Czy to się opłaca?
Po sąsiedzku na naszej internetowej stronie jest dyskusja pod hasłem „Kultura po 16”, wywołana przez artykuł mojego kierownika w świątecznym numerze „Polityki”. (Na stronie ma być teraz więcej takich debat, co, uważam, jest krokiem w dobrym kierunku – Internet od tego jest, zeby był interaktywny.) Z tym, co kolega Pietrasik pisze o koncertach, nie do końca się zgadzam – widziałam zresztą, że i nasz Gostek oponował, że koncerty o 17. są tylko podczas festiwali. Dodam jeszcze, że w tym roku na tych koncertach na Festiwalu Beethovenowskim sala była pełna – dużo było przybyszów zza granicy, a i część melomanów, która była w stanie, stawiała się. Nie zgadzam się też z postulatem, by godziny rozpoczynania koncertów wieczornych i spektakli teatralnych były późniejsze, bo wielu konsumentów kultury nie jeździ własnymi samochodami ani nie stać ich na taksówki (znam wielu takich melomanów), więc jak by mieli wracać do domu wieczorami?
Ale w naszej dziedzinie też jest wiele różnych nonsensów. Ostatnio przekazano mi w redakcji, że zadzwonił pewien bardzo zdenerwowany pan z Wrocławia, zeby wyłożyć swoje pretensje. Otóż przeczytał moją recenzję z Samsona i Dalili w tamtejszej operze, zainteresował się i chciał się wybrać. Zadzwonił do opery i dowiedział się, że spektakl będzie grany dopiero bodaj w 2011 r. Miał więc do mnie żal, po co zachęcam do obejrzenia czegoś, czego normalny operoman nie będzie mógł w najbliższym czasie obejrzeć.
Premierę chwalono jako sztandarowy przykład udanej koprodukcji. Tymczasem wszystko, co można przeczytać w zlinkowanym tekście Jacka Marczyńskiego, to niestety bujda na resorach (czego być może on w momencie pisania nie wiedział): ani do końca sezonu spektakl nie będzie grany, ani w ogóle w najbliższym czasie. A nie można go wznowić, kiedy pojedzie do innych teatrów. Absurd absolutny. Statystyka premier co prawda rośnie, ale widz się wścieka. Pytam więc: czy to się nam rzeczywiście aż tak opłaca? Czy nasz widz nie będzie się czuł jeszcze bardziej zlekceważony?
Nie piszę tego po to, żeby dokopać Operze Wrocławskiej, którą bardzo cenię i podziwiam za działalność i jej styl. Ale w takim wydarzeniu, o jakim właśnie mówię, chyba jednak więcej jest PR niż wymiernych korzyści. Może te korzyści sa jakoś tam wymierne dla teatru. Ale ja w tym wypadku odczuwam empatię raczej z panem, który zadzwonił rozżalony do redakcji. Bo co on winien?
Komentarze
Opera to jest wpuszczanie orkiestry w kanał…
Między innymi jak najbardziej owszem 😆
Na razie, muszę wyjść na dworzec po moje siostrzeństwo, potem na spektakl do opery.
Przyjemności wszelakich 🙂 I oby dzisiaj elementy konstrukcyjne balkonów były cicho 😉
Mógłbym powiedzieć, że co za problem — ktoś jest kreatywny 😈
(Tak zupełnie poważnie, to ilekroć widziałem, że ocenia się coś, czy kogoś za jakiś element wyjęty ze statystyki, to zawsze znajdowano sposób by wykorzystać to jako lukę, do taniego zdobywania większej liczby punktów, właśnie tego typu manewrami.)
Mnie się wydaje, że powinna być jakaś współmierność w udostępnianiu takiego wspólnego przedsięwzięcia, jeżeli to prawda z tym 2011 rokiem, to w kanał wpuszczono tym razem raczej widzów. 🙁
Można łatwo zagubić sens – dla kogo się coś robi – jeśli skupi zbytnio na samym procesie tworzenia.
Dotyczy to różnych zawodów: lekarzy, urzędników, twórców kultury itd.
PAK-u, zaplatalam sie w meandrach argumentacji 😥
Coz, wiadomo, Polonia bogatym krajem jezd, skoro stac ja na jednorazowe spektakle. Milo to wiedziec, bo wszyscy narzekaja, ze bieda i kryzys.
nie bylam, nie widzialam, nie slyszalam, poszukam na youtube, moze znajde i wyrobie sobie wlasne zdanie. A motywuje mnie do tego zwrot „bujda na resorach” – taki dynamiczny.
szybko i krótko donsze, że z 65 uczestników 25 się zakwalifikowało do II etapu konkursu Ady Sari w Nowym Saczu.
Tu recenzje z pierwszego dnia (Adama Rozlacha):
http://www.adasari.pl/media/File/okiem%20recenzenta/okiem_recenzenta_adam_rozlach_19_04.pdf
Mnie najbardziej urzekli: Gololicic (Słowenia), Komasa (Polska)
40 innych dziś pożegnało się z konkursem. Podziwiałem Prof. Łazarską, że do późnuch godzin wieczornych rozmawiała z każdym kto do niej przyszedł i wyrażała swoje oceny. Bardzo dobrze, że młodzi mogą posłuchać słów krytyki od uznanych pedagogów.
Ide spać. 😉
No nie jest jednorazowy, bo za dwa lata go wystawią… 😆
Beato – tak, elementy konstrukcyjne dawały głos jak najbardziej, ale i tym razem opera się nie zawaliła 😆 Za to nawiązując do wspólnych wspomnień 😉 , to jadłam dziś w Bombaju danie z bakłażana tzw. pyszne 😉 przy tym samym stoliku.
