – w końcu rumuński to i owo z nich ma. Z gruzińskim gorzej pod tym względem, o polskim nie mówiąc 😉
Oddalam się 🙂
Francuzczyzna Gheorghiu nie jest wcale taka znowu cacy, jeśli wziąć pod uwagę jej pochodzenie „romańskie” (to nie dość: Włosi, Hiszpanie, Rumuni, wszyscy mówią po francusku z silnym akcentem, niektórzy fatalnym) oraz układy matrymonialne śpiewaczki…
Nie znam płyty Machaidze, ale ten walc Julii Gounoda, który znalazłem na youtubie brzmi pod tym względem całkiem-całkiem.
Zabawna rzecz : wśród cudzoziemców, najlepszą francuską wymowę i dykcję w śpiewie mają… Anglosasi, szczególnie Brytyjczycy, nawet ci, którzy po francusku nie mówią!
A co do wstępu w arii Zuzanny z IV aktu (chyba o nią chodzi) – oznaczony jest on, było nie było, Allegro vivace assai! Dotyczy to oczywiście tylko ritornella i łączników, a nie wiem, jak maestro ułożył całość tego wstępu.
A jak tam dykcja maestry Kurzak? Bo na płycie chopinowskiej było raczej tak sobie…
PMK
Miło poczytać. Bez polskich jurorów wygrywa nasza artystka. Do opinii PK mam dostateczne zaufanie, żeby nie podciagać pod żura.
Artystów mamy dobrych. Wczoraj obejrzeliśmy teatr TV Boulevard Voltaire. Rzecz znana jako słuchowisko radiowe okazała sie świetną sztuką dzięki znakomitemu aktorstwu. Do samej sztuki mam zastrzezenia. Wymiana steoretypów posko-żydowskich pomiedzy głównymi bohaterami sztuczna i nie na miejscu. Sztuczność wynika z faktu, że oboje są zbyt inteligentni, aby te steoretypy powtarzać. I aktorzy i reżyser zdawali sobie z tego sprawę, więc wygłaszali te teksty prowokacyjnie, sarkastycznie. Chyba i przez autora tak to było pomyślane, bo kolejne były coraz bardziej absurdalne. Ale wysokiej klasy pisarz powinien to wszystko umieścić w treści sztuki dyskretniej.
Trochę dobrego malarstwa na ścianach i sporo dobrej muzyki. Oboje grali znawców malarstwa i muzyki. Za Gajosem przepadam. Do Wiśniewskiej się musiałem przekonywać kiedyś, ale teraz bardzo ją cenię. Ziętek w roli polskiej służącej całkiem dobra, Tkacz kapitalna jako postać charakterystyczna. Leonard Pietraszak w roli drugoplanowej znakomity, choć wydaje mi się, że najlepszy okres ma już za sobą. Niezbyt mnie przekonała Agnieszka Grochowska – Paulina – generał armii izraelskiej, córka głównej bohaterki. Starała się być bardzo wojskowa w sposobie mówienia, co nie wypadło zbyt naturalnie. Sam pomysł z tym generałem chyba nie był najlepszy.
Kto nie widział – zachęcam do obejrzenia. Mozna powiedzieć, że to sztuka o polskim hydrauliku, ale to by było jawne fałszerstwo.
Szkoda, że wymienionych powyżej płyt, nie kupimy w sklepie „Duo 111”, albowiem jest on czynny tylko do końca czerwca br.
A co potem? 😯
kończą działalność.
Znaczy, moje pytanie było jakby trochę szersze.
Bo Empiku, czy nawet Trafficu nie bardzo można nazwać „sklepem z płytami”
@Gostku:
Żeby sobie pozwolić na twierdzenie, że Empik, czy Traffic nie zasługują na taką nazwę; i to w roku 2011, to macie się naprawdę nieźle z płytami w Warszawie (tu uprasza się wyobrazić zzieleniałą emot-ikonkę zazdrości).
PS.
Niedługo moja „bezsklepowość” (w tym sensie), w promieniu dobrych 50, jeśli nie 150 km, będzie sobie liczyła dekadę. I, po okresie detoksykacji, dobrze mi z tym 😉
A propos Aleksandy Kurzak i chopinowskiej płyty, to moim zdaniem jest to dość dobra produkcja (chociaż „Smutna rzeka coś szybko idzie”)… Choć czytałem recenzję w Ruchu i podobno recital p.Aleksandry z pieśniami Chopina i Schumanna nie należał do udanych.
Jednak…porównując inna zgoła bardziej znaną niż Kurzak śpiewaczkę stricte operową – Anne Netrebko, która na swojej przedostatniej płycie wykonywała dość skandalicznie pieśni rosyjskich kompozytorów, cieszę się że Kurzak Chopina pieśni rozumie.
A płyta Anny Netrebko i to nie z byle kim tylko z Baremboimem to zbiór jakiegoś byle jakiego śpiewania…
i jeszcze gwoździem…jest dodana na bis Cacille Straussa…
ps.Zresztą chyba trudno o dobre nagranie pieśni Chopna, czy p.Kamiński ma jakies ulubione :D?
Kiedy nie masz czegoś w ogóle, to wiesz, że tego nie masz, nie możesz na nic liczyć i działasz odpowiednio.
Dużo gorzej, gdy coś niby masz, ale źle działające, kulejące, zawodne.
(Ale też już przestałem właściwie tam chodzić – zachodzę do płyt z przyzwyczajenia, kiedy jestem w tych sklepach w innych celach).
Pamietam zachwyty powszechne nad Anna Netrebko jeszcze jakieś 2-3 lata temu, smutno, że nie spelniła pokładanych w sobie nadziei. Rozumiem, że ładny głos i dobra technika nie idą w trojce z godziwą interpretacją. Szkoda. Ale wydaje mi się, że coraz częściej interpretacja nie nadąża za innymi walorami, albo artyści przedobrzają wyczyniając cuda. A interpretacja chyba powinna pozostawać niedostrzegalna dla niewtajemniczonych i tylko superfachowcy mogą ją szczegółowo oceniać. To jak mówienie prozą. Jeszcze jestem w stanie pojąć, że artystki przeciętne głosowo i warsztatowo próbują powalić interpretacją. Ale dlaczego to samo robią artystki poza interpretacją wybitne?
@ biber06
😥 😥 😥
Duo111 to nie był tylko sklep z płytami. To było Miejsce.
W Gdansku nie ma zadnego sklepu z plytami muzyki klasycznej czy dawnej wiec niech warzawiacy nie nakrzekaja, nie ten to moze inny wyrosnie za jakies 30 lat, jak edukacja muzyczna nie bedzie tak lekcewazona.
Za 30 lat to wszyscy zapomną, co to takiego „płyta”.
Jesteśmy świadkami początku tego procesu zapominania.
I żaden snobizm na winyle tego nie rozwiąże, bo winyl to taka sama fanaberia jak własnoręczne wywoływanie czarnobiałych klisz i robienie odbitek w łazience.
Za trzydzieści lat w ogóle nie będzie sklepów, muzyka będzie transmitowana prosto do mózgu 🙂
p.s. edukacji muzycznej akurat nic do tego. Zmienia się model słuchania muzyki i w ogóle koncepcji „płyty” jako zwartego zestawu materiału mającego początek, środek i koniec.
@hoko:
Łajza równoległa, yeah!
I wreszcie skończy się kompilowanie na siłę programu na 70 – 80 minut 🙂
Równoległa z przebitkami 😆
I wreszcie skończy się problem niemieszczenia się na jednej „płycie” różnych Mahlerów, Brucknerów i Wagnerów.
Zgadza się to było Miejsce, dość regularnie tam zaglądałem, szczególnie, że sklep znajdował się (ściślej znajduje-jeszcze :-)) w drodze z pracy do domu.
Podobno jakoś panom prowadzącym drogi życiowe się rozeszły. Ale może coś przetrwa? Muszę iść tam na plotki, dawno nie byłam.
Trzymajcie kciuki, bo chcę dziś dojechać do Poznania, co przy tym, co wyrabia się w tej chwili na warszawskim Dworcu Centralnym, może być trudne… 🙁
Na szczęście Mandragora dopiero o 22. 🙂
Ja też fetyszysta płytowy, najpierw duży, potem mały, ale dzisiaj zauważam z trwogą, że coraz rzadziej te kółka oglądam… Czy to w końcu nie wszystko jedno, z czego płynie (skoro i tak z jakiejś technologii)? Byle do ucha wpływało.
Moje Pieśni Chopina: pani Ewa Podleś (może być El Bacha, może być Ohlsson) i Elisabeth Söderström (z Aszkenazim). Szwedka ma oczywiście akcent, którego Polka nie ma, ale obie mają pyszną dykcję i doskonale wiedzą, o czym śpiewają: to się słyszy.
Aha : w tym niekompetentnym magazynie francuskim, co to nawet splunąć nie warto (patrz wyżej, Chevalier, we wpisie o CC), Alain Lompech (który wie wszystko o fortepianie i pianistach, a jeszcze więcej o ogrodnictwie) wychwala Geniuszasa z płyty Nifcu.
PMK
PMK
A tak, na Dworcu zdaje się prundu zabrakło. Pasażerowie wysiadają i pchają pociągi.
W pewnym sensie oczywiście, że wszystko jedno (pod warunkiem, że jakość odpowiednia).
Ale w rozrywaniu folii (ja, jako fetyszysta totalny, rozcinałem „szparkę” scyzorykiem), wyjmowaniu płyty pierwszy raz, kładzeniu na telerzu gramofonu/ wkładaniu do odtwarzacza, siadania na kanapie z książeczką i szklanką ulubionej trucizny była pewna przyjemność, której nie ma przy przeciąganiu do softu listy odtwarzania z biblioteki ulubionych.
W Poznaniu ze sklepami płytowymi nie jest tak źle: fajna księgarnia na Ratajczaka, „Fripp” koło Starego Rynku, „Dalga” na Prusa, obok ryneczku warzywno-owocowego: chętnie tam zaglądam podczas zakupów tym bardziej, że mam tam 3 minuty na piechotkę.
Pozdrawiam!
@ Gostek: wiem, o czym piszesz 😉
A płyty raczej nie zginą, bo to po prostu piękne przedmioty!
