Ciesząc się Chopinem
Ten tydzień jest męczący i intensywny, ale piękny. Bo mimo wszystko naprawdę odczuwalne jest, że Chopinem się cieszymy. Nie wszyscy, ale naprawdę wielu. Każdy po swojemu.
Można się Chopinem cieszyć studiując jego muzykę, można studiować jego partytury, można śledzić związki jego i jego utworów z… najróżniejszymi różnościami. Tym zajmują się naukowcy z 21 krajów, którzy przyjechali na Kongres Chopinowski. Chodziłam dość wyrywkowo, w końcu nie było możliwe śledzenie wszystkiego, bo obrady odbywały się jednocześnie w trzech salach. Najbardziej chyba ucieszyłam się z odkrycia jednego z najwybitniejszych chopinologów, prof. Jean-Jacquesa Eigeldingera z Genewy, który mówił o odnalezionym egzemplarzu Das Wohltemperierte Klavier Bacha z oznaczeniami i uwagami wprowadzonymi przez Chopina dla swojej uczennicy (i pokazał parę stron na slajdach). Na pierwszym panelu opowiadano też o tym, jak wykryto i zweryfikowano wiele faktów z życia Chopina, przygotowując jego korespondencję do wydania (wyszedł niedawno I tom, do wyjazdu z Warszawy), i o katalogu pierwodruków Chopina, który częściowo można oglądać w Internecie.
Muzykę analizowano na różne sposoby, czego nie śledziłam, bo raczej mnie interesuje żywa muzyka, a nie analiza, jednak na parę referatów z tej dziedziny, których wysłuchałam, szczególnie mnie zaciekawiła podana zresztą w dość lekki sposób przez pewnego profesora z Lund koncepcja, że Chopin na Majorce, czując się źle i komponując Preludia, słyszał wciąż motyw sekwencji Dies irae, tak lubianej przez współczesnych Chopinowi (finał Symfonii fantastycznej Berlioza, Totentanz Liszta), i pokazywał, gdzie ten motyw się znajduje w niemal każdym z preludiów! Podobnie zabawna – żeby już zostać przy Majorce – była prezentacja przez jednego lekarza z Barcelony (gęsto od obrazków w power poincie, a jakże) koncepcji, że przyczyną pogorszenia zdrowia Chopina było zatrucie tlenkiem węgla z piecyków wstawianych do celi w Valldemossie (George Sand z dziećmi się nie zatruła, bo dużo przebywali na wolnym powietrzu, a poza tym byli odporniejsi i całkiem zdrowi). Można też było się ubawić podczas referatów zajmujących się krytyką z czasów Chopina, a głównie tymi krytykami, którzy go niszczyli lub lekceważyli, nazywając pianistą salonowym. On na szczęście miał to w… dużym poważaniu. Choć sam był skrajnie krytycznym wobec siebie perfekcjonistą.
Strasznie ciekawy był referat o muzycznych wpisach do sztambuchów, z których znane są niektóre niewielkie, a nie dopuszczone przezeń do wydania utwory Chopina, ale także i oficjalnie wydane – w jednym ze sztambuchów Preludium c-moll op. 28 nr 20 sąsiaduje z wariacją na jego temat autorstwa zaprzyjaźnionego z Chopinem, zapomnianego dziś trochę kompozytora Ferdinanda Hillera. Takie sobie twórcze muzyczne rozmowy. Dużo się w ogóle mówiło o uwarunkowaniach epoki, np. o kontekście muzyki lżejszej i tanecznej owych czasów.. Był nawet referat o Chopinie jako smakoszu. Ale także o wpływie jego muzyki na inne pokolenia i kraje. Ciekawe, że ta muzyka, która przyjęła się bardzo w krajach azjatyckich czy latynoskich, nie była szczególnie ceniona np. w Danii (o czym też był referat).
Z referatu, który zostanie wygłoszony na jutrzejszym panelu (wybierałam się, ale dostałam już tekst, więc chyba jednak nie pójdę, skoro nie muszę), wynika, że i w Polsce muzyka Chopina nie jest jakoś szczególnie ceniona. Przedstawione są efekty badań (nie jest dokładnie podane źródło), z których wynikają rzeczy szokujące. Tylko 6,1 proc. respondentów oceniło prawidłowo, że Chopin pisał w stylu romantycznym; 10,6 powiedziało tylko, że to muzyka klasyczna, jako styl klasyczny określiło go 51 proc. Tylko 7 proc. skojarzyło Chopina z muzyką fortepianową. Na pytanie, co lubią w jego muzyce, 12,1 proc. odparło, że nic. 4,1 proc. stwierdziło, że jego muzyka jest nudna i monotonna, 3,3 proc, że jest trudna; dużo odpowiedzi było zresztą nieważnych…
W to wszystko nie chce się wierzyć, gdy w tych dniach zagląda się do Domu Polonii na Najdłuższe Urodziny Chopina. Tłumy! Dziś o 18. organizatorzy ocenili dotychczasową liczbę odwiedzających na 22 tys. (będzie dużo więcej; w weekend więcej ludzi przychodzi). Pojawia się dużo młodzieży, wcale niekoniecznie muzycznej (niektórzy studenci przychodzą jeszcze rano przed zajęciami i uczą się przy muzyce), przychodzą ludzie starsi (pewna emerytka, która ma chory kręgosłup i może siedzieć tylko trzy godziny pod rząd, przychodzi dwa razy dziennie i te trzy godziny odsiaduje), przychodzą goście zagraniczni – widać zwłaszcza na Krakowskim Przedmieściu, ilu ich jest w ten chopinowski weekend. Grają różni bardzo ludzie, o różnym stopniu zaawansowania. Wiele młodzieży muzycznej ogrywa sobie program szkolny czy konkursowy, ale są i amatorzy, i grający na innych instrumentach… Zresztą warto więcej przeczytać na stronie wydarzenia – polecam zwłaszcza blog, na którym jest wiele anegdot z maratonu. Świadczą one o tym, że Chopin jest nam tu ogromnie potrzebny. Organizatorzy – Centrum Smolna ze Wspólnotą Polską, która użyczyła miejsca (na stronie widnieje jeszcze Senat RP, ale ci @#$%^&* po prostu olali sprawę i, choć obiecywali pieniądze, nie przekazali ani grosza; przychodzą za to prywatni ludzie, jakaś emerytka chciała dać 200 zł, goście amerykańscy zechcieli wesprzeć i tak co chwila) – nie zdawali sobie chyba sprawy, co rozpętują. To naprawdę coś pięknego. A oni, plus młodzi wolontariusze – jak mówią, o chlebie i wodzie, na ostatnich nogach – robią to wszystko po prostu z miłości do Chopina.
Trochę zdjęć z przedurodzinowej chopinowskiej Warszawy. Więcej dorzucę w poniedziałek, już raczej w nocy. Zwracam też uwagę, że jest w sieci Niezbędnik Chopinowski – dla ułatwienia bywalcom tego blogu zrobiłam link na blogrollu: Chopin w POLITYCE.PL.
Komentarze
Pobutka urodzinowa!
Chyba, że ktoś woli pobutkę bardziej tradycyjną…
A jak Polacy mając oceniać Chopina? Kiedyś czytałem powieść (znajomy znajomego znajomego napisał, czyli trzeba było przeczytać). Rzecz o trzeciej wojnie światowej. Czym się objawia trzecia wojna światowa w Polsce? Tym, że radio wciąż transmituję muzykę Chopin, bo jest ona dostatecznie żałobna by oddać tragedię sytuacji. Powieść kiepska, ale oddanie stereotypu Chopina — jak dla mnie bardzo dobre.
(Ale lepiej uważać, bo zaraz ktoś powie, że ten Chopin w mediach to reakcja na Xynthię i trzęsienie ziemi w Chile… I to nie przez odnajdywanie sekwencji Dies Irae…)
witam !!!
tutaj kilka ciekawych linkow
http://www.faz.net/s/Rub6F18BAF415B6420887CBEE496F217FEA/Doc~EF7214D5AB23343599088C682B9DB04FD~ATpl~Ecommon~Scontent.html
p.s 1 fajny tekst Romka Markowicza
p.s 2 googlowanie,linkowanie i YouTube to tez forma „bezinteresownego”
piractwa
pozdrawiam z zawianego berlina 🙂
Rafal Blechacz
http://www.zeit.de/kultur/musik/2010-02/chopin-rafal-blechacz
🙂
Od 11.30 transmisja z otwarcia Muzeum Fryderyka Chopina tutaj:
http://obchody.chopin2010.pl/pl.html
O 11.00, zapuszczę za pośrednictwem Dwójki ucho do Żelazowej Woli. Cieszę się, że będzie na Pleyelu 😀
A ja lecę na Tamkę 🙂
Wcięło bez słowa, ciekawe. Wpisałem pod wczorajszym. Teraz już straciło aktualność, bo było to nawiazanie do szczekania, a do tego Blechacza nikt porównać nie może. Ale o Bobiku, a to zawsze aktualne:
Bobik, psina dalej niż w Berlinie,
z pięknych wierszy na blogu tym słynie,
wyszczekuje na swoim też blogu
rzeczy miłe i ludziom i Bogu,
bo pieśn jego wprost z serca wszak płynie
Na dzisiaj koniec z komputerem. Zarza zakroplą mi coś, po czym przez wiele godzin nie będę w stanie nic czytać. Pozdrawiam do jutra
Ach, jak miło zostać obszczekanym przez Stanisława. 😀
Pani Kierowniczka wprawdzie słusznie zauważyła, że ja nie w Berlinie, tylko po drugiej stronie Germanii, ale nie ma się co czepiać drobiazgów. Dla mnie najważniejsze, że moje szczekanie komuś miłe. 🙂
hau,hau!!!-zaszczekał łabądek
Aż miło czytać o tym,co się rozpętało.Coś by z tym zrobić,szkoda żeby to po urodzinach wyparowało.Żałuję,że tak daleko mieszkam.
