Salonką po kraju
W marcowym numerze miesięcznika „Le Monde de la Musique” ukazał się dziewięciostronicowy (licząc ze zdjęciami) reportaż na temat Piotra Anderszewskiego. A ściśle rzecz biorąc: z podróży kolejowej pianisty wynajętym wagonem przez Polskę, filmowanej (wraz z koncertami po drodze) przez francuskiego reżysera-dokumentalistę Bruno Monsaingeona, autora filmów m.in. o Gouldzie, Richterze, Menuhinie – i o Anderszewskim także (reportaż z nagrywania Wariacji na temat walca Diabellego Beethovena). Tak więc ktoś, kto filmował największych, uznał naszego pianistę za godnego nakręcenia drugiego już poświęconego mu filmu, którego tytuł będzie brzmiał: Y a-t-il un pianiste a bord? (Czy jest na pokładzie pianista?). W grudniu ma być pokazany na kanale Arte.
Reportaż pana Oliviera Bellamy, któremu towarzyszą zdjęcia związanego z „Polityką” fotoreportera Grzegorza Pressa (ale „Polityka” niestety nie miała z tym nic wspólnego, a szkoda, bo i ja może bym się tą salonką przejechała i coś napisała…), jest miejscami tak pretensjonalny, jak to tylko może się zdarzać reportażom w prasie francuskiej, zwłaszcza gdy podejmowany jest temat związany z kierunkiem wschodnim, z krainami, gdzie niedźwiedzie spacerują po ulicy.
A więc początek: „Rzecz dzieje się w Polsce. [Każdy wykształcony Francuz dopowiada natychmiast dalszy ciąg: czyli nigdzie – w końcu Jarry to ktoś w rodzaju klasyka – DS] To opowieść o pociągach, które jadą powoli, i o pianiście, wolnym marzycielu: nad trylogię samoloty-lotniska-jet lags Piotr Anderszewski przedkłada jazdę z miłością poprzez swój rodzinny kraj na koncerty w miejscach przystanków. Doczepił swój wagon do pociągu relacji Warszawa-Zakopane, a potem Kraków-Poznań, i zaprosił nas”. A ściślej, zaprosili producenci filmu.
„Zawsze kochałem pociągi, szepce Piotr Anderszewski. Tory wyznaczają określony przejazd, trasę. Jak przeznaczenie. A okno pociągu oferuje w ograniczonym kadrze nieskończone źródło marzeń. Żywy obraz natury zawierający całą Polskę, jak w W stronę Swanna okno Leonii zawierało całe Combray. Światosław Richter podróżował przez Rosję tym szalenie romantycznym środkiem transportu. Vladimir Horowitz przemierzał w ten sposób Stany Zjednoczone grając prawie co wieczór. A tournee, które Steinway zorganizował w 1918 r. dla Paderewskiego! Mieszkał w luksusowym wagonie z żoną, pokojówką, służącym, sekretarzem, kucharzem i stroicielem”…
Anderszewski wyruszył w tę drogę w tydzień po opisanym tu koncercie w Warszawie. Udała się z nim też jego siostra Dorota, skrzypaczka. Grali razem w pociągu podczas jazdy, filmowani przez Monsaingeona. W przerwie Piotr wyciąga wódkę Luksusową: „To najlepsza!” Pociąg tymczasem mija Radom. „To miasto, które stale bije rekordy alkoholizmu„…
Przyjeżdżają do Zakopanego, a tam czeka na nich góra zwana – tak w tekście – Spiacy Goral (chyba domyślamy się, o którą chodzi) oraz willa Atma, gdzie odbywa się nagranie, a potem koncert. Przy tej okazji wreszcie zacytowane słowa Piotra o muzyce: „W 1998 r. w Paryżu zdecydowałem, że będę grał Szymanowskiego. Miałem pięć miesięcy na pracę nad Metopami. Koszmar! Nic z tego nie rozumiałem. Mówiłem sobie: te wszystkie nuty! cóż za arogancja! A pewnego pięknego poranka wydało mi się to równie jasne i przejrzyste jak Mozart. To rzadka chwila w życiu muzyka. Odkrywa się nowy kontynent i mówi się do siebie: jaki świat jest wielki!”
I znów pociąg. „Wysokie świerki, szeregi drzew nagich i melancholijnych, wzgórza błyszczące od śniegu [szczęśliwie trafili na parę zimowych momentów tej zimy – DS], dymiące kominy. Kamera łapczywie pożera te wspaniałe pejzaże”. Krótki postój w Krakowie, wizyta na rynku i zachwyt hejnałem (tu błąd: trębacz gra nie z wyższej, lecz z niższej wieży Kościoła Mariackiego) – i dalej w drogę. „Przemierzamy lasy brzozowe… przypomnienie Wajdy. Niebo jest malwowo-pomarańczowe, słońce zachodzi o 15, a o 16 jest już noc. Lis wałęsa się wokół oblodzonego jeziora. Wieśniaczka w pstrym ubraniu niesie drewno. Wszystko jest spokojem w tej tajemniczej Polsce”. I tu polskie wynurzenia pianisty: „Polska jest świadomością, którą nosi się w sobie i z której pragnie się wyzwolić. Ten kraj dźwiga półtora wieku cierpień, traum i solidarności. Jestem dumny z tego, że jestem Polakiem, i żałuję, że historia tego kraju jest do tego stopnia nieznana (…) Polska, to jedyna kultura, która próbowała żenić Wschód z Zachodem. Przed wojną Warszawa była największym miastem żydowskim na świecie. Byli tu muzułmanie, Rosjanie, Niemcy, Kozacy. To było miasto słowiańskie zafascynowane Francją. Chopinowi udało się to wyrazić idealnie: ubrał duszę słowiańską we francuski kostium (…)”. O Chopinie dość zabawnie potem opowiada: że uwielbia walce, ale nokturny go usypiają. Wyśmiewa nielubiane tematy u niego i Brahmsa.
