Piotrek
Miałam napisać o całkiem czymś innym, ale zajrzałam właśnie do „Gazety Wyborczej” i na drugiej stronie przeczytałam nekrolog: 6 grudnia w Londynie zmarł nagle Piotr Janowski. „Mój najukochańszy Mąż, wielki skrzypek”, napisała w nekrologu Joanna, jego żona – pianistka, z którą w ostatnich latach stale grywał. Spotkaliśmy się z rok temu, może więcej, na sympatycznym obiadku, Piotrek jako król życia i wielki smakosz oceniał jedzenie i wino, opowiadał, gdzie można dobrze zjeść i wypić we Włoszech… Mieszkał jedną nogą w Norwegii, kiedy wpadaliśmy na siebie, zawsze się umawialiśmy na kolejne plotki, lubiliśmy sobie pogadać. Więcej się nie umówimy…
Chodziliśmy razem do szkoły, on parę lat wyżej. Pamiętam, jak wygrał Konkurs im. Wieniawskiego; był wtedy szesnastoletnim szczeniakiem. Okrągła buzia, pryszczaty, pewny siebie. – Nic jeszcze wtedy nie wiedziałem o życiu. Spadło to na mnie za wcześnie – powiedział mi kiedyś. Talent żywiołowy plus dobra solidna szkoła prof. Ireny Dubiskiej (żywej historii polskiej wiolinistyki), z którą łączyły go bardzo ciepłe i serdeczne kontakty i o której opowiadał niesamowite anegdoty – plus jeszcze wielka intuicja artystyczna, wszystko to złożyło się na jego sukces.
Potem były studia amerykańskie na najlepszych uczelniach – Curtis Institute, Juilliard School – i jeszcze parę nagród, i dalsze sukcesy międzynarodowe, jako solista i kameralista (a kameralistą też był wspaniałym). W pewnym momencie znikł. Okazało się, że miał problem… Kilkanaście lat temu przyjechał po raz pierwszy do Polski po długiej przerwie, zagrał w Filharmonii Narodowej i to niestety było smutne…
Co jakiś czas zbierał się do kupy, grał znów pięknie, i znów było gorzej… Ale podniósł się. Potem – całkiem niedawno, kilka lat temu – ożenił się, to mu też dobrze zrobiło. Działał jako pedagog, a miał co przekazać. No i teraz niestety…
Dziś już pewnie mało kto pamięta o pierwszym polskim zwycięzcy Konkursu im. Wieniawskiego. Po latach był podwójny polski sukces: Bartłomieja Nizioła i Piotra Pławnera ex aequo. Ostatni konkurs też wygrała Polka – Agata Szymczewska. Jednak Piotrek był pierwszy i nikt mu tego nie odbierze.
Komentarze
To zawsze jest smutne, kiedy odchodzi człowiek.
Poruszające, kiedy ktoś znajomy.
Myślę, Pani Dorotko, że życie poza krajem, w którym się człowiek wychował i dorastał, może być trudnym doświadczeniem, można go nie unieść.
Ale znała Go Pani i ma co wspominać.
Jeszcze tu jest jedna ze stron o nim:
http://www.varden.no/apps/pbcs.dll/article?AID=/20061003/KULTUR/110030157
I zbiorówka tłumaczona z norweskiego przez goole
Nie dość, że mój kometarz czeka na akceptację, to jeszcze linka wyświetla głupoty.
Poddaję się. Pani Dorotko, niech Pani go usunie. 🙁
Och, Piotr Janowski.
Pamietam, jaka to byla legenda. Ja go nie pamietam, bylam za mala, ale to byly takie nazwiska-hasla: Piotr Janowski, Michail Bezwierchnyj. To z tego konkursu jest chyba tez Kaja Danczowska.
Pozniej bardzo porownywano do niego Piotra Milewskiego (a propos, co z nim), ale jak na moj gust to byla troche inna klasa.
Ogromna, ogromna strata, wielki muzyk.
Pani Kierowniczko, coś ostatnio bardzo często zmieniają się wpisowe plany…
Co ja poradzę, drogi fomecku. Samo życie. A raczej śmierć.
