Wędrówki mazurków
Pierwszy raz usłyszałam o tym kiedyś rozmawiając z moim znajomym, Józkiem Kwaterko, doktorem romanistyki, specjalizującym się w literaturze frankofońskiej, zwłaszcza Kanady, ale także Martyniki i Gwadelupy. – Czy wiesz, że jednym z najpopularniejszych tańców na Martynice jest mazurek, a właściwie mazurka? – spytał Józek – Bo chyba mało kto o tym w Polsce wie. -Faktycznie, ja też dotąd nie wiedziałam. Zastanawialiśmy się, jak to się stało – czy przywędrowali tam niegdyś jacyś Polacy? Różne bywały polskie drogi, czasem bardzo egzotyczne. Na przykład takie…
Ale nie, to nie jest ten przypadek. Można go porównać raczej z casusem Japonii, kraju, gdzie po prostu pokochano muzykę Chopina samą w sobie. Na Antylach, i francuskich, i w jeszcze większym stopniu – holenderskich, także, jak w krajach azjatyckich chopinowski typ wrażliwości okazał się czymś bliskim i atrakcyjnym. Dziś można surfując w sieci znaleźć takie przykłady mazurków, że trudno nam uwierzyć… A weźmy choćby hasło w angielskiej Wiki (w polskiej trudno takowego szukać, nawet hasło „mazurek” jest ledwie szkicowe – wstyd…). Nie dość, że można się zeń dowiedzieć, ilu twórców rosyjskich pisało mazurki, że napisali je też Debussy i Ravel (Debussy’ego można nawet posłuchać), ale też – w jak egzotycznych krajach powstawały: w Australii, Brazylii, na Kubie i w Nikaragui. No i że w Szwecji taniec zwany polska przypomina w rytmie mazura, że jest to popularny taniec w irlandzkim hrabstwie Donegal, że na Zielonym Przylądku gra się mazurki na skrzypce i gitarę, a na Południu USA przybrał nazwę mazuka.
Ale i nawet w tak porządnie zrobionym haśle brak informacji o mazurkach na Antylach. I tu więcej się dowiedziałam z pasjonującej, wydanej właśnie w polskim tłumaczeniu książki Jana Brokkena pod intrygującym tytułem: Dlaczego jedenastu Antylczyków klęczało przed sercem Chopina (wyd. Oficyna Wydawnicza Atut) i słuchając dołączonej do książki płyty z muzyką antylską. No, a jak już wiedziałam, jakich nazwisk szukać, to okazało się, że i na YouTube, i na płytach można sobie tego i owego posłuchać, można sobie to i owo też w sieci poczytać.
Wynika stąd, że Chopin zaiste uniwersalny jest. Dalekowschodnich melomanów pociąga w nim delikatność, wyrafinowanie, rys melancholii. Antylczyków zaś to wszystko i jeszcze – taneczność. Brokken pisze: „Chopin najlepiej pasował do mentalności karaibskiej, do tej mieszanki wulkanicznego ognia i przyćmiewającej melancholii, delikatności i rytmiczności, melodii i tańca. Dla Antylczyka muzyka tylko wtedy jest muzyką, gdy można do niej tańczyć, a w przypadku walców i mazurków było to możliwe. Kompozytorzy z Karaibów zaczęli je więc komponować w dużych ilościach”. A dalej: „Chopin miał w sobie coś z muzyka jazzowego, który uwielbiał balansować na pograniczu rytmu”. W Europie dawno już o mazurkach jako formie żywej zapomniano (wyjąwszy Szymanowskiego i paru innych polskich kompozytorów). Na Karaibach i na Kubie wpływ Chopina dał się słyszeć przez cały XX wiek, nawet w slumsach Hawany: „Czarny chłopak Electo Rosell, który niesamowicie szybko grał na fortepianie, otrzymał przydomek Chepin. W 1932 roku razem z Bernardo Chovenem założył orkiestrę taneczną o nazwie Chepin-Choven”.
Do muzyki tamtejszego obszaru przeniknęło też wiele innych idiomów kulturowych, w końcu ludność tamtejsza to często niesamowita mieszanka narodowościowa. Ale Chopin pozostaje wciąż dla nich wielką miłością. Tytuł książki Brokkena bierze się z przeczytanego przezeń w 1999 r., na 150-lecie śmierci Chopina, doniesienia w „Süddeutsche Zeitung” o obchodach rocznicy w Polsce, o tym, że pojawiła się tam grupa jedenastu Antylczyków, która udała się z pielgrzymką do Żelazowej Woli (co przypłaciła przeziębieniem, ale nie chciała opuścić ani jednego z serii koncertów) oraz na mszę do Kościoła św. Krzyża. „Nikt z komitetu organizacyjnego nie potrafił wytłumaczyć obecności tej licznej karaibskiej delegacji”. Brokken potrafił i natychmiast postanowił wrócić na Curaçao, gdzie już wcześniej mieszkał, i napisać tę książkę. Pośrodku tej strony, wraz z informacją o spotkaniu z jej autorem, trochę o Chopinie odwiedzanym przez Antylczyków, łącznie ze zdjęciami z Warszawy i Żelazowej Woli…
To teraz trochę przykładów muzycznych. Oczywiście tych dostępnych – nie wszyscy z opisanych przez Brokkena twórców w sieci są. A nie ma tych, którzy być może wprowadzili Chopina na scenę antylską: Jana Gerarda Palma (1831-1906) i jego ucznia Julesa Blasiniego (1847-1887). Jest w dużych ilościach, znany mi zresztą wcześniej ze studiów muzyki amerykańskiej (fascynująca postać sama w sobie), Nowoorleańczyk Louis Moreau Gottschalk (1829-1869) powiązany serdecznymi więzami z Curaçao (a przy tym pianista-wirtuoz światowej sławy); ponoć Chopin słyszał go jako szesnastolatka w Paryżu. Mazurek w wykonaniu amatorskim; najpopularniejsze utwory Bamboula, Banjo, Souvenir de Porto Rico. Kubańczyk Ignacio Cervantes (1847-1905). Nie ma w sieci nagrań muzyki Josepha Sickmana Corsena (1853-1911); z muzycznej dynastii Palmów („Żaden Palm nie zaczynał dnia bez Chopina”, pisze Brokken), tylko ostatni – Edgar (1891-1978). Wim Statius Muller (ur. 1930) – zwróćmy uwagę na mazurek Elegancia i komentarz autora-pianisty (a także prawdziwie chopinowskie rubato, polską posuwistość). No i w końcu współczesna Mazurka erotika, śpiewana przez Izaline Calister – nie mogłam niestety znaleźć nagrania w całości, więc fragment z początku i ze środka. Na YouTube niestety tego (chyba) nie ma, za to jest ona w wielu różnych odsłonach, np. w takiej. Śpiewa w miejscowym języku zwanym papiamento – tak wygląda tekst mazurka. Przedziwna jest ta mieszanka stylistyczna miejscowych gorących rytmów z niewątpliwym cieniem Fryca…
