Pierwsza premiera 2009
Co prawda faktycznie odbyła się ona już 30 grudnia, ale rzeczywiście Aleksandra Kurzak była chora i nie tylko nie wystąpiła na koncercie sylwestrowym w Krakowie, lecz także w swoim rodzinnym Wrocławiu, w swojej koronnej roli Zuzanny, którą zadebiutowała dziesięć lat temu na tych samych deskach. Podczas debiutu również śpiewała z mamą, Jolantą Żmurko, która i teraz wystąpiła w roli Hrabiny. W ogóle w tym spektaklu porobiło się dość zabawnie: teściowa grała wzgardzoną żonę swego byłego zięcia (Jacek Jaskuła – Hrabia), który z kolei podrywał swoją byłą żonę, która to z kolei wybierała się za mąż za swoego niedawnego partnera scenicznego z Covent Garden (fajny włoski baryton Marco Vinco jako Figaro). Ale sprawy rodzinne rozegrały się z klasą: na bankiecie popremierowym można było zobaczyć prześmieszną scenkę, jak Hrabia i Figaro (oczywiście jeszcze w strojach scenicznych) przyklękli przed sobą nawzajem w wyrazie uszanowania…
Taka konfiguracja mogła się oczywiście odbyć tylko raz. Ola Kurzak (którą Sir Charles Mackerras po spektaklu w Covent Garden nazwał najlepszą Zuzanną, z jaką kiedykolwiek pracował w swojej karierze) szybko tej roli chyba w tym miejscu nie powtórzy, a to samo w jeszcze większym stopniu dotyczy zapewne jej włoskiego partnera, którego ponoć agent nie chciał puścić do Wrocławia, a on i tak przyjechał. I od razu powiedzmy, że ta para była największym atutem tego przedstawienia. A lekkość śpiewania naszej Zuzanny jest niesamowita, i choć sama solistka dopiero rozkręcała się z czasem i odczuwało się, że nie jest to jej szczytowa forma, to i w tej wersji można było jej pozazdrościć. Ponoć też rozkręciła spektakl od strony reżyserskiej (Marka Weissa na tym spektaklu nie było)…
A jaka będzie codzienność? I w ogóle jaki to spektakl? Dość tradycyjny, choć scenografia opierała się na pomyśle z przezroczystymi meblami i ścianami. Ale wielkich ekstrawagancji nie było; zabawnym odstępstwem na początku było, że Figaro nie mierzył mieszkania, lecz… części ciała narzeczonej, by oddać je na malowanym przez siebie portrecie.
Denerwujące było ciągłe rozmijanie się orkiestry i solistów. Młody, temperamentny dyrygent Francesco Bottigliero brał zdecydowanie za szybkie tempa, których śpiewacy po prostu nie wyrabiali. U Mozarta takie nierówności są po prostu nie do wytrzymania. Co do reszty obsady, zwróciłabym uwagę na Annę Bernacką w roli Cherubina, która, choć parę momentów miała niepewnych, śpiewała interesująco, ciekawą barwą głosu (wcześniej zapamiętałam ją jako Jessicę w Jutrze Bairda), a także Aleksandrę Szafir w niedużej, ale w tym spektaklu wyrazistej roli Barbariny.
Znajomi byli na wcześniejszym spektaklu i ich zdaniem interesujący był debiut (!) w roli Hrabiny młodej Anastazji Lipert; podzielone były zdania na temat Zuzanny – Aleksandry Kubas (trzecią do tej roli ma być Joanna Moskowicz z Łodzi, którą miło wspominam z Cyrulika sewilskiego). Ogólnie spektakl robi wrażenie jeszcze nieokrzepłego, ale są szanse, że to się poprawi. W każdym razie Opera Wrocławska szaleje – co miesiąc praktycznie ma być premiera! Najciekawsza repertuarowo będzie z pewnością Kobieta bez cienia Richarda Straussa, nie wystawiana dotąd we Wrocławiu (i chyba w ogóle w Polsce), ale jak najbardziej wystawiana niegdyś w Breslau; sam Strauss bardzo ponoć lubił tutejszą operę…
Komentarze
Pobudkaaaa! Tromby!!!
