SchuBERio
We wtorek mija piąta rocznica śmierci Luciano Berio i zapewne dlatego część programu niedzielnego koncertu Polskiej Orkiestry Radiowej była poświęcona jego muzyce. Ale i muzyce Schuberta – i też nie bez kozery.
Berio był jednym z tych przedstawicieli tzw. awangardy, którzy byli w słuchaniu stosunkowo przystępni dla laików. Nawet osoba nieprzygotowana zbytnio do muzyki współczesnej z przyjemnością jest w stanie wysłuchać takich Folk Songs; ten utwór zresztą w tym czasie, kiedy powstawał (w 1964 r.), napisany dla ówczesnej żony, wspaniałej śpiewaczki Cathy Berberian, był dość w jego twórczości wyjątkowy; potem takie kawałki zdarzały się częściej. W swoich czasach bardziej awangardowych też zresztą eksperymentował z głosem Cathy, jak w słynnym Thema – Omaggio a Joyce, co zainteresuje pewnie szczególnie Hoko i innych wielbicieli Ulissesa (kiedyś chyba właśnie przy okazji Bloomsday – który zresztą już za pare tygodni – wspominałam o tym utworze). Ale flirt z muzyczną przeszłością Berio zaczął stosunkowo wcześnie. W Sinfonii z 1968 r. na orkiestrę i Swingle Singers w III części nawiązał do Scherza z II Symfonii Mahlera, które jest szkieletem tej części, ale są też tam i aluzje do kilku czy kilkunastu bardzo znanych pozycji literatury muzycznej XX wieku. Takie kompozytorskie przywłaszczanie sobie dawniejszej muzyki nie było zresztą niczym nowym, i nie mam tu oczywiście na myśli czegoś takiego jak przeinstrumentowywanie utworów Bacha, które robił zarówno Bach, jak i Schönberg, lecz raczej taki rodzaj twórczego działania na innej muzyce, jakie uprawiał Strawiński np. w Pulcinelli, gdzie, zainspirowany przez Diagilewa, przerabiał na swoją modłę utwory z epoki Pergolesiego, mówiąc później o tym tak: „Aby przystąpić do tak trudnego zadania, musiałem odpowiedzieć na pytanie najważniejsze (…). Czy postępowaniem moim ma w tym wypadku kierować szacunek, czy też moja miłość do muzyki Pergolesiego? Czy szacunek, czy miłość popycha nas do posiadania kobiety? Czyż to nie przez miłość jedynie możemy wniknąć w treść jakiejś istoty? I poza tym, czyż miłość umniejsza szacunek? Tylko że szacunek pozostaje zawsze bezpłodny i nigdy nie może być elementem twórczym. Żeby tworzyć, trzeba dynamiki, motoru, a jakiż motor jest silniejszy niż miłość? (…) Nie tylko nie poczuwam się do jakiegokolwiek świętokradztwa, ale uważam, że moja postawa wobec Pergolesiego jest jedyną owocną postawą, jaką można przyjąć wobec dawnej muzyki”. To dużo mówi nie tylko o Strawińskim, ale i o jego epoce, ale fakt: tę miłość w Pulcinelli czujemy.
Podobnie w Sinfonii Berio czujemy miłość do Mahlera, Ravela czy Debussy’ego. Nic więc dziwnego, że po latach to on został poproszony o „zrobienie czegoś” ze szkicami Schuberta do nigdy nieukończonej X Symfonii. Sam napisał: „Tego typu zabiegi filologicznej biurokracji nigdy mnie nie pociągały, gdyż czasami prowadzą muzykologów do pokusy bycia Schubertem (jeśli nie Beethovenem) i ‚ukończenia symfonii tak, jak Schubert mógłby zrobić to sam’. To jakaś dziwna forma naśladownictwa, podobna do restauracji obrazów, które uległy nieodwracalnym zniszczeniom (…). Kiedy pracowałem nad szkicami Schuberta, wyznaczyłem sobie cel przestrzegania współczesnych kryteriów renowacji, które pomagają w przywracaniu pierwotnych barw, próbując jednak zamaskować zniszczenia powstałe pod wpływem upływu czasu. Często nie dało się uniknąć pozostawienia pustych połaci w utworze (tak jak w wypadku Giotta w Asyżu)”.
Ciekawa byłam, jak to przeczytałam, w jaki sposób Berio ukaże te białe plamy. Otóż bardzo oryginalnie. Wśród kawałków schubertowatych, ale dziwnie schubertowatych (bo trochę już wyprzedzających epokę) pojawiają się fragmenty magmy dźwiękowej, takich brzmień orkiestry jak podczas przygotowywania się do występu, z przelewającym się dzwoneczkowym dźwiękiem czelesty w tle. Później ta magma znów przechodzi w kawałek z Schuberta – i wkrótce Schubert znów tonie w tym dziwnym dźwiękowym środowisku. Oczywiście Berio nie nazwał tego rekonstrukcją X Symfonii – ten utwór wydał pod własnym nazwiskiem i znamiennym tytułem Rendering. Bardzo zabawne to robi wrażenie. Człowiek momentami zastanawia się: po co, ale po chwili przestaje się zastanawiać i daje się wciągnąć takiej dziwnej zabawie.