Komentarze
PS. Na tym blogu można już się pozegnać przez z. Ale nie chcę, żebyście się ze mną żegnali, a nawet zegnali 😀
Ja za to będę się z Wami żegnać w piątek rano – wyjeżdżam na weekend z przyległościami, bez laptopa. Wracam w poniedziałek wieczorem i wtedy będzie co opisywać, bo tym razem jadę z celem muzycznym, a raczej muzyczno-turystycznym 😉
Niesłychanie ciekawy wpis, dla mnie tym bardziej, że poprzez Chopina zainteresowałem się Louisem Moreau Gottschalkiem, uważanego za pierwszego kompozytora amerykańskiego. Chopin naprawdę był na koncertach Gottschalka w Paryżu, mało tego – publicznie nazwał go królem pianistów. Wiadomości czerpię z książeczek dodanych do płyt – a mam ich osiem; cztery z nich to luksusowa antologia. Mam poza tym film dokumentalny. Wpływ Chopina na Gottschalka był ogromny, wśród wielu utworów fortepianowych (które królowały w dziewiętnastowiecznych salonach) jest wiele mazurków, a także duzy utwór Polonia. Utwór ten napisał na Gwadelupie w 1859 r. – jak zapisał w pamiętnikach: wspominając niemal z płaczem polskich przyjaciół”. W tym czasie przebywał tam niemal na wygnaniu, po skandalu jaki wywołał w San Francisco. Gottschalk, uważany ówczas za jednego z najpiękniejszych mężczyzn na świecie (!) był uwodzicielem i lubił się zabawić. Otóż po koncercie, na ktorym był owacyjnie przyjmowany, urządził hulankę. Dość, że rankiem w parku – ze zgrozą ktoś zauważył nagiego Gottschalka w otoczeniu nagich baletnic z opery, smacznie śpiących na trawie. Wybuchł skandal, i to taki, że Gottschalk na parę lat musiał wyjechać do Ameryki Południowej. Dodam jeszcze,l że skomponował niezwykłą symfonię: LA NUIT DES TROPIQUES. Symfonia składa się z dwóch części – pierwsza jest
bardzo sentymentalna, druga zaś jest ognistą rumbą – napisał ją w roku 1879. Brzmi jak porywający fragment jakiegoś musicalu.Muszę leciec do pracy i całe szczęście – bo mógłbym nudzić dłużej.
Szykuje się weekend absencji. Skąd Państwo macie tyle wolnego czasu, by się włóczyć…?
Komisarzu, a skąd tyle wolnego czasu, żeby – jak widać po czarnym nicku 😉 – literaturę tworzyć? 😆
Ja tam jadę po to, by powstał tekst do wydania papierowego… no i może także trochę okruchów dla blogowych przyjaciół… z dużą ilością zdjęć 😛
Dla Piotra M, który jeszcze wtedy nie czytał mojego blogu:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=22
A jakoś udało się wygospodarować…
foma:
Jeśli nie możesz się wybrać na Mazury, zawsze możesz się wybrać na mazurki 😉
(Swoją drogą brawa dla wszystkich produktów eksportowych!)
Niezmiernie interesujacy tekst i (prawie) nieznana muzyka, az dziw, ze tak dlugo ta antylska milosc do Chopina pozostawala w ukryciu.
Gottschalka muzyke slyszalam pare tygodni temu w Monachium, ale niestety nic z tych podanych przez Pania Doroteczke przykladow, bylo to The Union – wykonane z niesamowita werwa i humorem, istna perelka: Tutaj nie tak ladnie:
http://www.youtube.com/watch?v=Lli2DL2oAPE
Witam wszystkich.
Mam jedno pytanie do Pani Kierowniczki. Czy te mazurki chopenowskie w wydaniu karaibskim nie sa odpowiednikami muzyki H. Villa Lobos, ktory probowal transformowac muzyke Bacha na tradycje brazylijska?
No, może w jakimś sensie. Villa Lobos zresztą sam napisał Mazurka-Choro:
http://www.youtube.com/watch?v=Fpkx2aL94Mc
Gdybym już nie siedziała, to bym usiadła z wrażenia: Chopin wiecznie żywy na Antylach, Antylczycy w Żelazowej Woli! Budująca historia, Pani Kierowniczko 🙂
Jej, jaki ten świat jest wielko-mały! Antyle a sprawa polska!
To koniecznie powinno się znaleźć w muzeum, o którym Pani pisała.
Bardzo proszę spracowanego Piotra M., żeby kontynuował. Tu czasem ktoś marudzi, ale żeby nudzić to wykluczone.
Słuchaj łotrowska paskudo, 437b to jeszcze potrafię przeczytać i napisać. Mści się pewnie za to, że dostał po łapach 😉
Pak!
Na Mazurach chyba mazurka sie nie znajdzie.Pochodza raczej od oberka i kujawiaka.Pani Dorota wie to lepiej.
Chcialoby sie powiedziec Chopin na Antylach,a Konkurs Chopinowski w TVKultura(z calym szacunkiem dla tej telewizji).
Pisze to,bo my w swojej masie ciagle chyba nie zdajemy sobie sprawy,ze tak naprawde Polakiem nr 1 na swiecie jest wlasnie ON.
Nr 2 to Curie-Sklodowska(tak na marginesie).
A dostał, łotr jeden, dobrze mu tak 😛
O Gottschalku u Brokkena jest cały rozdział. O skandalu w Kalifornii jest całkiem inaczej: „Gottschalk chciał uwielbienia, a nie seksu. Dzięki temu był właściwie jedynym dziewiętnastowiecznym artystą, który uniknął choroby wenerycznej. Uwikłał się jednak w skandal obyczajowy w Kalifornii. Razem z przyjacielem poderwał w środku nocy dwie czternastolatki z internatu i przez ‚błąd w scenariuszu’ odstawił je dopiero po apelu. Gottschalkowi groził pozew o niemoralne zachowanie względem nieletnich. Uniknął procesu, wsiadając pod fałszywym nazwiskiem na statek płynący do Peru”.
