I po karnawale
I po harcach – teraz popiół na głowę… Ja nie sypię, ale pieśni wielkopostnych to się naśpiewałam. A było to w dawnym moim żeńskim pięcioosobowym zespole wokalnym, dziś nieistniejącym, który miał enigmatyczną nazwę Studio 600. (Teraz już chyba można zdradzić: nazwa wzięła się stąd, że trzeba było szybko ją podać do koncertu, a koleżanka spojrzała na lodówkę w swoim mieszkaniu i taki właśnie był tam napis).
Śpiewałyśmy głównie monodię, czyli muzykę jednogłosową, z czasów średniowiecza, ale i późniejszych, np. jedyna płyta, jaką nagrałyśmy, była z muzyką francuskiego baroku, której nauczyłyśmy się na kursie w opactwie w Royaumont u wybitnego muzykologa, twórcy Ensemble Organum, Marcela Peresa. (Te pieśni akurat śpiewałyśmy na głosy, dwa do trzech w porywach.) W repertuarze miałyśmy też np. Hildegardę z Bingen, a jednym z naszych przebojowych programów były właśnie pieśni wielkopostne, takie starutkie, większość z XVI w. Byłyśmy chyba pierwsze w kraju, które ten repertuar ruszyły, i szkoda, żeśmy ich wtedy nie nagrały. Śpiewałyśmy z kołatkami i terkotkami, tj. niejednocześnie, ale robiłyśmy niezły jazgot. Parę numerów śpiewałyśmy tzw. białym głosem, zawodząc jak baby pod kościołem – efekt był niezawodny!
Byłyśmy dumne i blade, że Marcel zaprosił nas w następnym po naszym pobycie roku na koncert do tegoż Royaumont (tego samego, gdzie przebywał Gombrowicz) i wykonałyśmy tam ten właśnie repertuar, którego myślę, że we Francji całej nikt jeszcze nie słyszał. Korytarze były tam długie, a my terkotałyśmy, więc zanim doszłyśmy do refektarza, mało nam ręce nie omglały…
Polszczyzna tych pieśni wprawiała nas w nieopisaną radość. Trzeba tu jeszcze dodać, że próby naszego zespołu, które odbywały się w mieszkaniu koleżanki (tej od lodówki), były dość specyficzne: właściwie zamiast śpiewać wciąż ciskałyśmy w siebie dowcipami w typie montypythonowskim (wszystkie uwielbiałyśmy, zresztą przez pewien czas w telewizji leciały odcinki zaraz po naszej próbie, więc oczywiście oglądałyśmy razem). Żeśmy się w ogóle czegoś nauczyły, to cud boski, ale za to miałyśmy dobre ćwiczenia przepony…
No to teraz coś o tej polszczyźnie, parę smacznych kawałków. Pojadę jednym ciągiem, bo się robią za duże odstępy:
Ciebie dla, człowiecze,/dał Bog przekłoć sobie/bok, ręce, nodze obie./Kry święta szła z boka/na zbawienie Tobie./Wierzcie w to, człowiecze,/iż Jezu Kryst prawy/cirpiał za nas rany [ten ostatni wers zwłaszcza nas bawił – trzeba go wymówić],/swą świętą krew przelał/za nas krześcijany. (…)
Albo: (…) Jezusa umarłego stworzenie płakało,/Pana swego miłego barzo żałowało;/Słojnce sie zacimiło, ziemia barzo drżała,/Opoki sie ściepały, groby otwarzały (…)
A już najlepsze chyba było: Krzyżu wierny i wyborny,/samo drzewo szlachetne,/w żadnym lesie tobie nie jest/kwiatem, owocem rowne./Słodkie twoje goździe były,/które Krystusa nosiły.(…) Schyl gałęzie, drzewo silne,/spuść członki rozciągnione,/stań się swemu Panu miększe/niźliś z przodku stworzone,/aby tak ciało nie pniało/a lżej na tobie wisiało. (…)
No i tak dalej… Mam nadzieję, że nie uraziłam niczyich uczuć religijnych. Pieśni były piękne i bardzo lubiłyśmy ten repertuar.
Komentarze
To jeszcze względem mini. Zapomniawszy, ze linux nie lubi i nie rozpoznaje nawiasów w sznureczkach, ani zadnych takich przecinków.
http://alicja.homelinux.com/news/Alincia.A-2.A-1.1970.jpg
Ha! bo podobno najlepszym ćwiczeniem na przeponę jest śmiech 🙂
Nie darmo mówią, że to zdrowie!
Piekne teksty, az samo zawodzi w czlowieku w trakcie czytania 🙂
To zupełnie z innej beczki, ale o tekstach i języku. Nie spotkałam człowieka, który byłby zachwycony „Chłopami” Reymonta. Dla mnie to jest poezja i mogę czytać te 4 tomy co parę lat, ba! czytam. Pomijając formę przepiękną wg. mnie, jest to też piękna treść.
„Chłopi” to rzeczywiście poezja, ale „Chłopów” się czyta jako lekturę. A nic tak nie zabija poezji jak lektura…
Toż to jest kopalnia, Pani Doroto!!!
