Klawesynowe rytmy
Klawesyn ma to do siebie, że nie jest instrumentem sprzyjającym liryce, choć i takie utwory się zdarzają. Ale jego ostry, szpileczkowy, szybko niknący dźwięk predestynuje go raczej do muzyki rytmicznej, ścisłej, wyrazistej. Elżbieta Chojnacka obok niezliczonych zasług dla klawesynowej muzyki współczesnej (trudno zliczyć, ile utworów powstało na jej zamówienie i z jej inspiracji) ma i tę, że pokazała, że na klawesynie można grać całkiem współczesne rytmy, a nawet swingować.
Jej recital na Ogrodach Muzycznych nie miał tytułu, ale mógłby się nazywać tak, jak koncert w jednym z poniższych linków: Rytm i emocje. Wyrazisty rytm to główna, uderzająca cecha każdego z wykonanych utworów, choć oczywiście w każdym z utworów było inaczej. Klawesynowy swing usłyszeliśmy na początek w kompozycji znanego jazzmana Martiala Solala Improvisation pour les cordes pincées (tutaj kawałek; obrazek nieistotny). Urodzony w Casablance Maurice Ohana w utworze Conga zawarł, wbrew sugestii tytułu, nie afrykańskie, lecz jakby bardziej latynoskie rytmy (tutaj w innym wykonaniu, bez wątpienia gorszym).
Są utwory, do których Chojnacka bardzo lubi wracać, i słusznie, ponieważ są bardzo udane. Np. dwa dzieła z roku 1972, które pamiętam jeszcze z tamtych czasów z Warszawskiej Jesieni: Luca Ferrariego Programme commun oraz Korwar François-Bernarda Mâche’a (tutaj od 3’05”). Oba z taśmą, ale każdy całkiem inny. Utwór Ferrariego (dziś wstydliwie ukrywany jest jego pierwotny, właściwy tytuł, który brzmiał Musique socialiste? – Ferrari był wówczas strasznym lewakiem) opiera się na prostym, powtarzanym rytmicznie akordzie, na którego tle szaleje klawesyn. U Mâche’a wszystko jest erudycyjne i wyrafinowane (to bardzo mądry pan, obok kompozycji zajmował się lingwistyką oraz archeologią). Tytuł oznacza antropomorficzną drewnianą lub glinianą rzeźbę z Nowej Gwinei, w której przechowuje się czaszkę nieboszczyka. Początkowo dźwięki klawesynowe przemieszane są z tekstem wypowiadanym w afrykańskim języku xhosa, w którym „klaszczące” spółgłoski nadają mu rytm; potem odzywają się żaby i egzotyczne ptaki, wreszcie i tu zaczyna się narastanie regularnego rytmu.
Całkiem inny rytm, dużo wolniejszy, ale wprawiający w trans, pojawił się w utworze Graciane Finzi Espressivo, którego niestety nie znalazłam na tubie, ale wyobraźmy sobie utwór zainspirowany tym preludium, opierający się na tych samych akordach w akompaniamencie, z dysonansowymi pasażykami i nałożeniem z lekka rozstrojonego dźwięku klawesynu, ale rozbrzmiewającego z taśmy. W sumie niesamowity, oniryczny klimat. Następujące po nim jedyne na tym koncercie prawykonanie, Folk!!! Régisa Campo, było utworkiem lekkim, przypominającym nasze swojskie oj dana dana. Wreszcie na koniec Phrygian Tucket Stevena Montague, Amerykanina w Londynie (który przejazdem studiował w Warszawie) – kolejny przykład repetitive music, który można też po staroświecku nazwać toccatą. Na bis nie zabrakło tańca – z okazji 20. rocznicy śmierci Piazzolli był co prawda nie Piazzolla, ale tango, które swego czasu Chojnacka zamówiła u Ohany: So Tango, In memoriam Carlos Gardel. Bardzo czepliwe, wciąż je sobie nucę, niestety też nie mogłam znaleźć nagrania.
W sumie znakomity recital, a artystka w świetnej formie, co bardzo cieszy.
Komentarze
Pierwszy!
Dobranocka czy pobutka?
Elżbieta Chojnacka [….] pokazała, że na klawesynie można grać całkiem współczesne rytmy, a nawet swingować.
Nie tylko ona! Przed wieloma laty mialem plyte „Erroll Garner And The Harpsichord” oraz „Paris Impressions”
( http://eil.com/shop/moreinfo.asp?catalogid=308702 ), ktore gdzies sie zapodzialy, tak jak sie zapodziala, chyba pierwsza ?, plyta Chojnackiej z fandangiem Solera (Muza).
PS Na YT nie ma niczego 🙁
ligeti jest znakomity!
Jakies brzdakanie na dobranocke chyba za zywe – a wiec pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=mIsa5OICCiE&feature=related
Pietrek (już z powrotem w domu? 🙂 ) – nie miałam pojęcia, że Erroll Garner tykał się klawesynu 😯 To dopiero musiało być…
byku, ja to nawet myślałam, że Chojnacka zakończy koncert Continuum Ligetiego, bo lubi to grać na bis, ale wolała tango, które też lubi.
