Z Blechaczem w deszczowej Pradze
To doprawdy pech – przyjechać do tak pięknego miasta, mieć ledwie parę godzin wolnego i żeby akurat w te parę godzin padało… Ale Praga jest piękna i w deszczu, a najważniejsze, że wieczorem był dobry koncert. Miał on co prawda konkurencję (tego samego wieczoru grał Andras Schiff), ale po pierwsze był to właściwie koncert na zaproszenia (tak jak ten w Wilnie, zorganizowany przez Orlen), choć publika z zewnątrz też mogła chyba jakieś bilety zakupić; po drugie, to tylko był taki pokaz przedwstępny, Rafał ma bowiem za rok najprawdopodobniej wystąpić na Praskiej Wiośnie.
Teraz będzie nagrywał drugą już płytę dla Deutsche Grammophon; znajdzie się na niej Sonata Es-dur Haydna (Hob. XVI:52), Sonata D-dur KV 311 Mozarta i Sonata A-dur op. 2 nr 2 Beerthovena. I ciesze się niezmiernie, że będzie ten Mozart, ponieważ właśnie tą sonatą pianista mnie najbardziej tego wieczoru oczarował. Zobaczyłam innego Rafała, takiego, jakiego wcześniej dało się zauważyć tylko w Chopinowskich walcach czy mazurkach – świetnie bawiącego się muzyką, którą lubi (a to wtedy zaraźliwe). W Pradze grał jeszcze Estampes Debussy’ego, Wariacje b-moll Szymanowskiego (dobrze czuje jedno i drugie), a w drugiej części koncertu cały cykl Preludiów op. 28 Chopina, których wyraźnie ma już dosyć – powiedział mi zresztą potem, że to ostatni raz na pewien czas. No i dobrze, utwory powinny odpoczywać, tez im sie należy.
Na wieczornym bankiecie w eleganckiej restauracji koło Mostu Karola trochę pogadaliśmy z nim i jego rodzicami; dowiedziałam się wielu baaardzo ciekawych rzeczy, których na razie nie bardzo mogę zdradzić (ale przyjdzie na to czas). Teraz powiem tylko dwie anegdoty: jedna, że Rafał bardzo się wciągnął w studiowanie filozofii. Najbardziej go w tej chwili interesują starożytni Grecy oraz dwudziestowieczna teologia. Druga: na koncert przyjechała trzydziestka Japończyków – fan club Rafała, który jeździ za nim na koncerty. Ściśle rzecz biorąc, przyjechały same panie plus jeden pan, który jest prezesem. To ludzie różnych zawodów, ale są wśród nich też muzycy i muzykolodzy. Jadą teraz z rodziną Blechaczów do Dusznik (żeby zwiedzić), a potem do jego rodzinnego Nakła, gdzie Rafał specjalnie zagra im na organach. On nie daje publicznych występów organowych (choć na tym instrumencie od dziecka bardzo lubi grać), ale zrobi to dla nich, skoro już tak się poświęcają.
Na konferencji prasowej jeden z czeskich dziennikarzy spytał go, czy – jak wielu młodych artystów z naszego regionu – zamierza zamieszkać gdzieś na Zachodzie. Odpowiedział, że nie, bo w Polsce ma wszystko, czego mu trzeba: święty spokój, kiedy chce, świetny instrument, który sam sobie u Steinwaya wybrał, rodzinę i życzliwych ludzi. Teraz właśnie będzie miał miesiąc świętego spokoju – parę dni odpoczynku (początek roku był męczący: w styczniu i lutym Francja i Włochy, w marcu Szwajcaria, potem Kalifornia i Vancouver, bardzo wszystko udane), a potem spokojne przygotowywanie się do nagrywania płyty. Początek nagrań już w lipcu, a płyta będzie na rynku najprawdopodobniej w październiku.
W Pradze robiłam trochę zdjęć, wrzucę, jak będe miała chwilę.
Komentarze
A jaka to filozofia w dwuziestowiecznej teologii, toż to siódma woda… 😉
Prawdę mówiąc mam podobne zdanie, ale się nie wcinam – każdy ma prawo zajmować się tym, co go interesuje… 🙂
Oj, dwudziestowieczna teologia… Tez jakos mi nie pasi.
Moze mu zasugerowac traktat Boecjusza? Ostatecznie 1000 lat…
To swietnie, ze bylo swietnie! Mam nadzieje, ze Japonczyki filmowaly pod kozuchami i wrzuca na jutiuba.
A jak sie zmieni repertuar RB w najblizszym czasie? Mam nadzieje, ze nie bedzie sie upieral przy Wariacjach Goldbergowskich. 😉
Nie to, ze nie lubie, ale…
Jo se myśle, Poni Dorotecko, ze pogoda w Pradze zachowała sie prawidłowo. Bo po pierwse dysc tyz pikny, a po drugie – jeśli miołbyk nojdować jakiesi związki pomiędzy muzykom a meteorologiom – to pon Szopen racej kojarzy mi sie z takim kapiącym dyscykiem niz ze słonkiem. Praga widocnie mo takie samo zdanie co jo i po prostu postanowiła powitać zwycięzce Konkursu Szopenowskiego pogodom tyz szopenowskom 🙂
Lowcarecku, a z mojego punktu widzenia Chopin byl jednak dosc radosna postacia. Piekielnie zlosliwa, inteligentna i trudna na co dzien (jezeli nawet Zorzeta nie wytrzymala w swym opiekunczym instynkcie!), ale radosna. Te smutasy i inne lzawienia to taki modus vivendi, poza tym wiadomo, ze jak czlowiekowi dobrze, nie tworzy, za to jakmu zle, ma wiele do powiedzenia i przelewa.
A ze mial problemy sam z soba… coz, psychoterapeutow nie bylo.
Totez bynajmniej nie przychylam sie do deszczowej wizji naszego narodowego Frycka
Bry!
Słońce i ciepło! Przestało padać nad ranem, teraz Wasze upały do mnie maja przyjść. To znaczy – chyba nie, dostaniecie nową fale ode mnie (zazwyczaj tak idzie, z zachodu na wschód).
Wczoraj cos kombinowałam z słuchaniem filmików nagranych na koncercie i przyblokowałam sobie kartę dzwiękową. W domu głucho, czekam aż J. z pracy sie podłączy i doprowadzi maszynę do porządku.
Praha! Tylko westchnąć, byłam raz ubiegłej jesieni i przezyć nie moge, że tylko 2 dni 🙁
A Rafał w Ameryce ograniczył się tylko do wybrzeża zachodniego 🙁
Nie dziwie się jemu – tu szalała zima jak licho! Mnie się Frycek smutasowo kojarzy, Tereso, a juz Deszczowe to jak najbardziej. No i jak nie ma sie kojarzyć smutasowo, skoro Marsz Załobny?!
Próbowałam kiedyś obejrzeć film (fabularny, nawet dosyc niedawno zrobiony) o Chopinie, tytuł mi wyleciał z pamieci – za nic nie mogłam przebrnąć powyzej 30 minut. Odłozyłam i nie wróciłam do tego. Ogladał ktoś? Może powinnam dać mu dłużej niz 30 minut na rozkręcenie akcji?
acha, juz wiem , to było „Pragnienie miłości”.
Oglądalam kiedyś ten film i też nie przebrnęlam caly. Od wszelkich filmów biograficznych i historycznych wolę jednak dobrze napisaną biografię.
Oj, to moze jednak nie. Dalej juz nie
Jeden z mych przyjaciol opowiadal, jak to aktorowi najglowniejszemu ciagle sie nos odklejal i trzeba bylo krecic w kolko. Z nosem i bez nosa.
Chopin radosny – prosze bardzo. Od Ronda op.1 poprzez dowcipne etiudy, niektore preludia, nawet fragmenty sonaty h-moll
znalazloby sie wiecej niz sie spodziewasz
Chopin jednak byl facet z…
Alicjo,
nie oglądałem filmu, ale gdzieś słyszałem, że tam się literówka w tytule zrobiła, bo to miało być „Pragnienie i mdłości” 🙂
Oj, to, to… niawatpliwie…
A moze po prostu Kac Po Mydle?
Cos Wam powiem – nie cierpię musicali. Gęsia skórkamnie ogarnia, jak słyszę, aktorzy-śpiewacy wydzierają się, nie śpiewają i w ogóle cały koncept według mnie jest poroniony. A Amerykanie są zachwyceni Broadwayem – piszę to dlatego, że przed chwilą w tv był wywiad z obecnę gwiazdą musicalu „Gypsie”, Patti LaPone, i na koniec kawałek z roli zaśpiewała.
Przepraszam wszystkich wielbicieli musicali, nie udało mi się powstrzymać 🙂
Alicjo,
a co z „My fair lady” i „Skrzypkiem na dachu”?
Mowy nie ma. Nie moge znieść i już.
Skrzypka ogladałam jako film, i to zreszta bardzo stara wersja, podobał mi sie – ale to wystarczy.
Nie wyobrażam sobie tego na scenie.
Takie mam zboczenie 😯
Koncert dla 29 wielbicielek – Japonek ? Koncert na organach, powiada Pani ?
Na ktorych ogranach ?
Tym mnie Blechacz ujął w czasie konkursu – tym, że bawił się muzyką, że mu widoczną frajdę sprawiało to, że gra i że gra dobrze. Świetnie, że nie daje sobie przypiąć łatki „szopenisty”. To jednak spore ograniczenie. Niech się chłopakowi wiedzie jak najlepiej. Ma w sobie tyle ciepła, tyle młodzieńczego wdzięku. Oby jak najdłużej.