Spektakl mnie połowicznie wkurzył. Bo po świetnej części pierwszej – sam Cesarz Atlantydy Ullmanna jest dziełem wybitnym i po prostu chwytającym za gardło, z wielu względów zresztą, a poza tym został ciekawie wystawiony – w drugiej części nastąpiła taka kiczowata akademia ku czci, że zniweczyła cały efekt części pierwszej.
Ten spektakl nie jest jednorazowy, będzie wystawiany. Ale ta druga część, oratorium Kolot min HaShoah niejakiego Davida Eddlemana, jak dla mnie jest obliczona na turystów amerykańskich, którzy wpadają do Krakowa po drodze do Auschwitz. Kompletnie bez sensu. Jakąś inną przeciwwage bym dała do Ullmanna, tylko co? Trzeba byłoby się zastanowić. Ciekawostkę przyrodniczą natomiast opowiedział mi p. Adam Kaczyński, pianista i współtwórca pamiętnego zespołu MW2 (jakby kto nie wiedział, pierwszego w Polsce zespołu grającego muzyke awangardową). Przejmujący zreszta tekst zamieścił w programie, bo choć zawsze kojarzyłam go jako Krakusa, to jednak okazuje się, że jest warszawiakiem i spędził dzieciństwo przy murze getta, na rogu Bonifraterskiej i Muranowskiej. Ale, wracając do Eddlemana, okazuje się, że ten człowiek kiedyś tworzył grafiki muzyczne, które wykonywało MW2! A teraz chce pisać tak, żeby ludziskom się podobało, krąży więc między stylistyką Adamsa i Nymana. Jak dla mnie to po prostu żenada, nie mówiąc o tym, że kończyło się z dziesięć razy.
Dobranoc, Brunnecie, i dzięki za relację. A pani prof. Łazarska to dużej klasy osoba.
Znaczy w Krakowie bez zmian: Opera trzeszczy, bakłażan pyszny 🙂 Pani Kierowniczce pięknych snów w „Edenie” 🙂
Spojrzałam na listę zakwalifikowanych do II etapu konkursu im. Ady Sari, b. zdolny sopran i b. zdolny baryton z poznańskiej AM śpiewająco znaleźli się na tej liście 🙂
Tereso:
Wszystko dlatego, że starałem się nie cytować przykładów z życia 😐
Chodziło mi zaś o to, że ludzie zachowują się rozsądnie i szukają drogi możliwie najłatwiejszej, najmniej wymagającej wysiłku. Skoro można poprawić sobie statystykę kooprodukcją, która nie da satysfakcji słuchaczom, bo rzadko będzie wystawiana, to sobie poprawią.
Witam porannie i kawowo.
Ubawilam sie szczerze. Recenzja Rozlacha zatytulowana jest oczywiscie uchem recenzenta, bo recenzent powinien miec przede wszystkim ucho (a najlepiej dwoje uszu), ale strona nazywa sie okiem recenzenta. To ja sobie wypraszam, chce miec opis kazdej kiecki i kazdego garnituru, a na koniec wybieg, pokaz mody i wybory Miss i Mistera Konkursu Ady Sari. 🙂
PAK-u, dzieki za przelozenie na jabluszka 😆
TROMBY Trututu!
Ach, te kobiety 😀
Ale fakt, znam taki przykład z życia — byłem na koncercie NOSPR i spotkałem znajomych. Znajoma z tego grona zadzwoniła w przerwie do swojej cioci, stałej słuchaczki NOSPRu, którą zatrzymała w łóżku choroba. I tylko słyszę:
— Ciociu, a słyszałaś jak wiolonczelistka grała w radiu?… No, a jaką suknię miała!!!
Może jakimś rozwiązaniem będzie rozpoczynanie recenzji informacją, za ile lat jest w planach powtórzenie przedstawienia…
Komisarzu, proponuje detektywa Rutkowskiego, który wszystko wy-śledzi. Nawet to, za ile lat (i w jakiej obsadzie!) nastąpi powtórzenie. Najlepiej za 50 i w tej samej. Będzie to jak najbardziej spektakl archiwalny, a takie się świetnie sprzedają, na zasadzie:
Przeżyjmy to jeszcze raz…
Jak za dawnych lat…
Z patefonu…
Znacie? To posłuchajcie…
(w czynie społecznym powstawiałam ogonki. Chwalić za męstwo!) 😉
(Dałbym order „Za podtrzymanie tradycji języka polskiego w starciu z obcymi klawiaturami”, ale po pierwsze, nie mam takich uprawnień, po drugie zaś, ordery coś się dewaluują.)
Zostałem wczoraj gwałtownie oderwany od komputera wezwaniem na posiedzenie, o którym zapomniano zawiadomić jego uczestników. A chciałem jeszcze do wczorajszego wrócić.
60jerzy zadał zagadkę, na którą próbowałem odpowiedzieć. Może nieudolnie, ale czekam na werdykt autora.
Przeczytałem obiawy autyzmu. Zdecydowanie mam 11/12. Tylko strach przed zmianami mnie nie dotyczy. Cała reszta jak ulał. Pocieszam się powieścią Jereome Klapka Jerome, w której jeden z bohaterów po przeczytaniu książki medycznej zidentyfikował u siebie wszystkie istniejące choroby poza opuchlizną kolan. Ta akurat choroba dotyczyła wyłącznie służących, które zbyt długo klęczały w kościele.