A tu ktoś sobie improwizuje do Autumn Leaves 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=QaLqS3WYW7o
Tu chyba Errol Garner gra na klawesynie i fortepianie 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=617x1g-DQsM
(Komentarz znikl w poczekalni, wiec powtorze:)
Tu chyba Errol Garner gra na klawesynie i fortepianie 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=617x1g-DQsM
W latach 60-tych pozwolono mi kilka razy zagrać na klawesynie w Muzeum Instrumentów Muzycznych w Poznaniu. Pomagałem tam przy pracach porządkowych. Lecz muszę przyznać, że mimo kilkukrotnego podchodzenia do instrumentu, nie potrafiłem zagrać prawidłowo na tym instrumencie (( Potrzebna jest do tego zupełnie inna technika gry niż na fortepianie. Owszem, dźwięki się wydobywają z instrumentu, ale nie dają satysfakcji, jak u mnie było. To było moje jedyne spotkanie z klawiaturą klawesynu.
Ale lubię tę muzykę w wykonaniu Wandy Landowskiej, Elżbiety Stefańskiej-Łukowicz czy Hansa Pfischnera. Przykro mi, ale twórczości p. Elżbiety Chojnackiej nie znam, ale postaram się poprawić ))) Już włączyłem sobie wykonanie Koncertu na klawesyn i orkiestrę Henryka Góreckiego z p. Elżbietą Chojnacką w roli głównej.
Znalazlam jeszcze swing na klawesynie z lat 50-tych
http://www.youtube.com/watch?v=HKvw3Hg-oQk
Aha, jest i Graziane Finzi – Espressivo 🙂 (nie wiadomo w czyim wykonaniu)
http://www.youtube.com/watch?v=5MDRy_rAZsQ
Program w sumie podobny do zeszłorocznego, wrocławskiego: http://www.musicaelectronicanova.pl/details/mocne-uderzenie/
jak widac jej nagrania z lat 70. (http://www.discogs.com/Elisabeth-Chojnacka-Clavecin-DAujourdhui/release/393420) zdefiniowaly to, co i jak gra obecnie. moze przypadkowo?
w kazdym razie szkoda, ze pani Chojnacka zatrzymala sie w miejscu. kiedys to byla prawdziwa rewolucja (szczegolnie tutaj: http://www.discogs.com/Elisabeth-Chojnacka-Clavecin-2000-Harpsichord-Cembalo-2000/release/929496)
Przecież klawesyn jest tak banalnie mainstreamowy.
http://www.youtube.com/watch?v=RO0EpIwU5Qg
Jazzowy klawesyn to nie tylko Erroll Garner.
To także Oscar Peterson + Joe Pass na płycie „Porgy And Bess”
Ponadto Johnny Guarnieri w orkiestrze Artie Shawa w latach 40-tych.
W tym ostatnim przypadku to nie był popis solowy,raczej interesujące tło.
Pozdrowienia .
Tadeusz Kiciński.
@Tadki:
No niezupełnie klawesyn 🙂
Stąd mój link.
To ciekawe, bo ta płyta nie znajduje specjalnego uznania wśród fanów Petersona i Passa, ale ja ją bardzo lubię.
Dzięki za linki 🙂
A ja zrewanżuję rekomendacją mojej ulubionej płyty innej klawesynistki http://www.culture.pl/baza-muzyka-pelna-tresc/-/eo_event_asset_publisher/eAN5/content/per-clavicembalo-moderno
Off topic : jeżlikto byłby zainteresowany, to dzisiaj w Multikinie ( w Warszawie – Złote Tarasy ,we Wrocławiu – Pasaż Grunwaldzki, w innych miastach – tam gdzie zawsze 🙂 ) plenerowa transmisja „Normy” na żywo z teatru w Taorminie. O 21.30.
Swoją drogą, informacyjne działania Multikina to mistrzostwo świata w kategorii indolencja i /lub lekceważenie widza 🙁
Aczkolwiek pierwszy raz, kiedy slyszalem klawesyn w muzyce innej niz barokowa, byl wyzej wspomniany Garner, jednak najwieksze wrazenie zrobilo na mnie uzycie klawesynu w Misa Criolla przez Ramireza i Los Frontizeros. Instrumentacja zawiera wszystkie lokalne argentynskie instrumenty (charango, quena itd) procz jednego, zdawac by sie moglo najbardziej argentynskiego – gitary! – ktora jest zastapiona wlasnie klawesynem.
W Kanadzie poznalem goscia z Argentyny, ktory mogl godzinami rozwodzic sie nad ta plyta (Philips).
NB tenze gosciu uczyl Gostka gry na recorderze (czy po polsku to jest flet prosty?)
http://www.dailymotion.com/video/x6zno1_los-fronterizos-y-ariel-ramirez-la_music
To nie jest nagranie z plyty – ale w miare podobne.
PS Na dzien ojca dostalem od Gostka plyte Ludi Musici Savalla. Nie ma tam, co prawda, klawesynu, ale ogolnie jest bardzo fajna. Te czesc akurat slyszelismy na zywo w Toronto.
http://www.youtube.com/watch?v=Utmr5jERCQ8
W zeszlym tygodniu slyszalam ten encore klawesynowy, co prawda zupelnie barokowy, ale grany dosc niewygodnie 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=2J459DgZ3eQ
Koncert (Staier/WTC – Melnikov/Szostakowicz) byl b. udany.
