Obrazy i obrazki
Jestem w Katowicach na Festiwalu Prawykonań i to jest trochę dla mnie jakby spotkanie rodzinne, a raczej środowiskowe, z ludźmi, z którymi znam się lepiej lub gorzej, ale w sposób naturalny nie jesteśmy sobie obcy. Czasem więc trudno powiedzieć wprost, co się myśli…
W niektórych przypadkach jednak takich trudności nie mam. Pierwszy, popołudniowy koncert został zdominowany utworem Ryszarda Gabrysia Gloria reformata. Było to po prostu straszne i wydawało się, że nigdy się nie skończy. Czego on tam nie zaprzągł – była i Symfonia Psalmów Strawińskiego, i chorały Bacha/Lutra, i żydowskie zaśpiewy z grą na rogu-szofarze (tu bluźniercze dla każdej ze stron połączenie hebrajskiego Adonai z Christe eleison) w wykonaniu Józefa Brody, i wrzaski i wygibasy w stylu awangardy lat sześćdziesiątych… koszmar, który trwał ponad godzinę. Chór Camerata Silesia, który był głównym bohaterem koncertu, wykonał najpierw cykl Joanny Wnuk-Nazarowej (powrót kompozytorski po dziewięciu latach!) Psalmy przyszłości?. Tak, ze znakiem zapytania, i części utworu (cztery) też ze znakami zapytania – czegoś takiego dotąd nie spotkałam. No i było to dość nietuzinkowe, celnie oddające tekst (Krasińskiego), choć stylistycznie skłaniające się trochę w popularniejsze regiony, a zabawny był cytat z Moniuszki, podczas którego nagle włączył się akordeon. „To miało byc takie polskie do bólu” – tłumaczy kompozytorka.
Wieczorny koncert NOSPR pod batutą Michała Klauzy był całkiem niezły. Najbardziej w pamięć zapadał utwór Wojciecha Blecharza Nox – taki wizyjny, trochę eklektyczny, momentami widać było, że młody kompozytor odrobił lekcję ze spektralizmu, trochę przydługi, ale zdecydowanie autor miał coś do powiedzenia, także w rzemiośle orkiestrowym. Poza tym i tradycjonalnym dość (z ukłonem w stronę Bollywood i minimalizmu) Koncertem wiolonczelowym Weroniki Ratusińskiej koncert został ujęty w ramy muzycznego malarstwa. Tzn. The Night Flight (nie mam pojęcia, czemu po angielsku, skoro rzecz dotyczyła Saint-Exupéry’ego) Bronisława Kazimierza Przybylskiego była swoistym dźwiękowym odwzorowaniem lotu (dyskretnym i muzykalnym), a wykonane na końcu Cinq tableaux de Caspar David Friedrich Piotra Mossa stanowiło ilustrację pięciu obrazów wymienionego malarza. Piotr Moss jest znany we Francji jako kompozytor muzyki teatralnej i potraktował tu malarstwo jak teatr, co w przypadku tego własnie malarza jest słuszne. Ale… rozumiem, dlaczego w muzycznej opowieści o tym obrazie znalazł się cytat z Schuberta z pierwszej części cyklu Piękna młynarka, ale nie wiem, co tam robi walc Lannera. Ten obraz zaś został zilustrowany m.in. cytatem z Perotinusa, ale i Bacha. Ten obraz odzwierciedlony został burzliwym krakaniem. Dośc burzliwa była i ilustracja tego obrazu.
Dalszy ciąg nastąpi.
Komentarze
O! Dziękuję za odrobienie (za mnie 😉 ) zadania domowego — właśnie miałem Friedricha szukać 😉 (I Wędrowca ponad morzem chmur i Opactwo w lesie dobrze pamiętam, ale pozostałych nie. Także nie pamiętałem Mgły.)
Na tych obrazach to same gałęzie 🙂 U mnie też będzie pięć odcinków. Albo nawet więcej… 🙄
A ilustrowanie Friedricha Bachem to wg mnie pudło, to są rzeczy sobie obce. Perotinus też jakoś mi tu nie brzmi. Podejrzewam, że tam zostały walnięte fragmenty jakichś mszy, tak po najmniejszej lini oporu 😉
Hoko:
Chorał z Pasji Janowej — tako rzecze Piotr Moss w programie 🙂
Swoją drogą nie nazwałbm tego ilustrowaniem Friedricha Bachem, a raczej przywołaniem go dla zilustrowania owego opactwa. Przywołanie dla zilustrowania od ilustrowania różni się dla mnie stopniem przetworzenia 😉
Nie no, to tylko cytaciki takie były. Dzięki za zwrócenie uwagi, pisałam w pośpiechu i śpiąca, oczywiście już dopisuję „m.in.” 😀
Już poprawione, i dzięki za Mgłę, której jakoś nie znalazłam. Bardzo mglista była Mgła 🙂 W każdym razie cały utwór nie budził moich głębszych protestów 😉
„Camerata Silesia” to się nieźle naśpiewa tych prawykonań. Z tego co wiem, to znaczna część ich działalności (byłam kiedyś na warsztatach z Anią Szostek i opowiadała). Kolega, w tej chwili już solista, czasem śpiewał z nimi różne dziwności na zamówienie i mówił, że czasem ten chór musi dokonywać niemożliwego (w każdym razie bez kamertonów ani rusz).
