Wpis na 29 lutego

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

0dwadziewiec450.jpg

Fot. jakuza, Flickr, CC by SA

Jeden taki dzień na cztery lata. Z czym w związku z muzyką się kojarzy? Oczywiście z urodzinami Gioacchino Rossiniego (1792). Jak ktoś ma urodziny raz na cztery lata, czuje się dłużej młody. A on miał możność obchodzenia tej daty zaledwie dziewiętnaście razy (zmarł także w roku przestępnym, 1868, ale w listopadzie). Sam to skwapliwie wykorzystywał i się z tego śmiał – to okoliczność w sam raz dla jego poczucia humoru. A kiedy w 1992 roku uroczyście obchodziliśmy dwustulecie jego pojawienia się na świecie, to, aby pozostać w jego duchu, winniśmy byli raczej obchodzić pięćdziesiąte urodziny twórcy Cyrulika sewilskiego

Teraz są pięćdziesiąte czwarte – też fajny wiek, pełnia sił twórczych (jeśli zdrowie dopisuje). A kiedy Rossini naprawdę miał 54 lata, miał już dawno za sobą zamknięty rozdział życia z operą komiczną. Ostatnią operę, Wilhelma Tella, popełnił w 1829 r. I zamilkł. Oficjalnie. Żył sobie spokojnie, cieszył się rozkoszami podniebienia, z czego również jest dziś znany (o tournedos a la Rossini więcej powiedziałby Piotr z sąsiedztwa, ja nigdy nie jadłam), a po cichu, do szuflady, pisał rozmaite utwory – solowe, kameralne, wokalne – które określał wspólną nazwą Grzechy starości (Peches de Vieillesse). Tytuły tych utworków przypominają późniejsze pomysły Erika Satie (Moje poranne preludium higieniczne, Etiuda astmatyczna czy Walc antytaneczny). Słynny Duet kotów także z tego cyklu pochodzi (tym razem wrzucam przykład historyczny belcantowych kotów). Reszta jest dużo mniej znana, ale od czasu do czasu w kawałeczkach wykonywana.

Ale opery już Rossini nie tknął. Dlaczego? Bo zrozumiał, że skończył się czas opery komicznej, a to był gatunek, który najbardziej odpowiadał jego typowi muzykalności i poczucia humoru. Kiedy nadszedł czas łzawych romansideł, stwierdził, że takowych pisać nie potrafi. I wycofał się z życia scenicznego. Ale wciąż z uwagą, choć trochę i z melancholią (nie ma smutniejszych ludzi niż humoryści) obserwował, co się dzieje. Mieszkał szanowany w Paryżu, wciąż śpiewano jego arie, choć wystawiano już inne opery, utrzymywał kontakty z muzykami – w tym z Chopinem, który od młodości cenił jego twórczość i z którym mogli się porozumieć w upodobaniu do klasycyzmu. „Ty masz miejsce między Mozartem a Rossinim” – pisała Fryderykowi (który też ma zaraz urodziny – 1 marca!) jego siostra Ludwika, dając raz jeszcze świadectwo, jakie wzorce się w ich kręgu podziwiało.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

A my Rossiniego kochamy za to, i za to, i za to, i za tyle, że nie da się wyliczyć. I za ten efekt wzrastania napięcia przez powtarzanie tych samych fraz coraz głośniej (i w każdej niemal uwerturze, i – genialnie oddające tekst w arii o plotce) – niby banalny, a mistrzowski. I za wiele efektów, o których by doktorat można napisać.

I za kotki też!

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj