Bach: yes, he can
Właściwie nie chciałam tu poruszać ani rozdmuchiwać ostatnich zachowań Krystiana Zimermana. Już troszeczkę się tu o to spieraliśmy, ktoś nawet postanowił zbojkotować mój blog z powodu tego, co tu przeczytał (co mnie cokolwiek rozbawiło), także w realu spotykałam już zdania przeróżne; nawet dziś przegadywałam się z moją znajomą, której wystąpienie Zimermana się spodobało. Jej odpowiedź na mój argument, że owszem, mógł wyrazić swoje poglądy, ale dlaczego na koncercie przed niewinną publicznością, była: no, ale gdyby przemówił do gazet, to byłoby za patetyczne. Nie przekonała mnie zupełnie, co więcej, uważam, że jest wprost przeciwnie.
Ale dostałam od mojego nowojorskiego kolegi coś, co rzuca nieco inne światło na całą tę historię. Otóż przysłał mi on dwa krótkie nagranka dokonane 24 kwietnia w San Francisco, a ściślej mówiąc w Berkeley, na przedostatnim występie Zimermana, na trzy dni przed sławetnym wydarzeniem w Los Angeles. Otóż miał on tam również recital z tym samym programem. Przed nim wygłosił coś w rodzaju wykładu i właśnie króciutkie nagranie jego końcówki dostałam. Powiedział tam mniej więcej coś takiego, mając na myśli Partitę c-moll Bacha: „Kiedy gram tę muzykę, zastanawiam się, jaki jest jej cel. Tak, dobrze zrozumieliście. W szkołach uczymy o technikach wykonawczych, ornamentach, instrumentach z epoki, ale nie o celach, jakim służyła muzyka. A wtedy nie było internetu, nie było telewizji, radia, więc rola muzyki była o wiele większa niż możemy sobie wyobrazić. Muzyka ilustrowała swoje czasy”.
Potem nastąpiła spekulacja na temat, co Bach pisałby dzisiaj (oratoria o sytuacji politycznej) i jak zakończyłby dziś Partitę c-moll. Zapewne nie w moll, i chciałby przez to powiedzieć: yes, we can. [Tłumaczenie z grubsza, nie wszystko zresztą dosłyszałam, bo nagranie bardzo ciche; Romku, jeśli to czytasz i widzisz, że coś nie tak, to popraw lub uzupełnij!] Publika przyjęła te słowa bardzo sympatycznym, serdecznym śmiechem i oklaskami.
Drugie nagranko – to końcówka samej Partity, czyli ostatnia część, Capriccio, w interpretacji Zimermana z tego właśnie koncertu. Zagrane brawurowo. Ale z dodanym krótkim finałem, „happy endem”: pierwszymi taktami początkowej patetycznej Sinfonii, ze zmienionym akordem na C-dur! Yes, he can…
O czym to świadczy? Po pierwsze, że pianista w ogóle ostatnio mówi (a nawet gra) dziwne rzeczy, więc coś się z nim dzieje dziwnego. Po drugie, że tak naprawdę to do Obamy nic nie ma, więc o co mu chodziło z tym napadem na Amerykę akurat w tym momencie w Los Angeles, do końca nie wiadomo. Smutne. I dedykuję to wszystkim tym, którym to wystąpienie tak się spodobało… A pianistą nadal jest genialnym, tego mu nikt nie odbiera.
Tak żeby zilustrować: nie mogę wrzucić tego nagranka na blog, więc żeby było wiadomo, o co chodzi, daję odpowiednie fragmenty w innym wykonaniu: to jest Capriccio, a to Sinfonia.
Swoją drogą rzeczywiście zdarzali się kompozytorzy, którzy tworzyli muzykę „w określonym celu”. Ale raczej nie był to casus Bacha. Chyba że chodzi o zasadę: ad maiorem Dei gloriam.
Komentarze
Muzyka lagodzi obyczaje. Wiec moze obrazalscy przestana sie gniewac?
Ja ostatnio odtwarzam tylko kawali z pianinem w tle. Nie zawsze orientuje sie czyjego sa autorstwa, najwazniejsze, ze piekne do polsuchania.
Spekulacje “co by zrobil/wymyslil/skomponowal/napisl X gdyby zyl w naszych czasach sa zawsze ryzykowne. Zimerman ma racje piszac o roli muzyki w czasach Bacha – to byla ROZRYWKA – moze z wyjatkiem muzyki koscielnej. Tak wiec w czasach wspolzesnych moze Bach zalozylby zespol “Bach and his boys” i pisalby rock, hip hop i Bog wie co jeszcze. Poza tym, ten sam utwor inaczej odbiera sie teraz, niz odbieralo sie za czasow Bacha. Partita nie wymaga przerobek aby ja odbierac tak albo inaczej. Jest takie opowiadanie Borgesa “Pierre Menard, autor don Kichota” ktore ten temat porusza – to samo dzielo teraz jest czyms zupelnie innym niz bylo 300 czy 400 lat temu. A obrazanie sie, albo wrecz potepianie Zimermana za takie czy inne filozoficzne wypowiedzi jest naiwne i mija sie z celem. Mozna go lubic jako pianiste albo nie. Ja ostatnio lubie go jakby mniej. A artysci zachowuja sie roznie – raz lepiej, raz gorzej. Czesto, szczegolnie wielkim artystom, wybacza sie rozne zachowania i postawy moralne. Ale to juz jest zupelnie inna bajeczka.