Alicjo – nie podzielam twojej totalnej awersji do musicali. Sporo standardów im zawdzięczamy. Może nie nadają się do oglądania w całości, może libretta są często denne, ale kilkadziesiąt melodii jednak po nich zostało. No i te popisy taneczne. Wydaje się, że musical to jest jedyny trwały dorobek lat prohibicji, przemytniczych fortun, czarnej legendy Chicago i słodkich piękności z Południa. Zachwycać się może i nie ma czym ale i na straty bym nie spisywała.
Jacobsky,
ruszasz wyobraznią, jak widzę? 😉
yeah… te 29 Japonek i Blechacz z organami nie daja mi spokoju.
Rece wilgotnieja…
Jacobsky, może chodziło o takie organa:
Molier UCZONE BIAŁOGŁOWY
akt III, scena 2.
Filaminta:
Zbliż się tutaj i wytęż wszystkie swe organa
A wnet spotka je rozkosz niewypowiedziana.
Piotr Modzelewski,
do tego kontekstu bardziej pasuje jakieś zwięzłe, acz treściwe haiku niż rozwlekły i rymowany Molierski…
29 Japonek – to zobowiązuje…
Odnośnie filmu „pragnienie miłości” – najkrótsza recenzja jaką słyszałem brzmiała: on kaszle, ona Stenka* 😆
——————–
*Danuta Stenka
On kaszle, 29 Japonek Stenka???
Rym molierski jest partnerski
Za Blechaczem dywan perski
Rozsnuwaja Japonczyki
Szczescie, ze to nie kolczyki…
Grupa groupies z Japonii
łaknie Rafała na fonii
lecz on z tego jest znany,
że nad zamorskie organy
przedkłada te z Nakła
Stąd ich gorycz wynikła…
Co to się porobiło? Nawet najstateczniejsi zaczęli brykać. 😯 Najpierw Jacobsky podgląda organy Blechacza, potem Piotr rozwlekle świntuszy, a potem znowu Jacobsky domaga się zwięzłych słów na ha i ku. O reszcie już nie mówię, bo nigdy statecznością nie grzeszyła. A Kierownictwo przecież zapowiedziało, że będzie robić niezapowiedziane inspekcje! 🙂
Jak ktoś ma koneksje
to wszelkie inspekcje
traktuje jak iniekcje
tzn. budzą one obiekcje 🙂
Sekretarz siedzi
i wszystko śledzi…
wszystko notuje
i nawrzutuje 🙂
Quake,
po co Ci się obiekcja budzi?
Inspekcje w końcu też dla ludzi… 🙂
Zdowie Sekretarza
co na rymy zważa
i się przekomarza
gdy tylko nadarza
się ku temu okazja
– taka w Niej fantazja 🙂
A co Wy, Quake, robicie po północy pijac zdrowie, niech bedzie i moje?!
Komisarzu foma, zbadajcie tę sprawę! O, i jeszcze nie pije Sekretarza zdrowia, tylko ZDOWIE!!!
No wiecie co?! 😯
Ja tymczasem nalewam sobie shiraz (cono sur, Chile) i zamierzam oglądać nieco stary film „The Jazz Singer”.
Oczywiscie, że znam, ale lubię.
Pobudka paryska
Niech czar Blechacza nie pryska
Aleckooo! A kie pon Dżin Kelli hipkuje w dyscu i śpiewo: Ajm singin in de rejn, to tyz dlo Ciebie nie jest pikne?
Bo to, ze jo wyje z zakwytu, kie pon Li Marwin śpiewo: Aj łos born ander de łandrin star, to akurat rozumiem, ze jo sie zakwycom ino subiektywnie 🙂
Quake’u! dot. 23.49
Lepsza byłaby końcówka
„Budzące obiekcje”.
Ankieta:
Co byscie najchetniej kupili z gadzetow na rok chopinowski
Kalendarz scienny, zeby Frycka powiesic
Kalendarzyk kieszonkowy, zeby go miec przy sobie
Zakladke do ksiazki, zeby sie zalozyc
czy pocztowke z plyta, zeby Frycka wyslac?
Tereso ja bym najchętniej kupił syrop przeciwkaszlowy Chopin (jeżeli jest wódka dlaczego nie może być syrop?)
Tak, widzialam, ale nie jestem farmaceutka, niestety. Moga byc tez cukierki antysanatoryjne.
Poza tym na kaszel i tak najlepszy Tussipect. A i ubzdryngolic sie mozna
Jeśli nie może być syrop – niech będzie kalendarzyk, ale za to ozdobiony Twoimi wierszykami o Chopinie.
Czyli maly i smieszny. A moze ktos umie rysowac. Chodzcie, zrobimy cos wspolnie. To przeciez piaskownicy ciag dalszy.
Chętnie – ale ja akurat muszę się wyłączyć i iść z kotem do weterynarza.
Za zdrowie kota
Za zdrowie
litr mleka wypic trza
Panowie
A Panie nie zostana w tyle
szampana lyk – i tyle
Oj, Piotrze, a co jest Kotu? (nie znam jego imienia, więc go przynajmniej Tytułuję). Czy to dla niego miał być ten przeciwkaszlowy Chopin? 😯
A ciekawe, co Państwo na taką opinię powiedzą:
„Alexandre Tharaud odbrązawia Fryderyka Chopina. Chętniej dyskutuje z tradycją wykonawczą, rzadziej poddaje się powszechnie obowiązującym kanonom interpretacyjnym. Dlatego muzyka polskiego kompozytora pozbawiona jest u niego emfazy, nachalnej emocjonalności, teatralnych westchnień i taniego sentymentalizmu.” 🙂
Daniel Cichy. Tygodnik Powszechny 13/30.03.2008
Interesuje mnie zwłaszcza ostatnie zdanie. 😀
Można, można, czemu nie – chodzi o projekt wspólnego przedsięwzięcia piaskownicy ku czci. 😉
Dzień dobry 😀
Trochę się nazbierało odpowiedzi.
teresa czekaj 15:13 – nie, o Goldbergowskich nic nie słyszałam. Usłyszałam o jednej trochę zaskakującej wolcie, ale nie mogę jeszcze o niej wspomnieć, bo na razie jest jedynie na użytek domowy… A poza tym ma wejść więcej Szymanowskiego do repertuaru. Ja bym mu w ogóle życzyła więcej płodozmianów, bo perfekcjonizm perfekcjonizmem, ale jak coś się za długo gra, to już niewiele da się wycisnąć 🙁
owcarek – bardzo dużo jest słonecznego Chopina. Np. to jest radosna i słoneczna muzyka, przynajmniej dla mnie:
http://www.youtube.com/watch?v=Baro3AaSaSU&feature=related
A sam composer miał niesamowite poczucie humoru, czemu wielokrotnie dawał wyraz w listach. A problemy? Ja myślę, że ta teoria o jego mukowiscydozie (od dawna o tym się mówi, nie wiem, czemu teraz zrobiono z tego newsa) może być prawdziwa. A nie jest to choroba, z którą łatwo się żyje.
Alicja: o Pragnieniu mdłości (moja wersja tego tytułu) już tu pisałam 😀 Film jest koszmarny i nie ma czego żałować…
Płyta Tharaud bardzo fajna. Moje parę słów na ten temat na łamach:
http://www.polityka.pl/archive/do/registry/secure/showArticle?id=3358244
Lecz nadmiar mleka
szkodzi u człowieka
smakosz od mleka
prędko ucieka
a więc panowie
jak i białogłowy
wypijmy zdrowie
czymś co do głowy
może miło uderzyć
proszę mi wierzyć:)
“Alexandre Tharaud odbrązawia Fryderyka Chopina. Chętniej dyskutuje z tradycją wykonawczą, rzadziej poddaje się powszechnie obowiązującym kanonom interpretacyjnym. Dlatego muzyka polskiego kompozytora pozbawiona jest u niego emfazy, nachalnej emocjonalności, teatralnych westchnień i taniego sentymentalizmu.”
A ja troche na odwyrtke…
Bo mnie z tego cytatu wychodzi, ze
01 nie poddaje sie kanonom
02 a kanon to: emfaza, nachalna emocjonalnosc, teatralne westchnienia i tani sentymentalizm.
03 Odbrozawia, czyli patrz wyzej. Pomnikowy Chopin ma byc… emfatyczny, etc…
I jak to w dobrej wierze mozna nabruzdzic, jak sie nie pomysli.
Jednak operowanie negacjami latwo prowadzi na manowce.
W dzień upalny łyk szampana
wypić z samego rana?
Nie jest to wszak dobra pora –
lepiej czekać wieczora… 😉
Bo ci u nas pluszcze plucha
Bez szampana – w rece chuchaj
Też napisałam, że odbiega od kanonu, ale nie określałam, na czym ten kanon polega – inna sprawa, że miałam mniej miejsca 😉
Czy w Paryżu pada deszcz,
a z tym deszczem płacze wieszcz?
Tak, czytalam, ale powyzsze okreslenie kanonu jest co najmniej zastanawiajace.
Oj, wieszcz placze rzewnie lzami
Chowa glowe przed kroplami
Ale krople nie daruja
Kazdy daszek przesrubuja
Tereso, tak mi właśnie wyszło z lektury:
„emfaza, nachalna emocjonalnosc, teatralne westchnienia i tani sentymentalizm.”
Tylko czyj? Chopina? Wykonawców? Wszystkich, czy poniektórych?
Dlatego zapytałam o opinię.
No wiec wlasnie, mnie tez tak wyszlo, ze to ma byc ten kanon.
Tak naprawde to po prostu uzywanie tego typu negacji i skrotow myslowych jest bardzo ryzykowne, bo wprowadza zamet. Ten, kto czyta logicznie i stara sie zrozumiec – odczyta jak powyzej. A moze po prostu autor nalezy do autorow piszacych, a nie czytajacych to, co napisali. To ostatnie jednak zalecane od czasu do czasu.