EmTeSiódemecko, jakoś nie otwierają się tłumaczenia. Swoją drogą to absurd, żeby Piotrek był w norweskiej Wiki, a nie było go w polskiej…
No nie. Spojrzałam w oryginał. To hasło Wiki norweskiej dotyczy imienia Piotr – że to polski odpowiednik Petera…
Ja Go pamiętam z konkursu. Wydawał się zupełnie rozluźniony, nawet rozbawiony. Siedzący obok Erwin Nowaczyk , długoletni dyrektor szkół muzycznych i redaktor wydań moniuszkowskich, powiedział w czasie przerwy „Jak ten chłopiec zagra z orkiestrą, przecież on słucha tylko siebie! A zagrał pięknie.
On był faktycznie wtedy skoncentrowany na sobie. W szkole właściwie się nie znaliśmy; od pewnego momentu był tam w ogóle gościem, co jest zrozumiałe, ale tylko częściowo. Później on i przyjaciele nasi wspólni wspominali, jak ich zapraszał na jubelki…
Talent z bożej łaski po prostu. Tak czasem ktoś ma, a potem coś z tym robi albo nie…
Ech, Pani Kierowniczko, z wiekiem lat wprawdzie przybywa, ale ludzi ubywa. Nawet szczeniaki to wiedzą.
Ogon dziś nie taki rozmachany. 🙁
Mało informacji w sieci o Piotrze Janowskim. Przykro, że właściwie trafił do mojej świadomości dopiero w tak smutnych okolicznościach. Jeśli chodzi o wcześniejszych polskich laureatów Konkursu im. Wieniawskiego, to jakoś tak najwięcej się w Poznaniu mówiło o Wandzie Wiłkomirskiej. Pewnie jest jakaś rejestracja występów konkursowych z 1967 roku, przy okazji spróbuję do niej dotrzeć, żeby choć posłuchać.
W pamiętnym 1991 roku (rekordowa liczba uczestników i podwójna polska wygrana) byłam na (prawie) wszystkich przesłuchaniach, przeżywając odpadnięcie niemieckich studentów Wandy Wiłkomirskiej (opiekowałam się nimi wtedy z ramienia „Pro Sinfoniki”) a później ciesząc się bardzo z Bartkiem Niziołem i Piotrem Pławnerem. Zresztą była to najlepsza i najgorętsza edycja konkursu, jaką miałam okazję obserwować.
Niestety, tłumaczenie nie otwiera się, trzeba otworzyć oryginalną stronę.
Znalazłam jeszcze o konkursie z 67 roku, ale nie ma tam (na tej stronie) żadnych nagrań, to co to za towarzystwo? 🙁
http://www.wieniawski.pl/pl/d334/
Szukałam nagrań, ale nie znalazłam. Pewnie na tych norweskich stronach coś by się znalazło.
O, to chyba się o siebie otarłyśmy w finałach, bo wtedy przyjechałam jako korespondentka „Wyborczej” 😉
Ja tu mam – dostałam od Konkursu – specjalny komplet płytowy z laureatami wszystkich konkursów. Piotr gra tam Koncert d-moll Wieniawskiego. Pewnie zaraz zapuszczę, na razie oglądam wiadomości, wróciłam z koncertu i nie wiem, co się dziś działo…
Dorotko, dzialo sie jak zwykle, ktos komus swinie podlozyl i ktos kogos zwymyslal. Ktos sie pomylil i przyznal i ktos sie pomylil i obstaje przy swoim. I tu, i tam – to samo.
A mnie sie tak skojarzylo nagle – choc jednak nie do konca prawomocnie – z Michaelem Rabinem. Tyle tylko, ze Rabin przeszedl do legendy, a Janowski nie.
Za moich czasow Janowski byl w Polsce tylko nazwiskiem i mitem. Siedzial wtedy za Wielka Kaluza i pozostalo tylko wspomnienie. Do nagran dotarlam pozniej. Do Wieniawskiego zreszta. I wtedy docenilam. Nawet nie wiem, czy w latach 70 przyjezdzal do Polski.
Jest to wielce prawdopodobne (to finałowe otarcie) – prawie mieszkałam wtedy w Auli UAM 😉
Nie przyjeżdżał bardzo długo.
Tak naprawdę tośmy się zetknęli po przerwie dopiero w latach dziewięćdziesiątych. Dzięki zresztą naszemu wspólnemu przyjacielowi, o którym tu kiedyś pisałam:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=118
Piotrek grał tu jakieś kameralne utwory Janka. Oni chodzili do jednej klasy.