Z tą znajomością warsztatu chóralnego u kompozytorów współczesnych różnie bywa. Preisner to skrajny przykład (te dźwięki praktycznie poza skalą, które można jedynie wypiszczeć). Jest sporo osób, które pisują bardzo niewygodne partie, często powtarza się jeden dźwięk przez dwie strony, a to wyjątkowo męczące dla głosu, najczęściej jest to jeszcze dźwięk tzw. przejściowy (czyli dla głosu b. niewygodny). Ufff… Mam sporo dość koszmarnych wspomnień z wykonań utworów współczesnych 😉
Lubię „Cameratę” za brzmienie – słychać że to suma indywidualności a nie efekt spiłowywania głosów, by brzmiały równo. Przy tym pierwszym podejściu brzmienie jest o wiele bogatsze. Ale to trzeba mieć do dyspozycji kształcone głosy. Ania Szostak zresztą b. dobrze radzi sobie ze sprawami emisji i potrafi przywracać głosy po wydziale wokalnym do stanu przydatności do śpiewu zespołowego 😉
A Kraków już za tydzień z hakiem, bardzo się cieszę! 😀 Ależ to szybko minęło (bardzo mam teraz dużo pracy i ledwie zauważam upływ czasu) 🙂
Camerata Silesia to wirtuozi. Ale wolałabym, żeby jednak lepszy repertuar śpiewali…
Cieszę się, że zostałam poparta w dziedzinie bezsensownie niewygodnie napisanych utworów. Nie dość na tym, to są zwykle koszmarne smutasy!
Dla mnie to również objaw poważnych braków warsztatowych. Dlaczego ci kompozytorzy nie znają od podszewki ludzkiego głosu, rządzących nim praw? Przecież chyba i w ich interesie powinno być jego wykorzystanie w utworach tak, by brzmiał jak najlepiej? Wielu z nich to absolwenci Wydziałów Kompozycji. Czy tego się nie uczy?
Camerata też by, z tego co wiem, wolała inny repertuar 🙂 Ania Szostek z wielkim sentymentem wspominała, jak nagrywali Zieleńskiego. Bezlitosne prawa rynku. Potrafią zaśpiewać to, czego inni nie daliby rady, to mają zlecenia. I biorą, bo inaczej podobno trudno byłoby im się utrzymać.
Widzę, że merytoryzm od rana, więc mogę się włączyć tylko jako pies na literówki. 😉 W ósmej szufladzie od dołu (licząc razem z ciągiem dalszym) Piotr Moss potraktował malarstwo jak teatt, co chyba nie tak do końca jest słuszne. 🙂
Poza tym mogę zameldować, że za Friedrichem nie przepadam i zgadzam się go oglądać właściwie tylko wtedy, kiedy Hoko przywołuje go do zilustrowania Hoko. 😆
To ja zamelduję, Piesu Korektorski, że juz poprawiłam 🙂 A do Friedricha nawet mam pewną słabość, ale tylko do niektórych obrazów.
ad PAK:
Kawałków Tarantelli można posłuchać tu:
http://merlin.pl/Tarantella_Leszek-Mozdzer-Lars-Danielsson-John-Parricelli-Eric-Harland/browse/product/4,642339.html
Ale to są baardzo małe kawałki.
Skąpstwo to grzech! 🙁
No niestety. 30 sekund to standard. Czasami dają po 60 sek.
Ale klimat utworu można już złapać.
KAWKa ma i Camerata Silesia, śpiewającą przystępniejsze rzeczy – Zeidlera, Wańskiego.
Cóż, według mnie repertuałowo Festiwal Prawykonań nie oddaje najciekawszych rzeczy, które dzieją się obecnie w polskiej muzyce wspólczesnej. W wywiadzie z panią Wnuk – Nazarową jaki mogłem wysłuchać
w programie II PR usłyszałem, że festiwal ten w swym zamierzeniu ma cel taki osiągnąć. Niestety granie utworów takiej Ratusińskiej jest po prostu nieporozumieniem. Nie wiem dlaczego taka mizera jest w tym kraju tak promowana.Obawiam się, że cierpliwość Pani Redaktor na tym festiwalu na niejedna próbę będzie musiała być wystawiona, choć ja sam ciekaw jestem nowych utworów Wieleckiego i Schaeffera.
A dlaczego maestro Petrolo de Rubicchio jest promowany?
Może to nie jest kwestia „pleców”, ale na pewno jakaś doza hucpy gra rolę.
Ktoś się bardziej rozpycha ze swoim utworem, to mu go zagrają. Ktoś inny siedzi cicho, utwór ląduje w szufladzie.
Ja się Schaeffera boję. IX Symfonia! 36-39 minut! Nie wiem, czy to przeżyję. Wyszłabym, jeśli bardzo cierpiałabym, ale nie wiem, jak PAK, czy jego chęć poznania nie zadecyduje, że będzie siedział do końca… a po tym koncercie idziemy na zlocik.