Myślę, że płyty nie znikną. Koreks i powiekszalnik to narzedzia niezbędne w swoim czasie. Powierzanie negatywu niepewnemu zakładowi nie wchodziło w rachubę. Teraz mamy obróbkę cyfrową i stare metody niby bez sensu. Ale nadal są amatorzy taśmy i obrazu powstającego w sposób naturalny. Nie nazwałbym tego fanaberią. I jeszcze lepiej na szklanej kliszy, ponieważ możliwy duży format.
Powiększanie zdjęć samemu może nie tyle pozwalało uniknąć wpadki skacowanego czy zakochanego laboranta, co zapewniało całkowitą kontrolę nad procesem.
Obróbka cyfrowa zapewnia taką samą, albo i lepszą kontrolę, a jakość zdjęć z aparatów nawet półprofesjonalnych jest już naprawdę bardzo dobra.
Jedyne, co może jeszcze przewyższa urodą dobre zdjęcie cyfrowe, to dobrze wykonany diapozytyw, ale kto ostatnio robił slajdy?
Do bardzo wyspecjalizowanych zastosowań klisza jeszcze jest używana, ale…. ale naprawdę rzadko. Już teraz jednak są narzędzia do robienia obrazka z rozdzielczością etc. lepszą niż nawet szklana klisza, np. taki Hasselblad z pleckami jedynie 80 milionów pikseli. Delikatnie przypomnę, że telewizor HD tych pikseli pokazuje raptem 2 miliony z kawałkiem, a średni aparat foto ma ich 14-16 milionów. Strach pomyśleć co będzie za lat 10. Jedyne ograniczenie teraz to obiektyw (np. żeby obiektyw był mały, matryca musi być mała, jak mała, to gorsza jakość). Ale chłopcy pracują…
Płyta CD na łeb na szyję leci. To już naprawdę koniec końca.
@Gostek Przelotem 13:07
o tak Gostku,mam to samo 😉
Tylko te „plecki” kosztują mniej więcej tyle, co lepsiejszy samochód w Polsce.
Ale za bardzo porządny aparat małoobrazkowy (pełna klatka) i zestaw dobrych obiektywów to już w 10-15 tysiącach można się zmieścić.
Chce ktoś wysoką jakość, płaci… No na razie na rynku jest tylko 39 megapikseli. 🙂
Pełna klatka ma pewien solidny feler: ogromne obiektywy (no, mniejsze niż Hasselblad).
Ja bym też fetyszyzował płyty, ale mnie spadają na łeb gdzie się nieopatrznie ruszę. Jeszcze gorzej jak książka walnie…
A wiem gdzie kilka Hasselbladów leży i można wziąć za darmo! Poważnie.
O, mam ceny: 14-16 000 dolarów. Same plecki oczywiście 😆
Hasselblad to był fetysz mojego dzieciństwa. Wielkość matrycy jest istotniejsza chyba niż liczba pikseli. 12 mln pikseli powinno wystarczyć przy pełnej matrycy. Z obiektywami sobie też radzą coraz lepiej. Świetne rozwiazanie – obiektyw zmiennoogniskowy o stałym położeniu pierścieni. Nie wymaga kręcenia filtrem polaryzacyjnym co chwilę. Napęd ultradźwiękowy, coraz lepsza stabilizacja, przysłona niezależna od ustawienia ogniskowej. Niektóre tanie obiektywy to wszystko mają. Tanie bo plastykowe soczewki. Niektóre z nich mają wyniki testów nie gorsze od znacznie droższych i dwa razy cięższych z soczewkami szklanymi. Np. Canon EF 70-200mm / 1:4,0 L IS USM kosztuje prawie 4 razy taniej niż ze szklanymi soczewkami i światłem 1:2,8. Waży dwa razy mniej i daje zdjęcia takiej samej jakości poza szczególnymi przypadkami, gdy różnica w przysłonie jest rzeczywiście istotna.
VR mieczem obosiecznym jest.
Widziałem zdjęcia robione w dobrych warunkach z VR właczonym i wyłączonym. Te bez VR były ostrzejsze.
Robię zdjęcia zoomami o stałej przysłonie praktycznie od zawsze. Miło mieć 2.8 na długim końcu zamiast 5.6.
Nie nie, Canon EF 70-200mm / 1:4,0 L naprawdę nie ma plastikowych soczewek 🙂 Nawet porządniejsze kompakty nie mają plastikowych. Przyrost trudności produkcji w obiektywu tak skomplikowanego przy 2.8 a 4 oddaje przyrost ceny. Przecież te szkła muszą być oszlifowane z bardzo małą tolerancją.
Teraz dołożyli jeszcze stabilizację, no i można drożej sprzedawać.
Nie wiem czy zdjęcia takie same, ale na pewno bardzo dobre. Dobre do zdjęć z lampą, bo odległość rozprasza światło naturalnie. Ale myślałem, że mi ręka odpadnie…
Raz bezrobotne szosą szły
z trzęsawką trzy cytrzystyki,
bo zespół ich trzebiciel zły
przetrzepał w ramach czystki.
Niepewność jutra przed się gna
i skarga spływa z ustek:
straszna trzęsawka trzewi ta
jest dla cytrzystek trzustek.
Lecz wynalazek, każdy wie,
potrzeby jest dziecięciem,
więc szepczą coś cytrzystki te,
a potem brzmią zawzięcie,
by każdy motyl, trzmiel czy mól
usłyszał, że – o rany! –
tą samą drogą pośród pól
wracają trzy soprany. 😈
Lolo,
Jesli masz na mysli CD Anny Netrebko „Russian Album” to nie zgadzam sie z twoja charakteryzacja jej interpretacji. Chociazby „Nie poi krasavica”, czy „Scena z listem” sa fantastyczne. Recenzje sluchaczy z Amazon.com sa rowniez bardzo przychylne (4.5/5.0). Ja slucham tego kiedy jest mi „skuczno” i chce sobie poplakac.
Z operowego podwórka
W The New York Times recenzja „Hugenotów” Meyerbeera w Brukseli (dyr. Marc Minkowski, reż. Olivier Py):
‘Les Huguenots,’ Making Operatic History Again
http://www.nytimes.com/2011/06/22/arts/22iht-LOOMIS22.html?pagewanted=print
Prasa niemiecka (m.in. Die Welt i Süddeutsche Zeitung) pisze o późnej zemście Meyerbeera na Wagnerze i uznaje to przedstawienie za operową sensację. Apetyt rośnie z każdą przeczytaną recenzją. Niestety nic nie słychać o rejestracji czy transmisji…
No i Julia Leżniewa już po scenicznym debiucie 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=GPSzPF1n0cA
Nie zgodziłbym się z negatywnymi opiniami ( w tym wątku) na temat Netrebko. Możliwe, że nie spełniła obietnic nieprawdopodobnie rozbuchana kampania reklamowa jaką wydawcy z DG rozpętali po podpisaniu z nią kontraktu, ale sama Netrebko, moim zdaniem, spokojnie idzie do przodu. Jej niedawny debiut w Annie Bolenie w Wiedniu ukazał artystkę, moim zdaniem, dużego formatu. Obie z Garanczą zresztą dały tam niesamowitego czadu. Uważam, że przed Netrebko stoi repertuar w którym naprawdę może zabłysnąć: Leonora (Trubadur), Desdemona, Paulina z Poliuto, może nawet Norma, może nawet Salome…Byłem długo sceptyczny, ale po Wiedniu muszę przyznać wielkość Netrebko. I różne jej „wypadki przy pracy” jako koszmarna płyta ze „Stabat Mater” tego nie zmieniają.
Co do Nino Machaidze, która zastąpiła w Salzburgu ciężarną Netrebko, jest śliczna jak Angelina Joli, ma przyjemny głos i niestety, moim zdanie, ani grama osobowości i ekspresji. To kompletnie inna liga niż Netrebko czy nawet Kurzak. Nie wiem jak inni, ale ja większości tych kawałków z jej płyty nie dosłuchałem do końca takie to nudne. Widziałem też dvd z Purytanami z Bolonii. Taka rola, takie możliwości wokalno-ekspresyjne i takie nic. Ale pewnie będą kolejne płyty, kolejne „eventy”, bo dziewczę hoże, śpiewa idealnie przeciętnie, ale czy to nam powinno wystarczać?
Pokrewieństwo języków niestety nie załatwia sprawy w niektórych wypadkach, jak choćby w tym:
http://www.youtube.com/watch?v=ZMFHxOP0Lkg
Jak uwielbiam wykonawcę, tak tego słuchać nie mogę.
Tego i tak nigdy nikt lepiej nie zaśpiewa niż ten facet (przynajmniej ja myślę, że nie dożyję):
http://www.youtube.com/watch?v=PLxe14bA8og
Dziękuję za linka. To ten nieszczęśnik, który w niezwykle pechowy sposób zszedł w kwiecie wieku z tego świata?
Bardzo sie uciesze gdy Maija Kovalevska nagra wlasna plyte (chyba jeszcze nie ma?)
http://www.youtube.com/watch?v=_tv5_3TWhPo
Zmiecionam Wunderlichem 🙂 Zastrzyk energii przed „Kennt ihr Poznań bei Nacht” czyli „Mandragorą” od 22 pod gołym niebem.
Spadł nieszczęśliwie ze schodów w domu Hermanna Preya w wieku mozartowskim, nie dokończywszy nagrania Stworzenia świata z Karajanem (recytatywy dograł Werner Krenn).
Jeden z największych tenorów XX wieku. Kiedy ktoś chce (nawet bez sensu…) zrobić komplement jakiemuś tenorowi śpiewającego Belmonta, albo Tamina, mówi, że mu przypomina Wunderlicha. Zostawił na szczęście wiele nagrań, w tym Piękną młynarkę i Miłość poety.
PMK
Faktycznie, powinien był nazywać się Wunderbar.
Nie chodziło mi o Russian Album… bo to nagrała z Gergievem…
a chodziło mi o płytę, którą nagrała z Barenboimem, który grał na fortepianie.
a propos Chopina… są 2 ciekawiące mnie płyty: Henryki Januszewskiej i p.Kryger.