Inna anegdota: „W Nowym Orleanie poznał człowieka latającego balonem. Zechciał wówczas od razu wznieść się z aeronautą w powietrze i przez sześć minut wisiał nad miastem. Nagle balon zaczął groźnie opadać z dużą prędkością, przeleciał tuż obok komina fabrycznego i z ledwością uniknął zderzenia z lokomotywą parową, która dopiero co opuściła stację. Rozsądnemu człowiekowi z dziewiętnastego wieku nie przyszłoby do głowy powtórzyć tego ryzykownego przedsięwzięcia, ale Gottschalk wszedł na pokład balonu już następnego dnia i na wziętej ze sobą harmonii skomponował wysoko w powietrzu krótki utwór, który zatytułował L’Extase„.
Pani Doroto, dziękuję za link, przeczytałem z przyjemnością, taką jak artykuł w dzisiejszej Polityce o Themersonach, świetnie zilustrowany.
Ale jeszcze o mazurkach Gottschalka. Jego mazurki, jakkolwiek widocznie zainspirowane muzyką Chopina ( i nie mające naturalnie takiego kalibru), mają wplecione motywy karaibskie, antylskie czy południowo-amerykańskie, jak np. mazurek op.74 Souvenir de Lima. Większość jego kompozycji to muzyka salonowa, nuty były wydawane w ogromnych nakładach, do czasu banicji z powodu skandalu. Wrażenie wywołuje przyjemne – ale takie jak np. znalezienie w starych rzeczach prababci zasuszonego bukiecika. Ale pewne utwory wywołują podziw: brzmią one bowiem jak Scotta Joplina. W każdym razie są to prapoczątki jazzu.
„Politykę” przeczytam dopiero w piątek, czeka w teczce, bo zaszyłam się na wsi. Themersonem zaraziłam przyjaciółkę, pojechała do Warszawy, potem do mnie na czytanie. Puszcza dalej. Pani to ma zasięg, Pani Doroto!
Także dzięki Wam 😀
Kierowniczka urasta mi na czołową moją Edukatorkę Ileż ja się ciekawych rzeczo dowiedziałam , o których nie miałam pojęcia, ileż ciekawostek do posłuchania i tekstów do przeczytania.
Pani Doroto – przyznaję 5 pkt na Oscara (moja prywatna skala zasług)
Ms Dorota Szwarcman:
Often I am in the habit of finding your name in the google’s seeker.
My name is Alejandro Szwarcman, I am poet, teacher and writer. I was born and I live in Buenos Aires, Argentina, to where my grandparents came at the beginning of the 20th century.
Probably you and I are familiar. I don’t know…
If you want to know more over of me, my page is:
http://www.myspace.com/alejandroszwarcman
I greet you with very much respect.
Alejandro Szwarcman
Kierowniczka niestrudzenie niesie „kaganiec oświaty” (jak mawia moja koleżanka przed zajęciami o ósmej rano, kiedy to kaganiec bywa wyjątkowo ciężki 😉 ) A że my wciągamy naszych znajomych w barokowe melokuchnie i mazurki antylskie, to mamy „efekt multiplifikacji”. I tak kaganiec Pani Kierowniczki (nie mylić z zupełnie innym kagańcem ;-)) świeci też innym, którzy bloga nie czytują.
A żebyście wiedzieli, jak mnie bawi wynajdywanie takich pychotek 😀
Dear Alejandro, what’s surprise! I don’t know we can be relatives, but why not? I know only that I have a family in Buenos Aires but from my mother’s side, and it was my grandfather’s brother who has emigrated to Argentina from Ukraine. I know very little about my family from my father’s side.
I’m a music critic. I write not only for the „Polityka” weekly but also for a Polish/Jewish monthly called „Midrasz” (Midrash); my sister, Bella Szwarcman-Czarnota, is a member of the staff. The last number is devoted to Jews in Argentina 🙂
I will write to you 🙂
Pani Dorotko!
Kuzyn z Argentyny się znalazł! I to artysta, no, poeta co najmniej 😉 😯
Ja bym się do takiego przyznała 😉
Ja też mam krewnych w Argentynie, potomków brata mojej Babci, ale jego córki powychodziły za mąż za jakichś Niemców i moja Mama nie chciała utrzymywać z nimi kontaktu. Bo za jakich Niemców mogły wyjść w Argentynie tuż po wojnie? 😯
No prosze, i rodzine Pani Doroty poznajemy! 😀
Prawda jest taka, jak piszę powyżej w mojej murzyńskiej angielszczyźnie – w Argentynie na pewno mam dalekich krewnych ze strony matki, a o rodzinie ojca nie wiem nic. Babka wywodziła się z łódzkiej-bałuckiej biedoty, mój ojciec i jego siostra, a moja ciotka byli nieślubnymi dziećmi i nosili nazwisko swojej matki, jest domniemanie, jak się nazywał ich ojciec, ale nie zostało to wpisane w metrykę 😯 Szwarcman to chyba nie jest bardzo rzadkie nazwisko. Ja spotkałam kiedyś jakąś Bogusię Szwarcman ze Śląska (chyba wyemigrowała), a oglądając listę Wildsteina znalazłam tam jakiegoś Waldemara Szwarcmana, o którym w życiu nie słyszałam 😯 Jest w USA niezły aktor Jason Schwartzman, zetknęłam się kiedyś z klarnecistą o tym nazwisku, w ogóle Szwarcmanów jak mrówków, a przed chwilą nawet znalazłam:
http://www.schwartzmann.de/schwartzmann/_portfolio..html
Ale te tanga fajne 😉
Ale coz one w tej Argentynie tuz po wojnie mogly wiedziec o Niemcach?
Nie bardzo rozumiem, babo?
To komentarz do passpartout z 23.15!
To było do mnie 😉
Aha, łajza minęli 😉
:D:
Usmiechac tez sie nie wolno?
Bez dwukropka na końcu, wolno, babo 😀
Bo to się robi inaczej, bez dwukropka po drugiej stronie 😀
Ale sobie łajzujemy przed północą 😆
Pani Dorotko,
dziękuję za pozdrowienia i słowa otuchy.
