Lśnienie cytatów
Rzeczywiście warto było Lśnienie Kubricka obejrzeć, jak już się miało taką lukę w wykształceniu. Oczywiście jestem za stary wróbel, żeby się stresować sztucznymi horrorami i nie dziwię się, że reżyser bez końca chciał powtarzać i zmieniać np. moment, kiedy krew wylewa się zza drzwi windy i zalewa pomieszczenie, bo wydawała mu się za mało krwawa – faktycznie to się z krwią średnio kojarzy. Ale ogólnie film zrobiony jest znakomicie, w końcu Kubrick to był majster.
Ja jednak zatrzymam się na temacie muzyki. Jak wiadomo, jest ona różna. Czołówkę opartą na melodii średniowiecznej sekwencji Dies irae, wykorzystywanej przez wielu kompozytorów, żeby wspomnieć tylko Symfonię fantastyczną Berlioza czy Totentanz Liszta, stworzyła Wendy Carlos – już po zmianie płci, wcześniej nazywała się Walter Carlos (pamiętna płyta Switched-on Bach na syntezatorze Mooga). Poza paroma jeszcze rozrywkowymi utworami z sekwencji balowych jest w filmie użyta wyłącznie muzyka poważna XX wieku, dobrana niedługimi fragmentami, które akurat reżyserowi przypasowały.
Ligetiego jest tam stosunkowo najmniej – tylko w bliskich początku scenach, kiedy jednocześnie brzmi dźwięk bardzo wysoki i bardzo niski, który dobrze ilustruje, jak bohaterom zaczyna dziać się coś z głową. Baśniowe krajobrazy III części Muzyki na instrumenty smyczkowe, perkusję i czelestę Bartóka pojawiają się też w pierwszej godzinie, w błądzeniu Danny’ego z matką po labiryncie i paru późniejszych scenach. Ale najwięcej tu Pendereckiego, można powiedzieć, że to jego muzyka zrobiła ten film.
I tu można sobie podumać nad tym, jak założenia kompozytorów niewiele miały wspólnego z wymową filmu – i jak dobrze te fragmenty filmowi się przysłużyły. Większość orkiestrowych fragmentów pochodzi z Polymorphii, De natura sonoris I i II (dużo smacznych awangardowych brzmień) oraz Przebudzenia Jakuba. Z tego ostatniego utworu powtarza się często początkowy fragment, który przezwałam kiedyś żartobliwie „chrapaniem Jakuba” – efekt rzeczywiście przypominający chrapanie, burczenie niskich dętych instrumentów. W filmie budzi to napięcie i potęguje grozę; nie pamiętam, żebym odczuwała coś podobnego słuchając utworu. To było dla mnie zabawne – obserwować, jaką rolę mogą spełniać utwory, które zawsze odbierałam całkiem abstrakcyjnie. A już ostatnia sekwencja, ta, w której Jack lata po hotelu z toporem, a której towarzyszy Jutrznia z wielkopostnymi kołatkami i chórem, miała dla mnie posmak surrealizmu. Ale trzeba przyznać, że wszystkie te fragmenty spełniają swoje zadanie. Ciekawam, jak odbierali samą muzykę ci, którzy nie znali jej wcześniej i posłuchali potem samej, bez filmu… Ile jednak zależy od kontekstu.
A co do Lontano, jakoś trudno mi sobie było wyobrazić udział tej muzyki w tym filmie. No i szczęśliwie było jej niewiele. Ten utwór ma dla mnie coś w sobie czystego, budzącego respekt, jakąś siłę, ale siłę pozytywną. Wzrusza mnie i właściwie nie wiem, dlaczego.
Komentarze
Alla: 2008-05-29 o godz. 23:11,
kontrpropozycją? Serio? Czytając Gretkowską ani przez chwilę nie czułam, żeby manipulowała, przeciwnie – jest do bólu szczera, co jest jej atutem od zawsze . Na temat „gierek” polecam Erica Berne, wszystko. Nie zostawił Berne żadnych wątpliwości… I słusznie.
PS. A i Abraham Maslow, żeby światła było więcej.
Muszę obejrzeć jeszcze raz. Bo oczywiście Pendereckiego rozpoznawałem, ale nie wszystko i nie zawsze. Nie skupiałem się na muzyce — raczej ze zdziwieniem odkrywałem, że ją znam.
Swoją drogą cały czas zastanawiam się, jak tę muzykę odbierali ci widzowie, którzy na samo nazwisko Penderecki wyłączają radio/telewizor/wieżę….
‚Swoją drogą cały czas zastanawiam się, jak tę muzykę odbierali ci widzowie, którzy na samo nazwisko Penderecki wyłączają radio/telewizor/wieżę….’ – nie zauważyli, że to Pender… 😉
Pomyśleli, że to niezła muzyka do filmów grozy 😉
Ośmielę się twierdzić, że widzow, którzy WIEDZIELI, że w czasie filmu towarzyszy im muzyka Pendereckiego, był promil, a może jeszcze mniej. Poza tym – wykorzystane utwory muzyczne są wymienianie na końcu bardzo, bardzo długiej listy nazwisk osób, współpracujących przy filmie. Czytaniem tej listy zajmuje się też taka liczba osób. Ale osoby interesujące się muzyką wiedzą i sprawdzają tę listę. Wg encyklopedii Halliwell’s Filmgoer’s Companion – najczęściej w filmie wykorzystywano muzykę Czajkowskiego (mowa tu o filmie amerykańskim i brytyjskim), Rachmaninowa i Mussorgskiego ( kuranty ze sceny koronacyjnej Borysa Godunowa były użyte w horrorach ponad 20 razy, 5 razy jako cytat dosłowny i w trawestacjach). Od roku 1960 Czajkowski i Rachmaninow, jako zbyt w filmie oklepani, poszli w odstawkę – a zaczęła się do filmu przedostawać muzyka barokowa i współczesna. Dodam od siebie, że w filmie Upiór w operze – wersja z 1943 r. najpopularniejsze kawałki Czajkowskiego posłużyły do sklecenia opery, którą bohaterka wykonuje. Nie jest to naturalnie ani Dama pikowa ani Oniegin – ale melodramat -z napisanymi ariami (z angielskim tekstem) do fragmentów Kaprysu włoskiego i Jeziora łabędziego (!).
Są w sieci strony na ten temat, np.
http://home2.pacific.net.sg/~bchee/movies.html
To o mnie. Oglądam, słyszę, i często nie wiem co słyszę. Listę na końcu czytam zawsze i złoszczę się, że nie wiedziałam. Ze względu na takich jak ja, powinna być na początku.
Zgadzam się z Piotrem, który przy tej okazji stał się autorem kolejnego horroru p.t. „Poszukiwania promila”
Idziemy do kina, w którym na seansie „Lśnienia” było 150 osób. Już w trakcie seansu posługując się kalkulatorem napędzanym dynamem liczymy: 150: 1000 = 0,15. Jeszcze ok. pół godziny do końca seansu a my już wiemy, że nie będzie lekko… Jak uzyskać promil? Na szczęście o naszych poszukiwaniach wiedział znajomy z Texasu John Pieceofman i na czas kurierem, przed końcem seansu dostarczył nam tamtejszą słynną piłę. Pozostaje tylko wytypować wychodzącego z najgłupszą miną – bez wątpienia nie wiedział, że słuchał Pendereckiego – i użyć narzędzia…
Tak uzyskany promil będzie stanowił nieżywy dowód racji Piotra.
Po kinie zbadamy telewizję. Udajemy się na typowe polskie osiedle – blokowisko w dniu seansu filmu. Zbadamy najwyższy wieżowiec na osiedlu: 120 mieszkań x 3 osoby = 360 osób. Wspaniałomyślnie zakładamy, że film obejrzą wszyscy. Bogatsi o doświadczenia kinowe, już w trakcie wyświetlania tytułu wiemy, że czekają nas kłopoty. I faktycznie, by wiernie i dokładnie wyliczyć posłużyliśmy się tym samym kalkulatorem. Wynik: 0,36. Lekko podłamani wybieramy na chybił-trafił guzik w windzie, wysiadamy kierując się na wprost, odpalamy texańskie narzędzie, ale formalności musi się stać zadość, więc zdajemy pytanie otwierającemu mężowi: Czy wiedział Pan, że w przed chwilą obajrzanym filmie słuchał Pan muzyki Pendereckiego? Ależ naturalnie, że wiedziałem! Pan się uśmiecha od ucha do ucha. Zaskoczenie nasze trwa tylko chwilkę. Po ułamku sekundy wiemy, że ze słusznej postury pana bez kłopotu wykroimy okrągły promil…..