A z tą ogólną ignorancją:dopóki w szkołach będzie to przedmiot „na doczepkę” do pensum wuefistów,nic się nie zmieni.Na rodziców nie ma co liczyć,uczył głuchy głuchego…
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95190,7611547,Muzeum_Chopina___bylismy_tam_przed_otwarciem__ZDJECIA_.html
Łabądku, z chęcią zrewanżowałbym się pozdrowieniem w Twoim języku, ale – wyznaję ze wstydem – nie znam nawet podstaw łabędziego. 😳
Też jestem zdania, że w nauczaniu kryje się duża część problemu. Żeby wychowanie muzyczne czy plastyczne zaczęło być traktowane poważnie, musiałoby się zmienić nastawienie władz oświatowych i samych nauczycieli przedmiotu. Bo dziś – konia z rzędem (ile ja już różnych koni bezskutecznie obiecywałem rozdać!) takiemu dyrektorowi szkoły, który nauczycielowi zezwoli na wyegzekwowanie od ucznia wiedzy muzycznej, choćby przez usadzenie go. Gdyby to była matematyka – a, to co innego. A skoro nauczyciel wie, że i tak niczego nie wyegzekwuje, to sam zaczyna traktować swój przedmiot michałkowo.
Nie o to chodzi, że żądam nauczania poprzez terror, straszenie i zostawianie na drugi rok. Ale każdy, kto był uczniem, dobrze wie, że jeżeli się czegoś można nie uczyć bez żadnych konsekwencji, to się to robi. Póki wiadomo, że przedmiot jest nieważny dla nauczających, to jakim cudem ma być ważny dla nauczanych? Więc niechby świadomość ewentualnych konsekwencji była, a wtedy pewnie w stosunku do większości uczniów nie trzeby by ich nawet wyciągać, jak to jest w przypadku innych przedmiotów.
Ale o czym ja tu, skoro na razie bój idzie o to, żeby w ogóle było jakieś wychowanie muzyczne, a nie o jakieś tam poważne traktowanie. 🙁
Bobiku, chyba się z Tobą nie zgodzę. Chodziłam do szkoły jeszcze w czasach, gdy muzyka i plastyka były normalnymi przedmiotami, z ocenami i sprawdzianami. To nie uczniowie olewali te przedmioty. To nauczyciele prowadzili je beznadziejnie, poniżej wszelkiej krytyki, bez pasji, bez chęci przekazania czegokolwiek, ośmielę się trwierdzić, że nawet nie dysponując zbyt wielką wiedzą na temat wykładanego przedmiotu. Może teraz trochę się w szkołach pozmieniało, ale z tego co sama pamiętam, osobowość nauczyciela, jego zaangażowanie, chęć i umiejętność przekazania wiedzy decydowały o stosunku uczniów do przemiotu, nie zagrożnie złą oceną.
Vesper, mnie się wydaje, że tu chodzi o naczynia połączone. Ja też chodziłem do szkoły, w której z muzycznego i plastycznego były oceny, niemniej jednak wszyscy wiedzieli, że te przedmioty to michałki, za które na pewno na koniec roku niedostatecznie się nie dostanie. I w związku z tym przez wszystkich były traktowane z przymrużeniem oka.
W moim liceum wychowanie muzyczne prowadził gość znakomity, dyrygent operetki krakowskiej, twórca bardzo dobrego chóru szkolnego, człowiek pełen pasji (i o olbrzymim temperamencie, więc na pewno nie nudny). Kilka osób tą pasją potrafił zarazić, ale reszta muzykę zwyczajnie olewała, bo i co im się mogło stać, jak na lekcji czytali „Winnetou”, albo odrabiali zadania z chemii? I pan T. móg sobie gardło zedrzeć (a organ głosowy miał potężny!), a olewajstwo dalej trwało w najlepsze.
Selekcja negatywna w zawodzie, o której piszesz, też wydaje mi się być związana z niską rangą przedmiotów „kulturalnych”. Obawiam się, że ludzie z pasją zaczęli w końcu machać ręką, widząc, że przez system i tak się nie przedrą. A do nauczania „michałków” wpuszczono takich, którzy gdzie indziej nie dali rady. Na zasadzie „tam najmniej zaszkodzą”.
Ostatni akapit to moje przypuszczenie, a nie udokumentowana znajomość rzeczy. Aż jestem ciekaw, co by powiedziano o tym na „Belferblogu”. 😉
Dzisiaj Haneczka zwierzyła mi się, że jest „zaszopeniona” totalnie (Pr II PR) Nic nie powiedziałam, ale też „siedzę w radio”. Bo dla mnie Chopin to muzyka moja, odwieczna, wypoczynkowa, emocjonalnie rozrywkowa. Jak trauma – Chopin; jak błogostan – też Chopin, chociaż już inne :kawałki”. Jak dotąd nie mam przesytu.
To i ja ucieszę się Chopinem, podrzucajac obrazki z najdłuższych urodzin.
http://picasaweb.google.pl/maria.tajchman/ChopinNajdUzszeUrodziny#
Mam też szczególny, osobisty powód, żeby cieszyć się tego pobytu na koncercie urodzinowym z pospolitego ruszenia.
To ja już też widziałam muzeum. Jest prześliczne! Tylko ten cholerny – jak mówią w Koszyczku Bobika – Pożeracz Ptifurków wkurzył mnie po raz kolejny. Oczywiście musiał nawiązać do Muzeum Powstania Warszawskiego, że ono też się zbudowało szybko, a dwa lata wcześniej nie było nic, a oba są Polsce potrzebne. Pomińmy rangę obu rzeczy, ale jakoś zapomniał, że to pisowski minister Ujazdowski zablokował pieniądze na Chopina i gdyby władza sie nie zmieniła, nie oglądalibyśmy dziś tego cuda… No i te nacjonalistyczne akcenty, którymi już po prostu rzygam. I że tak, to prawda, że Chopin etnicznie był pół-Francuzem, ale jego twórczość była wyłącznie polska. To zresztą w ogóle nie jest prawda 👿
Większa relacja wieczorem.
Jak powiedział kandydat na kandydata, już niedługo przemawiający będzie byłym przemawiającym.
Niech żyje demokracja! 🙂
Dzisiaj Owczarek obchodzi urodziny razem z Chopinem. 🙂
Bobiku,nikomu nie radzę „po łabędziemu”,bo jak wiadomo ‚łabądź”gada tylko raz,a później to już tylko Maja Plisiecka.
Moja koleżanka uczyła w wiejskiej szkole ,wszyscy jej uczniowie bezboleśnie czytają nuty i do dziś jeżdżą z nią na wyprawy do filharmonii.Ale to jest wariatka,a takich niestety władze nie szanują.Władzy wystarczy ,że w papierach się zgadza.
Jak to dobrze,że muzeum jest OK.I że o fiołkach nie zapomnieli.Może się w tym roku tam dowlokę.
Fiołków na otwarcie jeszcze nie było, ale mają być 😉
Dla Owczarka wszystkiego muzycznego! I fiołki,a co?
Najlepszego bacowania miłemu Owcareckowi! 😀
Już Stołeczna wrzuciła relację z otwarcia muzeum, ze smakowitymi cytatami z przemówienia:
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95190,7613159,Otwarto_Muzeum_Fryderyka_Chopina.html
A ja lecę dalej 😉
Pani Kierowniczko, oglądałam transmisję internetową, i nawet mi mignęła P. Kierowniczka, kiedy wszyscy ruszali tłumnie na zwiedzanie 🙂
Bardzo sprawnie i zgrabnie przeprowadzona uroczystość, która łączyła byty realne i multimedia. Też mi się wprawdzie żołądek skręcił na hasło „polityka historyczna czy to się komu podoba czy nie”… Ale ogólnie bilans b. pozytywny 😀 No i czekam, kiedy będzie można zwiedzać (podobno po Wielkanocy?)
Z tymi krajami latynoskimi coś jest ” na rzeczy”.Znajomi muzycy,którzy tam jeżdżą,mówią,że czują się jak u siebie i nadają z”tambylcami” na tych samych falach.Więc może oni z Chopinem też nadają?
Wlasnie sie zaczela transmisja koncertu z TW (ale nei Tajnego wspolpraownika) przelaczylem. Bardz czatowalem na sprzedaz biletow, dopoki miala grac Argerich, jednak po jej wycofaniu darowalem sobie. Transmisje na razie tez sobie darowalem, bo sluchanie koncertu Chopina na jakims gracie epokowym jest dla mnie jakas paranoja. Troche sie orientuje w srodowisku muzycznym i z tego co zaobserwowalem to pasjonatami instrumentow dawnych, klawesynow, violi di gamba itp. zostaja zwykle miernoty ktore sobie nie sa w stanie poradzic z gra na normalnym instrumencie. Oczywiscie, Dang Thai Son jest b. dobrym pianista i naprawde nie rozumiem tego posuniecia. Organizatorzy mogli by sobie darowac tego typu knoty, bo to raczej oddala innych ludzi od piekna muzyki niz przybliza. To tak tak samo, jakby Adam Malysz mial nie skakac style klasycznym, a Justyna Kowalczyk biegac na nartach sprzed 60 lat-absurd. Oczywiscie zaraz pojawia sie obroncy z argumentami, ze wtedy grana na takich wlasnie instrumentach. Wtedy grana na takich instrumentach bo takie byly dostepne i one byly wtedy najlepsze z dostepnych. Czekam na pozostale czesci grane juz na szczescie na wspolczesnych instrumentach 😀
Dlaczego Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego mówi: „w dniu wczorajszym”, „w dniu dzisiejszym”? 🙁
Nie posiadam się z oburzenia. Wyszliśmy całą grupą z Filharmonii Poznańskiej z koncertu „Fantazja na cztery ręce”poswięconego Chopinowi a awizowanemu w Niezbędniku Chopinowskim.