A w serii „wielkie tenory śpiewają dziwne rzeczy w niewłaściwych językach” – to Państwo znają? (tylko kawałek, całość z youtuba wyrzucono za gwałcenie kopyrajtu…)
http://www.amazon.com/gp/product/B004NB6WQ8/ref=pd_lpo_k2_dp_sr_2?pf_rd_p=1278548962&pf_rd_s=lpo-top-stripe-1&pf_rd_t=201&pf_rd_i=B002J1SD98&pf_rd_m=ATVPDKIKX0DER&pf_rd_r=0Q5XCGVBE43TBZ49NKBE
Fragment krótszy od tego linka…
Widzę, że Piotr chce zwiększyć suspense, nie rozszyfrowując, jaki to miał być język. 😈
Właśnie chciałam o to samo zapytać… w jakim języku. Może we wszystkich ..?
Ciekawe, czy Pani Kierowniczka zdążyła…
Prądu nie było 3h na Centralnym i właśnie tyle miał opóźnienia pociąg do Poznania.
@ Piotr Kamiński
„w tym niekompetentnym magazynie francuskim, co to nawet splunąć nie warto (patrz wyżej, Chevalier, we wpisie o CC)”
Panie Redaktorze, upraszałbym o nie przypisywanie mi słów i myśli, ani których nie wypowiedziałem. Ani też sensu czy intencji, które Pan na własny użytek dopisał. Acz mam świadomość, że robi tak Pan i wobec osób znacznie większych ode mnie. Dla przykładu Philippe Herreweghe rzekł był, że on nie uważa się za specjalistę od baroku w tym sensie, że gra coś, bo to barok, tylko koncentruje się na tych muzykach, którzy mu pasują, a tych, za którymi nie przepada (jak Haendel), pomija w swym repertuarze. Otóż Pan redaktor słowa te zreferował tak oto: „Herreweghe mówi, że w baroku poza Bachem nie ma nic ciekawego”.
Oczywiście, jeśli Pan poda cytat (udokumentowany) z Herreweghe, gdzie mówi on to właśnie, co Pan mu przypisuje, odszczekam com napisał.
Gdybym był bardzo namolny, to prosiłbym jeszcze, by podał Pan cytaty, w których Leonhardt i Herreweghe mówią, że chcą wyprać Bacha z niemieckości – przypisał im Pan takie słowa, i to wprost słowa („nie ukrywają tego”), nie chodzi tu li tylko o Pana subiektywną opinię. Otóż ja jestem przekonany, że tego rodzaju mierzenie Bacha kategorią „niemieckości” (zapewne pojmowana tak, jak nieco sfrankofonizowany Polak może pojmować „niemieckość”), nie mogłoby wyjść z ust obu wymienionych mężów – również jako deklaracja ich walki z ową „niemieckością”. Dla nich byłoby po prostu absurdalne. Dla nich kategorie kulturowe adekwatne dla Bacha to kultura protestancka plus kultura klasyczna (retoryka muzyczna jest podrodzajem ówczesnej ogólnej teorii retorycznej, opartej na antycznych wzorach), żadna tam „niemieckość”, która jest zresztą wytworem nacjonalizmu romantycznego.
Ale o to mniejsza – jeśli Pan poda cytaty, w których Leonhardt i Herreweghe oznajmiają, że chcą z Bacha usunąć ową niemieckość – odszczekam po staropolsku, pod ławą.
Mnie się widzi, że to ojczysty wykonawcy…
Można do tego podejść naukowo. Najpierw trzeba rozszyfrować po jakiemu jest „o mą ida trła deese se kerele danz ę bła”, a potem już jest z górki. 😆
O, kurczę! Konkurencja się pojawiła! 😯
A myślałem, że do od- i doszczekiwania to tylko ja tu jestem. 😈
Język to będzie staroislandzki, albo coś w tym rodzaju. 🙂
Bobiku, zachowuj się, bardzo proszę!
To i ja się będę zachowywał. 😎
Wielki Wódz dziś jakiś zachowawczy… 😯
Kierowniczka nie kazała, a jak Kierowniczka coś powie, to ja się słucham.
Kierowniczka nie kazała. Wstąpiłem na działo…
Tak to było, czy mnie pamięć szczenięca myli? 🙄
Tak było. A potem coś, że Kierowniczka grzmiała in furore iustissimae irae. Więc się zachowujmy.
Grzmiało również w Poznaniu, ale to nie Kierowniczka tu grzmiała. Burza grzmiała i lało jak z cebra. Plenerowa premiera „Madragory” odwołana 🙁 Padać przestało o 22.30 (a premiera była zaplanowana na 22.00), okazało się nawet, że jest piękny ciepły wieczór. Z tego wszystkiego zaaplikowałyśmy sobie pocieszenie w postaci lodów i czekolady, właśnie posłodzona wróciłam do domu… W ten oto sposób Kierowniczka się przejechała do Poznania. Odezwie się zapewne w ciągu dnia, bo komputer został w domu.
W ramach prac Ruchu Obrony Purcella chciałem wrzucić na dobranoc coś w odpowiednio nocnym klimacie. To chyba się nadaje.
http://www.youtube.com/watch?v=jKlX4edIom8
Pierwszy raz słyszę i całkiem przyjemnie się zdziwiłem. W tym kawałku jest na początku takie miejsce, gdzie większość kontratenorów wygląda, jakby była potrzebna intubacja, a na pani to nie robi wrażenia.
Aaa, jak tak, to może się jednak zachowam. Dla potomności. Chociaż wcale nie jestem pewien, czy potomność nie wolałaby, żeby zachować dla niej Kierowniczkę grającą na furorze. 😈
Mili Państwo,
a propos sklepów z płytami, polecam także zaglądanie od czasu do czasu do tegoż:
http://lokomobilaeu.home.pl/
CAMERA DI FOTO – Warszawa, Krakowskie Przedmieście 62
Płyt niezbyt dużo, ale miła obsługa i można zamawiać różne krążki ze świata:)
Kłaniam się!
Björling śpiewa to po swojemu, czyli po szwedzku!
Drogi Chevalier, skryty dyskretnie za pseudonimem, za to pamiętliwy: przyznaję, że to nagłe i dość obcesowe wezwanie na „przesłuchanie w organach” nieco mnie zaskoczyło.
Nie wiem wprawdzie z kim rozmawiam, ale spróbuję odpowiedzieć.
Skoro nie piszę na ten temat prac naukowych, nie trzymam szczegółowej dokumentacji. Cytuję z pamięci wywiady, rozmowy, dyskusje – ale niczego nie zmyślam.
Warto podkreślić, że Philippe Herreweghe, jako wychowanek jezuitów w Gandawie (to samo „collegium”, co… Gérard Mortier! razem w chórze śpiewali!) nauczył się formułować myśli przezornie, dbając o tzw. „deniability”. Ostatnio przemawia oględniej, wcześniej jednak nie szczędził słów pogardy dla muzyki, która nie cieszy się jego uznaniem.
Coś Panu jednak opowiem. Herreweghe wiele zawdzięcza Philippe’owi Beaussantowi (wybitnemu, francuskiemu znawcy baroku), który wsparł w roku 1977 powstanie Chapelle Royale, która była dzięki niemu przez wiele lat najobficiej dotowanym zespołu tego typu we Francji. Uzasadnione to było rzecz prosta – graniem i śpiewaniem przez ów zespół barokowej muzyki francuskiej.
Aż po fatalny rok 1990, kiedy to w styczniowym numerze francuskiego magazynu Diapason ukazał się wywiad z Herreweghe’iem, gdzie temuż wypsnęło się zdanie wyjątkowo niezręczne: powiedział mianowicie, że Ośrodek Muzyki Barokowej w Wersalu (kierowany wówczas przez… Philippe’a Beaussanta!) dysponuje szalonymi pieniędzmi („un argent fou”), dzięki którym grywa głównie muzykę bezwartościową („pour faire de la musique en général nulle”).
Inaczej mówiąc: francuską muzykę barokową, która, jak się Pan ładnie wyraził, Herreweghe’owi notorycznie „nie pasuje” (o ile się nie mylę, zarzucił ją wkrótce potem), którą jednak w tym samym okresie obficie nagrywał dla Harmonia Mundi.
Jak nietrudno zgadnąć, zrobił się wielki skandal, Herreweghe zamieścił dwa miesiące później w Diapasonie krótkie „sprostowanie”, próbując wykręcić kota ogonem, to jednak nie zapobiegło wieloletniemu zerwaniu między nim – a jego francuskim dobroczyńcą.
Cóż, niech pierwszy rzuci kamieniem…
W kwestii nacjonalistycznego pojmowania muzyki, dziwi mnie, że Pańskim zdaniem pogląd taki jest wykluczony, skoro to wytwór „romantyzmu nacjonalistycznego”. Cytowani przez Pana muzycy są może wszechstronnie wykształceni, są jednak w równym stopniu co my dziedzicami owego romantyzmu i dają sobie radę z tym dziedzictwem, jak potrafią.
Stąd zapewne pogląd o konieczności „denazyfikacji” Brucknera, wygłoszony przez Herreweghe’a w wywiadzie dla The Independent (nie mam dokładnej daty, rok 2003), czy wielokrotnie powtarzane przez innego, wybitnego artystę, Nikolausa Harnoncourta, symetryczne wypowiedzi o esencjonalnej niemieckości tego lub owego kompozytora, lub konieczności „oczyszczenia” Mozarta z włoskich miazmatów…
Jeśli o mnie chodzi, to by było na tyle.
Łączę wyrazy należnego szacunku
PMK
Zacytuje, bez stosownego pozwolenia, Gostka : wlaczam sie tak pozno, ze trudno sensownie nawiazac do watku sprzed trzydziestu wpisow. Ale niech tam.
„Za 30 lat to wszyscy zapomną, co to takiego płyta. Jesteśmy świadkami początku tego procesu zapominania.” Optymista!!!!
Pare miesiecy temu kupowalem szafke na swoje plyty. Poniewaz panienka sprzedawczyni bardzo chciala nam pomoc, zamiast pozwolic polazic nam po sklepie, wiec zreferowalem jest o co mi chodzi. Trafilo do niej slowo plyty, wiec zaciagnela nas do szafki na CD. Probowalismy jej wyjasnic, ze to na stare, duze winylowe plyty. Aha, rozumiem rzekla panienka – szafka ma byc pokryta winylowa melamina a nie fornirem. Itd. Znalezlismy mebel sami.
Dalszy wpis: Jezeli idzie o celebrowanie plyty mialem podobny rytual. Wtedy 80 zlp, czy nawet 65 bylo dla mnie straszna kupa szmalu. O DGG (bo tak to sie wtedy nazywalo) czy Philipsie moglem tylko marzyc. Dziesiec czy osiem dolarow bylo absolutnie poza moimi mozliwosciami. Takie plyty dostawalo sie w prezencie od cioci ktora mieszkala na zachodzie.