Bardzo mi są potrzebne. Dzisiaj – trzeciego dnia pobytu w szpitalu -odkryłam czarne pięty mojej Mamy; żeby nie odebrać Jej z powrotem w postaci jednej rany na całym ciele, zawiozłam wieczorem do szpitala jej materac przeciwodleżynowy.
Włos mam zjeżony na sztywno, co się na tym wewnętrznym oddziale wyprawia, sami starzy ludzie, wiele z tych osób nie jest w stanie zabezpieczyć swoich potrzeb, a personel też nie, bo jest go tragicznie mało i możliwości materialne równie nędzne (vide: ceratowe materace, poszarpana, dziwna pościel)
Nie będę opowiadać, bo nie jest moim zamiarem psucie nastroju.
Jeszcze raz bardzo dziękuję i najserdeczniej z całego serca pozdrawiam Panią i cały Dywanik. 🙂
No to bez: 😀
Jest!
Pozdrawiam wzajemnie, EmTeSiódemecko, widzę, że szpitale przez 20 lat nic się nie zmieniły 🙁
Na mój dusiu! To ten pon Ravel to był taki całkiem kulinarny kompozytor, skoro wyryktowoł nie ino BALERON, ale tyz MAZURKI! 🙂
Piknie, ze mozno sie juz – pozegnać! 🙂 Ale rozumiem, ze słowa „poze” nalezy tutok unikać, bo wyglądo na to, ze w języku jakiegoś kraju jest to straśnie brzyćkie słowo. No to przecie nie uchodzi gorsyć maluckik z owego nieznanego kraju 🙂
Ja nie mam pojęcia, w jakim to języku 😯 Musiało jednak znajdować się w jakichś spamach…
To się pozegnam – dobrej nocki 🙂
To jo tyz sie pozegnom* i tyz dobrej nocki zyce 🙂
* Ale ocywiście piknie przeprasom mieskańców nieznanego kraju za ten wulgaryzm 🙂
P.S. A kie Polityka była jesce pod Onetem, to roz przyseł ku mnie mail, ze mój komentorz zostoł usunięty, bo… zawieroł wulgaryzm. A tym „wulgaryzmem” okazało sie słowo „szuka”, ftóre po góralsku brzmi: „suko” 😀
😆
A pon Ravel to ino jednego mazurka wyryktowoł 😉
W sumie słusnie. Mazurki som barzo kalorycne, więc kieby było ik zbyt duzo, to by było niezdrowo 🙂
Pan Chopin śpiewa po włosku i to w jakiej scenerii 😉
http://www.youtube.com/watch?v=xjdMfzSIbxE
Jakie słodziutkie 😆
Masaż przepony? Już się robi
http://pl.youtube.com/watch?v=nH0fjTof8P4&feature=related
Ładne, a jaka muzyczka 😀
Tu muzyczka jest jeszcze bardziej kliamatyczna 😉
http://pl.youtube.com/watch?v=bl5YK31q0no&feature=related
No, ten kontrast między posturą bohaterów a muzyczką jest właśnie świetny 🙂
Oba filmiki są w klimacie „uciekających kurczaków” – czy dobrze kojarzę, że są stworzone przez tych samych ludzi?
O ile pamiętam, to przynajmniej „Wściekłe gacie” są filmem starszym. Ale tych samych autorów.
„Wściekłe gacie”? Nie ma to jak dobry tytuł 😉
To może coś do jedzenia?
http://www.youtube.com/watch?v=7fYyxiYJkNI
Witam wszystkich w nowym dniu.
Pani Doroto:
Moze w ramach przyblizania Argentyny jakis kawalek z Piazzoli? Wracajac do koneksji zydowsko-argentyjskich wspomnialbym znanego rezysera argentynskiego Daniela Burmana.
O, Kanada się obudziła 😀
Co do muzyki i koneksji żydowsko-argentyńskich, interesujący jest Osvaldo Golijow:
http://www.osvaldogolijov.com/bio.htm
Ten utwór był napisany dla Dave’a Krakauera i Kronos Quartet:
http://www.youtube.com/watch?v=iFH-YZEuKXs
A dodając do koneksji argentyńsko-żydowskich jeszcze tango – bardzo interesująca śpiewaczka argentyńska z europejskich przodków (obecnie mieszka we Francji) specjalizująca się w tangach w jidysz:
http://www.lloicaczackis.com/
Ostatnio Tzadik wydał jej płytę:
http://www.amazon.com/Tangele-Pulse-Yiddish-Tango/dp/B0013XZ4BS
Pianista, który gra z Lloicą, Gustavo Beytelmann, współpracował swego czasu z Piazzollą 😀
Kanada obudzila sie 4 godziny temu, a teraz to jestem od 2 godzin w Stanach, w pracy. 🙂
Dziekuje za linki, jak zawsze ciekawe.
O tak, Kanada dawno nie śpi, mniej więcej od waszej 11-tej, bo koleś cardinal zaczyna swoje trele około mojej 5-tej, czyli drze dzioba – mazurek to nie jest, tylko przenikliwe gwizdy.
I co mu zrobić? Przecież piór mu z… ogona nie powyrywam! 😯
Poza tym to jest piękny ptaszek, oko cieszy, kiedy łaskawie raczy się pokazać i usiądzie na gałązce na widoku.
U mnie nadchodzi trzecia burza od trzech godzin – nie żartuję, nie wiem, jak tam na zachodzie ode mnie u PA2155, ale tutaj co rusz lokalna burza.
Tu ilustracja. Ja mam inną, drastycną (copyright Owczarka Podhalańskiego). Musiałabym poszukać w archiwach foto.
http://en.wikipedia.org/wiki/Image:Cardinal.jpg
Cardinal wygląda na stworzonko, które dobrze wie, czego chce.
Alicja:
Czekamy od tygodnia na deszcz.
Kardynaly i wilgi (red wings) sa stalymi goscmi na moim trawniku. Mamy rowniez kolibry. I pelno zajecy, ktore denerwuja mojego wiecznie polujacego na nie psa. 🙂
Pozdrawiam z Detroit.
Jeszcze dodam, ze to co zlinkowala Alicja to kardynal rodzaju meskiego. Dziewczyny sa mniej mniej urodziwe, niestety, a moze na szczescie. 🙂 Tylko pospolite sojki (blue jays) sa trudne do rozroznienia pod wzgledem plci.