– i repertuar postny (cuuudowny… i nie tylko polski… i na na głosy równe, czy na chór mieszany… to chyba przez te archaiczne tonacje…)
– i figle podczas prób. Zawsze tak samo: ileż to razy Tato nam przemawiał do rozumu i przyzwoitości ‚nie rozwalajcie mi próby’… a w końcu miał nas (dzieci) i naszych przyjaciół-rówieśników w nawyku dyscypliny od ‚bardzo małego’… A potem podobnie w prawie każdym zespole… Poważni ludzie, naprawdę szanujący czas (a jak go nie szanować, skoro duży kredyt ciśnie a licznik opiekunki dla dzieci bije), repertuar przed koncertem domaga się szlifu, kierownik artystyczny włożył mnóstwo pracy w przygotowanie koncepcji… i w końcu wszyscy wiedzą, jak skutkuje ‚wybicie się’ z koncentracji… A mimo to… ktoś coś palnie… ktoś odpowie… – i perełki przedniego humoru lecą, że to lecą… i czas późnowieczorny też leci…
– i teksty wielkopostne. Średniowieczna pieśń religijna dostała mi się (wraz z obroną Sokratesa) na egzaminie ze staropolskiej (literatury)… Więc/ ale może się nie będę rozpisywać… 😉
Ach, baaardzo Pani zazdroszczę spotkania Marcela Peresa!…
🙂 🙂 🙂
P.S. Obejrzałam sobie wczoraj moje amatorskie zdjęcia ‚Ardente Sole’ z krakowskich Festiwali Tańców Dworskich, na których byłam… 🙂
a cappella: Ja muszę kiedyś na ten festiwal dojechać. Wczoraj też mnie Romana bardzo namawiała… Widziałam tylko zdjęcia, ale i na nich widać, jak potrafiła roztańczyć pół Rynku Najgłówniejszego. Ja widziałam ją w akcji (roztańczania ludzi) w Jarosławiu, a także na warsztatach, które prowadzi z dzieciakami na Zamku Królewskim w ramach edukacyjnego programu Bellotto. Rozśmieszyło mnie, jak taki chłopak-deskorolkowiec, żujący gumę na okrągło, męczył się, żeby odtworzyć wytworny krok bodaj gawota…
A Tato dyrygował chórem? 🙂
Alicja, PAK: ja też się nie zachwycałam Chłopami w szkole, ale kto wie, jak by mi się czytało teraz? Z wieloma lekturami jest tak, że dostajemy je za wcześnie i nie jesteśmy w stanie docenić…
„Alincia” to ta z prawej? 😀
A było to w dawnym moim żeńskim pięcioosobowym zespole wokalnym, dziś nieistniejącym, który miał enigmatyczną nazwę Studio 600. (Teraz już chyba można zdradzić: nazwa wzięła się stąd, że trzeba było szybko ją podać do koncertu, a koleżanka spojrzała na lodówkę w swoim mieszkaniu i taki właśnie był tam napis).
Na mój dusiu! Poni Dorotecko! To dzisiok jak by sie ten zespół nazywoł? Whirlpool cy Siemiens? 🙂
szkoda, żeśmy ich wtedy nie nagrały
A teroz nie dałoby sie skrzyknąć i nagrać? 🙂
Mam nadzieję, że nie uraziłam niczyich uczuć religijnych.
Moik – w zdonym wypadku! 🙂
A zreśtom mało fto jest w stanie urazić moje ucucia religijne. Jednym z nielicnyk, ftórym sie to udało, jest pewien redemptorysta… [uśmiechniętej kufy nimo nie dlotego, cobyk jej załowoł, ino dlotego, coby było jasne, ze tym rozem godom serio].
To można, Owcarecku, dać taką kufę:
‚A Tato dyrygował chórem?’ – Pyta Pani Dorota
Ha! To był może najbardziej zapalony chórmistrz, jakiego znałam 😉 Chóry (wieeele, także jednocześnie) a też uczenie ludzi w miarę porządnego śpiewania były… hmmm… pasją… może nawet treścią Jego życia. Nasz zespół (9 osób) nazywał się w dorosłości* Grupą Chorałową, ale prócz chorału gregoriańskiego śpiewał muzykę dawną i późniejszą (Tato na przykład cenił Liszta i Brucknera… także opracowania kolęd Niewiadomskiego, Maklakiewicza, itp., z czego sobie czasem pokpiwałam).
***
A dziwacznymi, barokowymi tekstami wielkopostnymi to nasiąkałam tak gdzieś od drugiego roku życia. Siedząc obok Taty na ławeczce organisty (‚uważaj, żeby mi na pedał nie spaść, takich dźwięków bym tu raczej nie chciał!’ 😀 ) Nazywaliśmy je w domu ‚tekstami dziadów kalwaryjskich’ 🙂
___
*Bo w dzieciństwie miał nazwę nawiązującą do włoskiego wzgórza, zdobytego przez Polaków 18.5. 1944. Dokładnie za dwa miesiące minie 30 lat od pierwszej próby tej ‚formacji’ 😉 🙂
Mieliśmy w podstawówce chórmistrza bardzo specyficznego, ogromnie muzykalnego, który był jednocześnie typem wariatuńcia i niestety furiata zarazem (co mu później przysporzyło kłopoty). I podczas tej furii wyzywał nas od baranów, trupów, a czasem nawet dziadów kalwaryjskich 😉 Myśmy pękali ze śmiechu, ale w kułak, bo jak zobaczył, to mógł prześwięcić…
A w Studiu 600 myśmy robiły psie figle jako BAARDZO dojrzałe kobity – i to miało jeszcze większy urok 🙂
Aha, to znaczy, Tata był też organistą w kościele! No, już się niczemu nie dziwię 🙂 A opracowania kolęd Niewiadomskiego też kiedyś śpiewałam 😉
‚A w Studiu 600 myśmy robiły psie figle jako BAARDZO dojrzałe kobity – i to miało jeszcze większy urok’ wspomina Pani Dorota
Bo wspólne robienie muzyki wokalnej daje efekt podobny do choroby górskiej – ‚głupawki’, jaka często przychodzi na człowieka po zdobyciu szczytu wymagającego w krótkim czasie sporej deniwelacji (i w tym rozrzedzonym powietrzu wszystkim się bardzo chce śmiać… a też radość z osiągnięcia szczytu robi swoje). Fizjologiczne analogie wokalne objaśniał ostatnio strasznie mądry artukuł w prasie anglojęzycznej… ale, że nawet nie pamiętam, czy to był Lancet, czy The Times 😉 – to się nie będę wymądrzać… Na pewno wkrótce natknę się na podobne rewelacje, to je wtedy popamiętam 🙂
Też tak mi się zawsze wydawało, że przyczyny są jakieś fizjologiczno-pneumatyczne 😆 A poza tym kiedy człowiek się bardzo skupia i angażuje, to musi się od czasu do czasu rozluźniać.