Pierwsze sluchanie ….. nie bede uciekl sie do niestosownych porownan.
Sklepy z plytami? W Toronto gdzie obecnie mieszkam, pare lat temu zbankrutowal czolowy sklep, Sam the Record Man. Pare miesiecy temu zburzono niejako zabytkowy budynek owego sklepu. Na placu boju pozostal HMV (ze zwijajaca sie sekcja muzyki klasycznej) no i Atelier Grigorian, gdzie tez sa trudnosci ze zdobyciem rzadkosci. W tej chwili pozostal Amazon.com.
O aparatach foto nie bede sie rozwodzil. Moim marzeniem byl Contax 6×6. Skonczylo sie na Praktice. Mam setki zdjec i slajdow (koncept juz w foto sklepach nieznany). Mozna to ucyfrowic uzywajac maszynki jak Optex DIGISCAN1 35mm film and slide scanner. klisze biora juz bardzo rzadko.
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=arXrTEG8HZo&feature=related
(winylowa) 🙂
@ Piotr Kamiński
Szanowny Panie Redaktorze
Nie zakładam, że Pan zmyśla. Ludzie nie muszą „zmyślać” w sensie „świadomie tworzyć konfabulacje”, by z czyichś słów wykreować coś, co z sensem i intencję wypowiadającego nie ma wiele wspólnego – starczy pewna dowolność i niefrasobliwość w cytowaniu, tudzież brak chęci, by zadać sobie fatygę dokładnego zrozumienia czyjejś wypowiedzi.
Cytowana przez Pan wypowiedź nijak się ma do do rzekomych słów Herreweghe, że w „baroku poza Bachem nie ma nic ciekawego”. Wypowiedź ta nawet nie sugeruje, że francuska muzyka barokowa w ogólności jest bezwartościowa – Herreweghe grał ją zresztą i po 1990 roku.
„francuską muzykę barokową, która, jak się Pan ładnie wyraził, Herreweghe’owi notorycznie „nie pasuje” – kolejny przykład, jak dalece niefrasobliwe potrafi Pan przypisywać innym słowa niewypowiedziane oraz sensy niezamierzone.
„Pour faire de la musique en général nulle”- musiałbym przeczytać tekst i widzieć kontekst; ale to zdanie, jak je Pan zacytował, mogłoby równie dobrze znaczyć: „by grać muzykę w sposób bezwartościowy” – znając poglądy Herreweghe na swoistą „pop-kulture muzyki dawnej” (jak on to nazywa, a z czym się zgadzam), domyślałbym się tego właśnie sensu.
„Denazyfikacja Brucknera – czyli odejście od widzenia Brucknera tak jak go widziano w czasach niemieckiego rozbuchania nacjonalistycznego z przełomu XIX/XX wieku. „Denazyfikacja” nie jest „czyszczeniem z niemieckości”, poza tym mowa o kompozytorze z XIX wieku, gdzie już kategorie niemieckości są adekwatne. Bardzo kulawe argumentum per analogiam do Bacha. Podobnie jak w przypadku Harnoncourta mówiącego o „esencjonalnej niemieckości” tego czy innego kompozytora.” Ale przecież nie o Bachu tak Harnoncourt mówił.
Harnoncourt mówiący, że chce czyścić Mozarta z włoskich miazmatów – na 100 % jestem pewien, że brzmiało to inaczej, że Pan sam dopisał tu taki sens i taki ton. Jak rozumiem, domaganie się od Pana cytatu spotka się z taką samą odpowiedzią; „nie trzymam szczegółowej dokumentacji”.
Ja też nie trzymam, i powiem Panu, com słyszał od Osoby Bywałej w świecie muzycznym: że Herreweghe w konfidencji zdradził, że podziela poglądy Rifkina, ale żal mu chóru, który jest jego dziełem, nie chciałby chórzystów rozpuścić. Uwierzy Pan mi na słowo, i posłuży się Pan tym w dowodzeniu racji tez Rifkina?
PS Czy fakt, że inni dyskutanci na tym forum są też skryci za nickiem, Panu przeszkadza, czy też dyskomfort z tej racji odczuwa Pan tylko wobec mojej skromnej osoby?
Proszę przyjąć ukłony
Zapewniam Pana, że cytowane francuskie zdanie nie może znaczyć tego, co mu Pan przypisuje. Jego sens jest całkowicie jednoznaczny.
Tekst znajdzie Pan w numerze Diapasonu ze stycznia 1990; „wyjaśnienie” Herreweghe’a w numerze marcowym z tego samego roku.
PMK
P. S. Poza tym, gwoli ścisłości : nie jestem „redaktorem”.
Tutaj http://www.douban.com/group/topic/3426749/ jest kilka wywiadów z Herreweghe w tym rozmowa dla nieistniejącego już magazynu Goldberg w którym PH wypowiada się negatywnie na temat muzyki baroku, na przykład: „For a long time one of my problems with baroque music is that I find there is less good music in that period than in other epochs. In the 19th century you have so many great composers, but in my opinion the only really worthwhile music for the forces of the Collegium Vocale is Bach. You can, of course, do Telemann, who is OK, but if a choice has to made between Brahms and Telemann my own is very clear.” W swoim czasie byłem mocno zdziwiony, gdy to czytałem…
…za to z Telemanna* dobre są na przykład naleśniki… 😉 😀
_____
* por. ‚wcześniejszy kontekst’ cyklu
O jeju, jak się rozpisaliście… To teraz tylko podziękuję Beacie za zdanie relacji z minizlotu 😉 i zaraz czytam wszystkie wypowiedzi i odsłuchuję wszystkie linki… chyba zejdzie mi do wieczora 😯
Jeszcze tylko wspomnę, że dziś na Dworcu Centralnym, etapami odnawianym, doznałam szoku poznawczego. Odwiedziłam albowiem tzw. ustronne miejsce, świeżo oddane do użytku. Wchodzi się jak do metra wrzucając 2 zł, a w środku sączy się rzewna bossa nowa, pojedyncze toalety wyklejone tapetami – można wejść albo do biblioteki, albo na Starówkę, albo spotkać się z wielkimi uszminkowanymi wargami, albo ze ściągniętymi do kolan dżinsami… no perwersja po prostu. Jedno z mocniejszych wrażeń tej podróży, jako że artystycznych nie było 🙁
Za to w Republice Róż – bo tam się wczoraj raczyłyśmy – było bardzo przyjemnie. 🙂
W ustronnym miejscu w okolicach Staatsoper w Wiedniu bez przerwy grzmi repertuar operowy (specjalnie nie szczędzą decybeli), a po uruchomieniu spłuczki rozlega się aplauz. Ale tam nie ma takiego urozmaicenia kabin – same loże
Też pięknie 🙂
Nie tylko P. Herreweghe ma monopol na bulwersujace przekonania i wypowiedzi. Zalaczam kilka kwiatkow autorstwa, skad inad mojego ulubionego, Goulda.
He refused to play Chopin, Schumann, Liszt, Debussy and much of the other core piano repertoire, deriding their masterpieces as empty theatrical gestures. He ridiculed concertos as an embarrassing wasteland that gratified “the primeval human need for showing off.” He insisted that the obscure Orlando Gibbons was the greatest composer of all time.
Gould called Mozart a bad composer (and devoted an entire radio show to proving it). He claimed to like only the early sonatas, condemning the rest as empty theatrical gestures and cliches of self-parody.
Wiecej w zrodle http://www.classicalnotes.net/columns/gould.html
PS. To, ze lubie Goulda nie oznacza ze koniecznie zgadzam sie z jego osadami. 🙂
Nie podaje linki o autorze, P. Gutmannie (latwy do znalezienia) bo znowu wpis ugrzeznie.
No, przebrnęłam 😀
Julka jako paź urocza, Wunderlich wunderbar, Jussi po szwedzku też, Maija ciekawa (nie znałam jej), Maureen zaskakująca. A Pobutka od Hoko to znów kolejne niesamowite znalezisko 🙂
Widzę, że dyskusja toczy się w sposób kulturalny i na konkretne argumenty. Bardzo mnie to cieszy 🙂
W „dziełach wszystkich” Goulda jest dużo zabawnych rzeczy o Mozarcie, szczególnie rozmowa z Bruno Monsaingeonem, gdzie padają takie numery (tłumaczę po łebkach z przekładu francuskiego):
„Wszystko, czego naprawdę nienawidzę u Mozarta pochodzi z jego ostatnich lat: Czarodziejski flet, albo Symfonia g-moll. Między dwudziestym i dwudziestym piątym rokiem życia skomponował jednak wiele rzeczy, które znoszę bez większych trudności… Dzieła takie jak Uprowadzenie z seraju nie robią na mnie wrażenia, ale nie przeszkadzają mi jako „muzyka w tle”. Bardzo lubię niektóre jego dzieła młodzieńcze, dlatego można powiedzieć, że Mozart STAŁ SIE kiepskim kompozytorem i twierdzę oczywiście, że umarł za późno, co znaczy jedynie, że odrzucam spekulacje w rodzaju „pomyślcie tylko, co byłby napisał, gdyby był pożył 70 lat. Moim zdaniem skończyłby jako coś między Weberem a Spohrem. Zaczął zmierzać w tym kierunku.”
Potem są jeszcze inne kwiatuszki, że mniam. Jak to nie poszedł na recital swego idola Schnabla w Toronto tylko dlatego, że ów grał Sonatę K. 333. Że choć uwielbiał Kripsa, nigdy nie grał z nim Mozarta, żeby się nie pokłócić, bo nie mógł mu przecież powiedzieć, że jego zdaniem przez całe życie maestro „wyznawał fałszywego Boga”.
Że tak czy owak dla niego „czarna dziura” otwiera się w historii muzyki między Sztuką Fugi a Tristanem (czyli Schubert, Schumann, Chopin – beeee!).
Po czym rozbiera na części pierwsze i masakruje jeden z cudowniejszych kawałków wolnej części Koncertu Es-dur K. 482. I konkluduje cytując słowa teologa Jeana Le Moyne, który uważa, że Mozart to Don Giovanni, czyli Cherubin po powrocie z wojska, który „pomimo swobody i wirtuozerii nie panuje dostatecznie nad sobą, by sięgnąć absolutu”.