@lisek 15:56
Śliczne 🙂 Prawdziwy artysta poradzi sobie z każdą niedogodnością 😉 🙂
Kochani, musiałam na dłużej oddalić się od kompa, a tu tyle linków, które niestety będę mogła odsłuchać dopiero w domu… I nowe osoby 🙂 Tadki, Daniel Brożek – witam. Rzeczywiście Chojnacka (Francuzi czasem wymawiają jej nazwisko „szożnaka” 😆 ) powtórzyła wczoraj część programu z zeszłorocznego Wrocławia. Ale nie powiedziałabym, że zatrzymała się na latach 70. – tylko dwa utwory z wczorajszego programu były z tego okresu. A są – zwłaszcza Mâche – wartości ponadczasowej. Akurat siedziałam wczoraj w towarzystwie osoby, która ich nie znała i była zaskoczona ich, by tak rzec, zapomnianą nowoczesnością. Warto więc je przypominać. A prawykonanie, jak wspomniałam, było też – tym razem niekoniecznie genialnego utworu, ale wciąż powstają nowe.
@ew_ka pisze
„Prawdziwy artysta poradzi sobie z każdą niedogodnością”
To tak a propos klawesynu. Bylismy kiedys, w lecie, na koncercie muzyki klawesynowej, ktory zaczal sie o osmej wieczorem w parku, na swiezym powietrzu. Bylo slicznie: lampiony, kandelabry – bardzo nastrojowo 🙂 Ale zaszlo slonce, temperatura zaczela spadac, i wraz z nia stroj klawesynu.
Artystka, juz nie pamietam ktora, walczyla dzielnie niemal do konca, bo w koncu koncert trzeba bylo przerwac – ale tez nie pamietam czy na dobre, czy tylko na chwile.
Pani Doroto, Drodzy Blogowicze,
w piątek 13 lipca w Krakowie zaczyna się 8. Festiwal Muzyki Polskiej, na który serdecznie zapraszam. Rozpocznie się wykonaniem „Quo vadis” Feliksa Nowowiejskiego, w oryginale – po niemiecku. Ostatni raz dzieło zabrzmiało w Krakowie w 1969 roku… Sinfonią Iuventus, Chórem Teatru Wielkiego w Poznaniu oraz solistami (Olga Rusin, Jacek Jaskuła, Krzysztof Szumański) pokieruje Kaspar Zehnder. Z innych koncertów polecam również „Ballady polskie” Carla Loewego w wykonaniu Urszuli Kryger (15 lipca), „Agatkę” Hollanda w wersji PGR (16 lipca), wyjątkowy recital Elżbiety Szmytki (artystka wystąpi po raz pierwszy z recitalem w Krakowie) z pieśniami Karłowicza i Szymanowskiego (21 lipca) oraz na finał – koncertową wersję „Marii” Statkowskiego. To oczywiście tylko niektóre pozycje z bogatego repertuaru, zachęcać do Yulianny Avdeevej nie muszę, bo czytelnicy bloga dobrze ją znają, podobnie jak w przypadku Motion Trio. Szczegóły na naszej nowej stronie http://www.fmp.org.pl
A propos Pani Chojnackiej – była gościem 2. edycji festiwalu (2006) i wykonała wtedy oczywiście „Koncert na klawesyn” Góreckiego.
Nie zapomnę jednak jej wykonania koncertu Michaela Nymana w Filharmonii Krakowskiej (2010), zwłaszcza zrzucanych z klawesynu wielkich płacht z nutami.
Pozdrawiam serdecznie
Mateusz Borkowski
Cały koncert Pani Elżbiety jest tu od 27:31
http://www.popler.tv/SzalonyReporter#46953
Jeżeli była już podana ścieżka, to przepraszam
Dla tych, którzy będą w przyszłym tygodniu w Krakowie mam dobrą informację – organizujemy spotkanie z Elżbietą Szmytką. Kiedy będę znać szczegóły oczywiście wszystkich Państwa tutaj poinformuję 🙂
Dzięki za info z Krakowa! Niestety nie udało mi się zmieścić zapowiedzi w papierowej „Polityce” – sorry 🙁
Panią Elżbietę Szmytkę polecam bardzo – pięknie śpiewa i jak na mój gust jest zbyt mało u nas znana. Jeszcze Simon Rattle, kiedy nagrywał Szymanowskiego, zaprosił ją do kilku utworów.
No i ten Loewe – to jest niesamowita ciekawostka przyrodnicza. Niemiecki kompozytor romantyczny, działający przez pewien czas w Szczecinie, napisał cykl ballad do słów Mickiewicza, w tłumaczeniu niemieckim.
Pani Doroto,
zamieścić coś do papieru coraz trudniej ostatnio, coś o tym wiem.
Ciekawostką jest, że w marcu w szczecińskiej katedrze odkryto urnę z sercem kompozytora… 🙂
http://szczecin.gazeta.pl/szczecin/1,34959,11287241,To_najpewniej_serce_Carla_Loewe__Komisja_potwierdza.html
Pani Doroto, proszę się nie martwić, że nie udało się Pani zamieścić papierowej zapowiedzi. W dzisiejszych czasach afery, gwałty i celebryci są ważniejsi 🙂 Ale do Krakowa bardzo zapraszamy. A jeśli chodzi o Loewego, to jego serduszko kilka miesięcy temu odnaleziono w urnie w szczecińskim kościele. Za to Elżbieta Szmytka wystapi w Krakowie po raz pierwszy. Jakoś nikt w Krakowie przez ostatnie 25 lat nie uznał za stosowne zaprosić śpiewaczki tego formatu… Tyle njusów z europejskiej stolicy kultury (2000) 🙂
Z racji rzecznikowania nie napiszę relacji, ale wiem, że na „Quo vadis” Nowowiejskiego wybiera się mkk, który planuje recenzję, więc jestem ciekaw. Jeżeli ktoś też będzie z Szanownego Blogownictwa, to proszę o odzew. Jestem ciekaw Państwa opinii. Swoją osobą zaszczyci nas też syn kompozytora, Jan Bogusław Nowowiejski (rocznik 1933), który potwierdził swój przyjazd.