Pani Redaktor w tym wpisie potwierdza artykuł, który był omawiany w niedzielę rano w Dwójkowym (PR) przeglądzie prasy – szczególnie mam tu na myśli te konfesje nt. Bacha.
Muzycy (że o muzykologach nie wspomnę) potrafią przeprowadzać najbardziej karkołomne spekulacje, reinterpretacje, dywagacje, mając za nic oczywiste czasami racje. Kompozytorów. Bogu ducha winnych. A już zwłaszcza Bach – Bogu każdym taktem napisanej muzyki cześć i chwałę oddający. A nie komentujący muzyką bieżące doniesienia polityczne.
Po takim wystąpieniu KZ (o którym Pani wspomina) mimowolnie wracają słowa Dejmka.
W przyszłym roku – co już wiadomo – KZ zjeżdża nasz kontynent z 2 i 3 sonatą Chopina (i pewnie czymś jeszcze, ale nie wiadomo czym). Czy do Polski – jeszcze większy znak zapytania. Ale mam cichą nadzieję, że Fryderyka nie bedzie wplątywał w polską prezydencję w UE.
A Lupu w III LvB też swoje dopisał w lewej rączce panu Ludwigowi. Ale bez szkody dla obydwu. A czy wolno – to już zupełnie inna piosenka, Dla muzykologów, muzyków, a także dla KZ. No i dla p. Redaktor.
Bardzo ciekawy ten dzisiejszy wpis – ale mogę tylko przytakiwać. Ale ciągle wraca do mnie Londyn, Canterbury, śniadanie na trawie, radość z pięknie wykonanej Pasji i wdzięcznego jej przyjęcia. Jestem pewien, że do śniadania zaprosiłaby Pani chętnie jedną z trzydziestu osób, pielgrzymujących do Canterbury, mianowicie przeoryszę, zwaną panią Eglantyną:
‚Niemniej uczenie spożywała jadło,
Dbając, ażeby z ust jej nie wypadło,
Głęboko w sosie palców nie maczała,
lecz umiejętnie każdy kąsek brała,
Nie uroniwszy na łono kropelki.
Rozmiłowana we dworności wielkiej,
Tak czysto zawżdy otarła swe usta,
Że nie powstala ni zmazeczka tłusta.” (przeł.Helena Pręczkowska).
Dzięki za wspaniały weekend.
„ale dlaczego na koncercie przed niewinną publicznością”
Dla mnie nie jest aż tak niezrozumiałe „dlaczego na koncercie”. Bardziej mnie dziwi, że wypowiedzi były oderwane zupełnie od rzeczywistości.
Nie będę przepisywał ani przeklejał uzasadnienia, auroreklamiarsko zlinkuję:
http://miskidomleka.wordpress.com/2009/04/27/refleks-pianisty/
Pani Kierowniczko, słuchałem sobie czegoś na dobranoc i tak mi przyszło do głowy, że gdyby to było znane w opowiednim czasie, to mogłoby uchodzić za coś porządnego 😆
http://www.youtube.com/watch?v=bqDnoSNq6Qc
ja sie tylko strasznie martwie, czy aby mistrzowi cos nie popsulo sie w srodku kompletnie? z mego prywatnego, samolubnego punktu widzenia to by bylo baaardzo przykre: strasznie sie napalilam na planowany na przyszly sezon wystep w carnegie hall (w programie szmanowski)….
Bach nie wydaje się ‚zwierzęciem politycznym’, ale nie żył w politycznej próżni. Pisał kantaty dla świeckich władców, z przeróżnymi pochwałami, choćby Wisły wyśpiewującej basem pochwałę pokoju pod panowaniem Augusta III. Sam uchodzić też miał za ‚człowieka partii dworskiej’ w Lipsku, choć raczej obstawiałbym, że to nie tyle jego orientacja polityczna, co próba opierania kariery na związkach z dworem przypięła mu taką łatkę.
No, z tego, co działo się ostatnio, wynika, że bigapple1 nie ma się już na co napalać… Chyba że się artyście odwidzi.
Witam miskidomleka i dzięki za „autoreklamiarstwo” – to jeszcze dość łagodne w porównaniu z tym, jak potraktowała Zimermana autorka blogu Opera Chic 😀
Bobiczku, bardzo „porządne” to granie 😉
Piotr M – dzięki za dzięki 😀
bigapple1
W przyszłym sezonie w Carnegie Hall występuje tylko Anderszewski:
http://www.carnegiehall.org/SiteCode/Search/SearchResults.aspx?searchType=E&query=Krystian+ZImerman&start=0&end=0&total=0
I zamykając ze swej strony kwestię KZ w USA – mój chrześniak był na jego koncercie w kampusie uniwersyteckim w Seattle. Program – w porównaniu z zapowiadanym – uległ zmianie (m.in. zamiast Intermezzi Brahmsa zagrał Sonatę G.Bacewicz). Program – znakomicie wykonany – został przyjęty owacją na stojąco. Bisów nie było. Słownych intermediów KZ również.
Zostawmy już w spokoju speache p. KZ – najważniejsze że muzykiem fenomenalnym dalej jest. I tak naprawdę tylko to się liczy.
Coś mi się w linkach pochrzaniło, Anderszewski gra 13.04.2010 oraz 1 i2 maja 2010.
A komentarz zlinkowany przez p. Redaktor – przy całej swej polemicznej swadzie – daje do myślenia. Może szkoda wyobraźni, ale gdyby wyobrazić sobie sytuację opisaną… Chyba nawet TVN programowo omijający kulturę wspomniałby o takim koncercie.