Jeszcze do transkrypcji gitarowych. Sądzę, że służyły one głównie celom ćwiczebnym. Trudno ocenić ich sens. Podejrzewam, że znane powszechnie (przynajmniej kiedyś) utwory Beethovena czy Mozarta pozwalały natychmiast wychwycić błędy wykonawcy bez śledzenia nut.
Wreszcie do dzisiejszego wpisu. Czutając zeena natychmiast przyszła ta refleksja, którą już się podzielił mt7. Wpuszcza się w kanał widza nie orkiestrę. Bo jak opery nie wystawiają to orkiestry w kanale nie ma.
W naszej operze też wystawiają (?) Wesele Figara w koprodukcji z Operą Wrocławską. Była premiera 14 lutego. Zaglądam do repertuaru – do końca czerwca nie ma, później nie wiadomo. Jest jeszcze Gwałt na Lukrecji. Podobno udany, choć Lukrecja nie jest tu kobietą cnotliwą tylko zimną. Koprodukcja z Operą Szeged. Zaglądam do repertuaru – 2 spektakle w końcu maja i koniec.
Są pozytywy – można w internecie sprawdzić obsady w poszczególnych dniach. Kto oglądał spektakle w obsadach rezerwowych, wie, jak to wazne.
Z innych ciekawostek Przy okazji premier są prelekcje na temat dzieła. Z okazji Onegina prelekcja ma tytuł „Uczucia źle ulokowane”. Pewnie prawda, ale czy to nie lekkie spłaczczenie.
Przypomina mi się cytat z Faulknera: „Uczucie kobiety jest jak motyl. Fruwa z kwiatka na kwiatek żeby najpewniej usiąść tam, gdzie stał koń”. Nie znałem jeszcze angielskiego, gdy to czytałem, więc cytuję w polskim tłumaczeniu, które do tego mogłem trochę przekręcic po 50 latach.
Proszę Panie, żeby się nie obrażały, bo ja takiej opinii nie podzielam. To znaczy nieraz się takiego motyla obserwuje, ale to nie powód do uogólnień. Jednak Tatiana z tych końskich śladów sfrunęła. A czy można takim motylem nazwać Annę Kareninę?
Tak nas natura stworzyła, że pociągają nas cechy, które na długą metę okazują się bez znaczenia, ale naprawdę nie przypominają one końskich odchodów ani widokiem ani zapachem. Raczej bym to porównał z rosiczką.
To zamiast orderu – słodka Emiliana
Komisarzu, dzięki wielkie, dzień się słodko zaczyna 🙂 🙂
Hmmm… „Za podtrzymanie tradycji języka polskiego w starciu z obcymi klawiaturami”. Podoba mi się. Nawet bardzo. 😆
Jerome Klapka Jerome! „Trzej panowie w łódce”, ulubiona lektura na dni chorobowe. Na przemian z „Wszystko czerwone” Chmielewskiej. Terapia śmiechowa skuteczniejsza niż jakikolwiek antybiotyk. Polecam.
Informacja dla Bobika. „Trzej panowie w łódce (nie licząc psa)”
Przyszło mi do głowy, że takie przedstawienia na raz są jak prototypy albo modele „koncepcyjne wystawiane na targach samochodowych – dużo szumu, reklamy i migających światełek, ale tak na codzień to nikt tym nie pojeździ.
Jeśli podejdziemy do tego z taką świadomością, to może nie będzie nas denerwowało, że „tylko jedno przedstawienie, a ja nie zobaczyłem”.
Ciekawa jest wypowiedź dyrektora (chyba) muzeum w Poznaniu. Wspomina o konieczności oświetlania ekspozycji itd. itp.
Oczywiście nie ma sensu, żeby muzeum stało otwarte do 22 codziennie, ale nie wiem – np. w każdy wtorek, albo ileś tam dni w miesiącu muzeum jest otwarte dłużej. Taka noc muzeów w miniaturze.
Bardzo słuszne natomiast argumenty, że przedstawienie nie może się kończyć o północy, bo nie ma jak do domu potem niektórym dojechać.
Myślę, że generalnie przyszłość należy do festiwali – takich jak Beethovenowski, Misteria itp.
Stężona dawka muzy w najlepszych wykonaniach. Wykupujesz karnet, od znajomego lekarza bierzesz L4 na tydzień i hulaj dusza.
Jeszcze raz przeczytałem dokładnie Teresę 9:03 i w rzeczy samej medal się należy, bo to dużo cierpliwości wymaga. Prawda tylko, że co zacniejsi teraz ordery oddają.
Niektórzy już obchodzą rocznice uroczystego odesłania orderu. Trzeba by podpowiedzieć naszej głowie państwa, że mógłby urządzić jakąś galę, na której przyjmowano by zwroty orderów i odznaczeń. Taki recykling orderowy…
Drogi Gostku, śmiem nadmienić, ze i tak w historii literatury muzycznej jest cale cmentarzysko prototypów kompozytorskich wykonywanych jeno raz i głęboko pogrzebionych w niepamięci.
Moim skromnym zdaniem dorzucanie do nich prototypów inscenizacji jest zdecydowanym promowaniem zawodu grabarza. Inaczej lobbing, tak to się nazywa?
A swoja droga, spróbujmy puścić na jednym, jedynym seansie jakikolwiek film (no, chyba ze wybitny kit), larum się odezwie powszechne, ze cenzura alibo inny bojkot. Autora, aktorów, producenta, etc…
zeen, genialny pomysł. Recykling orderowy (a może tak po polsku jakoś?) połączony z recyklingiem jednorazowych spektakli!
Podpisuje się trójrącz.
Tylko zastrzegam, słodkiej Emiliany nie oddam!