Syn Janka, David, jest młodym zdolnym skrzypkiem, jeszcze studentem. Janek puścił mi kiedyś na DVD wspólne nagranie Piotrka i Davida Sonaty na dwoje skrzypiec Prokofiewa. Mało takich wykonań słyszałam…
A tu o Michaelu Rabinie, którego wspomniała Teresa:
http://en.wikipedia.org/wiki/Michael_Rabin_(violinist)
On zmarł przedwcześnie z powodu choroby neurologicznej. Ale wirtuoz był niesłychany. Mam w domu CD z jego nagraniami – rewelacja.
Nie chce mi się już dziś Wieniawskiego. Idę zwinąć się w kłębek. Dobranoc!
Dobrej nocy! 🙂
Rabin zmarl przedwczesnie i z innych powodow tez, a muzykiem byl genialnym.
Jest takie nagranie z amerykanskiego Mam Talent:
http://www.youtube.com/watch?v=5pKRNjGZJr0
Ma tu 15 lat, a dzwiek taki, jakiego nie mozna wypracowac.
A ja mialam wlasnie Wieniawskiego wkleic. To sie powstrzymam. Jest na tubie.
Dobranoc wszystkim klebuszkom.
🙂
Drugi raz mi się taka okazja może nie zdarzyć, więc szybko korzystam: pobudka!
No rzeczywiście 😉
A Hoko znowu się gdzieś zapodział… 🙁
Może trzeba zatrudnić pobudnika specjalnie dla Hoko…? 🙄
Pobudnika dla Budzika… 🙂
Niektorzy zapadaja w sen zimowy… 🙂
Pani Doroto, smutna wiadomosc. Piotra Janowskiego nie slyszalam nigdy, ale „wieniawszczycy” jakos mi bliscy.
Dla mnie to najsmutniejsze jest właśnie, że on tak znikł, że tak wielki talent pozostał w gruncie rzeczy zapoznany, no i żadnych nagrań w necie…
Ech, w ogóle jakaś seria. Ostatnio z jednego z licznych blogów PAK-a, tego z tzw. prasówkami, czyli relacjami z wydarzeń kulturalnych, dowiedziałam się, że żona mojego kolegi z Katowic już od roku nie żyje. Bóg strzegł, że kiedy go ostatnio spotkałam na jednym z festiwali, nie spytałam: a gdzieżeś małżonkę podział – oni byli zawsze nierozłączni…
Dowiedziałam się też niedawno o ciężkiej chorobie koleżanki ze studiów, jak również innej z Krakowa. A wczoraj dowiedziałam się też o śmierci innego znajomego, miał co prawda 95 lat, więc sobie nieźle pożył, ale był swego czasu ważną postacią życia muzycznego – p. Jerzy Jasieński, m.in. dyrektor Polskiego Wydawnictwa Muzycznego, jeden z inicjatorów (na szczeblu urzędniczym) Warszawskiej Jesieni. Pan Jerzy długo był w świetnej formie, co roku spotykałam go na spotkaniach kolędowych w warszawskim oddziale PWM. Żywa historia, miał zawsze tyle ciekawych rzeczy do opowiedzenia.
No, dość. Smędzę i smędzę, a my żyjemy i nawet słoneczko świeci! Wszystko przez ten halny. Jutro jadę do Krakowa.
A dziś jeszcze na Turangalilę.
Nie, smedzic nie ma co. Na tym przecie czas polega. I taktototak.
Slonecznego dnia bez halnego zycze. Ciagle w fotkach z drogi do Santiago, tam przynajmniej mialam slonca do woli, a bez przesytu.
To na dobry humor:
Rozbieraja rusztowanie na budynku w podworku. Pomalowane na bialo, bedzie jasniej (merci, Malraux). Sama Afryka i to dobrze odzywiona. Do tego w znakomitych humorach. I… Spiewaja! Caly czas spiewaja. A co? Przedwczoraj byl jakis Papageno, wczoraj polecieli Brassensem, a dzisiaj od rana mam O mio bambino caro i rozne takie przyjemnostki. Zachodze w glowe, skad oni to znaja. I ladnie, naprawde ladnie.
Oby tak u nas…
Afrykańczycy taki repertuar? 😯 😆
A w ogóle to babbino (motylek), nie bambino! Mam Pucciniego na świeżo 😉
No popatrz, od razu widac, ze ja tak do opery to niekoniecznie sentyment czuje, chociaz… Czasami i w baaardzo dobrym wykonaniu. Dzieki, zapamietam.