Gdyby Bach żył dzisiaj, pisałby… fugi. O. 🙂
A niechby spróbował nie…
Co do „celu muzyki”, to jak tak sobie tego czy owego słucham, dochodzę do wniosku, że cel jest jeden – żeby mi się podobało…
Nie będę się spierał o rolę muzyki wonówczas (proszę nie poprawiać 🙂 )
Zauważę jeno, że było jej wtedy znacząco mniej i dostęp do niej nie był powszechny. A dawnymi laty spekulowałem jaki użytek mogliby zrobić ze współczesnych możliwości technicznych i instrumentów wielcy kompozytorzy. Częściową odpowiedzią były zabawy w rodzaju Keitha Emersona z Pictures at an exhibition choć bardziej przemawiało do mnie granie „symfoniczne” Yes a i dobrym przykładem była próbka naszych Skaldów z Sarabandą Corellego…
Łatwość dostępu do muzyki przerodziła się już w terror muzyczny: atakowani dźwiękami jesteśmy ze wszech stron, czy chcemy, czy nie…
Ot czasy nastali…
Ciekawsze od samego wpisu na Opera Chic są komentarze czytelników, z których jasno i wyraźnie widać jakże stereotypowe postrzeganie Polski w świecie.
I tak komentarz Zimermana może wywołać skutek odwrotny od zamierzonego. Zimerman ma 53 lata. Pomijając jakieś zafajdane banały o kryzysie wieku średniego, może faktycznie dokonuje teraz rozrachunku z dotychczasowymi osiągnięciami i zastanawia się, co dalej.
Natomiast pytanie „co Bach komponowałby dziś” uważam za błędne, bo żaden człowiek tyle czasu nie żyje, więc tego rodzaju spekulacje mijają się z jakimkolwiek celem – nawet rozrywki intelektualnej.
Za dużo się zmieniło, za dużo czynników pozamuzycznych do wzięcia pod uwagę.
W najgorszym/najlepszym przypadku byłby organistą kościelnym.
W najgorszym/najlepszym przypadku byłby jakimś natchnionym i zdolniejszym amalgamatem Preisnera i Rubika, tworzącego wielkie dzieła na zamówienie dla bogatych sponsorów do wykonywania na zamkniętych imprezach.
Albo pustelnikiem pokroju Maciejewskiego.
Albo profesorem jak Kotoński…
A fugi oczywiście by pisał, jak Szymański 😀
… albo kombinował z centryfugą…
… kombinował z centryfugą… Znaczy, w zakładach mleczarskich by pracował? 😯
A ja jeszcze pociągnę wcześniejszy wątek zeena, jak się tak już bawimy w gdybanie. 🙂 Atakowani jesteśmy nie tylko dźwiękami, ale i obrazkami, zapachami różnymi od naturalnych, informacją i w ogóle bodźcami wszelkiej maści. Poza tym w którymś momencie Bóg umarł, chociaż niby nie do końca i to wszystko razem znacząco wpłynęło na pozycję kompozytora, czy szerzej, artysty w świecie. A taka artysta oprócz talentu (jak dobrze pójdzie) ma jeszcze pewne predyspozycje psychiczne – jest bardziej intro- czy ekstra-, lubi być w pierwszym rzędzie, albo się schować za plecami, mieć możliwie dużo groupies, lub na przekór tabloidom trwać w monogamicznym stadle. I realizowanie tych potrzeb bardzo jest z pozycją artysty w świecie związane. Po prostu, na konkretne wybory Bacha, bądź kogokolwiek innego, miałyby wpływ różne czynniki pozamuzyczne, które z kolei na muzyce musiałyby się odbić. Bo to naczynia połączone są. 😉
No to kto myje naczynia?
Chciałoby się powtórzyć za kimś BUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU.
Czy rzeczywiście w czasie powstania w Getcie i późniejszego palenia pozostałości widać było radujące się tłumy polaków. Słyszałem o pojedyńczych wyskokach, ale tłumy to chyba przesada. Jak moje oburzenie współgra z głoszonym dystansem do dumy narodowej? A gra, bo jest dostatecznie dużo prawdziwych powodów do wstydu i naciagane nie sa mi potrzebne.
Wypowiedzi z komentarzy blogowych Opera Chic nie zaskakują. Są zróżnicowane i poza kilkoma nie dziwią. Sprzeciw wobec pozbawiania muzyka prawa do publicznego wyrażania opinii i w ogóle zajmowania się polityką. Paderewski nie był z „opcji politycznej”, jak się dziś mówi, z którą się identyfikuję, ale chyba był mężem stanu, który się Polsce przysłużył całkiem dobrze, a może i do wybuchu Powstania Wielkopolskiego trochę się przyczynił.
Może Zimmerman trochę Paderewskiemu pozazdrościł. Najbardziej mi pasuje jedna z amerykańskich wypowiedzi, że to głupi wybryk bez większego znaczenia. Jak już pisałem, w sprawie Iraku się zgadzam, w innych trudno się zgodzić, bo rzeczywiście rozeznanie wyszło takie sobie. Ale forma i miejsce zupełnie bez sensu. Opera Chic pozwoliła sobie na bardzo zjadliwe określenie mistrza jako uchoźcy podatkowego. Niektórzy ten wątek pociągnęli jeszcze bardziej zjadliwie. Skutek niewątpliwie będzie bardzo daleki od celu. Ale ilu wielkich artystów robiło w życiu bardzo głupie rzeczy. Czasami z napięcia twórczego, czasami z nadmiernego poczucia własnego znaczenia, czasem po prostu z głupoty. Na pewno życie w wieży z kości słoniowej różnym głupotom sprzyja. I tak dałbym wiele, żeby Zimmermana na żywo posłuchac.