Stary numer z Ars Antiquy: ktoś z basów mówi scenicznym szeptem: „Po wodzie pływa…”, od tenorów pada odpowiedź „…PRZEEERWA się nazywa!” 😉
Moja mama śpiewała przez kilka lat w chórze gospel, ale niemieckim. Zadnej tam nie było głupawki, ani choroby górskiej, tylko równe, sztywne tłuczenie noch einmal i noch einmal. Nieszczęsny Chormeister rwał często włosy z głowy i pokrzykiwał: to jest wciąż jeszcze zu deutsch, ale równocześnie wszelkie przejawy (nader nieśmiałe) braku dyscypliny tępił w zarodku. Słyszał, że coś nie gra, ale sam siebie nie potrafił przeskoczyć. Zapytałby mnie, to bym mu powiedział, gdzie leży pies pogrzebany 🙂
Mama podobno przestała tam śpiewać z powodu sharatania strun głosowych dymiącą trucizną, ale ja podejrzewam, że tak naprawdę to brak głupawki ją odrzucał i w końcu odrzucił ostatecznie.
Miałem i ja wypisz wymaluj opisanego przez p. Dorotę chórmistrza. Uciszając nas walił w pianino otwartą dłonią, nie dziwota, że owa była większa od drugiej…. Szczególnie intensywne próby były na 25 lecie PRL. Zorganizowany był konkurs chórów szkolnych z finałem w filharmonii i transmisją w radio.
Intensywne śpiewanie wiąże sie chyba z hiperwentylacją, która może wywoływać chichotne reakcje….
Przygoda nie była długa, tylko rok, ale momenty były…
Bobiku, no właśnie, jak się tłucze ciągle noch einmal, to musi być zu deutsch – że też nie przychodziło to Chormeisterowi do głowy… A gospelem trzeba się po prostu cieszyć, przecież on na tym polega 😀
zeen: też braliśmy udział w koncertach międzyszkolnych, pamiętam nawet w Sali Kongresowej jakiś występ połączonych chórów – ale nas tłum śpiewał! W takiej masie to robi wrażenie, od środka też… Jako dorosłej też mi się zdarzyło parę razy w takim tłumie – kiedy jeździliśmy z Ars Antiquą na festiwale A coeur joie we francuskim Autun. Repertuar różny, czasem bardzo poważny.
Gospelem się trzeba cieszyć, bo on się cieszy sam sobą. Jakoś mi się on w tej chwili zestawił z polskimi pieśniami religijnymi i widzę, że pewne analogie tekstowo/zawartościowe dałoby się przeprowadzić – podobny rodzaj ludowej, żarliwej i naiwnej religijności, pomieszanie patetycznego z przyziemnym, itp, itd, ale co gospel odróżnia, to jednak mniejszy dystans do Obiektu, a większy do samego siebie, czyli śmiech, autoironia, radość, nie na klęczkach, a tańcząco. Uch, jak by się to chciało zaśpiewać w porządnym, czarnym chórze.
No właśnie, Bobiczku, maścią pasujesz i nawet na dredy się zanosi 😆
Na podstawie obserwacji chórmistrzów swoich i współczesnych (córcia) dochodzę do wniosku, że wszyscy oni są „wariatuńciami”. W tym zawodzie normalny by się chyba długo nie utrzymał….
Z kolei uczestnictwo w chórze daje niezapomniane wrażenia, tak gdy wychodzi, jak i nie wychodzi 🙂
Jednym zdaniem kaftan dyryguje, kaftaniki śpiewają 😉
No, w koncertach szkolnych to nawet ja śpiewałem, nie było przeproś… 😆
A mnie w chórze szkolnym Pan Kierownik walił regularnie smyczkiem po głowie; pewno na to zasługiwałem 🙁 , ale wybił mi z głowy skutecznie wszelkie zainteresowania muzyką chóralną i zdolność jej przeżywania.
Wolę solistów, nawet w takiej chałturze, jak np…..
http://www.youtube.com/watch?v=nFcz7VvBcUA
Chociaż Boski Luciano w środkowej partii strasznie zakiksował?
zeen: No, tak to mniej więcej bywa. Ale zdarzają się i dyrygenci (zwłaszcza wśród tych baardzo profesjonalnych, np. prowadzących chór Filharmonii Narodowej), którzy są nudziarzami, drewnianymi piłami. Miewałam czasem wątpliwą przyjemność. Ale niektórym wydaje się w ten sposób wyegzekwować nawet całkiem niezły efekt. To w chórach amatorskich ani dziecięcych nie przejdzie – ten target trzeba brać inaczej 🙂
A jak nie wychodzi, to są dopiero niezapomniane wrażenia 😆
A nasz szef, pani Doroto, sam nas do zartow prowokuje (pewnie wie, ze usmiechniete geby lepiej trzymaja ton). Najbardziej lubimy jak nam przerabia Palestriny i Josquiny na jazzowo!
Hoko,
podpowiadasz mi, że wiele bym dał, by Cię nie usłyszeć? 🙂 😆
Pani Kierowniczko, jak się już wejdzie na ten Pani dywanik, to trudno z niego zejść (A nie mówiłem? Pazurki się zahaczają!). A tymczasem owce mi się porozłaziły… 🙂
zeenie,
w grupie to mnie słychać nie było, ja tam nieskory do wyrywania się… ale musiałem tam stać, bo w przerwie między piosenkami gadałem jakiś wierszyk czy inną odę 🙂
O, witam babę, jeszcze jedną chórzystkę 😀 Okazuje się, że nawet w Niemczech nie musi być zu deutsch… 😉
Bobik: gorzej, że i mnie się owce rozłażą… trzeba zrobić z tym porządek! 😉
Hoko: ale chyba nie własne? 😯
😆 a nie pamiętam…
W okresie wielkopostnym zawsze słucham płyty ” Jest drabina do nieba” z pieśniami śpiewanymi przy grobie Chrystusa. Pieśni z suwalszczyzny i kurpiowszyzny. Brzmią tak ,że ciarki chodzą po plecach. Moje najbardziej głębokie doświadczenie muzyczne z dzieciństwa, gdy słuchałem kobiet śpiewających przy zmarłym i podczas uroczystości na wiejskich pogrzebach. Teraz takie śpiewanie praktycznie zanikło. Został odmawiany różaniec. Czasem samotnie ktoś zaśpiewa .