Dokładnie niemal rok temu też tu była konwersacja o kardynałach, łącznie z linkami na obrazki i dźwięki:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=33#comment-2127
Ta drastycna ilustracja też była wcześniej, ale linka już nie działa.
Alicjo, podeślij tu tego drodzioba. W barterze dostaniesz sąsiada z kosiarką o 5:30.
Tak myślałam, że już o tym (plus drastycna…) było tu gadane, Kierowniczko 😉
Linka nie działa, bo co jakis czas muszę muszę to i owo wyrzucić, żeby coś włożyc nowego, inaczej bym się pogubiła w maszynie. Wbrew popularnym opiniom, jestem tylko człowiekiem, a nie maszyną 😉
A dziewczyny kardynalskie faktycznie szaropiórki, i mniejsze, tyle, że dzióbki pomarańczowe.
Hop, hop – jest tu kto?
Hop, hop – jeszcze przez godzinkę ja 😀
A jakiś nowy wpis przez tę godzinkę powstanie? 😉
E, niestety. Zbieram się na samolot… a dziś lecę nawet dwoma. Wracam w poniedziałek wieczorem i wtedy pierwsze wrażenia. Będą i zdjęcia, mam nadzieję 🙂
Mam tylko nadzieję, że nie dwoma samolotami jednocześnie 😉
Miłego weekendu życzę 😀
Dzięki, wzajemnie 😀 Nie jednocześnie 😉 Najpierw do Monachium, stamtąd do Pizy. A z Pizy parędziesiąt kilometrów jakąś podwodą do miejsca docelowego 🙂
Udanej wyprawy 🙂
Dzięki – jadę na wrażenia wokalne, ale nie mam pojęcia, jakiej będą jakości… 😉
Skoro wrażenia wokalne poprzedzone lataniem, życzę niezatykania się uszu przy lądowaniu 😉 bo zostaną tylko wrażenia wzrokowe 😆
Operowe?
Chyba już nam Kierowniczka pojechała w stronę Okęcia, no nic, dowiem się w poniedziałek 😉
Noooo, ja bym tego kuzyna Olka- poete z Argentyny odszukala, najlepiej w samej Argentynie….
A zgubilabym kolege, ktory sie tu nagle pojawil, niewatpliwie w poszukiwaniu „lobby zydowskiego”, ktore weszy wszedzie i przy kazdej okazji na innych blogach, niezaleznie od tematu na jaki sie rozmawia.
O, Pani Dorota w Monachium? Szkoda, ze wczesniej nie wiedzialam, pomachalabym Jej chociaz na lotnisku! 🙂
Mam nadzieje, ze oplaci sie to latanie. A jesli wokalnie nie bedzie na poziomie, to przynajmniej wzrokowo (Piza) i pewnie smakowo (wloskie jedzonko!).
PA2155,
red wings to nie wilgi – wilgi to oriole, sprawdz 😉
U mnie też bywają, ale one lubią w gęstwinie drzew popasać, najlepiej je widać wiosną, kiedy drzewa nie są jeszcze pokryte liśćmi. Piękne są. Red wing to polski drozdzik (nawet nie wiedziałam, sprawdziłam w wiki).
http://en.wikipedia.org/wiki/Oriole
Alicja:
Sprawdzalem to kiedys w starszym wydaniu Wielkiego Slownika Angielsko-Polskiego PWN. Tak tam stalo, albo zle przeczytalem? Musze jeszcze raz sprawdzic. 🙂 Nie wiem, czy w Twojej okolicy wystepuja robiny (rudziki)? Ale one sa glownie na wiosne i we wczesnych letnich miesiacach.
PA2155,
robin to nie rudzik, to drozd wędrowny północnoamerykański, robiny nie występują w Europie, chyba, że wyjatkowo i tylko gościnnie 😉
Wczoraj właśnie taki robin został potrącony przez samochód, Jerz go przyniósł, myśleliśmy, ze tylko złamana noga, ale on miał przetrącony – po ludzku nazwalibyśmy to – krzyż. Wyniosłam go do ogrodu, bo w domu wyraznie stresowo się czuł. Nie przeżył. Nie mógł poderwać się do lotu, w ogóle nic nie mógł 🙁
Robiny pieknie spiewają, jest ich tutaj pełno. Najładniej śpiewają pod wieczór – siedzi ci taki na płocie i nadaje 😉
PA2155,
ja przestałam na tym słowniku polegać już bardzo dawno. Wszystko sprawdzam w internecie. U Stanisławskiego jest tyle pomyłek, że głowa boli – nie jest to rzetelny, dobry słownik.
Lecę do zajęć, miłego dnia wszystkim! 🙂
Wszyscy wzięli urlop do poniedziałku czy co?
Fto wziął, ten wziął. Dlo mnie od świętego Wojciecha do świętego Michała nimo urlopu. No chyba ze kasi se na krótko hipne 🙂
Witam najserdeczniej po polskich peregrynacjach
A w Zakopanem nasluchalam ci sie ja tych mazureckow, oj nasluchalam. Az jacys Anglicy nie wytrzymali i jekneli, ze juz nie moga tej ludowizny. Polecilam konczyc jedzonko przed 18, bo akurat wtedy zaczynaja kapele.
A kapele jak pielgrzymki, ktora glosniej!!!
Terenia C z 08:43 😀
Alicjo, dlaczego wszyscy od poniedziałku? 😯
Bo Kierowniczka w Pizie i wraca w poniedziałek wieczorem, kilka osób też zapowiedziało jakieś wyjazdy weekendowe i tak dalej.
Witaj Tereso, dawnośmy Cię nie widzieli, no ale jak latałaś po Zakopanem, jesteś jak najbardziej usprawiedliwiona. Być może w tym roku uda mi się choć na chwilę wskoczyć do Zakopanego.
Droga Alicjo, unikaj wiec Krupowek jak ognia piekielnego, zwlaszcza po 18, gdy artysci nieludowi prezentuja swe umiejetnosci. Gory za to piekne i o swicie, i o zachodzie, nawet w poludnie, pod warunkiem, ze wyjdzie sie przed szosta.
Nalesniki w Murowancu najlepsze w calych Tatrach, szarlotka w schronisku pod Ornakiem, oscypki tylko na zamowienie z Zebu, poza tym wszystko gra.
