Ciesząc się Chopinem

Ten tydzień jest męczący i intensywny, ale piękny. Bo mimo wszystko naprawdę odczuwalne jest, że Chopinem się cieszymy. Nie wszyscy, ale naprawdę wielu. Każdy po swojemu.

Można się Chopinem cieszyć studiując jego muzykę, można studiować jego partytury, można śledzić związki jego i jego utworów z… najróżniejszymi różnościami. Tym zajmują się naukowcy z 21 krajów, którzy przyjechali na Kongres Chopinowski. Chodziłam dość wyrywkowo, w końcu nie było możliwe śledzenie wszystkiego, bo obrady odbywały się jednocześnie w trzech salach. Najbardziej chyba ucieszyłam się z odkrycia jednego z najwybitniejszych chopinologów, prof. Jean-Jacquesa Eigeldingera z Genewy, który mówił  o odnalezionym egzemplarzu Das Wohltemperierte Klavier Bacha z oznaczeniami i uwagami wprowadzonymi przez Chopina dla swojej uczennicy (i pokazał parę stron na slajdach). Na pierwszym panelu opowiadano też o tym, jak wykryto i zweryfikowano wiele faktów z życia Chopina, przygotowując jego korespondencję do wydania (wyszedł niedawno I tom, do wyjazdu z Warszawy), i o katalogu pierwodruków Chopina, który częściowo można oglądać w Internecie.

Muzykę analizowano na różne sposoby, czego nie śledziłam, bo raczej mnie interesuje żywa muzyka, a nie analiza, jednak na parę referatów z tej dziedziny, których wysłuchałam, szczególnie mnie zaciekawiła podana zresztą w dość lekki sposób przez pewnego profesora z Lund koncepcja, że Chopin na Majorce, czując się źle i komponując Preludia, słyszał wciąż motyw sekwencji Dies irae, tak lubianej przez współczesnych Chopinowi (finał Symfonii fantastycznej Berlioza, Totentanz Liszta), i pokazywał, gdzie ten motyw się znajduje w niemal każdym z preludiów! Podobnie zabawna – żeby już zostać przy Majorce – była prezentacja przez jednego lekarza z Barcelony (gęsto od obrazków w power poincie, a jakże) koncepcji, że przyczyną pogorszenia zdrowia Chopina było zatrucie tlenkiem węgla z piecyków wstawianych do celi w Valldemossie (George Sand z dziećmi się nie zatruła, bo dużo przebywali na wolnym powietrzu, a poza tym byli odporniejsi i całkiem zdrowi). Można też było się ubawić podczas referatów zajmujących się krytyką z czasów Chopina, a głównie tymi krytykami, którzy go niszczyli lub lekceważyli, nazywając pianistą salonowym. On na szczęście miał to w… dużym poważaniu. Choć sam był skrajnie krytycznym wobec siebie perfekcjonistą.

Strasznie ciekawy był referat o muzycznych wpisach do sztambuchów, z których znane są niektóre niewielkie, a nie dopuszczone przezeń do wydania utwory Chopina, ale także i oficjalnie wydane – w jednym ze sztambuchów Preludium c-moll op. 28 nr 20 sąsiaduje z wariacją na jego temat autorstwa zaprzyjaźnionego z Chopinem, zapomnianego dziś trochę kompozytora Ferdinanda Hillera. Takie sobie twórcze muzyczne rozmowy. Dużo się w ogóle mówiło o uwarunkowaniach epoki, np. o kontekście muzyki lżejszej i tanecznej owych czasów.. Był nawet referat o Chopinie jako smakoszu. Ale także o wpływie jego muzyki na inne pokolenia i kraje. Ciekawe, że ta muzyka, która przyjęła się bardzo w krajach azjatyckich czy latynoskich, nie była szczególnie ceniona np. w Danii (o czym też był referat).

Z referatu, który zostanie wygłoszony na jutrzejszym panelu (wybierałam się, ale dostałam już tekst, więc chyba jednak nie pójdę, skoro nie muszę), wynika, że i w Polsce muzyka Chopina nie jest jakoś szczególnie ceniona. Przedstawione są efekty badań (nie jest dokładnie podane źródło), z których wynikają rzeczy szokujące. Tylko 6,1 proc. respondentów oceniło prawidłowo, że Chopin pisał w stylu romantycznym; 10,6 powiedziało tylko, że to muzyka klasyczna, jako styl klasyczny określiło go 51 proc. Tylko 7 proc. skojarzyło Chopina z muzyką fortepianową. Na pytanie, co lubią w jego muzyce, 12,1 proc. odparło, że nic. 4,1 proc. stwierdziło, że jego muzyka jest nudna i monotonna, 3,3 proc, że jest trudna; dużo odpowiedzi było zresztą nieważnych…

W to wszystko nie chce się wierzyć, gdy w tych dniach zagląda się do Domu Polonii na Najdłuższe Urodziny Chopina. Tłumy! Dziś o 18. organizatorzy ocenili dotychczasową liczbę odwiedzających na 22 tys. (będzie dużo więcej; w weekend więcej ludzi przychodzi). Pojawia się dużo młodzieży, wcale niekoniecznie muzycznej (niektórzy studenci przychodzą jeszcze rano przed zajęciami i uczą się przy muzyce), przychodzą ludzie starsi (pewna emerytka, która ma chory kręgosłup i może siedzieć tylko trzy godziny pod rząd, przychodzi dwa razy dziennie i te trzy godziny odsiaduje), przychodzą goście zagraniczni – widać zwłaszcza na Krakowskim Przedmieściu, ilu ich jest w ten chopinowski weekend. Grają różni bardzo ludzie, o różnym stopniu zaawansowania. Wiele młodzieży muzycznej ogrywa sobie program szkolny czy konkursowy, ale są i amatorzy, i grający na innych instrumentach… Zresztą warto więcej przeczytać na stronie wydarzenia – polecam zwłaszcza blog, na którym jest wiele anegdot z maratonu. Świadczą one o tym, że Chopin jest nam tu ogromnie potrzebny. Organizatorzy – Centrum Smolna ze Wspólnotą Polską, która użyczyła miejsca (na stronie widnieje jeszcze Senat RP, ale ci @#$%^&* po prostu olali sprawę i, choć obiecywali pieniądze, nie przekazali ani grosza; przychodzą za to prywatni ludzie, jakaś emerytka chciała dać 200 zł, goście amerykańscy zechcieli wesprzeć i tak co chwila) – nie zdawali sobie chyba sprawy, co rozpętują. To naprawdę coś pięknego. A oni, plus młodzi wolontariusze – jak mówią, o chlebie i wodzie, na ostatnich nogach – robią to wszystko po prostu z miłości do Chopina.

Trochę zdjęć z przedurodzinowej chopinowskiej Warszawy. Więcej dorzucę w poniedziałek, już raczej w nocy. Zwracam też uwagę, że jest w sieci Niezbędnik Chopinowski – dla ułatwienia bywalcom tego blogu zrobiłam link na blogrollu: Chopin w POLITYCE.PL.