Wreszcie koncert w Poznaniu – tu błąd piętrowy: nie dość, że powiedziane jest, że miał miejsce w Pałacu Kultury (a najpewniej była to Aula UAM), ale pod zdjęciami z Filharmonii Narodowej jest podpis, że to właśnie ów Pałac Kultury w Poznaniu. Autor reportażu egzaltuje się, gdy przed koncertem Anderszewski gra sobie Mazurka: „Pianista polski mieszkający w Paryżu, który gra Chopina w Poznaniu – to o wiele bardziej wzruszające niż pianista francuski żyjący w Nowym Jorku, wykonujący Debussy’ego w Tours” (a właściwie dlaczego?). I jeszcze parę wynurzeń osobistych Piotra, między garderobą a salą: „Spotkałem dawnych przyjaciół. Wszyscy żonaci i dzieciaci. Jak można robić dzieci na tym strasznym świecie? (…) Nie rozumiem, jak rodzajowi ludzkiemu udało się przetrwać. Akt seksualny jest czymś tak banalnym, a ciała są tak brzydkie… Na szczęście jest alkohol„. Wracając po oklaskach, uzupełnia: „Podczas kłaniania się myślałem, o tym, z kim mógłbym mieć dziecko – z kobietą czy mężczyzną… Z nikim!” Wychodzi grać bis, wraca zły na siebie: „Co za wstyd! Skończę z tym zawodem. Nienawidzę oklasków. Czuję się jak lokaj. Chciałbym zagrać, a potem zniknąć w zapadni„.
Taki to tekst. Równie chyba zabawny jak literatura, którą się tu ostatnio paśliśmy. Ale jedno cieszy: że postać naszego artysty nie schodzi z łamów, że będzie o nim film – i że już niedługo będzie jego nowa płyta. Z Beethovenem: I Koncertem fortepianowym i Bagatelami op. 126.
Komentarze
Relacja dluga jak jazda osobowym z Warszawy do Bogatyni, i to w latach 80-tych.
A co do bohatera podrozy: fakt, ze jest sie pianista, czy w ogole artysta nie oznacza, ze tak naprawde ma sie cokolwiek do powiedzienia poza banalnymi zwierzeniami i filozofizmami bez ladu i skladu. Anderszewski to nie pierwszy i nie ostatni, ktoremu natura, dajac szczodrze jeden talent, poskapila jednoczesnie innych.
Ale za milosc do pociagow – chapeau !
Sam bym powozil swoje cztery litery salonka dookoala Polski.
Mam pociag do pociagow.
Pozdrawiam.
Teksty są wcale często zabawne… Niestety, także wywiady artystów. Można mieć tylko nadzieję, że i reżyser swym talentem jakoś przykryje te braki, lub znajdzie w nich jakiś niebanalny wątek przewodni.
I tym sposobem Kierowniczka przybliżyła nam recepturę na kicz polsko – francuski.Manieryzmy okropne i w tekście francuskiego komentarza i w wypowiedziach pianisty. Schemat znany od 200 lat – sztuka i absynt (tu zamieniony na wódkę, ot, koloryt lokalny) Dobrze, że tak czy owak produkcja ta jednak pokazuje nieco Polskę i promuje pianistę. Tylko – niech on już lepiej gra, niż gada.
Ze jak? Ze góra wierchująco nad Zakopanem nazywo sie Śpiący Górol? W takik razie uprzjemie informuje, ze najwyzsy wierch Francji nazywo sie Mont Blond 🙂
Głupio wpisołek swojego nika i teroz mój komentorz ceko na akceptacje. Dobrze mi tak 🙂
A bo Pan Anderszewski chyba nie czytał recepty Andrzeja Waligórskiego…
Jak stworzyć tekst (-) A. Waligórski
„By tekst stworzyć, niepotrzebne jest natchnienie et cetera
I zbyteczna jest znajomość światłych ksiąg i pięknych sztuk,
Byle paczka ekstramocnych, takich mocnych jak cholera,
Byle brzydki wierny kundel, który zasnął u twych nóg.
By tekst stworzyć, niepotrzebne kaloryczne odżywianie
Ani biurko, które świeżą politurą w mroku lśni,
Byle paczka ekstramocnych, rakotwórczych niesłychanie,
I ten pies, co poszczekuje, bo mu właśnie coś się śni.
Żona może być kłótliwa, może drzeć się wniebogłosy,
A na dworze deszcz być może i najniższy z niżów niż,
Lecz gdy masz starego kundla i swe stare papierosy,
Weź ołówek ogryziony, jakiś papier, siądź i pisz.