PMK
Bruno Monsaingeon nakrecil video Wariacje na temat Diabellego z Anderszwskim.
Sa rozne ciekawe komentarze, choc niekoniecznie swiatoburcze.
Hi, hi…
A teraz, a propos Czarodziejskiego fletu, można zestawić Goulda z Anderszewskim 😉
http://www.youtube.com/watch?v=Qe6gavF0RgI&feature=fvwrel
(ktoś wrzucił cały ten film w odcinkach na tubę!)
No, to się Łajza nazywa 😆 Choć wspominamy o różnych filmach 😉
Przy okazji (wszystkie drogi prowadzą do Piotrusia 😉 ) nie wiedziałam o jurorskim epizodzie naszego pianisty 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=h5g0lCILm30&feature=related
Jak spikerka zaczęła po portugalsku, myślałam, że on też się odezwie w tym języku…
Teraz pewnie by się odezwał.Oj Pani Kierowniczko,niełatwa jest tajemnica spowiedzi…
A co do szoku poznawczego,TV pokazała uroczystość inauguracji szaletu.W egipskich ciemnościach,ze świeczką i okrzykiem „damy radę”hostessa oprowadzała kamerzystów po szalecie,w którym nie dało się uruchomić elektronicznej spłuczki.W tle stał catering i tace z szampanem.Później udzielał wypowiedzi ksiądz.Nie wiem,czy jako podróżny,czy poświęcał tę nieczynną spłuczkę.Nawet w kraju Witkacego i Zielonej Gęsi coś jeszcze może człowieka przyprawić o opad szczęki.
Szampan w szalecie – niezły tytuł szmiry. Oczywiście można powiedzieć, że rzecz dzieje się w szalecie szwajcarskim 😛
Jak ja byłam, to na szczęście spłuczka działała. I, także na szczęście, księdza nie było. Może dlatego.
Zawsze to lepiej niż wyborowa w baraku.
Ale to też ładnie brzmi 🙂
Ale może mieć konsekwencje dyplomatyczne.
I to międzykontynentalne 😉
W ostateczności może być Seta del Grande…
I w ten sposób wracamy do meritum.
A co do meritum, właśnie przerzuciłam się od sopranów do altu (i tenora) i słucham sobie Pieśni o Ziemi Mahlera, wydanym po latach przez DUX nagraniu radiowym (live) z 1989 r. Śpiewa Jadwiga Rappe i Piotr Kusiewicz, gra NOSPR, dyryguje Michael Zilm.
Bardzo owszem 🙂
Przy Der Abschied jak zwykle prawie się popłakałam…
A ja słucham najnowszego Fidelia pod Abbado z Kaufmannem i Niną Stemme. Też baaa..ardzo owszem.
słuchałem wywiad z p.Rappe, podobno wydali to z własnych środków :/
Bardzo dobrze, że to zrobili…
Z DUX-em tak jest, wydadzą wszystko, jak się im zapłaci.
Pobutka usypiająco-rozpłaczająca.
No, w sam raz na dzisiejszą pogodę…
A przy tym pan minister nam słabuje:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,9836944,Bogdan_Zdrojewski_w_szpitalu_po_upadku_ze_schodow.html
Myślę, że Gould różne rzeczy w pewnym stopniu mówił na pokaz – powiemy to a to i zobaczymy jak bardzo krytykom zsinieją usta (parafrazując Szymanowskiego).
Mam gdzieś na dnie dysku twardego nagranie kawałka sonaty h-moll Chopina z jakiegoś testu fortepianu czy próby na sali koncertowej. Oczywiście byków tam co nie miara, ale on by tego nie grał, gdyby ta muzyka go w jakiś sposób nie pociągała, gdyby nie czuł do niej jakiegoś… szacunku.
Gould z pewnością był „błaznem” (w szlachetnym, „kołakowskim” sensie słowa), ale nie sądzę by mówił byle co dla czystej prowokacji. Prowokacja była raczej w ostrości sformułowań, ale nie w samej treści poglądów. Wcale mnie nie dziwi, że tak ostra i oryginalna („this genius is a nut”, mówił o nim Szell) osobowość muzyczna miała symetrycznie ostre i oryginalne poglądy na muzykę.
Było w tym oczywiście wiele sprzeczności. Do Mozarta miał rzekomo pretensję za „teatr”, ale Wagnera wielbił (ale tylko późniejszego). Klucz „zmysłowości” też tej kwestii nie otwiera, bo nie obala tejże sprzeczności. Jeśli już coś, to podejrzewam, że raziła go u Mozarta zmysłowość bezwstydna i radosna – gdy sam był bliższy zmysłowości zawstydzonej i nieufnej Wagnera.
W końcu kiedyś gdzieś powiedział, że jego ulubiony kolor to… metalowo-szary.
PMK
No zezłościłam się – nagrania z konkursu Czajkowskiego zostały usunięte zarówno z vimeo, jak z youtube. Pewnie Rosjanie interweniowali.
A jak ktoś nie może słuchać na bieżąco?
Trifonov gra dziś o 19:45. Teraz już ośmioro walczy. Ten Filip, co tu był zachwalany, też przeszedł.
Czy PK wybiera się na Kolę?Bo mam ochotę klepnąć bilet.
Światoburcze (?) są poglądy Anderszewskiego na temat niektórych utworów Chopina w Podróżującym Fortepianie 🙂
Hrm, widzę pewną ironię w usuwaniu przez Rosjan materiałów video z serwerów 😈
Ja bym pewnie się wybrała, łabądku. Ale może byśmy się spotkały wcześniej? Jest nadzieja, że lipiec będzie wolniejszy i mogę kopsnąć się na południe 🙂
A w Krakówku będzie też wtedy Bobik 🙂
Daniil Trifonov dzis o 19.45 czasu moskiewskiego, o 17. 45 czasu polskiego. Archiwum podobno tam, gdzie transmisja na zywo, ale mozna takze ogladac proby i proby prob – live!
A tu wywiadzik z „weteranem” http://www.rg.ru/2011/06/20/trifonov-site.html
Pozdrawiam.
To ja zadzwonię,Pani Kierowniczko!
Zdzwonimy się w każdym razie 😀
Mnie również ta ironia nie umkła, drogi Gostku. Myśli Pan, że przenoszą na Zachodnią Samoę?
Albo dalej.
Odwiedziliśmy wczoraj Frombork, gród wielkiego astronoma (według niektórych źródeł astronomki). Wybitnych kobiet można wyliczyc więcej. Młoda pani organistka w katedrze wzbudziła nasz podziw. Słuchaliśmy jej gry w czasie południowej mszy kończacej procesję. Pomiędzy tradycyjne pieśni kościelne wplatała Bacha nie pomijając toccaty urwanej przed fugą. Nie znalazłem w internecie informacji o tym, kto tam gra na organach. Na dobrą sprawę nie wiem nawet, czy pani gra tam stale. Może ktoś wie i podzieli się tą wiedzą.
Fajnego kota znalazłem 🙂
http://images.cheezburger.com/imagestore/2011/6/10/10b172f8-79a7-4a68-b61a-f75b60bf3780.jpg
Szampan w szalecıe? Dıabelska spluczka? (Po poswıecenıu nıe dzıala.)Pıeknıe dzıekuje za ten mıesısty opıs kolejowych realıow. Tak na 100% nıe jestem pewna, czy to przeczytalam, czy to jednak delırıum. Wczoraj bylo tu 39 stopnı. Przedwczoraj gralı Straussa do kotleta. Gdzıe nıe spojrzec opary absurdu. Dobrze, ze morze za slone, zeby sıe utopıc. Pozdrawıam Dywan.
Fajne koty widzieliśmy wczoraj w Tolkmicku w przystani rybackiej. Niestety, zdjęć brak.
Dzisiaj w Kosciele Św. Jana w Gdańsku inauguracja po zakończeniu I etapu rewitalizacji. Na inaugurację koncert Basi czyli Barbary Trzetrzelewskiej. Bilety od 100 do 150 zł wyprzedane.
Nie jest to ta muzyka, o której tutaj sie dyskutuje, ale Nadbałtyckie Centrum Kultury zarzadzające kościołem jest znane z inicjatyw wspominanych na Dywanie. Choćby jego udział w Festiwalu Goldbergowskim, który w tym roku będzie nas cieszył od 2 do 9 września.
Z pewną taką nieśmiałością… 😳 Czy byłoby bardzo bezczelne poproszenie Łabądka albo Kierownictwa o klepnięcie biletu i dla mnie? Bo nie bardzo mi wychodzi załatwienie tego stąd, a obawiam się, że jak przyjadę do Krakówka, to już może być za późno.
Zwrot kosztów z procentem, do wyboru – kawowym albo piwnym. 🙂
@ P. Kamiński
„Zapewniam Pana, że cytowane francuskie zdanie nie może znaczyć tego, co mu Pan przypisuje. Jego sens jest całkowicie jednoznaczny.”
Niekoniecznie, literalnie zdanie to znaczy „grać bezwartościową muzykę”, ale literalne rozumienie a „sens” to niekoniecznie to samo. Sens tego zdania może być i taki, że to muzyka sama w sobie bezwartościowa, jak i taki, że to granie jest bezwartościowe. A nawet jeśli znaczy to pierwsze – znaczy tylko tyle, że spora część produkcji centrum w Wersalu to nullité. W żadnym razie to stwierdzenie nie ewokuje przypisywaniu mu sensu: [za bezwartościową uznał] inaczej mówiąc: francuską muzykę barokową, która, jak się Pan ładnie wyraził, Herreweghe’owi notorycznie „nie pasuje”; w rozumieniu CAŁĄ francuską muzykę barokową, czego Pan wprawdzie nie napisał wprost, ale przecież Pan wie, że tak to zostanie przez czytelników odebrane. To zwykły chwyt erystyczny, bo przecież nie można Panu zarzucić literalnego fałszu: w Wersalu grywają wszak, francuską muzyka barokową, Herrweghe o tych produkcjach ma nieszczególnie mniemanie, ergo: Herreweghe uznał za bezwartościową francuską muzykę barokową…
A już związek tej wypowiedzi z przypisywanym Herreweghe przekonaniem, że w baroku poza Bachem nie ma nic ciekawego, jest żaden.