Po pierwsze było tak fatalne nagłośnienie, że na balkonie gdzie mieliśmy miejsca nic nie było słychać. Ta fantazja na cztery ręce to cztery „dowcipne” w zamyśle jednoaktówki. W pierwszej sfrustrowany i pocieszjący się alkoholem artysta miotał się po scenie. Niestety nie wiem na jaką okoliczność się miotał. Przy fortepianei siedział jego uczeń próbujący raz po raz zagrać kilka taktów z Chopina, ale pan frustrat mu przerywał krzycząc wielce.
Druga jednoaktówka była jeszcze „śmieszniejsza”. Autor Krzysztof Jaślar, wykonanie kabaret z Zielonej Góry plus Bogdan Smolar na deser. Cały dowcip polegał na tym że wywołano ducha Chopina w dniu jego urodzin, ofiarowując mu wódkę „Chopin”. Zaprowadzono go do lekarza, który w międzyczasie opędzał się telefonicznie przed doktorem G., Chopin kaszlał strasznie, dziwił się wszystkiemu jak słobowity na umyśle. Na pożegnanie wypity został toast: Jan Sebastian Baaach! przedtem Chopin skonstatował, że w Japonii go znają a w Polsce piją. Po prostu sama radość. Przecierałam oczy ze zdumienia: FILHARMONIA to czy sitcom typu Badziewiakowie? Najgorsze, że publiczność na parterze, która najwyraźniej słyszała zdecydowanie więcej niż my na balkonie, doskonale się bawiła.
Wyszliśmy w czasie przerwy. Podobno po przerwie miała być jednoaktówka Zanussiego. Ale po takiej próbce „dobrego” smaku, to woleliśmy nie ryzykować. Oczywiście możliwe jest też to, że koncert był wspaniały a ja jestem stetryczałą, pozbawioną poczucia humoru sensatką. Być może. Dla kultury byłoby lepiej żeby ta wersja była prawdziwa.
W sobotę była inauguracja roku Chopinowskiego w naszej gminie. Grażyna Barszczewska czytała listy Chopina, przy fortepianie Nahorny. Uczta duchowa. Po takiej rozgrzewce … sitcom w Filharmonii. Nie mam słów.
Etniczna czystosc muzyki Chopina w przemowieniu Pozeracza Ptifurkowego nadzwyczajnie mnie ucieszyla. Wartaloby zalozyc jakis Instytut Etnicznej Higieny Kultury Polskiej.
Wzor dla tego typu placowki byl juz raz wyprobowany za miedza, bodaj w 1938 roku.
Muzyka jest muzyką…
Masz zdrowie Helena, to zakładaj rzeczony instytut etnicznej higieny… itd. ale czy komuś na tym zależy? Czasy się zmieniły i zmieniają.
O matko… ale ja nie poczytałam do końca 🙄
Czasu mi brak czy co?!
A u nas w Houston z okazjii wybychu Fryderyka Chopina mial miejsce wspanialy festiwal. W sobote bracia Golkowie wykonali oba koncerty za jednym zamachem. Adam znow pokazal, ze jest najlepszym (z mlodych?) pianista na swiecie, Tomasz dal interpretacje bardzo rozna od wszystkiego co znam: lekkosc i precyzja i mnostwo szczegolow, bez tej patetyki. Na drugi dzien Houston Chopin Society urzadzilo obiad dla milosnikow, w trakcie ktorego bylo granie solo. A gracze: Jose Feghali, Dariusz Pawlas (ktory rozsiewa zapach siana i po ktorym sie leci plakac pod wierzbe), Andrew Parr i Richard Dowling. Kazdy zagral ‚coskolwiek Chopina’ a Dowling dorzucil etiude przerobiona na ragtime, taki Chopin/Joplin – zrobione znakomice: americana ale inteligentna, ubaw po pachy (Fryderyk by to bardzo lubil). Wszystko to za sprawa Pani Anny Golki, tworcy i prezesa HCS. Wspaniala robota, Aniu!
Pani Redaktor,
mowia, ze wkrotce bracia Golkowie wystapia w Warszawie!… Nie chciala gora do Mahometa…
Pozdrawiam.
J. Grebowicz
Akademie, zjazdy, plena –
co to mają przyjść –
jakże by to bez Szopena
wszystko mogło wyjść?
Kiedy ważny ruszy denat
wśród żałobnych pomp –
przeziębiony marsz Szopena
ryknie chrypą trąb.
(wiadomo kto)
Dobry wieczór. W TW bankietto w najlepsze, ale ja skorzystałam z podwody i jestem już w domciu. Faktycznie rozchorowałam się przez tego Chopka i tyle 🙁 Łeb mnie boli, może mam gorączkę? Ale stłukłam termometr 🙄
mads – witam. No i nie zgadzam się totalnie. A Andreas Staier? A Bob van Asperen? A jeszcze cała masa innych – też nieutalentowani?
Ale na ten koncert w TW nie powinnam była iść. No, przecież obrazek rzondzi. Wszystko było w głębi sceny, żeby kamery mogły sobie pojeździć po szynach… Cofnąć w głąb sceny Orkiestrę XVIII Wieku z erardem (Dang) – to trzeba choroby. Podobno była awantura, ale telewizor olał wszystko. Uważam, że to skandal. Z Orkiestrą FN i Ohlssonem może i lepiej, że byli z tyłu, bo nieczystości były przytłumione. Bardzo na plus zaskoczył mnie Yundi – dobrał ładny, nokturnowy program i to był dobry pomysł. Tylko na początku Wielkiego Poloneza chrzanił jak potłuczony, ale tego większość pianistów nie umie zagrać, bo to przecież wstęp orkiestrowy. Tylko jedna Mihaela Ursuleasa wiedziała, co z tym zrobić. A kochane konkursowe jury nie dopuściło jej do finału. Tak jak to było z Goernerem.
JaGreb – właśnie Ania podesłała mi entuzjastyczną recenzję z koncertu. Bardzo się cieszę, zresztą nie mogło nie wyjść – chłopaki są świetne. Szkoda, że w Warszawie zagrają na koncercie czwartkowym, tzw. dla młodzieży; Adaś wykona Totentanz Liszta. Przydałby się jeszcze jakiś recital chopinowski Adasia, myślimy, co by tu z tym zrobić…
jotka – wyrazy współczucia. Aż jestem zła na dyrektora, że robi z Filharmonii Poznańskiej coś takiego. I te tendencje są już nie od dziś. Ja go nie rozumiem. Wojtek N. był rzutkim dziennikarzem, sympatycznym bardzo facetem, świetnie prowadził biuro prasowe na Konkursie Wieniawskiego. Prywatnie w ogóle bardzo go lubię. Ale dyrekcja FP to chyba jednak nie jest dla niego robota. Nie myślałam, że wpuści tam takie bezguście 🙁
Mads-ie
jedyne co powoduje, że się odzywam, to użycie słowa „miernoty” w przywołanym tu kontekście gry na inastrumentach z epoki.
Myślę, że raczej trudno tu polemizować – zwłaszcza wobec stwierdzenia „trochę się orientuję w środowisku muzycznym”. Szczerze mówiąc całość wypowiedzi świadczy raczej o jednym – kompletnym braku orientacji. I jeszcze jednym – braku wrażliwości. Zarówno muzycznej, jak i tej pozamuzycznej.
Dla jasności – byle kmiotek walący bez umiaru we wspólczesne instrumenty nie usiądzie do tych – jak napisałeś Mads-ie – „gratów”.
Bo nie ogarnie możliwości w nich tkwiących, a one z kolei obnażą jego rozliczne braki.
Natomiast jedyne czego obawiałem się w dzisiejszym koncercie, to tego że to nie instrument do sali TW. Jak to brzmiało w naturze – to już PK powie.
Co tu mówić. Źle.
Hi hi, już na mnie donoszą 😆
http://forum.gazeta.pl/forum/w,752,108046918,108055259,A_Dorota_Sz_na_blogu.html
A gwoli ścisłości, copyright na Pożeracza Ptifurków ma całkiem ktoś inny 😆
W telewizorze, który nie jest urządzeniem do słuchania, było tylko słychać „że grajom” i „co grajom”. Jak, to już nie za bardzo dało się stwierdzić, choć nie wykluczam, że i tak było lepiej niż w naturze. E-moll jak z fotoszopa, gładki i bez zmarszczek 🙂
I co, „sąsiadów” nie było słychać? 😉
„Nigdy nie dyskutuj z debilem. Sprowadzi cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem.”
Właściwie nie wiem, po co to napisałem. Jerzy jest przecież kulturalnie asertywny i poradzi sobie w razie czego. Nie to co ja. Tylko żeby potem nie było, że nie ostrzegałem. 8)
Walec z tyłu wyrównał 🙂
Ja z transmisji telewizyjnej przerzuciłam się na radiową, przeraził mnie widok tej monstrualnej głębokiej szafy, do której „wrzucono” wykonawców, żeby kamery miały gdzie jeździć, a do reszty zniechęciły znudzone twarze części polityków, które pokazano podczas oklasków, niektórym nawet klaskać się nie chciało 😉
Dobry wieczór Pani Doroto – reakcje na p. Madsa się minęły – ale też nie ukrywam, że zirytowała mnie ta wypowiedź.
A co do Danga – w radio to na szczęście brzmiało. Na szczęście byłem w sobotę w AM – „na żywo” i to dopiero była radość – dla niego samego. I przepięknie wykonanego na bis mazurka. Kenner też dostarczył sporo pięknych momentów. Orkiestra – profesjonały, acz z przejedzenia chyba trąbkom tym razem (a nie waltorniom, te były jak się patrzy) trafił się jeden kiks w f-mollu w ostatniej części. Napisałem „z przejedzenia”, bo w AM w holu głównym ustawiono jeden wielki długaśny stół na chyba całą orkiestrę, której tuż przed koncertem podano catering gorący, a w przerwie jego resztę + kawę. Zaś ludzkość chodziła dookoła, wąchała i nie do końca wiedziała co grane (we fułaju rzecz jasna). Bo co w sali koncertowej grano – to już wiedziała. I prawie w ogóle nie chrząkałą i kichała w przerwach. A do tego urocza kontrabasistka cały czas uśmiechała się i podtańcowywała Fryckowe harmonie.