Radio wyje u sąsiada, wicher wyje za oknami,
Chandra wyszła w smutne miasto, tak jak wilk wychodzi w step,
Wciągnij w płuca ekstramocnych dym szarpiący jak dynamit,
Pogładź ręką zażółconą wsparty o twe stopy łeb…
By tekst stworzyć, trzeba kochać, cierpieć oraz obserwować,
Więc psa kochaj, choćby za to, że jest wierny tak jak pies,
Cierp z powodu ekstramocnych, z których zwykle boli głowa,
I obserwuj to, co piszesz. Bo to właśnie zwie się „tekst”!”
La Pologne? – tam strasznie zimno, prawda? 😉
Pierwsze pytanie, jakie się ciśnie to: ‚gdzie był asystent PR pianisty?’ – ale może i był tam gdzieś – tyle, że myslący stereotypami użytecznymi na konkretnym rynku medialnym… 😕
I ten czar podróży kolejowych po Rosji… 😕
Rzecz w tym, że Anderszewski ma dużo więcej ciekawszych rzeczy do powiedzenia, zwłaszcza o muzyce – kiedyś (lata temu) trochę czasu przegadaliśmy. A z drugiej strony uwielbia prowokować i mówi czasem brednie celowo. Zresztą dawno nie miałam z nim kontaktu, może zgłupiał? Ale wątpię. To facet o dużej erudycji i wiedzy, ale przy tym taki Piotruś Pan.
Francuski autor poznał go bardzo powierzchownie, wziął wszystko za dobrą monetę, a Piotr – tak mi się zdaje – nieźle sie tym bawił. No i jeszcze couleur local, egzotyczna ojczyzna ekscentrycznego geniusza itp. Trochę mnie dziwi, że poddał się temu, wiem też, że z prasą rozmawiać coraz bardziej nie lubi, no, ale film Monsaingeona był tu rzeczą nadrzędną. Tak myślę. Swoją drogą ciekawa jestem, jak mu się reportaż spodobał… Kiedyś udzielał wywiadów nawet polskim babskim pismom (bodaj „Twojemu Stylowi”). Teraz by już tego nie zrobił. Ale czy artykuł z „Le Monde de la Musique” jest lepszy?
No i chyba jeśli chodzi o pociąg do Krakowa, to wzięli nie IC, tylko pospieszny przez Kielce, o czym świadczy przejazd przez Radom – tym się człowiek tarabani z pięć godzin…
Muszę natychmiast albo jeszcze prędzej zapoznać się z częścią reportażu dotyczacego Poznania. W przedostatnim dniu minionego roku miałam przyjemność być na koncercie Piotra w wspaniałej , cudnej , super akustycznej Auli UAM . Do sprawdzenia ! Anderszewski grał w moim mieście Szymanowskiego . Schumanna ,Bacha .. Jestem przekonana ,że Lipski kantor zwołał był swoją kamarylę w niebie i powiedział – słuchajcie ten facet gra Bacha lepiej ode mnie , a przynajmniej ciekawiej . Słusznie Mistrzu – odpowiedzieli uniżenie .A ja serdecznie dziekuję i pozdrawiam ..
Lata temu, francuski znajomy mojej przyjaciółki, przyjechał do kraju głębokich przodków nakręcić film o parowozach. Przyjaciółka towarzyszyła mu pełniąc rolę tłumacza. Film i zdjęcia udało mu się korzystnie sprzedać i słusznie, bo ta parowozowa impresja bardzo dobrze mu wyszła. Miałam okazję oglądać, w ramach dziękczynienia zostałyśmy zaproszone do Paryża.
Nasz Francuz wielu rzeczom się dziwił, ale bzdur nie gadał i fałszywych komplementów nie prawił. Przyjmował rzeczywistość z całym dobrodziejstwem inwentarza, nie wartościował i nie bebeszył. Dodam, że aczkolwiek po polsku nie mówił ani słowa, uparł się pielęgnować tradycję i zachował po przodkach nazwisko, którego sam wymówić nie potrafił. Coś w rodzaju Szczebrzeszyński.
babcia Barbie – to właśnie ten koncert jest opisany w reportażu. Już przyjazd jest sensacją: „Na peronie kamery telewizyjne filmują wysiadanie Piotra Anderszewskiego, mikrofony wysuwają się w jego stronę, ołówki notują. Dziesiątka dziennikarzy zamęcza artystę pytaniami. Przywodzi to na myśl niegdysiejsze lądowanie Marii Callas na Orly… W którym kraju dziennikarze oczekują artystę już przy drzwiach wagonu? To komiczne, a jednocześnie cudowne”. Ale to i w Polsce przecież rzecz niezwykła…
Po paru słowach obowiązkowych słowach o Poznańskim Czerwcu 1956 – wejście do sali: „Sala koncertowa jest wspaniała: 1500 wygodnych foteli. W Polsce każdy chce być królem, śmieje się Piotr, stąd wszystkie problemy„.