Oj te tempa, te tempa spiewacze. Tu sie tez to zdarza. Dyrygentom wydaje sie, ze glos niczym piccolo zasuwa. Bylam swiadkiem, jak dyrygent zmusil jakiegos Koreanczyka (!) do wyplucia z siebie tarantelli Rossiniego w tempie kolki w zeby (a la Angelika). I coraz szybciej, oczywiscie. I ten dal sie nagiac, ale potem chyba padl z wyczerpania jak Justyna Kowalczyk na mecie. A artykulowal tak, ze nabralam podejrzen, ze cwiczyl dykcje po 20 godzin dziennie i z korkiem w zebach. I chyba sie nie mylilam.
A swoja droga pamietacie Maksymiuka i POK? Bylam swiadkiem, jak po Czterech Porach Roku Kaja Danczowska zeszla z estrady zielona. Autentycznie zielona! W kolorze trawki. Bo nie dosc, ze narzucil karkolomne tempa od poczatku, to jeszcze przyspieszal, a tam skrzypeczki jednak graja nieco wiecej nutek niz orkiestra. Ale wybronila sie wtedy GENIALNIE, grala znakomicie.
To chyba powszechna choroba. Na moj gust ostatnia czesc noworocznej symfonii Pozegnalnej Haydna pod Barenbojmem tez byla ciut za szybko.
Wszystkim Hannom, Edwardom, Szymonom dzis obchodzacym – najlepszego!
A teraz Maksymiuk tak refleksyjnie dyryguje…
Wtedy gdyby spojrzał na siebie dzisiejszego, to by go chyba szlag trafił!
No tak, refleksyjnie, rzeczywiście 😆
Hej! Zmarzli wszyscy? Hu hu ha, nasza zima zła? 😀
Oj, sniezy, sniezy… Tyle ze sie topi i jest czarna ciapaja, bleeeee!
Wcale nie tak wielu jest dyrygentów, którzy potrafią stworzyć optymalne warunki dla głosu (solisty czy chóru), tak by mógł rozwinąć skrzydła. Najwspanialsze przeżycie jakie miałam w muzykowaniu chóralnym z orkiestrą to była współpraca z Agnieszką Duczmal. Dosłownie otulała nas brzmieniem smyczków, człowiek się czuł, jakby lekko kroczył po miękkim dywanie.
Christa Ludwig w swojej autobiografii dosłownie rozpływa się nad Karajanem, tłumaczę (roboczo) fragment:
„Nas śpiewaków Karajan nosił na rękach, rozwijał dywan brzmieniowy, na który wystarczyło położyć głos. Jego wspaniała technika dyrygencka była tylko podstawą, by mógł zrobić z orkiestrą wszystko, co chciał. Potrafił wyczarować ze 120 muzykami najcichsze pianissimo, wtedy przejście z cicho do głośno stawało się prawdziwym przeżyciem. Ponieważ nim w Aachen został najmłodszym generalnym dyrektorem muzycznym w Niemczech (w wieku 27 lat), był również korepetytorem w Ulm, dokładnie znał miejsca, które sprawiały trudność śpiewakom. I to wszystkim śpiewakom, czy to w Ulm czy w Operze Wiedeńskiej. I dzięki tej wiedzy ogromnie nam pomagał, odpowiednio dobierając tempo czy głośność. Dokładnie wiedział, gdzie śpiewak musi się oszczędzać, gdzie musi trochę „prześlizgnąć się głosem”, by później pięknie zaśpiewać kulminację lub jakąś trudną frazę. I zawsze orkiestra i śpiew musiały tworzyć jedność. Tylko kiedy muzyk orkiestry słyszy głos śpiewaka ze sceny, tylko kiedy śpiewak na scenie również rejestruje poszczególne głosy orkiestry, naśladując w pewnym sensie brzmienie instrumentu grającego przed jego wejściem, tylko wtedy możemy mówić o muzykowaniu, tylko wtedy istnieje homogeniczne brzmienie.”
