Dopisywanie sensów
Wpisy bardziej zabawne lubię dawać na weekend, ale tym razem wyszło inaczej z paru powodów. Ostatni temat pojawił mi się z bezpośredniej czytelniczej inspiracji (często się to na tym blogu zdarza, i bardzo dobrze), obecny poniekąd też, choć tym razem zainspirowałam się sama. Ale nie, tym razem nie będzie o dopisywanych kompozytorom tekstach śpiewanych – może kiedyś, kiedy będę miała czas na research (i wtedy dopiero będzie wesoło). Teraz tylko parę przykładów dopisywania do utworów czegoś, czego tam nie było. To też trochę a propos ostatnich tu naszych misunderstandings… 😉
Czy Beethoven napisał Koncert Cesarski? A Sonatę Księżycową? Czy Schubert myślał o tym, że pisze Symfonię Niedokończoną? Skądże znowu. Dopisano im to później. To były moim zdaniem przejawy ówczesnej popkultury – jak może popularna piosenka (że ujmę to symbolicznie) istnieć bez tytułu?
A przecież Beethoven pisząc V Koncert fortepianowy żadnego cesarza nie miał w pamięci. W przeciwieństwie do Eroiki, pierwotnie poświęconej Napoleonowi, ostatecznie – „dla uczczenia pamięci wielkiego człowieka” (i ją rzeczywiście kompozytor nazwał Sinfonia eroica). A Księżycowa zwała się, wraz z pierwszą z sonat z tegoż 27 opusu, po prostu Sonata quasi una fantasia. Autorem „przydomka” tej sonaty był, w kilka lat po śmierci kompozytora, Ludwig Rellstab, krytyk, a zarazem poeta, któremu pierwsza część przypomniała światło księżyca migocące na wodach jeziora. I tak już zostało…
Ach, ci krytycy! Jak oni lubią dopisywać sensy…
Teraz trochę przykładów tego, co w XIX w. wygadywali o Chopinie; pozbierała je prof. Irena Poniatowska i za nią cytuję niektóre.
– marzenie, jak śpiew dziecka we śnie (o Etiudzie f-moll op. 25 nr 2)
– pandemonium, triumfalne piekło, azjatycka dzikość, chór derwiszów (o Etiudzie h-moll op. 25 nr 10)
– motyl (o Etiudzie Ges-dur op. 25 nr 9)
– wdzięk szeptany lub piękno czerwca (o Preludium Es-dur op. 28 nr 19)
– krzyk duszy lub wybuch rewolty (o Preludium d-moll op. 28 nr 24)
– Chopin muskularny, deklamujący (o Preludium f-moll op. 28 nr 18)
– Chopin pogrążony w cierpieniu lub pesymizmie (o Preludium a-moll op. 28 nr 2)
– dusza Mazowsza (o Preludium A-dur op. 28 nr 7)
– podsumowanie cierpień narodu (o Preludium c-moll op. 28 nr 20)
– utwór salonowy w charakterze galijskim (o Preludium G-dur op. 28 nr 3)
– kondukt żałobny mnichów w Valldemossie (o Preludium cis-moll op. 28 nr 10)
– siła i ogień, obraz wojny, galop rycerzy (o Polonezie As-dur)
– marsz zakutych w kajdany idących na Sybir (o Polonezie es-moll)
Dopisywano mu kobiecą miękkość i śmiech przez łzy, kojarzono z malarstwem – obrazami Corota czy Rembrandta, a nawet wymyślano całe scenki mające przybliżyć słuchaczom te utwory. O Mazurkach Ludwik Nabielak pisał: „od kiedy melancholia napadła mazurek […] Żal mi mazura. Dzięki Chopinowi ukrzyżowano go na całym świecie”. A Józef Ignacy Kraszewski: „Element ludowej pieśni i własna poety tęsknota za krajem, za ubiegłą młodością, boleści serdeczne, nienasycone pragnienie ideału… tętnią w nim [mazurku] przemożnie i pożerają leciuchną tkankę, która tego ogromu uczucia dźwignąć nie może”.
Oj, jak trzeba ze słowami uważać 😀 No to uważajmy od poniedziałku! Żeby nijakiej leciuchnej tkanki nie pożerać…
Komentarze
Jednym słowem – nie tylko „co autor mioł na myśli?”, ale kompozytor tyz! 🙂
A bo oni tak mieli – ci romantycy (a w Polsce na dłużej zostało) – programowość, sensy dyskursywne muzyki, wprzęgnięcie jej w ideolo (takie czy inne) – jakby im mało było sensów wynikających z samej struktury utworu. Widocznie muzyczne myślenie abstrakcyjne jest o stopieniek trudniejsze od literackiego myślenia abstrakcyjnego… zwłaszcza jeśli umysł słabo uprawiony… 😉
Szukam podobnych przykładów w głowie i ich nie znajduję… (Zapewne zbyt pospieszenie szukam…) No, może poza tym, że Bach nie pisał Mszy ‚h-moll’ (określenie tonacji pochodzi od jednej części i związano je z całą mszą później). Choć chyba coś jeszcze powinno sie znaleźć u Beethovena („Patetyczna? Appassionata?).
Ale zaraz, mamy przykład w literaturze! 🙂 „Boska komedia”!
Wracając do Księżycowej — Marcel Proust („W stronę Swanna”):
„[…] ale malarz, zapewne przez roztargnienie, wykrzyknął:
– Nie będziemy palili światła; niech gra „Sonatę księżycową” w ciemności, żebyśmy lepiej widzieli, jak się wszystko rozświetla.”
A ja skromniuchno – nie o Patetycznej i nie o Jowiszowej.