Composer nie przyjeżdża, choć to prawykonanie – tego dnia będzie miał też premierę teatralną gdzieś tam. Ja nie rozumiem, nie być na prawykonaniu IX Symfonii… 😆
Dość miłe wrażenia miałam na południowym koncercie Kwartetu Śląskiego, z wyjątkiem pierwszego utworu (II Kwartet smyczkowy Kotońskiego), nudnego jak sto diabłów. Ale dość zaciekawił mnie Aleksander Nowak, młody człowiek miejscowy – coś miał do powiedzenia. Czasem nawet epatował brzydotą dźwięku, ale to czemuś służyło. Odwrotnie Marcin Markowicz, koncertmistrz Filharmonii Wrocławskiej i drugie skrzypce Kwartetu Lutosławskiego, który też komponuje – jego utwór (już III Kwartet smyczkowy!) był nawet, można powiedzieć, słodki, eksploatujący pasaże i brzmienia, które można skojarzyć częściowo z Szymanowskim, częściowo z Bartókiem. Na koniec Prolongement Stanisława Krupowicza, czyli poniekąd bój kwartetu z brzmieniami elektronicznymi, które w końcu zwyciężają, a jak wszystko zaczęło coraz głośniej i wyżej startować gdzies w Kosmos, kilka co wrażliwszych osób wyszło z sali… Przesadzili moim zdaniem, całkiem to było słuchalne.
Co do wykonalności muzyki, przypomina mi się jak zwykle anegdotka jak to Strawiński się spotkał z Duszkinem i mu napisał słynny początkowy akord Koncertu skrzypcowego, na co Duszkin, że się tego nie da zagrać. Przyszedł do domu, wziął skrzypce i ze zdumieniem się przekonał, że się da…. może ci kompozytorzy na głos też tak próbują 🙂
Ciekawe o Markowiczu, może we Wrocławiu by zagrali jego dzieła zebrane. Bardzo się cieszę, że jest kwartet (Lutosławskiego) we Wrocławiu, ale jeszcze nie było mi dane ich posłuchać. Jak będą grali moich ulubionych rosyjskich kompozytorwó niedługo to też mnie nie będzie… czy ktoś kto ich słyszał potrafi w kilku słowach powiedzieć jak brzmią??
Pani Kierowniczko:
Boi się Pani jakiejś nowej muzyki??? No, ja przepraszam, musiałem wysłuchać tyle tyrad na zebraniach idących w godziny, że Schaeffer mi nie straszny 😀
Ale też nie jestem aż tak chętny poznania, by się nie dostosować — w końcu to tylko rząd różnicy, mogę zresztą usiąść, gdzieś bardziej z boku, by ewentualnym wyjściem nie przeszkadzać obecnym.
Da się, nie da się. Różne rzeczy były niwykonalne – Burleska Straussa, Jakieś skrzypcowe koncerty, których już nie pomnę.
Ale był jeden utwór, którego pierotnie nie dało się zagrać zgodnie z zapisem. Nijak.
Bodajże Britten, kiedy pisał dla Juliana Breama bodajże Nocturnal (przepraszam, ale nie pamiętam w tej chwili szczegółów; na pewno dla Breama), pierwotnie w którymś miejscu zapisał E i G grane równocześnie. Na gitarze, niskie E to jest dźwięk otwartej struny E (najniższy dźwięk możliwy do uzyskania na standardowo nastrojonej gitarze), a G uzyskujemy na trzecim progu tej samej struny…
Bream wytknął kompozytorowi tę drobną niedogodność, a ten wprowadził poprawkę.
Dzień dobry wieczór!
Tutaj „Nocturnal – Passacaglia” Brittena grany przez Breama:
http://www.youtube.com/watch?v=SJETmCQI2fA
Come heavy sleep, the image of true death;
and close up these my weary weeping eies:
Whose spring of tears doth stop my vitall breath,
and tears my hart with sorrows sign swoln cries:
Com and possess my tired thoughts, worne soule,
That living dies, till thou on me be stoule.
Come shadow of my end, and shape of rest,
Allied to death, child to blakefact night:
Come thou and charm these rebels in my breast,
Whose waking fancies doe my mind affright.
O come sweet sleepe; come, or I die ever:
Come ere my last sleep comes, or come never.
Poezja rzadko mnie rusza, ale to jest przejmujące.
„Come Heavy Sleep” Dowlanda, na podstawie którego Britten skomponował „Nocturnal”.
Hej, drogie Dywaniątka! Jeśli ktoś tu zagląda, raportujemy, że siedzimy w lokalu pt. Fanaberia – taką mieliśmy fanaberię. Jest miło, fotele się huźdają w powietrzu, piwko czeskie i ukraińskie, a także duży wybór herbat (dla PAK-a). Komisarz zażywa tabakę i nie kicha. Z wejściem do sieci były niejakie kłopoty, ale wreszcie internet nap……a 😀 Wszystkich pozdrawiamy serdecznie!
Właśnie w sąsiedniej sali zaczyna się taniec brzucha, foma nie wytrzymał i się wydelegował 😉
Hej hej, Kierowniczko 😉
Ja zagladam, ale zaraz wychodzę (wyjeżdżam) na kolację do Zośki i Andrzeja.