Wreszcie przesłuchałam wszystkie piękne linki, jakie tu dziś nawrzucaliście 😀 Wszystkim dziękuję bardzo!
Ja mam pecha z tym Krakowem, bo pewnie w ogóle nie dotrę. Od czwartku do niedzieli włącznie chodzę grzecznie na Warsaw Summer Jazz Days. Sama końcówka FMP mi odpada z powodu wypadu weekendowego do Bawarii; z tej końcówki żałuję zwłaszcza sobotniej Szmytki. Ciekawam też, jak Paulina Ceremużyńska, którą pamiętam ze śpiewów z zespołem Pressus w nurcie młodzieżowym festiwali Pieśń Naszych Korzeni, obecnie działająca w Hiszpanii, zaśpiewa psalmy Gomółki z hiszpańskimi kolegami na vihueli (lub gitarze renesansowej) i perkusji. Tzn. trochę wiem, bo przysłała mi nagrania paru psalmów – ma być z tego płyta.
Quo vadis nie żałuję, bo pamiętam z wykonania w Operze Narodowej i jak dla mnie jest to rzecz warta doświadczenia jednorazowego. Marię Statkowskiego, która ma zamknąć festiwal, też mam na stosunkowo świeżo.
A p. Szmytka co prawda kilka lat temu w Warszawie wystąpiła (w ramach radiowego festiwalu Szymanowskiego), ale na jej koncert przyszło tak mało ludzi, że płakać się chciało. No bo przecież nikt jej nie zna… 🙁
Pani Paulina działa w Galicji, Pani Kierowniczko, w Galicji! Nie w Hiszpanii! I śpiewa po galicyjsku jak po swojemu, a po hiszpańsku wcale. 😉
A te nagrania, to one może są w formie przesyłalnej przez internet? [tu bardzo prosząca morda, ale bez większej nadziei]
Dobrze, dobrze, Wodzuniu 😀
🙂 🙂 🙂
No dobrze, Santiago de Compostela to jak najbardziej Galicja, i Cantigi, które Paulina śpiewała przez większość życia, też są po galicyjsku. Ale nie wydaje mi się, żeby ta kraina miała aż tak separatystyczne tendencje jak Katalonia czy Kraj Basków. Choć może za mało się znam 🙂
Klawesyn? http://www.youtube.com/watch?v=1DDiWoPxA34
To moi najnajnajnaj 🙂
Ktoś wspomniał o Ligetim. Uwielbiam go, zwłaszcza, gdy pomaga mi wyganiać zasiedziałych gości z domu 🙂
Wielki Wódz kibicem Deportivo La Coruna ?!?!?!
Pozdrawiam!
Ojejku, że też ja o tej piosence nie pamiętałam 😀
Moi też jedni z naj 😉
Klawesyn tzw. postpunkowy: http://www.youtube.com/watch?v=d7R7q1lSZfs 🙂
Pani Kierowniczko, dziękuję na publicznym forumie! Bardzo!
http://www.youtube.com/watch?v=SD5engyVXe0
… a początek tego utworu na klawesynie grał ktoś z Europa Galante podczas rozgrzewki do nagrywania „Stabat Mater” Vivaldiego z Davidem Danielsem. widziałem na własne oczy w TV Mezzo!!!
My pleasure, WW 😀
miderski – fajne! 🙂
Rewelacja, gdyby mnie ktoś pytał. 10/10. I nie mówię o Genesis, tylko o Gomółce w wykonaniu Pauliny Ceremużynskiej. Dożyłem! Da się!
Widocznie trzeba się odciąć od miejscowego piekiełka, tradycji wykonawczych i całej reszty. [entuzjazm]
Wykwalifikowany gitarzysta też nie przeszkadza, do nabycia jedynie w zagranicznych miejscowościach, niestety. 🙂
Umieli basy nagrywać 40 lat temu, oj umieli. Żeby jeszcze basista dorastał do tej techniki. 😛
(to z kolei o Genesis)
Paulina będzie też w Warszawie jesienią – koncert bodaj 20 listopada na uniwerku.
A tak swoją drogą, to nie wszystkimi kawałkami jestem zachwycona. Piękny ona ma głos, ale interpretacja miejscami trochę może zbyt afektowana… a Kleszczmy rękoma już zupełnie nie w moim guście 🙁
Z drugiej strony jestem ciekawa, jak tutejsza publiczność zareaguje, zwłaszcza w Stołecznym Królewskim Mieście 😛
Jak publiczność będzie szeroka, to może być różnie. Nic to, jakoś przeżyją. 🙂
A ja mam tak serdecznie dosyć Poważnych i Tradycyjnych wykonań, zwłaszcza tych według tradycji wymyślonej 300 lat po Gomółce…
To już jest zupełnie inna sprawa 🙂
Dobranoc. Oddalam się tanecznym klawesynowym krokiem.
http://www.youtube.com/watch?v=6ivCWWCFa78&feature=related
No coz, jak zwykle, z klawesynu zeszlo na Carla Loewe(go) i jego piesni. Nic na to nie poradze.A bo to ja?
„No i ten Loewe – to jest niesamowita ciekawostka przyrodnicza. Niemiecki kompozytor romantyczny, działający przez pewien czas w Szczecinie, napisał cykl ballad do słów Mickiewicza, w tłumaczeniu niemieckim.”