Ale nasz szef jest Czechem! To dla porzadku – Ordnung muss sein! 😆
@Kierowniczka:
Alińcia to z lewej, obecnie Brisbane, Australia. Alka 1 (bo starsza od tej drugiej Alki w środku o 8 dni) to… sekretarz we własnej osobie.
A co do lektur, zawsze czytałam przed czasem, bo miałam starsza siostrę, i co ona przynosiła do domu, to ja się za to brałam. Prawdopodobnie dlatego, ze nie było nic ciekawszego do roboty, zwłaszcza w zimowe wieczory. O komputerach nikomu sie nie śniło! Przebojem tygodnia były programy Adama Słodowego „Zrób to sam”.
Marku,
takie śpiewanie nie zanikło. Ostatnio słyszałam 4 lata temu w kaplicy przykoscielnej, przy trumnie mojego Brata. Jak ja bardzo chciałam, zeby te kobiety, których mój brat naprawdę nic nie obchodził, wyszły z tej kaplicy ze swoimi spiewami i dały mi chwilę sam na sam… I zaręczam Ci, ze te zaśpiewy ani harmonijne nie były, ani do słuchania. Zgrzytało mi to w uszach. Ten czas miał byc dla rodziny, a tu sie zebrały wiejskie baby i „odwalały” swoje. Ktoś umarł, trzeba odśpiewać, chocby byle jak. Bardzo to było dla mnie przykre.
Mnie sie kolacze w pamieci zawodzone zalosnie „U drzwi twoich stoje, Panie”, chyba tez z pogrzebow 🙁
Na pogrzebie mojej Mamy najbardziej irytowaly mnie stare ciotki rozglosnie i demonstracyjnie (jak dla mnie) odmawiajace rozaniec w kaplicy przed przyjsciem ksiedza. Dopiero kiedy ruski skrzypek (gastarbeiter w kurorcie) zagral kilka pieknych melodii, scichly i daly pomedytowac.
Hoko: no, no… 😆
Marku, zespoły z Kocudzy i Szypliszek słyszałam na żywo, na Festiwalu Pieśń Naszych Korzeni (kiedyś Stary Sącz, potem Jarosław). Niesamowite wrażenie. I pełen autentyk! Szypliszki szokujące, bo rzadki w Polsce śpiew wielogłosowy. Pieśni pogrzebowe – osobny rozdział. Do dzisiejszej obyczajowości chyba już rzeczywiście nie pasują…
baba: teraz rozumiem… No i do czego się przydają emigranci 😉
Alicjo – qui pro quo, myślałam, że Alincia to dziecięce zdrobnienie Szanownej Sekretarz. To znaczy, że na tym zdjęciu jest jedna Alina i dwie Alicje? 😆
Jedna Alina. i dwie Alicje. Ciągle w kontakcie zresztą 🙂
To nawet nie chodzi o to, Pani Doroto, ze te śpiewy pogrzebowe nie pasują. Moze by i pasowały. Tylko ja to odczułam jako ingerencje w nasz prywatny czas, ostatnie chwile przed pochówkiem, i ten czas został zakłócony przez na pewno „dobrze życzące” kobiety, przecież one nic złego nie chciały zrobić. Chyba co innego, kiedy sie to widzi z boku, a co innego, kiedy nas to dotyczy.
Czy zauwazyla Pani ,ze jesli w wielu piesniach koscielnych(religijnych) usunie sie slowo Jezus to piesni te staja sie automatycznie milosnymi piesniami swieckimi , czesto nawet o zabarwieniu erotycznym.
Ja czekam na Wielkanoc i PSM-bez kompromisow.
Alicjo, właśnie mi o to chodziło. Kiedyś na wsi śmierć i pogrzeb, ogólnie odchodzenie człowieka (członka społeczności), było tak zrytualizowane, że nie dawało się wciskać prywatności. Prywatnie trzeba było też się temu poddać, tj. szlochać na pogrzebie, choćby nawet był to pogrzeb męża-tyrana, który katował w domu…
Witold: a i owszem, jak najbardziej zauważyłam, nawet mnie to na swój sposób razi, ale cóż, tak to właśnie jest. Jakaś sublimacja czy co?
Bobik napisał: „radość, nie na klęczkach, a tańcząco”
Przypomniało mi się wyznanie księdza Polaka z Afryki , który na chwilę zajrzał do Polski, by zebrać trochę grosza.
Żalił się, że ma kłopot ze sprawowaniem liturgii, bo nie może klaskać i podrygiwać.
Jego parafianie długo śpiewają, klaszczą, tańczą, więc msza może trwać kilka godzin, jak wspólnota ma nastrój do radości i uwielbienia.
Pozazdrościłam mu, ale sama jestem teraz we wspólnocie, która może żywiołowo reagować podczas liturgii, ino temperamenta nie te. 🙁
A te teksty, które przywołała Pani Dorota, do dzisiaj śpiewa się w kościołach, w nieco bardziej współczesnej, ale też archaicznej, formie.
Nie wiedziałam, że znany mi tekst miał wcześniej inny jeszcze kształt.
Myślę, że harmonijne śpiewanie w grupie jest dużą przyjemnością. 🙂
Drugi z przytoczonych przeze mnie fragment pochodzi ze znanej, najstarszej chyba polskiej pieśni tego gatunku – Jezusa Judasz przedał, inaczej Żołtarz Jezusów, autorstwa bł. Ładysława z Gielniowa (koniec XV w.), poniekąd patrona Warszawy.
Nawet nie zauwazylem, ze dzis Popielec.
Piecioosobowy zespol wokalny Studio 600…
Dobrze, ze nie Studio 666. To dopiero byla by obraza uczuc religijnych.
Jesli chodzi o repertuar religijny to msze w zupelnosci mi wystarczaja. Co sezon jedna, po lacinie, a wiec przez osmoze znam tekst na pamiec. Jesli dodac do tego okazjonalne psalmy, to mysle, ze od tej strony jestem calkowicie zabezpieczony i jakies tam punkty na plus zapisaly sie w Ksiegach Wieczystych Grzesznikow Doczesnych.