Zim znowu zaskoczyła niemieckich drogowców. Śnieg kopny i na razie jeszcze nie topny. Z jednego końca ogrodu w drugi nie mogę przejechać, bo łapy mi się zapadają po sam brzuch. 🙄
Bobiku odpalam rakiety! Zawszec to wieksza powierzchnia stopek bedzie.
A przynajmniej jakie słoneczko na horyzoncie? Bo w Warszawce świeci, aż się chce (pomimo temperatury) wyjść, zresztą i tak muszę zaraz to zrobić.
Pięknie pisze Maestra Christa Ludwig. Chciałoby się też rzec: a który śpiewak (poza nią oczywiście) myśli kiedykolwiek o „naśladowaniu w pewnym sensie” (a przynajmniej dostosowaniu się do) tego, co przed chwilą? Tego też trzeba uczyć…
Odnoszę takie wrażenie, że słowa Ludwig można odnieść również dobrze do współpracy z solistami instrumentalistami. Są to w końcu rudymentarne zasady pracy – ale w końcu najtrudniej jest z zasadmi. Również Dziesięcioma.
Oj, tak. A podstawową zasadą w pracy zespołowej winno być wsłuchiwanie się w partnerów. Nie tylko w muzyce chyba…
Głos to również b. subtelna równowaga psycho-fizyczna. I bardzo łatwo ją zakłócić zbyt głośnym graniem, ostrą artykulacją. Wtedy śpiewak już tylko walczy, by być słyszalnym, wyrobić z tempem i dośpiewać do końca. O niuansach można zapomnieć. Więc dobrze gdy dyrygent jest czuły na głosy i ma tego świadomość, bo wtedy zyskują wszyscy. Wielokrotnie byłam świadkiem zagłuszania solistów przez orkiestry, tak jakby chodziło o to, kto głośniej. To samo się tyczy akompaniatorów – dla mnie takim ideałem słyszanym kiedyś na żywo jest siostra Olgi Pasiecznik, Natalia. W pieśniach Mozarta były jak jeden organizm a ich wykonanie aż mieniło się od subtelności.
Dorotko wsiaklam, sorry.
Sloneczko na horyzoncie zerowe, a co do sluchania… coz, ten, kto slucha uwaznie, odpowiedzial w polowie. Szukam w pamieci, kto to tak madrze podsumowal, ale pustka. Jakos pachnie mi Wschodem, ale… Moze ktos wie?
Pani Dorotecko, bardzo mnie ucieszylo zdanie o tym, ze „denerwujace bylo rozmijanie sie orkiestry z solistami”. To jest moj odwieczny problem i myslalam, ze jestem sama-samiutenka na calym swiecie i bylo mi z tego ppowodu przykro.
Brak synchronu! Jak np usiluje wraz z orkietra z radia spiewac „The winner takes it all” – bardzo zyciowa piosenka, ale co zaczynam ja spiewac to sie rozmijam. Slysze i dalej sie rozmijam! Chce dogonic, to albo przeganiam albo niedoganiam. Odbiera mi to troche przyjemnosci ze spiewania i sprawdzam, czy okna sa pozamykane.
No i dobrze! Teraz przynajmniej wiem, ze nie tylko ja.