Swego czasu chór szkoły, w której pracowałam śpiewał polonez M.K.Ogińskiego – ten sławny, „Pożegnanie Ojczyzny” nazwany. Właściwie tylko wtedy spotkałam się z tym polonezem śpiewanym. Nie pamiętam autora słów i nie mogę tekstu znaleźć. Podobał mi się, chociaż był okropnie „ojczyźniany” Ponadto tekst był tak „gęsty” miejscami, że nijak jeden głos nie był w stanie całości podać, więc słowa były rozpisane na trzy wzajemnie się uzupełniające i wpadające w zdanie głosy. Gdyby ktoś z Blogowiczów czy sama Panująca ten tekst mieli, to proszę zamieścić. Często nucę sobie to po kawałku, bo część tego pozapominałam
Pomóc nie potrafię… Co do ‚ojczyźnianości’ — szczęśliwie do Ogińskiego słowa napisał też Jonasz Kofta. M.in o tym, jak podmiot liryczny idzie na ‚dworzec PKS’ 🙂
O, czyli jednak trochę o podkładanych tekstach. To czasem świetna zabawa…
Kiedyś, w czasach studenckich miałam przyjemność i zaszczyt śpiewać w chórze na koncercie pod batutą Bohdana Wodiczki. Wspomnienia są wspaniałe, bo Wodiczko umiał postępować z młodzieżą. A program był lekki: Cole Porter, Bernstein (West Side Story) – te były śpiewane w oryginale. Ale na bis przygotowaliśmy Que sera, sera – po polsku. A było to tak:
Pytałem za dziecięcych lat,
Czy w życiu będzie czegoś mi brak,
Czy zaznam szczęścia, czy poznam świat?
Mama śpiewała tak:
Que sera, sera,
Co będzie, pokaże czas,
Cóż przyszłość obchodzi nas,
Que sera, sera.
Drugiej zwrotki nie pamiętam, tylko jeden wers, że „mały synek też pyta cię”. A zapamiętałam, bo komicznie się układał rytm: w pierwszej zwrotne było „czy w ży – ciubędzie”, a w drugiej „gdy ma – łysynek” 😀
A do tej piosenki jeszcze było (ale już nie w tym kontekście):
Que Sieradz, Sieradz,
Ja kocham twój główny plac
Z siedzibą odnośnych władz,
Que Sieradz, Sieradz.
a cappella: no i właśnie te romantyczne potrzeby takie popkulturowe dla mnie są. Bo ja mam też taką teorię: że nasza dzisiejsza kultura masowa żywi się przede wszystkim motywami wziętymi z romantyzmu. Oj, namieszał on, namieszał…
Chce sera sera
Wiec sera przyslijcie mi
Ser po nocach mi sie sni
Sera dajcie mi 🙂
Odnośnie Chopina, o ostatniej części sonaty b-moll, tej po marszu żałobnym, słyszałem opinię: obgadywanie po pogrzebie… 🙂
passpartout 😆
A jeszcze o Pożegnaniu Ojczyzny: dawno temu, kiedy po raz pierwszy usłyszałam wersję oryginalną, byłam w szoku: skromny klawesynowy salonowy polonezik z prymitywnymi funkcjami, zupełnie nie takimi, jakie dziś się tej melodii podkłada. O – podkłada się nie tylko teksty, ale harmonie po swojemu. Do dziś jestem w stanie odtworzyć bardzo szczególną harmonię, jaką jakiś domorosły akordeonista za ścianą, kiedy mieszkałam jeszcze na Pradze, podłożył do melodii z Ojca chrzestnego 😆
Hoko, ni mniej ni więcej, tylko to przekręcony cytat z samego Chopina, który wyraził się w jednym z listów na temat tej części: „lewa ręka unisono z prawą ogadują po Marszu”.
W ramach zadanego tematu mieści się, jak sądzę, historia Pieśni Legionów Polskich we Włoszech, bo czy Wysocki wiedział i planował…?
http://pl.wikipedia.org/wiki/Hymn_Polski
Warto też pamiętać o karierze międzynarodowej Mazurka Dąbrowskiego, dotarł na same szczyty…
http://pl.wikipedia.org/wiki/Hej%2C_Sloveni
Pewno Wybicki nie planował, że to będzie hymn Słowacji czy Serbii… I że będzie się go grać tak wolno, że aż trudno go będzie rozpoznać jako mazur 😀
zeenie, przypominam o ilości linek – lepiej po jednej na komentarz, nie zawsze jestem przy kompie, żeby od razu wpuścić…
Aż mi się wierzyć nie chce, że tylko Henio Filipowski (dyrygent tego chóru i tenor w poznańskiej operetce) ten tekst znał.
A żeby nie było, że już całkiem z moją pamięcią do bani, to taka była ostatnia zwrotka :
Były tu wojny,
były burze.
Były zwycięstwa,
było różnie :
Tak , jak się zwykle
w życiu plecie –
radość, cierpienie i nieszczęście,
czas urodzaju
z czasem głodu
lata upału,
lata chłodu.
Lecz to nasza własna ziemia.
Własne bóle i cierpienia
Własne góry, lasy, pola,
własna dola i niedola.
Pan Mickiewicz sam – patrzcie, patrzcie młodzi –
opowiedział pięknie nam, jak poloneza wodzić –
suną pary za parami, grzmią wiwaty, rżnie orkiestra –
Czy pamiętasz?…. Czy Pamiętasz?….
Więc gdy znajome dźwięki brzmią
dostojną nutą z dawnych lat
koło mnie dziewczę stań i podaj dłoń,
niech bal się zacznie jak za dawnych czasów
nutą poloneza.