Co prawda mialbym klopot z wyrecytowaniem mszy z pamieci, ale za to bez problemu moge zaspiewac. Mozart ? Dworzak ? a moze jeszcze ktos inny ?
Niektore teksty piesni religijnych sa rzeczywiscie odjazdowe. Kiedys wpadl mi w rece wybor tekstow staropolskich. Urocza lektura, ale jesli przyjmowana w porcjach, dozowana z umiarem.
Pozdrawiam.
Kiedyś się buntowałem przeciw rytuałowi. Teraz nie , bo widzę głęboki sens wypracowanych przez setki lat zwyczajów. Teraz odchodzimy nowocześnie , profesjonalnie w każdym calu. Plastykowy worek,lodówka w kostnicy puder nałożony aby zmarły wyglądał jak żywy. potem krótki pogrzeb i szybciutko do domu by rozpaczą nie ranić wrażliwych na cierpienie.
Samotność w czterech deskach czy czterech ścianach , cóż za różnica…
Witam!
Ja co prawda chciałem nawiązać do artykułu na temat (poziomu) edukacji muzycznej, ale czytając dyskusję postanowiłem opowiedzieć dwie anegdotki z włsnego doświadczenia. Nawiązują one do dyskusji 🙂
Otóż w latach 60-ych w szkole śrerdniej (w Budapeszcie, w klasie matematycznej co o tyle jest tylko istotne, że nie-muzycznej) często mieliśmy takich wizytujących nauczycieli za plecami w ostatnim rzędzie, zykle z Japonii ale zdarzały się również inne nacje. Lekcje śpiewu (2 razy w tygodniu, również w klasie maturalnej) prowadził bardzo wówczas znany popularyzator myuzyki powaznej p. Lukin, pózniej jego zona.
Pewnego razu po lekcji jeden z Japończyków zadał nastepujące pytanie: jak to jest, że część dzieci śpiewa na pełne gardło (fakt że wydzieraliśmy się jak szakale) a część milczy lub udaje.
Nauczyciel twierdził, że nie wie, ale prawdopodobnie ci co głosno śpiewają to kalwiniści i żydzi (jako religia więc z małej litery) a ci co po cichu tokatolicy. Ja jestem kalwinista więc akurat w moim przypadku trafił. Z pozostałymi kolegami nie wiem. Nie jest wykluczone,że miał rację.
Drugi raz (chyba niedługo po tym pierwszym zdarzeniu) zadzwoniła do mnie koleżanka z podstawówki, że chce skrzyknąć tak mały chór i czy mam ochote. Akurat miałem. Okazało się, że chór będzie działał przy kościele (katolickim) przy ulicy Vaci w Budapeszcie (świetego Michała chyba, nie w tej części deptakowej tylko trochę dalej). Chór był potrzebny narzeczonemu owej mojej koleżanki, bo studiował na wydziale dyrytgentury. W każdym razie przed pierwszą próbą mieliśmy krótkie spotkanie z księdzem, który się nieśmiało zapytał czy są wśród nas może jacyś katolicy. Nie było. Okazało się, że cały chór kościelny (20-25 osób)składa się wyłacznie z ateistów, żydów i kalwinistów. Ja jak zwykle w znowu się okazałem kalwinistą. No to ksiądz nas poprosił żeby się przeżegnać jak wchodzimy do kościoła, nawet pokazał jak się to robi. Generalnie było świetnie 🙂
Pozdrawiam
Marek Kulikowski,
piszesz, jakby Ci sie Prozac skonczyl. Cheer up !
Samotnosc nie jest taka straszna.
Z czterech scian zawsze mozna wyjsc, zas z czterech desek – trudniej. I na tym polega chyba roznica.
Dlatego byc moze lepiej jest dac sie spalic o rozsypac na wietrze.
Gonne with the wind…
A wspomnienia zostaja 🙂
Marek,
mnie kiedyś rytuał nie przeszkadzał. Dopóki mnie to nie dotknęło. Chciałam mieć chwilę dla siebie – dopiero co zjechałam z dalekiego świata i nie miałam czasu na to pożegnanie osobiste. Na minutę, na pół chciałam być sama z Bratem, nie dało się.
A co do pogrzebow (o czym my rozprawiamy!!!), bardzo „podobał” mi się (nie mam lepszego określenia na to) pogrzeb naszej przyjaciółki Sarity, lat 93 kiedy zmarła. Niestety, zmarła w domu dla staruszków, wymagajacych szczególnej opieki i lekarza w pobliżu 24/7, ale była codziennie odwiedzana przez córkę i mnóstwo znajomych, i nam było też po drodze.
Sarita kazała się spalić, a popioły rozsypać po cichutku gdzieś tam nad jez. Ontario w okolicy. Co to była za postać! W tym przybytku, gdzie wylądowała na ostatnie 2 lata zycia z konieczności (miała tyle chorób w sobie, ze lekarz musiał byc pod ręką) sami starsi ludzie z chorobami takimi przykuwającymi do łóżka.
No ale raz na jakis czas odbywały sie w „świetlicy” imprezy, bo dzieci ze szkoły po sąsiedzku zapowiedziały sie z przedstawieniem teatralnym, albo chórem, albo czymś. Któregoś dnia dzieci zawiodły mimo zapowiedzi, a w sali zebrało sie całe grono staruszków na wózkach i tak dalej. Czekali i czekali – dzieci nie ma. No to wtedy Sarita wzięła sprawy w swoje ręce, weszła na scenę, podeszła do fortepianu i „poleciała po Chopinie”. Zapamiętała się w tym graniu i mimo zartretyzowanych palców nie czuła bólu, a przypomniała jej się Warszawa przedwojenna, którą odwiedzała przed II wojną jako dziecko (urodzona w Brazylii). W koncu palce zabolały. Cisza. A za moment , Sarita opowiadała, nawet Ci najbardziej przykuci do wózków inwalidzkich powstali i takie brawo jej bili, że aż musiała usiąść, tak sie wzruszyła. Jednego słowa z jej relacji nie poddaję w watpliwość, bo znałam ją wiele lat.