Promil jest okrągły? 😆
Czy jest muzyka, która wpływa na koncentrację, ułatwia skupienie, nie odrywa, nie podnosi adrenaliny, stanowiąc wartość sama w sobie niejako przy okazji powoduje „laserowe” wręcz ukierunkowanie na temat, którym akurat się zajmujemy?
Jakich utworów powinnam poszukać? Prosze o pomoc.
Są może pewne badania np „Wpływ XXX na koncentrację”?
A może jest to kwestia tak indywidualna, że nie podlega dyskusji?
Alla,
Takie badania są przeprowadzane regularnie co 10 lat od 1900 roku, by uwzględniać powstające nowe utwory. Jak do tej pory wszystkie, bez wyjątku zakończone zostały tym samym wnioskiem: Należy szukać utwora z Loch Ness….
No dobrze, utwora z Loch Ness poszukam, jesli nie znajdę, to sama stworzę.
Ale:
Może indywidualne doświadczenia blogowiczów? Co na was tak działa, czyja muzyka?
Przed chwila mialam kod: aece, skojarzylo mi sie z bach. Niestety cos pozarlo tamten wpis.
A ja horrorow chyba nie lubie…
Pare dni temu obejrzalam „The man who wasn´t there” Coena. Zachwycilo mnie jak atmosfere w tym filmie robia fragmenty sonat Beethovena.
@Alla 11:19 – to chyba jakiegoś panaceum aśćka szuka 😆 To oczywista oczywistość, że na każdego działa coś innego…
Pacaneum dostępne w każdej aptece 😉 😆
No a ja cały czas się szarpię i nie znajduję. To proste – jeśli coś w pełni akceptuję, to nie może być tłem, przestaje byc tłem, staje się bytem i moja podstawowa działalność cierpi, bo zostaje porzucona i lezy odłogiem.
A może nie muzyki trzeba tylko np. Lecytyny 1200 Forte? 🙂
A Rubik? 😉
To już lepiej samemu se coś takiego skomponować…
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=42
😉
Tak, Pani Doroto, aśćka szuka panaceum. A tu wokół kwiatki kwitną, autobusy wesoło pomykają, ptaszki świergolą, muzyczka zaczyna okupowac coraz większa przestrzeń czasową, nowości drukują, ktoś przecież musi to czytać no i weź tu rób coś!!!
Zeen,
no właśnie doszłam do tego samego wniosku. Wszystko wokół rozprasza, no i jak z tym całym światem funkcjonować?!
Jędrzej U:
Rubikiem byłam zafascynowana w czasach gdy grywał po Kościołach. Byłam na takim koncercie, reakcje osób był fasynujące, on oczarował, było wzruszenie, było przezycie, ludzie wychodzili podbudowani, może lepsi. Ja to widziałam. Dlatego nie chcę dyskutowac o kolorze jego włosów, o pop rocku, o niczym takim. Ja naprawdę byłam świadkiem dobrych emocji. I za tamten wieczór – szacuneczek.
Bo to świadczy o tym, że ludzie czegoś aż tak bardzo potrzebują, że aż zadowalają się protezą 🙁 Smutne, ale prawdziwe…
Jeszcze nie wpadłam do ostatniego linka podrzuconego przez Panią Dorotę. Ale kilka lat temu regularnie sie bawiłam na stronie „cantatafe” czy jakoś tak. Z gotowców tworzyło się muzyczkę. Zabawa była przednia, a nawet był konkurs na najlepszy „miszmasz” muzyczny. Udziału nie wzięłam, bo w tzw międzyczasie znudziłam się sklejankami.
Pani Doroto, a ja myślę, że ludzie po prostu nie wiedzą, nie mają dostępu, nikt ich nigdy nie poddał edukacji muzycznej i nie są w stanie sami np. w EMPIKU sformułować pytania o płytę z muzyką poważną. Nie potrafią powiedzieć czego szukają. Dlatego nawet tam nie zaglądają. Dział z poważną jest z reguły odgrodzony. Jest enklawą. Nie potrafią przekroczyć progu własnej niewiedzy. To też mój przypadek.
To prawda. A w moim linku pewnie chodzi o ten sam generator kantat 😉
Utór z Lochów Ness a la Alla:
Część pierwsza (tempo ad libitum)
– jeden kran
– jedna miska
stoper, sól i pieprz do smaku
Podchodzimy do kranu, podstawiamy pustą miskę, odkręcamy wodę, by ciekła minimalnym ciurkiem (ciurek może mieć strukturę nieciągłą). Stoperem możemy świadomie wyregulować tempo. Odchodzimy na bezpieczną odległość. Po początkowym pianissimo, kiedy to woda wypełnia dno miski, następuje stopniowe crescendo.
Część druga – fuga
– jeden kran
– jedna mała miska
– jedna średnia miska
– jedna duża miska
– sztućce metalowe
stoper, sól i pieprz do smaku
Na dnie umywalki/zlewozmywaka układamy część sztućców, kładziemy na nich największą miskę. Wierzch miski przysłaniamy kolejną partią sztućców, a na nich ustawiamy średnią miskę. Wierzch średniej miski przysłaniamy pozostałą częścią sztućców i stawiamy najmniejszą miskę. Odkręcamy kran. Ciurek powinien być o 11-17% silniejszy niż w części pierwszej. Odchodzimy na bezpieczną odległość.
Część trzecia – grande finale
Zwiększamy stopniowo wodny ciurek do maksimum i czekamy, aż konstrukcja runie pod naporem, wydając z siebie kończący klaster, po którym może nastąpić jeszcze pozostający w uszach szum.
Utwór wpływa na koncentrację podczas przygotowania, przez co późniejsza praca jest bardziej wydajna i twórcza. Pozwala na oderwanie oczu od wykonywanych działań. A przy okazji możliwe jest medytowanie przy obieraniu kartofli.
Foma, dzieki, dzięki, dzięki!!! Zapomniałes jeszcze tylko o odkurzaczu i miękkiej ściereczce. I oczywiście dokomponuj gdzies tam kosa/drozda z czeresni Bobika.
Foma,
stworzyłeś piękne słowo „ciurek” na dodatek o strukturze nieciągłej!
Ach jak pięknie ta muzyka płynie…
Mógłbym słuchać ciurkiem 🙂
Siedzisz sobie przed biurkiem,
Jesz kanapkę z ogórkiem,
A tu piękna muzyka
Płynie ci w ucho ciurkiem…
Ciurkiem, sznurkiem, murkiem
pomyka kropla dźwięku
Czyż nie wyda z siebie brzdęku?
Może wydać piękny brzdęk,
Byleby to nie był jęk!
Nie słuchałyście uważnie… Nie śledziłyście partytury…
Wszak sztućce podtrzymujące miski służą do wywołania drżenia, które w pewnym momencie ma przeistoczyć się w brzdęk (pseudonim: klaster).
As simple as code 1234
Jednak jęczy nieszczęśliwa
bo jej spadac już kazano
nie na ziemię chłonną zyzną
lecz do pralki z sen – bielizną
Nie każdy brzdęk jest klasterem (klastrem? 😉 ).
