Z Blechaczem w deszczowej Pradze

To doprawdy pech – przyjechać do tak pięknego miasta, mieć ledwie parę godzin wolnego i żeby akurat w te parę godzin padało… Ale Praga jest piękna i w deszczu, a najważniejsze, że wieczorem był dobry koncert. Miał on co prawda konkurencję (tego samego wieczoru grał Andras Schiff), ale po pierwsze był to właściwie koncert na zaproszenia (tak jak ten w Wilnie, zorganizowany przez Orlen), choć publika z zewnątrz też mogła chyba jakieś bilety zakupić; po drugie, to tylko był taki pokaz przedwstępny, Rafał ma bowiem za rok najprawdopodobniej wystąpić na Praskiej Wiośnie.

Teraz będzie nagrywał drugą już płytę dla Deutsche Grammophon; znajdzie się na niej Sonata Es-dur Haydna (Hob. XVI:52), Sonata D-dur  KV 311 Mozarta i Sonata A-dur op. 2 nr 2 Beerthovena. I ciesze się niezmiernie, że będzie ten Mozart, ponieważ właśnie tą sonatą pianista mnie najbardziej tego wieczoru oczarował. Zobaczyłam innego Rafała, takiego, jakiego wcześniej dało się zauważyć tylko w Chopinowskich walcach czy mazurkach – świetnie bawiącego się muzyką, którą lubi (a to wtedy zaraźliwe). W Pradze grał jeszcze Estampes Debussy’ego, Wariacje b-moll Szymanowskiego (dobrze czuje jedno i drugie), a w drugiej części koncertu cały cykl Preludiów op. 28 Chopina, których wyraźnie ma już dosyć – powiedział mi zresztą potem, że to ostatni raz na pewien czas. No i dobrze, utwory powinny odpoczywać, tez im sie należy.

Na wieczornym bankiecie w eleganckiej restauracji koło Mostu Karola trochę pogadaliśmy z nim i jego rodzicami; dowiedziałam się wielu baaardzo ciekawych rzeczy, których na razie nie bardzo mogę zdradzić (ale przyjdzie na to czas). Teraz powiem tylko dwie anegdoty: jedna, że Rafał bardzo się wciągnął w studiowanie filozofii. Najbardziej go w tej chwili interesują starożytni Grecy oraz dwudziestowieczna teologia. Druga: na koncert przyjechała trzydziestka Japończyków – fan club Rafała, który jeździ za nim na koncerty. Ściśle rzecz biorąc, przyjechały same panie plus jeden pan, który jest prezesem. To ludzie różnych zawodów, ale są wśród nich też muzycy i muzykolodzy. Jadą teraz z rodziną Blechaczów do Dusznik (żeby zwiedzić), a potem do jego rodzinnego Nakła, gdzie Rafał specjalnie zagra im na organach. On nie daje publicznych występów organowych (choć na tym instrumencie od dziecka bardzo lubi grać), ale zrobi to dla nich, skoro już tak się poświęcają.

Na konferencji prasowej jeden z czeskich dziennikarzy spytał go, czy – jak wielu młodych artystów z naszego regionu – zamierza zamieszkać gdzieś na Zachodzie. Odpowiedział, że nie, bo w Polsce ma wszystko, czego mu trzeba: święty spokój, kiedy chce, świetny instrument, który sam sobie u Steinwaya wybrał, rodzinę i życzliwych ludzi. Teraz właśnie będzie miał miesiąc świętego spokoju – parę dni odpoczynku (początek roku był męczący: w styczniu i lutym Francja i Włochy, w marcu Szwajcaria, potem Kalifornia i Vancouver, bardzo wszystko udane), a potem spokojne przygotowywanie się do nagrywania płyty. Początek nagrań już w lipcu, a płyta będzie na rynku najprawdopodobniej w październiku.

W Pradze robiłam trochę zdjęć, wrzucę, jak będe miała chwilę.