Z tym Harnoncourtem „czyszczącym Mozarta z włoskich miazmatów” to, jak sądzę, podobna sprawa: znam teksty Harnoncourta o Mozarcie, stąd moje zdziwienie słowami, które mu Pan przypisuje. Być może chodzi tu o opinie Harnoncourta, że Mozarta nie należy grać na kształt typowych włoskich oper czy koncertów. I tu znów mamy chwyt erystyczny: niby Pan tylko oddaje własnymi słowy opinię Harnoncourta, ale przecież oddaje ją Pan słowami w tonacji, które nadają im niezamierzony przez autora tych słów wydźwięk, typu „czyszczenie”, „miazmaty”.
To już uwaga ogólna: nie rozumiem zbulwersowania wypowiedziami Herreweghe, że spora cześć muzyki barokowej to muzyka mało wartościowa, nieciekawa, banalna itd. Przecież takie stwierdzenie to truizm. Te setki dzieł drugiego i trzeciego sortu, robionych podług tego samego wzorca oper i koncertów, to nie są arcydzieła; zresztą ich twórcy wcale nie mieli ambicji, by takimi były. To że dzieła te zachwycają rzesze miłośników muzyki dawnej, jest zrozumiałe; miłośnicy owi z jednej strony upodobali sobie nade wszystko barok (może jeszcze z dodatkiem klasycyzmu, ale koniecznie granego prawie tak samo, jak gra się na dawnych instrumentach barok), a jednocześnie mają naturalne pragnienie poznawania czegoś nowego, stąd szukają podniet i rozrywki, przepraszam – szukają wzniosłych przeżyć duchowych, w śledzeniu kolejnej intrygi miłosnej połączonej z komedią omyłek, czyli w typowej barokowej operze seria.
Nie wdaję się we wszystkie niuanse i włosy dzielone przez obu Panów na czworo, ale moim zdaniem, jeśli chodzi o frazę „pour faire de la musique en général nulle”, z gramatyki francuskiej wynika jednoznacznie, że przymiotnik „nulle” odnosić się tu może wyłącznie do rzeczownika „la musique”. Nie widzę źródeł innego rozumienia.
Bobiku,oczywiście pędem nabędę.Bilety będą do odbioru przed koncertem,na nazwisko.Wcześniej i tak się przez PK skontaktujemy.Koncert w auli Collegium Novum,o dzikiej godzinie 12 w południe.Po krakowsku,po sumie.Ciekawe,na czym mu tam każą grać?
Akurat z ostatnim akapitem Chevaliera się zgadzam – jeśli jestem fanem pewnego gatunku czy epoki, to uznanie utworu za arcydzieło bądź nie będzie dla mnie drugorzędne. Kolekcjonerzy nie klasyfikują muzyki w ten sposób.
tzn. kolekcjonerzy jako podgatunek, czy może raczej mutacja gatunku „melomani”.
Ja tu bym jeszcze dodała kilka spraw: chęć poszerzenia repertuaru zarówno przez muzyków, jak i wydawców (to dla tychże kolekcjonerów) i nadzieję, że część nieznanych utworów okaże się niesłusznie zapomniana. Co zresztą się zdarza.
Gostek,
tylko że to dotyczy każdego gatunku/epoki, nie tylko baroku, nawet jeśłi tutaj jest tego najwięcej. Widzę np. na płytach tasiemcowe serie koncertów romantycznych, których poza kolekcjonerami chyba żaden normalny człowiek nie ruszy. 🙂
Dostaję od jednego sympatycznego wariatuńcia-wydawcy szwedzkiego różne takie dziełska romantyczne twórców kompletnie nieznanych. Znajomość stąd, że facet wydał Noskowskiego 🙂
http://www.sterlingcd.com/
Łabądku, serdeczne dzięki de la montagne i zamaszyste merdnięcie ogonem. 🙂
A przy okazji już się mogę zacząć cieszyć na to spłacanie procentu piwnego czy kawowego. 😀
Słuchajcie, słuchajcie! Jednak w połowie lipca powinnam chyba udać się nad Bałtyk:
http://hela.com.pl/festiwal.htm
Zwróćcie uwagę na dzień francuskiego święta narodowego 😉
No właśnie, a ja ruszyłem… 😆
Tak samo jak właśnie hamletyzuję, czy kupić za psi pieniądz komplet sonat fortepianowych Antona Rubinsteina – bo słuchając wyrywków, ta wirtuozowsko-heroiczna muzyka na dłuższą metę jest zapewne nie do wytrzymania.
Oczywiście, że wydawcy „poszerzają repertuar”, bo ile można wydawać V Becia? Zawsze bardzo lubię czytać informacje w książeczkach do tych płyt – „niesłusznie zapomniane”, „pozorne naśladownictwo” itp. zwroty pojawiają się w nich bardzo często, bo w końcu trzeba przekonać słuchacza, że nabył arcydzieło, a nie tasiemcowego gniota.
Ta wytwórnia wydaje się być podobna do Hyperiona, z nastawieniem na twórczość szwedzką
@ D. Szwarcman
Ależ tak. Literalnie to znaczy „grać muzykę żadną”, tj. „bezwartościową”. Tylko że „muzyka” to równie dobrze sam zapis kompozytora, jak i jego wykonanie. Nie upieram się zresztą przy swoim, zwłaszcza że nie znam kontekstu; tak czy inaczej, ze słów Herreweghe w żaden sposób nie wynika, że potępia on ryczałtem francuską muzykę barokową. Chyba nie grałby Gillesa czy Campry (i to już po cytowanym wywiadzie), gdyby miał ich za „bezwartościowych”.
Zresztą nawet Haendlowi Herreweghe przyznaje, nieco łaskawie: „certainly, he was a good composer”. Tyle że, jak mówi, opera to nie jego działka, po prostu nie czuje tej muzyki i nie ma do niej serca.
No, jego zbójeckie prawo. Dobrze więc, że się za nią nie zabiera.
Zgrabnie nawiązując do obocznej dyskusji – Gould nagrał komplet sonat Mozarta pomimo, że większość miał w głębokim poważaniu.
Bobiku,już załatwione.Cieszą mnie dzięki de la montagne,jako żem z Podkarpacia.Kawa cieszy mnie jeszcze bardziej.Do zobaczenia!
Nie wiem natomiast, czy tutejsi (znaczy dwanowi) muzycy-wykonawcy też tak mają, ale niektóre utwory, które grywałem na gitarze nie sprawiały mi satysfakcji „muzyczno-emocjonalnej”, ale za to niebywałą satysfakcję „motoryczno-wykonawczą” (że co???)
Znaczy się, radość sprawiała mi nie tyle muzyka jako taka, co technika wykonania i samo przebieranie palcami.
*dywanowi
Łabądku, na wszelki wypadek wybierzmy duży stolik, bo może jeszcze inne Frędzelki się przysiądą, a i Kierownictwo daje pewne nadzieje. 🙂
Gostku, ze mną też tak było. Dużą przyjemność zawsze sprawiało mi granie utworów, których autorzy znali się na instrumencie, na który pisali 🙂 Zresztą podobna sprawa ze śpiewaniem, także w chórze czy zespole.
Aha, no więc tak : po pierwsze to zdanie znaczy, co znaczy, jak mówi Pani Kierowniczka, i nie może znaczyć nic innego. Stąd zresztą skandal i stąd późniejsze wykręty PhH idące w zupełnie innym kierunku, niż próby kol. Chevalier.
Po roku 1990 PhH nie wrócił do francuskiej muzyki barokowej. W tym samym okresie stwierdzono jego ostatniego Haendla (dziwna rzecz : L’Allegro, a nie dajmy na to Izraela w Egipcie). Po nieudanych Nieszporach (HM, 1986) i bardzo udanej płycie z dwiema Mszami (1990!), nie nagrał nic Monteverdiego i grywa go wyjątkowo (ostatnio, bodaj 2008, wrócił do Nieszporów). Włoska muzyka barokowa zajmuje w jego repertuarze miejsce marginesowe. Poza Bachem, z niemieckiego baroku grywa tylko Schütza. O Telemannie było w cytowanym wyżej przez Woytka wywiadzie.
Koledzy, którzy robili z nim obszerne wywiady (Le Monde de la Musique, radio) potwierdzają zgodnie, co dobrze pamiętam: barok jako taki, z bardzo nielicznymi wyjątkami (głównie Bachem, rzecz prosta) Philippe’owi Herreweghe „nie pasuje”, wyraża się o nim lekceważąco, czasem wręcz pogardliwie.
Wolno mu? Pewnie że tak.
PMK
W Krakówku dużych stolików dostatek.Może 60Jerzy przybieży???
A może uprowadzimy Kolę?I nie zażądamy okupu!
I dlatego też PhH grywa teraz Chopina. Wolno mu!
Lesia też trochę pociągałem za nogawkę w sprawie przybieżenia. A jeszcze się spróbuję wywiedzieć, czy zaimportowana przez Helę Teresa Czekaj nie zostanie aby w kraju na tyle długo, żeby i ją pociągać. 😉
W ogóle w szarpaniu za nogawki mam dużą wprawę, więc jeżeli jeszcze ktoś zechciałby być pociągnięty, to wystarczy mi dać cynk. Robię to fachowo i terminy daję nieodległe. 😈
„Nulle” nie znaczy tu bynajmniej „żadna”, ani nawet „bezwartościowa” („sans valeur”). W mowie potocznej, zastosowanej tu przez PhH, oznacza „nędzna, denna, do kitu”. Tak też zostało to wówczas zrozumiane przez dobroczyńcę Herreweghe’a.
Moi eksperci twierdzą zgodnie, że po 1990 Herreweghe francuską muzykę barokową zarzucił. Requiem Gilles’a nagrał po raz drugi właśnie w tym roku. Requiem Campry cztery lata wcześniej.
Operą parał się wówczas mimo wszystko, choć z rzadka, za to wyłącznie francuską i barokową : dwa nagrania Armidy Lully’ego (pierwsze z nich, Erato 1983, sam uważa za swoją najgorszą płytę, tylko dlatego rzecz powtórzył dla HM, 1992 – to jego ostatnia płyta z tym repertuarem). W roku 1983 bardzo źle poprowadził Les Indes Galantes w Châtelet (byłem na tym spektaklu). Podobno dlatego nagrał tylko suitę – której później się wyparł („désavoué”).