Chodzilo mu przeciez o cos wrecz przeciwnego, a tu tak sie omsklo
Na wszelki wypadek nie ryzykowalabym jednak omowienia tego tekstu na maturze. Pewnikiem dostalabym gigantyczna lufe jak Legutko
Bobiku – wróciłem od weterynarza, była to infekcja, spowodowana premierą nowego pokarmu (Schmusy sie nazywa). Kot miał wysoką goraczkę ale dostał zastrzyk i zaraz po przyjściu do domu poczuł sie lepiej. Kot nazywa się Pepi (na cześć filmu Almodovara Pepi, Luci, Bom) i jest to biała perska kocica, agresywnie domagająca się pieszczot.
Co sie tyczy Alexandre Tharaud – jeszcze niczego nie mogę powiedzięć.Natomiast co do sentymentalizmu ; miałem chyba 10 lat gdy z okazji konkursu szopenowskiego jakieś pisemko dla młodzieży urządziło konkurs na obrazek :z czym ci się kojarzy muzyka Chopina. Zdobyłem drugą nagrodę za ohydny kicz, przedstawiający park, w którym rosły same wierzby a na ławkach siedzieli ludzie i płakali. Parę lat temu ze starych papierów wypadło to świadectwo hańby. Choć nikt tego nie widział zrobiłem się czerwony ze wstydu. Gdyby to narysował Czeczot – byłoby to bardzo zabawne – ale to było właśnie sentymentalne i ckliwe.
Wlasnie, ta przypisywana Chopinowi ckliwosc…
Poruszajac sie po terenach pochopinowskich odkrylam wiele kwiatkow. Wsrod kwiatkow potwierdzajacych tylko moja teorie, ze Chopin wiedzial, kiedy umrzec, bo dalej po prostu nie potrafilby zyc (nie mial charakteru Liszta, o nie i taktownie odszedl wraz z epoka) znalazly sie cale tabuny panienek mdlejacych na samo brzmienie slowa Chopin. Smialo moge powiedziec, ze w Paryzu polowy XIX wieku byl Presleyem.
Co potem robiono z nim i jego muzyka, ludzkie pojecie przechodzi. Nie dosc ze kolega Liszt napisal biografie sentymentalna, redukujac go do wierzb, kujawiakow i zalu, to jeszcze kosciol podlozyl lacinski tekst do niektorych co wolniejszych kawalkow, kazda panienka lala lzy nad nokturnami, a jak nie umiala palcem ruszyc, ukladala slowa do co smetniejszych mazurkow. I tak to poszlo. Z kultury salonowej na salony burzuazji, ktorej sie wydawalo, ze im bardziej mdleje, tym wrazliwsza, a im bardzoej zwalnia, tym wiecej czuje.
No i dowcipnemu Chopinowi przyszyto latke smutasa, wiecznie zakochanego i jeczacego, kazde movie pluje krwia, a composer sie slania i patrzy cielecym wzrokiem. I pragnie milosci. A tymczasem nie dosc, ze byl to kawal drania i lowelasa, zlosliwy jak nie wiem, co, to jeszcze niezle potrafil zatruc zycie.
No, ale zachowala sie Moja biéda i ogolnonarodowa nienawisc do Zorzety, ze rzucila mistrza w potrzebie, a on taki biedny.
I tak poszlo, a z tych odczuc trudno sie wyplatac.
Zreszta, czy zauwazyliscie, ze w stosunku do nazwisk encyklopedycznych zawsze jakos przewaza stosunek opiekunczy? Bach – biedaczysko, zeby nie musial tak zarabiac. Mozart – zeby nie musial tak sie uzerac. Schubert – sierotka, taki chory. Itd, itp, nie mowiac o Beethovenie
Może, jak człek się użali nad innym, że biedaczysko, to sam czuje się lepiej. Zwłaszcza, kiedy dotyczy uznanych wielkości.
To tak, jakby poklepać poufale po plecach. 🙁
A jeżeli chodzi o Chopina i stosunek do niego Polaków.
Przypomina mi, niestety, histeryczno-sentymentalne uniesienia dot. „naszego” papieża.
Jedno i drugie mnie odstręcza.
Mnie sie wydaje raczej, ze jak ktos juz trafi na artystyczny parnas, traktuje sie go troche jak kalke z „zywotow swietych”, a troche jak smierdzace jajko. Wychodzi z tego odbieranie prawa do zwyklego zycia. Bo jak to – artysta, a wredny, artysta, a klnie jak szewc, artysta, a zlodziej, artysta, a sadysta. A wszak to ostatnie najczestsze, czyz nie? Wlasciwie jakby tak popytac drugich polowek (zwlaszcza damskich, ale nie tylko), niektorym nalezy sie aureola swietosci bez procesu beatyfikacyjnego 😉
Za sam czas spedzony.
Ooo, tak właśnie! Świętości nie szargać! Panteon narodowy pełen figur woskowych, brrr
Na Was bata nie ma, człowiek pospi, a tu wpisów a wpisów!
Owczarku, wczoraj dyskutowałam o mojej awersji do musicali z zaprzyjaznionym Szwedem muzykiem, mamy podobne gusta, oczywiście Gene Kelly jak hipkuje i śpiewa w Dancing in the Rain, czy Dean Martin „Everybody loves somebody sometimes…” to się wyłamuje – zresztą, jest to musical filmowy i jakos mi sie to bardziej podoba. A zresztą, to było tak dawno, chyba wszystko, co wtedy leciało w telewizji, podobało mi sie. I jeszcze jedno, takich jak Gene Kelly, Dean Martin i parę innych – już nie robią w tych czasach 🙁
Piotrze Modzelewski, nomen omen, dzisiaj czytałam artykuł na temat najlepszych wódek świata. Ja tam się nie znam i nie odróżniam jednej wódki (o czyste chodzi) od drugiej, kto chce, niech przeczyta artykuł (sznureczek nizej) , a kto nie chce, przytaczam tylko końcowy werdykt:
*Final Verdict: *Following a second round of shots, the panel unanimously called Chopin „far and away the best vodka we tried.” 🙂
Zaprzyjazniony Szwed się załamał, ze Absolut nie znalazł sie nawet w wyższych półkach rankingu 🙂
A teraz idę poczytać wszystkie wpisy do tyłu, bo opuściłam po wpisie Piotra M. , dopiero co przeczytawszy wspomniany artykuł :
http://www.slate.com/id/2106004/
A co to za licho mi wyszło?! 😯
Niepotrzebne skreślić 🙂
Alicjo!!!! Ty od wodki Chopin dzien zaczynasz? (cbdo jak wyzej)
Lomatusienko, a cymze to koncyc bedzies?
Samo-ogonem?
Alicjo, już niepotrzebne skreślam 😀
Zaiste Chopin geniuszem był 😆
Dzięki, Kierowniczko 🙂
Tereso, zaczynam dzień od artykułu o 🙂
A prawdę mówiąc, dla mnie każda wódka smakuje tak samo, musi byc tylko dobrze zmrożona. W winach natomiast – o, to juz zupełnie inna sprawa! Tu juz bukiety, nuty (tak tak, wino jest muzyczne!) słodkości i te inne rzeczy, o kolorach nie wspominając.
Idę do sklepu za róg, jutro goście, trzeba uzupełnić zapasy w piwniczce 😉
To zanim znikne na wieczor
Troche smiesznego Chopina:
http://fr.youtube.com/watch?v=4ec2QU_ubYM
(tak a propos, ten sie tez wylamuje z kanonow 😉 )
Tereso – 🙂
A teraz do rzeczy. Dzisiaj jest DOROTY.
Wszystkiego dobrego naszej Kierowniczce oraz wszystkim innym Dorotom, Wasze zdrowie!
A jak któraś nie obchodzi, to nie szkodzi, my i tak obejdziemy 😉
Odwołuję moje narzekania na zimno. 29C i 94% wilgoci w powietrzu to kombinacja saunowa, tutaj typowa latem. No to zaczęło się! Ledwie Za Róg doszłam, a wróciłam w tempie bardzo ślimaczym. Nawet od zimnego jeziora nie wiało – przeciwnie, z jeziora parowało jak trza! Podobno zdrowe na cerę 😉
… a toast za Doroty – zimnym piwem 🙂
Zdrowie!
„Kobieta to delikatna istota,
A najdelikatniejsze mają na imię – Dorota.
W Dorocie jest spokój i cisza,
I blask jak w starym złocie.
Kto nie wierzy, niech się dyskretnie przypatrzy
Jakiejś znajomej Dorocie.” (-) L.J. Kern
Hm! Przyglądamy się Pani Dorotecce od ponad roku, … i tak do końca nie wiadomo, jak to jest z tym „spokojem i ciszą”?
Ale z tym złotem; „cysta prowda”! 🙂
Pani Dorotecko! Wszystkiego Przenajlepszego!!!