Bo to chyba jest tak, że czasy sprzyjają jeszcze większemu zindywidualizowaniu się poszczególnych osób. Sam na sam z różnego rodzaju ekranami… A potem, jak trzeba coś razem, to każdy sobie. W swoim tempie. No bo jak to, przecież wiem najlepiej 😉
Czasy sprzyjają też narcyzmowi, a narcyz, jak wiadomo, nie jest skłonny do przyglądania się komukolwiek poza sobą. Średniowieczny artysta nie zastanawiał się, czy pokażą go w telewizji, a Bóg i tak na każdego miał oko, więc nie było potrzeby przepychanek. Ale już taki artysta barokowy dobrze wiedział, w czyje oko nie jest źle wpaść, najlepiej wycinając po drodze konkurencję. A potem jeszcze demokrację wymyślono, wolny rynek, masową publiczność, telewizory, tabloidy… 😉
…empetróchy, internety, brawogersly, czipendejlsy i po ptokach. Teraz, żeby jaka filharmonia jako tako przędła, musi mieć lodowisko…
Nowe hasło: Lodowisko w każdej filharmonii! 😀
sam na sam z ekranem
sam na sam z ekranem
sam na sam z ekranem
bo z takiego e-kranu to wcale woda nie leci 🙄
I basen z jacuzi! (W cenie biletu)
Oj, leci, Hoko, leci głównie woda…
Musi być koniecznie lodowisko? Na pasztetówce też się można świetnie pośliznąć… 🙄
Pasztetówka w filharmonii to już jednak, Bobiczku, przesada 😆
Dobra pasztetówka lepsza od byle filharmonii…
No to zeen mnie zmroził na dobre 🙁
Litości nie ma, i tak jest dziś mróz i jeszcze będzie mroźniej…
Mróz w filharmonii,
ząb o ząb dzwoni
aż smyczek z dłoni
wypada mi
ach, jak tu ślisko,
wręcz lodowisko,
zamarza wszystko,
lodowo lśni.
Tańce na lodzie
dziś bardziej w modzie,
niźli dobrodziej
Bach czy Lully
Trzeba dogonić,
opornych skłonić,
mniej filharmonić,
pokazać kły!
Tłum nad tłumami,
cud z biletami:
taniec z gwiazdami –
piaru cud.
Gdzie tutaj dramat?
Trzeba się złamać
dopieścić chama,
docenić lód!
Lepsza dobra podgardlana
Niż symfonia nieudana
Oj dana…
Lepsze w galarecie uszy
Niż sonata co nie wzruszy
Hop dziś, dziś…
Lepsza gotowana kura
Niz pijany rytm mazura????? 😯
Lepsze kaszanki gryzienie
Niż na skrzypcach pitolenie
obereczek…
Oj, Bobiczku, widze, ze pasztetowa znakomicie wplywa na pierwiastek tfurczy
🙂
Kura lepsza nieobdarta
Od schrzanionego Mozarta
kujawiaczek…
Lepsze spagetti al dente
Nizli flecisko zadete…
A i nóżki w galarecie
Lepsze niźli te w balecie
Hopsasa
A i lepsze sa ostrygi
niz lysych smyczkow lodygi
Uhaha
Nawet chleba kromka gruba
Lepsza jest niż krzywa tuba
Oj dana
Nawet lepsze są pomyje
Niźli Pavarotti wyje
Bum cyk, cyk
Wnet przechodzi mi apetyt
Kiedy śpiewają kuplety
Bum
Lepsza bułka z salcesonem,
niźli tempo pomylone,
trzy-cztery
Wole juz kawal makowca
niz gdy rog beczy jak owca
Cykcyk bum
Lepsze schaby nadziewane
Niż fałszywie zaśpiewane
Ajajaj…
Lepszy chleb ze świńskim zadem,
niż Minkowski przed obiadem,
umpa, umpa
Lepszy już gołąbek z farszem,
niż Mozart z tureckim marszem,
lewa!
Lepiej słuchać już kiełbasy,
niż jak śpiewają Callasy,
hop, siup
Lepiej chlebek juz turecki
niz ten marsz, no ten, Radecki
trututu
Lepsze jajko na sniadanie
niz Kissin przy fortepianie
tralala
Zapiekane wole uszka
niż andante prosto z łóżka
pitupitu
Lepsza serek co umyka,
niż symfonia od Ludwiga
dylidyl!