A przed tym utworem była na początek Niedokończona, a potem wspomniane Folk Songs, które wspaniale zaśpiewała Agata Zubel. Zupełnie inaczej niż Cathy (której wykonań na żywo nigdy nie zapomnę), bardziej folkowo, głosem głębszym, czasem z przydechem, a czasem ostrym i przenikliwym, prawie białym. To była naprawdę duża przyjemność.
Komentarze
*“Tego typu zabiegi filologicznej biurokracji nigdy mnie nie pociągały, gdyż czasami prowadzą muzykologów do pokusy bycia Schubertem (jeśli nie Beethovenem) i ‘ukończenia symfonii tak, jak Schubert mógłby zrobić to sam’*
Jakoś nie mam żadnych zastrzeżeń pod adresem imitatorów-rekonstruktorów, parafrazujących, itd.
Ich wysiłki znaczą, że dzieło żyje, intryguje, pociąga. Poza wszystkim – zdążyliśmy się już przcież oswoić z postmodernizmem…
Najważniejsza jest informacja towarzysząca takim przetworzeniom – kto, jak, dlaczego…
Basiu:
Ja opory chyba rozumiem, choć — gdy miałem okazję (z płyty) posłuchać całą X-tą Mahlera, albo — z komputera — połowę VI Koncert fortepianowego Beethovena robiłem to z przyjemnością, pod nosem mrucząc, że dobrze byłoby na koncertach rozszerzyć o te utwory standardowy repertuar. Ale pytanie, kto to ma robić. I jak? Berio ma kłopoty, zrobił więc coś po swojemu. I — nie znając utworu, a czytając opis — zrobił to dobrze. Myślę, że każdy ambitny kompozytor będzie z tym miał problemy.
PS. Czy postmodernizm nie jest passe? Nie jestem intelektualistą i nie wiem, co się obecnie powinno w głowie nosić by być modnym… 🙁
Pewnie, że postmodernizm jest passe… jeśli już masy się z nim oswoiły to nie ma innego wyjścia… 😉
Omaggio a Joyce –
Właśnie słucham w zachwycie. Czegoś takiego nie spodziewałam się! Za chwilę pobuszuję po następnych linkach.
A słowami „szacunek pozostaje zawsze bezpłodny i nigdy nie może być elementem twórczym. Żeby tworzyć, trzeba dynamiki, motoru, a jakiż motor jest silniejszy niż miłość?” wskazał źródło, praprzyczynę i imperatyw nakazujący podjęcie prób tworzenia. Pięknie i już!
Berio sporządził też orkiestrową wersję I Sonaty klarnetowej Brahmsa, to samo robił też m.in. z Boccherinim („Quattro versioni originali della ‚Ritirata notturna di Madrid’ di L. Boccherini sovrapposte e trascritte per orchestra”), Bachem i Purcellem. I wiem, że dokończył także III akt „Turandot” Pucciniego – tej wersji jednak nie znam. Ktoś to może słyszał?
Słyszałem tę wersję Turandot, mam ją nawet na DVD – z opery wiedeńskiej. Jest bardzo surowa, nie odwołuje sie do Pucciniego tak jak wersja Alfano. Jest to długi duet Turandot i Kalafa – w tej inscenizacji – siedzącymi nad miednicą z krwią Liu. Para śpiewaków nie ułatwia pozytywnego odbioru, jako że Turandot dobiega sześćdziesiątki i siedzi w lnianej koszuli (poprzednio wspaniale szaty to zasłaniały) a Kalaf waży 150 kilo (co najmniej).
Chyba to jednak przesada… 😀
Cieszę się, że i wczoraj Agata Zubel potwierdziła, że świetnie interpretuje muzykę współczesną i nie boi się eksperymentów wokalnych.
A jakie ma zdjęcie na swojej stronie internetowej!
http://secco.nd.e-wro.pl/agata/agata.htm
Można rzec, że to rodzaj antyzdjęcia (jeśli odniesiemy je do tradycyjnego wyobrażenia o śpiewaczkach) 🙂
Czy przesadzam z wagą Kalafa? Może, ale niewiele, najwyżej odjąłem mu jakieś 20 kilo, rzeczywiście wygląda na 180 kilogramów. To nie jest już tusza ale kalectwo; widać to zwłaszcza wtedy kiedy musi uklęknąc i te fałdy słoniny na udach wyraźnie falują przy tym wysiłku. Niestety, ubrany jest w garnitur.
Najpierw był hyrny muzyk BERIOT.
Potem hyrny muzyk BERIO.