P.S
I to wcale nie muszą być życzenia imieninowe, tylko tak w ogóle…
Kto by głosił, że Dorocie
składać życzeń nie należy
temu wkopią dziś przy płocie
na cmentarzu w Białowieży
I ja się przylaczam do życzeń, tych nie imieninowych dla Pani Dorotki. Wszyskiego dobrego. 🙂
mt 7 – zastanowiłem sie głębiej nad przytoczonym fragmentem recenzji, zwłaszcza ostatnim zdaniem. Jest nieprawdziwe, to tandenty chwyt, polegający na tym, że gdy brakuje argumentów za – stosuje się argumenty przeciw, odnoszące się do konkurentów lub artystów uprzednio grających tę rolę, rzźbiących w tym stylu, piszących o tym, itd. Kogo ostatnio się słuchało: Zimermana. Olejniczaka, Palecznego. A jakie nazwiska królują na płytach: Argerich, Perahia,Pollini, Horovitz – i można tak bardzo długo wymieniać, począwszy od Józefa Hofmana i Rubinsteina poprzez nasze damy -Czerny Stefańską, Smendziankę czy Grychtołównę. Żadne z tych pianistów nie grało sentymentalnie. Widziałem nie tak dawno dwoje pianistów francuskich (Laura Favre Kahn i Jean Marc Luisada) grających Chopina sentymentalnie, wręcz ckliwie. Potęgowała to ich mimika: omdlewanie nad klawiaturą i w chwilach uniesień przeczące kręcenie głową (że niby to takie piękne, że wprost nie można uwierzyć). Ale nie są to pianiści, którzy wyznaczaliby kanon interpretacyjny lub byli w ogóle jakimiś autorytetami. I tyle.
Kto nie życzy dziś Dorocie
Życia, jak to Rubinsteina,
Po wsze czasy mu niecnocie
Locum stworzę w kupie łajna.
Mam zamiar życzyć trochę później, w tej chwili przychodzą mi do głowy same banały – a tak tutaj nie wypada.
A mój ś.p. proboszcz ciągle mówił do mnie Dorota, chociaż tysiąc razy mu mówiłam, że jestem Maria.
Imieniny Pani Doroty? No nie wiem. To jest chrześcijański zwyczaj związany z uczczeniem świętego patrona. Pani Kierowniczka powiedziała, że imienin nie obchodzi, to ja nie uważam, że należy wywierać presję.
Dobre życzenia można składać bez specjalnych okoliczności, więc ja zadzieram ogona za innymi i życzę Pani samych dobrych, twórczych, miłych dni w życiu osobistym i pozostałym. Gromady wielbicieli i wiernych czytelników, i czego sobie Pani życzy, Pani Dorotecko. 😀
Ha! Od rana czułem że dziś dobry dzień na toasty (11:42) 😉
A zatem teraz prozą: Zdrowie Pani Kierowniczki! 🙂
Wywieramy presję, a co to dla nas 😉
I tak jesteśmy rozpuszczeni jak dziadowskie bicze. Kierowniczka może nie obchodzić, ale są inne Doroty – a dla nas w to graj, Chopinie!
mt7,
a jak patron nieświęty, to co? 😉
Zdrowie wszystkich!
Choć w podpisie sam tu wiszę
Rwiemy wspólnie tętnic ciszę….
My jesteśmy tanie dranie
Dranie tanie niesłychanie
Zawsze stajem na wezwanie
Gdy szykuje się gdzieś ssanie…
My niecnoty, nocne koty
Szukamy krwawej roboty
I niestraszne nam wykroty
Pijem dziś zdrowie Doroty
Kiedy wszyscy grzecznie śpią
Napełniamy puchar krwią…
Krew najlepsza dla nas dwóch
Po Dorociej to jest chuch!
By impreza się udała
Obejrzymy wszystkie ciała
Od każdego próbka mała
Krwi na przyszłość by się zdała…
Ojej, jak miło – pomyślałam przed ostatnim wierszykiem zeena. Ojej, jak wampirzo – muszę dopisać 😆
Ja faktycznie imienin nie obchodzę, ja właściwie nie powinnam być Dorota (tylko Debora, po ciotce, która zginęła podczas wojny), ale jak już noszę oficjalnie to greckie imię i udaję, że jestem darem boźym 😆 , to niech już będzie. Bardzo dzięki i też uważam, że każda okazja dobra, nawet nieprawdziwe imieniny 😉
A ja wracam z zakończenia sezonu w FN – przytłoczona masą Mahlerowskich dźwięków (II Symfonia – było baaardzo głośno…)
A czy mozna dla Doroty
dzis perfumy firmy Coty
Na wspomnienia dawnych lat
Gdy Cotami pachnial swiat?
Jak to dobrze, że to nie sa prawdziwe imieniny – bo już nie muszę sie biedzić nad oryginalnymi życzeniami, tylko składam banalne ale poczciwe: wszystkiego najlepszego. Przyznam, ze po groźbach Zeena się zacukałem (podoba mi sie to słowo) i opanowało mnie zaćmienie umysłowe. A swoją drogą, jaka szkoda, że nie Debora, piękne imię. Pamietam też świetną angielską aktorkę Deborah Kerr (jej imię i nazwisko wymawiało sie Debra Ka:) – z Nocy Iguany czy Żywi i martwi. Ale Dorota też może być, chociaż już nie tak.
Tylko mi nie mów Piotrze, że nie konwencjujesz….
Na imieniny Doroty ja wypuszczam koty
Bo gdy się źli – wypuszczam psy….
Mrrrau… 😈
A co do Debory – po hebrajsku to brzmi Dwora i nie tylko jest imieniem biblijnej prorokini, ale przy okazji oznacza ni mniej, ni więcej, tylko – pszczołę. Jakże się uśmiałam, kiedy usłyszałam, że w Izraelu na Pszczółkę Maję mówi się Dwora Maja 😀
Dwora Maja?
A na Gucia jak sie mowi?
Toast ogolny piwem zimnym u schylku dnia spracowanego i zsolenizoncianego
BraNoc wszystkim
Dwora Maja alias pszczolka
raz do wyrka wczesniej chciala
nie przeczula, ze grzegzolka
lozka jej nie poscielala
I ja pozdrawiam z okazji nie-imienin 🙂 Podobno antidotum na ogłuszenie Mahlerem to „uderzeniowa” dawka ciszy.
Ciągnie do wyrka człowieka,
Znów pobudka rano czeka,
Znowu wsiąść mam do pociąga (końcówka dla rymu),
Bo wyruszam do Elbląga…
Podejrzano raz Mahlera
Gdy swe dźwięki rozpościerał
Pięknym gestem ręką wodził
Czas z okowów wyswobodził,
Już, już miało być tak pięknie,
Gdy tu nagle jak nie brzdęknie!
Jak nie huknie, jak nie stuknie
I słuchacza w łeb nie łupnie,
Ale talent, ale siła!
Się publiczność szybko zmyła….
Nawet długo się zmywała,
Na stojąco wpierw klaskała…
Jam sodomą i gomorią
Napisałem alegorią… 😉
Oczywiście, że miało być:
Jam sodomią i gomorią…..
Od tej pory, drogie panny,
Został Mahler podejrzanny 😀
A w Elblągu to dopiero będzie się działo! Taka szkoda, że Elbląg jest tak zupełnie nie po drodze! A właściwie dlaczego „Ogrody” odbywają się w Elblągu?!
No tak się składa, że tam jest Salon „Polityki” pilotowany przez Mirka Pęczaka (więc zwykle profil kulturalno-popkulturowy).
Bowiem do Elbląga
Każdy ma pociąga
Tam jest każdy młody
Dlatego – Ogrody
A w Elblągu mają działo
Chociaż amunicji mało
Strzelać będą więc na pusto
By pochlebiać naszym gustom
Pieprznie raz armata zdrowo
I się zrobi narodowo
Bo my z hukiem obznajmieni
Nie poczęci – urodzeni,
Matka Polka strzela ciążą
Ledwie porodówki zdążą
Bo nas siła musi być
By z nas władza mogła żyć…
Za to my możemy pić….
No to pijmy pod to działo,
Żeby tylko się nam chciało… 😉
Pić lubimy, pić umiemy
Nawet często bardzo chcemy 🙂
A że działo to armata,
Pijmy chwałę tego świata 🙂
Tworzy się nam bardzo śliczny
Poemacik wprost bachiczny 🙂
Tylko Elbląg tak daleko
Że aż się rozlało mleko
Jedno dobrze co robimy
To gorzałkę wciąż smolimy….
Czasem uda się psim swędem:
Pędem będę to nabędę…
A mnie się przypomniał taki pianista:
http://www.youtube.com/watch?v=JwJFCVF0skM&feature=related
Fajne to, co ????
Lex vel Dixie
Bądźmy ściśli
Taki błąd się Tobie przyśnił?
Przecież jego gra to horror
Winien się nazywać Error…
Fajne garniturowce, a jak się cieszą… 🙂
Erroll to jeden z tych, na których nasz Makowicz próbował się wzorować – ale kudy mu tam…
Poniżej zdjecie z naprzeciwka, horyzont zamglony, para wisi w powietrzu. Zrobiłam o mojej osiemnastej, a Waszej północy.
http://alicja.homelinux.com/news/Samotny_bialy_zagiel.jpg
Ładnie!
A ja próbowałam wrzucić zdjęcia z Pragi, ale udało mi się tylko kilka – pojemność mi się na picasie skończyła… muszę coś skasować 🙁
Alicjo,
i lasy, i woda, i mgły, i słońce i deszcz. Masz wszystko!
A ja mówię Wam dobranoc – padam już na pyszczek. Pa, pa.
Ile bajtów tu się zmieści
Gdy zeen blogu(a)
Nie bezcześci….
Error czy Erroll- mnie się podobał/podoba i chyba będzie.
A jak sobie radzą ze swingiem kobitki ?
http://www.youtube.com/watch?v=yBUmeM1kj58&feature=related
Dobranoc Dorocie i wszystkim śpiochom, ja spadam do kuchni, pokucharzyć na jutro.