To właśnie podczas tego koncertu snuł te wszystkie rozważania o dzieciach. Ale parę słów o muzyce też w tekście jest: o particie Bacha „interpretacja wspaniała, pełna ognia” 🙂
Wpadnie Le Monde de la Musique w ręce takiemu zawodowemu obrońcy moralności i co? Albo wystosuje protest przeciw szkalowaniu polskich artystów przez zepsutą miazmatami Europę, albo protest przeciw promowaniu pijaństwa i podejmowaniu działań prokreacyjnych w pijanym widzie z płcią nie do końca przeciwną…
Bo to wicie-rozumicie rozlewa się po blogach i innych takich…
Sodomia i Gomoria z tymi artystami 😉
I tak ma być, od tego są artyści. Niech się rozlewa (dzisiaj, po sąsiedzku, piwo).
Bycie Piotrusiem Panem nikomu nie uwłacza. Wiem, bo sam jestem! 🙂
Ale w ramach tegoż w pocie czoła wypracowywać sobie image niezbyt rozgarniętego bufona? To jakieś pomieszanie z poplątaniem. 🙁
Można przecież łączyć przyjemne z pożytecznym i wygłupiać się prywatnie oraz na blogach 🙂 a publicznie – tylko granie.
Przypomina mi się dowcip, którego nie opowiem ze względu na uczciwszy uszy, a którego puenta brzmi: „ale za to ładnie tańczę!” 🙂
Sliczna historia i jakże ładnie opowiedziana.
Pozdrowienia,
Czarek Zych
Tak sobie przeczytałem o tym Radomiu, o tej wyższości alkoholu nad aktem seksualnym i przychodzi mi do głowy tylko jedno: gdyby Szopen żył to by pił 🙂
MrCanor – można to też ująć tak: Comme cette histoire est ravissante, et encore si bien raconte 😉
Pozdrawiam wzajemnie, Czarku 😀
Jak nam się Pani Kierowniczka tak rozbucha językowo, to wkrótce na dywanik tylko na żurfiksy będzie wzywać! 🙂
Bobiku,
a może jednak byś dowcip opowiedzial? bo mnie zżera ciekawośc, a mam nadzieję, że nie jest nie do powtórzenia. 🙂
Dowcip, choć poniekąd pasuje do sytuacji, jest tak prostacki, że nawet szczenięcość nie całkiem usprawiedliwia jego przytoczenie. Opowiem, jak Pani Kierowniczka zgodzi się na chwilowe obniżenie poziomu blogowego o sto punktów. 🙂
to ja mogę już z dowcipu zrezygnować. 🙂
Bobiku!
Albo w te, albo we wte! 😉 Opowiadasz, czy nie?
Ja bym z tym w ogóle nie wychodził, gdybym podświadomie nie założył, że jest tu jeszcze kilku takich prostaków jak ja, którzy będą ten dowcip znać. Ale na szczęście się pomyliłem, tu jest blog kulturalny. 🙂
Wygooglujcie sobie – bez kłopotu jest….
Jak ognia unikam czytania wywiadów z aktorami, a szczególnie z aktorkami. Omijam szerokim łukiem osobiste wypowiedzi „gwiazd” estrady, a i wywiady z literatami czytuję ostrożnie i raczej z tymi, którzy już raczej w instytucje narodowe się przekształcili, (Sp.Lem, Kapuściński, Myśliwski, Szymborska). O twórcy świadczy jego dzieło i jest to najlepszy sposób kontaktu z odbiorcą. Nie mam ochoty ani na popisy kabotynizmu, ani na publiczne pranie sumień.Natomiast chętnie czytuję pamiętniki, dzienniki, wspomnienia albo upubliczniona z czasem korespondencję. Tam przetrwało coś z osobowości atrysty, który mnie interesuje, czasem mrocznej i kąśliwej (Kisiel) czasem nieco infantylnej (Hłasko) ale nie papierowo – tabloidalnej
zeen, dziękuję za ratunek. Wcale nie miałem ochoty się narażać na naganę służbową. 🙂
Ale kusiło mnie, by przytoczyć z użyciem eufemizmów 😉
Jaruto – dopiero pamiętniki rozczarowują… Kisiel w swoich dziennikach ujawnia jakąś małość, której nawet w prywatnych kontaktach nigdy nie ujawniał (złośliwość i owszem). Ale to nic w porównaniu z potworem, jaki wychodzi z dzienników Marii Dąbrowskiej… Fakt, dużo to mówi o osobowości i o epoce, jakiej ta osobowość jest produktem. Ciekawe to jest na pewno, ale przy tym często otrzeźwiające.
A mnie się zdaje, że jakby te filmy o artystach przełożyć na papier, to niemal zawsze wyjdzie coś w tym stylu, tam zawsze jest jakaś nuta sentymentalizmu, skrywanej kiczowatości, tylko że w połączeniu z obrazem nie jest to aż tak dostrzegalne 🙂
Możliwe, że obraz to rozmywa. No i jest mniej słów, bo nie potrzeba opisów 😉
I z Dąbrowskiej i z Nałkowskiej i z listów Iwaszkiewicza. Dlatego sądzę, że zdrowiej dla nas wszystkich nie zaglądać za kulisy twórczości. Artyści najlepiej wyglądają z daleka, jak wojsko na paradzie
Ja nie mogę powiedzieć, żeby mnie różne takie potworne dzienniki rozczarowywały, raczej mam wtedy wrażenie, że uczciwe są i nie pod publiczkę pisane. A jakiż to czasem balsam dla ego własnego, wiedzieć, że ci wielcy też małości swoje mają. Ale instynktownie inaczej reaguję na rzeczy pisane z założenia dla siebie (nawet jak jest w tym wyrachowanie, że jednak kiedyś tam potomność przeczyta), niż na kabotyństwo reklamowe, w świetle kamer i fleszy.