Najważniejsze, że internet nap……a 🙂
Zajrzałam na stronę maluszka Kierowniczki, mój ciutkę mniejszy, ale podobny (z tym, że systemy operacyjne inne 😉 ).
W podróżach przydaje się takie cuś, ale na codzień wolę moje stare dobre…duże 😉
Dziękujemy za raport z Fanaberii i życzymy przyjemnego ciągu dalszego 🙂 Ja dzisiaj byłam na produkcji bollywoodzkiej (a taniec z elementami roztańczonych brzuchów był też, w wykonaniu zespołu „Łany” przed projekcją 😆 )
A foma się wydelegował żeby oglądać, czy żeby tańczyć własnobrzusznie? 😆
Nie dało się nic zobaczyć, bo straszny tłum 🙂
W Kattowitzu zawierucha,
foma tańczy taniec brzucha
z fanaberią komisarską,
Kierownictwo banię jarską
strzela, PAK z dwuznaczną miną
mruczy cicho „ale kino!”…
Czy ktoś jeszcze jest na zlocie
i ogląda te sto pociech? 😆
Żeby ta herbata PAK-owi nie zaszkodziła…
PAK herbatę, a my piwo –
Jest pijaństwo jako żywo!
Brzucho widział tylko PAK –
fomie tych widoków brak 😉
Żądza żarem z fomy bucha
Chciał zobaczyć taniec brzucha
PAK mu sprzątnął widok gładko
Popijając go herbatką…
Teraz – nikt mi nie uwierzy –
PAK rozprawia o skanerze!
Brzuch mu w pamięć nie wpadł gładko –
Nie pił piwa, lecz herbatkę… 😉
Co za skaner? Jaki skaner?
Z tego PAK-a to jest szpaner!
Nie uwierzę, jakem zwierzę,
że brzuch wcale go nie bierze! 🙄
Bobik, nadstaw piesku ucho,
PAK ma w nosie każde brzucho
Jego bierze – słuchasz uchem?
Co na ogół jest pod brzuchem…
PAK powiedział właśnie: powiem tak, że brzucha nigdy nie skanowaliśmy, tzn. w rzeźbie owszem, ale żywego nigdy. Trzeba spróbować 😉
A ja z nowego piszę 13,3” – akurat do netu. Lekki, zgrabny ino z tą cholerną Vistą…
Słucham uchem, zawstydzony –
PAK-a nie znam z takiej strony,
lecz że zmienia się, nie dziwy:
widać tu kompanii wpływy.
Może go ta zgrana paka
przerobiła na OPAK-a? 😯
Któż by PAK-a za to zganił,
Że troszeczkę podywanił?
(„Dywanienie”, słówko nowe,
pochodzenie ma fomowe)
PAK to dzieło jest skończone:
Płeć ma stałą z męskim łonem
I charakter też ma stały:
Biorą go jeno chorały…
PAK dziś „fanaberii” chluba,
aż mu się dywani z czuba,
może jakiś cynk mi dacie,
co tam było w tej herbacie? 😀
fomę tylko jedno rusza:
Kiedy dzieczę się wybrzusza…
dziewczę…
Była tam tylko herbata,
W wszelkie składniki bogata.
W piwie była zaś cytryna –
To wszystkiego jest przyczyna…
PAK jest chlubą dla Katowic,
foma także… dobra, to wic 😆
Nic nie wice, nic nie czuje
brzuch mi jeno podskakuje
brzuch mój własny, nietaneczny
foma nader dziś jest grzeczny
nie złorzeczy,
inne rzeczy
owszem czasem, lecz nie dziś
dziś milusi foma-miś…
pije mało, klnie niewiele
dziś PAK z Dorą są na czele
Eee… po dzisiejszym meczu tak naprawdę tylko piwo smakuje.
Zadałam nieprzyzwoite pytanie, co za mecz. Natychmiast się dowiedziałam łącznie z pantomimą, co zrobił Boruc (w wykonaniu fomy) 😉
Klnie niewiele? Pije mało?
A cóż fomie się dziś stało?
To choroby są oznaki
Bowiem foma nie był taki
Zwykle gębę pełną ma
Brzydkich słów z grupą OH…
Proszę państwa, oto foma,
grzeczny jakby łyknął broma,
chętnie państwu brzuch nadstawi…
Nie nadstawi? To co prawi,
że dziś taki jest milusi?
Chyba coś nadrobić musi… 😉
Boruc z nowym tatuażem
Jeszcze niejedno pokaże…
Merytoryzm poszedł precz
Nie jesteśmy dzisiaj grzecz…
Raczej bardzo niebezpiecz…
Jak się merytoryzm wróci
Wszystkich nas o głowę skróci…
W tej atmosferze na trzeźwo się nie da. Musiałem pójść i nalać sobie caberneta na syrach. Odpowiedzialność za to zwalam na dzisiejsze fanaberie! 🙄
Ja bez głowy nie chcę żyć,
bo zbyt trudno wtedy pić! 😥
Na Dywanie dziś się dzieje
Chyba sobie coś naleję
Krótsza noc jest o godzinę
No, to mam już ja przyczynę…
Czytajcie, czytajcie!