PMK
Uprowadzenie Koli to jest dobra myśl. Moglibyśmy to potem opisać w blogowym thrillerze Tylko jeżeli trzeba będzie uprowadzić również instrument, to mogą być problemy z przeprowadzeniem akcji w sposób dyskretny. Taki wierzgający i opierający się instrument jednak zwraca uwagę otoczenia. 🙄
Chopina, którego Gould nie znosił… A z tym nagraniem Sonaty h-moll (przerobionej przezeń w coś w rodzaju symfonii Mahlera…), to jest tak, że Gould miał w zwyczaju „testować odporność materiału w warunkach skrajnych”.
Dlatego niektóre sonaty Mozarta gra jak porąbany (choć, oczywiście, na swój sposób genialnie i z niebywałym instynktem), a pierwszą część Appassionaty w zwolnionym tempie (tu ja wysiadam).
Kola solo też nadaje się do konsumpcji…
Śledzenie wątków równoległych na dywanie to istne ćwiczenia z kontrapunktu.
Oj, chyba średnio… 😉
A skąd się wziął lesio? On jest teraz chyba w wojażach.
PK nadgryzła Kolę w Kielcach?
Teresce teraz nie zawracam głowy, jutro ma ważny koncert (kciuki!), ale potem niechybnie się do niej odezwę i dopytam, co i jak 🙂
Lesio się wziął z prywaty. 🙂 A z wojaży do prawie końca lipca chyba zdąży wrócić. 😉
Dla Teresy wszystkie 4 kciuki oczywiście jutro zatrudnię. 🙂
„Po roku 1990 PhH nie wrócił do francuskiej muzyki barokowej.”
Ależ oczywiście, nie wrócił, choć oprócz Gillesa i Campry był jeszcze Charpentier, a jakby tak poszperać, to by się jeszcze coś znalazło. A że nie było dużo tego francuskiego baroku u Herreweghe? On ogólnie, poza Bachem, innych kompozytorów barokowych grywa dość z rzadka, więc nie jest to argument za „porzuceniem muzyki francuskiej”
‚„Nulle” nie znaczy tu bynajmniej „żadna”, ani nawet „bezwartościowa” („sans valeur”). ‚
Pan Kamiński (który tytułuje mnie „kolegą” – jakże jestem zaszczycony!) sam najpierw oddał to jako „bezwartościowa”…Teraz poprawia samego siebie. Między „denna” i „do kitu” a „bezwartościowa”, nie ma, zda mi się, istotnej różnicy sensu, a czy to był raczej kolokwializm, czy raczej styl wysoki, nie ma tu znaczenia.
Jeżeli nasz Chevalier Chagrin zna przypadki, by Campra, Charpentier i Gilles pojawiali się w repertuarze Herreweghe’a po – powiedzmy sobie – drugiej Armidzie z 1992 roku, z całą pewnością wzbogaci naszą wiedzę w tej mierze. Ja polegam na danych, które mi przekazano i które mówią wprost, co powiedziałem.
Z niewczesnej kurtuazji użyłem istotnie słowa „bezwartościowa”, to błąd z mojej strony. Trzeba było przetłumaczyć wiernie, to jest przy pomocy dosadnego kolokwializmu, który do sądu estetycznego dodaje jeszcze nieco pogardy – co nie jest oczywiście „bez znaczenia”.
Przypominam bowiem, że owo „nulle” odnosi się (w owych czasach, kiedy „odgrzebywano” jeszcze samych największych) do Charpentiera, Rameau, Campry, czy Gilles’a, których Herreweghe sam wówczas grał i nagrywał. Bref, mówiąc co mówił, „napluł do zupy”, by wiernie tym razem przetłumaczyć francuskie powiedzonko.
Gdyż w owych czasach (w odróżnieniu od tego co robi teraz, idąc za swoim rzeczywistym upodobaniem), grał chyba wyłącznie muzykę barokową, a z Chapelle Royale – wyłącznie francuską. I na baroku zrobił karierę oraz wyrobił sobie nazwisko.
Zaczął ją istotnie od Bacha, ale jako „podwładny” Leonhardta w komplecie kantat w Teldecu. Swoje pierwsze płyty bachowskie nagrywać zaczął dopiero w połowie lat 80 (Mateuszowa, 1984; Janowa, 1986). Tyle, że nie z finansowaną przez Państwo francuskie Chapelle Royale, ale z Collegium z Gandawy.
PMK
Upodobania pana H., którego zresztą uwielbiam, są zapewne także pochodną jego usposobienia. Jak się na niego spojrzy, to gołym okiem widać, że „barok dziarski”, jak sobie prywatnie nazywam barok francuski, po prostu nie może być w jego typie 😀 Taka jego uroda i nie ma co się zastanawiać nad tym.
Gorąco polecam Frędzelkom z Trójmiasta koncerty świetnego zespołu z Ekwadoru (28 czerwca w Gdańsku, 29 czerwca w Sopocie): http://www.pomorskie.eu/pl/kultura/aktualnosci/2011/ekwadorski_chor_wystapi_w_gdansku_i_sopocie
Są do schrupania bez popijania. Muzykalność, serce, wdzięk i bezpretensjonalność! Wczoraj zrobili furorę w Poznaniu.
a w Paryżu podczas przedstawień Otello był strajk.. obsuga techniczna odmówiła wszytskiego i efekt jest ze są krzesła i czarna scena…
http://www.youtube.com/watch?v=_LwjBu-jPvU 😀
prosze.
Łabądku najmilszy (15:45), do Krakówka
60jerzy nie przybieży
bo w on czas wyszczerzy
swoje oczy tudzież uszy
hen, w szwancarskiej głuszy.
Się, znaczy, będę na festiwalu w Verbier. Ale koncert Koli wykreślam z kajetu lipcowego z ciężkim sercem. Że o okolicznościach zlocikowych krakowskich nie wspomnę. Ta strata dopiero bolesną jest. Z żalu chyba powieszę sobie na szyi dzwon i pójdę w te alpejskie hale lać łzy rzęsiste – obleczon jeno we fioletowe giezło.
Pozdróweczka wszystkim serdeczne.
A internet nie strajkuje:
http://quartier-des-archives.blogspot.com/
Czyli jak grano te szarpentiery i lulie przed herweżem 🙂
Fioletowe giezło oczywiście z wiadomym napisem 😆
Już zobaczyłam 60jerzego oczyma duszy mej 😉
Też żałuję, że tym razem się nie spotkamy.
Na razie jestem na gorącej linii z Lugano 🙂 Trzymajcie kciuki, dziś Zarębski. Nie zgodzili się na bezpośrednią transmisję na wszelki wypadek. Ale jak dobrze pójdzie, będzie retransmisja.
macias1515 – bardzo ciekawy link!
„Barok dziarski”?
http://www.youtube.com/watch?v=Tsggm5boWaE&feature=related
„Dziarski”?
http://www.youtube.com/watch?v=HWEnjPd7tEU
?
http://www.youtube.com/watch?v=Py-zI_hXgHI
😆
Pewnie, że czasem rzewny, kto by wytrzymał, gdyby wciąż było tak samo. Ale dziarski w większości 🙂 Wyjąwszy, oczywiście, muzykę religijną, gdzie rzewności jest więcej 😉
60Jerzy-oczyma duszy mojej widzę ten dzwon i fioletowe giezło!Dove Jontek????Będziem machać z Krakówka!
A to dopiero mnie Kierowniczka zaskoczyła tą „dziarskością”! 🙂 W moim odbiorze francuski barok jest przede wszystkim bogaty – w brzmienia i niuanse (również emocjonalne), z ciążeniem ku poetyckości i wyrafinowaniu. Z dziarskością w ogóle mi się nie kojarzy. Nic a nic 🙂 Nie tak dawno miałam śmieszne doświadczenie, słuchałam w Dwójce tego koncertu: http://www.polskieradio.pl/8/192/Artykul/367234,Wino-milosci-nie-szkodzi
I kiedy Vivaldi zabrzmiał po Rameau wydał mi się nieprzyzwoicie wręcz niewyrafinowany, aż wyłączyłam, żeby nie czynić mu krzywdy 😆
Dla mnie Vivaldi to trochę taki barokowy Phil Glass – też powtarza motywy w kółko… 😆
W toczącej się tu dyskusji zaintrygywało mnie możliwe nieporozumienie. W związku z zadziwiającymi (co znaczy: sam bym do tego nie doszedł) eksplikacjami, jakie Chevalier proponował dla zrozumienia przywołanej wypowiedzi Herreweghe (że niby, jak rozumiem, miałby nie mówić po prostu o muzyce, tylko odnosić się do całego kompleksu problemów związanych z jej ontologią – że nie sama muzyka, tylko jej wykonania? Zresztą – to m.in. on ją wykonywał, czyż nie?), zaczynam wierzyć, że u źródła dyskusji leży nieporozumienie: może faktycznie Chevalier, pisząc „francuskie magazyny…Gdyby to były nagrody od niemieckich magazynów, to bym schylił czoła i powiedział „zespół dostał auctoritas”;)”, nie miał na myśli tego, co Piotr Kamiński podsumował słowami „„w tym niekompetentnym magazynie francuskim, co to nawet splunąć nie warto”? Jeśli jednak nie to, to co (oczywiście poza pochwałą magazynów niemieckich)? Mam nadzieję, że wyjaśnienie mnie nie ominie!
Witaj w klubie. 😎
Chociaż, jak się zastanowić, to mogę zrezygnować i umrzeć nieoświeconym.
Właśnie myślę, że jednak dobrze jest żyć w nieoświeceniu. Mnie barok francuski też brzmi dziarsko. Tych nie dziarskich kawałków po prostu nie słucham 🙂 Wszystkiego nie można mieć.
Też nagle zapragnęłam nieoświecenia, ale bo to mam wybór? 😉
Niebo nad Poznaniem znów poważnie zachmurzone, a wiatr hula bez wyczucia. Biedna „Mandragora” podejście drugie… Ja co prawda dziś w domu, ale i tak mi żal, że meteorologia traktuje ją z buta. Prawdopodobieństwo „Mandragory” na mokro jest spore, a już w najlepszym razie będzie zawiana…
Les Arts Florissants mają od niedawna apetyczną mediatekę – jest czym paść oczy i uszy 🙂 http://www.artsflomedia.com/
W kwestii francuskiego baroku: trudno byłoby mi bardziej się nie zgodzić z Panią Kierowniczką. „Dziarski” to ostatni przymiotnik jaki przyszedłby mi do głowy w odniesieniu do francuskiego baroku. To niepodobny do niczego, przebogaty kontynent, barwy instrumentalnej, tanecznego rytmu i niezwykle wyrafinowanej harmonii, skądinąd wciąż chyba najgorzej znany w Polsce z całej muzyki tych czasów.