Wolę tłusty boczek z rana,
niźli słuchać Zimermana,
oj dana!
Lepsza z wołu zdarta skóra
niż współczesna nam chałtura
fiu fiu fiu
Lepszy talerz postnej zupy,
niźli opera do d…
fiorituri fio
Lepsza kicha jest kaszana,
niż ta w filharmonii grana,
do re mi
Wolę zjeść mielone z zeena 😯
niż wysłuchać Stockhausena,
trach!
Lepszy zgoła kotlet z zeena
niźli filharmonia niema
ojboli
Kotlet z zeena to nie zarty!
Lepszy niz baryton zdarty!
ojtaktak
Wolę mięso jeść surowe,
niż mszy słuchać h-mollowej,
bum, bum, tedeum!
Lepszy jeden kęs Bobika
od niejednego tryptyka
ojlepszy
Nawet smażone zelówki
lepsze od każdej altówki,
tiriririri
Bobik w cieście wytarzany
lepszy jest od dętych samych
tralala
Od klarnetu lepsze wszystko
zwlaszcza z pieca kartoflisko
fufufu
Muzożercom sercu bliska
aria tkana przez kociska
ojboli
Lepsza teresia golonka,
niż jak ktoś pod nosem brzdąka,
brzdęk!
Tubie lepiej nie podpadaj
śląskie kluchy cięgiem zjadaj
hohoho
Ta…, jak jej tam, no ….śpiewająca elektroda
Apetytu na filet a la Nelson zawszę ci doda
tataa, tataa, tataaaa…
Lepszy kotlet komisarski,
niż muzyczny utwór dziarski,
bijubij
Z Kierownictwa de volaj
lepszy jest niż Mikołaj
Gomółka
Lepsze udko Kierowniczki,
niż jak mi rzępolą smyczki,
rzępu, rzęp
W gong uderzaj naleśnikiem
lepszym niźli ciach go smykiem
połapach
Lepszy sweter jest Alicji
niz radiowej gniot audycji
na falach
Wolę z Beaty polewkę,
niźli jakąkolwiek śpiewkę,
pamparam
Lepiej zupę jeść gorącą
niż orkiestrę tak smęcąca
znieśćmusieć
Z Piotra M. kawał kiełbachy
lepszy jest niż wszystkie Bachy,
bach, bach!
Lepsze domowe risotto
nizli glos Renaty Scotto
hihihi
Lesz Komisarz wszystkich bije
gdy publika gromko wyje
na glowe
Lepsze keksa dwie polowy
niż nędzny kwartet smyczkowy
tralala
Lepsze w zupie są zacierki
niż w operze fajerwerki
bumbumbum
Tereso, myślisz że wszyscy przerobieni na wiktuały się nie poobrażają? 😳
Lepsza z boczkiem jajecznica
niż łysej śpiewaczki spódnica
trututu
Bobiczku, będziemy sie wstydzić gremialnie, zawsze to raźniej.
Przepraszać tez będziemy gremialnie, zawsze to łatwiej
Proponuje poćwiczyć duet mea culpa
Lepsza prosto z garnka pulpa
niż nieszczere mea culpa
nacodzien
A czy kiełbasa pokazuje, że jest obrażona?
Co racja, to racja. 😉
Lepiej się nażłopać wina,
niż biadolić „moja wina!”
acotam
Kielbasa msci sie PO zjedzeniu, a wtedy juz NIC nie pokazuje! tralala
Znacznie lepszy chleb ze smalcem
od jodeł, co szumią w „Halce”
szu szu szu
Kiełbasa chodzi obrażona
Jak Callasa żona
bumtara bum
Lepsze z mięsem naleśniki
od jakiejkolwiek muzyki,
no lepsze
A krokiety Sowizdrzała
lepsze niż opera cala
naswiecie
Nawet resztówka pasztetu
znacznie lepsza od baletu,
fik, fik
A wszystkie frutti di mare
smaczniejsze niż fugi stare,
fufufu
Balet caly zeby strzymac
ostryg trzeba sie nawcinac
ojtaktak
Dłużej nie zdzierżę tego bestialskiego pobudzania mojego apetytu! Idę się oddać rozpasanej konsumpcji! A Wy za karę słuchajcie marsza, którego grają moje kiszki.