Polecam Gubalowke po burzy. Gwarantowane – wymiotlo wszystkich, grille pogasiilo, panorama piekna, pijaczek trzyma sie plota.
Poz
Poza tym (chyba nie tam kliknelam, gdzie trzeba) nie polecam kolejki na Kasprowy!!! Dwa lata temu udalo mi sie zabrac smieciarka o 6.45, teraz o 6.30 juz bylo z 15 luda, a tlum nadlezdzal! Szczesciem czynna byla dopiero od 9, a ja o 9 to juz smignelam na Kasprowy piechota. A ludziska STALY!!!
Ale mialo byc o mazurkach. Ostatnia moda na koncertach Szymanowsko-Chopinowskich stalo sie ponoc wykonywanie mazurkow ciurkiem z naleznymi kontrastami stylistycznymi. Wstyd przyznac, tez w to sie niechcacy wmieszalam, ale nie wyobrazam sobie, zebym na atmowskim fortepianie miala wykonac duze formu chopinowskie. A i duze formy Szymanowskiego poza Metopami cienko pisanymi tez nie bardzo. Wiec wszyscy ciachalismy mazurki. Sorry, to naprawde byl przypadek.
Tarara bumbija!!!
Sluchajcie, to jak Kierowniczki nie ma, to ja sie pozwierzam troche. Nie mazurkowo wprawdzie, ale szczerze.
Bo podjelam zyciowa decyzje i ide na koniec swiata. Czyli do Fisterre. Czyli we wrzesniu ruszam przez cala Hiszpanie do Compostelli i poza nia. Moze wroce, moze nie wroce. Mazurki tam pewnie tez tanczyli, flamenco na pewno. Wlasnie przetestowalam w Tatrach buty, teraz testuje plecak (okropnie niewygodnu ten Alpinus!!!), idzie ze mna cala dzielnica, wlasnie od fryzjera odebralam namiot zostawiony przez wlascicieli kawierni, a pojutrze odbieram karimate od sprzedawcy gazet. Wszystka forse na wszelki wypadek przelewam na konto przyjaciolki, zeby mi bank czego nie wcial na zapas, od przyjaciol zbieram zamowione karty do aparatu fotograficznego. Obiecuje pisac dziennik, ale nie na necie, raczka wlasna.
Tak na marginesie, w naszej kochanej ojczyznie z malymi chlubnymi i przekochanymi wyjatkami wszyscy patrza na mnie jak na idiotke, tutaj KAZDY mowi, ze gdyby mogl, to by poszedl. Wot roznica….
Tereso, gratuluję, podziwiam i będę trzymać kciuki! Zgłaszam żywe zainteresowanie relacją w jakiejkolwiek formie. Z dedykacją dla Ciebie http://www.mediafire.com/?l34k3horjzs
z płyty „Pilgrimage to Santiago”, nagranej przez The Monteverdi Choir pod dyr. J.E. Gardinera. Oni też tam byli 🙂
Dzieki przeserdeczne, Beato. Zbieram wlasnie takie rozne na Camino. Wszelkie mysli niech mi towarzysza, a jak wroce, wszystko opowiem.
Na razie wkuwam hiszpanskie slowka w tempie ekspresowym. To taka obrona przed Alzheimerem 🙂
Przy nauce słówek można się bawić w budowanie śmiesznych ciągów skojarzeń np. (pamiętam z książki M. Szurawskiego „Pamięć”): śmietana to po hiszpańsku „nata”. Nata jak natka, natka pietruszki. Żeby zapamiętać słówko, wpychaj w wyobraźni natkę za natką do śmietany 😉
No tak, wlasnie, jak mozna byc powaznym w jezyku, w ktorym na lazienke mowi sie cwierc bani, a zeby powiedziec, ze widzisz, trzeba warknac: ty, wesz…
Albo byc to znaczy ser
Owcarku, pewno podhalanski tyn ser. Scypek jakowys.
Ja zreszta biegle po francusku, wiec madre rzeczy rozumiem bez problemu, gorzej z codziennoscia. Poza tym myli mi sie z wloskim okropnie, ale juz coraz mniej. Dzieki, Wiedzo Powszechna i Polskie Nagrania
No i jeszcze co to za durny jezyk, w ktorym celownik i biernik tak samo. We wszystkich europejskich Mianownik i Biernik, a tu masz BABO placek
Czy to znaczy, że Teresa na piechotę się wybiera?
To września nie starczy. 🙂
Też się lubię szwendać i wałęsać nieśpiesznie.
Dzień dobry wieczór.
@teresa czekaj
„… Bo podjelam zyciowa decyzje i ide na koniec swiata. Czyli do Fisterre. Czyli we wrzesniu ruszam przez cala Hiszpanie do Compostelli …”
Już to przeżyłem, zrealizowałem … a mimo tego zazdroszczę (w pozytywnym znaczeniu) tego przeżycia, tej „przygody” i tego zbioru wrażeń i jedynych w swoim rodzaju „migawek” czegoś, co dopiero w przyszłości okaże się nie do powtórzenia!
Próbowałem to powtórzyć … ale to nie było już to, co za pierwszym razem!
Wszystkiego dobrego oraz niezapomianych wrażeń życzy Tobie
KoJaK Moguncjusz
Ale wrzesnia i pazdziernika jak najbardziej!!! 🙂
Tereso
Jako kilkakrotny ( parę razy po kilka miesięcy) mieszkaniec Fisterre mogę tylko przyklasnąć Twoim planom. Sama wioska(?)/ miasteczko(?) jest brzydka, ale wyżej w stronę latarni morskiej znajdziesz XII wieczny kamienny kościółek z Chrystusem ubieranym przez miejscowe kobiety w spódnicę. Naprzeciw moich dawniej okien w porcie wyrzuć buty zużyte na pielgrzymowaniu. To taka wielowiekowa tradycja. Niestety po latach nie mogę polecić Ci konkretnej restauracji (jest ich w tej wiosce kilkadziesiąt). W porcie znajdziesz pomnik emigranta, bo to miejscowość, z której się wyjeżdża.
W jakimś sensie jest to też mój pomnik, bo długo nosiłem się z zamiarem by tam zamieszkać. Zwyciężyła jednak fascynacja krajem sąsiednim nie wróciłem tam i kontakt z tą Galicją się urwał.