A skoro już przy hymnach jesteśmy, bardzo pouczająca jest historia tego:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Hymn_ludowy
Na tym forum ktoś sobie też próbuje przypomnieć tekst do poloneza Ogińskiego:
http://3w.gliwice.pl/forum_chortownia.php?action=show&group=2&sort=last&id=448
(swoją drogą ładna nazwa dla forum miłośników chórów: chórtownia…)
A jednak zgubiłam dwuwiersz w zapamiętanym tekście :Powinno być:
kolo mnie dziewczę stań i podaj dłoń.
Powiodę Ciebie w taniec
tak, jak niegdyś pradziad mój i dziad –
niech bal się zacznie, jak za dawnych czasósw
nutą poloneza”
Tu też jest fragment z zabawnym akcentem ” Koło mnie” silny, polonezowy akcent pada na drugie „O” w słowioe „koło
No i Wojciech Młynarski ma osiagnięcia w „tym temcie” 🙂 , (Menuet Boccheriniego) Nie mogę tylko znaleźć wersji śpiwewanej, tylko tekst…
Obiad rodzinny
Nie ma nic milszego niech, kto chce mi wierzy,
Jak rodzinny obiad w sielskiej atmosferze,
Obrus świeży leży, starsi znad talerzy do młodzieży
Szczerze szczerzą się.
Wujek Leon z punktu ku kuzynkom czterem,
Z odpowiednim zmierza żartem, czy duserem,
Dziadzio je z orderem, kuzyn z profelerem,
Ciocia tartym serem sypie w krąg.
Tak co dnia obiad trwa, wdzięku moc w sobie ma.
Obserwować choćby można z przyjemnością
Jak się wujek Leon zawsze dławi ością,
Czyni to z godnością, rzeczy znajomością,
Wuj z natury powściągliwy jest.
A ciotunia w każde danie wciąż sypie ser, tarty ser
Bo pasuje do wszystkiego tarty ser,
Czasami kuzyn co ma profelef,
Twierdzi, że to jest nie fair.
A dziadunio tak zabawnie gryźć umie wąs, prawy wąs
Bo przeszkadza mu w konsumpcji, prawy wąs
Kuzynki mają przez to oczopląs,
Nie chcąc sosów tknąć ni miąs,
Bo jak się na dziadzia zapatrzą to yyy.
Ciocia chciała kiedyś skonać na artretyzm
Bo dziadziowi nagle order wpadł w ordewry
I na pół go przegryzł podśpiewując:
Evrybody love somebody smaczne to!
Tak to w atmosferze sielskiej I intymnej
Zwykł przebiegać zawsze obiad nasz rodzinny,
Wuj się dławił siny, kuzyn robił miny,
A ciociny tarty ser mdlił nas.
Mdliłby tak do dziś dnia, gdyby nie sprawa ta…
Że raz dano zraz, czy bitki zdobne w nitki,
A do zrazu zrazu chrzan, a potem grzybki,
No i przez te grzybki, chłód rodzinnej kryptki,
Nazbyt szybki dał obiadkom kres. 🙂
Drodzy moim teoretycy,
gdyby wszelka twórczość zaczynała się od tytułu, to powstałoby pewnie mniej niż połowa tego co jest. Praca nad tytułem potrafi być trudniejsza niż nad zawartością, choć czasem genialne tytuły potrafią zawieść, ale może te tytuły dopisali producenci i marketingowcy…
Kompozytorzy mają tę łatwość, że mogą posłużyć się określeniem formy i tonacji, a jak mają troszkę śmiałości to i numer opusu się znajdzie.
I jak już wspominamy to „podopisywane” to i Hymn UE i polonez chopinowski śpiewany dramatycznym kontraltem przez Joannę Ravik.
Jedrzeju, prosze, nie wklejaj bez przeczytania 🙁 Na artretyzm kona sie trudniej niz na anewryzm (i trudniej sie rymuje) 😉 I co to jest profeler 😯
A rzeczywiście! 🙁 Racja! 😳 Przepraszam!
Oj, wiem coś o mękach nad tytułami – artykułów co prawda, ale zawsze (najczęściej i tak mi zmieniają – tylko na blogu mam pełną swobodę). Czasem zdarza się też tak, ze ktoś podrzuca kompozytorowi tytuł. Np. utwór Ofiarom Hiroszimy – Tren został pierwotnie przez Pendereckiego zatytułowany 8’37”. Dopiero ówczesny szef muzyczny Polskiego Radia Roman Jasiński podsunął mu tytuł obecny, kiedy mieli wysyłać nagranie na Międzynarodową Trybunę Kompozytorów w Paryżu. Utwór dostał nagrodę – ciekawe, czy dostałby ją również z poprzednim tytułem…
Jaruto, Hymn UE śpiewa się z różnymi, lepszymi i gorszymi tłumaczeniami oryginalnego tekstu, do którego powstał. Pisałam kiedyś na ten temat:
http://www.polityka.pl/archive/do/registry/secure/showArticle?id=3336523
Jeszcze wracając do Chopina i Sonaty b-moll: właśnie zobaczyłam, że Anglicy w tym cytacie z jego listu do Juliana Fontany, w którym pisze, że w finale „lewa ręka unisono z prawą ogadują po marszu [żałobnym]”, tłumaczą to „ogadują” jako „gossiping”. Mam niejakie wrażenie, że to nie całkiem to samo…
Off topic, ale nie mogę się powstrzymać – to chyba będzie coś ślicznego:
http://www.rp.pl/artykul/89421.html
Nadawanie tytulu utworowi muzycznemu czy tez sensu narracyjnego zubaza muzyke,redukujac ja do jednego konkretnego przezycia czy opisu.