Nie każdy klaster jest brzdękiem…
Brzdęk to ze swej definicji brzmienie krótkie. Klaster, np. wykonywany przez instrumenty smyczkowe, może trwać dłuuugo…
Na przykład:
http://www.youtube.com/watch?v=uwVNoeEIcKc
Może dłuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuugo, ale może chwilkę…
No to wtedy i tylko wtedy jest brzdękiem 😀
A, to teraz wiadomo, skąd Penderecki taki znany na zeenowym osiedlu. Takie klastry to przez pare dni słychać, jak pieniądze z opieki przyjdą…
To zeen w takim miejscu mieszka? 😆
Nieważne gdzie mieszka, ważne gdzie poszukuje promila 😉
Dzisiaj juz na blogu narozrabiałam i namąciłam, ubawiłam się i nadszedł długo wyczekiwany moment podjęcia próby wykonania czegokolwiek.
Próbę niniejszym podejmuję, a blogowiczom życzę ciurkiem płynących miłych chwil i skutecznosci w tropieniu i późniejszym pościgu za promilem!
Szczególne podziekowania dla Fomy za utwór z Loch Ness przyprawiony stoperem, pieprzem i solą. Dedykowany, jak rozumiem – wszystkim kurom domowym a nawet kurom salonowym… 🙂 Foma, ściskam dłoń!
…zaraz się obrazi za dużą literę 😆
Ja od rana próbuję robić cokolwiek, zaglądając tu od czasu do czasu…
Pani Doroto, przeciez ja od 6 rano usiłuję! No i co?! Wielkie, wielkie NIC!!!
foma, duża litera jakoś sama mi się wstukała, nie chciałam cię (Cię?) urazić! Przyjmij przeprosiny!
Już się zbierałem, żeby upomnieć się o swoje małe f.
Tedy dla lepszego efektu upamiętniającego, dedykuję Alli Allo trzy opusu (a właściwie dwa, bo trzeci jest poprawioną wersją drugiego), jakie popełniono na ten tematy w zaprzyjaźnionej zagranicy
http://basiaacappella.wordpress.com/2007/11/26/osoba-i-nick/#comment-1180
ps. Cię jest lepszejsze 😉
Alla! ( godz. 12:04 )
Czyli jednak Rubik był (jest?) dobry na wszystko? To chyba panaceum… 🙂
Ja tam się przyznałem bez bicia juz pod poprzednim wpisem, że nie miałem pojęcia, że to była muzyka Pendereckiego. Mam nadzieję, że nikt mnie za to nie będzie ścigał z siekierą 😉
foma, zadbaj o copyright, ktoś wykorzysta i będziesz miał przciurkane.
Allu:
Jak dla mnie Bach (WTK pod Richterem, Sztuka fugi — wiele wykonań), ale to sprawa bardzo indywidualna. Znajoma pisała doktorat (sktuecznie) przy komplecie sonat Beethovena i tez działo 😉
Co do pytań w EMPiKu… ja już chyba cytowałem pytanie znajomej o płytę (co prawda nie w EMPiKu):
— Ma pan koncerty Chopina?
— A na jaki instrument?
(Do dziś żałuję, że znajoma nie odpowiedziała, że na trabkę wentylową; choć foma zapewne wskazałby na odkurzacz preparowany…)
Mnie to szczęśliwie nie spotkało, choć w czasach, gdy w lokalnym EMPiKu były opisy, typu ‚muzyka instrumentalna’, to miałem niezły ubaw, znajdując tam SMP Bacha (a pod wokalną oczywiście był oczywiście Gould, co jakiś sens zresztą miało…).
No dobrze, połknęłam i zwracam – przeciurkane.
haneczko,
hm, to jest myśl. Chyba złożę na komisariacie jako depozyt, opakowany kilkoma wtapiającymi się, zabezpieczającymi warstwami maskującymi. A jak kto wykorzysta z kopyrajtem, to będę miał na dodatkowe wakacje 🙂
Cy tata cyta Tacyta?
Cy cytata cyta Tacyta?
Tacyta cyta cycata cy tata?
Cel mi się podoba. Pozostaje tylko poczekać na chętnego do wykorzystania fomy.
Na razie partytura trafiła do komisariatu, gdzie jest zabezpieczana.
foma gdzieś wyżej napisał:
„…ciurek może mieć strukturę nieciągłą.”
Ciurek o strukturze nieciągłej to kapek?
Ja tylko słyszałam o słowie kapka 😉
Na pewno jest niekapek. Czyli w świecie antymaterii musi pojawić się kapek.
…czyli dziurawy kubek? 😆
A oto kapka:
http://www.nodig-university.com/ENG_VER/images/kapka1.jpg
Capek też był, dobrze ciurkał.
Niech mi Pani Kierowniczke nie mówi, że nie słyszała słowa okapek….
Okapek czyli zdrobnienie od okapu?
A kapek, co kapał ciurkiem z okapka, to… kto? Ciurek? 😉
Mylny trop…
Jestem pewna istnienia kapiny.
Moja babcia mówiła np.: „Trzeba dać kapinę soli”.
Raz ciurek razem z kapkiem
Wybrali się na trawkie.
Piwko kapało ciurkiem,
Zagryzali ogórkiem
I podśpiewywali chórkiem;
-Evrybody loves sambody…
Raz kapek i ciurek
Skakali przez murek
I murek się roz…
Partutura już skopyrajtowana 🙂 Dzięki haneczko za inspirująca troskę.
A murek pod mur i niech tak stoją oba aż po sądny dzień…
Kapkę mi ulżyło, foma.
Dla niewtajemniczonych: partytura skopyrajtowana 😉
Gdy komisarz czerń obstawia
Zawsze nowy wpis objawia
Chciałbym powrócić do początku, to znaczy do wykorzystywania muzyki klasycznej w filmie – ponieważ akurat przypomniało mi się coś bardzo zabawnego. Dawniej stosunek do muzyki był całkowicie bezceremonialny: często melodramaty amerykańskie z lat 40. jako tło muzyczne mają wyłącznie niemal Czajkowskiego i Wagnera – a tymczasem jako autor muzyki wymieniony jest jakiś tam Albert Newton lub ktoś taki. Jednym z lepszych przykładów, a równocześnie nieprzytomnie śmiesznym kiczem jest niemiecki film z roku 1939 „Był raz bal” Film powstał w okresie zacieśnienia brasterskich stosunków ze Związkiem Radzieckim i bohaterem filmu jest Czajkowski. Wciągnięty intrygą w małżeństwo z tancerką kabaretową – gra ją hitlerowska gwiazda Marika Rokk (o umlaut). Wykonuje ona szpagaty i piruety na stole, wokół podnieconych kozaków, gdy tymczasem Czajkowski umiera z miłości do pani von Meck. Komponuje dla niej romans cygański, którą grana przez Zarah Leander, pani von Meck śpiewa: http://pl.youtube.com/watch?v=m20La_Sg4Dc Najśmieszniejsze jest jednak to, że już w napisach początkowych napisano, że romans Czajkowskiego skomponował – tutaj nazwisko wziętego wówczas dostawcy szlagierów, jakiegoś tam Helmuta Lumpke czy Hansa Schmidta.
Rzecz kończy się melodramatycznie: oboje cierpią – a upojny romans towarzyszy tym cierpieniom.
„Ten” Czajkowski oczywiście nigdy nie umierał z miłości do żadnej kobiety 😉
Nie o klasycznej muzyce chciałam tu wspomnieć, przepraszam za oderwanie od tematu – pare dni temu ogladałam film „Plac Zbawiciela”, w którym muzyki prawie wcale nie ma. Tylko jako przerywnik między poszczególnymi częściami, ilości szczątkowe.
Jesteśmy tak przyzwyczajeni do muzyki w filmie, że jej brak uderza natychmiast. I tworzy swego rodzaju niesamowitą atmosferę, robi się „dziwnie”. Nie uważacie?
No jest coś takiego. W zeszłym roku, jak umarł Bergman, rozmawialiśmy tu też o ciszy, która krzyczy w jego filmach (a i on często korzystał z muzyki klasycznej).
O kiczydłach filmowych na temat kompozytorów też już tu było:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=28
Dla mnie muzyka poważna w filmie kojarzyć się będzie zawsze z Wagnerem i „Czasem Apokalipsy”.
Z drugiej strony chciałbym obejrzeć „Piotrusia i wilka” z baletu Prokofiewa.
O tak Torlin, to niezapomniana scena. Ileśmy sie o niej nagadali z panem mężem!