Alla,
co racja to racja. A metr sniegu miałam od połowy listopada do połowy kwietnia! Teraz narzekam w druga stronę 😉
No, tak troche z obowiązku narzekam, bo pogoda jest tematem numer jeden w kraju mojego zamieszkania. W zimie za zimno i snieżno, latem za goraco, porno i duszno. Tylko pazdziernik jest to podziwiania i nikt na pazdziernik nie narzeka 🙂
Taaaak, Lex,
kobitki jak się dobrze czują,
To nieźle swingują 🙂
Koniec imienin.
Włodzimierz Lenin.
Jaki tam koniec,
nic nie mówił goniec.
(ten od Nadieżdy Krupskiej)
U mnie jeszcze godzina obchodów:)
To wznoszę kielich wina i zaraz się udaje w te tam objęcia, bo bardzo miałam dzisiaj zalatany dzień.
Oooooo 😮 – Ale imprezkę Państwo znienacka rozkręcili! 😀
Wszystkiego naaajpiękniejszego z okazji nieImienin, Pani Doroto!!!
🙂 🙂 🙂
Bardzo dziękuję, nieImieniny mam codziennie 😆
I nawzajem!!!
Pani Kierowniczko, a moze przeniesc sie na mediafire.com? Tam pojemnosc nieograniczona. Polecam.
Witam porannie i chmurzascie. Jakos tak brrr…
Posłuchałem sobie w Trafficu wczoraj w „słupku” nowej płyty Cassandry Wilson „Lovely”, szczerze powiedziawszy zachwyciła mnie. Szczególnie spodobała mi się interpretacja „wiecznie zielonego” „Lover Come Back to Me”. Tutaj można posłuchać po kawałku, bo w You Tube jeszcze nie ma
http://merlin.pl/Loverly_Cassandra-Wilson/browse/product/4,599736.html#fullinfo
W pierwszym wycinku ona tylko śpiewa, najlepiej jest dalej, ale tego już tu nie ma.
Dzieńdoberek wszystkim. 🙂
Do Pani Doroty słów kilka w sprawie zdjęć.
Ma Pani w aparato ustawiony bardzo duży rozmiar zdjęć, do normalnego użytku nadmierny. I dodatkowo ładuje Pani do Picassy w najwyższym rozmiarze.
Na Pani jedno zdjęcie moich wchodzi 5-6, a w powiększeniu jest równie detaliczne i szybciej sie otwiera.
Niech Pani spróbuje załadować najmniejszy rozmiar i średni rozmiar dla tego samego zdjęcia i porówna efekt. Rozmiary wybiera się przed pobraniem na dole strony (piszę na wszelki wypadek).
Nie ma co usuwać, tylko trzeba zmniejszyć objętość. One i tak będą dalej duże.
Mam dzisiaj drugie wolne* popołudnie, więc się muszę przygotować.
*to znaczy mogę się zabrać za porządkowanie mieszkania mamy.
Nie wiem, czy jeszcze mogę się pokazać, bo foma mnie wkopał, a zeen ulokował 🙁
Serdeczny toast z okazji nieustających nieImienin Pani Doroty wzniosę dopiero dzisiaj.
A widzicie. Udało nam się ustanowić nowe święto – nieImieniny!
Czegos takiego jeszcze nikto nie wymyślił 😉
K. Puchatek prawie że wymyśłił, tylko u niego miało to nieco inną formę – składania życzeń z okazji czwartku 🙂
To sto lat z okazji soboty!! 😀
Ja nie czytałam 2 najważniejszych książek . Ania z Zielonego Wzgórza oraz Kubuś Puchatek (Winnie the Pooh). Tylko cicho o tem, bo mi jeszcze obywatelstwo odbiorą 😯
Niech żyje SOBOTA !!!
Alez, Alicjo, jak tak mozna!!!! Takie braki w kanonie literatury, no tez cos!!!
Ale z doswiadczenia wiem, ze sa tacy, co pisza i tacy, co czytaja. Jezeli nie czytalas, pozostaje Ci napisac: sage o Ani z Zielonego Wzgorza i takaz o Puchatku.
Proponuje zaczac od dzisiaj, zebys jeszcze mogla nacieszyc sie tymi milionami zielonych, jakie przypadna Ci niewatpliwie w udziale z uwagi na sukces literacki!
Nie zartuje! 😀
Sobotnio szroburo
Oooo… nie przeczytać K. Puchatka to jest grzech ciężki… 😆
Nie chcę umniejszać zasług blogowych, ale o ile dobrze pamiętam, to przecież Alicja (!) trafiła na Wesołe Nieurodziny do Marcowego Zająca i Szalonego Kapelusznika. Tylko nie pomnę, który z nich te Nieurodziny obchodził. W każdym razie odchodziło przy tym wsadzanie Susła do czajnika.
A z okazji nieimienin życzę Pani Kierowniczce wszystkiego niezłego. 🙂 Może herbatki?
Hoko,
zamierzam tkwić w grzechu.
Tereso,
ci co czytają, bardzo szybko dochodzą do wniosku, że ci, co piszą, są zazwyczaj dobrzy w tym, co robią.
Bobiku,
i to jest trzecia pozycja z kanonu, której przez przekorę (słowo!) nie przeczytałam. I zamierzam tkwić jak wyzej. W grzechu. Trafię do piekła niewątpliwie, ale…to mój zywioł 😉
Alicjo, a Muminki?
Alez, droga Alicjo, wlasnie potwierdzilas me slowa!!!
Napisz sage o Blogowiczach, to dopiero bedzie hit! Lepszy od Chorego Kol-Portera
Kol-Porter przez pół życia był rzeczywiście ciężko chory i pewnie dlatego nie mógł dostarczyć Alicji rzeczonych książek. Ale przecież nie jest jeszcze za późno. Alicjo, wysłać Ci Kubusia P.? 🙂
Bobiku,
zapewniam, ze na niektóre rzeczy jest za pózno. Chrzanie Kubusia 😉
I nie wiem, co to są Muminki 🙁
A z dzieciństwa, oprócz Fizi Pończoszanki oraz ukochanych Dzieci z Bullerbyn, pamietam książkę o bobrach. Nie pytajcie o tytuł i autora, tego nie pamietam, bo dopiero uczyłam się czytać. Nie wiem nawet, czy to był polski autor czy zagraniczny. Książka była o tym, jak to zima sie zbliża, więc bobry zbieraja zapasy gałązek na zimę (chyba sprawozdawał w tej książce młody bóbr). Potem, jak to lód skuł wszystko, ale bobry sobie jakis otwór wykombinowały – i jak sobie w zimie pod tym lodem radziły. Pamietam, ze mi było bardzo zimno wyobrazniowo, kiedy to czytałam. A potem roztopy i wiosna, i świeżutkie gałązki . Nawet pamietam ilustracje w tej książce, żeremia bobrowe, jak bobry sobie radzą pod tym lodem i tak dalej. Ale tutułu czy autora – za nic 🙁
Tu podsuwam sznureczek do zdjęć z ubiegłej wiosny, kiedy napotkałam na swojej drodze prawdziwego bobra.
http://alicja.homelinux.com/news/Tarcza/
Alicjo, no to się w tej kwestii pięknie różnimy 🙂 bo ja wcale nie uważam, żeby na klasykę literatury dziecięcej kiedykolwiek było za późno. Wręcz przeciwnie, dużo smaczków docenia się dopiero w wieku… hm, hm, dojrzalszym. Wiem, bo mama się śmieje w momentach, które mnie się jeszcze wcale nie wydają zabawne. Ale jak je będę czytał za dwadzieścia-trzydzieści lat, to na pewno mi się wydadzą. 🙂
O bobrach była książeczka „Sejdżio i jej bobry”. Ale to chyba nie ta, o którą Ci chodzi.
Od Teresy Stachurskiej dzisiejsze, przed chwila otrzymane:
http://alicja.homelinux.com/news/Jezioro_Wigry.06.05.2008.jpg
Czy ja nie powinnam tańczyć z tą miotłą i nie podpatrywać, co na blogach?!
Nałóg, co tu gadać…
Bobiku, to nie ta. Ale ja będę drążyć i sie doszukam.
Jak Alicja zacznie drążyć,
posprzątać może nie zdążyć.
Zamiast omiecionych książek
będzie miała tylko – drążek. 🙂
Bobiku,
połowę łącznie z krzesełkami na patio mam juz omiecione i wysprzątane, nawet wyniosłam z domu takiego jednego kaktusa, który albo przeżyje, albo niech, musiałam sie ubrać w ochronne takie, bo to-to ma igiełki niewodoczne, które wszystkiego sie czepiaja, i wyjąć tych igiełek sie nie da. No to niech walczy po przeżycie. Wniosę pod koniec lata, jak sie wykaże (kaktus).
Książek dla dzieci i młodzieży to ja mam ho-ho, podsyłano mi z Polski (dlatego mam polskie głównie) dla latemrośli. Kilka lat temu na moja prośbę (bo zauważyłam wznowienie) znana z sąsiednich blogów TeżAlicja (stały dostawca książek polskich) podesłała mi Dzieci z Bullerbyn. Przeczytałam z łezką w oku i postanowiłam sprezentować siostrzanej wnuczce, naonczas 8 lat. Zapytałam, czy przeczytała i jak jej sie podobało. Usłyszałam – ja nienawidzę czytać. Zmroziło mnie. I pożałowałam wręcz, ze wysłałam.
Co do mojej latorośli, podobnie jak my, bez przeczytania kilku stron przynajmniej nie zaśnie. Jak sie urodził (a mieszkalismy na „stancji” i własciwie przed urodzinami powinnismy opuscić, bo taka była umowa, ale właściciele pozwolili przedłużyć) to J., kiedy miał sie Smarkatym zajmować, czytał mu na głos, cokolwiek czytał sobie. I to jeszcze zwracał się do Smarkatego , zmieniał intonację głosu i tak dalej. To trzeba było nagrać, ale nie było kamery ani nawet porządnego aparata 🙁
Smarkaty ani jęknął, ani pisnął, no przecież tata leży obok i cos do niego mówi, zajmuje się!!! I tak trwało od oseska miesięcznego, i niech mi ktos nie mówi, ze oseski potrzebuja kołysania – one potrzebuja kontaktu – i taki z czytaniem na głos czegokolwiek, niechby to był artykuł z The Economist, to jest kontakt.