Pisząc przed chwilą „brzmiało” miałem na myśli przede wszystkim Danga. Ohlsson niestety nie miał chyba najlepszego dnia dzisiaj.
No i czekam(y) na p. Teresy słówka (obiecane) z dzisiejszego KZ.
Ale za to miał ładne bisy 🙂
Pani Profesor obiecała ekspertyzę za rok z okładem.
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=467
Z góry się cieszymy i dziękujemy – bo pod każdym względem będzie to lektura fascynująca.
A co do dzisiaj otwartego muzeum – tradycji stało się zadość. Otwarto, po czem zamknięto na miesiąc. Jak podano: celem testowania urządzeń i zastosowanych tam patentów. Tylko wybrane grupy będą testować i poddawać je eksperymentom. Czy ja nie mogę zostać jednodniowym króli(cz)kiem muzealnym. Jestem gotowy na wszelkie eksperymenta i mogę poddać się najbardziej śmiałym testom ekspozycyjnym. Dla dobra następnych pokoleń zwiedzaczy. I z miłości do Jubilata.
Dla uczciwości – również z nieokiełznanej ciekawości.
JA! JA! JA ukulem ksywke „pozeracz ptifurek” na Blogu Bobika.
A bylo to wskutek zdjecia zamieszczonego na blogu Janiny Paradowskiej z gospodarskiej wizyty Pana Prezydenta w terenie. Pan Prezydent siedzial przy stole, na stole stala paterka z ptifurkami, ktorytmi pan Prezydemt sie opychal. A obok Pana prezydenta siedziala mala dziewczynka chyba w krakowskim stroju i patrzyla wzrokiem glodnym i pelnym wyrzutu na Pana Prezudemta. Nie miala zadnego talerzyka na ptifurki i najwyrazniej ilosc zakupionych ciastek na powitanie Pana Prezydenta nie przywidywala malych dziewczynek w krakowskich strojach , zas Pan Prezuydent nie mial zamiaru sie z nia podzielic.
Zdjecie bylo naprawde rozdzierajace nawet moje harde serce.
Odtad nosi ksywke Pozeracza Prifurek albo PP. 😈
A to kocisko chytre, samo na siebie doniosło… 😆
Redaktor JM ma kłopoty z ułamkami i datami:
http://www.rp.pl/artykul/9131,441088_Elektroniczny_bilet_do_swiata_Chopina.html
Haus der Musik obchodzi włąśnie 10-lecie powstania (w 2006 roku we Wiedniu otwarto Mozarthaus). PK jak wypadła ta próba akustyczna sali kameralnej?
Niestety nie wiem. Kręciłam się po wystawie i jak dotarłam do sali, to już właśnie się skończyło… 🙁
A z tym Haus der Musik rzeczywiście mu się pozajączkowało. Byliśmy razem w Wiedniu w 2006 r., czyli w Roku Mozartowskim, i zwiedzaliśmy także Haus der Musik – ja pamiętam, że już liczył sobie z parę latek. Jackowi się to wszystko nałożyło…
Muzeum najeżone nowoczesnymi technologiami (ponoć nawet jest Kapsuła), ale Tunelu, którym Kierowniczka mogłaby się cofnąć o godzinkę, to nie dali.
Cae szczęście, że nie dali. A gdyby tak technologia zawiodła i Panią Kierowniczkę cafło by o jakie sto lat? 😯
Wrzuciłam trochę zdjęć z dzisiejszego dnia, do tej samej przegródki. Wpis jutro, teraz do łóżka marsz 😐
Taką fajną kołysankę sobie wykombinowałem 🙂
Marsz, marsz dorocki,
by spać chociaż pół nocki.
Za twoim przykładem
też się zaraz kładę!
Chyba że za chwilę zapukają do drzwi i powloką mnie pod sąd za jakąś obrazę. 😉
Pożeracz Ptifurek…
O matko!
Kocie, żyj sto lat.
Swoją drogą wolę znudzonych oficjeli, którym się klaskać nie chce niż entuzjastów, którzy biją brawo kiedy popadnie.
Dawno temu w Szczecinie grała orkiestra Paillarda, a na trąbce Maurice Andre. Snoby oszalały, reszta publisi też, więc maestro zaordynował bis. I tam w połowie frazy solista musiał nabrać tchu, na moment zawiesił tę frazę w powietrzu, znaczy się: przestał trąbić. Natychmiast rozległy się dzikie frenety i artysta został przez chwilę z tym powietrzem w policzkach, jak duży chomik. Ja tego do końca życia nie zapomnę. Tych jego pucków i tego wyrazu oczu.
😳
On ci.
http://www.youtube.com/watch?v=IIX_XVji9UA&feature=related
😆
Co do „Adasia” Golki:
w nadchodzaca niedziele Adam debiutuje w Carnegie Hall( tej duzej, nie recitalowej!) z New York Youth Symphony w koncercie d-moll Rachmaninowa.
Slyszalem go juz w tym utworze kilka lat temu i teraz rowniez zapowiada sie rewelacyjnie. Z przyjemnoscia zloze sprawozdanie, za pozwoleniem pani Doroty
Co do fortepianow z epoki: daje sie to sluchac, albo z bardzo bliska, albo z naglosnieniem, kiedy mikrofon jest umieszczony tuz przez instrumentem. Staiera slyszalem na zywo w styczniu: pierwsza czesc musialem sobie wyobrazic, druga w koncu uslyszalem , bo bylo miejsce w drugim rzedzie, tuz przez jego fortepiano. Jest moim zdaniem absurdem, aby ten instrument prezenowac w duzych pomieszczeniach, a juz w Teatrze Wielkim?!??!!
witam,
Do p. Doroty nie znam tworczosci, bo mnie po prostu nie interesuje cos takiego, to regres wg mnie.
co do tych wykonan na zabytkach, przez „graty” mialem na mysli, kiepski dzwiek, jaki te instrumenty z siebie wydaja, co bylo slychac wczoraj nawet w telewizorze- i dzwiek tego pudla i orkiestry w porownaniu do brzmienia FN i GO pozostawal wiele do zyczenia (nawet w telewizorze to slychac bylo wyraznie). Tak jak pisalem wczesniej, chopin gral wtedy na takim fortepianie lub zblizonym, bo nie bylo innego wtedy lepszego!!!
Po co sie cofac wstecz i utrudniac sobie zycie?
Jakos dziwnie na konkursie chopinowskim ani na innych renomwanych konkursach nie kaze sie grac uczestnikom na tego typu instrumentach.
Co do poziomu artystow epkowych, moze i zdarzaja sie dobrzy, ale jakos dziwne, nie spotkalem sie, zeby dobry (naprawde dobry) muzyk zaczynal grac na instrumencie epokowym-podejrzewam, ze z wymienionych przeze mnie powodow. A co do znajomosci srodowiska to niestety wiem jak to jest (kazdy normalny muzyk powie,ze to parodia), zazwyczaj u tych z epoki ich tworczosc jest zazwyczaj silnie podpierana ideologicznie (np przebieranie sie w stroje epokowe i rozprawianie nad wyzszoscia intrumentow z epoki), czego raczej nie ma u normalnych muzykow. Nie oszukujmy sie roba to ludzie, ktorym nie wyszlo na skrzypcach, wolonczeli.
Ich jedyny argument to nie sa zazwyczaj umiejetnosci (bo jakby byly to graliby na normalnych instruementach) ale to, ze chopin beethoven, czy bach tez na tym grali i tak to powinno byc wykonywane. Az cud,ze kalaja sie wspolczesnymi wynalazkami i nagrywaja plyty-rzecz nie znana tamtym kompozytorom.
Dang jest piewrszym przeze mnie kojarzonym przypadkiem (oprocz Olejniczaka), ktory to zrobil. Jakos nie slyszalem o Rubinsteinie, Horowitzu, Rachamninowie, Argerich, Zimermanie, zeby sie tak uwsteczniali-nie wiem, moze i im sie zdarzylo to popelnic, ale nie bylo to ich glowna zasluga.
mads,
Chopin Chopinem, ale np. Bach to wg mnie nie wychodzi na skrzypcach właśnie tym, którzy grają na instrumentach współczesnych – piłują niemiłosiernie, i to ci najwięksi. Ale może to po prostu kwestia przyzwyczajenia. Gdy ja zaczynałem swoją przygodę z muzyką klasyczną, „stare” instrumenty były już na pełnych prawach i bez żadnych obciążeń porównywałem i wybierałem to, co mi bardziej pasuje. Dla kogoś przyzwyczajonego do starszych wykonań, przesadka może byc problematyczna.
I dotyczy to też chyba muzyków – wymagać od Argerich, by grywała na instrumentach z epoki, to już lekka błazenada – o Rubinsteinie nie wspominając 😆
Wielki Wodzu: przysłowie genialne, przypomina mi moje ukochane zdanie Słonimskiego „Nie znoszę wymiany poglądów, zawsze na tym tracę”.
W kwestii instrumentów, zgoda bezgraniczna z Panią Dorotą i 60jerzym, bo kolega/żanka mads jednak wygaduje androny, te same, co jemu podobni wygadują od 100 lat, kiedy Landowska siadała do klawesynu i różni tacy się śmiali, bo wierzyli w „postęp”, a ona tłumaczyła, że klawesyn to nie gorszy fortepian, tylko inny instrument. Ale to prawie miłe, że są jeszcze ludzie, którzy wierzą w postęp w sztuce. I w ogóle.
Bach, Mozart, czy Chopin pisali na takie instrumenty, jakie mieli, i tak pisali, żeby brzmiało dobrze na nich, a nie na jakichś innych, których jeszcze nie było. Bo nie byli zawodowymi samobójcami, ani wróżkami.
Głupota polegała na tym, żeby ten właśnie koncert zrobić właśnie w tej sali, bo sala to też „instrument”. Gorzej wybrać nie było można.