Na ogół mam ten kłopot, że gdy wsiąknę w film, przestaję go rozbierać na kawałki. Muzyka, montaż, scenografia i reszta są jak ułożony puzzel, zlewają się w całość.
Muszę obejrzeć jeszcze raz, żeby pomyśleć o każdym kawałku układanki. Najłatwiej dostrzegam obrazy, kompozycję. Z muzyką jest duży problem, bo wiedza mizerna. Wy usłyszycie Pendereckiego u Kubricka, ja dowiaduję się po przeczytaniu listy.
Apocalypse Now? Nie Walkirie, ale to mi się kojarzy:
http://www.youtube.com/watch?v=aCUQtbZ3Tbs&feature=related
Haneczko,
ja ze szkoły pamietam „a co poeta chciał przez to powiedzieć?”. Katorga dla ucznia i nauczyciela.
Po mojemu rozumieniu film składa się z wielu sztuk i po licho analizować, jesli całość trafia. Tak jak
…ten wiersz jest żyłką słoneczną na ścianie 😉
No i tu ktoś doskonale mi wyjaśnił, co „poeta miał na mysli”. „Senkju”, chciałoby się powiedzieć. Cytat:
„Krzysztof Kamil Baczyński „Sur le pont d’Avignon” interpretacja.
Wiersz „Sur le Pont d’Avignon” Baczyński napisał w szpitalu, będąc w nim w kwietniu 1941 roku. Nie ma w nim typowego katastroficznego i pełnego mroku obrazowania.
Ten wiersz jest żyłką słoneczną na ścianie
– stwierdza sam poeta. Wydaje się, że poeta chce odpocząć od bólu, od okrucieństw wojny. Szpitalne otoczenie nie budzi w nim strachu. Raczej znajduje w nim ciszę, ukojenie, jest pod troskliwą opieką lekarzy, ktoś się o niego troszczy, nie musi walczyć o każdą sekundę życia jak to zazwyczaj jest na wojnie. Można sobie wyobrazić, że Baczyński leży na szpitalnym łóżku i obserwuje tańczące na ścianie świetlne refleksy. Może jest to pierwszy dzień wiosny, pierwszy tak słoneczny – wiersz został napisany, przypomnijmy, w kwietniu. Widok słonecznych refleksów wesoło skrzących się na ścianie wywołuje w poecie przyjemne skojarzenia z wszystkimi wiosnami, które przeżył i widział.”
… a ten wiersz i żyłka słoneczna na ścianie zupełnie inaczej mi się kojarzy, OK?! 😉
Skoro Panią, jako (cytuje): „za starego wróbla” (koniec cytatu) nie stresują sztuczne horrory, to który z horrorów ekranowych uważa Pani jako prawdziwy ?
Mówiąc szczerze, to Penderecki w „Lśnieniu” nie ruszył mnie tak, jak ruszył mnie podkład muzyczny dobrany do „Mechanicznej pomarańczy”. Purcell, Rossini, Beethoven, Elgar czy Rymski-Korsakow, no i oczywiście „Dancing In The Rain”, a wszystko z wiadomą akcja na pierwszym planie. Jeśli chodzi o efekt ogólny, to „Lśnienie” blednie przy „Pomarańczy”.
Sztuczne czyli ekranowe horrory w ogóle 😉
Prawdziwe są tylko w realu…
Wszystko jak zwykle sprowadza się do de gustibus, Jacobsky (a propos Pomarańczy).
Mnie w ogóle lata i powiewa, kto napisał muzykę, kto scenariusz, kto scenografię robił – film to jest sztuka złozona i ważne, żeby wszystko zagrało. Dopiero jak mnie coś tknie… tak jak Torlin Wagnera z Apokalipsy, tak ja z kolei The Doors 😉
Wiedeńskie róże :
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/RE
Prześliczne! Ale te małe białe na drugim zdjęciu to chyba coś innego…
Niezabudki czy cuś , robiłem po piątej rano to mogłem się pomylić 🙂
Oczywiście, że najbardziej lubię zapach napalmu o poranku. Link Alicji to słynne The End Doorsów – ta sekwencja jest chyba najlepsza w całym filmie.
Sam utwór jest niesamowity. Wykorzystany w filmie jest jeszcze lepszy – sądzę, że tą sekwencję reżyser nakręcił inspirowany tym utworem.
Film jest sztuką wykorzystującą najwięcej dziedzin twórczości, jest sztuką możnaby rzec totalną i żaden Hoko nie będzie mi tu pisał: Eeee tam film… bo wiele filmów będących ekranizacją literatury, okazało się lepszymi dziełami niż pierwowzory. A porównywać oczywiście nie ma co – każda dziedzina sztuki ma swoje arcydzieła i pytanie co lepsze jest bez sensu….
Taaak, ten kręcący się wentylator i to stłuczone lustro. No miodzio 🙂
5566
takie kody mnie scigają…
No właśnie, film. Wszystko tam można. Byle z sensem 😉
A propos ekranizacji, to „Ziemia obiecana” jest wspaniała, a i „Wesele” nie jest złe.
Wyobrazcie sobie, że czytacie wiersz. I ten sam wiersz za chwile czyta wam Gustaw Holoubek. Ja już to słyszę…
Ale Baczyńskiego to tylko Demarczyk 😉
Zwróćcie uwagę, że sceny komponowane są jak muzyka: rytm, tempo, kulminacje… Jestem pewien, że większość twórców filmowych – wszak dotyczy to nie tylko reżyserów, także operatorów – inspirowanych jest muzyką. Można przeczytać w rozmowach z nimi jak wielką rolę muzyka gra w ich inspiracjach. Możnaby o tym bez końca, ale wiemy o co chodzi 🙂
No wiemy 🙂
Wiemy o co chodzi. A że jest piątek wieczorem to może coś bardziej skocznego ale i filmowego zaproponuję:
http://www.youtube.com/watch?v=zoUEMZnibS8 😀
Alicjo są filmy płaskie, i nie dlatego ze wyświetla się je lub oglądane są na płaskim ekranie. Są te które wymieniłaś. I one zrozumiale są tylko dla niewielkiej planetarnej publiczności. No powiedzmy krajowe. I jest kino przez duże K, które pomimo oglądania na płaskim ekranie ma wiele wymiarów. Traktują o problemach będących cały czas aktualnymi. Są ponad czasowymi. ich struktura jest tak zbudowana ze myślisz o tym jak toto powstało, jak mogło do tego dojść. I nie masz się do czego doczepić. Ze kamerzysta jest w delirium, cater nie czuje rytmu blusa, a ci od światła zdają się tylko na to, ze ono świeci. A im jest bez różnicy czy prosto w mordę czy w plecy i czy to konweniuje z następną sceną. O cholera ponownie musze się podrapać. Szlag niech trafi te weszki w płynie.
Pani Kierowniczko, czy mogę już rozluźnić muszkę?
@ Quake – jak oni tańczą 😆
@ zeen – początek weekendu to chyba dobra pora na rozluźnienie muszki…
Zbliża się północ.
Nie, nie pomyliłem blogów!
Rzeknę dzisiaj u Pani Kierowniczki. 🙂
Piszecie o Kubricku, ale nikt nie wspomniał słówkiem choć marnym
o innym jego fantastycznym… bardzo filmie.
A zaczynało się tak….
http://www.youtube.com/watch?v=3WsDrcMXqQw
Mnie, prostego antka wciska w fotel.
Co ciekawe, zamówiona przez Kubricka do tego filmu muzyka została napisana, ale nie zagrała w filmie. Była to dla kompozytora kompletna niespodzianka, co zagrało usłyszał ponoć dopiero na premierze filmu.
Zagrała klasyka.
Powiecie mi co tam jeszcze było??
No był Ligeti – Requiem, Lux Aeterna, Atmospheres i Aventures. Było też oczywiście Nad pięknym, modrym Dunajem i kawałek z baletu Gajane Chaczaturiana.