Zrozumial to chyba Berlioz,ktory przy pierwszych wykonaniach Symfonii Fantastycznej wreczal spisany „opis akcji” z czego pozniej zrezygnowal,twierdzac,ze symfonie ta mozna sluchac takze bez wprowadzenia
Mariusz Wilczyński ma u mnie dużego plusa bo z Nalepą się przyjaźnił …. 🙂 tu można również przypomnieć znaczenie muzyki w filmie … autor starannie planuje oprawę muzyczna dla swych dzieł ….
@Kierownicza: Maja Ostaszewska jako narratorka-Małgorzata? Hohoho, może być interesująco 😉 I jeszcze Stańko na dodatek!
Quake: jeszcze ciekawsze, że nie będzie Mistrza 😉 Bezdomny jako zastępstwo? ciekawe…
Lubię Wilczyńskiego i te obrazki z TVP Kultura (z muzyką Mykietyna). No, a jak będzie ze Stańką… mniam mniam 😛 A o tym Kizi-Mizi dużo dobrego usłyszałam od Michała Merczyńskiego. Strasznie jestem ciekawa.
Witold: absolutnie się zgadzam, muzyka nie jest po to, żeby pokazywać zdjęcia 😀
ale czasem się zdjęcia lepiej ogląda jak w tle jest dobra muzyka … 🙂
Ale to całkiem coś innego 🙂
Ino musi być jesce odpowiednio muzyka do odpowiednik zdjęć. Bo kiebyśmy słuchali szanty pozirając na zdjęcia z gór, abo słuchali góralskiej muzyki pozirając na zdjęcia Daru Pomorza, to mózg mógłby sie nom zawiesić i trza by go było restartować 🙂
Jo juz uciekom, bo lece zdobyć zapas Smadnego Mnicha na jutrzejse ostatki. Ale dobrze by było, kieby ftosi pomyśloł, co u Poni Dorotecki w ostatkowy dzień bedziemy śpiewać 🙂
O rany! Rzeczywiście, ostatki… Co to za porządki, żeby karnawał był taki krótki 🙁
Już ostatki? Normalnie szok:
http://www.youtube.com/watch?v=hkqqMPPg2VI 😆
Ooo, kolejny fenomen internetowy… Już chyba wszędzie ten ślicznotek gościł 😆
A w dzisiejszym „Newsweeku” o Jozinie z Bazin – i w najbliższej „Polityce” też! Ale i tak byłam awangardą – dałam wpis już 3 tygodnie temu 😉
Dora ciągle w awangardzie,
inne media ma w pogardzie.
Gościom wciąż nowości wtyka,
choćby w sprawie Fryderyka
Ch. krytyków opinie liczne cytuje
dzięki czemu gość ze śmiechu ląduje
pod zawalonym papierami stołem
skąd się później gramoli z mozołem 😉
Nie pogardzam ja mediami,
Tylko czasem – wiecie sami –
Tu i ówdzie śmieszna bzdurka
Stroszy piórka tak jak kurka.
Mnie też zdarzyć się to może…
Dziś więc się już spać położę 😀
Ja też się już zaraz kładę
wnet z Morfeuszem odjadę.
Życzę zatem dobrej nocy
jest to czas by nabrać mocy
przed wtorkowymi ostatkami.
Zatem: niech moc będzie z nami! 😉
Dzień dobry w ten ostatkowy dzień, który zaczął się smutno: od wiadomości o śmierci prof. Stefana Mellera. Trudno powiedzieć, że go znałam, zetknęłam się z nim pierwszy raz w 1999 r., kiedy był ambasadorem w Paryżu, a ja przyjechałam, żeby być świadkiem repliki uroczystości pogrzebowych Chopina w La Madeleine (Requiem Mozarta, parę utworów Chopina na organach, Andrzej Seweryn recytował itp.). Potem też jakoś blisko się nie stykałam, ale wiem – i wszyscy wiemy – że był człowiekiem z prawdziwą klasą. Ratować substancję w MSZ za Kaczorów, a potem odejść w „sprawie smaku” – to trzeba być Kimś.
W takim razie taniec, który wrzucę, nie będzie wesoły, bardziej posępny i demoniczny, za to autentico:
http://www.youtube.com/watch?v=LTJQnCcFlvc
To fakt – człowiek z klasą.
Zaskoczona jestem, bo znakomicie się prezentował i nie kojarzył ze starością i chorobą.
Czuję smutek i jakąś więź z tym Panem.
Pozdrawiam wszystkich.
Nowotwór się zdarza w każdym wieku… 🙁
Na to samo zmarł też parę tygodni temu inny były ambasador (w Izraelu) i niegdyś dziennikarz, też pan z klasą – Wojciech Adamiecki. Był o kilka lat starszy – miał bodaj 72 lata. Jego poznałam trochę lepiej, byłam nawet u niego w domu w 1982 r….