Czy jednak nie chodzi o to, żeby ktoś pomyślał „jak takie fajne wystawili w zeszłym tygodniu, to ta zwykła Halka też będzie fajna”.
Wiadomo przecież, że jak Kubica reklamuje Castrol, to jemu do tego BMW nie wlewają takiego Castrolu jaki stoi na półce na stacji benzynowej.
Film to trochę inny produkt jednak.
A z drugiej strony, dlaczego nikt nie ma pretensji, że np. taka Ania Zosia Mamusia przyjeżdża tylko raz na kilka lat? Przecież ten koncert Beethovena mogłaby zagrać z dziesięć razy, żeby każdy miał szansę posłuchać…
Napis na tylnej klapie Malucha:
Nie tromb, robim co możem…
Napis mi sie podoba. Czasami sa zaskoczenia. Niejeden maluch, a nawet TIR rusza i jedzie dużo lepiej od wielkich pięknych limuzyn. W dostojnej jeździe celują duże limuzyny, szczególnie Volvo. Niech jeżdżą dostojnie, mają prawo, tylko dlaczego lewym pasem? Z góry trudno przewidzieć, ale wiem, że nie wolno na skrzyżowaniu stawać za polonezem ani za skodą felicją.
Mamusia przyjeżdża do nas żadko ale w ogóle koncertuje w różnych miejscach. Te opery podobno tez gdzieś tam wystawiają, ale co nam po tym?
No właśnie nic. Albo się załapiemy, albo nie. Nie ma co żałować ani pomstować.
Pomyslałem sobie, że we Wrocławiu Wesele Figara leci codziennie i dlatego u nas nie może. Sprawdziłem. We Wrocławiu najbliższy spektakl 26 maja – 2 dnia po drugim gdańskim. Kolejny w końcu września. Widać artyści gościnni przyjeżdżają na 2-3 dni, gdy mają czas i wtedy jest w repertuarze. Ale to chyba lepiej grać rzadko (jeszcze jeden obiaw autyzmu mojego) niż wystawiać kiepsko.
No jasne, jasne, pies się jak zwykle nie liczy. 😥
A mnie się przecież też duża kość za walkę z klawiaturą należy. Ileż to razy już napiszę cały komentarz, zerkam tylko przed wysłaniem, żeby poprawić literówki i… No, nie zacytuję wszystkich słów ogólnie uznanych za, które czasem wydzierają się z mego pyska, kiedy odkrywam, że znowu napisałem z umlautami zamiast ogonków.
Ale bohatersko biorę i przerabiam na ogonki, zamiast się kompletnie załamywać. Kość poproszę!
Masz Bobiku, oto kość,
I niech przejdzie Ci już złość…
Pokręciłem z Figarem. Jest jedno przedstawienie we Wrocławiu, ale w Gdańsku nie ma w ogóle. Sprawdzam, gdzie się da. Premiera koprodukcyjna w Gdańsku 14 lutego 2009. W recenzji z Wrocławia Zuzanną była Aleksandra Kurzak, Hrabiną Jolanta Żmurko, a Figarem Marco Vinco. Z tej trójki tylko Jolanta Żmurko pojawiała się w obsadzie po 3 stycznia. Częściej pojawia się Anna Bernacka jako Cherubin, za którego zebrała świetne recenzje. Jako Zuzanna najczęściej Aleksandra Kubas, która miała świetne recenzje jako Gilda też po premierowej gali z udziałem Aleksandry Kurzak.
Wydaje mi się, że pogrywają z nami trochę nie fair. Z artystami też. Niech występuje na premierze stała obsada, a jakiś czas potem na zasadzie „wieczoru z gwiazdą” może wielka artystka uświetnić spektakl. A tu nam wmawiają, że w obsadzie są artyści, których nikt w tej partii nie zobaczy. A bardzo dobra śpiewaczka wyłączona z premiery też chyba nie jest tym uszczęśliwiona.
Widzisz, Stanisławie, były takie lata, gdy byłam codzienna bywalczynią spektakli różnorakich. A ze było to w Lodzi, Teatr Nowy prawie za ścianą, do Opery tez niedaleko… A ze czasy były boskie, bo znani z widzenia cieciowie wpuszczali na oko, niczego w zamian nie żądając, ni w finansach, ni w naturze…
Dzięki temu mogłam być na przykład na kilkunastu kolejnych spektaklach teatralnych, czy tyluż operowych. I z zapartym tchem obserwowałam, jak spektakle się docierały, w których były załamania, a które oglądało się w stanie bliskim ekstazy 60jerzego.
Tak circa about najlepsze sa spektakle od siódmego do jedenastego. Wcześniej docierają się szczegóły, później wkrada się rutyna. Ale te miedzy ca siódmym a ca jedenastym – najlepsze, jeżeli nie wybitne. I właśnie tej szansy na sukces mi brakuje. 🙂
Ale to takie wspominki południowe…
Bobiku, a co Ci będę żałować!
http://www.youtube.com/watch?v=UVRXsw5oHig
Taka wystarczy?
Bobiku,
nie, że odbieram zasługę, ale dbałość o ogonki to masz przecież wrodzoną…
Też miałem takie szanse, ale tylko w teatrze jako dziecko od 6-go do 15-go roku życia. Najpierw w Świdnicy, gdzie po wojnie trafiło paru znanych aktorów, potem w Krakowie, czyli pełny odlot. Prawda, że oglądając ten sam spektakl przez iles dni z rzędu smakowite były obserwacje odstępstw od normy czy właśnie docierania się.