Muszę powiedzieć, że ten film mnie jakoś strasznie wkurzał, a ten Modry Dunaj wręcz do pasji doprowadzał. Trudno mi dziś wytłumaczyć dlaczego. No i wkurzał mnie obelisk, a finał – to już po prostu… Ciekawe, jak oglądałabym to dziś.
zeen, jak tam idzie rozluźnianie muszki?
Dziękuję. Rozluźniona przypomina komara, zatem pozwoli Pani, że zdejmę:
Fajny film wczoraj widziałem….
Momenty były…?
Maaaaszsz…
A widać było twarz?
Nie spoglądałem,
Choć bardzo chciałem,
Bo się odkryły
Wdzięków przybyłych
Do kina twarz….
Poli Raksy?
Maaaszszsz….
To Ona była?
Niech mnie mogiła!
Nie strasz!
Bo na początku wstępnego wątku
Poszli na całość….
Jak to?
A tak to,
Nalał jej wrzątku (rozumiesz 😉 ) i od początku
Ona w tym watku
Odkryła ciałość…
Ojjjjjj….
Duuuuże, niebieskie oczyyyy….
Jędruś, bo serce mi wyskoczy….!
No więc zaraz po tym jak odkryła…
Mów Jędruś, mów…
To się niestety scena skończyła!
Ale chamy!
No!
To znaczyć może ze spełnił oczekiwanie skoro wierci dziurę i o nim się mysli
A w Krakowie trwa właśnie Pierwszy (Międzynarodowy 😉 ) Festiwal Muzyki Filmowej. Przed momentem wróciłam z koncertu plenerowego (na Błoniach) Erica Serry z zespołem (muzyka do filmów Luca Bessonsa)… Oj, ale super było!… I nawet noc cieplejsza, niż poprzednie! 🙂
Może i tak, arkadiusu… Jeśli tylko o to autorowi chodziło 😉
Mam pytanie do Ciebie Arkadiusie,
czy właściwie odmieniam Twoje imię?
he he…
Ja powtórzyłam odmianę stosowaną w sąsiedztwie 😆
No, zdarza się każdemu potwarzać….
Potwarzam dziś potwora
Wrzuconego do wora,
A może utwora
Z Loch Ness – czy wiess?
Wesssssss….
Dżesssss.
Odkryłem z tym ryłem już byłem
I dość
I wyłem, smędziłem, schudnyłem
Na kość
Nie bendem jusz zżendem
Bo bloguf nabendem
Z miłość….
Ą że nas ktura
Pofstszyma kóltóra
Ondość….
o blus
nie rozumiem jus
co to ondość jest
i jaki to oznacza gest
Kozakiewicza może
o booooże
paruraruraru…
I Ty Nieboże
Z renkom na łorzu
Lerzoncom słabo tak
Nie widzisz srorze
Jak temu gożej
Nasze mowy nie wsmak….
zeenecek w łózecku?
jak siemasz kotecku…
czy to juszszsz spać pora
dla z Loch Ness… utwora?
Pitolili dwa Michały;
Jeden na wpół, drugi cały…
Ten, co pół obalił prędko
Dzielił się natychmiast chętką
Byle rozlać drugą prędko….
Lecz nie w każdym jest gotowość
By mu sprawdzać narodowość
I tym samym mając już dość
Wszystkim wrednym tu występkom
Nawet biorąc za przeciętną
To nierówny z niego gość…
Jak już się zaczyna o sprawdzaniu narodowości, to idę spać. Dobranoc.
Tyś jedna Dora
Mego upiora
Broniła dzielnie
Będąc oddzielnie
Ja wbijam swe kły
I co kto rzekłby
W zęby mu siekłbym
Chętnie
Bowiem ja lubię
Jak mam dość w czubie
A cóż po sztubie
Mięknę….
Nie takich dzisiaj
Widział obyczaj
Choćby się przysiadł
Nie lubię
A jak masz sprawę
Dobrą zabawę
Wzięłaś.
Pisania ławę
Blogową sławę
Ty masz….
Zwracam uwagę na wrażliwość naszej Pani Kierowniczki. Niech nikt się nie waży wspomnieć tu choćby słowem o narodowości, bo jeżeli się odważy, to czeka go zasłużona kara. Ja nawet nie sięgnąwszy tych rejonów dostałem po dupie. Wszak mi się należało.
Ale w tajemnicy Wam powiem, że zanim mnie pani Kierowniczka wyklnie, to ja sam powiem, że jestem Dupelkłbam… Nie wiem dlaczego, wszak to inteligentna bestyja…..
Josek Zeenebaum.
Wracając do Lśnienia i do muzyki Pendereckiego: czy ktokolwiek jest w stanie, w tej chwili, zanucić choćby jeden kawałek z podkładu muzycznego do tego filmu ?
A wielu kompozytorom udało się napisać nie tylko muzykę do filmu, ale również stworzyć rozpoznawalną sygnaturę muzyczna danego obrazu ekranowego. Przykładem niech będzie choćby „Psycho”, żeby trzymać się konwencji dreszczowca.
Albo „Ptaki”, skoro już mowa o Hitchcocka… 😉
Przyklady można mnożyć
Niemniej rację Ty masz
Będąc w siódmym niebie
Nie ma co się srożyć
Trza się spać położyć…
Ale warto z siebie
W dążeniu do nieba
Wtedy kiedy trzeba
Miłość oddać glebie
Czołem waląc w glebę
Nie będąc efebem
Nie licz
Że się spotkasz z chlebem
Będąc wszak efebem
Zamilcz…
Zatem przyszła pora
Milczenia.
Czy Mądra Dora
Się zmieni?
Dobrej nocy życzę
I na nic nie liczę
Jeno,
By jasne oblicze
Górę brało liczniej
Radości siłą….
Jacobsky,
masz rację. Ale każdy potrafi może nie zanucić, ale skojarzyć muzykę z filmu „Szczęki”, nieprawdaż? 😉
Ja kojarzę też z „Ojca Chrzestnego” oraz „Love story”.
No ale ja jestem stara generacja.
Gdyby się tak zastanowić, pogrzebać w zakamarkach pamieci, to byłoby tego więcej.
Play it again, Sam!
Czy nie jest przypadkiem tak, ze odbior muzyki w filmie zalezy od sluchu/wyksztalcenia muzycznego itp.?
przyklad: ogladam w kinie jakis film z moja corka. Ja odbieram film jako „calosc”. Ona po powrocie do domu siada do pianina i cos zaczyna grac. Ja nie wiem co. Ona: „nie pamietasz???? przeciez to z filmu, slyszalas to godzine temu”.
A ja musze obejrzec ten film jeszcze raz i wtedy dopiero zapamietam jakies motywty….
Horrorów nie lubię i nie oglądam, ale Doorsi -o tak!!! The End zwłaszcza. Pełna zgoda.
Wczoraj nie miałam czasu zajrzeć, tak więc dziś z samego rana uśmiałam się do łez z tematyki muzyczno- hydraulicznej. 🙂
foma wielkim kompozytorem jest!
Dzień dobry!
Muszę coś prywatnego wyznać. Podobno ludzie dzielą się z natury na skowronki i sowy. Otóż ja nie jestem ani jednym, ani drugim ptaszkiem. Z trudem kładę się spać po północy i z trudem wstaję rano – no chyba że jakieś wyjątkowe okoliczności 🙂
Tak więc regularne kładzenie się spać po pierwszej – a tak się dzieje ostatnio regularnie, bo sobie tu gadam z Wami miło i bardzo to zresztą lubię – co jakiś czas powoduje kryzys: muszę iść spać i tyle. Potrzebuję tych ośmiu godzin 😆 Zazdrościłam zawsze tym, co potrzebowali mniej…
Tak że zdarza się, że o godz. 1:00 nie jestem w stanie śledzić meandrów zeenowych wypowiedzi ze zdjętą muszką i po prostu muszę się wyłączyć. I nie sądzę, żeby miał coś złego na myśli – w końcu znamy się przecież nie od dziś… Znamy? Jak nawet nie widzieliśmy się na oczy? Chyba jednak troszeczkę 🙂
Jacobsky: Penderecki w Lśnieniu faktycznie nie do zanucenia, ale Bartók – nawet tak, tylko że ja dobrze znam ten utwór… A czy muzykę z Ptaków da się zanucić? Też raczej problematyczne…
Witam melodię (czy kiedyś nie wpisała się tu przypadkiem jako Mela?). Na pewno często wykształcenie muzyczne pomaga w zapamiętaniu melodii, no, a już zwłaszcza w umiejętności powtórzenia jej na instrumencie 🙂
Świat mi się wczoraj zadział. Wykonałam wyjątkowo długi, jak na siebie, wpis i maszyna się zacięła. Odcinałam ją potem prawie do północy. Klawiaturę czyszczę, ekran odkurzam, w klocek nie kopię. Za co, pytam się, za co? I to przy filmach 🙁
Pani Doroto, dzielę na dzienniki i nocniki. jestem to drugie.