Bum, tarara, bum tarara, bum tarara bum ❗
Bobiczku, uwazaj na zeena w formie przyprawionej.
Az z troski o Twoje jestestwo wpisalam sie nie tam, gdzie trzeba…
Lepsza kapusta
do schabowego,
niż aria nudna
Don Giovanniego!
o lala lalla lala.
dzien dobry !!!!!!!!!!!!!1
pani Dorocie gratulacje za wysmienite dostrojenie grupy
smaczne 😀
A czy to zdrowo jeść przed snem?
O rety, przeczytałam to wszystko i takich muzycznych lepszykow to ze świecą szukać!!!
Obawiam sie tylko, ze Kierownictwo nam sie przerazi. 😆
Lepiej pisać dziś lepszyki
niźli znosić oper krzyki
trututu!
Lepiej przed snem podjeść zdrowo
niż się męczyć koncertowo
kititi
Dla naszej Kierowniczki Dory,
której dziś klimat tu nie służy,
pragniemy oddać wszem honory
i do horonu dać po róży.
Niechaj nam Kierownictwo wraca,
choć tu z muzyki zgliszcza dymią,
apel poległych też popłaca,
bo potem, jak z lokomotywą:
w pierwszym wagonie Bach rozparty
lepszy niż zetka z eremefem,
w drugi zaś Mozart, też ciut warty,
nie gra go didżej nad kotletem,
w trzecim Debussy i pan Ravel
i jeszcze innych zdolnych paru,
wsiedli z biletem Classic Travel
i za batuty! Nie do baru!
Taki to pociąg jeździ tutaj,
po szynach sunie gdzieś w nieznane,
a w ciuchci Dora (i batuta)
serwuje dania ukochane…
A wśród nich ani pasztetówki,
Ani smalczyku, ani boczku…
Tylko gdzie ciuchcia ta zajedzie
W ten mróz, powoli i po kroczku?
Co tu się dzisiaj wyrabia 😆
Szczęśliwie przestało. Zamarzło… 😉
Lepiej spać się udać wcześniej
Niz Chopina słuchać pieśni
dobranoc!
No faktycznie, coś wcześnie dzisiaj…
Ja tam jeszcze spać nie idę 😉 Ale nie słucham Chopina, tylko Brahmsa…
Pani Kierowniczko, po takim wyposzczeniu to liczyłem na co najmniej dwie zwrotki… 😆
A co konkretnie tego Brahmsa – że tak z czystej ciekawości spytam?
A ja słucham koncertów na mandolinki i inne strumenti Vivaldiego. Ależ ta ekipa Biondiego wycina, aż iskry lecą. Karmię się nadzieją, że jutro mój pociąg nie przymarznie 😉
Oj, tak, Beato, trzymam kciuki! I że ogrzewanie będzie działało – mówię to po mojej podróży wczorajszej, kiedy to zaczęło się w cieple, skończyło prawie w mrozie… 🙁
Quake’u – konkretnie jest to Koncert fortepianowy d-moll. Słucham płyty demo, którą dostałam od młodego pianisty Adama Golki (wspominałam tu o nim kiedyś), który mieszka od urodzenia w Stanach, a w tym roku prawdopodobnie wystąpi w Warszawie.
Komisarzu – nawet chciałam, ale jakoś nie miałam pomysłu…
Inspiracja do torów przymarzła? 😯
A, coś w tym rodzaju…
Koncert fortepianowy… Obstawiałem, że jakąś symfonię 😎
Pani Kierowniczko, rozumiem, że ta płyta demo za niedługi czas będzie dostępna w sklepach – czy dobrze kombinuję?