Jeśli znocie jakiegoś brzdąca o nazwisku BERI, to uwazojcie! W przysłości moze to być hyrny muzyk! 🙂
P.S. Właśnie odnalazłem tę płytę DVD z Turandot, z finałem napisanym przez Luciano Berio. Płytę wydało TDK, jest to gościnny występ Wiener Staatsoper w Salzburgu 2002 r., dyryguje Valery Gergiev, Turandot śpiewa Gabriele Schnaut, Kalafa -Johan Botha.
Owcarecku, byle ten przyszły hyrny muzyk nie zachorował na beri-beri… Nooo! Ale o Beriocie to chyba słyszeli tylko ci, co się na skrzypeczkach uczyli! Czyżby…? 😀
Z tą przesadą chodziło mi o to, co zrobił Berio – kto to widział, żeby cały akt składał się z jednego duetu… No, może Wagner 😉
A Agatka jest świetna! Właśnie za niecałe dwa tygodnie mam w ramach Ogrodów „Polityki” w Elblągu zapowiadać jej koncert – a właściwie duetu ElettroVoce z Czarkiem Duchnowskim. Muszę dobrze się przygotować…
Czy gdzies w necie mozna znalezc te wersje Turandot?
Chcialabym bardzo posluchac. Uwielbiam Turandot, widzialam trzy razy w Mannheim (bardzo dobry teatr operowy) z rewelacyjnym koreanskim tenorem Ki-chun Park.
Zastanowilo mnie, co Strawinski powiedzial o „bezplodnym” szacunku, wydaje mi sie, ze jednak nie zawsze pozostaje on bezplodny, chyba, ze do tej pry mylilam szacunek z miloscia…
Pani Doroto, opierając się jedynie na Pani opisie – podoba mi się to co Berio zrobił ze szkicami X symfonii Schuberta. Co się zaś tyczy Turandot z jego zakończeniem – oglądałem to rok temu, pamiętam tyle, że dopisany przez Berio akt składa się niemal tylko z duetu, zresztą nieprzesadnie długiego. Wieczorem obejrzę to z zegarkiem w ręku i sprawozdam. Dodam, że ta wersja Turandot jest niezwykle efektowna w I i II akcie. Natchnieniem reżysera był fim Chaplina DZISIEJSZE CZASY, którego akcja w dużej części dzieje się w fabryce wśród automatów. Stąd cały dwór chiński stanowią automaty, zaś stary cesarz jest jedynie kukłą, poruszaną przez odpowiednie służby.
Przeglądając repertuar Agaty natknęłam się na mp3 z fragmentem „Folk Songs”
http://secco.nd.e-wro.pl/agata/dzwieki/komp/berio.mp3
Poni Dorotecko. Jo na skrzypcak to grom równie piknie jako ten kapitan w śtuce „Indyk” pona Sławomira Mrożka 😀
Do Baba:
Dla mnie szacunek jest formą respektu, jest poważaniem, jedną z emocji stabilnych, wyważonych, trwałych. Szanujemy tych, których podziwiamy. Nie ma w nim twórczego fermentu. Tak to rozumiem.
Twórczość proaktywna powstaje jako wynik czynników wewnętrznych, wg. Heizena sterowana jest pozytywnymi emocjami.
Twórczość reaktywna sterowana jest czynnikami, emocjami o zabarwieniu negatywnym. Jest to forma ucieczki przed ewentualną karą.
Emocjonalnym kosztem twórczości jest lęk przed odrzuceniem przy jednoczesnej świadomości konieczności podjęcia ryzyka.
Szacunek jest emocja o zabarwieniu b. pozytywnym lecz jest „letni”. Pochylamy przed kimś czoła i to wszystko… A miłość? To zupełnie inna bajka…
Re: wczorajsza dyskusja o napoju zwanym ZEN
Udałam się do sklepu z winami D’Alba gdzie zakupiłam wino japońskie ZEN. Lekkie, 10%, półsłodkie, podawać mocno schłodzone, nawet do 6 stopni. Dobrze komponuje się z serami pleśniowymi i jako klasyczny aperitif. Tyle usłyszałam. Konsumpcja odbędzie się dzisiejszego wieczoru (jeśli tylko uda mi się kogokolwiek zachęcić do spożycia napoju z moreli…:-)).
Do Beata:
Piękne, imponujące, kojące.
Alla – lecz czy ucznia z mistrzem zawsze wiaze milosc? I czy szacunek i podziw wobec autorytetu nie wywoluje w nas najlepszych dazen?
A wino morelowe byloby jak najbardziej czyms dla mnie 😀
baba,
czasem lepsze efekty wywołuje chęć rywalizacji, poprawienia mistrza, co nie zawsze idzie w parze z szacunkiem.
Baba:
Zapraszam na morelowo – japoński ZEN wieczór. Albo mogę zakupić następną i przekazać Ci na zlotowym zblogowisku. To już chyba w czerwcu!