Niesamowita musiała być ta Sarita 🙂
Jacobsky rąbnął się we własnym nicku i się naczekał w poczekalni 😉 ale ja się zgadzam!
Z tą samotnością, Marku, to zależy. Ja jestem wolny człowiek i na swój sposób bardzo dobrze mi z tym – nikt mi nie włazi na głowę, a ponadto nie mam zwyczaju się nudzić, więc póki zdrowie dopisuje… A przy tym lubię ludzi, lubię ruszać się z domu, a nawet podróżować, życie mam wypełnione, więc nawet nie zauważam samotności. A jeszcze odkąd zaczęłam z Wami gadać, to w ogóle się samotna nie czuję 😀 W końcu nawet w najbliższym związku każdy z nas jest jakoś tam sam. Tak więc cztery ściany z czterema deskami nie mają moim zdaniem nic wspólnego! Ale każdy miewa gorszy dzień, zwłaszcza jak jest taka parszywa pogoda jak dziś i jak napływają smutne wieści. Właśnie usłyszałam kolejną: że zmarła Kasia Maciejko-Kowalczyk, montażystka-artystka (m.in. w najlepszych dokumentach Marcela Łozińskiego), a potem także sama reżyserująca świetne dokumenty. Kiedyś zgadałyśmy się i okazało się, że przez wiele lat mieszkałyśmy w tej samej kamienicy… świat jest malutki. A teraz Kasi nie ma, smutno…
No dobrze, wróćmy do tematu śpiewania. Witam InDoora! To bardzo ciekawe z tymi katolikami i kalwinami, ale nie wiem, czy we wszystkich krajach się to sprawdza. W chórze mieliśmy jednego kalwina, ale jednak większość była katolikami, jak to w dzisiejszej Polsce. W zespoliku większość z nas (poza mną) miała jednak też podstawy katolickie, choć dwie były agnostyczkami. Ale na pewno u protestantów w ogóle śpiewa się intensywniej.
Jak już przy religiach jesteśmy, mnie w tych pieśniach pasyjnych przeszkadzało jedno (aż boję się ten temat szerzej rozwijać): słowa o złych Żydach, którzy wydali Chrystusa na śmierć. W każdej prawie z tych pieśni taki passus jest. Miałam z tym autentyczny kłopot: i ja mam to śpiewać? Jedyne, co mogłam zrobić, to potraktować rzecz jako zabytek. Tak jak słynny obraz z Sandomierza przedstawiający domniemany mord rytualny (moim zdaniem powinien on się dziś znajdować nie w kościele, lecz w muzeum).
Ale się rozpisałam…
A była niesamowita, była! Dlatego nigdy nie brakło ludzi wokół niej, bo była magnesem, przyciagajacym ludzi do siebie. Miała dużo do powiedzenia i przekazania. Pamietam, jak Sarita zapisała sie na studia na Queens, bo w latach ’80-tych obywatel senior (65 lat +) mógł sobie studiować za darmo (teraz juz nie 🙁 ).
Ja wtedy pracowałam u jej córki Helenki w *haute couture* sklepie, i Sarita wpadała do nas na przerwy w zajęciach. Plecak z książkami na plecach – Helenka robiła kawę, a ja szybką kromuchę dla naszej studentki 🙂
A to była filozofia czy coś takiego, kierunek, którego nie miała czasu studiować podczas „normalnego” zycia, a zawsze chciała.
http://alicja.homelinux.com/news/Sarita/
Piękna pani! 😀
Panie Hawranek co się dzieje, Polacy wbili 2 bramki Czechom, Boruc obronił karnego – koniec świata pani Popiołkowa….
Ojej, to dziś jest jakiś mecz? 😮 Ale chyba nie o punkty? 😉 No dobrze, z Czechami 2:0 to jest jednak pewien wynik… 😉 A ile do końca? 😛
No proszę, a ja tu w obłokach i nie wiem o tak epokowym wydarzeniu 😆
Hehe, sprawdziłam, dopiero przerwa 😉 nie cieszmy się przedwcześnie! Jeszcze zawezwą Jożina z bażin i co będzie?
Jeszcze 2 lata i Leo na prezydenta 🙂 😉
A jeśli nawet dowiozą to przypominam, w towarzyskim tośmy nawet z Włochami kiedyś (niedawno) 3:1 wygrali. U siebie. A ten dzisiejszy to home czy away?…
Jak widać na załączonym obrazku, a cappella się szybko przestawia z logiki popielcowej na meczową… jak jeszcze za chwilę tivi sobie ustawi – to dopiero bedzie postna rozpusta!… 😉 😉 😉
Ja mam włączone TVN24…
Polecam relację z meczu w internecie:
http://www.sport.pl/sport/1,74696,4905865.html
„Mariusz Lewandowski vstrelil gol! Polaci pronikli sebevedome na nas~ polovinu, Lobodzinski centroval zleva do sestnactky, kde se k mici dostal nehlidany Lewandowski a technickou strelou pod brevno prostrelil gólmana Cecha.”
Sie dzieje, że szok 😉
…za moich czasów to było „dejte pokój, pani Kucerowa…”
I to sie nazywało „czeski film” 🙂
Niestety pod powyższym tekstem zacytowanym w relacji „Z czuba” komentarz: „I kto ma śmieszny język, kto?”
Czesi o polskim pewnie myślą to samo…
Ale prawda jest taka, że ich jest śmieszniejszy 😆
Dla nas na pewno 😀
No i gdzie som te co to dopiero pierwsza połowa, z Włochami to 3:1 u siebie i tem podobne?
No gdzie?
Można rzec, że mamy właśnie przykład walki postu z karnawałem 🙂
Jeszcze raz się udało 😆
Przychodzi Lozano i robi, przychodzi Leo i robi, to może poprośmy jakiego wolnego coucha, może Clinton, jeszcze za stary nie jest, dajmy mu nawet te 1500 na rękę, niech wie, że za darmochę nie będzie robił…..