Quake, jak Pani Kierowniczka opyli płytę do secondhandu albo da rewelacyjną recenzję i ktoś decyzyjny się złamie…
Nie, ona jest prywatna. Tak po prostu ją dostałam, żeby zapoznać się z obecnym stanem muzycznym Adasia. Prywatnie jest on synem mojego koleżeństwa z klasy 🙂
Teraz słucham z tej płyty już Schumanna (kawałków z Fantasiestuecke), potem będzie jeszcze Ravel i Nicolai Kapustin.
Bobik zamarzł też jak filet,
aż mu trudno w drzwi podrapać,
a w wagonie miejsca tyle,
pies by też się chciał załapać. 😉
Byle tylko w tym wagonie
Nie wysiadło ogrzewanie…
Może jednak, miły piesku,
Zostaniemy na Dywanie?
Chyba będzie medialny hit:
http://tiny.pl/6bbw 😉
E, ale próbki wokalu nie ma…
Ale wypowiedź Wenderlicha bardzo a propos dzisiejszego tematu 😉
Faktycznie się gość wstrzelił w temat idealnie 😎
Dziś pociągi utykają
wskutek śniegu prawie wszędzie,
na Dywanie latającym
prędzej się u celu będzie. 🙂
Mamy jednak zimną nockę,
Mróz tak szybko nie odtaje…
Dywan nigdzie więc nie leci,
W ciepłym domciu dziś zostaje 🙂
To mi także odpowiada –
noc na ciepłym Dywaniku.
A czy wolno mi pojadać
pasztetówkę gdzieś w kąciku? 😆
😆
Pasztetówkę pies jeść może,
Lecz dyskretnie, choć zażarcie…
Kierowniczka zaś niebożę
Pozostanie przy Mozarcie 😉
Psom ruszają się ogony
przy pasztetach i głowiźnie,
lecz – przykładem zachęcony –
Bobik i Mozarta liźnie. 😀
Kierowniczka zaś za chwilę,
Zanim nocka cała minie,
W swym łóżeczku już się mile
Na wzór psi w kłębuszek zwinie.
Dobranoc! 🙂
Plotkowali?! A mnie przy tym nie było?! 🙁
Widzę, że twórczość leci, a ja w lesie z sekretarzowaniem 😯
Zabiorę się… dajcie tylko odpocząć po świętach!
Dobranoc śpiochom! Niech wam w duszy gra…po wielkiemu cichu 😉
Hallo! Jest tam jeszcze kto niezamarznięty? 🙂
Jest. U mnie cieplutko, przed Swietami heblowalam okna i sie ZAMYKAJA!!!
Za oknem cieniutki snieg. Wstaje niesmialo dzien, ale widac, ze mu sie bardzo nie chce
😉
Hoko, przy kaloryferze da się żyć…
Jest nasz Budzik ulubiony! I nawet sieć mu nie zamarzła! Tak sobie właśnie myślałam wstając rano – tam u niego to pewnie ziiimno… I u hortensji zapewne też…
Ale jakoś żyjemy! 😀
http://deser.pl/deser/1,83453,6120761,Co_robi_kot__gdy_Ty_spisz_.html
A to na sniadanko
Teresko 😆 Ten facet od animki Simon’s Cat wcale dużo nie przesadził…
Dorotko nie przesadzil nawet ani, ani. Ja podejrzewam, znajac bestie, ze to wszystko jest pod kocia kontrola. Przy wiekszych bezecenstwach wylacza ukryta kamere i juz. Ni widu, ni miau…
😆
Zimno zimno… choć w kategoriach bezwzględnych to na północy jeszcze zimniej – no ale na wsi słabo grzeją, więc jeśli idzie o temperaturę odczuwalną… 😀
Nic tylko obłożyć się kotami i pomruczeć z nimi 😉
Tereniu, a miałaś kiedyś koteczka?