Natomiast my wczoraj byliśmy w Pleyelu (sali, nie fortepianie), gdzie niejaki KZ grał oburącz. Ten sam recital, co w Londynie, ale bez faceta w pierwszym rzędzie z wymierzonymi w niego bezczelnie dwoma pistoletami, czyli mikrofonami w tym kształcie, i stąd afera (wypytaliśmy dokładnie : jakiś szaleniec, co nawet się chować nie próbował, poszedł „na chama”).
I w tych warunkach KZ grał jak anioł. Po prostu ziemi nie tykał. Mam zresztą paru świadków! Niech wystąpi świadek! Ludzie wyli, szaleli, tupali, krzyczeli i mieli rację.
Ale i tu były atrakcje. Że zaczęli klaskać od razu po I części Sonaty b-moll to jeszcze, zaczyna być normalka. Ale ledwo zagrał ekspozycję Scherza b-moll, a rozległ się krzyk „brawo” i ruszyły oklaski! On szybciutko gra powtórkę, a jak skończył, przed środkową częścią, odwrócił się filuternie do sali i geścik zrobił taki, że niby czeka na brawa, jak to, nie ma braw? Wszyscy zachichotali dyskretnie i on już potem grał do końca całe Scherzo, a potem było, że wyszło”scherzo”… Podobno we Włoszech też tak bywa.
A teraz nigdzie pewnie żadnych recenzji nie będzie w paryskiej prasie, bo po co. Więc oświadczam, że grał olśniewająco.
Szacun
PK
A mnie urzekła właśnie część na instrumentach dawnych.
Zupełna fantazja.
Siedziałam, jak zaczarowana.
mt7, dobrze, że jesteś 🙂 Dzień dobry.
Chopin z TV nagrany. Proszę się zadeklarować, czy zostawić tylko muzykę, czy te wszystkie pierdułki pomiędzy także (wypowiedzi DTS, archiwalia z konkursów, Piotr Adamczyk jako Chopin etc.).
Następnie proszę uprzejmie PK o udostępnienie zainteresowanym mojego adresu mejlowego w celu wymiany informacji potrzebnych do wykonania sharingu :green:
Trochę ściemniłem, bo jednak powinienem był nagrać z radia, a nie z TV. bisy Ohlssona rewela, normalnie po prostu! „A ja sobie zagram dzisiaj o tak!”
W TV puścili same koncerty plus dużo bzdetów. Prasowałem sobie koszule, TV w przerwach szło bez fonii, a ja słuchałem kochanego PR2.
Teraz ad merytum:
Kiedy słuchałem transmisji w piątek, myślałem przez moment, że jest problem z transmisją albo że mi się sprzęt popsuł, ale jak mówił komentator wszystko było w porządku, więc jednak nie.
Pierwszy raz słyszałem tak źle brzmiące instrumenty „oryginalne” i tak źle brzmiący fortepian z epoki. Wczoraj było to samo, więc coś jest na rzeczy.
Wrażenie pogłębiło zestawienie brzmienia pierwszej orkiestry i instrumentu z następną (jaka by nie była).
Ohlsson był wyraźnie zmęczony. Grał raczej oszczędnie, żeby dojechać bezpiecznie do końca. Mimo wszystko lubię go. Solidna druga liga. Nie gigant, ale kompetencja.
Na szczęście bisy zrekompensowały wszystko. Ale jazda.
Teraz o miernocie i Erardach 😛
Nie można zestawiać instrumentu takiego jak Erard z Violą da Gamba, bo Viola da Gamba jest instrumentem technicznie wyrafinowanym i produktem „skończonym”. To nie jest jakaś tam proto-wiolonczela.
To samo dotyczy klawesynu, lutni (to nie gitara!) itp.
Ja widzę te 19-wieczne fortepiany jako instrumenty niedoskonałe i stąd problemy z brzmieniem. Najbardziej mi przeszkadza to, że mają bardzo nieczysty dźwięk.
Viola da gamba ani klawesyn nie mają nieczystego dźwięku.
Pytanie: czy ktoś zrobił kopię 19-wiecznego fortepianu? Bo z tego, co mi wiadomo, to wszyscy grają na odrestaurowanych instrumentach. Może kopia zagrałaby czyściej/ lepiej?
A gdzie jest pobutka? 😯
Aha – PK to oczywiście nie Piotr Kamiński w tym przypadku! Coś trzeba z tym zrobić, żeby nie było wątpliwości.
Ja nagrałam z radia. 🙂
Ale trudno oceniać mi jakość.
Oglądałam w telewizorni.
pobutka była o 3.46 😆
Bisy mam.
a nie, tej nocy w ogóle nie spali 😆 – blog zaczyna być całodobowy.
To jak robimy? Bisy i w ogóle Garrick mnie zdecydowanie interesują. DTS i Yundi trochę mniej…
Panie Kaminski,
Pan nic chyba nic nie rozumie z tego co napisalem i wykreca cala logike. Po pierwsze, skad mieliby niby kompozytorzy wiedziec na czym sie bedzie ich gralo ich utwory za 200 lat. Pisali na najlepsze dostepne im instrumenty. Za to napewno nie grali by tego na instrumentach z epoki.
Po to sie gra na klasycznych instrumentach wspolczesnych, zeby wlasnie najlepiej przekazac piekno tych utworow. Daja one artyscie najwiecej mozliwosci ale rowniez sluchaczowi, ktory nie jest oszukiwany poprzez niedoskonalosc dzwieku. Pragne zaznaczyc, ze nie jestem zwolennikiem instrumentow w stylu keyboardow itd, to inna bajka.
Co do tych 100 lat nagonki na artystow epokowych.
Dziwnie, ze jakos w innych dziedzinach postep jest ok, a w przypadku muzyki klasycznej trzeba sie cofnac cale wieki, zeby niby zrozumiec jej piekno. Jeszcze moze pan powie, ze lepiej sie rozumie jak sie przebierze w stroje epokowe (mozna te maskarady czasami zobaczyc na mezzo)? 🙂
Porownywanie klawesynu, ktory jest bardzo prostym instrumentem o ograniczonej barwie dzwieku, na ktorym w zasadzie mozna tylko za przeproszeniem bebnic do fortepianu to rzeczywiscie jakis zart, i z ktorym nie bede dalej polemizowal bo szkoda czasu. Dziwnym trafem nikt nie zaczyna od klawesynu a od fortepianu.
Kazdy pianista powie panu, ze ktos kto gra na klawesynie to w duzej ilosci przypadkow kiepski pianista. Podobnie jest ze skrzypcami, ktora sa zamieniane na altowki (wspolczesne) lub epokowe. A potem te smieszne opowiesci jak sie odkrylo nagle zamilowanie dzwieku tych dawnych instruementow…:D Jakos najwieksze dziela powstaja na fortepian, skrzypce i wiolonczele, badz na nie zostaly transkrybowane. A milosnikom instruementow w wiekszosci przypadkow probuja przekonac niedowiarkow dzialami drugiej i trzeciej kategorii kompozytorow.
Yyyy chciałem coś powiedzieć, ale mi szkoda klawiatury.
Zazdroszczę niezmąconej pewności siebie i wiary w wyrażane poglądy.
PK – czy ja przegapiłem gdzieś jakieś słówko o niedzielnym wieczornym koncercie z Kissinem i Demidenko – bo to ani nie było transmitowane, ani gdziekolwiek zrecenzowane. A propos Demidenki: właśnie „leci” w Dwójce.
Panie Piotrze,
dzięki wielkie za słówka o wczorajszym koncercie KZ.
Nie widziałem żadnych recenzji Kissina, Demidenki, Barenboima….
O ewentualnych retransmisjach też nie wiem.
60jerzy, była wzmianka pod Traviatą 🙂
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=465#comment-60477
Szanowny Madsie : co znaczy w Pańskiej (Pani) wypowiedzi zdanie, że „napewno nie graliby tego na instrumentach z epoki”? Z jakiej epoki? Bo chyba nie chce Pan(i) powiedzieć, że nie graliby „tego” na instrumentach ze swojej epoki, czyli na tych, na które „to” napisali.
Argument o przebieraniu muzyków w peruki powraca także od początku tej smutnej polemiki, która – jak Pan(i) może wie – zaczęła się w latach 50tych. Ostrzegam Pana (Panią) jednak, że dzisiaj już mało kto mówi takie rzeczy, bo jest to czysta demagogia; Chodzi przecież o to, jak to BRZMIAŁO, a nie jak WYGLADAŁO. Brzmiało INACZEJ i dlatego gramy to dzisiaj na tamtych instrumentach, żeby posłuchać JAK brzmiało.
Rozumiem, że nigdy w życiu nie słyszał(a) Pan(i) wielkiego klawesynisty grającego na wspaniałym klawesynie. Radzę kiedyś spróbować, to bardzo otrzeźwiające doświadczenie.
Opowieść o tym, że klawesynista to kiepski pianista znamy również bardzo dobrze. Tak może bywało kiedyś. Dzisiaj też już nikt tych głupstw nie powtarza, bo równie dobrze można by tak mówić o organistach. Też klawisze. Albo, czemu nie, że jak śpiewa basem, znaczy tenorem nie umie, palant jeden.
Klawesyn to jest inny instrument, niż fortepian. Inaczej się na nim gra. Klawesynista nie musi dobrze grać na fortepianie, a pianista – dobrze na klawesynie (choć niektórzy potrafią, że hoho).
Bardzo mi się podoba argument, że największe dzieła powstają na fortepian, skrzypce i wiolonczelę. Znaczy na puzon już nie? To po co ja się głupi męczę od tygodnia?
Całusy
PMK (żeby było łatwiej zgadnąć?
Jeszcze recenzja z Urodzinowych: http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95158,7614848,Panorama_pianistycznych_osobowosci.html
Jeszcze nie można zapomnieć o kiepskich gitarzystach, którzy na drugiej próbie zespołu w garażu zostali zdegradowani do gry na basie.
Wnioskuję również, że tria fortepianowe Haydna (albo czyjekolwiek) to kwintesencja i apogeum zachodniej muzyki?