Ale może z tym Anderszewskim było tak jak dziś ze mną – chciał sobie zażartować i uznał, że wystarczy wpuścić tylko puentę, a tu figa, publiczność nie znała dowcipu? 🙂
Bobiku,
sytuacja chyba jednoznaczna 🙂
http://www.metacafe.com/watch/241387/kitten_loves_puppy/
zeen, to jest jednoznaczne podejmowanie działań nieprokreacyjnych (bariera gatunkowa najlepszym środkiem antykonc.). Oby się tylko bociany nie dowiedziały! 🙂
Zgoda, bocianom nie pokażemy, ale z tą barierą gatunkową toś chyba przesadził bo gdzie ona? Wszak to ssak i to ssak…
A ja pochlonalem „Dzienniki” Dabrowskiej jednym tchem.
Podobnie jak „jaruta”: trzymam sie z dala od „madrosci” laskawie wydzielanych w wywiadach przez znakomita wiekszosc celebrytow.
To jest jakis kulawy model dziennikarstwa, ze przeprowadza sie wywiad tylko dlatego, ze ktos jest slawny (z reguly slawny, bo rowno stuka w klawisze, zmyslowo rozbiera sie przed kamera, zabijaja go, a on ciagle ucieka czy kopie w pilke, czasem nawet trafia do pustej bramki), co czesto jest rownoznaczne z tym, ze zarabia fure pieniedzy. Ale to jeszcze nic zlego – w koncu po ta sa celebryci. Jednak po co pytac ich o glebokie zagadnienia egzystencjalne skoro nie potrafia oni poradzic sobie z obpowiedzia na proste banaly ? Z reguly redaktorzy nie zastanowia sie, ze taki celebryta nie ma nic do powiedzenia, czesto mniej niz zwykly smiertelnik, ktorego omija slawa, ale coz, liczy sie buzia celebryty na okladce, i to zapewni sprzedaz nakladu, nawet jesli w srodku pismidla sa tylko sieczkowate wywiady i reklamy.
Francusko-polska „wiez” sentymentalna jest rzeczywiscie rozczulajaca.
Niedawno chyba w Dużym Formacie był wywiad z Krystyną Jandą, która zaraz na początku powiedziała coś w stylu, parafrazuję : „wywiad nie służy temu, żeby mówić o sobie prawdę, wywiad służy tworzeniu wizerunku”.
Odechciało mi się czytać. Ale przecież ona powiedziała prawdę. Każdy z nas tworzy jakis tam wizerunek na użytek publiki, a artyści nie byliby artystami, gdyby nie byli w tym lepsi, niż przeciętny zjadacz chleba.
Lubię czytać biografie, ale autobiografie czy pamiętniki są jeszcze lepsze, właśnie dlatego, że pokazuja kawałek prawdziwego człowieka. Jaruta mówi, że woli omijać, a ja odwrotnie, jestem ciekawska 😉
Z ostatnio przeczytanych biografii polecam Małgorzaty Słomczyńskiej-Pierzchalskiej opowieść o ojcu, Macieju Słomczyńskim. Bardzo ciekawa rzecz, tylko trochę nieporadnie napisana. Widać nie wszystko przechodzi z ojca na potomstwo 🙂
Alicjo – źle zrozumiałaś. Biografie – tak, autobiografie – tak, dzienniki – tak, listy – tak. Wywiady – nie!
Z okazji jubileuszu lub jakiejś okrągłej rocznicy Roztropowicza nadano dziś na MEZZO dwa piękne koncerty wiolenczelowe Hydna. Po tym był film i wspomnienia Roztropowicza z różnych wydażeń jego życia. Między innymi pokazano próby i fragmenty koncertu wiolenczelowego Pendereckiego. Wszystko byłoby piekne i ciekawe gdyby przebieg ralacji Pendereckiego nie był ilustrowany znanymi scenami ze stanu wojennego, czyli przemówieniem Generała, polewaczkami, akcjami ZOMO i Milicji, koksiakami itd. I stało sie obrzydliwe. Znam ludzi, którzy pamiętają przyjzad do Krakowa niedożywionego chłopaka i jego niemrawe muzyczne początki. Sam śledziłem błyskotliwą światową karierę kompozytora, wydawało mi się pupila władzy ludowej i kościoła razem. Był szanowany i bardzo zamożny co nawet w zapyziałym Krakowie uznawano za zasłużone. A tu masz, ofiara stanu wojennego i krwawego reżimu. I takie to niskie, podłe i niesmaczne. Nie pasuje do „wielkości”, według jego sławnej i zasłużonej dla kultury narodowej żony, – „mój mąż i Beethoven”.