Na tym polega uroda tego blogu, ze po przeczytaniu wpisu Pani Kierowniczki, pobieglem do plyt i puscilem sobie Carl Loewe Balladen & Lieder (wykonanie oczywiste + Jorg Demus). Po pobieznym przeegzaminowaniu autorow slow, Mickiewicza nie widac. Glownie Goethe.
Pietrku – bo on tego natrzaskał od jasnej ciężkiej cholery.
http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_compositions_by_Carl_Loewe
Proszę się przyjrzeć w dziale pieśni opusom 49-51 😉
A w ogóle niektóre tytuły to jakbyśmy znali skądinąd 😉
Teraz to już naprawdę dobranoc.
Psiakrew, czy te moje Niemce muszą być takie pilne w przestrzeganiu praw autorskich? Jak zwykle co najmniej połowy linek nie da się odsłuchać. 👿
Pobutka.
Tu można posłuchać jak brzmi cząstka Higgsa.
http://news.discovery.com/space/listen-to-the-higgs-boson-120710.html
trochę jakby jazzowa improwizacja:)))
A tu mozna posluchac, jak Kola przechodzi do finalu konkursu w Sydney:
http://www.abc.net.au/classic/content/2012/05/01/3521053.htm
🙂
Przesylam paryski chlodek!
Brawo Kola! Zaraz posłucham.
A ta „muzyka cząstki Higgsa” przypomina mi pierwsze próby z lat 50. z muzyką „tworzoną” przez komputer – Illiac Suite, firmowaną przez Lejarena A. Hillera i Leonarda Isaacsona z uniwersytetu Illinois:
http://www.youtube.com/watch?v=n0njBFLQSk8
(Przypomina mi się też od razu smutny koniec prof. Hillera, który w latach 90. zmarł na Alzheimera w wieku zaledwie 70 lat. Znałam go, przez rok wykładał na naszej uczelni muzykę amerykańską, chodziłam na te zajęcia i dzięki temu mam pewne o niej pojęcie.)
IV etap Kola gra dziś wieczorem (ale zapewne wg czasu australijskiego?). To dopiero półfinał; ten konkurs ma pięć etapów.
http://www.abc.net.au/classic/content/2012/05/01/3521054.htm
Ile tu dobrego… Wielkie dzieki za linki do Pauliny (nie znalam), Golden Brown (@miderski, dzieki za przypomnienie 🙂 ), Joplina (pozytywnie nastawia do swiata 🙂 ), Higgsa (!!) i Kole (od 2:25:00; bedzie na wieczor 🙂 ).
Folias Criollas od Pietrka b. mile ale wrzucajacy chyba sie pomylil w opisie, bo w 1450 Kolumb byl w pieluszkach, a Vasco da Gama jeszcze sie nie urodzil 🙂
Ja właśnie słucham Koli – w tej chwili Rachmaninowa 🙂
Do Pauliny Ceremużyńskiej prawdę mówiąc linków tu nie dawałam, ale coś tam (nie Gomółka) jest na tubie – warto 🙂
Nie link ale nazwisko – starczylo by wyszukac 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=gnq2If_TWZY
Schubert Koli bardzo porządny. Niezłe owacje dostał 🙂
Tomaszu Stańku i jego trąbku – długich lat trąbienia 🙂
Słusznie – to dziś są jego urodziny. Tromby! 😀
http://www.youtube.com/watch?v=tYnxDvL-BB8&feature=related
Sięgnijmy troszkę głębiej…
http://www.youtube.com/watch?v=7U9h56tuhdE
Witam ponownie.
Z powodu upału,lub wieku,zupełnie zapomniałem o Chicku Corei/i/.
Nagrał kilka płyt klawesynowych.
Mam wątpliwości kto grał Autumn Leaves na klawesynie.
Erroll Garner nie dysponował taką biegłością i frazowanie nie przypomina Jego wykonań.
Można porównać z nagraniem na płycie „Concert By The Sea” z 1955 r.
No i Jarrett też grywał na klawesynie. Ci klasycznie chowani miewali takie odchyły 😉
Te Autumn Leaves, które wrzuciłam, gra jakiś anonim 😉
Tak, ale Jarrett na klawesynie nie gra(ł) jazzu.
Popełnił natomiast The Book of Ways na klawikordzie, choć ciężko powiedzieć, co to za zwierz, bo pęta się od quasi-barokowych smętów po współczesne stuku-puku.
No jasne, zdrowie Jubilata !!!
Niech nam trąbi przez następne pół wieku ( to minimum) 🙂
A z tego upału to dopiero dziś doczytałam ze zrozumieniem o radosnym wydarzeniu w rodzinie Pani Kierowniczki. Bardzo szybko rosną te dzieci 😉 Serdeczne życzenia dla młodej pary, niech im się szczęści, a to co złe omija ich z daleka 🙂
Juz mozna posluchac Kole w pierwszej czesci IV etapu (recital) na linku podanym przez Pania Kierowniczke 🙂
@13:53
Genialne! Ależ ten Tomuś wymiatał już wtedy – 22 lata 😯 Wszyscy oni w ogóle genialni.
Tak, genialne, biorąc pod uwagę okoliczności powstawania tej muzyki.
Choć słuchając polskiego jazzu z tamtego okresu czuje się pewien dyskomfort spowodowany tym, że muzycy grają na granicy swoich możliwości. Niestety w polskim jazzie nie ma tego cudownego luzu amerykańskiego jazzu z tamtych lat.