Po najblizsyk wyborak w Hameryce nie mozno wyklucyć, ze poni Klintonowa tyz bedzie do dyspozycji 🙂
@zeen: 1500? 😯
Poni Dorotecko, tej nocy nie planuje Poni wkleić nowego wpisu? Tak tylko pytom 😉
No nie, raz musi być inaczej 😆 Ja wrzucałam dziś w nocy, to teraz mogę poczekać. Do roboty, Owcarku 😀
Quacku, Zeenecek rzecywiście pedzioł, ze 1500, ale wyraźnie dodoł, ze to na ręke. No i do tego pewnie jakosi „trzynastka” tyz by była mozliwo 🙂
„trzynastki” – i wszystko jasne 😆
Zapewniom, Poni Dorotecko, ze pracuje przy komputrze mojego bacy pełnom parom 🙂
Paróweczkę, Owczarku? Tę ze „Snu Psa” ? 🙂
No bo jak tak pracujesz pełną parą, to należy Ci się parę parówek 🙂
I Smadny! Ale po napisaniu 😀
Owczarek chyba naprawdę ma ochotę na parówkę i mały bonus od Kierowniczki bo zamilkł całkowicie 😀
Quake,
za dużo? No to chociaż 1200, co? ….
zeen, weź se chopie nie rób jaj 😉
Quake, no przecież to jest kraj w EU w końcu, nie możemy na dziadów wychodzić, ostatecznie 1100, na mniej się nie zgodzę….
zeen, za 1100 to Leo nie otworzy rano nawet jednej powieki żeby powiedzieć: sorry chłopaki ale mam ważniejsze sprawy na głowie. Po prostu nie będzie mu się chciało z łóżka nawet wstać 😉 I myślę, że powtórzenie propozycji po południu niewiele da. I to wcale nie dlatego, że gość lubi dłużej pospać 😀
A o czym Wy, ciagle o piłce? Podobno jest okragła, a bramki są dwie 🙂
Ale 1100 czego? 😆
Ale ja nie o Leo, ja o Clintonie…..
No, mocnych ostatnio peelenów….
No dobra, tak na serio kończąc temat: Leo zarabiał w zeszłym roku 50 tysięcy euro miesięcznie. teraz zaś zarabia nieco więcej:
http://www.euro2008.wp.pl/kat,1002421,wid,9336322,wiadomosc.html?rfbawp=1193481908.268&ticaid=15508
Jak to faceci. Zeszli do konkretów, czyli kasy. Eh…. na serio nas obchodzi, ile Leo zarabia?!
Według mnie zgroza, porównując zarobki skrzypka. Albo spiewaczki operowej.
Ale zależy gdzie i kiedy… wszystko jest relatywne. Taka Netrebko pewnie mogłaby schować Leo do kieszeni 🙂
OK, słowa więcej o paskudnej mamonie nie rzeknę 😉
No to dobranoc. Może mi się jakaś paskudna mamona przyśni, czego i Wam życzę 😀
Jak się przyśni to może na dłużej zostanie? Czego i Państwu życzę!
Dobranoc 😀
Nie musi mi się śnić, wolę twardy konkret. 🙂
Leo na prezydenta? Jestem za!
Zenobiuszu zakładajmy komitet wyborczy, trzeba struktury w terenie powołać. 🙂
Ooo! Parówka! Dziękuje piknie! Hipne po mustarde i zaroz se zjem 🙂
A ze juz napisołek, co miołek napisać, to i Smadnego se nie odmówie 🙂
Zjodłek, wypiłek, moge iść spać 🙂
Dobrej nocki! 🙂
Quake (21:56): 😆
Niestety, a cappella wybrała spokojną (i ambitną 😐 ) lekturę… 😉
…aby ambitnie wstać o piątej rano… 😉
…za kwadrans… 😉
To skandal tyle spać i spać i spać….. Leń…..
Pse Pani, bo Zeen sie psezywa… Powiedział, ze jestem leń… 😥
…a zeen został powyżej (23:51) nazwany Zenobiuszem 😆
…. i zachował zimną krew 🙂
Już jest Zenobiuszem, zeeneckiem, a nawet zeenusiem 😆
A ja właśnie przed chwilą skasowałam nietypowy spam, w którym było napisane, że są tam materiały o Obamie. Ciekawe, czy to była nowoczesna kampania wyborcza, czy kolejny kamuflaż pornografii. Ale nie ryzykowałam sprawdzania… 😉
Dzis rocznica. 50 lat temu narodzil sie wloski przeboj wszechczasow.
http://youtube.com/watch?v=Z-DVi0ugelc
a Domenico Modugno stal sie pierwszym cantautore czyli autorem wykonujacym swoje wlasne utwory. Zostal nim przymuszony okolicznosciami, bo zaden nagabywany przed festiwalem w San Remo piosenkarz nie chcial spiewac glupiego tekstu: „Volare, oh-oh, cantare, oh-ho-ho-ho, nel blu dipinto di blu”…
No o co chodzi, śliczny tekścik! Volare e cantare – czegóż chcieć więcej 😆
No proszę, facet myślał, że umie tylko pisać, a okazało się, że potrafi także śpiewać. To jak z grą na skrzypcach: nigdy nie wiesz czy umiesz, dopóki nie spróbujesz…
A ci ambitni piosenkarze jeszcze sie pytali: Kto tego bedzie sluchal, kto to kupi?! 😯 Juz w 1958 sprzedano 22 miliony plyt, w samych Wloszech 800 000.
Drogi Dywaniku!
Ja rozumiem, ktoś leni się, żeby pracować ktoś mógł, ale dlaczego to drugie musi dotyczyć mnie?!
Ale merdam porannie w nastroju mimo wszystko pogodnym, bo po raz pierwszy od wielu dni zaświeciło słońce. 🙂
Bobiku,
bo słońce też się leniło.