Koteczki byly trzy. Czasowo na przechowanie. Jeden mial problemy psychiczne, drugi byl niepoprawnym wloczega, a trzeci wyjadal wszystko, co tylko mogl. Kociska wielce bandyckie i nieprawdopodobnie kochane.
Oczywiscie trzy naraz! Dla lepszej obserwacji etiologicznej.
Ale najlepiej bylo u niejakiego Januszka, ktory kotow mial piec! Akurat jak przyjechalam jeden sie wzial i rozmnozyl, wiec nagle zrobilo sie dziesiec. Gdzies powinnam miec zdjecie pieciu ogonow przy jednej misce. Jak znajde, wstawie.
Dlaczego ogonów? 😯
Bo bylo karmienie i wszystkie naraz sie dopchaly do jednej miski z rowno zadartymi. Jak antenki kosmitow.
😆
Mrrrózzzz! Aż trzeszszszczczczy! Dotykam, a i tak nie wierzę. Tego tutaj jeszcze nie było. 🙄
Szanowna Pani do tej pory myślałem, że Polityka różni się od Faktu i Supereksperssu, ale widzę, że nie!!! Odniesienie do stanu cywilnego Pani Kurzak są na żenującym poziomie! W jaki sposób odnoszą sie one do recenzjowanego spektaklu?! Poziom magla to w tym wypadku nieosiągalne przez Panią wyżyny. Doradzam mniejsze zainteresowanie bankietami po premierze i menu na stołach, a wieksze skupienie na meritum Pani pobytu we Wrocławiu. ( Bo może ktoś się pokusi na ocenienie Pani gustownych plecaczków i kreacji?, ale nie bo do takiego poziomu we Wrocławiu nikt się nie zniża!!! ) Zażenowany
Po raz któryś pojawia się Pan na tym blogu z agresywnymi komentarzami. Dotąd nie wpuszczałam, ale najwyższy czas, by Pana obnażyć. Otóż każdy, kto przeczyta CAŁY powyższy wpis, zauważy PRZEDE WSZYSTKIM opis spektaklu, i to dość dokładny, a więc właśnie meritum mojego pobytu we Wrocławiu. Uwagi o stanie cywilnym są do niego tylko zabawnym – jak mi się wydało – dodatkiem. Za to Pana uwagi o moich plecaczkach – to dopiero szczyt żenady. Może będzie Panu przykro, ale ubierać się nadal będę tak, jak mi się podoba. I niech Pan spróbuje kiedyś czytać całe teksty ze zrozumieniem, zamiast żenować się bez powodu. Żegnam.
Jeszcze raz przeczytałem tekst wpisu i przyznam, że uwagi o zamieszaniu cywilnym na scenie brzmią zabawnie i dla nich samych warto byłoby to napisać, przy czym niczego bohaterom nie ujmuje…
Zabawne, że Adam ocenia Politykę (druk) na podstawie wpisu blogowego, a nie np. treści pisma, formy itd. A okolice magla zabezpiecza tam Kuba Wojewódzki, ze sporym dystansem traktując postawy zaprezentowane przez Adama, bywalca bankietów i uważnego obserwatora ich uczestników.
Chyba Wrocławianin, bo patriotycznie broni poziomu mieszkańców, wyjąwszy siebie, bo jednak skusił się na żenującą uwagę…
Odnoszę wrażenie, że Adam nie zdążył do stołu na jednym z bankietów i pozostało mu tylko podziwiać jak pałaszują inni. Padło na Panią Kierowniczkę…
Dzięki, zeenie, za obronę, która doprawdy nie była obroną konieczną 😆
Adam, Wrocław, środowisko okołodziennikarskie – mam jedno skojarzenie. Z kimś, komu zdarzało się pisać recenzje z koncertów, na których nie był (sama widziałam, jak wychodził w środku utworu, a potem zjechał całość nic z danej muzyki nie rozumiejąc). Jeżeli to ta sama osoba – winszuję kolejnej kompromitacji. Jeśli nie – też winszuję 😉