Potem jeszcze trafiały się okazje bywania wpuszczanym po znajomości w Warszawie do Dramatycznego, Polskiego i Ateneum. Był to początek lat 60-tych. W Ateneum grał Woszczerowicz, w Dramatycznym Świderski (na Nosorożcu byłem z 10 razy) i np. Czyżewska. W latach 70-tych już na żadne znajomości nie można było liczyc, ale zawsze przy wyjazdach teatralnych do Warszawy i Krakowa udawało się dostać bilety. Zresztą i w Gdańsku mieliśmy kiedyś teatr prawdziwy.
Obie kości, od zeena i od Teresy, są OK, bylem tylko nie popadł w schizofrenię i nie zaczął sam z sobą o nie walczyć, jak ten tu 😆
http://www.youtube.com/watch?v=E1nAu49RPi4&NR=1
A z dbałością o ogonki… Dlaczego to niby talenty wrodzone mają być mniej cenione od nabytych? 😉
Talent wrodzony, Bobiku, mało znaczy. Tylko ciężka praca daje rezultaty. Najlepsze, gdy się ma talent wrodzony. Ale ileż znamy przypadków, gdy talent wrodzony zastępował pracę i w końcu nie wystarczył do wielkości. Owszem, są i przypadki, gdy najcięższa praca nie pozwoliła przezwyciężyć braku talentu. Ale np. Van Gogh. Bardzo długo ćwiczył rysunek i szło mu bardzo kiepsko. A jednak w końcu doszedł do opanowania warsztatu pozwalającego wykorzystac geniusz. Ale pracę nad ogonkami doceniam.
Victor Borge wpadł mi w YouTuba — zapewne już był, a ja przeoczyłem. Jeśli nie, to jest:
http://www.youtube.com/watch?v=SfKqzN5MZYU
Borge cudowny jak zwykle! 😆
Chopina grac każdy może, trochę lepiej, trochę gorzej…
VB dla mnie może być zawsze od nowa. Bardzo mi usprawnia pracę nad ogonkiem. 🙂
VB nad ogonkiem? 😯
A jakąż to metodą?
A tego nie znałam…
http://www.youtube.com/watch?v=ZI8xe6bS8WM
😆
Jednak łatwiej jest pękać ze śmiechu grając na fortepianie niż na flecie!
Śpiewać każdy może. W naszej kaplicy zakonnica śpiewała tak fatalnie, że trudno było się skupić. Jest już na szczęście inna, dużo lepsza. Ale z graniem Chopina to się nie zgodzę. Chyba, że w domu. Byłem kiedyś w filharmonii, gdzie głównym punktem programu był koncert Chopina w fortepianowym wykonaniu pani pedagog z Bydgoszczy. Nie twierdzę, że pani nie umiała grac na fortepianie. Może umiała, ale wtedy tak jej nie szło, że pewnie coraz bardziej się peszyła i coraz częściej myliła uderzając nie w te klawisze, co trzeba. Wydaje się, że nawet waliła po dalszych sąsiadach.
Chopina każdy pamięta, jaki jest. Ma przed uszami jak konia przed oczami. Dlatego w sali koncertowej można grać Chopina mniej lub bardziej rewelacyjnie, ewentualnie poprawnie lub prawie poprawnie. To jeszcze może byc do zniesienia. Ale jak się już gra trochę gorzej niż prawie poprawnie, to jest nie do zniesienia. A dla melomana to i poprawnie jest trudne do zniesienia, bo szuka w filharmonii czegos więcej niż poprawności. Ale powiedzmy, że nie wymagamy za dużo i zgadzamy się na prawie poprawność. Niech tam.
Tereso, przecież psy się śmieją ogonkami, więc VB z natury rzeczy pobudza u nich ruchy ogonkowe. Innym bardzo dobrym ustrojstwem do treningu ogonka jest np. Monty Python 🙂
Deko poprawności jest warte kilo zaangażowania. Proszę nie zapominać, że techniczną perfekcję zarówno wykonania, jak i nagrania wbili nam do głowy twórcy technologii cyfrowych.
Przed chwilą (dużo młodszy) kolega z pracy niejako poskarżył mi się, że niedawno słuchał Roberta Johnsona, „tylko te piosenki są strasznie kiepsko nagrane”.
Nie wymagam od wykonawcy perfekcji, ale wymagam serca. Jeśli pani pedagog wyszła na scenę z miną skazańca, byle dotrwać do końca, to jest niewybaczalne. Dlatego, skądinąd, tak miłe są występy małych dzieci. One dają z siebie wszystko.
A muzyka Chopina jest wyjątkowo wredna, bo złe wykonanie masakruje ją niebywale, w odróżnieniu np. od muzyki Bacha, która broni się sama. Może ktoś się ze mną nie zgodzi, ale ja takie odczucia mam.
Tfu! errata. Ma być:
Deko zaangażowania jest warte kilo poprawności.
Teraz rozumiem. Gorzej z VB. Jak już nie pamiętam, że chodzi o Victora Borge, to mi się z Vereiną Bezpecznostią kojarzy. Kiedys to nie było nic specjalnie miłego.
A… Bobiki tez się śmieją ogonkami. Jakos tak mi się wydawało, ze całą paszczęką. I jeszcze brzuszkiem. A ogon tylko łapią (przynajmniej usiłują, bo on jak przyszłość świetlana – ciągle tuż tuż). Ale widocznie nie znam Bobików 😉
Stanisławie, zapewniam, ze Chopina każdy grac może. Tylko dla jakiej celowości i dla jakiej przyczyny, to już inna sprawa.