Re:
uczeń a mistrz
Szacunek i owszem. O miłości w układzie uczeń – mistrz nie wypowiadam się. Chodzi mi tylko o to, że silne emocje wywołują wewnętrzny przymus tworzenia. Jeśli coś powstaje z szacunku, na bazie szacunku, nie może pójść zbyt daleko. Będzie to hołd. Otwarty uczeń zachowa szacunek, będzie czerpał z Mistrza, ale będzie potrzebował innej bazy by przekroczyć granice mistrza, które zakreślone są poprzez należny mu szacunek.
I zgadzam się z Fomą.
To toto jest z moreli? 😯
Tak! Toto morelowe.
Ale Pani D’Alba natychmiast zaproponowała sprowadzenie następnych czterech smaków (wszystie mocno zastanawiające), które zostały nierozważnie rozprzedane. Oczywiście ze zrozumieniem pokiwałam głową. I podtrzymałam chęć zakupu kolejnego smaku…
Bo zeen jest wielosmakowy, nawet jak mu brakuje jednego e…
Próbowałam kiedyś trunków z Korei Południowej: wszystko było z różnych śliwek! Pijam w ilościach homeopatycznych, więc nie wypowiem się o oddziaływaniu, ale o smaku mogę: kwaśne toto było! Za to napój aloesowy z miąższem (bezalkoholowy) pyszny jak mało co 😉
Beato, wszystko się zgadza. Japoński ZEN morelowy też jest sprzedawany jako środek wspomagający trawienie!
Alla, chetnie zasiadlabym z Toba przy ZENie; niestety na zjazd czerwcowy raczej na pewno nie dojade. Moze przy innej okazji? Na razie czekam na Twa wieczorna relacje 🙂
A szacunek faktycznie moze dzialac paralizujaco a przynajmniej oniesmielajaco, cos takiego zaczynam wlasnie odczuwac 😉
Coś mi ten Ulisses nie chce zagrać… A Berio faktycznie za ciężki nie jest, powiedziałbym nawet, że taki trochę eklektyczny – na szczęście bez przesady 🙂
A mi ten Hołd dla Joyce’a przypomina Roatorio Cage’a. Czyżby podobnie inspirował Joyce? A może to kwestia lektury jego prozy — co w obu przypadkach tworzy kościec utworu?
Babo:
Sądzę jak Alla — szacunek nie jest twórczy. Zresztą ileż to ja widziałem, słyszałem i czytałem dzieł ku czci… I jakoś mało tam było arcydzieł (choć tu mamy hołd dla Joyce’a, który jest dobry). Jeśli chodzi o stosunek ucznia i nauczyciela — źle odpłaca się mistrzowi ten, kto zawsze tylko uczniem pozostaje. (Skąd ja to znam? Nie pamiętam…)
PAK-u: Omaggio a Joyce – 1958 r.
Roaratorio – 1979r.
😀
A że podobnie inspiruje, to chyba oczywiste…
😳
No tak, dzisiaj Roaratorio pożyczałem koledze i nie miałem jak sprawdzić, z którego jest roku…
Sam szacunek bezplciowy, za to jezeli w parze z miloscia – o ile tworczy!!!
Witam wieczornie i nostalgicznie, bo na tym koncercie z Cathy Berberian to ja na estradzie pod krzeselkiem siedzialam uzbrojona w magnetofon kasetowy marki Grundig. Kaseta zdigitalizowana archiwizuje sie dla przyszlych pokolen. TO byly czasy!!
A z innej beczki
Cztery litery
alias Kern szczery
do rymu znajdzie i filizanke,
i jedenastke, i pusta szklanke
a pointa za to jak pozamiata,
pamietac bedziesz to dlugie
LATA
Polecam baaaardzo na dlugie letnie wieczory bez komarow
O Cathy to ja bym mogła godzinami. Byłam na jej wszystkich chyba występach, jakie popełniła w tym kraju…
Wzruszający był jej ostatni recital, już na wózku inwalidzkim (latami walczyła z rakiem), ale w pełni formy głosowej i poczucia humoru. A jeszcze był z nią tak cudnie dowcipny pianista, z którym na bis wykonali znany nam wszystkim Duet kotów Rossiniego (on śpiewał i grał jednocześnie, a jak pięknie się do siebie mizdrzyli!) 😀
no to wlasnie na tym koncercie siedzialam pod krzeselkiem na estradzie z wyciagnietym mikrofonem. NIEZAPOMNIANE. Harold Lester? Chyba tak
Tak, to był on:
http://www.naxos.com/artistinfo/Harold_Lester/12024.htm
Jakos nie wiem, ten Berio tak mi jest zrosniety z Cathy, ze trudno mi sobie wyobrazic kogokolwiek innego. I jeszcze ten wozek. I blekitna sukienka. I pamietam z\szczegoly do dzis. Wlasnie mi chodza po uszach. Z brzmieniem i barwa. Ormianskie.