Odchodzą wspaniali ludzie…
No to jeszcze jeden Piazzolla:
http://www.youtube.com/watch?v=VvEkpJl2aM4
Teraz idę do pracy, ale czasem będę zaglądać. Wieczorem idę oglądać cudzy taniec – a cappella pewnie zna zespół Balet Dworski Cracovia Danza (kiedyś nazywał się Ardente Sole), prowadzony przez świetną, mądrą i uroczą osobę – Romanę Agnel, specjalistkę od tańca dawnego i stylowego, ale też np. hinduskiego. Potem wrócę i – jeśli oczywiście będziecie chcieli – pobawię się z Wami. Mam jeden pomysł związany z poruszanymi wyżej tematami: powymyślać nowe słowa do znanych przebojów. A jak kto będzie miał inne pomysły – też zapraszam 😉
Zapraszam do odwiedzin mojego foto bloga. Dziś temat muzyczny. Pisanie komentarzy mile widziane 🙂
http://kulikowski.aminus3.com/
Te rysunki w rp są tendencyjne, kot z myszą robią to całkiem inaczej… 🙂
No, ale jakie TO? – bo chyba nie o to samo chodzi… 😆
Wczorajsza telewizja austriacka podala wiadomosc. ze Anna Netrebko odwolala wystepy w Salzburgu. Powód, popadniecie w stan odmienny. Wiadomosc podaje z drzeniem serca bo Dorota znowu powie, ze pisze o czyms w czym osobiscie nie bralem udzialu. No cóz, powiedzialo by sie. Chciala by dusza do raju, tylko jej grzechy nie daja.
Teraz caly kraj bedzie zwariowany na punkcie drugiej Mamy. Ta pierwsza, to byla oczywiscie Panda w Zoo Schönbrunn. Urodzila cos malutkiego, co wyroslo na malego ale juz autentycznego misia.
Teraz zaczynaja sie najrózniejsze spekulacje. Na remat plci, wagi przy urodzeniu, techniki przyjscia na swiat itp. Ludziska maja tu malo dzieci, to jak sie komus poszczesci, ma sie naród z czego cieszyc.
Jesli chodzi o mnie to trzy refleksje.
Po pierwsze. Dyrektorzy Opery w Salzburgu przyjeli i podali wiadomosc z nieukrywana radoscia. Cos sie dzieje. Trawiata swego czasu z Anna Netrebko, transmitowana z Salzburga, to bylo przezycie. Teraz to.
Po drugie. Szybko szuka sie dublerki i nastepczyni. Trudno bedzie znalez kogos o tak pieknym sposobie poruszania sie na scenie, przyciagajacym wdzieku i glosie.
Po trzecie, Piotr Adamczewski przywiózl ze soba do Wiednia piekna spiewaczke. Glosu niestety nie slyszalem. Musi byc piekny glos, skoro ma znowu spiewac w Wiedniu w dniu 19 marca biezacego roku.
Tu widze zadanie bojowe dla druzyny która niewatpliwie natychmiast powola Dorota.
Wmontowac te piekna pania na stale w austiacki swiat muzyczny a przynajmniej doprowadzic do spotkanie z jej przyszlym impresario.
Ma Piotr Adamczewski swoich kucharzy, to niech ma Dorota swoja spiewaczke.
Jan Kiepura klania sie. Jego sekretarzem byl Marcel Prawy.
I to by bylo przy sledziku na tyle.
Pan Lulek
Lulku drogi, ja tej pani nie słyszałam, więc nie wiem, czy mogłabym ją promować… A gdyby nawet, to impresariów w Austrii nie znam 🙁
I raczej nie potrafiłabym być sekretarką jednej śpiewaczki 😉
Ja tam pewna nie jestem, że dyrektorzy z Salzburga przyjęli wiadomość z radością. Zrobiła im kłopot…
Dorota droga!, Przepraszam. Szanowna Pani Doroto, P.T.
Ja po prostu tylko tak napisalem. Poza tym, cóz to jest dla dziennikarza znalezienie igly w stogu siana. Marcel Prawy zaslynal nie dlatego, ze byl sekretarzem, tylko dlatego, ze wykreowal idola. On nawet nie znal jezyka polskiego. Po niemiecku mówil z odrobine dziwacznym akcentem.
Dzisiaj jest sledzik, to i zarty sa dozwolone. Od jutra wszystko idzie na powaznie i posypujemy glowy popiolem. Az do baranka, bedziemy barany.
Dla prawdziwego dyrektora, to im gorzej, tym lepiej bo ma co robic i tyle.
Jeszcze raz usmiechnietego sledzika zycze
Pan Lulek
Przepraszam, czy tu tańczą? 😉
Panie Lulku, czy Pan myśli, że poważna śpiewaczka operowa nie ma swego *agenta*, czyli impresaria? Na pewno ma, i jak w Wiedniu się spodoba, to jej coś zaproponują. A poza tym – dlaczego ma zostać w Wiedniu, a Warszawa to pies?! Już i tak dużo polskich muzyków muzykuje za granicą, jak wyczytałam u Pani Doroty nieraz na blogu.
Idę do sąsiedztwa coś zjeść, wpadnę potem na balety 🙂
A mnie się zdaje, że Marcel Prawy znał polski jak najbardziej. Głowy nie dam (szkoda by było), ale coś mi się tak majaczy.
Ram, param… pa rarararam, param… (tango „Jalousie”) 😀
A to kot z myszą robią jeszcze jakieś inne TO?? No czego ja się tu dowiaduję?! 😆
Widzę, że w Austrii termin „stan odmienny” ma bardzo jednoznaczne skojarzenia… U mnie na wsi to raczej chłopy w stan odmienny wpadają…
No w tym filmie właśnie robią – to jest film o miłości 😉
Chłopy wpadające w stan odmienny – może to specjalność południowo-wschodnich regionów Polski? 😆
Aaaaa, o miłości… to z tego ta łapka-gilotyna… 😆
Przepraszam najmocniej.
Wycofuje „odmienny” i prosze o wpisanie „blogoslawiony”
Pan Lulek
Ja słyszałam, że chłopy wpadają w stan, ale nieważkości 😉
… albo stan wskazujący.