😉
żegnam tymczasowo
zgadzam się z Bachem z małym zastrzeżeniem. Jak ktoś tempem zachwieje, bardzo logiczny rytm zgubi, to się źle odbiera. No właśnie, całkiem zapomniałem, a przecież miesiąc temu byłem na Pasji wg św. Jana i tam w pierwszej części (dużej pierwszej) orkiestra całkiem się pogubiła, każdy coś tam sobie rzępolił i w tym przypadku już się Bach nie obronił. Ale ogólnie się zgadzam, ten opisany przypadek to wyjątkowa skrajność.
No, fakt, Bobiki się śmieją holistycznie. Cały pies jest w robocie, ale ogonek zwłaszcza. 😆
Ehm, w domyśle mówiłem o muzyce Bacha na instrument klawiszowy solo – w porównaniu z solową muzyką Chopina.
Pasje, msze, a „nawet” kantaty to już insza inszość.
A tak poza tym, ja z Bachem też się zawsze zgadzam 🙂
Ładnie popisaliście i pyszne linki powrzucaliście, od Słodkiej Emiliany poprzez cudnego Chopina VB po psie kości – Toby szczekający na kość, bo jest za duża 😆
Ja przelotem z gwiazdki tej. Mam za sobą przejazd do stolycy i dwie konferencje prasowe. Teraz chwila czasu, żeby popracować, a o 20. w Multikinie w Złotych Tarasach „Gioconda” z Areny w Weronie.
To Pani Kierowniczka ma Pana Kierownika? Pani Kierowniczka powinna mieć Pana Dyrektora, taka jest kolejność funkcji 🙂
Pan Kierownik jest prawdziwym Kierownikiem. Ja jestem Kierowniczką Wirtualną 😀
Kierowniczka to ma kierowcę 🙄
Gostek,
broni się dopóki z czymś lepszym się nie porówna 🙂
Kierowniczka niestety nie ma kierowcy… 🙁 Czasem tylko z rzadka miewa, a zwykle porusza się komunikacją miejską (też dla ludzi). Więc można by od biedy powiedzieć, że Kierowniczka ma wielu kierowców 😉
No to Kierownictwo już w Złotych Tarasach zasiadło… Ergo Dywan został chwilowo bez nadzoru 😉 No to ja wrzucam coś zupełnie off topic:
http://www.youtube.com/watch?hl=pl&v=-aoUxKfHS9I&gl=PL 😎
Quakecku, Dywan nigdy nie jest bez nadzoru. Ino casem nadzór – dlo zmylenia przeciwnika – udoje, ze nikawo niet doma* 😀
* Hmmm… u Poni Dorotecki to właściwie „nikawo niet doma” cy… „dywana”?
A ten komentorz ino po to, coby kursywe do pionu doprowadzić 😀
O, kursywa… 😆
Myślałam, że jak już Pan Radca coś wrzucił bez dozoru, to jakiś rock pewnie – i niewiele się pomyliłam, bo dziewczę gra tego Haydna z rockową energią. Można i tak 😀
Odświeżające to po trzygodzinnej dawce belcanta 😉 Bywało różnie, ale ogólnie nienajgorzej. A 12 maja Aida z La Scali! No, tego wieczoru to pewnie spłyną tłumy. Bo teraz z frekwencją to było tak sobie.
Jeszcze tylko dodam, że nawet myślałam, żeby wybrać się do Gdańska na tego Oniegina, co go Stanisław wspomniał rano, bo to i jubileusz Marka Weissa-Grzesińskiego, i jeszcze żadnego minizlociku w tym regionie nie było 😉 Wygląda na to jednak, że nie za bardzo mogę sobie pozwolić na ten wypad, bo i tak nasz Afisz nie łyknie dwóch recenzji operowych (a jest premiera Lukrecji Borgii w Warszawie), a poza tym urodził mi się równo za tydzień wyjazd do Anglii na imprezy Polska!Year (głównie Canterbury i Londyn). Muszę więc wcześniej parę robótek wykończyć.
A na razie dobrej nocy 🙂
Co bylo w roku 1767?
W Rzeczypospolitej powstało pierwsze nowoczesne więzienie – więzienie marszałkowskie w Warszawie.
Fragonard namalował to:
http://fr.wikipedia.org/wiki/Fichier:Fragonard,_The_Swing.jpg
No i zmarł Telemann
To po tej dawce poznawczej sprowokowanej kodem do wklepania, ja się z Państwem Dobranoc. Holistycznie.
😉
Zainspirowal mnie ten rok 1767 i poszperalam dalej
Okazuje sie, ze 13 maja w Salzburgu odbyla sie premiera pierwszej opery Wolfiego Mozarta „Apollo et Hyacinthus”, a w drugi dzien Bozego Narodzenia – premiera „Alcesty” Glucka. Tym razem w Wiedniu. W Eisenstadt Haydn wystawia „Cantarine”, a w Neapolu Myslivecek „Bellerofonta”.
Na dobitke Jean-Jacques Rousseau publikuje slownik muzyczny.
Nie da sie ukryc, rok ciekawy.
To TROMBY!!!
http://www.youtube.com/watch?v=Eo_SuKEiPYs
😆
Po tym juz spac sie nie da!
Takiej to dobrze! A co z rokiem 465d? Skoro nie przypominam sobie literki dalej leżącej w alfabecie niż f, to może chodził o liczbę w zapisie szesnastkowym? Ale roku 17773 jeszcze nie było 🙁
Tromby, a raczej tromba:
http://www.youtube.com/watch?v=aCPTePoHbyM
PAK-u, fakt, trafiło mi się jak ślepej kurze kogut. Bo teraz mam 181d i tez się nie da.
Ale i tak lepiej niż u kolegi Bobika psiny. Tam trzeba liczyć, dodawać, chyba nawet ODEJMOWAĆ (od ust, oczywiście). I to chyba tylko do dwudziestu. Inspiracja zerowa.