Wszyscy już zapomnieli o zakończeniu TURANDOT przez Berio, ale obiecałem napisać o tym po obejrzeniu, więc podaję w skrócie:
Muzyka dopisana przez Berio trwa 17 minut. Śmierć przerwała Pucciniemu pracę nad Turandot, który trzeci akt doprowadził do sceny śmierci Liu ( a było to już 30 minut). Musiał jednak zostawić szkice – ponieważ zarówno Alfano jak i Berio ( jednak!) dopisany finał zrealizowali w oparciu o tę samą linię melodyczną, libretto musiało być gotowe, ponieważ tekst śpiewany jest niemal taki sam. I tu i tam dopisany finał składa sie z dwóch scen: duetu Kalafa i Turandot (u Berio 11 minut) i ogólnej sceny finałowej. Berio jednak w trakcie duetu umieścił coś jaby intermezzo – zupelnie nie odwołującer się do muzyki Pucciniego – mające ilustrować rodzące się uczucie Turandot. U Alfano w finale Turandot śpiewa:
Padre augusto
conosco il nome dello stragniero!
Il suo nome e …Amor!
po czym chór podniośle intonuje:
Amor! O sole! Vita! Eternita! ..etc – na melodię Nessun dorma.
Berio po słowach Turandot chóru nie zatrudnia, orkiestra gra Nessun dorma zamierająco.
Muzyka berio wydaje się szlachetniejsza – ale operze nie wychodzi to na korzyść, zwłaszcza ten rozmazany finał.
No tak, powietrze wyszło… ale swoją drogą ciekawe. Nie słyszałam niestety.
A Berio z Berberian się rozwiedli jakoś jeszcze chyba w latach sześćdziesiątych, ale muzycznie dalej współpracowali.
Przy okazji zarejestrowałam się w Naxos. 😀
Można sobie wiele posłuchać.
Dzięki i dobranoc! 🙂
Dobranoc 🙂
Pani Kierowniczko: to było takie ogólnodywanowe „dobranoc” czy skierowane tylko do emtesiódemeczki? 😉
Tak jak mt7 ja także zarejestrowałam się w naxos, w wersji mini czyli free 20%. I tak po 20% „podsłuchuję”. Obecnie Albeniz. Recuerdos de viaje.
Idea naxos bardzo mi się spodobała. Wszystko tak klarownie podane, coś tak czuję, że będzie to moja ulubiona strona. Jak dotąd tylko przy musicalach się lekko rozczarowałam. Jakoś ich mało mają.
Do Baba:
Obiecuję, podczas naszego pierwszego spotkania będzie mocno schłodzony Zen.
Dzisiaj nie znalazłam nikogo chętnego do zapoznania się z tym szlachetnym (?) trunkiem. Może dlatego, że lojalnie informowałam, że toto jest morelowe?!
Macham Wam oczywiście wszystkim, kto tylko zagląda – w przerwach w filmie o komputerowej aktorce, który mnie wciągnął 😆
Allo Allo, a ja też jestem ciekawa morelki! 🙂
Pani Kierowniczko, perswaduję japońską morelkę w Pani dłonie! Do czasu blogowego zlotu dokupię jeszcze jednego Zena o maksymalnie niespotykanym smaku. Mają dowieźć za kilka dni. Ale słowo daję – nie wiem, co to jest!!!
Może lepiej sprawdzić, bo rozczarowanie może być straszne 😆
A wszystko przez jednego zeena 😉
No dobrze. Sprawdzę na sobie i pierwszej znajomej osobie, która odważnie (w moim miłym niewątpliwie towarzystwie) podda się procesowi konsumpcji Zen’a.
Mąż odmówił! Odmowy nie uzasadnił, ale popatrzył na mnie z nietypowym zastanowieniem.
Coraz bardziej zaluje, ze nie bedzie mnie na zjezdzie! 😀
Ech, zjaździk to będzie nieduży 😀
Zarezerwowałam już hostel dla tej czwóreczki zamiejscowych 😉
Alla,
chętnie bym spróbowala. 😀
Allo Allo,
co coś w całości
http://www.youtube.com/watch?v=AIzKsNIRrV4&feature=related
I jeszcze jedno coś
http://www.youtube.com/watch?v=oPfZVflJdp0&feature=related
I do kolecji szlagierek
http://www.youtube.com/watch?v=98y0Q7nLGWk&feature=related
Jak miło, foma ma od rana dzień linek 😀
Pani Kierowniczko, a cóż to był za film o komputerowej aktorce (00:13)? Jeśli można wiedzieć oczywiście 😉
Jak dzień linek, to dzień linek
http://www.youtube.com/watch?v=VVWrS3yG0qI
I ujmujący duecik
http://www.youtube.com/watch?v=jkRrzAo9Wl4&feature=related
I pozostając w klimacie
http://www.youtube.com/watch?v=Qik-ayGzGB8
Taka piękna pogoda, a tu tak rzewnie… (ale pięknie)
Quake’u, to był film pt. Simone w reżyserii Andrew Niccola, współscenarzysty Truman Show, z Alem Pacino w roli dołującego ambitnego reżysera, któremu zwariowany informatyk na dzień przed śmiercią (na raka oka, oczywiście od tych paskudnych kompów) przekazuje genialny patent na ślyczną i śtucną całkowicie aktorkę, co spada mu z nieba, bo główna gwiazda mu właśnie z fochami odeszła. I zaczyna się wielka kariera blond ślicznoty, która nie istnieje, ale nikt w to nie wierzy… itp. Głupawe, ale momentami zabawne.
