Najwięcej witaminy

Wróciłam właśnie z premiery w Operze Narodowej („Zabobon czyli Krakowiacy i górale”), która do tego stopnia nie jest warta uwagi, że nie zajmę się nią tu ani przez chwilę (na Afisz będę musiała coś napisać, ale tu na szczęście mogę pisać, o czym chcę). Zostanę za to przy temacie edukacyjnym, od którego po prostu odczepić się nie mogę – jest pasjonujący. Mówię konkretnie o raporcie o stanie muzykalności młodych Polaków, o którym wspominałam wcześniej. Nie mam na razie jeszcze jego pełnego tekstu (czekam, aż mi łaskawie go przyślą mailem), ale słuchałam na forum w Lublinie, jak go referowano. I poza wieloma różnymi ogromnie interesującymi wnioskami jest jeden, który szczególnie zdumiewa, a który, na to wygląda, jest polską specyfiką. Proszę mi tu wybaczyć, że użyłam tytułu wziętego z twórczości znanego barda nieświętej pamięci IV RP, ale tak pasowało.

Otóż Polska jawi się jako taki dziwny kraj, w którym przewaga muzykalności dziewcząt nad muzykalnością chłopaków jest uderzająca, i to na każdym etapie. Lepsze są dziewczyny już od przedszkola, i to utrzymuje się przez całą szkołę. Także w okolicach, które tradycyjnie wydawały się bardziej muzykalne – znane są np. wielopokoleniowe tradycje Śląska. Dziś jest tam coraz bardziej beznadziejnie, i na szczególnie skandalicznym poziomie także są właśnie zwłaszcza męskie rezultaty. Ogólnie rzecz biorąc, dziewczyny nie tylko np. lepiej śpiewają, nie tylko więcej wiedzą, ale też łatwiej definiują, czy muzyka jest dla nich ważna.

To niby można połączyć z damskimi większymi zdolnościami do werbalizacji. Ale wydaje mi się, że jest to częścią jakiegoś szerszego fenomenu. Mam niejakie wrażenie, że muzyka, jak również wszelkie inne zajęcia artystyczne, są wedle polskich stereotypów zajęciami o chatakterze niemęskim. Dla polskiego przeciętnego chłopaka są to dziedziny, które nie są w stanie go zainteresować tak bardzo jak kopanie w piłę czy naparzanie się z koleżkami. I dlatego tak często, kiedy przy szkole powstaje chór, są w nim prawie same dziewczynki; podobnie jest z tańcem czy kółkami teatralnymi. Kobiety też tradycyjnie więcej czytają (inna sprawa, co czytają).

Prawdopodobnie pewne uwarunkowania są bardziej uniwersalne. Ciekawa jestem, jak to jest w innych krajach, czy podobnie? Kto coś wie na ten temat, zapraszam do podzielenia się refleksjami. No dobrze, ale to nie wyjaśnia aż takich różnic w testach – podobno gdzie indziej są dużo mniejsze. Czy tę zagadkę da się jakoś wyjaśnić?

Zwłaszcza że mamy tu na blogu panów bez wątpienia muzykalnych, którzy jednak nie śpiewają 😀