Widziałem dziś suczkę bokserkę, która wdzięcznie bawiła się badylem.
Staliśmy uśmiechnięci a suczka szaleje na trawniku. W pewnym momencie jej państwo się oddalili i wołają: Doda, Doda, idziemy!
Droga Kierowniczko Pani,
ktoś godzinę za(d)iwanił,
zrobiła się z tego chryja –
cały Dywan się upija! 😯
Doda jest damska bokserka? 😯
Doda tak jest popularna
Jak interdyscyplinarna…
Jutro będziem mieli chuch
Śmiechem obolały brzuch
Przyda nam się jakiś ruch
Zanim wróci nam nasz duch
Doda wiedzie pieski żywot,
z miski musi chłeptać piwo,
na wołanie (Boże drogi!)
musi także przyjść do nogi,
nie powiększy sobie cyca,
toteż wyje do księżyca 😥
Zeen coś bujać tu zaczyna:
duchów była już godzina,
a brzuch temu będzie ciężył,
kto go tańcem nadwyrężył! 😆
Silny duchem, słaby ciałem
Bo podywanikowałem
Składam zwłoki swoje w łoże
By się jutro nie czuć gorzej…
To jest bardzo słuszny ruch,
więc dobranoc i – czuj duch! 😀
Siedzieliśmy do drugiej…
Czyli do trzeciej…
Spać! 😀 😉
Pobudka!! Tromby!! 🙂
No no… jak kto się napił takiej herbaty, to teraz może robić pobudkę o godzinie, której nie ma 🙂 Cieszę się, że podróż do domu się udała 😉
Ja jeszcze na śniadanko i w drogę. Szczęśliwie pociąg o 11 😀
Litości 😆 nie uchodzi 😆 żebym 😆 w mundurku 😆 płakała 😆 ze śmiechu 😆
W sprawie formalnej — WordPress podaje wciąż czas zimowy.
Może też fanaberyjnie brzuszył i jest wczorajszy 😉
ChłoPAKi, chłoPAKi,
od rana trombita,
nie ma szans się wyspać
tu żadna kobita!
Ni żadna płeć inna,
ni gatunek psowy,
tylko jeden Łotrpress
jeszcze w śnie zimowym. 😉
Hoho, na chwile sie oddalić , a Dywanik szaleje. Ja wczoraj na wieczorze rosyjskim z akcentem, ale bez tanców brzucha.
Zeenowi udało się to określenie – Łotrpress. Niesłychanie prawdziwe.
Hej Wam! Wybaczcie, ja ten czas będę musiała zmienić własną łapką, a teraz nie mam czasu w tym dłubać, bo za pół godzinki lecę na recital Mariusza Kwietnia. A potem Anka Zośka Matka, potem jeszcze jakieś coś tam coś tam, tak że chyba zmiana czasu na blogu będzie musiała poczekać do jutra 😉
Pani Kierowniczka może zarządzać czasem jak chce 😉
Jej, tyle dobrego naraz! I Kwiecień, i ASM. Dobrze być Kierowniczką 😎
Zaraz, zaraz! Pani Kierowniczka może na tyle dowolnie zarządzać czasem, żeby 29 marca już był kwiecień? 😯
A mozna (w drodze wyjatku) prosic do tylu?
Ile roków, Tereso?
a, tak z 20… 😆
Uprzejmie proszę: nie o tyle, żeby mnie zaczęło nie być. 😉
Bobik, a po co Ci nagle lata do bycia?
Tereso, zgoda 😆
Niby prawda, że ja swojego bycia i tak nie liczę w czasie realnym 😉
No to róbta co chceta, cofajta, przesuwajta, na moje szczeniactwo to nie wpłynie. 🙂
To niech Teresa pcha, a ja będę ciągnąć 😆
No tak…
już nie wspomnę, ile mi przyjdzie uzupełnić w poezyjach i tak dalej…
Doro
przepraszam ,że uzyczam sobie Twojego bloga na chwilke mam apel Mojej do Bobika , moze go ktos zaniesie : Moja Was czyta.Stop.Predokośc lacza 112kb.Stop. Pisać nie moze bo za duzo wpisów. Stop.Bramba antyspamowa :invalid.Stop. Prosze o nowy wpis.Stop .Nietoperzyca
Doro pozdrawiam wiosennie 😀 ,na torcik zapraszam jak Moją wypuszczą 🙁
Kierowniczko!
😯
To dzieciatko dawno temu, jeszcze zanim skończyło roczek, przyjechało do Kingston. Mama skończyła szkołe muzyczną w Krakowie i grała na skrzypcach w kingstońskiej orkiestrze symfonicznej, po jakims czasie wyprowadzili sie troche dalej, do Brockville.
Pamietam, jak malutka Ania grała na skrzypcach (malutkich) – miała chyba ze 4 lata i wyrywna byla z tymi skrzypkami na wystepach szkolnych. Okazało sie, ze nie skrzypce są jej powołaniem…
http://www.youtube.com/watch?v=q8OjFlg4roI
Teraz wyśpiewuje w Ottawie… podcierałam nosek temu smarkaczowi!