Coś mi się wydaje, że widziałem ten film ale baaardzo słabo go pamiętam 🙂
Dziś na Dwójce znów Berio: „Ritorno degli snovidenia” na wiolonczelę i małą orkiestrę.
Hortensjo, zapraszam. Mieszkam w W-wie. Dzisiaj chcę się wybrać na promocję „Mnemotechniki” J.Lipszyca, bo chcę usłyszeć wiersze, które powstają w wyniku zestawiania kontrastowych słów i żenienia haseł zaczerpniętych z Wikipedii. Nie wiem za bardzo czemu ma to służyć – może wykazaniu, że poezja jest niczym więcej jak produktem, do którego wytworzenia wystarczą dobre chęci i tzw „gadzi mózg”? Mamy tekst, słowo zastępujemy innym, dorzucamy trochę miodu i dziegciu z pobocznych linków, wzbogacamy jeszcze ze dwoma spójnikami i rodzi się nowy sens? Mieszamy i rzucamy na papier. Może nowa rzeczywistość lub chociażby spojrzenie rzeczywiście się narodzi?
Była ostatnio tu, na blogu dyskusja o wolnych podręcznikach (żałuję, że nie mogłam wrzucić moich dwóch groszy). Tu mamy do czynienia z kolejnym przejawem wolnej kultury. Niby ok., ale koni żal…
Szczerze mówiąc nie lubię tekstów, które stają się poezją, bo po pierwsze: są wydrukowane, po drugie: wydrukowane w słupku, po trzecie: krytyk zakrzyknie, że „nowe, genialne”; obrazów, które stają się obrazami, bo mogą wisieć (najczęściej) na ścianie i nie lubię tłumaczenia mi, że obieranie ziemniaków jest sztuką, bo odbywa się w galerii.
Ale wracając do naszego spotkania: może jutro? Jeśli się zdecydujesz, wymyślimy gdzie się spotkamy. Mam fajną z lekka zaprzyjaźnioną knajpkę na Ursynowie, tam mogłybyśmy poddać się smakowi morelowego Zen’a.
Foma, dzięki, same perełki! Katalog „ulubione klasyka” zaczyna sie powoli rozrastać! Dziękuję.
Moje dziecko wlasnie zdaje ostatni egzamin maturalny. Z muzyki. Do poznego wieczora wczoraj jeszcze miotalo sie miedzy Bachem a Hindemithem i przerzucalo kartki „Winterreise” w poszukiwaniu przykladow na piesn zwrotkowa i przekomponowana. Calkiem ambitne zagadnienia jak na gimnazjum klasyczne. Trzymajcie kciuki!
Myślę, Allu, że to niezupełnie chodzi o samą czynność.
To trochę tak, jak nieumyślne uśmiercenie kogoś, a zaplanowane morderstwo.
Liczy się wola sprawcy, z codziennych czynności, na które nikt nie zwraca uwagi, można aktem twórczym uczynić spektakl, który zwróci uwagę (na przykład) na obierających kartofle cichych bohaterów codziennej, mrówczej pracy domowej.
Sensów tej czynności można nadać wiele.
Ja mogę nie zachwycać się jakimiś działaniami, ale nie odbieram im miana sztuki i raczej nie drwię.
Mogę nie zgadzać się z procesem twórczym (vide, nagrania Kozyry), ale nie mogę z tego powodu dezawuować czyjejś twórczości.
Nie mam po temu żadnych uprawnień, nawet gdybym była krytykiem sztuki.
Takie jest moje zdanie.
