Mozart żartowniś

00mozart_450.jpg

Wolfgang, człowiek wesoły. Fot. Wiki

Że Mozart zgrywusem był – wiedzą wszyscy. Są i tacy nawet, którzy, zwłaszcza na podstawie jego niektórych listów, widzą w jego zgrywuśności patologię i przypisują mu chorobę: zespół Tourette’a. Choroba ta polega na tym, że delikwent ma skłonność do tików nerwowych nie tylko ruchowych, ale i mentalnych – przekleństw i dowcipasów, często kiepskich; szczególne miejsce mają w nich zajmować skojarzenia skatologiczne. Jako argument wspierający zwolennicy tej teorii podają, że tacy chorzy często mają wybitne zdolności muzyczne lub matematyczne. Jak dla mnie, jest to pomysł typowy dla amerykańskich naukowców, którzy w niezrozumiałych dla nich zachowaniach od razu widzą choroby psychiczne. Kiedy ostatni raz miałam okazję odwiedzić Mozarts Geburtshaus w Salzburgu, pani oprowadzająca, pokazując, jak wyglądał typowy pokój owych czasów i wskazując nocnik pod łóżkiem, podkreślała, że sfery – nazwijmy je właśnie nocnikowe – były o wiele bardziej wówczas obecne w codziennym życiu niż dziś i żarty na te tematy nie były niczym dziwnym. Ja zresztą jeszcze dokładniej zrozumiałam ówczesną mentalność mieszkańców dzisiejszej Austrii, kiedy parę lat temu zwiedziłam w Innsbrucku niezwykle interesujące Muzeum Tyrolu. Jak się jeszcze obejrzy tamtejsze pamiątki, te bekające kufle z piwem czy misie, które jodlują, gdy naciśnie się im podbrzusze, to naprawdę, chyba wszyscy tam musieliby mieć tego Tourette’a.

Mozart w każdym razie był do żartów nader skory i co do tego nie ma najmniejszej wątpliwości. Pomijając słowo, umiał sobie pożartować także muzycznie. Klasycznym przykładem jest Ein musikalischer Spass – divertimento z wariackimi fałszami, ale powstawianymi tam, gdzie by się człowiek nie spodziewał (np. w Menuecie). W tym przykładzie są zresztą tylko fragmenty. Ale, nawiasem mówiąc, polecam w ogóle tę stronę www.mozart.at – są tam nawet niemałe kawałki wszystkich chyba dzieł Mozarta i jeśli chcemy sobie przypomnieć, jak dany utwór idzie, możemy go tam znaleźć.

Poczucie humoru Mozarta sprawiło, że różnego rodzaju komedie omyłek, jak w Weselu Figara czy Don Giovannim, potrafił tak genialnie muzycznie zilustrować, że nawet tekst nie jest tu istotny. Przezabawne są też fragmenty niektórych serenad i divertiment, a także tańce. Najlepiej chyba ich istotę zrozumiał Jiri Kylian, który stworzył z nich genialne baleciki. To żart abstrakcyjny, ale i zmysłowy, dziecięce psoty dorosłych ludzi, czyli coś, co doskonale znamy 😉

Mozart żartując bawił się konwencjami swojej epoki, nabijał się z tych licznych menuetowych ukłonów, z regularności fraz i banalności melodyjek. Są tacy, co mówią, że Mozart jest banalny. Tak, czasem wręcz tę banalność eksponuje, ale jest to celowe. Miał jej całkowitą świadomość i rozumiał, po co ona jest. Żeby wyjaśniać świat, dawać poczucie bezpieczeństwa. Które jest złudne. Mozart był fatalistą. O tym – nie tylko o obscenach – można się dowiedzieć z jego listów, zwłaszcza tych pisanych do ojca w ciężkich momentach życia, np. po śmierci matki.

„To był pogodny, ale piekielnie smutny facet” – mówiła o swoim zmarłym mężu pani Maria Wasowska. Choć dodała, że bardzo lubił się wygłupiać. Myślę, że tak właśnie było z Mozartem – był wesołkiem, ale był również bardzo smutnym facetem. I to też słychać w jego muzyce, zwłaszcza tej z ostatnich lat.

A Pan Jerzy Mozarta uwielbiał i w swojej muzyce wielokrotnie się do niego odwoływał.