Anderszewski w podróży

Film Podróżujący fortepian właśnie zdobył nagrodę w Biarritz. TVP maczała w nim paluszki (zdjęcia, kamerzyści, dźwięk), PISF się dołożył. Pewnie TVP Kultura prędzej czy później go pokaże (na Arte ma być w czerwcu). Mnie pożyczył go kolega fotograf, który uczestniczył w tej podróży (nawet figuruje w napisach jako autor fotosów) i którego zdjęcia znalazły się swego czasu w owym koszmarnym artykule w „Le Monde de la Musique”, o którym pisałam tutaj. Na szczęście w filmie nie ma aż takich głupot jak w tym reportażu, jeśli coś się z cytatów z pianisty powtarza, to troszkę o Chopinie („słowiańska dusza w eleganckim francuskim kostiumie”) i o Szymanowskim, jak się go uczył („Te wszystkie nuty, co za arogancja! Nie zapomnę dnia, w którym stało się to dla mnie przejrzyste jak Mozart”).

Najważniejsze, że jest dużo muzyki. Przewodnią jest, ku mojemu zaskoczeniu… Czarodziejski flet, z którego kawałki grane na fortepianie, podmrukiwane i komentowane w swoim specyficznym stylu przez Piotra stanowią pewne refreny w filmie. Te obrazy zostały nakręcone w Lizbonie (obecnym jego mieście zamieszkania; tam też zresztą film się kończy), w Centrum Belém. Innym refrenem jest też owa jazda pociągiem, choć nie wybija się na plan pierwszy wbrew temu, co się spodziewaliśmy (pewnie też dlatego tytuł filmu dano inny niż zapowiadano). Ale jest i Piotr w lokomotywie, jest grający sam i z siostrą, nalewający wódkę, święcący z przyjaciółmi sylwestra.

No i koncerty. Najpierw Poznań: opis pana reportera okazał się przesadzony, wcale nie ma jakichś tłumów oczekujących na Anderszewskiego, tylko kilku dziennikarzy, fotografów i kamerzystów, których ściągnął dyrektor filharmonii (zresztą z fachu dziennikarz) Wojciech Nentwig. Trochę koncertu pokazanego, odrobina też koncertów w Atmie, w Budapeszcie, w Warszawie, w Paryżu. W Budapeszcie Piotr spotyka się ze swoją ponaddziewięćdziesięcioletnią, ale w świetnej formie (i roześmianą!) babcią. W Warszawie – ze swoim przyjacielem, z który dzieli pasję do przedwojennej Warszawy; szkoda bardzo, że nie podano, że tym przyjacielem jest świetny pianista Maciej Grzybowski (byli kolegami z jednej klasy). Są zdjęcia z dzieciństwa pianisty, strzępy biografii. Jest fragment nagrywania I Koncertu fortepianowego Beethovena (z Bremer Kammerphilharmonie), dyrygowanego przez pianistę od instrumentu, i fragment prób z Philharmonia Orchestra pod Gustavo Dudamelem w I Koncercie Brahmsa (dla mnie rewelacja).

Pod większość filmu podłożony jest komentarz czytany (najprawdopodobniej, bo tak trochę po aktorsku) przez Piotra. Ja widziałam wersję polską, pewnie też czyta wersję francuską i angielską, bo równie dobrze zna te dwa języki. Czasem bywa to nieznośne, ale są i ciekawe, a nawet dość zabawne passusy, wiele mówiące o jego upodobaniach. Np. podgrywa główny temat Barkaroli Chopina i narzeka: no nie, to jak talerz ze spaghetti, jak śpiew pijanego gondoliera! I jeszcze w tercjach! Jakie to wulgarne. Za to początek Ballady As-dur przypomina mu francuskie dziewczynki w białych sukienkach od komunii (?!). O Brahmsie mówi, że jest doskonały, że mógłby być jego ulubionym kompozytorem, ale przeszkadza mu w tym poczucie, że Brahms właściwie już z założenia jest odtwórcą – Bacha, Beethovena… Za to Mozart to – jak mówi, o ile dobrze zapamiętałam: „jedyny kompozytor, w związku z którym myślę, że życie na tym świecie jest zaszczytem”. I wiele innych słów miłości.

No dobra. Trailerów żadnych nie ma, ale od czasu, kiedy to ostatni raz pisałam tu o naszym pianiście, na tubie pojawiło się trochę nagrań. Oto Wariacje nt. Diabellego w odcinkach: pierwszy, drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty i siódmy. Troszkę Bacha: tutaj, tutajtutaj, i tutaj. I jeszcze ten drobiażdżek