Tromba zaiste poranna i zawoalowana. 🙂
To trochę hebanu i słoniowej kości
http://www.youtube.com/watch?v=ZYxgjJK7kD0
Słoniocy! Posłuchałam trochę i tuba mi się zbuntowała 🙁
A a propos pięknej trębaczki, to kobitek grających na tzw. męskich instrumentach jest coraz więcej. W katowickim Instytucie Jazzu widziałam ze trzy trębaczki i basistkę.
A co się tubie stało? Uleciała niczym trzmielica?
http://www.youtube.com/watch?v=MK43VbP0-fs
A zacina się 👿
Pani Redaktor:
z wpisu z południa 00:47 wynika, że będzie Pani ekspulsowaną w dniu koncertu Radu Lupu w Warszawie. A w ogóle nie wspomniała Pani słóweczkiem o koncercie Gawryluka w zeszłym tygodniu.
No i na ticketonline są już bilety na „Mieszczanina”.
I wszystkim ślę pozdróweczka
dęte, stuknięte, smyknięte
czułe, gorące, al dente.
Marząc: dolce far niente.
No i owszem. Niestety Radu Lupu mnie ominie 🙁 Cóż, coś za coś. Jak zwykle.
Właśnie czytając wortal Trubadura dowiedziałam się, że wczoraj w tym Multikinie to po prostu została odtworzona płyta z kolekcji La Scali. Nie śledziłam tej kolekcji na tyle, żeby wiedzieć, która opera była skąd, a już zwłaszcza La Gioconda. Sprawdziłam teraz – faktycznie 🙁 No, ale Aida w kolekcji jest z Barcelony, więc ta w maju będzie inna 😉
Tuba się zacina czy łącze słabe? 🙂
Gdyby nie to, że wiolonczela duża i ciężka, to to dziewczę od Haydna by chyba nie usiedziało na miejscu 😆
Akurat ja mam w domu Internet w kablu i zwykle sprawnie mi chodzi, ale coś ostatnio trochę dęba staje. A w firmie (gdzie w tej chwili jestem) to już dramatycznie, od paru dni coś się kiepści.
Jerzy dzięki za sygnał o biletach na „Mieszczanina”, już zamówiłam 🙂
A propos „męskich instrumentów” – moja koleżanka od szkoły średniej gra na kontrabasie. W trakcie studiów zmieniała nawet uczelnię, bo jej profesor miał głęboko wpojone przekonanie, że kobieta nie może dobrze grać na tym instrumencie i się z tym przekonaniem nie krył, co nieco podniszczyło jej kostium nerwowy 😉 Na szczęście zmiana wyszła na dobre. Ale noszenia futeraliku na plecach to jej nigdy nie zazdrościłam…
Jak dobrze, że „Mieszczanin” zawita i do nas. Widziałam tylko na dvd, wspaniałe i wysmakowane. I z wdziękiem.
Warto uskładać na bilecik 🙂
To a propos niedamskich instrumentów:
http://www.youtube.com/watch?v=Zb0wZaetfyU
😆
Wczoraj oderwano mnie znowu gwałtownie od komputera, a dzisiaj delegacja w okolice Starej Żaby.
Z tego wszystkiego, co się wydarzyło w 1967 najbardziej mi pasuje więzienie marszałkowskie. Dlaczego teraz takich nie ma? Wielka szkoda.
Z Bachem pod względem wyszło może dwuznacznie, ale było trochę zamierzone. A z tą pasją trochę żartowałem, bo wie,. że chodziło o porównanie z Szopenem.
Pozdrawiam wszystkich i Weronę.
No, wreszcie mogłam obejrzeć tę Shirley Anne Hoffman. Niesamowita wariatuńcia! 😯
A w sąsiedztwie też cóś pięknego:
http://www.youtube.com/watch?v=6ZSzZp36PV4&feature=related
No to porównując Bacha z Szopenem – który był wyższy? który miał większy rozmiar buta? który potafił więcej wypić wsiąść potem do samochodu?
Myślę tak:
Wyższy nie wyższy, ale szerszy na pewno był Bach 😀
I on na pewno potrafił więcej wypić…
Ale prowadził potem? 😉
Prowadził co najwyżej własne bachory do chóru kościelnego… Wątpię jednak, czy po pyfku 😀
1661!
Ludwik XIV założył Narodową Akademię Muzyki i Tańca.
Co do pytania fomy to, czy z tym rozmiarem buta, chodzi o stopę życiową?
No, jeśli o stopę życiową chodzi, to większą miał Chopin 😉
A tymczasem TROMBY!
Na cześć dzisiejszego solenizanta 60jerzego, miłośnika fortepianu – pianistyczne!
A dla drugiego solenizanta, PA2155, trąbi ulubiony Haendel.
Jeśli są tu jacyś inni Jurkowie czy Wojtkowie, to wszystkiego najlepszego! 😀
Nie, żebym jakiś skąpy był, ale jak Jurkowie i Wojtkowie dostaną wszystko najlepsze, to co zostanie dla reszty? 🙄
Dla wszystkich starczy 😀
Jeszcze powinno zostać coś dla Gerarda (tak zapowiada Onet)
To ja sie tez wewszystkonajlepszuje, a co!
http://www.youtube.com/watch?v=gq_70ROU4rw
JurkomWojtkom i wszystkim, którzy chcieliby nosić te imiona wszystkiego radosnego!