Wiem, wiem – tego się nie da porównać, ale dyskomfort pozostaje 🙁
Muzycy mają tego świadomość, stary dobry Ptaszyn o tym trochę opowiada w każdy poniedziałek. On sam dosyć wcześnie wycofał się w pisanie i aranżacje, bo znał swoje ograniczenia, a inni to różnie. 🙂 Trzaskowski na przykład udawał, że tak ma być, jak coś się nie daje zapisać na papierze, to tego nie ma. Szkoła w Katowicach to osobny rozdział. Pamiętam, jak czytywałem dawno temu Jazz Forum i się dziwiłem, czy to ze mną jest coś nie tak, czy z nimi. 🙄
Katowice, drogi Wodzu, były przedmiotem i mojej refleksji – trzy lata temu wywołałam trochę hałasu tym wpisem na blogu:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2009/04/23/ludozerka-nie-pokuma-nic/
i artykułem na papierze na zbliżony temat. Tak, to zupełnie osobny rozdział 👿
A tu mój „papierowy” tekst:
http://archiwum.polityka.pl/art/jazz-w-garniturze,424216.html
Optymistyczna końcówka dawno nieaktualna.
Wspominam tam o amerykańskich jazzmanach z nowojorskiej School of Improvisational Music (SIM), którzy robili wówczas w Katowicach warsztaty dla studentów (a pojutrze wystąpią na WSJD). Zaglądałam wtedy trochę na te warsztaty, były fantastyczne. A przy okazji dowiedziałam się różnych ciekawych rzeczy, np. że jeden z wybitniejszych talentów pianistycznych na Wybrzeżu, Asia Duda, zdawała parę razy do Katowic i się nie dostała 😈
Ależ pamiętam, jak Pani Kierowniczka walnęła w stół i co się działo. W szczegóły nie wchodziłem, jak byłem młody mogłem marnować czas na marną muzykę (i marnowałem), teraz mam z górki, więc niech to załatwią między sobą. Janusz Szprot wiecznie żywy, zdaje się. 🙂
Pobutka.
Ta Rzymska Dwójka i inne rzeczy z tych lat są na tych płytach:
http://merlin.pl/Muzyka-Krzysztofa-Komedy-1_Krzysztof-Komeda/browse/product/4,571572.html
Jakość nagrań archiwalna, ale słychać wystarczająco dużo, żeby się nadziwić.
Jest jeszcze Purple Sun Stańki, którą bardzo polecam, na której wpisuje się w klimat muzyki Milesa z wczesnych lat siedemdziesiątych.
Nie wiem, czy jazz był tak rugowany ze wszystkiego. W latach 70-tych w telewizji publicznej (a innej nie było) jazzu było sporo. Koncertów też. Pamiętam, że już w 1965 roku Teatr Telewizji zilustrował „Pierścień wielkiej damy” muzyką Kurylewicza i śpiewem Warskiej do słów „W Weronie” Norwida. Muzyka ta wówczas powszechnie się podobała. Był to jazz łatwo wpadający w ucho ale na pewno nie banalny. I świetnie pasował do tekstu. Było tam sporo zaczerpnięte z wielkich jazzu amerykańskiego, ale wtedy tego nie wiedziałem. Nie wiem, dlaczego teraz reklamodawcy jazzu się boją. Przecież nikt reklamy nie zilustruje jazzem szczególnie trudnym w odbiorze. Reklamę z dobrym jazzem pewnie bym oglądał zamiast bezskutecznego zmieniania kanałów. Bezskutecznego, bo jak są reklamy, to wszędzie równocześnie. Zmieniałbym przy „smooth jazz”, bo działa na mnie z nielicznymi wyjątkami jak środek wymiotny.
Rugowany był i jest w ostatnich latach.
Cóż… jazz jako muzyka niszowa starszego pokolenia… jakoś wciąż nie mogę się przyzwyczaić. I wiem, że w rzeczywistości to nie musi wcale być prawda.
Astigmatic jest w calosci na tubie
http://www.youtube.com/watch?v=uRcg7Ec2KMQ
Jazz jako walka o indywidualizm, wlasnie poprzez improwizacje. Rok temu czytalam magisterium na temat polskiego jazzu w latach 1945-60, zrobiony na wydziale politologii Uniw. Warszawskiego, b. ciekawy.
Uprzejmie komunikuję, co następuje, ze papierowy tekst Kierownictwa znajduje się w archiwum i jest niedostępny dla osób, które nie mają wykupionego abonamentu. 🙁
Hm… Przykro mi 🙁
Ciekawe to, o czym wspomniał wczoraj Gostek, że polski jazz z lat 60. nie ma luzu. Ja myślę, że to inna jakość – jazz jako nośnik napięcia, które było w ludziach w tamtych czasach. Jakiejś chmurności, niepokoju, zrywu. Myślę, że Polakom on po prostu służył do czegoś innego niż Amerykanom.
Z Purple Sun na tubie jest to:
http://www.youtube.com/watch?v=kMkq_sQlRlk
Więcej tu słychać Seiferta niż Stańki. No i też pięknie 🙂
Do sytuacji muzyki jazzowej w Polsce można zastosować prawo Thomasa Greshama z XVI wieku.
W skrócie „zły pieniądz wypiera dobry pieniądz”
Tak jest obecnie z muzyką jazzową we wszystkich mediach.
Stanisław ma rację w 100% a p.Kierowniczka w jeszcze większym %.
Muzyka jazzowa stała się muzyką elitarną.
Dodawanie przymiotników do słowa jazz i prezentowanie tego jako muzyki jazzowej przypomina mi „demokrację socjalistyczną”.