Ciekawego wywiadu udzielił ostatnio Krzysztof Majchrzak dla „Przeglądu”.
http://film.onet.pl/0,0,1477313,1,596,artykul.html
Jest tam kilka dość mocnych momentów:
„formuła szybkiego obrazka spowodowała, że dziś wystarczy parę razy poprowadzić głupi kwiz, ugotować coś w „Kawie czy herbacie”, przeprowadzić rozmowę o niczym, potem zatańczyć na lodzie, zaśpiewać z gwiazdami i jest się tzw. kimś. Ten mechanizm sprawia, że dziś gwiazdą może być każdy: a to pogodynka, a to srynka, a to facet, który prowadzi program motoryzacyjny. Byle buzia była znana i lubiana. Hops i jestem celebrity!”
zeen, Felis silvestris catus to ma tak:
Domena: eukarioty
Królestwo: zwierzęta
Typ: strunowce
Podtyp: kręgowce
Gromada: ssaki
Podgromada: ssaki żyworodne
Szczep: łożyskowce
Rząd: drapieżne
Rodzina: kotowate
Gatunek: kot domowy
A Canis lupus familiaris do pewnego momento tak samo, ale potem:
Rodzina: psowate
Gatunek: pies domowy
Tak że jak ssaki, to tylko w gromadzie, a to więcej niż dwoje. Co to są eukarioty proszę mnie nie pytać, bo to nie moja domena. 🙂
http://pl.wikipedia.org/wiki/Zwierz%C4%99ta#Typy_i_gromady_zwierz.C4.85t.7FUNIQ320b58942dd52740-nowiki-00000007-QINU.7F2.7FUNIQ320b58942dd52740-nowiki-00000008-QINU.7F
Jak dzis pamiętam pytanie o gatunek i odpowiedź: ssaki…
Fachowcy jednak wiedzą lepiej 🙂
zeen, tam pod tym linkiem piszą, że zwierzęta są o ograniczonym wzroście. A ja myślałem, że kiedyś będę taki duży jak Owcarek. 🙁
Bobik,
nie martw się, jak będziesz dużo jadł, to urośniesz! Zauważ, że nawet Piotr z sąsiedztwa uznał, że warto Ci podrzucić kość, chociaż z początku wydaiwiał 😉
Kość jak kość, raczej do zabawy po ogryzieniu, ale na tamtym blogu pożywisz się czymś konkretnym, chyba już się zorientowałeś?
*wydziwiał miało być
Ten Bobik to kokiet, tu chce być Piotrusiem Panem, tam chce być duży…
Jasny Gwint: ja myślę, że w tym filmie na Mezzo zadziałał właśnie ten sam francuski fenomen, który autorowi reportażu o Anderszewskim kazał opowiadać o Poznańskim Czerwcu, choć pianista dalibóg nie miał z tym nic wspólnego. Jak powiedziałam – couleur local, nowa wersja niedźwiedzia na ulicy 😉
Kotek z psinką od zeena – no, to chyba jest po prostu prawdziwa miłość 😀 😀 😀
Byle mi tylko nie kazali wsuwać wrrrrrokułów! 🙂
Pani Kierowniczko, sama nazwa Piotruś Pan to oksymoron, bo Piotruś to chłopczyk, a pan mówi się do dorosłego. 🙂
A ja chcę być bardzo dużym Piotrusiem Panem, żebym mógł się obronić przed krokodylami! 🙂
Opowiadasz, Bobiku! Psy śnią o kalafiorach, a to bloski tych tam… wrrrrrokułów! Nie wydziwiaj więc!
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/Tadeusz%20Chyla%20-%20Sen%20psa.mp3
Jasny gwint! Miało być *bliski*, co to mi dzisiaj tak wychodzi nie wychodzi?!
A taki Pan Kotek? Niby pan, a leżał w łóżeczku…
Alicjo, jak te wrrrrokuły będą takie jak te kalafiory, czyli z kością, to zgadzam się je konsumować przynajmniej częściowo.
foma, może to było łóżeczko Prokrusta i Panu Kotkowi nóżki troszeczkę wystawały? 🙁
Pani Doroto, artyści to nie zawsze Sorbona i Gonorea. Ale nie o tym chciałem mówić. Posłuchałem Pani rekomendacji ( w Polityce poleca Pani kantaty w nagraniu Gardinera) i zobaczywszy w Empiku cztery podwójne albumy Gardinera -kupiłem, wyrzucając sobie w drodze do domu rozrzutność. Ale kiedy posłuchałem – a jest tam czego słuchać – nie posiadam sie z radości, że to mam. I bardzo Pani za to dziękuję.
Alicjo, szkoda, że nie przeczytałaś wywiadu z Jandą do końca – choć to tylko wywiad. Wszystko co powiedziała ( a powiedziala na początku, że mówi prawdę – tylko odpowiednio ją dozuje) było mądre.
Pan Kotek?
Panisko….. to se leżał 😉
Leży Kotek,
Bo Pan z niego.
Nawet motek
Nie porwie go…
Nawet myszka
Mu nie piska,
Bo on kawał
Jest paniska!
Leży Kotek
I się nudzi…
Może by
Podrażnić ludzi?
Może pieska
Sprowokować?
Może myszkę
Pomasować?
Nie, już nudzi
Mnie to wszystko.
Ja to chciałbym
Być artystą!
Tu se miauknę,
Tam poliżę,
Tu wspomnienia
sobie spiszę:
„Leży Kotek…” (da capo al fine)
Jęczy piesek: ach, dlaczego
kotu lepiej jest niż mnie?