Polskie zespoły tej muzyki nie grają (może gdzieś jakieś przypadkowe Te Deum Charpentiera, z istotnie „dziarskim” wstępem – z Eurowizji), francuskie, jeśli przyjeżdżają (p. Rousset albo nawet Minkowski), to z Pergolesim, Haendlem albo Bachem.
Kiedy kto ostatnio zagrał w Polsce któryś z „motetów wersalskich”, od Delalande’a po Rameau i Mondonville’a, albo recital wybrany z czterech ksiąg Couperina? Że o operach Lully’ego, Campry, Marais czy Rameau nawet nie wspomnę… Większość z tych arcydzieł nie doczekała się nawet polskiej premiery, co wynika z bariery językowej – choć Maestro Sutkowski, cześć mu i chwała, pokazał Alcestę Glucka i Jeftego Monteclaira.
Cóż – zapraszam Państwa w przyszłym roku na wznowienie w Paryżu przepięknej inscenizacji Hipolita i Arycji, która miała premierę w Tuluzie.
„jot” : myślę, że zaszło coś szczególnego. Nasz drogi Chevalier Chagrin skorzystał z mojego (być może niemądrego, ale zgoła niewinnego) żarciku, żeby się odwrócić i walnąć na odlew z grubej rury. Zawartość merytoryczna tej salwy wskazuje, że od dawna coś mu leżało na wątrobie. Ale to tylko taka moja hipoteza…
PMK
A tu chętnie się zgodzę, że „przebogaty kontynent, barwy instrumentalne, taneczne rytmy i niezwykle wyrafinowana harmonia” to dobra definicja wyrazu „dziarski” 😆 Właśnie czeka 5 oper Rameau na koniec semestru, ech.
Hipolit, Kastor, Indes, Dardanus, Zoroastre, Boreades – same klejnoty. A to tylko Rameau!
PMK
Piotrze, w Poznaniu mieliśmy barokowy incydent francuski, niecałe dwa lata temu – wyimki z „Mieszczanina szlachcicem”, zagrane siłami miejscowej orkiestry (chociaż dęte to desant niemiecki), niestety bez cienia finezji i wyczucia stylu francuskiego, zaśpiewane może trochę lepiej.
Ja sobie też tak mogę podejrzewać, ale skoro dyskusja jest o intencjonalnym interpretowaniu słuchania, to chciałbym usłyszeć jasno i przeczytać czarno na białym, by nie być ograniczonym do moich podejrzeń, które po pierwsze mogą być mylne, a po drugie – za które ktoś może mnie chwycić.
Dlatego chciałbym jednak zostać oświeconym. Mimo odradzania mi -drodzy Państwo, toż to czysty eskapizm!
A barok francuski „dziarski”? (Skorom już on line w dyskusji, to się włączę). Właśnie – jak różnie można (MOŻNA!) rozumieć sprawy pozornie oczywiste… Jak dla mnie dziarski jest Vivaldi Biondiego czy Antoniniego, a barok francuski epicki, retoryczny, wyprowadzony z języka, idiomatyczny. No i właśnie z powodu tego idiomu chyba tak mało w Polsce grany. Bo trudny. Trzeba znać melodię tego języka, inaczej sens przepada. Przynajmniej na mój gust, który długo i powoli do francuskiego baroku dojrzewał…
Minkowski zestawił płytę z instrumentalnych części oper Rameau i tam nie słychać nadmiernie melodii francuskiego. O, dziwo, nawet ma tempa jak Christie…
To niech mi ktoś opisze nastrój Chaconne z Les Indes…, może i oczywisty? To jest coś przedziwnego, słodko-gorzkie, dynamiczno-statyczne, hieratyczno-podskokliwe, podszyte nutą melancholii. No takie dziarskie właśnie 😆
Ale może są lepsze określenia. Poetyckie to na pewno jedno z nich.
Jedno drugiego nie wyklucza. („Podskokliwy” to może słowo bliskie temu, o co mi chodziło 😆 ) W każdym razie zgadzam się z jot, że retoryczny i wypływający z języka. Ale taki jest właśnie język francuski: wyrazisty, posuwisty, z bardzo charakterystyczną akcentacją.
Czy ktoś może podglądał Lugano na żywo na stronie? Ja się za późno zorientowałam, ale ktoś, kto podglądał, doniósł mi właśnie, że Zarębski był super 😀
27 Ordres Couperina, z nich niewiarygodnym bogactwem rytmów, kolorów, akcentów i improwizacyjnej swobody, nie da się chyba jednak sprowadzić do prozodii i retoryki tego języka. To już są najwyższe dziedziny abstrakcji.
Na własny użytek, mam jeszcze tylko trzy takie „strunowe” raje: Dowland i Scarlatti.
Plum, plum.
PMK
A Daniłko wrócił na tubę 😀
Sorka, miało być „jeszcze dwa”.
PMK
Pobutka.
Dalej wszyscy śpią? A taki piękny dzień!
Pobutka nr 2! (Można się obudzić na dwa dni, bo jutro pobutki nie będzie i już!)
Było dużo o francuskim baroku.
Więc pora na francuskie funky:
http://www.youtube.com/watch?v=h_BLO9GCEaI
Przyjemności wiele na sobotę i niedzielę 🙂
I na dokładkę:
http://www.youtube.com/watch?v=a93_5AXZx18&feature=related
I już uciekam na słoneczko
No to po tej porcji rozmaitych Pobutek, w tym zapasowej (pyszna), wieści z Lugano.
1. Zarębski miał wielkie powodzenie, artyści bisowali I część.
2. Koncert w Warszawie odbędzie się (oczywiście jak zawsze należy dodać tfu, tfu) w uprzednio podanym terminie, czyli 17 sierpnia o 23.
3. Ale nie w tym samym składzie. Oczywiście Martha tak, i jej córka Lyda (altowiolistka) także. Reszta – muzycy polscy.
To teraz wiemy już dokładnie, za co trzymać kciuki 😀
Dzieki bardzo wielkie!!!!
Odpowiedzialam
Jakie śpią! Pracują od 8 rano… 🙁
A którzy polscy?Już wiadomo?
PK
nad głową żywioł się rozszalał. Pioruny walą, parę kabaczków wyleciało w powietrze. Zażyłem troszki kropelek na uspokojenie.
Dzięki stokrotne.
No nie, łabądku, to się dopiero okaże.
60jerzy 😆
To się tera kabaczki nazywa??
No,to wyścig będzie niezgorszy…
Hm, kabaczki. To mi przypomina, że trzeba iść na zakupy…
Próby do tury finałowej kankursa im. Pitera Cz.
http://pitch.paraclassics.com/#/live/piano
Właśnie gra poważny kandydat do I nagrody (nie Danił – ten oczywista też już w finale).
Pa, pa.
Ja tam już surówkę posiekawszy,różne maile wysławszy i do roboty jak się nieeeeeee chce!
Oj, nieeeeee chce 🙁
Taki artykuł wpadł mi w oczy:
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/119864.html
I skojarzył mi się z wspominanym tutaj również lawinowym buntem orkiestr przeciwko dyrygentom. Czy zdaniem PK i Dywanu „coś się dzieje” szerszego?
Na marginesie: korzystając z coraz szybszego połączenia (2h25!) i przyjaciół na miejscu, staram się jeździć do teatru do Londynu. Jeszcze mi się tam nie zdarzyło, żeby w czasie przedstawienia gdzieś zabrzęczała komórka.
No i oczywiście jeszcze się nie zdarzyło, żeby natychmiast po premierze w całej prasie codziennej nie ukazały się recenzje, czasami po dwie z jednego spektaklu.
Czy to ten trawnik, od 400 lat strzyżony?
PMK
Zdecydowanie trawnik 🙂
Ad tury finałowej kankursa im. P. Iljicza Cz. oto co pisze Norman Lebrecht:
http://www.artsjournal.com/slippeddisc/2011/06/how-this-tchaikovsky-competition-is-being-judged-a-view-from-the-jury-room/
Doczytac warto do ostatniego blogu PD (Peter Donohoe).
Co na to nasi koneserzy?
Za to u nas trawnik źle strzyżony…
dekenek – bardzo ciekawy link, dzięki 🙂
Witam,
czy tu mnie widać?
Z muzycznym pozdrowieniem,
transparent
Teraz widać – witam 🙂
Bach is back…
http://www.youtube.com/watch?v=Ry4BzonlVlw&feature=relmfu
😆
Gusty są oczywiście sprawą prywatną, ale dla mnie osobiście wykonanie lamentu Dydony przez Danielle de Niese było niezwykle odświeżające po wszystkich ciężkich (i co z tego, że może i poprawniejszych???) wykonaniach, jakie słyszałam wcześniej. Kultura renesansu/baroku nie była koturnowa, ceniono sobie lekkość, zabawę itd., i ja sobie właśnie tę lekkość i zwiewność Danielle cenię. Na dodatek w Dydonie ta zwiewność wcale nie zabija powagi arii, raczej dodaje jej dramatyzmu.
Może czas przestać traktować epoki dawne jako muzeum i tchnąć w nie trochę życia?? To byli ludzie, którzy żyli jak my, bawili się jak my (a nawet niejednokrotnie lepiej), przeszłość traktowali twórczo i „po bratersku”, a nie tylko czcili na piedestale.
Dyskusja nieco czasowo passe, ale udało mi się ostatnio przypozmnieć sobie Bolenę z Netrebko (wpadam więc w słowo części Zaangażowanych).
No i… jak jej nie lubiłem, tak nie lubię. Brak mi subtelności i finezji, wszystko jest grube (poza górami, bo jej głos im wyżej, tym cieńszy), jak ociosany kloc. Mam wrażenie podrywającego się do lotu ciężkiego bombowca, który sprawia wrażenie, że za moment spadnie…
Za Garancą też nigdy nie szalałem, w Bolenie wolę łódzką Bernadettę Grabias.
Jakoś gros naszych gwiazd (bo Kurzak po płycie z Rossinim też) wydaje mi się mocno przereklamowana, helas…