Bacha o kombinowanie z centryfugą nie podejrzewałbym. Już prędzej Haendla.
Jeszcze jeden wątek chciałem potarmosić, ale już to napisał Stanisław, więc ja tylko dodam, że się zgadzam. 🙂 Chodzi mi o to życie w wieży z kości słoniowej, które na pewno na zdrowy i zrównoważony ogląd rzeczywistości nie wpływa pozytywnie. Jak się musi do roboty, na zakupy, dziecko z przedszkola odebrać, rachunek na poczcie zapłacić, chorej babci podrzucić wiktuały, wrócić w pielesze i chałupę odkurzyć, a w międzyczasie żaden personel nie poskłada gaci w równą kosteczkę, to nieco mniejsze się ma tendencje do uważania się za pępek świata. Co nie znaczy, że się też nie ma różnych odpałów, ale niekoniecznie ma się potrzebę, żeby zadrżał od nich cały świat. 😉
A mi Anderszewski w Monachium przeszedl kolo nosa, bo w drugiej polowie kwietnia musialam byc w Poznaniu.
A tam przeszedl mi Mozdzer kolo nosa, bo nie bylo juz biletow – buuuuuu 🙁
A w lipcu przejdzie mi Wozzek kolo nosa (bilety juz nabyte, nie wspomne ile kosztowaly!) , bo wesele w rodzinie, no! I z czego tu sie cieszyc, no z czego?
Babo, w tej sytuacji należy wrócić do klasyki samopocieszania – to wszystko nieważne, obyśmy tylko zdrowi byli! 😉
Vzego i Tobie zycze, Bobiczku! 🙂
A ten ślub akceptowany, czy tak sobie? Bo jak tak sobie, to może jeszcze być odwołany. Jak akceptowany to furda bilety.
Pewnie masz racje, Stanislawie, ale kiedy znowu bedzie szansa na tego Wozzka? I pewnie tak bym sie nie skarzyla, gdyby nie jeszcze ten Anderszewski i ten Mozdzer. A slubow w tym roku bez liku. Jakos wszyscy postanowili na raz (prawie). A akceptowane, akceptowane 🙂
A dodac trzeba, ze Mozdzer nie byl sam lecz w towarzystwie Dudziak, Stanski i Debskiego. No i muzyki Komedy. Ot, szkoda…
Zara, zara, a jak to bylo?
Gdyby Szopen zyl w Bostonioe
Troche wczesniej o sto lat
Toby gral na saksofonie,
Nie zmarnowal by sie swiat!
Ula-la, ula-la
Ula, la, ula-la…
U nas wspomnienia o piratach, muzycznie przede wszystkim Gilbert i Sullivan, w roznych odcieniach
http://www.scholar-online.pl/viewpage.php?page_id=44&c_start=190#c8699
Wczesniej nie znalam operetki Piraci z Penzance, teraz sie doksztalcam.
A co by bylo gdyby – takie gdybania nie maja wiekszego sensu!
Padam na pyszczek po dwóch nasiadówach, jutro kolejna. Ale tak ciekawie i rozsądnie gadacie – jak zwykle zresztą – że nie sposób się nie włączyć.
Wydaje mi się też, że inflacja dźwięku i obrazu, jaka opanowała świat, zmusza (co do niektórych łagodniej: skłania) twórców, by coraz częściej kierowali się tym, co się spodoba jak najszerszemu ogółowi. Co ludzie zauważą w tym tłumie? Od Kilara (który wytresował się pod tym względem na muzyce filmowej) po Rubika, od Glassa po Nymana, każdy z nich w moim wyobrażeniu skrzętnie kalkuluje, jaki mechanizm psychologiczny byłby najskuteczniejszy. Powtarzania pojedynczych, prostych motywów wbijających się w pamięć, wielkie zespoły, patos… Co banalniejsze, łatwiej złapie się w cudze uszy, a co bardziej wzniosłe, to będzie miało lepsze alibi. W swojej książeczce użyłam sformułowania: muzyka moralnego szantażu. Ale to nie dotyczy tylko tematyki (w Polsce np. myśli papieskich), także stylistyki. Orkiestra symfoniczna z chórem to już symbol kultury wysokiej, obojętne, co gra…
W sumie zgadzam się więc z Gostkiem i Hoko, że Bach dzisiaj zająłby postawę podobną np. do Pawła Szymańskiego 😉
Zgadzać, proszę bardzo się można, ale rację to trza mieć 😉
A co do racji, to jedno jest pewne: http://www.pawelszymanski.olw.pl/
to, że nic nie jest pewne…
😉
Ha ha, właśnie dziś z kimś mówiłam o tym Pawle Szymańskim gitarzyście 😆
Jest również Karol Szymanowski – marimbafonista, wynalazca techniki grania na marimbie sześcioma pałkami…
a ja delektowalam sie operetka o piratach, a wyszla wojna w innym regionie http://www.scholar-online.pl/viewpage.php?page_id=25&c_start=330#c8719
Teraz szukam czegos na poprawe humoru, zanim Zachod odpowie na zarzuty. Moze tego Szymanowskiego poszukam w wielkim internetowym swiecie…
Dopiero teraz, dzięki infomacji od Szanownej Gospodyni tego blogu, dowiedziałem się o ekstrawagancjach Krystiana Zimmermana. Do naszego szczęśliwego kraju takie wiadomości nie docierają. Zasmuciły mnie. Uwazam je za nadużycie. K.Zimmerman ściąga tłumy tylko i wyłącznie dlatego, że jest świetnym pianistą. Nie powinien wykorzystywać tego do „sprzedawania” towarów których nikt u niego nie zamówił. Szczególnie będąc w wolnym kraju. Nikt mu nie broni zorganizować publicznego wykładu na temat jego poglądów na dowolny temat. Wtedy mógłby się lepiej zorientować jaką wagę mają jego wypowiedzi.
