E lucevan le stelle…

…i rzeczywiście niebo gwiaździste było nad nami (publicznością i śpiewakiem – tym razem był to Cavaradossi koreański Ji Myung Hoon, a towarzyszyła mu w roli Toski świetna Chinka Hui He), a aria ta rozbrzmiewała o kilka minut drogi spacerkiem od miejsca, gdzie została napisana, oraz ok. 20 km od miasta (Lukki), w którym jej twórca się urodził 150 lat temu…

Rocznicę Pucciniego Torre del Lago – ukochane miejsce kompozytora, który przemieszkał tam 30 lat i stworzył większość najbardziej znanych ze swoich oper (m.in. Manon Lescaut, Cyganerię, Toskę, Madamę Butterfly) – uczciło dorocznym festiwalem w szczególnie galowej oprawie. Latem opery Pucciniego na wolnym powietrzu wystawia się tam już od 1930 r., co zresztą było jego własnym marzeniem, a do czego doprowadzili jego przyjaciele.

Półtorawiecze autora Turandot uczczono tu otwarciem nowego, eleganckiego teatru, w którym mieści się 3200 osób.

IMG_1683.jpg

Jak widać, teatr jest usytuowany nad samym jeziorem Massaciuccoli, które jest największą atrakcją przyrodniczą tej okolicy – Puccini między innymi dlatego tak ukochał te okolice, że był amatorem polowań. Czy jezioro pomaga akustycznie – trudno powiedzieć, ale słychać naprawdę świetnie. Patrząc „z profilu” widzimy, że to naprawdę monumentalny obiekt:

IMG_1532.jpg

… a to właściwie sama scena (pod amfiteatralną widownią, z tyłu, mieści się foyer). Dekoracje ustawia się za pomocą dźwigu. Tutejsi organizatorzy są ambitni – w wielu tego typu miejscach jest tak, że jedna dekoracja stoi przez całe lato. Tu wszystko przebiega sprawnie. Jeśli zaś chodzi o same dekoracje, czy w ogóle stylistykę wystawiania – jest bardzo różna, od dość tradycyjnej Turandot po psychodelicznego (ale w złym guście) Edgara. Publiczność łyka jedno i drugie, bo przecież najważniejsze, jak śpiewają – a śpiewają w większości dobrze lub nawet bardzo dobrze.

Nie napiszę tu teraz wiele, bo muszę stworzyć tekst do wydania papierowego, ale wspomnę jeszcze, że w tym krajobrazie ta muzyka ma swoje środowisko całkowicie naturalne. Rozlewiska jeziora jakoś współgrają z rozlewnymi melodiami, ze śpiewem pełną piersią, i nie dziw, że właśnie tu się te nuty pojawiły.

Napiszę później jeszcze o innych rzeczach, które zobaczyłam podczas tego pobytu, ale to stopniowo, jak będę wrzucać zdjęcia na picasę. Na razie album z samego Torre del Lago. No i jeszcze tradycyjnie trochę nowych Pieseczków, koteczków – to i następne zdjęcia.