No, a jak sie juz dorozumieją, to same zaczna czytać 😉
Bobiku,
literatura dziecięca nie istnieje, podobnie jak kobieca.
Też miałam odruch wysłania Alicji Kubusia, ale ugryzłam się w porę w blog. Duch przekory dopadł mnie szczęśliwie dopiero w wieku lat nastu 😉
Nie martwcie sie, mnie też dopadnie duch, skoro jestem przekorna;)
Na razie (niedawno) przeczytałam Wyspę Złoczyńców i Wakacje z duchami – znane mi z wiadomych lat, a które Smarkaty zaposiadowywa. O, i jeszcze Porwanie Baltazara Gąbki! 😯
A o Baltazarze przypomniał mi Szwed (ten zaprzyjazniony muzyk), zapytał czy znam. No wiecie co?!
Alicjo, ja też nie czytałem dziecięcej klasyki i nadrabiam to teraz. Dzieci z Bullerbyn – kupiłem sobie płytę z nagraniem tej książki przez Irenę Kwiatkowską. Kwiatkowska czyta to genialnie – no, ale też ma nie byle jaki tekst. Uderza niezwykła prostota tej książki, wdzięk i serdeczność, jaką to wszytko tchnie.
haneczko, masz rację. Z przyzwyczajenia tą dziecięcą poleciałem, bo niektórzy całkiem poważni ludzie tak się czasem wyrażają i nawet w psiej szkole mieliśmy jakieś seminarium z literatury szczenięcej. Ale też bardziej mi się podoba podział na dobrą i złą. 🙂
Piotrze, czy Pepi już całkiem OK?
Bobiku – tak. Ma apetyt, chce sie bawić. Koty są na ogół bardzo odporne; jeśli kot zaczyna sie dziwnie zachowywać, jest osowiały, jęczy – to znaczy, że sprawa jest poważna. Nauczony doświadczeniem nie bagatelizuję sprawy, tym bardziej, że do weterynarza mam 30 metrów. Pozdrowienia od Pepi.
Piotrze M.
Ja czytałam kalsyke dzieciecą wtedy, ale nie wszystko dało się, toż trzeba bylo do szkoły pod górke i tak dalej. A co do Dzieciaków z Hałasowa (Dzieci z Bullerbyn) mam nawet film, zrobiony w latach 80-tych, okoliczności przyrody jak u mnie we Frontenac Park.
Mam szczególny stosunek do Astrid. Kojarzy mi się z naszym Bobikiem 😉
Bobik – pierwsze skojarzenie to… kos i czereśnie.
Już można je u nas kupić. Ale to chyba jakieś obce… Siłą nam tu przywiezione.
A Alicja kojarzy mi się z przestrzenią, siłą, determinacją i z lasami.
Wpadam z rzadka a tu imieniny! Wszystkiego najlepszego! 😆
Zapraszam do Wrocławia na Otella na Wyspie Piaskowej 😀
Dziś przespacerowałam się nadodrzańskim bulwarem, zobaczyłam prawie gotowe konstrukcje pod dekoracje – OGROMNE! i posłuchałam, jak po wodzie niósł się śpiew Desdemony i Otella, bo mieli próbę.
Ja mam bilet na 22 czerwca!
Już się cieszę, to mi pozwoli odetchnąć szerzej po przytłoczeniu Rajem Utraconym 😯
Piotrze Modzelewski: Irena Kwiatkowska czyta „Dzieci z Bullerbyn” tak, jak uczyniłaby to może jeszcze tylko Pippi Langstrumpf – jak pełna fantazji, nieposkromiona dziewczynka o zdrowej emocjonalności 🙂 Radość życia aż kipi z każdego zdania! Myślę, że zachwycona taką interpretacją byłaby również sama Astrid Lindgren, która do późnych lat lubiła przesiadywać w koronie drzewa 🙂
Beato – cieszę się, że to też tak odebrałaś. A w ogóle co tu duzo mówić – i interpretacja i tekst – to arcydzieła. Zaraz potem przeczytałem biografię Astrid Lindgren, okazało się, że była to naprawdę niezwykła osoba i jaka do tego sympatyczna.
Alicjo, dzięki za ostanie zdjęcia, podziwiam Twoje oko.
Pani Doroto, najlepszego, najmilszego, najwspanialszego, najmuzykalniejszego! Najpoczytniejszego też.
Alicjo, dziękuję. Zdjęcie zostało zrobione dziś w Bryzglu nad Wigrami.
Sobotni wieczór uważam oficjalnie za rozpoczęty 🙂
http://dominikaforever.wrzuta.pl/audio/pAXA8En9Qa/yugoton-_to_byla_sobota
„Ludzie w soboty są dziwnie frywolni,
Kobiety zataczają wielkie kręgi biodrami,
Dzień, inny niż tych sześc,
Z którymi współtworzy tydzień,
A tydzień dni ma siedem,
Każdy głupi to wie!”
No to teroz przynajmniej wiem, o ftórej godzinie zacyno sie wiecór – o 22.16 🙂
Owczarku, o 22:16 to wieczór zaczyna się oficjalnie. Nieoficjalnie zaczyna się wcześniej 🙂
Cyli oficjalnie „Dobry wiecór” wolno godać dopiero od 22.16.
Ale nieoficjalnie rozumiem, Quakecku, ze mozno o wceśniejsej porze 🙂
Można. Ale tylko nieoficjalnie 😉
Wieje, wieje wiater halny.
Ino cy on oficjalny?
Bo kie oficjalny nie jest,
To właściwie on nie wieje 🙂
Uprzedzam ja halny lojalnie:
możesz wiać lecz oficjalnie
gdy wiatr nieoficjalnie wieje
to się Owczarek z niego śmieje 😉
Wieje wieje, trochę dmucha
czy to wiatr, czy zawierucha?
Wieje wieje ciepły wiater,
ale to nie ten spod Tater 🙁
A mi sie juz – kruca – zamykajom ocki
No to oficjalnie zyce dobrej nocki 🙂
Owcarecka bolom ocki
życzy wszystkim dobrej nocki.
A Sekretarz krzyczy z rana –
gdzieś kompanijo kochana?!
Wstawać, wstawać drogie dzieci,
bo Wam piękny dzień przeleci!
… chyba powinno być – „gdzieżeś kompanijo…”
A Wy ciągle śpicie?!
Toż południe blisko!!! U Was. Ja idę dospać.
Jaki piękny dzień, do licha?
Zimno, chmury, słowem: kicha.
O, zaczyna się ulewa –
szczekać mi się odechciewa! 🙁
Bobik,
przyskakuj do mnie – tutaj sauna 🙂
Tutaj też cudowny dzień – ale do pierwszej muszę jeszcze posiedzieć (od przed-piątej rano, Alicjo 🙂 … niedziela, nie ma, że boli…)
Ale za to po pierwszej – na Żywieckie na żagle jak w zeszłą nd!!!
…To wracam do roboty… 🙁 😉 😀
U nas też piękny dzień, nawet za piękny, mogłoby popadać, jest bardzo sucho. Na pięknie utrzymanej łące – w drodze do morza- rozłożył się kilkanaście dni temu kloszard. Wygląda jak biblijny patriarcha: wielki, siwy, z ogromną siwą brodą i wyschnięty na wiór. Ma materac, poduszki i masę toreb dokoła. Cały dzień opala się i jest spalony na piernik. Wokół niego siada wianuszek młodych ludzi, popijających piwo, chłodzone w strumyku. Idąc dziś nad morze zauważyłem dwóch facetów, którzy uruchomili ogromny telewizor, podłączywszy go do motocykla (który był na chodzie). Bardzo się cieszyli, że obejrzą dzisiaj mecz. Kiedy wracałem – młoda dziewczyna, z pępkiem i połową pośladków na wierzchu podała kloszardowi niemowlę. – Picie jest w torbie, ja za trzy,cztery godziny będę z powrotem – powiedziała, zaciągnęła się papierosem po kolana i odeszła.
A gdzie Ty mieszkasz Piotrze? 😯
W Gdańsku, dokładniej w Oliwie, przy ulicy, która dochodzi wprost do morza (mam blisko więc chodzę drogą okrężną)
Barwna, „klimatyczna” scenka, Piotrze M., świetnie opisana, stanęła mi jak żywa przed oczami! Morza bardzo zazdroszczę 😉 W Poznaniu nie dość że okrutna susza (ostatnio zrobił się u nas jakiś biegun ciepła), to jeszcze morza ani śladu 🙁
Ale w Poznaniu jest ładne Zoo, palmiarnia i w ogóle jest tam .fajnie
No tak, ale w palmiarni to jest baaaardzo ciepło 😉 Ostatnio kiedy byłam w zoo, na jednej z ławek siedziała sobie małpka, chyba wydostała się przez ogrodzenie. Jej krewniacy stali wczepieni w siatkę ogrodzenia z wlepionym w nią wzrokiem.
Widać małpka poczuła sie pewnie, ja też zawsze w Poznaniu dobrze sie czuję i ogromnie lubie to miasto.