No wlasnie, Afryka i taki repertuar. Slucham z najwieksza przyjemnoscia, bo slychac, ze im sie to bardzo podoba. Takie Pottsy Paule tylko w innych barwach.
Bardzo to optymistyczne, ale i w wieku tez slusznym panowie, bo tak kolo 40, moze mlodziez to byloby juz nie to?
O, babbino; chyba sobie wrzuce Callas, jak ONA to spiewa!
To jeszcze z anegdotek i zaskoczen.
Jeszcze kilka lat temu na sasiedniej ulicy byl malutki arabski sklepik z mydlem i powidlem. Taki z tych ratujacych zycie w niedzielne popoludnie i poznym wieczorem. Drogo, ale czynne do polnocy. Wlascicielem byl Iranczyk, ktory na okraglo sluchal France Musique, a z tylu stala kolekcja plyt z muzyka fortepianowa, ktorej sluchal, kiedy za duzo gadali w FM. I mozna bylo z nim porozmawiac calkiem fachowo. Na dodatek raz w tygodniu (zamkniety byl chyba w czwartek, nie pamietam) biegal na koncerty.
A na Camino, w Lorce, trafilam do albergue, gdzie wlasciciel, mlody chlopak i bardzo przejety swa rola goszczacego sluchal tylko i wylacznie klasyki. Mial cala kolekcje popularyzatorska DG i w zaleznosci od humoru, pogody, stanu konta bankowego rzucal a to Vivaldiego, a to Brahmsa. My akurat dyskutowalismy przy Mahlerze.
No i jeszcze w Hiszpanii, w szczerym polu zdarzyla mi sie knajpka, w ktorej tlem byl choral gregorianski, muzyka Camino, renesans, etc… Od rana (bylam o 9) i podobno tylko. Pracowala w niej Polka, powiedzmy kultura wzgledna, bo klela jak szewc. Zwierzyla mi sie, ze na poczatku nie mogla wytrzymac tych antycznosci, a teraz nie wyobraza sobie, ze moglaby wrocic do disco polo.
I tym radosnym akcentem
😆
to moze ja dorzuce jeszcze wesola historie o skrzypku. nie dalej jak trzy stacje metra oid mojego domu jest zakatek brooklynu opanowany przez rozne etniczne enklawy, z ktorych najbardziej intensywnie rozwija sie chinatown. kto widzial jedna taka dzielnice gdzierkolwiek poza chinami, wyobraza sobie, jak to miejsce moze wygladac: niekonczace sie szeregi sklepikow i ulicznych straganow, na ktorych wylozone sa rzecyz, ktorych nazwy nie znam w zadnym z dostepnych mi jezykow. kiedy przeciskam sie miedzy ulicznym tlumem (zawsze gestym), czuje sie jak sekwoja miedzy truskawkami – wszyscy siegaja mim niej wiecej pod pache. jezdze do chinaown glownie po zakupy, bo tam maja najlepsze owoce morza i warzywa, i wszystko bardzo tanio. sklepy tamtejsze nie przypominaja wylizanych europejskich supermatketow: polowa twaru jest zywa, a polowa ledwie co zaszlachtowana. i kiedys wchodze do takiego sklepu-jatki w pozukiwaniu czgos tam, i tam miedzy odcietymi kurzymi lapkami, suszonymi kalmarami i nieznanymi warzywami na barowym stolku siedzi chinczyk… i gra na skrzypcach. malo tego, gra koncert skrzypcowy mendelsohna. pieknie gra. a dookola tlum kupujacych, i podroby, i duszny zapach przypraw.
u was juz popoludnie, a u mnie dzien dopiero sie zaczyna – ale i tak, milego.
Meloduję, że Hoko się już odpodział 🙂
Kto na trzecią zmianę – pobudka!!
Ufff… 😀
Dzień dobry 😉
No, to bigapple1 na trzecią zmianę 😉
Śliczne historyjki opowiadacie, Teresa także 🙂
Najwspanialszy nauczyciel, przyjaciel, autorytet.
Jedyna osoba, ktora mnie rozumiala.
Zal mi.
Dziekuje za wzruszajaca notke.
jagoda – witam, szkoda, że w tak smutnych okolicznościach…
Pojutrze pogrzeb na Powązkach.