Dzień dobry 🙂
Jest jeszcze teoria, że on to wszystko robi dla zwiększenia popularności. Bo Wielki Artysta winien mieć swoje fioły. Nie będzie w ogóle rezygnował z występów jak Gould, bo za bardzo kocha obecność publiczności (o czym wielokrotnie mówił). Ale chce widać działać na nią na różne sposoby, dać się odróżnić od innych wybitnych pianistów. Jeśli tak, trzeba by mu było powiedzieć: Krystianie Z., nie idź jak pies Saba tą drogą, bo jest to droga prowadząca na manowce i zamiast przyciągnąć, odstrasza. A przyciąganie samych tych biednych ludzików, którzy się entuzjazmują i robią z niego bohatera, bo „wreszcie tym Amerykańcom wygarnął” (co niby wygarnął, kompleksy, które z nim dzielą?), nie jest warte grzechu. Nie bardziej niż występ Wałęsy u Declana Ganleya 😆
I właściwie należałoby na tym skończyć temat, bo już przestaje on chyba podniecać kogokolwiek. Tak więc będzie nowy wpis, ale za czas jakiś, bo znów zaraz oddalę się na długą nasiadówę. A ten wpis z pewnych względów powinien być dość szczególny i muszę nad nim troszkę pomyśleć.
Bach: yes, yes, yes
No, to zyskali sobie w Krystianie sojusznika postępowi reżyserowie, dopisujący i skreślający kompozytorom różne „niesuszne” rzeczy… Kto by to pomyślał.
A „zaangażowane” oratoria już się pisywało (Słonimski pytał: „zaangażowane – przez kogo?”). W kopniętych latach 70. np. Henze i jego koszmarne We Come to the River, pod złowieszczym wpływem Edwarda Bonda.
Wtedy też (1971) Luigi Nono żądał ocenzurowania Konsula Menottiego na Maju Florenckim, jako oburzającej, antyradzieckiej propagandy.
„Przeżyjmy to jeszcze raz” : i przeżywamy, niestety, np. w całej pozornej awangardzie scenicznej, która jest wyblakłą kalką tamtych szaleństw.
Bywają oczywiście przypadki cynicznego ustawiania sobie kariery, ale napewno nie tym razem. Ma to niestety znacznie głębsze, fatalne przyczyny: wynika z dojmującego poczucia winy „wyobcowanego” artysty, z jego obrzydzenia samym sobą, że on tu gra Bacha – a tam Biafra głoduje.
W latach 70. było tego od groma. Dzisiaj także znam tragiczne przypadki, gdzie artyści zdjęci wyrzutami sumienia, że niby piją krew proletariatu, zamiast myśleć, ćwiczyć i grać, czytają szamanów, mannowskich „czarodziejów” w rodzaju Chomsky’ego, Zizka i Naomi Klein, śniąc o światowej rewolucji. Nomina sunt odiosa.
Bardzo smutne.
Jedno jest pewne, Wirtuoz nie osiągnął celu i jest nadzieja, że da sobie spokój na przyszłość z takimi pomysłami, a poglądy polityczne będzie ujawniał w wywiadach, jak ktoś o nie zapyta. Ale są sprawy, które mnie lekko zaniepokoiły. Np. Jak mógł zabierać głos na takie tematy artysta z kraju tak homofobicznego?. Albo: Dlaczego na koncercie sprzedawał towar nie zamówiony? To ostatnie pytanie padło nie tylko ze strony pharlapa, ale i na blogu Opera Chic. To pierwsze przypomina mi logikę Radia Erewań, które na pytanie Głosu Ameryki dotyczące zarobków robotników radzieckich odpowiada „A u Was murzynów dyskryminują”. Drugiemu stanowczo się sprzeciwiam. Nie podoba mi się czas i miejsce wypowiedzi Zimmermana, ale twierdzenie, że muzyk ma grac i nie wolno mu zabierać głosu, bo realizuje kontrakt handlowy, jest nie do przyjecia. Moge to zrozumieć tylko w kontekście kraju, w którym występował.
Taki mi wpadło do posłuchania coś, co jak najbardziej pasuje do tytułu wpisu
http://www.youtube.com/watch?v=gmHVj6tiIi0&feature=related
A tu część druga
http://www.youtube.com/watch?v=MBr5-m-AkHQ&feature=related
Z Piotrem Kamińskim się nie zgadzam. Uważam, że mocno przesadza. Krytyczny obecnie stosunek do polityki amerykańskiej ostatniego dziesięciolecia nie musi oznaczać rewolucyjności. Przyznam, że w latach 90-tych, gdy większość Europy odżegnała się od ingerencji w problemy światowe, Stany Zjednoczone wydawały się jedynym strażnikiem światowego porządku.