He, he, pol dnia minelo, zanim do mnie dotarlo, kto to ta Anka Zoska Matka 😀
Pani Kierowniczka to ma klawo 🙂
Babeczko, trza było w google wrzucić i już wszystko jasne.
Oni tu rozmawiają czasami szyfrem, ale ja nadążam. 😀
Mtsiodemeczko, akurat ten szyfr powinnam byla zrozumiec; no coz, zacmilo mnie, co zrobic 🙂
Ja niestety nie. 🙁
To wrzucę sobie na pociechę dobry jakościowo film:
http://www.youtube.com/watch?v=fQDtZIz_gc8
mt7 – dzięki za podrzucenie koncertu Mendelssohna, sam mam nagranie, które niezbyt mi się podoba, a przecież dobrych nagrań tego akurat koncertu są dziesiątki. Muter bardzo mi sie podoba.
Notopcham, haneczko
Uwaga, uwaga, próba czasu…
Udało się 😀
Kochani, wybaczcie, wpis rano, teraz padam na pyszczek. Dobranoc! 😀
To ja też dobranoc! 🙂
Szczególnie ciepło do Piotra M., a co! 😀
Tromb nie ma, bom litościwy, a śpijcie sobie.
Moge spokojnie napisac brzydko o kimś mając nadzieję, że czytanie się zacznie od nowego wpisu Pani Kierowniczki zsapowiedzianego na rano.
Byliśmy w piątek w Filharmonii Bałtyckiej na Pasji wg św. Jana, z której cytat ilustrował któryś z obrazów Friedricha. Dokładnie buyłoby napisac, że p[ojechaliśmy w ncelu wysłuchania tego utworu, bo na czym byliśm, trudno powiedzieć, przynajmniej do przerwy.
Nie wiem, czy przerwsa była zaplanowana. Ja bym jej nie robił. Nie pamiętam, jak to Bach podzielił na dwie części. Tutaj proporcie były 1:3 na korzyść części drugiej. W tym konkretnym przypadku przerwa na początku była niezbędna. Chór Capella Gedanensis włożył mnóstwo pracy w przygotowanie i był bardzo dobry, soliści również. Ale orkiestra! Co oni grali przez 35 minut do przerwy, nie sposób określić. Jakaś kakofonia dźwięków zupełnie bez powiązania. Każdy coś sobie rzępolił.
Po przerwie orkiestra był poprawna, chyba jej członkowie i maestro od fisharmonii (nie wiem, czy to dało się nazwać basso continuo) może dostali po d.pie w czasie przerwy.
Szkoda wysiłku wokalistów, bo naprawdę śpiewali pięknie. A choć orkiestra po przerwie jakoś sie uporządkowała, niemiłe wrażenie zaciążyło na całości i na ogólnym wrażeniu.
Wracając do Friedricha, można go nie lubic, bo namalował sporo obrazów delikatnie mówiąc takich sobie, prawie jeleni na rykowisku. Dokładniej łabędzi w trzcinach. Ale niektóre są chyba godne podziwu. I jeszcze bardzo nowoczesne, takie trochę multimedialne, jakby się dzisiaj powiedziało.
Malowane na folii i podświetlane od tyłu, oglądane przy wyłaczonym górnym świetle. To jest coś. Ale poważniej, Ruiony opactwa i Kruki są inspirujące. Zresztą dosłownie Kruki zainspirowały Van Gogha i nie dziwota, bo same coś z Van Gogha mają. Opactwo i parę innych obrazów w sepii jakoś kojarzy mi się z Beksińskim. Nie wiem, czy był jakoś przez Friedricha inspirowany i czy moje skojjarzenie ma jakiś sens, ale jakoś mi się tak nasuwa.
Tymczasem oglądając obrazy typowo romantycznej sielanki na wzór angielski trudno dopatrzeć się w tym artyście czegoś ciekawego.
BVył prawie o pokolenie młodzy od Goi, ale apogeum twórczości Friedricha przypadło na najlepsze lata Goi, w tym na genialny okres czarny i tutaj też coś wspólnego w nastroju można się dopatrzeć. Ale Goja był genialny, szczególnie właśnie ten czarny, a Friedrich tylko ciekawy.
Chyba do księgi Guinessa za tyle literówek. Ale chyba wiadomo, co miało być napisane.
Stanisławie:
Druga część winna być wyraźnie dłuższa (20 w pierwszej do 47 w drugiej).
Co do orkiestry — rozumiem, że to dobrze, że zjechała na pit stop? 😉
Jeszcze o Friedrichu. Nie znam Pięknej młynarki, ale moge sobie wyobrazić. Wolę pozostać przy tej z Palazzo Barberini namalowanej przez Rafaela. I to nie zw względu na biust, który akurat nie wprawia w szczególną ekstazę, nawet taką, jak taniec brzucha na Śląsku. Ale obraz jako całość wprawia jak najbardziej.
W istocie La Fornarina oznacza piekarkę nie młynarkę, ale po polsku nie bardzo to brzmi i polskie nazwy albo przeinaczają na młynarkę albo nawet na „Portret młodej kobiety” 😳
PAK, dziękuję. Proporcje mniej więcej się zgadzały, ale tempo nie było tak wyczynowe. I część 35 minut, druga 1,5 godziny. Pit stop był naprawdę niezbędny.