Dorota, z przykrością przeczytałam w Twoim komentarzu plotkarskie informacje o Piotrku.
Wielu osobom blisko związanym z Piotrem sprawiłaś przykrość.
Pozdrawiam Cię i mam nadzieję, że jak sie nad tym zastanowisz, to przyznasz mi rację.
Ewa Łuczyńska
Opinia była wyrażona żartobliwie. Ale teraz widzę, że w tym kontekście – słusznie, Ewo, nie powinnam była jej przytaczać. Przyznaję się do błędu, przykro mi z tego powodu. W związku z tym właśnie wykasowałam to fatalne zdanie.
A ten Prokofiew był przepiękny!
Pozdrawiam Cię wzajemnie.
Nie mówię, że w ramach ekspiacji, ale może byś napisała o Piotrku coś poważnego w poważnej gazecie. Żeby nie było jak z Andrzejem Czajkowskim. Bo niestety w to idzie. Pa
Ja to bym bardzo chciała, ale nie bardzo wiem, gdzie. Teraz taki moment, że wszystko byłoby z dużym opóźnieniem. Mam nadzieję, że coś ruszy z przywróceniem światu jego nagrań – wtedy będę głośno wzywać do ich słuchania! Bo jak widać z różnych komentarzy powyżej, została po tym wielkim artyście tylko legenda, mało kto pamięta, jak grał.
Ale bierz pod uwagę, że z „naszej półki już biorą”. Jeszcze żyją ci co pamiętają, jego i jego muzykę, a za niedługo już może być za późno.
Ja jestem wstrząśnięta tym, że i z naszego pokolenia tak mało osób pamięta. Nie mówię o naszym środowisku, ani o tych, co w ostatnich latach mieli go możność usłyszeć przelotnie, bo to jest w gruncie rzeczy malutka grupka.
Chciałam tu coś wrzucić, żeby ludzie usłyszeli, jak grał, ale w Internecie nic nie ma, choćby kawałeczka jakiegoś koncertu na YouTube 🙁
Tak w ogóle to na pogrzebie Siemion trafił z tym wierszem Czechowicza:
Modlitwa żałobna
że pod kwiatami nie ma dna
to wiemy wiemy
gdy spłynie zórz ogniowa kra
wszyscy uśniemy
będzie się toczył wielki grom
z niebiańskich lewad
na młodość pól na cichy dom
w mosiężnych gniewach
świat nieistnienia skryje nas
wodnistą chustą
zamilknie czas potłucze czas
owale luster
póki się sączy trwania mus
przez godzin upływ
niech się nie stanie by ból rósł
wiążąc nas w supły
chcemy śpiewania gwiazd i raf
lasów pachnących bukiem
świergotu rybitw tnących staw
i dzwonów co jak bukiet
chcemy światłości muzyk twych
dźwięków topieli
jeść da nam takt pić da nam rytm
i da się uweselić
którego wzywam tak rzadko Panie bolesny
skryty w firmamentu konchach
nim przyjdzie noc ostatnia
od żywota pustego bez muzyki bez pieśni
chroń nas
nuta człowiecza, 1939
Dobrze, że przypomniał, że ten wiersz był pamięci Szymanowskiego.
Strasznie też za mną chodzi to, co grano przy wychodzeniu z kościoła. Ten kwartet – co to było, jakiś Haydn? Niesamowite wrażenie, takiego niby pogodnego marsza, ale ta niby-pogoda przez łzy. Nie wiem, kto grał, ale ładnie.
Chyba studenci kameralistyki. I tez nie wiem co to było. A swoją drogą charakterystyczne, że żaden z kolegów skrzypków nie zaofiarował się że zagra na pogrzebie. Zresztą, oprócz p. Gębskiego, żadnego nie widzialam ani w kościele, ani na cmentarzu. Z naszej klasy było nas tylko troje.
Jakoś trudno mi uwierzyć, ,że wszyscy mieli zajęcia których nie dało się przelożyć. Dobrze, że Rektor godnie reprezentował.
Smutne to, a nawet żałosne.
Mówię Ci, Piotrek to temat dla Ciebie. Bo jak nie Ty, to kto? Sama widzisz, nawet w You Tube ani jednej nutki.
Byli i inni skrzypkowie. Ja widziałam (i w kościele, i na cmentarzu) p. Marka Szwarca z Opery Narodowej i Józka Kolinka (dawniej SV, potem kwartet Prima Vista), a także jakiegoś młodego człowieka ze skrzypcami, którego nie znam. Może byli też inni młodzi, których nie znam także.