A nie jest tak, że melodie zapamietuje sie ot, po prostu – bo towarzyszy jakiemus zdarzeniu, a nie dlatego, ze to akurat Pende albo inny Bartok? Muzyki ze „Szczęk” też nie za bardzo da się zanucić 😉
Mnie się bardzo często z muzyką kojarzą kojarzą wspomnienia. Słyszę Shine on You Crazy Diamond (dobra dobra, to nie Bach!) – i jestem w Wyoming 1986, jadę swoją działkę 300km, i ten kawałek jak nic pasuje mi w krajobraz – pustka, pagóry i tak jakoś…
Ile razy to słyszę, tyle razy widzę i czuję i pamietam zapach, i to jest tylko jeden pierwszy z brzegu przykład.
Potwierdzam: nic złego na myśli, bo po prostu brakło myśli 😉 🙂
Dziwne są te mechanizmy ludzkiej główki. Ja to mam zboczenie zawodowe, bo chyba poza uczniami szkół muzycznych mało kto poznaje Bartóka w szkole podstawowej, więc nie ma mnie co liczyć. Melodie zapamiętuje się z różnych powodów: bo wpadła w ucho albo bo się kojarzy właśnie (to tak jak np. z zapachami rzeczywiście)… Jeśli ktoś jest słuchowcem, czy też kierowany jest w tę stronę przez wykształcenie, częściej będzie zwracał uwagę na melodię – to także przypadek córki melodii @ 5:58. Jeśli nie jest wyczulony na to – zauważy albo nie.
zeen 😉
Ludzie i zwierzęta dzielą się na dzienniki i nocniki, ale ja się pytam, dlaczego świat jest dostosowany tylko do tych pierwszych? Wtedy, kiedy nocniki mają najlepszą formę, najbardziej zakręcone pomysły i najwięcej chęci do pracy, każe im się iść spać, bo rano do roboty trzeba wstawać. A potem w robocie taki nocnik pierwsze kilka godzin z trudem dochodzi do siebie i wydajność z ha obraca mu się koło zera, a jak zacznie wreszcie jako tako funkcjonować, to akurat jest fajrant. Nie dość, że to niesprawiedliwe, to jeszcze jakie bez sensu! 🙁
No, to zależy, jaką sobie człowiek (czy pies) pracę wybierze… A pies-nocnik to doprawdy oryginalne zwierzę 🙂
Bobik, jestem z tobą, całą moja nocną duszą!
Rano mogę wykonywać czynności automatyczne, myślenie wykluczone. Z tym, że moje rano musi kończyć się 9:00 punkt 🙁
d58d – czy to był taki zły rocznik 👿 Wypraszam sobie.
a co mają powiedzieć biedne dzienniki /wolę określenie skowronki i sowy niż dzienniki i nocniki, nocnik nieladnie mi brzmi/, przychodzi szara godzina i biedaki przestają myśleć, a o godzinie 10 wieczór nieodwolalnie chcą spać? 😥
Ech, takie czasy, że już coraz rzadziej człowiek wybiera pracę, a tylko się cieszy, jak praca wybierze człowieka. Chociaż w Polsce teraz podobno jest rynek pracobiorcy, ale obserwując różne tryndy zakraczę złowieszczo, że to może minąć. A psy mają jeszcze gorzej, bo muszą dostosowywać swoje biorytmy do ludzi i owiec. 🙁
Skowronki w świecie pracy, urzędów, sklepów, szkół, itd. mają łatwiej, ale jak chodzi o blogowanie, to przyznaję, chyba jednak trudniej. 🙂
Jest i tutaj parę dziarskich skowronków. Jak siadam z mojego rana do blogu, zwykle coś już napisali a cappella i PAK. U a cappelli z kolei jest jeszcze parę rannych ptaszków i tak sobie rano świergolą 🙂
Osobiście uwielbiam czerwiec ze względu na długie dni. Cudownie jest wstać po czwartej ! Słonko już świeci, ptaszki śpiewają, inni śpią i nie rozpraszają. Tylko pracować!!! Miałam jednak taką koleżankę, która cały dzień przesypiała a w nocy wszystko robiła.
Pamiętam swoje zdziwienie, gdy zadzwoniłam do swojej ( innej) koleżanki w niedzielę czyli dzień wolny, było zaraz po 17.00 a ona do mnie ,że właśnie wstała i zaczyna dzień :schock:
Oczywiście na końcu mialo być 😯
Bobiku,
naprawdę skowronki mają ciężko z tym blogowaniem, bo mogą dopiero rano poczytać co sowy napisaly, przez co biedaki są mocno do tylu, no i w dyskusji nie mogą brać udzialu, bo gdy chcą coś napisać, to już jest musztarda po obiedzie. 😥
Dlaczego? Właśnie rano są często bardzo ciekawe i merytoryczne dyskusje. Kiedyś już tu wymyśliłam, że poranny dywan to – z rosyjskiego – kanapa do zasiadania, a wieczorny dywan – to dywanik do baraszkowania 😉
Pani Doroto,
muzyke z „Ptakow” bardzo latwo zanucic. Wystarczy po prostu zamknac usta i nie produkowac zadnego dzwieku… Mozna to nazwac „Brzmienie ciszy”.
Alez dla blogu to doskonale, ze sa nocniki i dzienniki, przynajmniej zawsze cos sie dzieje. A ok. 4 nad ranem, gdy nawet najwytrwalsi padaja, jeszcze zawsze mozna liczyc na Alicje! 😀
Jacobsky, w „Ptakach” jak najbardziej jest muzyka – niejakiego Bernarda Hermanna:
http://www.youtube.com/watch?v=FOEbym7m-i8&feature=related
Pani Doroto,
przykro mi, ale autor klipu z jutuby dodal muzyke do istniejacej sceny, w orginale bez muzyki.
Wystarczy przeczytac dyskusje pod klipem. Oto fragment (wypowiedz autora klipu)
wannabefilms (2 weeks ago)
Reply
Yeah it was a really strange feeling when I came across this particular cd of Herrmann’s themes. I ended up not having to speed up or slow down the recording, but I did have to sync it down to the split second Thanks for the other suggestion, by the way. I’ll check it out!
stephanie81970 (1 month ago)
omg… as much of a favorite all time movie scene that this is of mine, to hear it set to musik, is… is… awesome. thank you for presenting this.
deliveryninja (3 months ago) Show Hide
Very cool, it definitely adds a much different effect when watching this scene.
DrFranklin (9 months ago)
What crystal ball are you using to find these amazing coincidences between completely unrelated movies/soundtracks?! I want one!
Z jutuba trzeba ostroznie, jak z wikipedia.
Imdb.com, encyklopedia jesli chodzi o filmy, podaje tylko dwa elementy muzyczne jesli chodzi o Ptaki:
# „Risseldy, Rosseldy”
(„I married my wife in the month of June”)
Derived from the traditional Scottish folk song „The Wee Cooper o’Fife”
Sung by the schoolchildren
# „Arabesque nr. 1”
Claude Debussy
Played on the piano by Tippi Hedren
Pozdrawiam
Sorry, nie spojrzałam, zanim wrzuciłam 😉 Tam jest masa klipów z dodaną inną muzyką. Ale Herrmann przy tym filmie robił.