On w „pudelku” dnia każdego,
a ja tylko w „Polskim Psie”!
Tutaj z Lisem zapoluje,
tutaj Dodzie liźnie coś…
Ach, przez skórę się to czuje:
ten artysta to jest Ktoś!
No to już wiemy z czego powstają artyści. Z nudów 🙂
„To wszystko z nudów, wysoki sądzie, to wszystko z nudów”. Chciałem znaleźć na jutubie, ale nie znalazłem. 🙁
Bobik: spoko, wiadomo o co chodzi 🙂
Bobiku „To wszystko z nudów” jest w „złotej serii” piosenek Osieckiej, jest też w dyskografii Sławy Przybylskiej
Ja to chciałem wrzucić pro publico bono, bo dla siebie to ja mam takie czarne frisbee z rowkami i jak mi się nudzi, to je sobie rzucam pod igłę 🙂
Ja mam to w tym wydaniu piosenek Agieszki Osieckiej, o którym pisze Jaruta.
http://www.tekstowo.pl/index.php/tekst/S%B3awa_Przybylska/To_wszystko_z_nud%F3w
Sto punkcikow, Pani Dorotecko, za Marylke Marsz Marsz Dabrowska. Koszmarne babsko. Te Dzienniki faktycznie otwieraja oczy.
Opisalam kiedys u Owczarka moje porazajace spotkanie z nia. I cala taka jest w Dziennikach – taka, jak jawila mi sie kiedy mialam 16 lat. Ufac intuicji!
Gimme Nalkowska anytime. A nawet Zapolska.
‚Pociąg tymczasem mija Radom. „To miasto, które stale bije rekordy alkoholizmu”…’ – we Francji wielką ‚używalnością’ cieszy się powiedzenie ‚pijany jak Polak’…
Pijany jak Polak (franc. soûl comme un Polonais lub ivre comme un Polonais) – popularne powiedzenie francuskie. Oznacza kogoś, kto mimo spożycia większej ilości alkoholu zachowuje sprawność fizyczną i trzeźwe myślenie, czyli człowieka z tzw. „mocną głową”, ewentualnie kogoś, kto charakteryzuje się nadprzeciętną odwagą i brawurą.
(…)
„Po bitwie pod Frydlandem (1807) zarządzono odpoczynek. Nastąpiło rozluźnienie dyscypliny. Pijaństwo trwało podobno trzy dni. Niespodziewanie Rosjanie rozpoczęli kontratak. Okazało się, że jedynie oddziały polskie były w stanie brać udział w walce. Udało im się powstrzymać nieprzyjaciela i osłonić resztę niezdolnej na razie do boju armii. Napoleon miał w rozkazie dziennym następnego dnia napisać: Jeżeli już macie pić, to pijcie jak Polacy. W bitwie pod Frydlandem brali udział Wielkopolanie dowodzeni przez Jana Henryka Dąbrowskiego.”
(-)Wikipedia
Doświadczenia Polaków*, którzy we Francji pobyli po (co najmniej) parę lat są takie, że tambylcy używają obecnie tego porównania na picie nadmiarowe i do nieprzytomności. Niestety… 🙁
Nie wiem, czy zaglądają do leksykonów albo wiedzą, kto to był Jan Henryk Dąbrowski 😉
___
*Moje ‚źródła’ przekazały informację z Francji Północnej, okolic Bourdeaux oraz – Doliny Rodanu pomiędzy Lyonem a Marsylią
Dzień dobry. Widzę, że pogoda barowa (tu na przykład deszcz), więc zeszło na pijaństwo 😉
Powiedzenie „soul comme un Polonais” jest dość stare. Ale, jak widać, jare 🙁 My sobie możemy je (w tym obecnym znaczeniu) strawestować na: pijany jak Anglik w Krakowie…
Ależ Basiu!
Ja tylko przyznałem Ci rację, że to porzekadło ma pochodzenie francuskie.
Natomiast, oczywiście, intrepretacja zależy od…interpretatora. 😉
Ale to już inna bajka…
no tak opinię mamy kiepską a tu jeszcze znany artysta to potwierdza …. 🙁
Czemu się dziwić, skoro tak proste polecenie żony wykonujemy w ten sposób:
http://pl.youtube.com/watch?v=VoPG2NO2v2Y
Donoszę, że interpretacje paryskie są i takie i takie. Spotykałem się często z tymi nadmiarowo/ nieprzytomnościowymi, ale czasem i z mocnogłówskimi, a nawet jedna Francuzka opoiedziała mi tę historię napoleońsko-bitewną. Teraz się zastanawiam, czy ta Francuzka to nie był przebrany Jędrzej, ale chyba jednak nie, bo nie podała daty i nazwisko Dąbrowskiego też nie padło… 🙂
Ciekawe, ze przyslowia o pijanstwie jakos omijaja Skandynawow. Byc moze dlatego, ze Napoleonski nigdy nie zahaczyl o te czesc Europy.
L’histoire Jedrzeja opowiadali mi rowniez Francuzi mieszkajacy po tej stronie Oceanu, a wiec wychodzi na to, ze Jedrzej jest wszedzie, nawet w Montrealu…
A może ta cała Wikipedia to po prostu przebrany Jędrzej? 🙂
Krucafuks! 🙂
Dzień dobry.