Zobaczysz to:
http://www.crtvg.es/camweb/index.asp?id=4&mn=COR
Czasami tak to wyglądało z mojego okna:
http://www.travelpod.com/travel-photo/cookiechick6969/asia/1152365160/tn_dscf6087.jpg/tpod.html
Taką Galicyjską stodołę buduję przy moim Polsko Galicyjskim domu. Szynki i kiełbasy nawet polskie schną w takich stodołach idealnie.
http://www.travelpod.com/travel-photo/cookiechick6969/asia/1152365160/tn_dscf6076.jpg/tpod.html
Tak to wygląda z daleka:
http://www.travelpod.com/travel-photo/cookiechick6969/asia/1152365160/tn_dscf6086.jpg/tpod.html
Polecam także Muxia:
http://www.flickr.com/photos/17631295@N00/76314335/
No dobrze, moge wyrzucic buty, ale JAK WROCE??? Pzeciez nie mam zamiaru wsiadac w samolot, tylko powolutku, truchcikiem.
Dzieki serdeczne za wszystkie informacje, pasjonujace, obiecuje fure zdjec.
KoJaKu Moguncjuszu, dopiero teraz zaktualizowal mi sie wpis.
Wiem, ze nie wroce taka sama, nawet na razie nie jestem pewna, czy mam ochote w ogole wracac. A moze by tak na tym Koncu Swiata juz tak na stale???
Bardzo sie ciesze, ze mam tu sojusznikow, bo wielu sie dziwi, czym na glowe nie upadla, a ja nie upadlam, no moze tylko troche
Serdecznosci
Droga od granicy Francji zajmie ci 6 tygodni. Może Twoje buty to przeżyją.
Dostaniesz jednak lepsze w każdym sklepie w F.
W Santiago polecam do jedzenia kuleczki z koziego sera zmieszanego ze szpinakiem w panierce.
Buty maja przezyc, tak zapewnili mnie w sklepie, ale czy sprzedawcom mozna wierzyc???
Kuleczki z sera+szpinak, to jest TO. Zwlaszcza na koncu swiata!
Kap Finisterre, po galicyjsku Fisterra, to piękne miejsce, ale nie koniec świata, jak uczono mnie dawno temu. Bardziej na zachód leży Cabo da Roca w Portugalii. Z Santiago do Finisterre jest niedaleko, 64 km zaledwie 😉 Tereso, zazdroszczę Ci czasu, którym możesz dysponować w tej wędrówce. I tyle pięknych miejsc po drodze. Jakiej marki są te buty? Moim zdaniem najlepsze do wędrowania są Lowa np. Renegade. Jeśli buty są z goreteksem, to ważne są odpowiednie skarpety, nie powinny być bawełniane ani wełniane.
Butki sa Decathlon a fonf la forme, ale z goretexem i baardzo wygodne (testowalam w Tatrach), skarpetki profesjonalne, bom globtrotter-piechur, wiec nie powinno sie nic dziac. tez przetestowane (wzielam w gory trzy rozne rodzaaje, biore jeden). Czasu to ja nie mam, po prostu stwierdzilam, ze jak nie zaczne realizowac swoich marzen, nikt za mnie tego nie zrobi. Odwolalam wiec odpowiednio wczesnie wszystko, co mialam zaplanowane na te dwa miesiace i … szukajcie wietru w polu. Przez dwa miesiace nikt z tesknoty nie umrze, a i wazne sprawy moga poczekac, az wroce.
Takie male przewartosciowanie zycia.
A propos koncow swiata, nie przecze, ze jest jeden w Portugalii, znam inny we Francji (ile d’Ouessant), w prowincji Finistère zreszta. To bedzie wiec trzeci. Jak widac kazdy swiat ma swoj koniec.
W Portugalii nie ma żadnego końca świata! Podobno Ziemia jest okrągła 😯
Alicjo:
Na pewno?
http://www.youtube.com/watch?v=iakR7sB0skw&feature=related
Alez, Alicjo, wszak ziemia jest plaska jak nalesnik, powie Ci to kazde madre dziecko, a jak wiadomo krol jest nagi. Poza tym wcale sie nie kreci, co widac golym okiem. W okularach juch gorzej.;)
No proszę, Tereso, jeszcze nie wyruszyłaś a już porzucasz schematy myślowe 😉
Się kręci. Szybkość kręcenia jest wprostproporcjonalna do ilości wypitego alkoholo…
Ojojoj, sie kreci, ojojoj!!!
Koniec świata…
Na Cabo da Roca byłam. Rzeczywiście wygląda jak koniec… Europy 😀
A teraz… baba chciała mi pomachać w Monachium, ale człowiek strzela i wiadomo co 😉 W piątek przyjechałam na lotnisko i okazało się, że kochana Lufthansa przesunęła lot o dwie godziny 😯 No, ale na szczęście się znaleźli i przebukowali: Lotem do Rzymu, stamtąd Alitalią do Pizy. A stamtąd dalej… a gdzie – to w najbliższym wpisie 😀 Wracałam dziś tak, jak było przewidziane, więc dziś można mi było machać, gdy spędziłam godzinkę na lotnisku Franza Josepha Straussa 😀
Tereniu, dlaczego się nie odezwałaś, jak byłaś w Polsce? 🙁
No i witam dana 1, znanego mi skądinąd 😀
A do Heleny mam słowo: nie zauważyłam, żeby ktoś tu szukał lobby żydowskiego. Jeśli zacznie, będę wiedziała, co z tym zrobić – przynajmniej zwrócę uwagę. Na razie wszyscy się tu zachowują kulturalnie, póki tak jest, będzie tak dalej i nikogo sekować nie zamierzam.
Dorotko, nie odezwalam sie, bo siedzialam murem w Krakowie i murem w Zakopcu, wiec o jakichkolwiek spotkaniach w Warszawie nawet mowy nie bylo. Myslalam za to czesto i zapraszam na wedrowke tatrzanska przy najblizszej okazji.
Moze rzeczywiscie za bardzo praktycznie do tego podeszlam, ale i nawet kompa nie mialam, zeby pisac. Wot, zycie pianistki…
Ale na pewno nie zlosliwie i nie z niecheci, o co to, to absolutnie nie.
Poprosze o wpis o muzyce z Camino Frances
Wiem, wiem przecież, że nie złośliwie i nie z niechęci 😀 Ale do wpisu na powyższy temat musiałabym się solidnie przygotować. Na razie muszę się zająć dorobkiem ostatnich dni 😀
Witam Pania Kierowniczke po wojazach. Ja mam dzisiaj „busy day” i niewiele czasu na przyjemnosci. Czy mozna liczyc na jakies ciekawe wpisy muzyczne?