Babecko, czymam, czymam! 😀
Skoro się podoba, to jeszcze sznurek perełek:
http://www.youtube.com/watch?v=8qIigZZb4ME
I przykład domowego muzykowania, prawdopodobnie czekając na ugotowanie się tego i owego…
http://www.youtube.com/watch?v=J4YOoUoPKHk&feature=related
A tu zabawa w saloonie…
http://www.youtube.com/watch?v=o3lKc_JMmIg&feature=related
I na koniec czarnoziem sięgający nieba…
http://www.youtube.com/watch?v=w-1ck_smC9k&feature=related
Alla – hortensja mieszka poza Warszawą, ale przyjedzie na zjazd 😀
Linków niestety posłucham dopiero w domu…
Alla,
musimy odlożyć spotkanie na czerwiec. Mieszkam ponad sto kilometrów od Warszawy i mój szanowny pan mąż bylby na pewno „zachwycony”,
że chcę się wybrać znowu w podróż; mialam tego próbkę, gdy powiedzialam, że chcę jechać na zlot. W tym roku tak się sklada, że kilkakrotnie musialam jechać do Katowic i co gorsza we wrześniu znowu też muszę być i w Katowicach i w Krakowie. 😀 A na zlot przyjechalabym do Warszawy kolo 12, więc mialybyśmy czas na spróbowanie specjalu, tzn, w Warszawie jestem wcześniej, ale nim się dotelepię do centrum, to trochę czasu na pewno zejdzie. Przepraszam. 😳
Babeczko,
trzymam mocno kciuki. 🙂
Też trzymam! A z powodu tematu – to na tym blogu podwójnie! 🙂
Będziemy się musieli jakoś poumawiać konkretnie w tym czerwcu, ale mamy jeszcze czas.
No właśnie Pani Kierowniczko, odnośnie czerwca: wiadomo ile kosztuje bilet na „zjazdowy” koncert?
Bardzo mało 🙂 Załatwiłam dzięki moim chodom, że część z tego w ogóle będzie darmowa, a część po 25 zł, to się jakoś podzielimy.
No to fajowsko 😀 Rozumiem, że podzielimy się na miejscu i żadnych wcześniejszych przelewów uskuteczniać nie trzeba, tak?
Właśnie, jako niezaangażowany ludź z dystansem mogę powiedzieć, że czasu już wcale nie ma tak wiele. Wręcz ostatnie ziarenka w klepsydrze spadają…
Już dawno powinien wisieć na stronie ramowy harmonogram, uzupełniany codziennie o dalsze szczegóły, anegdoty związane z poszczegolnymi punktami programu, noty biograficzne twórców i wykonawców. Ankieta co kto (nie) je i (nie) pije winna już dawno być wysłana, otrzymana i przeanalizowana. Cotygodniowe newslettery powinny wręcz śmigać… Jeśli jakieś niepodzianki, to zaplanowane wcześniej w okienku od… do…
foma, a co z improwizacją? Tylko nie mów, że musi być wcześniej dokładnie zaplanowana 😉
Oczywiście. W wersji optymalnej Quake będzie ryczał cyfrowym basem, a reszta będzie mnożyć wariacje…
foma,
😆 😆 😆
No wiecie co, ja tam ryczeć wcale nie zamierzam 😉
Quake,
nie gniewaj się, przecież nikt Cię nie posądza, że będziesz ryczal, ale foma trochę racji ma i dlatego to tak ująl.
🙂
Hortensjo, a kto tu się w ogóle gniewa? Ja na pewno nie 🙂
Koniec! Koniec matury, koniec ze szkola! Dzieki wielkie za Wasze wsparcie, podzialalo 🙂 Dziecko zeznawalo na nastepujace tematy:
System pitagorejski
Das Wohltemp. Klavier
Analiza jednej z piesni Schuberta
Impresjonizm w muzyce
Ufff…
Babeczko,
gratulacje dla Ciebie i dziecka. 😀
Quake,
😀
Babo, ufffff! Dzielne dziecko! Gratuluję! 🙂
I ja przyłączam się do gratulacji 😀
Co do ramowego harmonogramu, zależy on również od czasu Waszego przybycia. Ja jestem w tej chwili na etapie zastanawiania się, w jakim miłym miejscu można by było sobie posiedzieć, pokawkować, potem zjeść (to już może w jakimś innym). Czy ktoś ma jakieś preferencje albo przeciwwskazania? Punkty dwa są już wiadome:
1. noclegi – zaklepana trójka dla a cappelli, hortensji i Beaty (dla tej ostatniej dodatkowo jedynka w przeddzień) oraz miejsce dla Marka. Hostel jest na Pl. Dąbrowskiego, czyli w samym centrum i blisko od miejsca, w którym odbędzie się
2. koncert – w Kościele Wszystkich Świętych na Pl. Grzybowskim.
Reszta do ustalenia 😀
Pani Kierowniczko, dziękuję za rezerwację noclegu :-). Jeśli chodzi o jedzenie: Jestem wegetarianką, więc w razie gdyby grupa zlotowa miała akurat ochotę na tradycyjne polskie jadło 😉 (te restauracje jako jedne z nielicznych ignorują istnienie wegetarian), to po prostu na trochę się odłączę w celu spałaszowania kolacji.
Sekretarz idzie na koncert w niedzielę!
No trudno, nie będzie to Bach ani Beethoven, ale
George Thorogood and the Destroyers ! Vivat blues!!!
Właśnie zakupiłam bilety do naszego pięknego nowego centrum rozrywkowego, wstyd powiedzieć, nie mielismy porządnej sali koncertowej, a teraz i owszem, mamy K-Rock Centre!