Jeszcze PAK. Analogia z pit stopem rzeczywiście bardzo trafna.
Ja bym się zgłosił do oglądania, gdyby ktoś namalował „Portret młodej Owczarki”. Najchętniej australijskiej, ale od biedy mogłaby być i niemiecka. 😀
Stanisławie, masz rację, że Friedrich Friedrichowi nierówny, ale ja, prawdopodobnie ze względu na miejsce zamieszkania, mam do kultury germańskiej stosunek dość emocjonalny. Jedne rzeczy żywiołowo akceptuję, a innych żywiołowo nie znoszę. Przyznaję, że szczegóły i subtelności często na tym cierpią. 😉
Fajna recka, Stanisławie 😀
Co do Friedricha, zgadzam się, zwłaszcza w temacie Ruiny opactwa a Beksiński 😉
Bobiczku, a portret młodego puli? Ileż ekspresji można by zawrzeć w czarnych dredach…
Stanisławie:
20 i 47 to nie liczba minut na ‚ścieżek’ na płycie 😉 Ściezka ścieżce nierówna, ale jakąś proporcję to ukazuje.
Przepraszam za ignorancję. Oczywiście nie pomyslałem o płycie.
Cieszę się, że Pani Kierowniczka zgadza się w temacie Friedricha.
Teraz już powszechne Tromby, a ja się żegnam na parę godzin
Przerwa w wykonaniu Pasji Janowej? Hmmm… Myśmy nawet Mateuszową śpiewali ciągiem. Przecież przerwa niszczy dramaturgię! W każdym razie ja się ani wykonawczo ani jako słuchaczka nie spotkałam z przerwami, z czego bardzo się cieszę!
Beato, ja się zastanawiałem, czy ta przerwa była zaplanowana. Sugestia PAK-a, że orkiestra zjachała na pit-stop (zjazd techniczny w wyścigu samochodowym), jest bardzo prawdopodobna. Była totalna katastrofa i coś trzeba było zrobić. Dyrygent dał znak do oklasków i wyprowadził orkiestrę.
Stanisławie, masz rację, rzeczywiście wygląda to na przerwę ratunkową. W takim razie dobrze, że choć trochę pomogła. Ale w ogóle to z tym koncertem i orkiestrowym kaleczeniem Bacha b. smutna historia 🙁
Nie przygotowywałem się specjalnie do filharmonii, bo wydawało mi się, że z grubsza coś wiem o utworze. PAK naliczył 67 ścieżek na płycie (wiem, były ponumerowane). Kompozytor podzielił Pasję na 2 części, druga zaczyna się chyba u Piłata.
Oczywiście pomiedzy 67 elementami utworu są normalne pauzy, a po 20 dłuzsza, ale nie przyszło by mi do głowy robić przerwę tego rodzaju. W ogóle pasji najchetniej słucham w kościele. Tam nikt by przerwy nie zrobił.
Historia smutna. Ile tam pięknych miejsc. I niektóre były piękne, ale ogólne wrażenie już nie do naprawienia. Staram się myśleć pozytywnie i dawałem się w dalszej części unieść słuchaniu. Ale Moja wierciła się obok, bo nie była w stanie strawić poczatku.
Grając Mszę i Janową, Herreweghe w Operze (1998?) też robił przerwę.
To chyba bardziej ze względu na zdrowie publiczności. Wysiedzieć 2 godziny bez przerwy nie jest łatwo nawet starym wyjadaczkom i wyjadaczom.
Może to nie musi być pełna przerwa, tylko taka na 5-10 minut. Części pasji same wyznaczają etapy utworu. Dla mnie przejście od części do części Pasji to coś więcej niż przejście od pierwszej do drugiej części symfonii.
Bardzo dużo zależy też od jakości siedziska.
3 godziny Stockhausena na plastikowych rozkładanych krzesełkach z Ikei w „Koneserze” podczas ostatniej Jesieni zakrawało na ostry fakiryzm.
W moim odczuciu muzyka Bacha jest tak naprawdę „w domu”, kiedy grana jest czy śpiewana we wnętrzach kościelnych. A sama forma koncertu filharmonicznego, tworu dziewiętnastowiecznego, nałożona na pasję czy mszę Bacha, nie przestaje mnie dziwić. To silniejsze ode mnie.
Bobiczku zaintrygowałeś mnie. Ciekawam, jakie zjawiska w kulturze niemieckiej najbardziej żywiołowo akceptujesz, np. których pisarzy?