Mam kasandryczne przeczucia,jazz”zejdzie znów do katakumb”
Jest jeszcze problem,co począć z kolekcjami płyt,spadkobiercy nie są zainteresowani/w moim przypadku ponad 3000 szt.płyt z muzyką jazzową.
Z płytami z muzyką klasyczną sądzę,że nie będzie problemu.
Bardzo przepraszam za „blue notes”,ale co będzie z tym co kocham?
Też kocham i staram się zarażać. Ale co ja mogę, biedny żuczek…
Płyty, również CD, i tak pójdą do utylizacji (z wyjątkiem iluś tam egzemplarzy dla maniaków), bo młodsze pokolenia już właściwie tylko empetruch słuchają. To mnie mniej wzrusza, najważniejsze, żeby muzyka przetrwała.
Tadki – dać cynk w dpowiednim środowisku, że poszukujesz spadkobiercy płytowego, przeprowadzić rozmiwy kwalifikacyjne i wybrać tego, kto Ci się wyda najbardziej odpowiedni. 😉
Mordkę wprawdzie postawiłem, ale właściwie i na serio taki sposób przekazywania książek, płyt, obrazów i innych kulturaliów wydaje mi się dorzeczniejszy, niż zostawianie ich komuś, kto wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi takim spadkiem w ogóle nie będzie zainteresowany.
Chyba nawet ze swoją kolekcją kości właśnie tak postąpię. 😎
Pani Kierowniczko, bywają mody na różne oldskule. Może się w taką modę trzeba wstrzelić? 😉
Popieram Bobika, Tadki. 🙂
Z takim dorobkiem trzeba się koniecznie zakręcić za spadkobiercą, zastrzec w umowie, że zbiór nie będzie zmarnowany (rozsprzedany, rozdany, wyrzucony) i podjąć decyzję.
Bardzo rozsądna propozycja.
Może Szefowa podpowie jakieś adresy.
Nie żebyś od razu miał schodzić 😆 ale zabezpieczyć zbiory warto.
Jazz jako muzyka niszowa starszego pokolenia. Nie, to nie może być prawda. Na festiwalach jazzowych o bilety bardzo trudno. Na bardziej znanych jazzmanów trudno się dostać. W zeszłym roku nie udało mi się dostać w gdańskim „Żaku” na Krakauera, choć starałem się w pierwszym dniu wolnej sprzedaży biletów. Wcześniej przez kilka dni były dostępne po specjalnej cenie tylko dla studentów. Wiem, powiecie, że Krakauer to nie całkiem jazzman. Może i nie, ale daje to, co w jazzie najważniejsze. Prawda, że wśród młodzieży zainteresowanych jazzem jest mało, ale na tyle dużo, że może jazz nie zginie całkiem.
Brak luzu. W Ameryce też chyba nie cały jazz był na luzie. Blues w latach 40-tych, gdy został zaadaptowany przez jazz nie był zbyt luzacki nawet w jazzie. Pewnie też z powodu tego samego napięcia. Potem z jazzowym bluesem robiono równe rzeczy i luz blues śpiewano ochoczo. Myślę, że w wielu pamietnych nagraniach jazzowych luzu za dużo nie ma, co nie ogranicza improwizacji. W samych swoich poczatkach jazz nie był muzyką radosną. A jeśli był, to z pamięcią o tym, że radość szybko się skończy.
Robiono różne rzeczy, nie zawsze równe, jak omyłkowo napisałem
Krakauer jest jak najbardziej jazzmanem. Przynajmniej na ucho. Tyle że inspiruje się melodiami klezmerskimi. :-0
Bo ja wiem, czy polscy jazzmen(i) grali na luzie, czy spieci. Gostek w sposob oczywisty ocenia to z nagran – a ja z obdukcji pamietam Stodole pod Palacem Kultury (w ktorym mialem wiekszosc zajec z matematyki), do ktorej urywalem sie z zajec z kolesiami. Entuzjazm graczy i publiki byl nie do opisania. To byl pelen luz. Pozniej doszedl jeszcze Remont.
Pamietam tez jakies koncerty w FN – juz nie pamietam kto i kiedy chcial wprowadzic cos a la JATP N. Granza. Tez bylo wesolo, ale juz nie tak jak w Stodole.
A ten luz w amerykanskiej muzyce jazzowej w latach szescdziesiatych? Trzeba zobaczyc MJQ – zreszta moj faworytny zespol – w akcji. Czterech smiertelnie powaznych panow, ubranych jak na swoj pogrzeb i luz jakby na takowym.
PS widze, ze Stanislaw ma podobne odczucia – jego wpis pojawil sie kiedy pisalem swoj.
Figlarna stylistyka 😉
„do ktorej urywalem sie z zajec z kolesiami” czy „do ktorej urywalem sie z kolesiami z zajec.” 🙂
Przepraszam – chodzi mi o luz techniczny, czyli o tzw. chops, pozwalające na zagranie co się chce, jak się chce, kiedy się chce, gdzie się chce.
Napięcie, które słychać w polskiej muzyce wynika z tego, że muzycy wyrabiają się na zakrętach, ale ledwo. U Komedy stosunkowo najmniej, ale u Namysłowera, Kurylewicza (Go Right) to jest ewidentne.
Trudno mi to opisać słowami. Takie mam odczucie słuchając.
Cholera, zapomniałem wstawić „i” po „chops”.
Już odkursywiłam.
Komedy i Stańki to raczej nie dotyczy, Urbaniaka zresztą też.