Kiedy widze cytaty z wynurzen krytykow sprzed wielu lat, zwykle zastanawiam sie, czy ich stwierdzenia smiesza lub bulwersuja nas, bo nie jestesmy w stanie skonfrontowac ich opinii z tym co oni slyszeli ze sceny.
Skoro najwybitniejszy rosyjski pianista wykrzyczal (na filmie) Czajkowskiemu, ze jego koncertu nie da sie zagrac, no to jak ten koncert w koncu byl grany?
Wiemy co nieco o manierach w jakich grano, czy mozliwosciach technicznych owczesnych instrumentow, ale do prawdziwego przezycia gry Szopena czy jemu wspolczesnych jest jeszcze daleko. Wiec moze krytycy mieli racje? Moze byly to wykonania tak manieryczne, ze narzucaly okreslone skojarzenia?
I odwrotnie, od kiedy juz wiemy, ze to Ksiezycowa, nie sposob jej grac jak Marsowa?
Jak widzę wraz z ostatkami pojwił się temat odmiennych stanów świadomości 😉
http://pl.wikipedia.org/wiki/Alkohol_etylowy
„Działanie etanolu w kategoriach substancji narkotycznej jest zbliżone do działania depresantów. W małych dawkach – rzędu 30-35 ml (duże piwo, dwa kieliszki wódki) wywołuje on stan pobudzenia, przyspieszone bicie serca, rozszerzenie źrenic oczu, zaprzestanie odczuwania zmęczenia i ogólną poprawę nastroju. U zdrowej, młodej osoby, która do tej pory nie spożywała alkoholu, wypicie 100 g etanolu (ok. 1/4 l wódki) powoduje już zwykle stan silnego zamroczenia – objawiający się utratą sprawności ruchowej, problemami z utrzymaniem równowagi, utratą kontroli nad własnymi emocjami. W skrajnych postaciach zamroczenie alkoholowe przejawia się czasami całkowitą utratą świadomości i zanikami pamięci.”
O, Quake, czyżby przedwieczorne przestrogi?… 😯 😎
Alicjo,
w stan ważkości też czasem wpadają 😆
NtAPNo1,
może byc też tak, że słyszymy, że jest grana jako księżycowa, bo wiemy, że księżycowa, a jakby komu najpierw powiedzieć, że marsowa, to w tym samym nagraniu doszukałby się „marsowości”; to działa w obie strony 🙂
O, tak, Hoko. Sila sugestii drzemiaca w tytulach i nazwach bywa niedoceniona w percepcji i jej skutkach. Ja, co na nartach jezdze tylko po niebieskich trasach (najlatwiejszych), zjechalam kiedys po czarnej i dwoch czerwonych, bo mi we mgle wmowiono, ze to niebieskie 😯
No to póki trzymamy się jeszcze na nogach 😉 – mała samba. I też nie całkiem tak jak w tytule… 😀
http://www.youtube.com/watch?v=PbL9vr4Q2LU&feature=related
A jak coś jest bez sensu, to jest sens dopisywania sensu ? 😉
Tym bardziej! 🙂
Taaaak? To dopisz do tego:
Nasz prezydent jest przystojny i inteligentny….
wielkoduszny, z poczuciem humoru, znajomością języków obcych, wirtuozowkimi umiejętnościami w zakresie mediacji społecznej…
No właśnie, Jędrzeju – dopisuj, dopisuj….
doskonałą znajomością prawa…
I co można?Można! 😉
„…Choć to bajka nieprawdziwa,
Sens ukryty w bajce bywa.” (-)J.B
Zabił mi klina ten zeen! 😉
No nie! Trudno, niczego sensownego do tej zeenowej prowokacji nie dopiszę! 🙁
…Ale Pani Fotyga go lubi…
http://www.youtube.com/watch?v=ROmzwNGrV-k&feature=related
nadchodzi … coś zaczyna śmierdzieć znajomo …. 🙂
zeen, basiu, wszystko się da:
(…) – rzekł mieszkaniec Wołgogradu.
No nie… to i pani AF trafiła do YouTube?
Nie powiem, pasuje… 😆
Ja tam mogę dopisać drugi wiersz do prowokacji zeena:
I w podobny sposób także jest on elokwentny 😀
Można ten dwuwiersz śpiewać np. na melodię: Niech nam gwiazdka pomyślności…
Przystojny, inteligentny, elokwentny…inaczej! Bynajmniej! 🙂
A ja wróciłam z tańców. Jak napisałam wyżej, tańczył Balet Dworski Cracovia Danza, a grał zespół muzyki dawnej w mieszanym składzie słowacko-czeskim. Było w duchu Grupy Wyszehradzkiej. Po wstępie dworsko-zachodnim (Johann Joseph Fux) było na folkowo: tańce węgierskie, cygańskie, morawskie, polonezy i mazurki ze zbiorów czeskich, słowackich i węgierskich (tańce zbójnickie też były!) – i znów elegancko: Telemann ze zbioru Klingende Geographie (też z tańcami polskimi i czeskimi). Bardzo fajne.
Bardzo spodobało mi się określenie Hoko z 17:58: stan ważkości. Tylko jak by tu go zdefiniować? 😉
Wracają do domu trzymając się ważki….
Bo z kolei prezydent ma same ważkie sprawy….
A Autobiografię sobie pani Kierowniczka prześpiewała?
Stan ważkości tym się różni od stanu nieważkości, że jest ważki; w przeciwieństwie do stanu nieważkości, który jest nieważki…
W stanie nieważkości wszelkie problemy przestają mieć znaczenie. W stanie ważkości – wręcz przeciwnie 🙂
zeen – a z jakim tekstem? I kiedy – teraz czy drzewiej?