Ja tam nie mam skrzywienia zawodowego 🙂
Wręcz przeciwnie. Rozpoznaję tylko znane klasyki i może coś plus, bo duszoszczipatielnyje i się przyczepiło. No i jest ta potrzeba duszy chyba. Nie samym bluesem czy rockiem człowiek żyje!
Od urodzenia towarzyszył nam dzwięk. Pewnie bym lepiej przeżyła utratę wzroku, niz słuchu. Mogę nie rozpoznawać Bartoka czy Pendereckiego, ale to nic. Muzyka w tle ma być. Po prostu musi.
Pani Kierowniczko,
Ale ja bym też chciala pobaraszkować de temps en temps 😉
… a z tą utrata słuchu to nie żartuję, mamy sąsiada, który tak z dnia na dzień i bez wyraznej przyczyny. I jak zawsze z Frankiem mozna było przystanąć, pogadać, tak teraz się nie da – trzeba mieć kartke i cos do pisania. A ponieważ on sam siebie „wewnętrznie” nie słyszy, mówi coraz bardziej niewyraznie. Teraz unika kontaktów, bo myśli, ze to dla nas wielkie poświęcenie, wysłuchać go. A gdzie tam.
Miałem ciotkę – wspaniałą, kochającą, przeżyła obóz koncentracyjny, po wojnie dbała o rodzinę, sama dzieci nie mając, na stare lata utraciła słuch.
To było ciężkie doświadczenie tak dla niej, jak i dla opiekującej się nią kuzynki, która wykazała się przytomnością umysłu…
Zabrała ciotkę do laryngologa, który oczyścił uszy do badania i standardowo pyta: nazwisko? I usłyszał odpowiedź 🙂
O higienę wszelkich organów dbajcie kochane dziatki 😉
„Myjcie się dziewczyny, nie znacie dnia ani godziny” (-) J.I.Sz 😉
Jędruś,
pamiętam, ze za młodu uganiałem się za dziewczynami, tylko za nic nie mogę sobie przypomnieć po co….
😉
zeen,
Frankowi robiono tomografię i wszystkie badania, bo podejrzewano jakiegoś guza mózgu, uciskajacego to i tamto, i tak dalej. Gdyby to była sprawa mycia uszu, to byłoby proste. Frank za chwile będzie miał 80 lat. Lekarze podejrzewaja, ze skoro nic nie znalezli, to po prostu uszy odmówiły posłuszeństwa i nie słuchają.
Jedrzeju U. – a wy chłopaki to co, ha?!
zeen, skleroza to jednak straszna rzecz 🙂
Sushione ubuntu.
http://alicja.homelinux.com/news/img_4559.jpg
Alicja: myślałem, że ubuntu to jakaś wersja Linuxa jest 🙂
Dzień dobry wieczór.
@Alicja
„(…) Jedrzeju U. – a wy chłopaki to co, ha?! (…)”
Chyba się zbłaźnię, bo każdy to zna (?), ale co tam:
„Chłopaki zmieniajcie gacie, bo też nie znacie!”
Quake,
zbawienie…. weź teraz pamiętaj i nie móż….
A tak? Żyjesz sobie spoko i nic cię nie szarpie 🙂
„I tak stanęła kropka nad ypsylonem…” 🙂
zeen, naszym hasłem powinno być: stary człowiek i może 😉
No i wróciliśmy do gaci 😉
Co do głuchnięcia, zdarzają się takie historie, jak opisał zeen, ale zdarzają się i zupełnie inne. Widziałam, jak głuchnięcie zmieniało moją matkę – też, jak sąsiad Alicji, coraz bardziej zamykała się w sobie. Miała aparat, ale strasznie się go wstydziła i nie chciała nosić. Bardzo to było przykre.
Ale co my o takich smutnych przy sobocie…
Byłam dziś na fantastycznym koncercie – grała Orkiestra Szwajcarii Romańskiej, dyrygował Marek Janowski. W pierwszej części II Koncert skrzypcowy Bartóka, który bardzo lubię; grał niejaki Boris Brovtsyn, urodzony w Moskwie, ale po studiach w Londynie, świetny. A w drugiej części – VII Symfonia Brucknera, którego w ogóle znoszę z trudem, ale oni grali tak, że dech zapierało. Tak to ma być – orkiestra jak jeden organizm.
Quake,
dobrze myślałeś, Ubuntu jest na drugim komputerze, a tutaj najstarsza wersja, Slack 🙂
Ubuntu to jest taka całkiem przyjazna wersja Linuxa, żeby ludzi nie odstraszyć.
W Kierowniczce nasz siła
Dobrze, ze się objawiła 🙂
Jędruś,
pomóż, nie chwytam kontekstu – Stachura i owszem, ale do czego?
Quake,
Tyś przecie młody, chyba tej wspólnoty ze starym zgredem jeszcze nie powinieneś czuć 😉 🙂
Pani Kierowniczko,
jutro będę miał – mam nadzieję – przyjemność słuchania live Jana Garbarka w kwartecie. Wiem, że pojutrze jest w Warszawie, wybiera się Pani?
zeen!
Moguncjusz ( 23:16 ) w pewnym sensie postawił kropkę… 😉
No niestety nie. Kiedyś byłam w kontakcie z dziewczynami z firmy Jazz raz po raz, która te koncerty organizuje, w czasach, gdy jeszcze ograniczały się tylko do Katowic. Od czasu ich ekspansji na kraj jakoś kontakt straciłyśmy. Pozostały mi na pamiątkę filiżaneczki z autografami jazzmanów, m.in. Gonzalo Rubalcaby – pyszny gość 😉
http://www.youtube.com/watch?v=s4HPqJyBMrU
A tu Gonzalo z Chickiem:
http://www.youtube.com/watch?v=WYQgUP7qqc8&feature=related
A wiecie, że Return to Forever się reaktywuje? Niedługo będą w Polsce 😀
Wam to dobrze. A ja, Ubuntu czy nie, zaraz włażę pod biurko – burza straszna!
Czego jak czego, ale burzy nie za bardzo….
Burza czy nie burza – trzeba się zrelaksować przy sobocie:
http://www.youtube.com/watch?v=m3GCaB3y04Q 🙂
Jędruś,
ciemno, nie zauważyłem 🙂
Pani Kierowniczko,
umawialiśmy się z kolegą na ten koncert, on z Kalisza, więc ma blisko (Ostrów Wlkp.) miał kupić bilety. Poszedł do sklepu muzycznego a tam mówią: już nie ma… No to poszedł do miejsca koncertu i słyszy: nie ma….
Miał właśnie strzelić sobie w łeb, już wyciągał łuk i nagle wchodzi pani do kasy i mówi do kasjerki: przyniosłam bilety na dostawkę….
A dostawka to jest rząd krzeseł ustawionych przed pierwszym rzędem widowni 🙂
Mamy na samym środeczku 😆
Akustyka tam ponoć niezła, sala nie za duża, jest nadzieja, że będzie dobrze słychać.
Szczęściarze 😀
Chociaż Garbarka to ja różnie…
No to trza było od razu mówić, przecież nie każdy musi się znać na dobrej muzyce 😉 😆
Niech będzie, że się nie znam 😆
Za bardzo mi smędzi czasem. I tak jakoś chwilami popowacieje…
Witam prawie nocnie, a juz na pewno Dniodziecieco
Ja z innej beczki, bom w innych zawirowaniach, ale widac taki juz moj beczkowy los.
W Wysokich Obcasach ukazal sie dzis artykul na temat Wiery Gran. Jakos tak widac trzeba umrzec, zeby inni sie zainteresowali, ale ponoc to nasza narodowa specjalnosc.
I na uzupelnienie tekstu Joanny Szczesnej mialam dzis spektakl w Teatrze Laboratorium. Maestro Abramowa Newerlego w rezyserii Anny Smolar. Ciekawe przedluzenie tematu, na dodatek napisane wokol wizyty Rubinsteina w Polsce w latach osiemdziesiatych. Polecam. Wielowatkowe i rozliczeniowe z dwiema epokami – z II WW i z atmosfera posolodarnosciowa. Ciekawy tekst, dobra obsada, dzis byla premiera, wiec spektakl musi sie dograc. Warto.