W takim razie pozdrawiam od (i z) Poznania, który jest zdania, że dobrze mieć sympatyka nad samym Bałtykiem. Dzisiaj u nas podmuchy jak z rozgrzanej suszarki, będziemy wdzięczni za odrobinę (choćby wirtualnej) morskiej bryzy 🙂
Posyłam więc trochę morskiej bryzy, może dojdzie, oto ona:
razem z pozdrowieniami z Gdańska.
Litości! co ten Piotr M zrobił…
…spróbuję naprawić…
Zostawiłam wolne miejsce, bo dalibóg nie wiem, jak ta bryza miała się do nas przedostać! A i w Wwie się przyda, bo duchota… W Powsinie ponoć była burza, ale ja akurat wtedy byłam na Zamku Królewskim 🙂
NELA – ja oczywiście wybieram się na Otella do Wrocka, ale na premierę, w ten piątek.
A tymczasem wszystkim wszystkiego najlepszego z okazji niedzieli 😆
Piotrze M., dzięki za bryzę 🙂
Pani Doroto, dzięki za umożliwienie bryzie 🙂
Tylko nie do Wrocka, tylko nie do Wrocka!
Ja o Warszawce też sie nie wyrażam, a jak słyszę Krakówek, to mnie… nie powiem, co.
Pani Kierowniczko,
jak będzie okazja, proszę zerknąć za Operę i zobaczyć Fotkę moze?), jak tam posuwają się prace przy Centrum Muzycznym?
We WROCLAWIU będę dopiero we wrześniu 😉
Dla Piotra Modzelewskiego odgrzebałam zdjęcie zeskanowane, sprzed ponad 20 lat (’87)
http://alicja.homelinux.com/news/58.Grand_Canyon1.jpg
p.s. Różnica poziomów pomiędzy nitką Colorado River a gdzie stoimy – ok. 1500 m. Tam ludzie nie rozmawiają. Stoją z rozdziawionymi gębami i się gapią.
Pięęękne…
A co do Wrocka, ja jakoś polubiłam ten skrót – wyraża sympatię. Krakówek i Warszawka to coś innego – słychać w tym podźwięk pejoratywny. We Wrocku nie.
SOS do EmTeSiódemecki, jak zajrzy (albo do kogoś, kto też to wie): to jak się zmniejsza objętość zdjęć? I w jaki sposób mogę zmniejszyć te zdjęcia, które już są na picasie?
Pani Doroto, witam
Jeśli ma Pani Microsoft Office to:
Zaczynamy – z menu start wybieramy wszystkie programy, następnie Microsoft Office, następnie Narzedzia Microsoft Office, następnie Microsoft Office Picture Manager. Potem katalog ze zdjeciami trzeba otworzyć i nacisnąć „edytuj obrazy”. Wybrac zdj. do zmniejszenia. Po prawej stronie ekranu u dołu jest „zmień rozmiar obrazu”. Naciskamy. W okienku u góry (puste) jest menu rozwijalne – tzreba wybrać rozmiar, który odpowiada (np. rozmiar mały do sieci web 448×336 pcs lub wybrać inny, np. duży do sieci web). Naciskamy OK i klikamy dyskietkę by zapisac w nowym rozmiarze.
U nas też strasznie gorąco i susza.Teraz pod wieczór upal zelżal, ale przydalo by się trochę deszczu, a wlaściwie nie trochę, tylko przydala by się solidna ulewa, ufffffff….. 🙂
Wyrażam sprzeciw w imieniu Wrocławia!!!
Kurczę, ktoś się musi ująć, nie? 😉
A te animozje warszawsko-krakowskie to wiadomo, stolycyjne;)
Ja prawie zawsze zmniejszam zdjęcia dla publiki, bo przyzwyczaiłam sie, ze duże, oryginalne formaty prosto z aparatu (po 3-5MB) długo sie otwierają posiadaczom słabszych maszyn. Ale … wszyscy sie przestawiaja na szybkobiegi i prawie nie ma znaczenia, jaka wielkość zdjęcia. No ale ja mam sporo niewykorzystanych jeszcze Giga, moge pchać, ile wlezie. Nie na picassę, bo tam linux ciagle nie ma oprogramowania na ładunek. A właściwie po co nam to.. 😉
Miłego wieczoru!
1. Nie mam Microsoft Office,
2. Wiem, jak zmniejszyć zdjęcie wrzucone u siebie na dysk, ale ja chcę zmniejszyć zdjęcia w picasie, jest na to jakiś sposób?
Alicjo, nisamowita fotografia. Co czułaś, gdy tam stałaś?
Alicjo! Czułaś mrówki w piętach? 😉
Pani Dorotecko! W picasie można poobcinać ile się da, bez szkody dla fotki i w ten sposób zmniejszyć objętość. czasami daje to 30%.
Jędrzeju, ale w jaki sposób?
Alicjo, piękne zdjęcie, znowu dziękuję
W Picasach są 3 funkcje obróbki zdjęć. Korekcje podstawowe/Dostrajanie/Efekty( dodatkowe). Przy oglądaniu pojedyńczych fotek, po lewej stronie pokazuje się stosowny panel. W korekcjach podstwowych pierwsza ocja to: Przytnij. Trzeba w to kliknać, a potem wybrać format znormlizowany, lub przycinanie ręczne,… no i wykonywać kolejne polecenia.
Nic mi się nie pokazuje po lewej stronie 🙁
Pojedyńcze, powiększone fotki; jak w pokazie slajdów, ale nie przesuwające się.
Ale nie Albumy tylko Picasa 2!
Jędruś, zaniemówiłam, jak wszyscy. Bo to nie jest tak, ze zbliżasz się do gór i tak dalej, i mniej wiecej widzisz, co cię czeka.
Tutaj przyjeżdżasz od Flagstaff na South Rim , zostawiasz samochód na parkingu, podchodzisz do … i zamurowuje cię. Jasna d… ! TAKA PRZEPASC!!!
Myśmy byli tam o porze przedwieczornej, chyba około 19-tej. Bajka, słońce kładło się do snu i gra kolorów po ścianach kanionu. Cos niesamowitego i nie do opisania.
Słowo daję, ludzie tam milczeli, nikt nie śmiał się odezwać głośno, jeśli, to na ucho i po cichu. Po prostu … ZATYKA!!!
…ja trzymałam Maćka za ramię, bo bałam się, wszak staliśmy na skraju takiej przepaści!!! Tylko krok…
Dalej nic nie rozumiem. Co to jest Picasa 2? Nic takiego nie mam.
Piotrze Modzelewski,
zajrzyj pod wiadomy adres (http://alicja.homelinux.com/news/) i tam poszukaj /Zabie Błota, /Swit majowy i /Tarcza, moje okolicznosci przyrody. Wrzuciłam, bo koleżeństwo chciało. To z ubiegłego roku.
Pani Dorotecko!
Picasa 2 to program pobrany z Google, który segreguje zdjęcia z twardego dysku w foldery, a także pozwala na ich obróbkę, tak, jak pisałem wyżej. Dopiero po tej obróbce przenoszę zdjęcia do Albumow, tzw. publicznych. I w Albumach są już tylko zdjęcia wybrane.
Wygląda na to, że ja tego po prostu nie mam.
Przesyłam zdjęcia od razu do albumów i nie mam żadnej możliwości, żeby je obrabiać. Być może coś trzeba doinstalować, a ja sama tego zrobić nie mogę. Musiałabym się udać z tym do firmy. 🙁
A ja nie potrafię przesyłać zdjęć bezpośrednio; robię to właśnie przez Picas2, po drodze obrabiając. 😉
Mój sposób jest prawdopodobnie jedynym, za pomocą którego mogłam wrzucać zdjęcia bez tego, żeby mi komp wrzasnął, że nie mam uprawnień do instalowania nowych programów 🙁
hehehehe…
no bo trzeba być właścicielem maszyny i maszynie mówić, co ma robić 😉
Nie znam sie na Windows, ale Pani Kierowniczko, prawdopodobnie moze Pani sobie te pozwoleństwa i uprawnienia wyrobic, radzę poczekać na mt7, ona ma to opanowane.
Alicjo!
Jeszcze raz obejrzałem zdjęcie; nawet tak czuje się tą przestrzeń! 🙂
Oglądam mecz.
Pani Dorotko, mnie chodziło o to okienko na dole tego zdjęcia (czerwona strzałka):
http://picasaweb.google.com/maria.tajchman/AlbumBezTytuU/photo#5209603391501655826
Tam są trzy rozmiary do wyboru.
Niech Pani sprawdzi na jednym zdjęciu, jakie są różnice w wyglądzie i wielkości.
Wielkość trzeba wybrać przed przesyłaniem.
Niczego nie trzeba instalować. 🙂
Witam wieczornie i niedzielnie
W razie czego, zeby nie narobic sie za wiele naprawde polecam mediafire.com. Moze nie tak efektowny jak Picasa, ale nieograniczony. Albumy mozna hostowac bez problemu, a i porzadek latwiejszy. Bardzo lubie.
Polecam LINUX!!!!
Bez tego nie byłoby http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/
😉
Przecież nie będę się przestawiać na Linuxa.
A u mnie w picasie pokazuje się zupełnie coś innego. Jak nakliknę na „Prześlij zdjęcia”, to od razu wyświetla się tabelka – paski na pięć adresów zdjęć i koło każdego do nakliknięcia: „Przeglądaj”. Tego czegoś, na co wskazuje czerwona strzałka, i zresztą takiego dużego okna, jak to z lewej na zdjęciu, w ogóle nie ma. Pod wskaźnikiem „Przestrzeń online” jest tylko „Powiększ przestrzeń”, co oznacza powiększenie płatne.
No tak, Alicjo, ale tak na dystans Linuxa instalowac, troche trudno.
Jak tam Puchus Kubatek?
To moze rzeczywiscie ten mediafire.com?
