Refleksje poelbląskie

W zeszłym tygodniu odbyły się Ogrody „Polityki” w Elblągu. Elbląski Salon „Polityki”, którego gospodarzem jest Mirek Pęczak, jest wciąż jednym z najprężniejszych (inne działają w większości od przypadku do przypadku), może dlatego, że poświęcone są kulturze masowej i w ich ramach odbywają się rockowe koncerty. Ale nie tylko chyba. Odniosłam wrażenie, że jest w tym mieście głód kultury, że nie ma ono w sobie zapyziałości, że ludzie są otwarci. Tradycje artystyczne związane np. z awangardą plastyczną sięgają lat sześćdziesiątych, kiedy to Gerard Blum-Kwiatkowski z grupą miejscowych plastyków zagospodarowali opuszczony i zrujnowany kościół i stworzyli tam Galerię EL. Galeria działa do dziś (choć może nie ma takiego znaczenia jak kiedyś, gdy była pionierską inicjatywą), a Gerard Blum-Kwiatkowski od wielu lat mieszka w Niemczech i robi dobrą robotę dla polskie sztuki; za to wszystko otrzymał właśnie medal Gloria Artis na tym koncercie, który miałam przyjemność prowadzić.

Koncert był więc poniekąd częścią artystyczną oficjałki w sali Biblioteki Elbląskiej: najpierw nastąpiło wręczenie tego i paru innych odznaczeń przyznanych przez ministra kultury i władze miejskie. Potem wystąpiło Duo ElettroVoce, czyli Agata Zubel i Cezary Duchnowski. Było kameralnie (oni są zresztą przyzwyczajeni, mówią, że było w sam raz) – nie liczyłam ludzi, ale nie wiem, czy była setka osób. Jak można zobaczyć w programie, wstęp był za specjalnymi zaproszeniami, liczba publiczności była więc ograniczona a priori. Z tych zaproszonych też pewnie część nie przyszła.

Koncert był świetny, jak zwykle w wykonaniu tych muzyków. Wykonali dwa dzieła kolektywne: Szymanki kurpianowskie, czyli własne wariacje na temat Pieśni kurpiowskich Szymanowskiego, i Szymborskie improwizacje na temat pięciu wierszy Noblistki. Co ja będę opisywać, posłuchajcie próbek z linka; niestety nie ma Szymanek, a tam z kolei Agata śpiewa folkowo, białym głosem, który wpleciony w elektronikę ma jeszcze więcej uroku.

Potem był szampan z truskawkami i kilka miejscowych osób przy okazji podeszło, żeby porozmawiać. A właściwie, żeby powiedzieć, że ich ta muzyka ruszyła, jak dawno nic. I że jaka szkoda, że tak mało osób mogło przyjść na ten koncert. I że gdzie jest ktoś ze szkoły muzycznej, która przecież w Elblągu istnieje?

Tym bardziej, że Czarek Duchnowski jest właśnie stąd. Jego rodzice wciąż w Elblągu mieszkają, przyszli oczywiście na koncert. Pewna pani z miejscowego ośrodka kultury opowiedziała mi o epizodzie, którego Czarek nie umieszcza w życiorysie, choć zawsze skrzykiwał grupy artystyczne: właśnie w Elblągu jako szesnastolatek założył z kolegami interdyscyplinarną grupę o intrygującej nazwie Zabawa w ludzi i przedstawiali razem tak interesujące projekty, także od strony muzycznej, że aż prof. Bardini spytał kiedyś ową panią z ośrodka, ile i komu płacą za aranżacje – a aranżował oczywiście Czarek i oczywiście za darmo…

Czarek z kolei opowiada, że większość jego szkolnych kolegów, w tym artystycznych przyjaciół, z Elbląga wybyła. Otwarci, zdolni młodzi ludzie uciekają w świat. Pojawiają się następni – i to samo. Tak to jest. Ale dobrze, że się pojawiają.

Tylko faktycznie: dlaczego koncert ElettroVoce był tylko dla garstki? Ja nie mówię, żeby miało być tak masowo jak w przypadku pozostałych koncertów wykonywanych na estradzie na wolnym powietrzu (zresztą nie na wszystkich ponoć frekwencja dopisała), ale żeby chociaż była szansa na wejście chętnych osób z zewnątrz… A tak rzecz się robi z góry superelitarna. No i jak ma nie być dalej taka? Kółeczko się zamyka.