Żeby tylko każdy pop był taki…. 😉
Ja żałuję tylko, że nie będzie genialnej Marilyn Mazur – grającej na perkusji. Będzie Manu Katche, ale ja wolę Marilyn 🙂
No to wszystkiego najlepszego Wam Dziateczki i Waszym dziateczkom i ich dziateczkom oraz ich dziateczkom 😆
Marilyn genialna, Manu świetny, ale on jeszcze grywa z Trilokiem Gurtu – o, tego to uwielbiam 🙂
I ja życzę dziateczkom wszystkiego najlepszego 😀
Wielkie, gigantyczne, Dniodzieciece merci
Wszystkiego Dzieciecego (a co!) 😀
Luuuuuuuuudzie! Byłem właśnie na tak potwornie nuuuuuuuuudnej niemieckiej imprezie rzekomo towarzyskiej, że oddycham powietrzem blogu jak zbawieniem. Już mi niczego nie trza, niczego nie żal i niczego nie pożądam, tylko żeby nie było tak nuuuuuuuuuudno. Niech mnie filar przygniecie, niech mi kto gardło przegryzie, niech mi piosenki country puszczają na okrągło , wszyystko zniosę, żeby ino nie było tak nuuuuuudno!
A Ubuntu to jest cała afrykańska filozofia, spopularyzowana zresztą przez Desmonda Tutu, którą najlepiej streszcza zdanie „jestem tym, czym jesteśmy my wszyscy”. Podstawowa idea tradycyjnych afrykańskich społeczności, przejęta przez nowoczesne systemy komputerowe – dla mnie cool! 🙂
Tereso,
myśmy tu już o Wierze Gran kiedyś pisali. Tragiczna historia. Los jakich u nas niestety wiele bywało – mam nadzieję, że czas przeszły pozostanie – i jedna to z nielicznych, które światło dzienne ujrzały. Ile losów osób nieznanych tak się potoczyło – Bóg raczy wiedzieć, ale pewnie każdy zna co najmniej kilka takich ….
Teresa ma osobisty stosunek, bo ją znała, nawet organizowała jej pogrzeb 🙁
Pisywano o niej parę razy, głównie Marek Groński w „Polityce”.
Kołysanka dlo Bobicka
Śpijze, śpij, Bobicku
W środku ciepłej budy.
Niek Ci śni sie syćko,
Syćko opróc nudy 🙂
O! Owcarek z kołysanką! 😀
O rany! Jak tego Owcarecka talent męczy! Ja oczywiście też dłubię nad dniodziecinnym wpisem 😉
A jo juz na hole z powrotem pędze, bo jutro – choć to niedziela – tyz bedzie co przy owcak robić. Dobrej nocki! 🙂
Ja wiem, ze o Wierze Gran juz bylo, jezeli powtarzam, to tylko ze wzgledu na piekny artykul Joanny Szczesnej w dzisiejszych Wysokich Obcasach. Reportersko i na goraco. Zreszta ladnym uzupelnieniem jest tekst na blogu Remigiusza Grzeli:
http://remigiusz-grzela.bloog.pl/?ticaid=65fd0
Oj dzieci, dzieci
Jak ten czas leci
Leci pod lasem
Podskoczy czasem
Leci nad woda
Igra z uroda
Siada na polu
Pogada z wolu
Zerwie sie morzem
Wichrem poplynie
Gora przeleci
Zmilknie w dolinie
Wzleci i leci…
Czas pierwszy
Czas drugi
Czas trzeci…
Droga Pani Doroto,
nie, Mela to nie ja….. Czytam blog juz od pewnego czasu z przyjemnoscia, milo tu bardzo.
melodia – pozdrawiam serdecznie, zmyliło mnie, że bardzo podobny był komentarz Meli na ten sam temat:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=27#comment-1312
Ta osoba zresztą się więcej nie odezwała 🙂
Do Dnia Dziecka się sposobić
Znaczy dzisiaj: dzieci robić….
Przepis na to jest prościutki:
Mama, tata, trochę wódki 🙂
Trunek nie jest wszak niezbędny
Inny tu materiał pędny
Działa jak katalizator:
Obyś wolną była chato….
Wiera Gran – piękne teksty, piękna kobieta. Nie wiem czemu mi się zdaje, że życie pięknych kobiet jakoś się polaryzuje – albo jest przeciętne do bólu i w roli ozdóbki przy boku jakiegoś bogatego lub możnego paszy, albo jakieś wręcz nadmiernie rozbuchano-dramatyczne. Ale to może tylko z perspektywy skundlonego kudłacza, który nigdy nie był piękną kobietą 🙁
Nie jest tu konieczna wódka,
By powstała dzieci trzódka.
Gorzej, gdy ktoś już nie może –
Wódka mu nie dopomoże…
Wszakem pisał: niekoniecznie
Choć tez bywa z nią bajecznie
Kto nie może już sposobić
Musiał swoje wcześniej zrobić 🙂
A, przepraszam, jak Dzień Dziecka, to muszę się upomnieć – jako szczeniak jestem chyba jedynym (aktywnym) dzieckiem na blogu. Do mnie, do mnie, życzenia i kosteczki, których ze względów zdrowotnych odmawiają mi Starzy. Do mnie kołysanki (już jedna była!), które mile mi podkreślą mój dziecięcy stan. Do mnie…
No, jak blogi mnie zdemoralizowały, to chyba z okazji Dnia Dziecka i wypić mi coś wolno? 😀
Jedno dziecię, drugie dziecię,
Tyle dzieci na tym świecie,
Mnożysz byty i co z tego –
Zwiększasz ludność świata złego…
To tak się łatwo mówi, Bobiczku – „blogi mnie zdemoralizowały”… 😉
Specjalne smyranie po brzuszku 🙂
Wypić Bobiku? Oczywiście! Polecam mleko! 😉 W sam raz dla milusińskich 😀
Na otarcie łez drapanko za uchem, podwójne z okazji święta 🙂
Z w tej robocie wszak nie ilość
Ważna jest, lecz trwała miłość.
A mnożenie bytów wielu
Właśnie świata jest nadzieją…
Byt pomnożyć dla mnożenia –
sens to żaden, spadaj Gienia.
Byt pomnożyć przez przypadek –
nonsens czysty, gryź się w zadek.
Lecz byt z sensem pomnożony
nie jest całkiem tak chybiony…
Już mi tu
Do produkcji bytu!
Mnożyć byty a nie
wciąż tylko gadanie!
Na nic zachwyty
gdy nieliczne byty
Na świat przychodzą
za rzadko się rodzą!
Trochę przyjemności
W imię przyszłości
By potomności
trud mniejszy
koniecznym się okazał
a nasz żywot starczy
młodym nie przeszkadzał.
Mówiłam ,żem dziennik a okazałam się nocnikiem. 🙂 Skoro wszyscy poszli sobie to i ja legnę. Dobranoc.
Chcę doprecyzować: ja się domagam życzeń, zachwytów i pieśni nie tyle dla siebie, co dla stanu dziecięctwa, który z wiekiem nie ma wiele wspólnego. Niech żyją wszystkie dzieci bez względu na rok urodzenia! Niech żyją wszystkie dzieci bez względu na to, czy się w ogóle urodziły! Niech żyje dziecięctwo, szczeniactwo i niewinne głupolstwo! Niech żyje gotowość do bawienia się w każdym wieku! Hurrraaa, dziś wolno! 😀
Bobiku, zgadzam się. Niech zyją!
Zaraz… Teatr Laboratorium?! Bez Grotowskiego nie ma, a Grotowskiego nie ma od lat z górą dwudziestu.
Bobik, kostkę sporą i nie całkiem ogryzioną rzuciłam Ci u Owczarka, ale chętnie powtórzę – naści, nasz kochany szczeniaczku!
Długiego, nigdyniekończącegosię dzieciństwa, odwałów, odpałów, niezawałów i nietakpomałów życzy w Dniu Dziecka wszystkim, a zwłaszcza Wszystkim
Bobbik! 😀