Wystarczy sie zalogowac i gotowe. Dziala tak samo jak Picasa
mediafire.com fajniutki 🙂 Właśnie stworzyłam sobie konto i ładuję pierwsze pliki – szybko idzie! Poza tym można tam przechowywać nie tylko zdjęcia, ale i inne typy plików.
Aaa! Bo Pani korzysta z Firefoxa, Pani Doroto.
W tym przypadku lepszy jest Internet Eksplorer. Można od razu wskazać 100 zdjęć Klikając na pierwsze i ostatnie, przytrzymując jednocześnie ‚shift’.
Ja bym wyszła z siebie, jakbym tak po jednym zdjęciu po pięć zdjęc przesyłała. Gromadzę wybrane zdjęcia w ‚Nowym folderze’ na pulpicie, zaznaczam wszystkie do przesłania i idę sobie, a tu się przenosi raz, dwa.
Ja korzystam właśnie z IE, a nie z żadnego Firefoxa 😯
To znaczy, że co: najpierw mam sobie zrobić nowy folder na pulpicie, potem wrzucić do niego zdjęcia i je pozmniejszać, a potem wrzucać do picasy?
Dla tych już obecnych w albumach, trzeba je jeszcze raz przesłać z wybranym mniejszym formacie.
Można je pobrać z albumu na komputer i przesłać jeszcze raz. Napisy też trzeba powtórzyć.
Mogłabym Pani pomóc, bo siedzę w domu, ale musiałabym mięć dostęp do Pani albumu. 🙂
Wlasnie. Mozna przechowywac na mediafire i pliki dzwiekowe, i ksiazki, i cala mase roznego badziewia, ktore chce sie dzielic z innymi. Laduje sie tak, jak sie laduje, troche trwa, ale bardzo proste w obsludze.
Nie Pani Doroto. Ja mówię, jak ja przesyłam zdjęcia. Robię zdjęcia w seriach, mam po kilkanaście zdjęć każdego ujęcia, więc wybieram najlepsze do foldera roboczego, bo tak mi jest wygodnie. Niczego nie kompresuję, robi to picasa przy przesyłaniu, jeżeli wybierze się mniejszy lub duży format z tego okienka.
Ja nie wiem, dlaczego u Pani tak widać, jak u mnie w Firefoxie.
Ja mam IE 7. Muszę popatrzeć, może tam się coś ustawia.
Jędrzej mówi o programie do obróbki zdjęć na komputerze, który ściągnął z googla. To jest zupełnie inna bajka: albumy w internecie, a program w kompie.
Mnie tam nic nie kompresuje przy przesyłaniu. Nie mam możliwości wybierania mniejszego lub większego formatu i nie mam zielonego pojęcia, dlaczego.
Wkurzyło mnie już to wszystko, zmęczona jestem, chyba pójdę spać. Dziś znowu zrywałam się rano w Elblągu, żeby być w Warszawie koło południa… Myślałam, że coś nowego napiszę, ale jakoś nie nadaję się do twórczości.
Właśnie przeczytałam w sieci, że Polska przerżnęła z Niemcami. Kara boża za te ohydne montaże w naszych tabloidach 😈
Hura! Już wiem! Sprawdziłam w Firefoxie.
Zara 🙂 zrobie 🙂 zdjęcie i zapodam. 🙂
o kurdebalans!
A mówiłam, , mt7 wie co i jak.
A z tym linuxem to ja sie tylko tak naigrawam 😉
Ale, przyznajcie sami, działa ! Ja od razu w to wlazłam lat temu ho-ho i czuje sie jak ryba w wodzie, no i naprawdę jest to uczucie – ja tu rządzę!
Trochę rozmazane. To jest strona przed pobraniem zdjęć:
http://picasaweb.google.com/maria.tajchman/AlbumBezTytuU/photo#5209629293289302930
Trzeba wybrać przed przesyłaniem ikonkę rozmiaru: mały, większy, największy i dopiero przejść do pobierania, to wtedy zmniejsza przy pobieraniu. Też zaznaczyłam strzałką. 🙂
No dobrze, wygląda u mnie, że jest aktywna (ciemniejsza) ikonka większy. To co, przestawić na mały?
Bo ja np. mam tu załadowane 54 zdjęcia, klikam i się ładują:
http://picasaweb.google.com/maria.tajchman/AlbumBezTytuU/photo#5209629336506522098
Myślałam, że wszyscy tak mają w IE, bo w Firefoxie sprawdziłam, że jest inaczej.
Pani Doroto, moja oferta pomocy jest aktualna. Najwyżej zmieni Pani sobie później hasło dostępu.
A tam, nadęli narodowy balon, że słuchać nie można.
Zawsze musimy na głupków wyjść, jakby trochę powściągliwości i trzeźwego patrzenia ujmę przynosiło.
Alicjo, przejrzałem już chyba wszystkiezdjęcia i jestem pod ich urokiem. Ale jeszcze wieksze wrażenie zrobiło na mnie dokładne przyjrzenie się Twoim dziełom, tym dzianym i tkanym. Najbardziej podobały mi się – inspirowane zamkami Castleheads i jakby pejzarzami Breughla Rural Winter. Niezwykle efektowny jest tez model Yoruba. Znakomite.
Wszystko jest u mnie inaczej, nie ma takiego okna, a co do tych rozmiarów, to nie tego dotyczą, tylko samego widoku, bo ciężar tych zdjęć się nie zmienia. I tylko przy pełnym albumie się te ikonki wyświetlają. Przy pustym, z opcją Prześlij zdjęcia (mała kratka na górze strony zamiast okna), nie ma ich nigdzie.
Tak. Ma Pani gigantyczne te zdjęcia, jak na potrzeby ekranu kompa. Sprawdziłam np. z Powsina od 3.tys do 4,5 tys. KB.
500-600 to świat i ludzie.
Ja mam w aparacie ustawione mniejsze wartości.
Niech Pani zobaczy, że przy dużych rozdzielczościach, jak się kliknie powiększenie, to niczego nie można dobrze zobaczyć, bo detal jest nadnaturalnych rozmiarów. Ciągle mówię o Powsinie.
Pani zdjęcia mają duży rozrzut.
Te z Pragi mają już tylko 1600-1700.
No o tym właśnie mówiłem, zmniejszenie rozmiaru w galerii albumu nie zmniejsza ich objętości w Mb. Rzeczywistą redukcję robię ( w pikselach i Mb) w Picasach2.
No i dalej nie wiem biedna, co mam robić… na razie zrezygnowana idę spać. Dobranoc…
Witam, przez chwilę miałem wrażenie, że trafiłem na bloga pt. „krótki kurs obsługi Picassy dla zaawansowanych” 😀
Pani Doroto, ja też tak myślałam, jak Pani, że dotyczą tylko wyglądu zdjęcia w samym albumie, ale sprawdziłam.
Niech Pani porówna ‚ciężar’ tego obrazka z poprzednim:
http://picasaweb.google.pl/maria.tajchman/AlbumBezTytuU/photo#5209603391501655826
Ma 1600×1280 pikseli – 165 KB przy zaznaczonym małym oknie.
A poprzednie, identyczne 2199×1759 pikseli – 260 KB przy zaznaczonym średnim oknie.
Jędrzej, proszę! Ja nie mam żadnego programu picasy zainstalowanego na komputerze, mówię o samym przesyłaniu, do tego nie ma potrzeby instalowania czegokolwiek.
Nic nie rozumiem; tego okna w Albumach nie mam. 😉
Idę oglądać Siedmiu samurajów!
Dobranoc! 🙂
Jak dobrze, że nie muszę sie z picassem za bary… 😉
Mnie nie zmienia pikseli. Nakliknęłam na ikonkę z małymi, zapisałam zmiany – i jedyna zmiana była, że miniaturki w albumie zaczęły mi się ukazywać mniejsze. Kiedy wchodzę na kolejne zdjęcia, wciąż jest tyle pikseli, ile było.
Ja myślę, że te ikonki (mały, średni, duży) mają podwójne znaczenie, zależy w jakim momencie ich używamy.
Przecież ja używam tego samego Googla.
Możliwe, że w Internet Eksplorerze 7 ma inny wygląd, trzeba zapytać informatyków, ale funkcje ma te same.
W oknie otwartego albumu, do którego chcę przesłać zdjęcia działa jak wybór opcji przesyłania. Później można sposób wyświetlania miniatur dowolnie zmieniać, to nie ma wpływu na wielkość zdjęcia.
E tam.
Spieprzyłam sobie wszystko na dobre, już nic nie prześlę, nawet w taki sposób jak najpierw. Żadne okno do przesyłania zdjęć mi się nie otwierało!!! Tylko takie małe cóś z napisem Prześlij zdjęcia. Jak naklikiwałam na samą ikonę, wyskakiwała strona, na której było, że jeśli nie mogę użyć jakiejś tam kontrolki Active X. to muszę zmienić zabezpieczenia. Spróbowałam to zrobić, ale nic z tego. Teraz nawet jak naklikuję Prześlij zdjęcia, to już nie wyświetla mi się tabelka do przesyłania, tylko od razu ta strona.
To moze jednak mediafire?
Wyglada to nastepujaco:
http://www.mediafire.com/?sharekey=b0dd7d5cd47f1e4b7069484bded33bcdb776135dd27e6bf6
Trzeba kliknac potem na Photo Gallery i wszystko sie pokazuje
Dziekuje bardzo serdecznie za Rudolfinum 😉
Kontrolka Active musiała być, bo bez niej nie można transferować danych. Przykro mi, Pani Dorotko.
Musi Pani poprosić jakiegoś informatka w Polityce o ustawienie przesyłania.