No to ci nieliczni honor ratowali, chwała im za to, a i tak żałość nad żałościami.
Podaje adres, gdzie mozecie uslyszec Piotra.
http://www.mic.musiconline.no/shop/displayAlbum.asp?id=27122
malmile – witam! Co za piękna niespodzianka! To mt7 miała rację, że trzeba szukać na stronach norweskich.
Swoją drogą, wzruszający był na pogrzebie pan z Norwegii, ponoć przedstawiciel środowiska artystycznego, który wygłosił przemówienie po norwesku nawet nie korzystając z nagłośnienia, wiedząc, że nikt go nie rozumie, ale mając potrzebę osobistego pożegnania Piotra od kraju, w którym tyle czasu przeżył i tyle pięknych rzeczy zagrał.
Piękne nagrania! Wieniawski zadziorny i posuwisty, każdy detalik zagrany z czułością, widać, że Piotrek świetnie się przy tym bawił. Na tej płycie-mieszance szkoda, że na stronie nie podali autorów większości poszczególnych kawałków – nie każdy rozpozna, a jest tam Prokofiew, Strawiński, Grieg, Lutosławski, Kreisler itp. Ale prawdziwa przyjemność posłuchać…
Dzięki wielkie!
Prosze nacisnac more information…: otworzy sie strona, z dokladnym wykazem utworow na CD pt. „Roza w sniegu”.
Pan z Norwegii, ktory przemawial, to wierny przyjaciel Piotra. Nazywa sie Alf Richard Kraggerud, znakomity skrzypek-pedagog. Jego rodzony brat Henning Kraggerud jest jednym z najwiekszych koncertujacych skrzypkow norweskich.
Mlody (21 lat) czlowiek ze skrzypcami, to Adrian Goicoechea Selfjord najwybitniejszy student Piotra. Mial zagrac ostatni raz dla Piotra, jak najblizej, dla swojego ukochanego Mistrza, ale zrozpaczony nie dostrzegl znaku kiedy ma to zrobic. Zagral pozniej dla przyjaciol.
malmile – tak, właśnie otwierałam „more information”, i w większości przypadków brak tam nazwisk kompozytorów.
Dzięki za info o norweskich gościach! Szkoda, że Adrian Selfjord nie zagrał. Może kiedyś go jeszcze usłyszymy w Polsce?
Mam nadzieje, ze swiat kiedys uslyszy Adriana.
Rzeczywiscie, trudno uwierzyc (chodzi mi o nazwiska kompozytorow) to jakies straszne niedopatrzenie.
W takiej sytuacji podaje dokladny wykaz utworow, w takiej formie jak jest w opisie plyty:
1. Hora Staccato (Dinicu/Heifetz)
2. Romance (Kreisler)
3. Russisk sang (Stravinsky)
4. Ei rose i snøen (Johannessen/Plagge)
5. Chanson Polonaise (Wieniawski)
6. Obertas (Wieniawski)
7. Våren (Grieg/Janowski)
8. Marsj (Prokofieff/Heifetz)
9. Nana (de Falla/Kochanski)
10. Cancion (de Falla/Kochanski)
11. Vesta (Plagge)
12. Hector (Plagge)
13. Daisies (Rachmaninoff/Heifetz)
14. Liebesleid (Kreisler)
15. Syncopation (Kreisler)
16. My man’s gone now (Gershwin/Heifetz)
17. Summertime/A women’s a sometime thing (Gershwin/Heifetz)
Dzięki!
A tak dla ścisłości: to, co się na płycie nazywa Vesta, to tak naprawdę jest jedna z Melodii ludowych Lutosławskiego. Zapewne w opracowaniu Plaggego.
Ten utwor nie ma nic wspolnego z „Melodiami ludowymi” Lutoslawskiego. Zarowno Vesta jak i Hector pochodza z „Asteroidesuite” oryginalnie napisanymi przez Wolfganga Plagge.
Nawet jest i książeczka płyty http://www.2l.no/files/2L2Booklet.pdf
Krótkie te słuchania, ale zawsze.
Dzięki!