Awantura iracka oparta na fałszywych motywacjach moje zaufanie do USA przekreśliła skutecznie. Za grosz też nie rozumiem naszej fascynacji pozycją rzekomego najlepszego sojusznika USA. Jest to sojusz absolutnie jednostronny i nie ma się, czym fascynować, chyba naszą naiwnością, która od strony rządu nie jest tak wielka obecnie jak za rządów poprzednich.
Nadto Artysta nie czynił podobnych demonstracji wcześniej, więc nie wierzę, że kierowały nim motywy przypisywane przez Piotra. Raczej wiążę to z wcześniejszą likwidacją fortepianu, co w samej rzeczy mogło zmotywować do jakiejś demonstracji mało przemyślanej.
Jeśli artysta ma wyrzuty sumienia, to niech sponsoruje, działa, jak Sting (puszcze amazońskie), czy Helene Grimaud (wilki). Niech się wypowiada na blogach, w wywiadach (vide Stanisław).
Oczywiście, ma prawo powiedzieć, co mu się żywnie podoba, ale lekkim wykalkulowaniem trąci wygłoszenie tego tekstu przed ostatnim granym utworem. Gdyby powiedział to na dzień dobry, wszyscy by wyszli od razu i recital byłby z głowy. A może by nie wyszli, bo żal pieniędzy wydanych na bilety?? Zamiana Bacha na Bacewicz też wygląda na manewr z góry przemyślany.
Nie wiem.
Kojące dźwięki wydają lutnie, ale czy instrument z filmiku fomy jest lutnią?
W sprawie motywów zachowania artysty opinia Stanisława wydaje się racjonalna i uzasadniona. Nie rozdrapywałabym więcej ran z tego powodu.
Witam Dywanik po dłuższej przerwie. 🙂
Jest arcylutnią. Czyli lutnią, ale bardziej… 🙂
http://en.wikipedia.org/wiki/Archlute
A może bardziej lutnią czyli ściślej lutnią tenorową, a mniej teorbanem czyli ściślej lutnią basową?
Drogi Pani Stanisławie,
Jeżeli, jak Pan przypuszcza (a ja niekoniecznie wątpię…), poszło o prywatny fortepian, a nie o wszechświatowy imperializm amerykański (choć o nim była wypowiedź, a nie o fortepianie!), to jest jeszcze dziwniej i niekoniecznie ładniej.
Toutes proportions gardées: uniwersalna ideowość artystów kończy się tam, gdzie się zaczyna ich miłość własna. Feuchtwanger wielbił Stalina (powtarzam jeszcze raz, z mocą: toutes proportions gardées!!!), póki się nie dowiedział, że jego książki są w Związuniu cenzurowane. Od razu mu przeszło.
Krytyczny stosunek do polityki amerykańskiej nie musi oznaczać rewolucyjności, to napewno. Ale cytowani przeze mnie „czarodzieje” nie uprawiają „krytycznego stosunku”, gdyż ten opiera się na faktach. Ich domeną są bebechy.
Taką amerykanofobię zanalizowali znakomicie we Francji Philippe Roger („L’Ennemi américain”, Seuil 2002 – fascynujący rys historyczny) i Jean-François Revel („L’Obsession antiaméricaine”, Plon 2002 : esej polemiczny). Polecam gorąco.
Interwencja w Iraku to temat zbyt obszerny, zbyt skomplikowany i nazbyt wykraczający poza tematykę blogu Pani Doroty, byśmy go tutaj analizowali. W sprawie „fałszywych motywacji”, o których Pan wspomina, można mieć zresztą różne opinie, tym bardziej, że wiele na ten temat powiedziano oczywistych bredni.
Przede wszystkim jednak nie tego dotyczył mój wpis, ale przyczyn, dla których artyści robią to, co robią.
Pozdrawiam serdecznie
PK
Tak naprawdę to chyba taki kompromis pomiędzy rozpiętością a siłą
Lajza minęli w tym sensie, że mój ostatni wpis dotyczył arcylutni a nie wpisu PK.
Nie chcę się wdawac w polemiki polityczne, bo to bez sensu w tym miejscu. Zgadzam się z opinią na temat przytaczanych artystów i ich motywacji. Również się zgadzam, że motyw osobisty niekoniecznie musi być ładniejszy, ale dla mnie jest bardziej zrozumiały i po prostu ludzki. Jakoś łatwiej mi wybaczać takie błędy artystom, bo mam im za co dziękować z innych powodów i wolę spuścić zasłonę na słabostki.
Artyści to piękni ludzie nawet przy brzydocie niektórych ich czynów. Do tego artysta nie musi być wielki, żeby sprawiać radość. 4 lata temu w Materze na drodze od katedry do konserwatorium (kilkaset metrów) usłyszeliśmy piękną muzyke fortepianową na żywo. W pierwszej chwili sądziliśmy, że dobiega z konserwatorium, ale po chwili zorientowaliśmy się, że z mieszkania nad restauracją. Moja żona zauważyła, że ktoś gra prawdziwie koncertowo. Staliśmy zasłuchani, bo ktoś grał naprawdę ładnie.
