Lodowisko w filharmonii

Co tu dużo gadać, najbardziej obrazowym muzycznym pejzażem zimowym jest wciąż zbanalizowana do upęku Zima z Czterech pór roku Vivaldiego. Odpowiadający zimie sonet przypomina, że przecież drzewiej i we Włoszech bywały ostrzejsze zimy. Całkiem jak w tym roku… Co prawda passus związany z częścią środkową mówi o deszczu na zewnątrz (podczas gdy my z przyjemnością siedzimy przy ciepłym kominku), ale w pierwszej części drży się z zimna i szczęka zębami w reakcji na opady lodowatego śniegu…

Współcześni wykonawcy prześcigają się w onomatopejach. Żeby jak najlepiej imitować lodowatość obrazowaną na początku, grają smyczkiem przy podstawku (orkiestra) w celu wydobycia szklisto brzmiących, z lekka zgrzytliwych dźwięków, a soliści wchodzą w kontrast albo wprost przeciwnie. A jako że Vivaldi nie pozostawił szczegółowych instrukcji co do tempa, każdy zespół robi to po swojemu i można znaleźć zupełnie skrajne interpretacje: od powolnych wstrząśnień do szczękania zębami w tempie karabinu maszynowego.

Troszeczkę przykładów. Dziwny Kremer sprzed kilkunastu lat. Tu młodziutka Mutter w Cyrku Karajana i pod jego dyrekcją. Tu młodziutki Nigel, u którego solówka jest przedłużeniem zbiorowej trzęsionki. A tu dużo powolniejsza trzęsionka w wykonaniu Perelmana z Izraelczykami i Mehtą. Gil Shaham z ładnym filmikiem. A tu w anturażu karnawału weneckiego dawne nagranie I Musici. A tu szalenie ekspresyjny Fabio Biondi w pierwszym swoim nagraniu. A tej trzęsionki można dostawać też na różnych instrumentach. Na przykład na tubie, o czym mogli się przekonać obecni na koncercie sylwestrowym w Filharmonii Narodowej, a my – w kawałku – tutaj.

No to teraz zasiądźmy przy kominku

Dziś Minkowski, a jednocześnie Gergiev. Ja o Minkowskim oczywiście tu wspomnę, a jeśli ktoś będzie na Gergievie, też zapraszam do opowiedzenia wrażeń tutaj.