A tak nawiasem mówiąc, postuluje, aby zmienić kalendarz imion tak, by każdego dnia był jeden facet i jedna kobiecina 😉
Ja tam bym wolała równouprawnienie w innych dziedzinach 😉 Kwestia imienin nie jest taka pilna…
Ale najłatwiejsza do załatwienia. W jedno popołudnie, a nawet szybciej. Jednym kliknięciem szczurka.
Ale to nam mocno ogranicza liczbę imion. I trzebaby pokombinować w hagiografiach…
Kombinacja w hagiografii – dobry tytuł 😆
60jerzy, PA2155, Jerzor Alicjowy i wszyscy pozostali solenizanci, których imion nie zdołałem poznać, życzę wam sameju pięknej muzyki i oby życie muzyką Wam było
I prosze o więcej takich konkursów typu kto miał większy rozmiar buta. Jak widać i na tak podchwytliwe pytania można prawidłowo odpowiedzieć.
A właśnie! Jeszcze Jerzor od Alicji! Ale nie wiem, co on lubi… (z muzyki oczywiście)
Tez nie wiem, ale chyba nie pogardzi
http://www.youtube.com/watch?v=d11PkbPobcA
chociaż takie prawdziwe…
A to dla rozwiania…
http://www.youtube.com/watch?v=oheWAP_W-IE
Na Onecie sonda – najważniejsza książka XXI wieku. Trochę dziwny dobór propozycji. Zwyciężył „Kod Leonarda da Vincii”, potem pozycja „inna”, a następnie dzieło Cenckiewicza i Gontarczyka o Wałęsie. Przyznam się, że miałem trochę lepsza opinię o internautach.
W przypadku muzyki pewnie zwycięży Rubik. A propos – przedwczoraj na chwilę włączyłem w TV „Misję” z muzyką Morricone. Dawno nie słuchana. Natychmiast rzuciło się w uszy wykorzystanie pewnych schematów przez Rubika. Ale u Morricone jest to po pierwsze oryginalne a po drugie na znacznie lepszym poziomie.
Moi mili, rozumiecie teraz, dlaczego nienawidzę rankingów 👿
Nieocenione są pożytki z blogu! Gdybym tu dziś nie zajrzał, zupełnie by mi się zapomniało, że mam pod łapą Wojciecha, któremu najlepsze jak najbardziej się należy. 😳
Ale ponieważ ponoć dla wszystkich starczy, to wszystkim innym J. i W. pozostałego najlepszego! 😆
No właśnie! Wojciechowi spod Bobiczej łapy jak najbardziej najlepszego! 😀
Bobiku, nie jestem dość inteligentny, żeby wpaść, kto jest pod Twoją łapą, ale i tak przekaż Mu najlepsze życzenia ode mnie.
Wszystkim Jerzyczkom i Wojtusiom, niezależnie od tego pod czyją znajdują się łapą, wszystkiego najlepszego 😀
Wszelkie dzisiejsze życzenia, które tu dzisiaj znalazłem, przechowam we wdzięcznej pamięci. Po ich przeczytaniu od razu lepiej mi się gotuje.
I w ogóle lepiej się człek czuje.
Dziękuję Wam pięknie.
Dla Jeżów, Jerzów, Jurcusiów, Jirich i Jerzorów, a także Wojtków. Wojciechów i Wojtusiów – pozdrawiam was wszystkich najcieplej.
Coś się dzieje ze stronami Polityki. 🙁
Chciałam złożyć Jerzyczkowi Sześdziesiątemu (czemu nie Pierwszemu?)
najserdeczniejsze życzenia samych pogodnych i przyjaznych dni w życiu.
Sympatii i wsparcia otoczenia oraz mamony paskudnej ilość przyzwoitą.
I co tylko sobie życzysz, niech Ci będzie. 😀
Również innym, wszelkim odmianom Jerzych i Wojciechów niech się darzy w żywocie tym. 🙂
Gdybym był tym, który trzyma na mnie łapę, podziękowałbym za życzenia mową wiązaną, ale że nie jestem – serdecznie dziękuję prozą 🙂
😀 😀 😀
Kto siedzi pod Bobiczą łapą,
Uważa, że byłoby klapą,
Gdyby tak nagle chciał spróbować
W Bobiczym stylu porymować.
Więc nie zrymuje nam, niestety,
Ale ma inne wszak zalety!
Zdrówko 😉
Właśnie skończyłem komponowanie*. Póki co, uwertury.
W stylu mistrza z Salzburga – czyli na ostatnią chwilę. Premiera jutro (publika już się głodzi).
Ale tak po prawdzie to prócz uwerturki mam już połowę aktu pierwszego, intermezzi oraz cały finał – ten z pełną orkiestracją i głosami.
Balety będą przyjezdne – szczerze mówiąc: pasticcio.
Ale już w tej chwili wiem, że nawet jeżeli ouverture i akt pierwszy będą nieprzełomowe (przez gardło jednak nie przejdzie mi zwrot „konwencjonalne”), to finale będzie extatique – jestem już po generalnej 🙂
>b>Siódemeczko ma jedyna:
cudnaś jest – o tak – dziewczyna,
gdy tak życzysz mi pierwszeństwa
precz puszczając bezeceństwa –
jako próżność, zachwyt sobą,
chudość lica, myśl nienową…
Wszystkie te „przymioty” Jerza
Warte smoły są i pierza.
Co wyznawszy, Siódemeczko
Kończę. Bon soir, ma dzieweczko.
A może by tak coś bliżej? Mniam, mniam. 😀
😀
Wprost uwielbiam nieprzełomowe dzieła z ekstatycznym finałem 😀 Przydałaby się jakaś transmisja!
Ekstatycznie dobrej nocy!!!!! 😆