Sa jeszcze inne plyty Piotra:
z pianista Franco Agostinim Sonaty F. Busoniego
http://www.jpc.de
z Malgorzata Milewska Sundberg plyta pt. Garden of Adonis, z muzyka: Hovhanessa, Salzedo, Gounoda, Ole Bulla, Saint-Saensa, Ravela i Masseneta.
http://www.harpsetc.com/
malmile – sorry, ale wyszło mi jak w Radiu Erewan: nie dają, tylko kradną, nie auta, tylko rowery itp. Oczywiście nie o Melodie ludowe mi chodziło, ale o Preludia taneczne, konkretnie o drugie, w tym nagraniu zaczynające się po minucie:
http://www.youtube.com/watch?v=mQQONCxggAg&feature=related
Podobne, nie? Ale jednak nie to samo. Taki ogryzek utworu może zmylić.
Nie wiedziałam, że razem grywaliście 😉
Szanowni Państwo,
myślę, że z nagrań dla Piotra najważniejszy był cykl Dzieł Wszystkich Wieniawskiego. Zdążył nagrać dwie płyty. Trzecia miała być nagrywana na przełomie stycznia i lutego. Już nie będzie. Płyty te są dostępne na całym świecie. We wszystkich poważnych katalogach są podawane jako wzór. Mam nadzieję, że i w Polsce kiedyś będą.
Joanna Maklakiewicz
Witam, Pani Joanno. Też mam taką nadzieję…
Poznałam Piotra w Norwegii w 2001 r., niesamowicie inteligentny i utalentowany człowiek…
Na polskiej Wikipedii jest już hasło poświęcone panu Piotrowi.
Powstało dzięki „uporowi” jego kolegi, świetnego pianisty młodego pokolenia – Przemysława Lechowskiego.
Pierwszy raz pytał mnie o możliwość napisania o panu Piotrze jesienią ubiegłego roku.
Śpieszmy się pisać o ludziach, tak szybko odchodzą…
Hasło istniało w dniu urodzin (5. lutego) dzięki pomocy redakcyjnej jego żony Ewy, z którą obecnie opracowujemy wersje szwedzko i norweskojęzyczną (do skandynawskich Wikipedii).
Niebawem zostanie ono wzbogacone o fotografię z archiwum pani Joanny Maklakiewicz, która była nieocenionym źródłem wszystkich informacji
Witam Kamila. Witam też renifferkę, która mi jakoś przeleciała 🙂
Bardzo się cieszę, że jest już hasło. Słyszałam też, że coś się wreszcie dzieje koło starych nagrań, że zachowały się jakieś z czasów nowojorskich z lat 70. Pani Joanna działa, a ja trzymam kciuki!
Witam,
jestem z „zewnątrz” świata muzycznego. Nie znaczy , że bez serca. Gra Piotra Janowskiego poruszyła mnie bezgranicznie. Zachęcam do obejrzenia filmów które zrobiłem z wykorzystaniem zdjęć i nagrań Piotra Janowskiego. Na You Tube.
pozdrawiam
Sylwester Gozdowski
Witam wszystkich tu komentujacych i wspominajacych Piotra. Dziś juz śp. Piotra Janowskiego. Jestem grudziądzanką i pamiatam Piotra z czasow zza żelaznej kurtyny. To był bardzo fajny i bardzo sympatyczny chlopak. Widzę go jakby to dzisiaj było, szedł do szkoły muzycznej zawsze takim tanecznym krokiem, podskakujac na jednej nodze (miał taki charakterystyczny chód) i ze skrzypcami pod pachą. Jak wygrał ten konkurs im. Wieniawskigo to Jego wielkie zdjęcie było wystawione w witrynie u fotografa „Bajka” na ulicy Sienkieicza, oczywiście w Grudziądzu. Jakiś czas było głośno o Piotrku, a potem jokoś tak mniej się słyszalo. Kiedyś rozmawiąc z Jego mamą dowiedzialam się, że Piotr wyjechał do USA i tam został. Potem już na tamte czasy nie interesowałam sie jego historią. Jednak całkiem niedawno już w dobie Internetu przypomnialam sobie o Piotrze i tą drogą dowiedzialam się, że Piotr nie żyje. Strasznie to przeżylam. Czytając te komentarze i wspomnienia chciałabym dodać od siebie, że Piotr Janowski powinien mieć tablicę pamiątkową na domie w ktorym mieszkał tzn. w Grudziądzu przy ulicy Kosynierow Gdynskich.( Numeru nie pamiatam.)