Nasz zachwyt zauważył właściciel restauracji nakrywający akurat do kolacyjnych stołów. Z dumą powiedział, że to gra jego córka zaledwie piętnastoletnia. Gdy skończyła biliśmy brawo, a dziewczynka podbiegła do okna i pięknie się ukłoniła. To bardzo ładne wspomnienie z naszej podróży w 35-lecie ślubu i jesteśmy tej dziewczynie wdzięczni za radość, jaką nam sprawiła. I nie obchodzi nas, czy miała dobre stopnie w liceum ani czy przypadkiem nie podpalała trawki. To jej sprawy i nie jesteśmy powołani do ich oceniania.
Oczywiście rozumiem, że w przypadku Zimmermana jest trochę inaczej. Reprezentuje Polskę, Szwajcarię, Europę i Raje Podatkowe, więc powinien brać to pod uwagę. Można powiedzieć, że niezbyt dobrze zaprezentował. Ale muzyką zaprezentował, jak należy, i to się liczy. Żle zaprezentował gdzieś muzyką zamieniając Bacha na Bacewicz i to jeszcze z premedytacją? Obysmy tylko takie problemy mieli.
A PK serdecznie pozdrawiam.
Kilka razy miało byc zareprezentował, a wyszło „zaprezentował”. Jednym słowem źle zareprezentowałem
Dostałam program transmisji z Metropolitan Opera na sezon 2009-2010:
http://www.muranow.gutekfilm.pl/text.php?id=3b97ed9f4a62295
Jak komuś nie odpowiadały bilety za 50 lub 70 zł, to teraz ma okazję wydać 100. 🙁
W gdańskiej Krewetce transmisje z Covent Garden sporo tańsze. Popołudniowe ulgowe nawet po 30 złotych, najdroższe normalne po 70 – premierowe.
Nie wydałem 70, nie wydam i 100.
A w ogóle to nie lubię opery i kryć się ani udawać nie będę, a co!
Gostku, ale znacznie przyjemniej nie wydać 100 niż 70. To jak z tym młodym Szkotem, który pochwalił się ojcu, że zaoszczędził kilka pensów biegnąc za tramwajem, a nie wsiadając do niego i został przez rodzieciela zganiony, że nie biegł za taksówką, bo zaoszczędziłby więcej. 😆
W Warszawie biegłbym za konną dorożką. Zaoszczędziłbym więcej niż biegnąc za taksówką, a bym się tak nie zmęczył.
😆
Bobiczku, Ty jesteś genialny 😆 Przy najbliższym pobycie w Krakowie przebiegnę się za dorożką, a zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przeznaczę na jakieś miłe jedzonko (w końcu po biegu człowiek musi się pokrzepić) 😉
Bo ogólnie multipleksy mogą sobie taniej liczyć. Stać je na to. Muranów jest kinem studyjnym, któremu trudniej zarobić. Postanowili tam więc, że jak już od czasu do czasu będą musieli zarywać tę sobotę, to niech im się zwróci…
Fajny ten Karamazov, bez Stinga co prawda, ale mu tym razem wybaczymy 😉
Wracając do motywów KZ – czy osobisty, czy inny. W Polsce też (poprzednim razem) zniszczył mu się fortepian na wertepach po drodze do Katowic. A poza tym jednej ze skrzypaczek z jego orkiestry celnicy zatrzymali wypożyczone zabytkowe skrzypce, cała heca z tym była. KZ nie powiedział ani wtedy, ani teraz, że już nigdy nie przyjedzie do Polski. Ale przyjeżdża tak rzadko, że tak jakby nie przyjeżdżał 🙁
Pięknie gra lutnista …
Ale mistrzem świata będzie, kiedy złapie chwyt barre przez wszystkie struny 🙂
No, panie zeen, jak łapać barre po strunach sympatycznych? Po co?
Powiem więcej – cała radocha NIE łapać, tylko smyrgać po otwartych, jak Lifeson.
No, panie Gostek, nie chciałby zobaczyć wzkazującego jak stąd do Wołomina?
Noo, przydałby się czasami, ale ogólnie rzecz biorąc to starczy mi taki, jaki mam 🙂
Ech, gitarzyści… chwytają i smyrgają 😀
Skrzypkom i innym takim też się zdarza chwytać i smyrgać.
Pianiści to już tylko smyrgają… albo rąbią…
Czym się smyrganie różni od smyrania?
Pytam, bo może się okazać, że to kwestia w życiu psa kluczowa, a ja nawet o tym nie wiem. 🙄
Iniesta smyrgnął piłę do bramki, a w domu posmyra kota, jeśli ma.
W moim słowniku smyrgać = szybko przebierać paluchima np. po strunach.
Także: mysz smyrgnęła do dziury przed kotem.
Kot smyrgnął na drzewo przed psem.
Jak najsłuszniej prawicie, kumie 🙂
Ktoś smyrga, a kogoś się smyra…
Kumie?
No, to z Gostkiem do chrztu podawaliście wspólnie, ino kogo?
🙂
😆
A coś taki ciekawy, Zeenobiuszu Ulubiony, hę?
Podawali kogo chcieli i gdzie chcieli. 😀
Kuma sooobie siedziała, motek niiiici zwijała.