Podpisuję się pod apelem Gostka, że trzeba by coś zrobić z PK. Ja już w poprzednim wpisie chwilami się gubiłem, kiedy ktoś nawiązywał do wypowiedzi PK, bo nie zawsze od razu było wiadomo, o którą/którego PK chodzi.
Tak mi się wydaje, że PK podstawowe powinna jednak – choćby prawem zasiedzenia 😉 – zachować Pani Kierowniczka. Pan Piotr Kamiński chyba się nie obrazi, kiedy poprosimy go o dołożenie choćby jednej literki, która wszelkie wątpliwości likwidować będzie w zarodku. Na przykład PiK. Też ładnie. 🙂
Gostek,
Wg mnie slabosc dzwieki fortepianow historycznych nie wynika glownie z tego, ze sa stare(po czesci oczywiscie tez), ale najprawdopodobniej z techniki jego konstrukcji.
Co do klawesynu (nie widze zadnej finezi w nim) i violi pewnie, ze sa to skonczone instruementy, co wcale nie oznacza, ze sa doskonale i niestety nie sa, podobnie jest zreszta z fortepianami historycznymi. Po prostu wtedy nie wymyslono nic lepszego.
O, Łajza! Nie przewidziałem, że Pan Piotr jest taki Szybki Bill. 🙂
Ponieważ mi dali na drugie – proszę się nie śmiać! – Miłosz, to będzie PMK, OK?
Mads się upiera i zdaje się równie głuchy(a) na argumenty jak na finezję klawesynu.
Dodajmy więc, że doskonałość nie jest z tego świata, a kompozytorzy pisali muzykę na dzisiaj na takie instrumenty, jakie mieli dzisiaj, a nie muzykę na pojutrze, na instrumenty, jakich jeszcze świat nie widział. „Postęp” zaś to pojęcie względne, z którym lepiej się obchodzić bardzo ostrożnie.
Właśnie wycięłam bardzo ciekawą romowę z Dangiem o instrumentach dawnych, z przerwy w radiu, do osobnego pliku.
Gostek, napisz do mnie, to podam stronę do ściągnięcia.
Tylko będę teraz wychodzić, więc wrzucę później.
Bobiku – PMK siedzi przy robocie i bardzo lubi się rozpraszać twórczo…
Hau
PMK
Pani Doroto.
w koncercie e-moll „sąsiadów” w Tv bylo słychac az miło (czy raczej niemiło) za to orkiestrę XVIII wieku tez – zapewne w TW gorzej. fakt-obrazek „rzondzi” w mojej rodzinie zachwyty wzbudzila głównie scenografia, moze dobre i to, ale na żywo tych wszystkich co cięzkie pieniądze zapłacili i wykonawców ogromnie żal.
PS. Co do zionięcia nienawiścia to ostatnio jakos popularny zwrot – ja tez dwukrotnie zostałam nim potraktowana, ze niby „zionę” bo mnie sie nie podoba…..
OK, tylko ja nie widzę żadnych niedociągnięć technologicznych w takich instrumentach jak gamba, lutnia, czy klawesyn.
Czy ja też mam powtórzyć, że to inny instrument?
Klawesyn bezlitośnie obnaża brak precyzji w grze, co na fortepianie bardzo łatwo zatuszować wciskając pedał do dechy, więc z tą finezją też bym polemizował.
Przynajmniej co do Erarda się zgadzamy.
mt7 – napiszę, ale nie znam adresu 🙁
Panie PMK,
Jestem jak pan rowniez osobnikiem plci meskiej. Rozumiem, ze teraz juz sa tylko dobrzy pianisci i jeszcze lepsi klawesynisci. To chyba sie pan troche myi, gdyz na instruementy dawne ida ludzie (klawesyn), ktorzy nie dostali sie na fortepian.Oczywiscie tez ludzie od razu z obranym celem, nie zaprzeczam. Wymieniano klawesinistke slyszalem ostatnio w dwojce i powiem szczerze, ze moja opinia sie nie zmienila. Wiec moze tych wielkich klawesinistow po prostu nie ma.
Organy to inna sprawa, fortepian nie jest w stanie ich zastapic, gdyz nie ma takich mozliwosci.
Co do granie, bo tak wtedy brzmialo. Wasz jedyny argument jest taki, ze kompozytor gral na tym i wy chcecie oddac dzwiek jaki wtedy byl. A byl duzo gorszy i jezeli gorszy jest na starych instrumentach to dlaczego nie grac tego na czyms lepszym. Oczywiscie powstaje pytanie, czy kompozytor nie chcialby aby grano jego utwory w jak najlepszy sposob? 😀
Argument z basem i tenorem tez nie trafiony bo to dwa inne instruementy, ale z jednej klasy. Ja odnosilem sie do podzzialufortepianvs fortepia historyczny np, a nie skrzypce vs klawesyn.
Co do puzonu? Wg mnei instrument glownie orkiestrowy, nie znam koncertow na niego, ale nie zaprzeczam, ze ich nie ma.
Gostek,
Co do zespolow rockowych, to inna sprawa, wbrew pozorom wg mnie wazniejsza jest gra basisty niz gitarzysty, z kiepskim gitarzysta zespol jeszcze moze istniec, z kiepska sekcja rytmiczna juz raczej mniej.
Gostek,
mój nick-małpa-gazeta.pl
Panie Piotrze
„kompozytorzy pisali muzykę na dzisiaj na takie instrumenty, jakie mieli dzisiaj, a nie muzykę na pojutrze, na instrumenty, jakich jeszcze świat nie widział.”
Czy zgodzi się Pan, że z „małym” wyjąteczkiem – JSB?
Beato: dzień dobry i dzięki – ja już nie ogarniam gdzie, w jakim wątku i miejscu są fragmenty relacji. Ale też był to szalony tydzień – dobrze rokujący (tak mniemam) Szalonym (czerwcowym) Dniom.
Oddalam się i pozdrawiam.
Drogi Madsie, dziękuję za wiadomość o Pańskiej płci, to ułatwia dialog, przynajmniej w pewnym zakresie.
Zapewniam Pana, że znam mnóstwo złych klawesynistów i jeszcze więcej złych pianistów, bo tych jest w ogóle więcej.
Zapewniam Pana również, że jest na świecie wielu wielkich klawesynistów, tylko Pan nie miał szczęścia się z nimi spotkać, albo tak Pan nie lubi klawesynu, że i tak nie robi to Panu różnicy.
Zapewniam Pana, że fortepian nie może zastąpić klawesynu i na szczęście nie ma takiej potrzeby. Niech no Pan spróbuje zagrać któryś z 27 Ordres Couperina na Steinwayu, to Pan zobaczy.
Pan uważa, że dźwięk był gorszy. Ja uważam, że był inny. Pan uważa, że fortepian to lepszy klawesyn. Ja uważam, że fortepian to zupełnie inny instrument, niż klawesyn. Są nawet utwory na oba razem.
Kompozytor chciałby z pewnością, żeby jego utwory grano w jak najlepszy sposób na tym instrumencie, na który on go napisał, bo napisał go tak, żeby brzmiał jak najlepiej na tym instrumencie, a nie na jakimś innym, którego jeszcze nie wymyślono. Chyba możemy być pewni, że jeżeli nie był wariatem, to nie pisał specjalnie źle na to, co miał, słysząc, że brzmi źle. Niektórzy pisali nawet na bardzo dziwne instrumenty, które całkiem wyszły z obiegu, taki baryton na przykład i wtedy też pisali tak, żeby na tym instrumencie zabrzmiało jak najlepiej.
Proszę nie obrażać puzonu. Wypraszam sobie.
Dlaczego JSB, 60jerzy?
Może chodzi o KdF?
Aleście się rozgadali, nie zdANżam 😆
Ja już domyślam się, że mads może wywodzić się ze środowiska nauczycieli muzyki albo pedagogów uczelni muzycznych. Tam właśnie w dużej części środowiska panują takie poglądy. Zgroza!
Mam relacje od mojej studiującej siostrzenicy, która (częściowo też dzięki mnie, bo ją zabierałam, gdzie się dało) przyszła tam osłuchana w różnych bardzo rzeczach. Była zaszokowana poglądami nawet swoich kolegów (o pedagogach nie mówiąc – od nich idzie przykład), dla których np. Strawiński jest nie do słuchania. No i wieczne antagonizmy między „dawniakami” a „współcześniakami”. Zauważyłam zresztą, że – wbrew temu, co pisze mads, że „dawniakami” stają się ci „gorsi” – do muzyki dawnej idą ludzie ciekawsi, mający więcej do powiedzenia. Z nimi Róża ma o czym gadać, ze „współcześniakami” nie da się, bo oni tylko o chałturach i kasie.
A co do meritum: jest genialny Staier i jest genialny Sokołow i co jedno drugiemu przeszkadza?
Straszna szkoda, że transmisja w piątek nie była dobrej jakości. Bo na sali było cudownie! I erard brzmiał znakomicie. A ja muszę podkreślić, że w wielu wypadkach, znając dane utwory, gdy je słyszałam w wersji na instrumentach z epoki, odsłaniały mi się brzmienia, proporcje, logika… Właśnie w piątek stwierdziłam po raz kolejny, że w II części Koncertu e-moll dopiero słychać to, o co chodziło Chopinowi, o czym pisał bodaj do Tytusa Woyciechowskiego: ten „srebrny tonik”, jaki daje użycie tłumika na skrzypcach. Ale nie we współczesnej orkiestrze.
W stu procentach zgadzam się z Panem Piotrem @11:11 😀
„jeżeli nie był wariatem, to nie pisał specjalnie źle na to, co miał, słysząc, że brzmi źle.”
Od rozpoczęcia orkiestrowego wyścigu zbrojeń gdzieś na przełomie XVIII-XIX wieku potrafię sobie wyobrazić, że kompozytorzy tacy jak Beethoven czy nawet Mozart byliby zachwyceni słysząc współczesną orkiestrę grającą na współczesnych instrumentach. Taki czad!