Pozdrowienia dla wszystkich.
Nie pali sie… Ruszam dopiero 1 wrzesnia najwczesniej…
Za to jak widze czytelnicy sie bardzo stesknili i poganiaja. A tu czlowiek przeciez jeszcze walizki nie rozpakowal, prawda czlowieku?
Oj, nie rozpakował… 😉
Dzięki za miłe przywitanie 🙂
Ale na razie tylko dwoje się stęskniło 😆
Ja też, ja też!
😀
I ja, i ja 🙂
…Tylko tu cholery można dostać, burza za burzą, jak wiadomo, to nie jest moje ulubione, żeby oglądać burze, no i tak się miotam z kąta w kąt i udaję, ze nie widzę pieronów i tych tam błyskawic.
Mam nadzieje, że to mi wróży dobrą pogodę na wyprawę do Polski zaniedługo 🙂
Niech spróbuje nie…
To proponuje otworzyc aneks w postaci Ksiegi Stesknionych Czytelnikow alias Dyskutantow, w skrocie KSCD, co moze byc interpretowane rowniez jako Komitet Socjalno-Cywilny Drumbasistow, alibo jako Komorka Specjalna Czerwonych Dudziarzy, alibo jako Kwatera Stacjonarna Cymbalistow Domowych… etc…
Klub Spragnionych Częstego Duszogrania 😉
Kwintesencja Sluchania Czyichs Dyrdymal (to politycznie uzasadnione)
Kontener Skowronkow Czyszczacych Dziwozony
Ja na niczym nie potrafię zagrać, to mogę robić za garkotłuka 😉
Coraz ładniejsze 😆
O, widzę, że Kierownictwo już wróciło 😀
p.s. tylko proszę zbytnio nie przesadzać z tym rozpakowywaniem walizki 😉
A co, mam nie rozpakowywać? 😯
Alicjo, nie graj, nie graj, tylu juz przyplacilo to zyciem!!!!
… jak to – nie rozpakowywać?! Natychmiast! I zaraz nam tu podrzucać przywiezione smakołyki i napitki!
No, Dorotko, moja jest permanentnie spakowana. Rzeczy zasadnicze. Potem juz tylko 5 minut i po krzyku…
Lezy sobie kochaniutka pod fortepianem i ani pisnie, taka grzeczna
Tereso,
toteż jestem ostrożna w tym garkotłuczeniu 🙂
No właśnie, im mniej się wypakuje tym mniej zostanie później do spakowania… A jaka oszczędność czasu 😉
No właśnie moje rozpakowywanie w tej chwili polega na przerzucaniu i porządkowaniu całej masy zdjęć… 🙄
Wiem, że nie wszyscy będą zadowoleni 😉
Tereso,
a podłączysz sie do nas czasami z jakiejś kafejki internetowej, wędrujac na Kraj Swiata? Ja na pewno bedę nadawała z Polski we wrześniu…
Pani Kierowniczko: zawsze ktoś będzie niezadowolony. Jeszcze się taki nie urodził… i tak dalej 😉
Alicjo droga, postaram sie podlaczyc, ale wlasnie studiuje przewodnik i wyglada na to, ze w wiekach srednich kazdy mial internet w domu. Jeno biedota w wielkich miastach chadzala do kafejek
Tereso,
ja w ubiegłym roku korzystałam z kafejki internetowej w Pradze i blogowałam zawzięcie do Piotra z sąsiedztwa, jak moje towarzystwo spało. Głupole do tej pory nie wiedzą, że w tej kafejce obok hotelu, gdzie mieszkalismy, było dobre (i tanie!) wino! No i przyjemność pogadania z Towarzystwem 😉
O, i mam metę zaklepaną w centrum Warszawy na 7-9 września! Zyć, nie umierać! Ależ to będzie piękna wycieczka w tym roku!
Pani Kierowniczko,
gdyby nie wyszło spotkanie na Kurpiach, to może chociaż jakieś piwo w stolycy?!
Ja się raczej na Kurpsie nastawiam – 7-9 września prawdopodobnie będę już na Wratislavii… Potem znów krótko Warszawa (mam odczyt na Festiwalu Singera), potem Kraków (Sacrum-Profanum), wreszcie znów Warszawa (Warszawska Jesień). Intensywny ten wrzesień…
Na Kurpie to ja się zjawiam jak w zegarku, w piatek po południu – pod wieczór, piątego! No a skoro mamy to mieszkanie w Warszawie, w centrum, no to trzeba poszaleć. Wrzesień jest zawsze intensywny, także dla nas, bo zawsze wtedy lecimy do – i bynajmniej nie wypoczywamy! 😉
Sam jeszcze nie do końca rozpakowany, melduję się jednakowoż na Kameralnym Spędzie Czcigodnych Demonstrantów (stęsknienia za P.K.), wyrażając niniejszym ogonną radość z powrotu Kierowniczki Spółdzielni „Cudowny Dywanik”. 😀
O! Czarne Kudłate się pojawiło 😀 😀 😀
To już wiem, czego to ja właściwie jestem Kierowniczką 😆
Kudłate i roztyte, bo w Londynie pies jeszcze nie zdąży odejść od jednej miski, a już mu drugą podstawiają. Chyba będę musiał teraz pójść na odwyk od kawioru i bażantów. 🙁
Myślałam, że tylko koty jedzą bażanty 😉
Honorowe koty też 😀
Zależy gdzie to przerzucanie całej masy zdjęć. Jak do kosza, to dlaczego nie 😉
ps. też się cieszę z powrotu…
😀
A co do zdjęć, proszę nie wybrzydzać, nikogo nie zmuszam do oglądania (no, może poza tymi paroma wplecionymi w tekst 😉 )
Doceniam, doceniam… Nawet nie są za duże 😆
„Wyjąwszy Szymanowskiego”. Czas mazurki Szymanowskiego w obieg przywrócić, bo to perełki. Ja tam jazz słyszę, a Pani? Smutno mi, bo nie znam nikogo, kto lubi ich słuchać.
Naprawdę, Pisiorze? Ja uwielbiam 🙂 Nawet parę kiedyś grałam… Tak, niektóre harmonie są prawie jazzowe. Trzeba je przypominać, bo po prostu są mało znane.