Entuzjazm na koncertach i jam sessions na przełomie lat 50 i 60-tych nie miał granic. Nie był to jeszcze jazz najwyższej krajowej próby. Królował dixiland, a ta własnie muzyka mogła być nieokiełzana, jak ktoś chciał. MJQ to już wielka dyscyplina, ale przecież ta dyscyplina nie psuła muzyki. Zresztą Pietrek zwracając na mniej luzu jednocześnie zaznacza, że to jego faworytny zespół. Inna rzecz, że w ciągu około 30 lat grania ich muzyka mocno się zmieniała. W Wiki po polsku można przeczytać, że grali bebop i swing. Złapałem się za głowę. Oni grali wszystko, jeżeli ktoś chce przyklejać etykietki, jeżeli da się je z czymś powiązać. Nie wiem, czy jakieś nurty jazzu były im obce jako źródło inspiracji. Ale grali wszystko po swojemu. Jeżeli coś bywało w czystej formie to może cool. Ale jak ich cool potrafił być gorący. A dawali to ciepło sztuczkami, które pozwalały czystą formę cool zachować. Przynajmniej ja to tak odbierałem.
@Bobik 13:52
@mt7 14:21
Ot,słusznie prawicie…Mam taki sam kłopot i pewnie zastosuję się do Waszych sugestii.Całkiem poważnie mówię 🙂
Aha,informację dostałam w tzw. newsletterze,więc się dzielę :
dzisiaj transmisja z Warsaw Summer Jazz Days w portalu nina.gov.pl
a ten glos, szanowni Panstwo: WILLIS CONOVER
http://www.youtube.com/watch?v=Bx2iYyBzDzE
sloneczne (wreszcie) pozdrowienia,
ozzy
Odkurzony jazz
———————————————–
mam przed soba winyl z….wlasnie…Spotkanie z Conoverem w Polsce, Polskie Nagranie Muza – L0290, niezapomniany Roman Waschko (introdukcja) ach, te jego audycje
w PR w latach 60, takze na plycie Trio Trzaskowskiego i (!) „Marmolada z klarnetu” Modern Dixielanders. Plyta mono. I ten niezapomniany glos Conovera.
Re Stanislaw Jedna z pierwszych plyt ktore kupilem po przyjezdzie do Kanady byl European Concert, ktory uwazam za najlepsza plyte MJQ i the Third stream music. Wtedy to byl calkiem spory wydatek na nasza studencka kieszen. Razem tez wtedy nabylem Africa Brass.
PS Dzis jest piecdziesiata rocznica zalozenia the Rolling Stones – niewatpliwie najlepszego zespolu rockowego w historii tej muzyki (czekam na krytyke 😉 )
PS2 jesli Gostkowi brak luzu kojarzy sie z niedostatkami technicznymi wykonawcow, to chyba nic sie do tej pory nie zmienilo. Dobrzy sa i tu i tam, tak jak i kiepscy. Nikt nie ma na nic monopolu.
ad Pietrek
——————–The Rolling Stones—-zloty jubileusz!
masz racje, lubie ich (nawet bardziej niz The Beatles…pssst!). Pamietam bedac malcem
jak lubilem ich hit „The Last Time” czyli strona B a na A: Play With The Fire (RCA Studios, Hollywood); probably the best rock band.
powodzenia, ozzy/szwecja
Craiga Taborna poznalam dzieki dywanowej recenzji PK i jestem nim zafascynowana. Ten wyrabia na zakretach, wlasciwie mam wrazenie ze jego gra sklada sie wylacznie z zakretow 😯
http://www.youtube.com/watch?v=0PDqMCvMQUs&feature=related
Tak własnie odebrałem, co Gostek napisał wczoraj – brak luzu wynikający z ograniczeń technicznych. I jak mówiłem, Ptaszyn to po latach potwierdza otwartym tekstem.
Nie mylić z atmosferą, entuzjazmem, odbiorem społecznym, stylistyką cool. 🙂
I o klawesynie i o The Rolling Stones
http://www.youtube.com/watch?v=AuSPz3qbGME
czyli „Sittin´ on a Fence” (1966)
Dobry wieczór,
Multikino jednak raczyło poinformować o transmisjach wcześniej niż dzień przed:
http://multikino.pl/pl/muzyka/festiwal-operowy-w-salzburgu/
Pozdrawiam!
Kochani, wróciłam dopiero teraz po trzech koncertach i po prostu padam. Napiszę coś rano.
Re ozzy
Wlasnie puscilem sobie „something happened to me yesterday” – chyba ich ostatni kawalek napisany i spiewany pod wplywem the Beatles. The rest is history. Guzik mnie to obchodzi 😀
Pobutka.
😆
Cudne! Polski akcent w dyskografii Piaf.
Hej, łabądku! Jak tam cenne zdrowie? Właśnie przyjechała Tereska, widziałyśmy się wczoraj, jeszcze trochę pokasłuje, ale działa. Jutro idziemy do ambasady na Quatorze Juillet 😆
Oj,też pokasłuję,a najgorzej na zapylonych budowach.Ale działam.Buduję to i owo,zwłaszcza „owo”.Radosnego burzenia Bastylii życzę! Żeby było co budować.Całusy stereo!
Vive la France! 🙂
ale to jutro….(dzisiaj 13 i–piatek)
a moze Jacques Dutronc…o Paryzu,ktory budzi sie
http://www.youtube.com/watch?v=7whXkifG_ms
Zapraszam do nowego wpisu 🙂