Słowo honoru, Gostku – wiem, bo słyszałem, na własne uszki – że na tzw. „starych” instrumentach też można dać czadu, że by Panu szelki puściły!
Hi, hi, coraz lepsze teksty padają…
To trochę zupełnie nieorkiestrowego puzonu 😉
http://www.youtube.com/watch?v=dFOu78UVCps&feature=related
Ja myślałem np. o
http://www.youtube.com/watch?v=_7QjMZ4ckZc
A, bo w ogóle rozmowy z przedstawicielami w-te-albo-wewcizmu są trudne. Zwłaszcza dla toitoistów, którzy nie są w stanie polecieć miażdżącymi argumentami, bo żadnej strony nie mają ochoty miażdżyć, tylko zadają mało waleczne pytania w rodzaju „a co, u licha, jedno przeszkadza drugiemu, albo na odwrót?”. 🙄
Toitoiści – czy ich świątynie to takie biało-niebieskie budki porozstawiane po mieście? 😆
Bobiku, święte słowa! U nas to się nazywa „dychotomia westernowa” : „To miasto jest za małe dla nas obu”.
Właśnie, Gostku: biało-niebieskie. Zoitoiści ani przy niepokalanej bieli budek się nie upierają, ani przy bezmiarze bękitu. 😉
Dychotomia westernowa – bardzo ładne. Chyba sobie przyswoję. 🙂
Radykalizm poglądów jest przywilejem niewiedzących oraz wiedzących absolutnie wszystko.
Kombinuję jak skomponować sonatę na trójkąt i piątą klepkę…
…gitarę basową i puzon.
mads pisze:
2010-03-02 o godz. 10:57
Wasz jedyny argument jest taki, ze kompozytor gral na tym i wy chcecie oddac dzwiek jaki wtedy byl.
Nasz, a przynajmniej mój, argument jest taki, że mnie się to podoba – i mam w nosie całą resztę. Jak ktoś zagra Bacha na jakimś średniowiecznym „brzdękolcu” albo na skrzypcach elektrycznych, albo na syntezatorze, albo na czymkolwiek innym, a zagra to tak, że coś we mnie „zarezonuje”, to też mu przyklasnę i żadne teorie o wyższości tego czy owego nie będą mnie nic obchodzić. A że interpretacje na instrumentach z epoki częściej mi „rezonują”, to i tych więcej słucham. Mówienie zaś, że „powinno się” grać tak lub tak, to czystej wody demagogia, bo żadnych powinności tu nie ma. Każdy może grać jak i na czym mu pasuje, i każdy może słuchać tego, co mu pasuje. Mogę powiedzieć, że jakaś interpretacja mi się nie podoba, ale mesjaszowanie w obronie jedynie słusznej sprawy zalatuje komizmem.
Brzdękolec 😆
kupuję !
Dla dotkniętych dychotomią westernową trójkąt musi być wyjątkowo wstrętnym instrumentem. Ma o dwa rogi za dużo.
…dwie waltornie? 😯 😉
Tres picos?
Porobiło się. Dobrze, że Alicja w końcu doczytała do końca, bo już chciałem coś skomentować. Dołożyli PK. Ja staram się nie zywić nienawiści do nikogo, ale czasem jest to bardzo trudne. Szczególnie do MNP. Łatwo sobie wytłumaczyć, że można żywić nienawiść w imieniu pozostałych osób, którym taką szkodę przynosi. Ale zawsze lepiej porozmawiać o muzyce.
Szesćdziesiątka Jerzy w operze
w erudycji rankingu prym bierze
w instrumentach starych podobnie
wywołuje podziwu wręcz ognie,
takie z niego muzyczne jest zwierzę
Kierowniczka nasza Dorota
przed zjadaczem zamyka wrota
sympatii swej upragnionej
przez rzesze bloga szalone.
Lecz zjadacz to taka miernota.
Nawet jeśli zjadacz to nie zjadacz.
Stanisławie – jeśli zionę, to mam powody. Zwłaszcza jeśli w związku z Chopinem: napisałam to w owym „zionącym” poście. To właśnie pisowski minister zablokował pieniądze na Chopina, więc teraz niech PP nie udaje, że jest taki szczęśliwy i że on się przyczynił. A już Chopina podstawiać pod politykę historyczną, właśnie jego – nie ma chyba bardziej bezczelnego nadużycia.
Hoko, tak to jest, że słucha się muzyki i radość sama narasta i pojawia się poczucie szczęścia. Ale można też słuchać i dumać: dobre to czy takie sobie. Dysponując profesjonalnym warsztatem oceny można obiektywnie uznać, że wspaniałe. Ale jak ze słuchania nie ma tej radości to na nic cała doskonałość. Ten „rezonans” oczywiście najważniejszy. Czasem pierwszy takt wystarczy żeby ciarki przeszły po plecach.
Trudno mi wymieniać poglądy na te tematy, nie jestem obiektywny. Działam w PO trochę i wylewanie pomyj na PiS sprawiałoby wielką przyjemność. Czasami nie mogę się opanować i trochę pofolguję, ale staram się miarkować. Natomiast oceniam obiektywnie, że polityczne jeżdżenie na Szopenie to nadużycie wielkiego rzędu. Ale i nasz Sikorski mówiąc, że Polska powinna mieć uśmiech Kowalczyk a nie Kaczyńskiego, nadużywał sukcesu naszej mistrzyni. Nie wątpię zresztą, że teraz kilka partii będzie oferować Kowalczyk cuda za przyłączenie się. A Kowalczyk, jak sama oświadczyła, jakieś poglądy polityczne ma. Nie chciała jednak ich zdradzić i chwała jej za to.
Tak, zgadzam się, że Sikorski też jedzie po bandzie. Temperament go roznosi 😆
Dobra, dość tej polityki 😉
W niedzielę wieczorem był film o Szymborskiej. Zaskoczył mnie rozmach przedsięwzięcia. Było sporo muzyki. Ella Fidgerald nie dziwiła, ale zaskoczyła spora dawka Woody Allena na klarnecie.
Parę takich osób jak Szymborska bardzo by się przydalo w Polityce. Politykom na ogół brakuje dystansu do polityki i do siebie. Poczucia humoru często też. Oczywiście są wyjątki. Nie wiem, co i jak robi Kalisz w politycznej pracy, ale atmosfery raczej nie zaognia. Mimo, że jest przeciwnikiem politycznym, często mam dla niego uznanie za formę wypowiedzi i za to, że potrafi operować argumentami merytorycznymi. Jest inteligentny, więc może wymyślać kroki dotkliwe dla przeciwników, ale to już zupełnie inna kwestia.
Dość tej polityki? Niech Kierownictwo to powie temu tam… 👿
A, już zamilknę, bo w przeciwieństwie do tego tam przejmuję się perspektywą nagany służbowej od Kierownictwa. 🙄
Trwało zanim wysłałem, więc weszło po wezwaniu do skończenia. Ale już więcej ani mru mru.
Nie, nagany służbowej nie będzie, bo tu nie ma służby 😆
Piekła nie ma, można sobie pohulać? 😆
To może ja sobie jeszcze chwilę pozionę na tego tam…? 😉
To ja pozionę, bo właśnie czytając zaległe rozmowy koszyczkowe odkryłam linkę, z której wynika, że PP nie tylko inkorporuje Chopka do polityki historycznej, ale jeszcze chce nam zabrać jego urodziny
😯 😀
http://www.rp.pl/artykul/9131,441364_200_lecie_urodzin_Chopina_na_Wall_Street.html
W „Powtórce z rozrywki” właśnie gadają o sposobach na obchodzenie rocznicy chopinowskiej – i ponoć większość ma obchodzić bokiem 🙂
Ale przy okazji taki dowcip poznałem:
-dlaczego Fryderyk jest patronem abstynentów?
-bo umarł na suchoty 🙄
I ogólnie Stanisław Zygmunt ma u mnie dużego plusa, bo z okazji rocznicy nazwał kotkę „Frycka” 🙂 Myślę, że to bardzo dobry i godny naśladownictwa pomysł 🙂
To może ja sparafrazuję Chór Polaków z „Dymiącego piecyka”:
Nasz Chopek cudem inkorporowany,
lecz ten Pan Prezedent to gość podejrzany…
Ja bym ostatnie słowo zastąpił innym, ale by mnie wymoderowano.
Tak do końca trudno mi się oburzać. Żołnierze wyklęci o coś walczyli czekając na powrót Andersa na białym koniu. Datowanie od 1944 jest bardzo sprytne, bo wielu regularnych żołnierzy AK się na to załapie, w tym moich dwóch kuzynów, którzy walczyli wyzwalając Wilno. Aresztował ich potem NKWD. Jeden uciekł, drugi budował kopalnie w Workucie. Ale to nadużycie. Mozna liczyc od rozwiązania AK. czyli po „wyzwoleniu” Warszawy mniej więcej.
Ludzie z lasu od 1945 roku byli rozmaici. Niektórzy byli szczerymi patriotami, innym różne dziwne cele przyświecały. Na pewno pożytku z ich walki nie było, szkody sporo niezależnie od intencji. To tak na marginesie, bo o pomysłodawcy już dosyć padło słów. Nie wart takiego zainteresowania
No to zapraszam do nowego wpisu 🙂
Stanisławie, chyba nie chodzi o to, jak się ocenia tych żołnierzy, tylko o kolejne święto na kościach, kolejne bicie w narodowe tarabany, kolejną inicjatywę PP zwróconą wyłącznie w przeszłość. A wiadomo, że nadmiarem można zadławić.
Jak w finale naszej Opery Martyrologia Narodowa mówiła „ja w tym kraju zawsze wychodzę na swoje”, to nie miała niby racji?
Hehe,
jestem powalony erudycja epokowych, jak to autorka napisala. No tak ci nowi to tepaki w przeciwienstwie do oldscholowych z ktorymi mozna na wszystko pogadac, moze i mozna ja akurat sie spotkalem z ograniczona mentalnoscia u tych ludzi, chyba ze za dyskusje uznac sprowadzanie kazdej rozmowy, do zalet violi di gamba albo w tym rodzaju.