Przysłowia Skandynawów może oszczędzają, ale realia są trochę inne (Andrzeju Szyszkiewiczu, potwierdzisz?). W Sopocie w latach 70-ych, w „Teatralnej” naokoło baru stali Skandynawowie w trzech rzędach i nie dopuszczali do „źródła” innych gości (między innymi Agnieszki O. i mnie).
W zeszłym roku nie było inaczej, co prawda nie w „Teatralnej” (nie ma) ale w Spatifie.
Niedopity (wtedy) KoJaK
22, słownie dwadzieściadwastopniecelsjusza. Jak ja dziś będę wyglądał na ulicy w futrze? 🙁
Bobiku! Naprawdę tyle u Was jest? A podrzuć trochę tutaj 🙂
KoJaku, ja myślę, że co do Skandynawów to dlatego Jacobsky się zdumiewa, że wie, że realia są inne 😉
Pani Kierowniczko, proszę uprzejmie:
jeden Celsjusz
drugi Celsjusz
trzeci Celsjusz
czwarty Celsjusz
piąty Celsjusz
szósty Celsjusz
siódmy Celsjusz
ósmy Celsjusz
dziewiąty Celsjusz
dziesiąty Celsjusz
Razem z tym, co już macie, to chyba się Majorka zrobi! 🙂
W latach 70-tych Szymon Kobyliński popełnił w Polityce taki rysunek : prom ze Szwecji przybija do Świnoujścia, na trapie tłum, który na dole, na nabrzeżu rozdziela się płciowo – panowie za prawo za wskazówką „Do baru”, panie na lewo za wskazówką „Do ginekologa” Wtedy bowiem u nas była ta wolność wyboru, w Szwecji jeszcze nie.
Bobik. Lubię Cię i mam nadzieję, wzajemnie, toteż delikatnie uprzedzam – nie wyliczaj plusowych celsjuszów, bo mnie zaraz szlag trafi!!! No!
Co do Szwedów, mam jednego takiego adoratora znajomego od lat, muzyk zresztą, wiolonczelista. Potwierdza opinie o Szwedach, ale jego zdaniem przyczyny są dwie. Po pierwsze bardzo drogi alkohol w Szwecji, więc jak się gdzieś jedzie, to sie pije, ile się da. Po drugie, jest to naród, który depresję ma wpisaną w charakter i leczy się, jak potrafi. Mój Szwed akurat nie pije, ale i nie gra od 7 lat. Ciężka depresja. Ale od lat rozmawiamy codziennie i podobno to jest dla niego terapia. Powinnam go podliczyć…
Nie sądzę, żeby Szwedzi byli większymi alkoholikami niż powiedzmy Francuzi. Tylko Francuzi wino mają do wyboru, do koloru i od tanich po drogie, a Szwedom broni się tego Absolutu, jakby to było nie wiem, co.
Mój Szwed powiada, ze jest przekonany, że krajowym alkoholom dodaje się coę, po czym ludzie chorują, wymiotują i tak dalej, bo jak bywał z orkiestrą na koncertach w Austrii czy w Niemczech – żaden alkohol mu nie szkodził. Krajowy, szwedzki – zawsze. Muszę zagadnąć o to Andrzeja Szysz.
A skoro juz o tym, kto pije, ile i gdzie, to co rusz w prasie polskiej na temat Anglików… a w dodatku statystyki potwierdzają (podobno), że nie Polacy, Ruscy czy inni Szwedzi, tylko Anglicy wiodą prym.
* dodaje się coś – miało być.
U mnie pogoda barowa zaczęła się dosłownie przed chwilą, w dzień było nie najgorzej, ciepełko i orkiestrujące szpaki 🙂
No i Internet się z rana zepsuł, więc dzisiaj z kurami nie zdążyłem 😆
Hej, śpioszki, dziesiąta minęła! 😀
Dzięki. Nadaję niniejszym Hoko tytuł Honorowego Budzika Mojego Dywanika 😀
A ja dłubię nowy wpis 😉
Anderszewski jest pianistą wielkim, dającym każdemu chyba słuchaczowi na sali odczuć, że gra tylko dla niego (niej). Z niektórych jego uwag wyziera tu bufon i kabotyn. Czy to jego prawdziwe wyznania czy tylko perskie oko puszczane do widza – to mniej istotne.
Piotr Anderszewski to wielka postać, a to co mówi jest bardzo urocze i chyba szczere. Przepraszam, jeśli kogoś urażę, ale myślę, że Jego to wszystko o czym tu piszecie najzwyczajniej nie interesuje! A takie tam streszczenie takiego tam artykułu nie mówi o Nim NIC!!!!
P.S. Zgadzam się z przedmówczynią i jestem zazdrosna, że Pan Piotr nie grał tylko dla mnie 😉
Kolejna Ania o Anderszewskim – witam 🙂 Ja się absolutnie zgadzam, że on ma to wszystko w nosie. Co do tego artykułu, to ja podejrzewam, że nawet specjalnie podpuszczał autora – to by bardzo do niego pasowało…
A gra – dla muzyki. A raczej Muzyki, przez duże M. Tak się cieszę, że ostatnio w Warszawie pokazał nam taką piękną formę… No i treść oczywiście, że tak użyję gry słów 😉