Widzę, że Kierowniczka nie załapała…
zeen zrobił cover na blogu Komisarza dziś o 14:40
Uuuups, cofam to co powiedziałem. Mój błąd to był 🙁
1. Nasz prezydent jest przystojny i inteligentny….
2. wielkoduszny, z poczuciem humoru, znajomością języków obcych, wirtuozowkimi umiejętnościami w zakresie mediacji społecznej…
3. doskonałą znajomością prawa…
dodaję:
4. pracy
5. dowcipny
6. otwarty
7. serdeczny
8. mądry
9. rycerski
to jest chyba worek bez dna. 🙂
To co się słucha w ostatki?
Jakoś nie wiem czemu to za mną chodzi:
http://www.youtube.com/watch?v=1ezoHD_FynQ&feature=related
może marzenia o lecie? 😀
Np,
http://taneczna.wrzuta.pl/audio/aX8QytTBkh/louis_armstrong_-_la_cucaracha
Jazz ługi bugi. Szkoda, że śpiewają, nie mogę znależć orgyginalnych brzmień:
http://kumplik.wrzuta.pl/audio/84Ehvjulzi/06_-_baciary_-_lugi_bugi_jazz
Spódnica bombka na krochmalonej halce. 😆
A w ogóle to mamy Mardi Gras:
http://www.youtube.com/watch?v=PvWTw8W87Kc
Jak by Achilles znalazł ten wtręt:
prezydent składa się z samych pięt?
Obawiam się, że u nas zwyczaj się nie przyjmie.
Za zimno. 😆
Chwycił by pewnie kiszek go skręt
Oraz niechybnie zemglił go wstręt!
Milusi ten Louis w piosence o karaluszku. A bugi-ługi kojarzy mi się z wygłupami, jakie uprawialiśmy w szkole podstawowej…
Ja mogę z piórami tu i tam robić furorę, jak te tłuściochy na jakimś filmiku. 🙂
Tak, tak, Pani Doroto. Ja żółtą bomkę nosiłam w podstawówce.
A pamięta Pani bikiniarzy na Pradze, zwłaszcza w oklicach parku praskiego. Te fryzury! 😆
A gdy prezydent nad prezydenty
od strony spodni nie jest zapięty,
takie pytanie mam ja do tego:
głowa to państwa, czy coś inszego?
I nie pomógłby nawet bardzo gruby skręt
gość pozostanie drętwy jak zbrojeniowy pręt 🙂
by nie dorastać do takich pięt.
Oj, nie zdążyłam po Pani Dorocie. 🙁
Biedny prezydent, biedne niebożę,
Jeszcze się na nas obrazić może!
EmTeSiódemecko, ja nie nosiłam bombki, troszeczkę chyba inne pokolenie. Bikiniarzy też już raczej nie pamiętam (to lata 50.), z wczesnej młodości pamiętam oprychówy na głowie i bitelsówy na stópkach 😆
http://www.youtube.com/watch?v=rs24KVZ1MFo
I ten głos… 😉
Może ja coś kręcę (bo pamięć, bo pamięć nie ta). 🙂
Chodzi mi o sztywne, sterczące spódniczki na krochmalonych halkach. To chyba nie były bombki. 🙂
A zresztą, jakie to ma znaczenie.
Stan obrażenia, to stan jest stały
tu nasz mąż stanu bardzo wytwały
Tak, oprychówy tam na tym filmie widzę.
A te winogrona na tramwajach… Na stopniu jeździłam, ale nigdy na tzw. cycku, czyli zderzaku.
Takie z halką pamiętam. Kojarzy mi się czerwona kiecka mojej siostrzycy na bal maturalny 😀
Lecz jakże znosi ten mąż bez zmazy
stan permanentnej naszej odrazy?
W końcu to blog Polityki, no to na zadaną przez Kierowniczkę melodię:
Niech nam gwiazdka z nieba spadnie
Tuż przy Belwederze
Echo: (Już cieszę się szczerze)
A niech trafi w tego co tam
Odmawia pacierze
Echo: (No i po dublerze… )
A niech trafi w tego co tam
Odmawia pacierze…
A zobaczcie, jaką nasz pupilek dostał dużą główkę od swojego webmastera:
http://www.prezydent.pl/x.node?id=6542875
Ukłon w stronę „jajogłowych” 🙂
„Wykształciuchów” się mówi 😆
Te spodniczki to byly petticoats, takie do rockendrola? Ja z wczesnego dziecinstwa pamietam okreslenia bikiniarz i plereza pod adresem kolegow mojej starszej siostry. Moj ojciec byl operatorem filmowym (tak to sie wtedy nazywalo) w lokalnym kinie i ja te kroniki przed kazdym filmem ogladalam, czesto z kabiny operatorskiej, jesli film nie byl dozwolony dla dzieci.
To dzieciństwo prawie jak z „Cinema Paradiso”…
Tak, spódniczki do rokendrola. Plereza – piękne słówko. A baczki miały długi żywot, jeszcze pojawiały się w latach 70. – Jożin z bażin o tym świadczy 🙂
Moja siostra nosila degolowke i zalapala sie na pierwsze mini i tapirowana fryzure, czego jej bardzo zazdroscilam 😉
Opuściła mnie wena,
a chciałam wyrazić żal szczerze,
że naród na serio szefa nie bierze.
Późnawo się robi. To co jeszcze można potańczyć?