Podziwiam zeena, gdyby mnie ktoś nazwał Zenobiuszem, to sytuacja byłaby cokolwiek krwawa…
A propos wloskich piosenek, czy znacie TO:
http://www.youtube.com/watch?v=9cqiTWkfa3U&feature=related
W Polsce nigdy jeszcze nie slyszalam, a uwazam, ze Branduardi wart jest uwagi (wiecej piosenek na youtubie!)
Przesłucham dopiero wieczorem, bo jestem w firmie, gdzie mam kompa bez głosu 🙁
Nigdy nie wiesz, czy umiesz, póki nie spróbujesz… to mi przypomina anegdotę: – Czy umie pan grać na fortepianie? – Nie wiem, nie próbowałem 😉
A tutaj słońce już znowu za chmurami…
A komu by przyszło do głowy, żeby fomę nazywać Zenobiuszem? Prędzej Fomisławem 😆
Foma miał chyba na myśli własnie analogię, więc może być krwawo… 😆 Chociaż pełnym analogiem byłby Fomobiusz…
babo, ten cantautore jest bardzo popularny w Helwecji, a ta piosenka o dafniach (pulce d’aqua=Wasserfloh) czesto jest nadawana przez radio DRS. Branduardi jest bardzo muzykalny, wyprobowal lutnie, gitare, skrzypce i cymbalki, stwierdzil, ze umie na nich grac i teraz gra sobie sam podklady muzyczne do swoich plyt 🙂
Passpartout, wlasnie, Teutoni tez go cenia juz od dawna, tylko w Polsce nie zagoscial do dzis. Rozpowszechnialam, jak moglam wsrod krewnych i znajomych, ale grono to ograniczone (ilosciowo! 😉 ). Branduardi, oprocz ciekawych instrumentow (jak na muzyke popularna) wykorzystuje tez ladnie stare, tradycyjne melodie.
Dobre, wszyscy wiedzą lepiej, co foma miał na myśli… Ostatnio jednak skojarzenia fomy tak bardzo rozmijają się z głównym nurtem, że chyba można było wpaść na to, iż foma świadom tego, chce, by tłumaczyć go literalnie, a nie per analogiam, ergo, chodziło o Zenobiusza.
ps. narracja a la basia jest bardzo inspirująca…
😆
…a potem będzie śpiewanie a cappella? 😉
Właśnie wróciłam z Persepolis. Może jaki wpis wysmażę…
foma zwykle śpiewa a cappella, chyba że wtóruje fonogramom…
…albo Mikołajowi? 😉
😐
basiu, foma szlifuje rozmaite stylistyki, ale oddaje przy tym hołd głównym przedstawicielom gatunku.
foma napisał:
„Podziwiam zeena, gdyby mnie ktoś nazwał Zenobiuszem, to sytuacja byłaby cokolwiek krwawa…”
To znaczy, że brak Ci poczucia humoru i dlatego Ciebie nie zaczepiam. 😛
…foma, mam poprawić? 😉
😎
Witam wszystkich, właśnie znalazłem na tubie sensacyjny filmik: foma w czasach młodości oglądający DVD:
http://www.youtube.com/watch?v=dEylQdDLyug 😀
Ale skoro Zeen jest nazywany tyloma zdrobnieniami tak wielkiej urody i pieszczotliwości – to ja, w ramach uczynków miłosierdzia co do duszy (bliźniego mego), będę musiała nazywać go dla równowagi Wrednym Zeenem, Perfidnym Zeenem, Podstępnym Zeenem… coś się jeszcze wymyśli…
😉
Quake: Tylko który jest który? 😆
a cappella: ja, kiedy zeen coś czasem specjalnego napisze, myślę o nim czule: te, zeenek… 😀
Fakt, sensacja-rewelacja! 🙂
@ Kierowniczka: myślę, że ten młodszy 😀 Ale ostatecznie niech sam oglądający się wypowie 😉
foma składa oficjalny protest na WordPress, który zjadł mi komentarz, choc wcale nie powinien. To jeszcze raz, z pamięci:
mt,
krew mogłaby sikać w zabawnych układach choreograficznych…
Quake,
zdemaskowałeś mnie. Wszyscy zobaczyli mój ulubiony pajacyk do spania…
No to już wiemy: to ten młodszy 😀
@foma: Liczę, że od tego czasu fizjonomia komisarza uległa znacznej przemianie zatem ta demaskacja nie wpłynie chyba negatywnie na możliwości pracy operacyjnej? 😉
Uwaga, uwaga: jeszcze lepsze ujęcie fomy:
http://www.youtube.com/watch?v=0vIjdPToaOU
@Kierowniczka: rewelacyjny śmiech 😆
Można by używać jako śmiacza (kto jeszcze takie pamięta?) 😆
Śmiacza? Nie kojarzę: o co chodzi?
No właśnie, drogie dzieci. Kiedyś, dawno, dawno temu, były takie zabawki, które działały trochę jak dawne płaczące lalki: miały w środku nagranie przeraźliwego, zaraźliwego śmiechu. Nie dało się tego spokojnie słuchać, człowiek musiał się przyłączyć 😀
Teraz lalki to oldskul 😉 Ale za to mamy youtube.com 🙂
Teraz to roczne dzieci bawią się laptopem…
Pani Kierowniczko,
błagam o korektę choć to i tak po ptokach 😳
Wszyscy już dawno zapomnieli, ale czego się nie robi dla gości 😀
Kontynuując temat cudownych dzieci:
http://www.youtube.com/watch?v=0WLX6XK3Cao&feature=related
Ciekawe co z chłopaka wyrośnie?
O tak, Igorek jest super. Już go pokazywali w TV jako sensację.
A to epokowe wydarzenie; narodziny fomy! 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=OShXT8cRYlg&feature=related
To prawie jak Narodziny gwiazdy… 😆
Jak by co, to jo juz ide spać. Ino słysołek, ze tyk co idom spać, Zeenecek nazywo leniami. Więc jo fciołek zwrócić uwage (Bobicek, kie dorośnie, moze to wom potwierdzić, a Bajecka juz moze), ze my psy śpimy barzo cujnie.
Po tym małym wyjaśnieniu z cystym sumieniem moge syćkim zycyć dobrej nocki 🙂