Beato, ponieważ bajka mogłaby być długa, proponuję, żebyśmy ewentualne dokładniejsze rozpracowanie tematu odłożyli do wysoce prawdopodobnego spotkania w Krakowie (coś mi wróbelki ćwierkały, że będziemy tam w tym samym czasie). 🙂 W telegraficznym skrócie wrzucę tylko, że np. na niemiecki romantyzm reaguję (z małymi wyjątkami) bardzo źle, a najbliższe są mi w niemieckojęzycznej literaturze obszary z jednej strony kafkowskie, a z drugiej mannowskie. Te ostatnie zesztą nie od zawsze, tak naprawdę nauczyłem się cenić Manna i okolice dopiero po zamieszkaniu w Niemczech. Poza tym mój nos nieźle znosi różnej maści teoretyków – filozofów, socjologów, itd., w związku z czym jestem skłonny poświęcić dużo czasu i wysiłku na przedzieranie się przez różnorakie zakrętasy składniowe, od Kanta, poprzez Webera do Habermasa. 😉
Ale jak inaczej wysłuchać religijnego utworu na żywo? Przecież chyba nie w kontekście „pierwotnym” – jako części obrządku?
Słuchanie w kościele poza tym, przykro mi to powiedzieć, jest dość niewygodne. Pomijając same ławki, jeśli siedzę w nieodpowiednim miejscu, mogę usłyszeć tylko jakieś szumliwe odbicia.
Dzięki, Bobiku 🙂 Wróbelki miały rację z tym Krakowem – bardzo się cieszę! 😀 I nawet jestem skłonna cierpliwie wysłuchać utyskiwań Bobika na niemiecki romantyzm, do którego mam słabość – mniej do jego filozofii, bardziej do praktyki – dużo pisali o muzyce 😉 Choć skoro Bobikowi romantyzm źle robi (może nawet na żołądek), to możemy też przemilczeć, a nawet zastąpić ten temat czymś do jedzenia 😉
Dla mnie ważniejszy od potencjalnej niewygody jest fakt, że ta muzyka powstawała dla wnętrz kościelnych i w moim odczuciu w nich brzmi o wiele prawdziwiej. Wcale nie musi być to część obrządku, po prostu koncert w kościele (co zresztą, muszę przyznać, też z punktu widzenia tradycji jest rzeczą dziwną, chyba nie mniej niż Bach w filharmonii 😉 Śpiewanie (czy słuchanie) Bacha w kościele (nawet zimnym) przebija dla mnie pod względem intensywności, ale też komfortu brzmieniowego, każdą ciepłą i suto oświetloną filharmonię 😉 Tak już po prostu mam.
Czymś do zjedzenia, albo i wychłeptania, jestem skłonny zastąpić każdy możliwy temat. 😆
Niewątpliwie sprawę komplikuje to, że doznania w wyniku słuchania utworów religijnych ześwieczczyły się. Większość zapewne doświadcza tej muzyki wyłącznie na poziomie estetycznym, a nie religijnym. Stąd koncerty w filharmoniach itp.
Redukując sprawę do absurdu, nagrania utworów religijnych niejako nie mają sensu, bo jak wypada słuchać mszy czy pasji w domu, w kapciach, na kanapie i z kotem na kolanach?
Jeżeli kot też lubi posłuchać, to nagrania jak najbardziej mają sens! 😀
I do tego poza określoną porą roku…
Nie zapominajmy jednak, że to wszystko jest umowy, obyczaju i tradycji – a te są zmienne w czasie – równiez kościelnym.
Tak, wiele się zmieniło, a nagrania sporo namieszały, jeśli chodzi o nierealistyczne oczekiwania słuchaczy wobec wykonawców (perfekcja techniczna). Z drugiej strony podniosły wykonawcze standardy techniczne, to z kolei z korzyścią dla wszystkich. Jednak cenię sobie wykonywanie „historycznie poinformowane”, również w kwestii okoliczności i wnętrz. I to nie ze względów formalnych (takich z uzasadnieniem: bo tak kiedyś było, więc tak być musi), ale ze względu na efekt, który zwykle do mnie bardziej przemawia. Ale jak przyjeżdża wykonawca, którego cenię, to na Bacha i do filharmonii pobiegnę 😉
Czuję to podobnie jak Beata. Pobiegnę do filharmonii, ale wolę w kościele. Akurat jestem praktykujący, ale koncert w kościele odbieram świecko. Brzmi mi jednak naturalniej w kosciele, a chóry przy gotyckich sklepieniach potrafią brzmieć potężnie. Niewygoda i zimno przestają przeszkadzać, gdy muzyka wielka. A fakir też człowiek.
A we Włoszech pieski do kościoła chodzą. Kiedyś już tu chyba wspominałam, jak w bolońskim Santo Stefano wilczur słuchał chorału gregoriańskigo 😉
Miało mnie nie być, ale projekty moich uchwał są w punkcie porządku obrad pod pozycją 7 – uchwały w podpunktach 47 i 48, więc dałem sobie na wstrzymanie. Ale teraz już idę.
Pani Kierowniczko, we Włoszech to i klaszczą w lepszych miejscach homilii.
A, jeszcze uwaga o bluźnierstwie. Dla mnie wtręty mojżeszowe do mojego wyznania nie przeszkadzają w niczym, bo dla mnie wyznawcy Mojżesza są starszymi braćmi w wierze. Czyli uznaję, w co wierzyli w czasach Chrystusa, bo inaczej byłoby bez sensu. Wiem, że w drugą stronę to ani rusz. Piszę o czasach Chrystusa, bo Stary Testament w zasadzie się nie zmienia, ale różne rozważania i interpretacje talmudyczne są dynamiczne.