Bobiku, co tańczą pieseczki? 🙂
No, wlasnie 🙂 Te klimaty… Tylko w sali kinowej ludzie zachowywali sie przyzwoiciej 😉
Baczki i zaboty…
Pamiętam też moją siostrę w mini (do dziś ma świetne nóżki) i z tapirkiem… A co to jest degolówka?
Degolowka, to bylo nakrycie glowy w stylu czapki De Gaulle’a, ktory wtedy odwiedzil Polske i mlodziez oszalala na tle tego kapelusika z wysokim denkiem i daszkiem.
Aha. Jeszcze pamiętam różne dziwne mody, jakieś szaliki zszywane bokiem i noszone na damskiej łepetynie… Dżokejki też pamiętam, to było fajne. No i różne wersje czapek-pończoch, czapek robionych na drutach i szydełku i beretów (jeszcze nie moherowych). Ja ze swej strony całe życie nie znosiłam nic nosić na głowie i do dziś nie znoszę…
Pieseczki tańczą poloneza ogońskiego, drapaka, merdanego i obżerka.
General de Gaulle odwiedzil Polske we wrzesniu 1967 i byl entuzjastycznie witany…
Bobiku 😆
Mój nieżyjący już Kajtuś odtańczał jakąś dziką tarantellę (w kółeczko), kiedy robił kupkę. Wszyscy się gapili na to dziwowisko. A siusiał robiąc tzw. gwiazdę 😀
De Gaulle Polskę odwiedził w 1967 roku, to ja miałam akurat 20 lat i to było już duuuużo później. 🙂
O mamo, jaka ja jestem starożytna!
A co tam, starożytni też ludzie. 😆
Bobiczku, ogoński to chyba nie polonez tylko goniony. 🙂
Idę spać. 🙁
Żegnam wszystkich do jutra.
Tak to jest, jak się strony nie odświeża. 🙂
ŁM.
No to pięknych snów 🙂
Siusianie w gwiazdę? Brzmi niezwykle romantycznie… 🙂
Co do noszenia, to ja uważam, że zupełnie wystarcza futro au naturel i protestuję nawet jak mi chcą przyciąć grzywkę nad ślepkami.
A co z tym przewijaniem starych przebojów? Coś z tego jeszcze będzie?
No może być, co prawda już się środa zaczęła, ale ja nie taka znów popielcowa…
To z czasów bikiniarskich:
http://www.youtube.com/watch?v=F5fsqYctXgM
A gwiazda polegała na tym, że pieseczek podnosił OBIE tylnie łapy 😀
Rock around the clock time after time?
To z jakiej to mogłoby być piosenki:
Szłaś przez skwer,
z tyłu kot,
chyba w pysku jakowyś niósł gniot.
Wtedy to
pierwszy raz
na wybrzeżu poszłaś w gaz,
na wybrzeżu poszłaś w ga-az.
Jakie niezapomniane słowa następują po tej zwrotce?
Tej wersji nie znam 😆
To jeszcze coś dla piesków:
http://www.youtube.com/watch?v=M6AZNywvF-s
No, słowa po tej zwrotce to najpewniej:
sialalalalala, aha, aha uhu…
Też się załapalam na pierwsze mini 🙂
A jeszcze przedtem, chociaz mama krzywo patrzyła, szyłyśmy sobie spodnie w kwiatki!!! W REKACH!!! Bo Mama zamkneła maszynę do szycia (Lucznik) na klucz, żebyśmy nie szyły i w szkole nie podpadały (podstawowej, to nieważne, że w TYCH spodniach pasałyśmy krowy, a nie latałysmy do szkoły!!!)
Pamietam też, że krochmaliłysmy te spodnie na sztywno, bo to był jakoś kretonik cienki. Fason – biodrówki, od kolana szły w tzw. dzwony. Inspiracja – Czesław Niemen 🙂
A tu mini, po krótkości spódnicy mnie poznacie:
http://alicja.homelinux.com/news/Alincia,A-2,A-1(1970).jpg
… morza szum, wiatru spiew,
złota plaża p-oo-śród drzew 🙂
Alicjo, jest nawias, więc nie przeszło 🙁
A ja mini nie nosiłam – nóżki nie te. Pamiętam, że mówiło się „mini-mini, a nogi jak u świni”…
Walking the dog – to jest dokładnie to, co śpiewam mojemu personelowi, jak zbyt długo ociąga się z sięgnięciem po smycz.
Ze tej wersji Pani nie zna, to nic dziwnego. Ja sam jej nie znałem jeszcze 10 minut temu. 🙂
A niezapomniane słowa, które następowały, brzmiały tak:
Sza la la la la la-a-ha-ha-haa, u-u!
Końcówka w każdym razie była dość dramatyczna, jakoś tak:
Płynął czas,
ty wciąż w gaz,
aż wakacji na-adszedł kres.
Więc ty myk
na odwyk
i zastąpił kota pies…
I zastąpił kota pie-es!
I wesoło:
Sza la la la….
A jo -kruca! – dzisiok miołek duzo mniej wolnego casu niz spodziewołek sie mieć. Więc wpadom ino dobrej nocki syćkim zycyć 🙂
No to Walking the Dog, Owcarecku 🙂
Ogarnięty twórczym szałem nie zauważyłem, że Pani Kierowniczka i Alicja również nie zapomniały skarbów polskiej poezji. Uznanie i szaconek!
Bobiku, ale za-sza-lla-llauhał hałeś! 🙂
O, zapomniałam dać pozwoleństwo na to zdjecie z mini 😯
Tera sie otwiera
http://alicja.homelinux.com/news/Alincia,A-2,A-1(1970).jpg
A guzik. zaraz dojde, o co biega. już widze nowy wpis!