Normalny muzyk nie musi tego robic, bo nie ma kopleksow. A co do erudycji widac po zalaczonych linkach nt puzonu, jakoby nie jest intrumentem stricte orkiestrowym:
1 link z wersja z baletu-sorry mozna to zagrac nawet i na grzebieniu, co automatycznie nie oznacza,ze grzebien jest super instrumentem solowym
2 tommy dorsey to chyba jazz, a my tu o klasycznej muzyce, a juz na pewno to nie muzyka dawna:D
Jak mowimy o klasyce to instruemnty solowe to glownie:
skrzypce,
fortepian,
wiolonczela
choc i sa oczywiscie koncerty na altowke, trabke (telemanna b. lubie), czy instr. perkusyjne (np bartok), flet, jednak sa one mniej znane.
To dlatego w wiekszosci nalepsi solisci graja na tych 3 powyzej- te instrumenty zapewniaja najwieksze mzoliwosci zaprezentowania swoich mozliwosci-technicznych i interpretacyjnych. Sa oczywiscie utwory, gdzie instrument z orkiestry pelni b. wazna role oczywiscie i jego gra jest clue danego utworu, jednak to nie jest popis solowy, np:
koncert fortepianowy khachaturiana (ma b. wymagajaca partie na trabke, ktora niewielu trebaczy jest w stanie zagrac poprawnie, poza tym obrazki z wystawy mussorgskiego, fagot w swiecie wiosny).
PS. co do techniki na klawesynie i niby maskowania na fortepianie- czekam na koncerty Liszta – znane jak wymagajace „tylko” technicznie w wersji na klawesyn 😀 O Brahmsie, Chopinie, czy Rachmaninowie nie wspominam… (to wrecz prostackie utwory w porownaniu z technika rozwijana gra na klawesynie)
To poza mozliwosciami technicznymi klawesynu jak i samego grajka, chyba, ze ktos mnie z panow i pan oswieci jakims linkiem, ale nawet i jakby do tego doszlo to fajerwerkow sie nie spodziewam.
Nie mam wielkiej nadziei, że madsa przekonam, bo, jak mówił mistrz Jonathan Swift, „co przez głowę nie weszło, tego z głowy nie wybijesz”, ale oto jeden z wielu przykładów, sprzed ponad pół wieku.
http://www.youtube.com/watch?v=QcaTevlhuKA&feature=related
George Malcolm był kilka razy w Polsce i był nie tylko fenomenalnym wirtuozem-klawesynistą, ale i świetnym pianistą, wybitnym dyrygentem i człowiekiem jak ten miód.
Ostrzegałem, więc sumienie mam czyste. 😆
Pani Kierowniczko 11:20 – to raczej nie pedagog, tylko ofiara pedagogów.
Vice versa, no patrz pan, a ja wole wersje:
http://www.youtube.com/watch?v=JaHMdDjNnZ8&feature=related
Ten utwor cos za bardzo nie pokazuje wirtuozerii technicznej, mzoe z ktorys przeze mnie wymienionych-please!
A ty wielki wodzum czyja jestes ofiara? Czy to jeden z tych co Bozia talentu poskapila i sie uzewnetrznia na antykach ? 😀
PMK (ćwiczę, żeby się utrwaliło) – zapętliłam się na Malcolmie, brzmi jakby grały przynajmniej ze dwie osoby 😀
Przeklejam spod aktualnego wpisu:
Widzę, że wypadki toczą się szybko, bo i pod poprzednim wpisem. Niniejszym więc żegnam się z madsem. Niech idzie popisywać się na inne fora.
PS. Mieliśmy tu już podobny przypadek, byłam dłużej tolerancyjna. Z doświadczenia więc wiem już, że takie incydenty im szybciej się kończy, tym lepiej. Możemy tu mieć całkowicie przeciwne poglądy w różnych sprawach i pewnie tak bywa, ale dyskusja nie może odbywać się poniżej pewnego poziomu.
Panie Piotrze (11:12) :
kompozytorzy pisali muzykę na dzisiaj na takie instrumenty, jakie mieli dzisiaj, a nie muzykę na pojutrze, na instrumenty, jakich jeszcze świat nie widział.
Pyta Pan, dlaczego JSB? Bo pisał na klawesyn, na organy mu współczesne (mówię tu o utworach na instrumenty klawiszowe), a wykonuje się je na instrumentach, istnienia których JSB w ogóle nie podejrzewał lub może tylko o nich śnił. A na których też potrafią „brzmieć” i ruszać trzewia z posad. I to jest właśnie istotą owego „małego wyjątku” (dla jasności: nie jedynego, za to najistotniejszego). Dzieła owe (KdF, DWK, MO, partity, suity) – poruszają, zachwycają, pobudzają – grane na „może śnionych, wyobrażonych” instrumenatach dopóty, dopóki – choćby przypadkiem – nie usłyszy się ich tak, jak je słyszał pisząc Jan Sebastian. Dwa przykłady z tuby wyżej zapodane (Scarlatti – ale meritum bz.) w zasadzie starczą za cały komentarz. A Mads-owi polecam lekturę tych fragmentów z pracy A. Schweitzera, w których odpowiada na pytanie, jak odniósłby się Bach do współczesnego fortepianu. A.Sch. pisze, że odniósłby się tak jak do współczesnych organów: entuzjastycznie powitałby doskonałą mechanikę, lecz nie byłby zachwycony jakością dźwięku. Swoje przemyślenia kończy jednak stwierdzeniem, że hasło „powrotu do klawesynu” nie rozwiązuje kwestii, na jakim instrumencie powinniśmy grać Bacha. Poza jedną uwagą (już moją) kompetentnie i z sercem.
Ja to bym dodała rzeczywiście przypadek KdF – nie wiadomo na jaki instrument, abstrakcja.
W muzyce Bacha to w ogóle duch taki niezniszczalny, wychodzący bez uszczerbku z różnych zabiegów (oczywiście w granicach – patrz ostatnie zdanie 60jerzego). Wciąż mnie to zadziwia.
Słówko na marginesie o Schweitzerze:
Eliette von Karajan opowiada w swojej autobiografii, jak piorunujące wrażenie zrobiła na niej i Herbercie gra Schweitzera, kiedy wypróbowywał nowe organy w londyńskiej Royal Festival Hall, na własne życzenie bez świadków (oprócz nich i bodaj Dennisa Braina rzeczywiście nie było nie było nikogo). I jak Karajanowi bardzo zależało, żeby się w ogóle na tę próbę dostać.
I jeszcze anegdotycznie: EvK wspomina również, z czasów nim została żoną HvK, jak budząc się z narkozy po operacji powiedziała z rozanielonym uśmiechem lekarzowi, że jeśli jeszcze raz przyjdzie na świat, to chciałaby być albo panią Schweitzer albo Karajan.” 😉
Pisze PMK:
>George Malcolm był kilka razy w Polsce i był nie tylko fenomenalnym >wirtuozem-klawesynistą, ale i świetnym pianistą, wybitnym dyrygentem i >człowiekiem jak ten miód.
Prawda to jest. I nagranie Scarlattiego przepiekne. Ale…
Malcolm sam walczyl z „autentyzmem” klawesynu i byl proponentem instrumentow wspolczesnych, w rodzaju wytworow Roberta Goble’a. Nie potrafie w tej chwili odnalezc i przytoczyc wywiadu, w ktorym argumentowal, ze klawesyn przegral konkurencje z fortepianem, zanim zdolal przeksztalcic sie w skonczony produkt.
Tego Scarlattiego chyba nie daloby sie tak zagrac na autentycznym, na ogol jednoklawiaturowym, klawesynie wloskim z epoki, a nawet nie na duzo bardziej brzmieniowo urozmaiconym instrumencie francuskim czy flamandzkim.
Pozdrowienia, jrk
>Malcolm sam walczyl z “autentyzmem” klawesynu i byl proponentem >instrumentow wspolczesnych, w rodzaju wytworow Roberta Goble’a. Nie >potrafie w tej chwili odnalezc i przytoczyc wywiadu,
Gugiel twoim przyjacielem:
http://tiny.pl/hgxbf
jrk
O, jrk dawno nie widziany 🙂
Malcolm był zwolennikiem poglądów Wandy Landowskiej. A instrument przez nią zaprojektowany rzeczywiście brzmiał o wiele donośniej i potężniej.
Może już nie pamiętamy, ale ruch HIP rozpoczął się właściwie na dobre w latach 70. nagraniami cyklu wszystkich kantat Bacha przez Harnoncourta i Leonhardta. Ten ostatni zabrał się za tę robotę już po wielu latach kariery. Malcolm, podobnie jak paryska pedagog Elżbiety Chojnackiej – belgijska klawesynistka Aimée van de Viele – byli do końca zwolennikami klawesynu „uwspółcześnionego”.
Słyszałam ich wszystkich i na żywo – i Malcolma, i van de Viele, i, całkiem niedawno we Wrocławiu Leonhardta. Każde z nich wspaniałe na swój sposób. Wielkie osobowości. A recital Leonhardta wywarł na mnie niesamowite wrażenie.
Klaniam sie Pani Kierowniczce.
Przy okazji: u mnie w radio puszczali wczoraj w kolko Ohlssona grajacego (podobno 1 marca) w Zelazowej Woli na Pleyelu z 1848 r. Nie bylo oklaskow, wiec chyba nie byl to koncert publiczny? Stoi tam teraz taki instrument i gra sie na nim? Jak bylem ostatni raz, ponad 20 lat temu, koncertowano na Kawai.
Pozdrowienia, jrk
To nie był koncert publiczny. Ohlsson grał na pleyelu należącym do NIFC, który został tam na tę okazję przewieziony. Żelazowa Wola jest jeszcze nieczynna z powodu kończonego remontu, a raczej rozbudowy infrastruktury. Otwarcie planowane jest na 23 kwietnia, w rocznicę chrztu Chopina.