Kum dziwooował się kumie, kum dziwooował się kumie
Kum dziwoooował się kumie, że tak pięknie wić umie 😉
Chyba już zrozumiałem. Gdyby Iniesta smyrgnął mną do bramki, to ze wszelkim smyraniem mógłbym się pożegnać, przynajmniej na czas pobytu w szpitalu, jeśli nie na ament. Ale gdyby mi się udało smyrgnąć przed nim na trybuny, to nic by nie było i może jeszcze na smyranie do Pani Kierowniczki bym zdążył. Zgadza się? 😆
Kuma sooobie siedziała, kota leeeko smyrała,
a kum koootu zazdrościł, aż poliiiiczył mu kości,
teraz koooot się dziwuje, jak kum doooobrze rachuje 😀
Bobiczku 23:27, exactly 😆
http://www.youtube.com/watch?v=u5zXtoD7yHs
😆
Z pewnym zakłopotaniem przekonałam się nausznie, że to chyba jedyna wersja dostępna na tubie 😉
Moniuszkiego nie lubimy! 😥
A właśnie wczoraj były jego urodziny…
Beato, mniejsza o wersję. Ważne, że kuma mimo wstępnych trudności w końcu jednak trafiła do domu. 🙂
A to Moniuszki życzył sobie na urodziny, żeby go lubić? 😯
Możemy własne zwrotki dośpiewać i będzie więcej wersji w Tubie.
Dobranoc! 🙂
Padam na kufę.
Em Te Sieeedem zasiadła, lecz na kuuufę już padła,
Kufa baaardzo zaspana, kufa baaardzo zaspana,
Kufa baaardzo zaspana… będzie spać aż do rana!
Kierowniiictwo do kufy ciche śleee zwiszenrufy,
chce ją ooodwieść od spania, ku śpiewaaaniu się skłania…
Kufa sięęę nie załapie, od kwadransa już chrapie! 😉
Ale Boobik domowy zawsze śpieeewać gotowy,
Lubi wyyyć do Księżyca, lubi wyyyć do Księżyca,
Lubi wyyyć do Księżyca… więc na pole już hyca! 😀
A ja lubię Moniuszkiego, szczególnie kiedy dyryguje inny pan na M. Z okazji przypomnienia o minionych urodzinach zakładam na uszy Śpiewnik domowy:
Po noocnej roosie mknij dźwięczny głoosie, niech się twe echo rozszeeerzy.
Dobraaanooc 🙂
Może na dobranoc niech się echo za bardzo nie rozszerza 😆
Miłych snów! 😀
Patrzy Booobik do góry, miast księżyyyca są chmury,
a na pooolu ni drzewa, komu teeeraz zaśpiewa?
Bo tak wyyyć bez publisi… Bobikowi to wisi! 😆
Kierowniiiczka z okienka na Bobiiczka wnet zerka,
I wyciąąąga wciąż szyję, i wyciąąąga wciąż szyję,
I wyciąąąga wciąż szyję… niech jej Bobik zawyje! 😀
Bobik nieee jest od tego, wyje więęęc Moniuszkiego,
choć to cięęężka jest walka, aż podaaarła się halka,
ale cooo tam bielizna, grunt to sztuka, trza przyznać. 😀
Pięknie Boobik się spisał, czeka peeełna więc misa,
Kolacyyyjne szamanie, kolacyyyjne szamanie,
Kolacyyyjne szamaaanie… i po brzuszku smyranie!
Dobranoc 😀
Czemu ja tego wcześniej nie wiedziałem? Co wieczór przychodziłbym wyć! 😆
Dobranoc. 🙂
Nic straconego – zapraszam na kolejne wieczory 😆
Jeszcze o proteście Krystiana Zimermana: podobnie jak Pani Redaktor zastanawiam się, czy sala koncertowa, do której przychodzi publiczność, aby obcować z pięknem sztuki, z „absolutem”, jest właściwym miejscem na tego rodzaju manifesty? Gdyby popaść w skrajność, to na dobrą sprawę każdy koncert mógłby się zaczynać od jakiegoś manifestu występującego artysty, protestujacego przeciwko lub w obronie czegoś. Wszak każdy bez wyjątku muzyk ma swoje prywatne poglądy: walczy o ocalenie delfinów, nie godzi się z wycinaniem amazońskiej puszczy, protestuje przeciwko jakiejś rocznicy, sprzeciwia się działaniom rządu w takim, czy innym kraju… Bez wątpienia, sporo jest na świecie spraw, przeciwko którym trzeba protestować, i to głośno. Osobiście jestem zgadzam się z Panią Redaktor, że sala koncertowa nie jest miejscem na tego rodzaju inicjatywy. Oczywiście, można spojrzeć wstecz i przypomnieć sobie, że na przykład Paderewski przed kazdym swoim koncertem w USA wygłaszał płomienne poparcie dla polskich ambicji niepodległościowych. Jednak, jak się zdaje, działo się tak, gdyż w owych czasach nie było jeszcze tylu źródeł informacji i tak sprawnego medialnego przekazu, jak dzisiaj. W dzisiejszych czasach jest przecież tyle innych miejsc i innych form, w których artysta może bez przeszkód wyrażać swoje prywatne poglądy i protestować niemniej głośno: na swojej stronie internetowej, w liście otwartym, przy okazji wywiadów we wszelkich możliwych mediach.
Warto pokłonić się przed Krystianem Zimermanem, gdy nagrywa, gdy poszukuje idealnych interpretacji i brzmień wykonywanych przez siebie utworów. Naczelną kwestią dla niego jest sztuka czysta, granicząca wręcz z platońskim ideałem. Niepotrzebnie, aby ten platoński ideał, wypracowywany przez artystę w takim trudzie przez tyle lat – kalać teraz polityką.
Witam JC i nic raczej dodawać nie muszę 🙂