No nie, ja też nie jestem wielbicielką tradycyjnej polskiej kuchni. Jestem semiwegetarianką, tzn. dopuszczam drób i ryby, a poza tym lubię smacznie. Więc raczej coś innego. Ja osobiście lubię kuchnię śródziemnomorską, hinduską i dalekowschodnią, ale w bardzo dobrym wydaniu. A jak inni zjazdowicze?
Aha, i jeszcze jedno – w hostelu jest pomieszczenie barowo-klubowe, które można sobie nawet zaklepać na prywatne posiady. Zrobię jeszcze wizję lokalną, bo nie byłam tam dawno – od hucznego otwarcia parę lat temu. I uprzedzam: hostel mieści się bodaj na drugim czy trzecim piętrze, więc trzeba trochę się wdrapać. Ale coś za coś – za to jest tam ślicznie 😀
Pani Kierowniczko,
z przyjemnością zjem coś niecoś egzotycznego.
Ratunku, dostanę zadyszki, dawno już nie drapalam się po schodach. 😉
No tak, jak się mieszka na wsi… Ale w razie czego służymy wsparciem 😉
A ja w schodach to wprost gustuję: szczególnie w nieregularnych drewnianych, które trafiają się w starych kamienicach. W ogóle zwykle wolę iść niż jechać, szczególnie gdy dotyczy to trzeciego piętra.
Kuchnię indyjską, śródziemnomorską i dalekowschodnią też b. lubię 🙂
W sprawie schodów oczywiście też służę wsparciem 🙂
Dziękuję bardzo, skorzystam na pewno. 🙂
No to mam pewne swoje typy, tylko muszę się dowiedzieć, czy da się zarezerwować, bo np. najlepsza chińsko-tajska knajpa w Warszawie jest malutka, chyba akurat nasz zlot tylko by się zmieścił… Jest też jedna knajpeczka hinduska, nie przesadnie piękna, ale można smacznie zjeść za przystępną cenę, i jest jeszcze inna, którą muszę sprawdzić, a o której moja siostrzenica się dobrze wyraża. Wszystkie, które wymieniam, są niezbyt daleko od Dworca Centralnego 🙂
Mówiłem. 😀 Kwestia menu miała swoje pułapki, ale całkiem sprawnie Wam poszło (?) ominięcie raf.
Tak tylko sobie myślę, że otwarte mówienie kto, kiedy i gdzie będzie nocował, to kuszenie losu. Bo co jak jakieś terrorystyczne komando szuka zakładników…?
Przecież nie podałam nazwy 😉
Pani Kierowniczko,
mówimy o zawodowcach… Oki doki 😉
Dziekuje za wyrazy 🙂 Mlode stanelo w drzwiach „do zycia” i wola: Swiat, oto jestem!
Drogi Komisarzu, prawdziwy zawodowiec nie podaje publicznie wyników śledztwa bez potrzeby, zwłaszcza kiedy sam uznał, że to może nie być bezpieczne 😆
Popatrzyłam sobie, rzeczywiście bardzo fajny.
Najgorzej to być solistą.
Zdarzyło mi się kiedyś, że wzięłam pokój czteroosobowy, bo był tańszy niż pojedynka o połowę. Mogłam sobie spać ciągle na innym łóżku. 🙂
Pani Kierowniczko,
jedyne co zrobiłem, to wpisałem do gugla kilka informacji z Pani wpisu z 17:23. Jak coś się pojawia na pierwszych pięciu pozycjach, to o jakiej poufności mowa? A padło jeszcze, które piętro i jakie pokoje…
Przecież oni się nie ukrywają – z czego by żyli? Ale zgodnie z komentem z 20:23 ujawnianie tu nazwy było niewłaściwe 😉
Nie pozostaje nic innego, jak zmiana lokalizacji. Hostel spalony…
Ewentualnie można poczarować z moimi wpisami… Daję przyzwolenie na zacieranie śladów i dezorientację komanda 😆
Ach, te zboczenia zawodowe 😆
Foma, dotąd nie padła informacja, w którym roku odbędzie się zjazd!
Inne: Miałam ciężkie doświadczenia. Padł mi Internet! Ale wrócił. Jakoś trafił.
…co padnie, musi się podnieść 😉
Coś cienko z menu – jak to, czyż prawdziwy Zjazd może się obejść bez giczy cielęcej i kaczki ?! Toż zasłabniecie!
Dowcipna ta nasza Pani Sekretarz 😆
Zwłaszcza bez kaczki to my się doskonale obejdziemy 😉
No ale ja mówię o pysznej kaczce (i pysznej giczy cielęcej) przyrządzonej w restauracji w Radzewicach, dla łasuchów oczywiście 😉
Wspaniały kompozytor, jeden z moich ulubionych.
Najwyżej cenię Jego utwory z lat 50-tych i 60-tych, takie jak
Serenada na flet i 14 instrumentów, Differences, Laborintus II, Sinfonia
i solowe Sekwencje.